30: Za i przeciw
W gabinecie siedziała doktor Ahn, kobieta około czterdziestki z włosami do ramion, szarych oczach i jasnej karnacji. Przy oku miała charakterystyczny pieprzyk a na ustach przyjazny uśmiech.
-Dzień dobry- przywitała mnie.
-Witam panią- odpowiedziałam nieśmiało.
-Pani Y/N.. pierwsza wizyta w naszym szpitalu?
-Tak..
-Proszę się nie krępować- powiedziała ciepło- jestem tu by pani pomóc.
-Jak najbardziej...
-Proszę mi opisać pani problem.
Powiedziałam jej w jakiej sprawie przyszłam, ta wysłuchała mnie uważnie notując niektóre informacje na komputerze i zdając mi pytania dotyczące mojego samopoczucia, objawów, cyklu miesiączkowania i innych tego typu rzeczy.
-Wykonamy badanie USG i pobierzemy krew do badań. Proszę się położyć- wskazała mi leżankę lekarską.
Posłusznie zajęłam miejsce, lekarz zaczęła przygotowywać sprzęt. Nałożyła mi specjalny żel na brzuch i podbrzusze i za chwilę przyłożyła zimny przyrząd do mojego ciała.
-Zobaczmy, co my tu mamy...- mruczała pod nosem- Oh! Jest!
Skierowała ekran w moją stronę pokazując palcem na małą ciemną plamkę w czarno-białym obrazie.
-Ten pęcherzyk, to pani dziecko. Mogę śmiało ocenić na 4 tydzień- czyli pierwszy trymestr. Przy około 6-7 tygodniu będę mogła pani puścić bicie serduszka.
-Naprawdę? Tak szybko?
-Tak.
-A czy... jest jakiś termin w okresie rozwoju płodu na to aby wykonać aborcję?
Doktor Ahn popatrzyła na mnie smutno i westchnęła.
-Aborcję można wykonać w każdym terminie, ale jest to dość bolesny zabieg z powikłaniami. Czy jest pani absolutnie pewna, że chce pani dokonać usunięcia?
Spojrzałam ponownie na ekran gdzie wciąż wyświetlane było miejsce w którym rozwija się fasolka. Niewinna, malutka, chętna życia... czekająca aby wydać z siebie pierwsze tchnienie i ujrzeć swoją matkę...
Pokochać ją bezgranicznie swym małym sercem i oddać się pod jej opiekuńcze skrzydła...
-Moja decyzja jeszcze nie jest pewna... wciąż ją rozważam.
-Rozumiem, w takim razie gdy będzie już pani zdecydowana proszę mi powiedzieć podczas najbliższej wizyty za parę dni. Odbierze pani wyniki krwi oraz umówimy się na zabieg.
-Dobrze, dziękuję.
-Chce pani zdjęcie USG?
-Tak, poproszę.
Pielęgniarka pobrała mi krew, a po chwili wychodziłam już ze szpitala z opatrunkiem na ręce i kopertą ze zdjęciem.
W samochodzie wyjęłam je z torebki i jeszcze raz się mu przyjrzałam. Nie wiedzieć czemu ale położyłam palec w miejscu zdjęcia fasolki, tak jakbym chciała ją dotknąć, chwycić za rękę. Chyba odzywają się już we mnie matczyne hormony.
-Cześć...- wyszeptałam lekko wzruszona- nie mogę uwierzyć, że tak szybko rośniesz. Musisz być duża i silna... jeszcze nie wiem co się z tobą stanie ale... kocham cię...
Tak...
Pokochałam je... moje dziecko..
Nasze dziecko...
Właśnie..
-Jak ja mam powiedzieć o tobie Chrisowi?- dalej rozmawiałam sama do siebie.
Właśnie wtedy dostałam wiadomość
Czat z: Channie💕
-Jesteś w domu?
-Dzwonię i Dzwonię tym dzwonkiem i nikt mi nie otwiera.
Jesteś u mnie?-
-Teraz już nie, chciałem wpaść na chwilę ale ciebie nie było.
-Będę wieczorem
Przepraszam-
-Nic się nie stało :)
Odjechałam do domu
꧁𑁍꧂
SMS-em wysłałam zdjęcie fasolki Tuan a ona odpisała mi gradem słodkich emotek.
Po powrocie do domu zaparzyłam sobie herbaty I zorganiozowałam wieczorek z książką i kocem na kanapie w salonie.
Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...
꧁𑁍꧂
Przebudziłam się gdy poczułam jak unoszę się w powietrzu.
Silne ramiona trzymały mnie w stylu panny młodej a delikatny oddech muskał moje włosy.
Za chwilę znalazłam się w łóżku, przykryta kołdrą, ciepłe wargi ucałowały mnie w policzek.
Wyszedł z pokoju i zamknął się w łazience.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie jednak zaraz pobladłam gdy przypomniałam sobie o kopercie leżącej luzem na przedpokoju.
Cichaczem na palcach przekradłam się z sypialni na korytarz starając się nie nadepnąć na żadną skrzypiącą deskę w podłodze.
Słyszałam szum prysznica zza drzwi, czyli jeszcze się kąpie.
Jednym ruchem złapałam za kopertę i truchtem wróciłam do pokoju chowając kopertę do szuflady biurka.
Plaster z gazą, który wciąż miałam na zgięciu ręki zerwałam boleśnie wyrzucając do kosza.
Muszę zorganizować sobie jakąś teczkę na wyniki i dobrze ją schować.
Wskoczyłam pod pierzynę i udawałam, że śpię.
Minutę później, łazienka została odkluczona a ja słyszałam jego kroki.
Zacisnęłam mocno powieki gdy zbliżył się do łózka.
Chwilę krzątał się jeszcze po pokoju aż finalnie legnął się na materac oplatając mnie w talii ramieniem I dłoń umieszczając idealnie w miejscu gdzie znajdowała się fasolka.
Nie minęło kilka chwil a jego uścisk stał się luźniejszy, zasnął.
Wpatrywałam się pusto w przestrzeń przedemną, wzięłam jego rękę w swoją i kciukiem gładziłam jej zewnętrzną część.
-Miejmy nadzieję, że się nie domyśli- pomyślałam.
Moje serce przepełniało ciepło gdy tam razem leżeliśmy, a Chris nieświadomie nabrał kontakt ze swoim nie narodzonym dzieckiem.
Przez to, że nie mogłam zasnąć, rozważałam za I przeciw aborcji.
Gdybym usunęła dziecko, nic bym o nim nie powiedziała Chrisowi.
Byłam pewna, że chciałby je zatrzymać a to nie wchodzi w grę z jego karierą.
Wyszedł by z tego niesamowity skandal, a on sam nie był dobrym materiałem na ojca przez wzgląd na jego zawód.
Brak czasu, wiecznie zapracowany i w trasie. Pozycja lidera to nie bułka z masłem...
Nie chciałabym tak żyć...
Jednak gdybym zdecydowała się urodzić...
Musiałabym rozstać się z Chanem dla dobra nas wszystkich.
Nigdy nie dowiedział by się o swoim dziecku, prowadził by wspaniałą karierę a później gdy zespół zakończy swoją działalność, znalazł by sobie dobry materiał na żonę i założył rodzinę... W spokoju.
Ja natomiast wychowam dziecko sama... bez ojca...
Nie byłoby łatwo ale, dla mojego maluszka jestem w stanie to zrobić.
Dbałabym najlepiej jak umiem, wyszło by na ludzi, dostało by się do dobrej szkoły I wyrosło na porządna osobę.
Może kiedyś bym zdradziła kto jest jego drugim rodzicem...
Ciężka decyzja...
Ale w obu wypadkach Chan, nie może dowiedzieć się o istnieniu dziecka.
Muszę się z tym przespać a rano postaram się podjąć decyzję.
Kiedy już miałam zamknąć oczy i postarać się zasnąć Chan niespodziewanie zaczął się krztusić i poderwał do siadu przez sen.
-Boże Chan co się dzieje?!- zapytałam zmartwiona gdy wyszedł szybko z pokoju.
W kuchni urwał kawałek papieru a gdy się odwrócił zobaczyłam krew.
-Co się stało?!
-To nic.. już tak mam.
-Ale dlaczego?
-Problem z przegrodą nosa. Czasem muszę udać się na zabieg do szpitala aby lekarz zatrzymał krwawienie.
-To nie jest normalne
-Wiem... ma to też swoje powikłania..
-Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?
-Nie chciałem cię martwić- usiadł na krześle.
Ja zajęłam drugie i co rusz podawałam następny listek papieru.
Podsunęłam mu kosz na śmieci obok nóg i czekałam aż krwotok ustanie.
-Długo już tak masz?
Pokiwał głową.
Westchnęłam
-Następnym razem..- chciałam dokończyć słowami ,,mówi mi wszystko" ale było by to nie wporządku.
Ja nie jestem z nim w 100% szczera, więc on również nie musi.
-Co?- wyrwał mnie z zamyśleń.
-Nie nic- machnęłam ręką.
Spojrzał na mnie badawczo.
-Co ci się stało w rękę?- wzrokiem wskazał na siniaka w zgięciu.
Zakryłam je dłonią
-Nic, uderzyłam się w kuchni.
Zrobiłam mu jeszcze zimny okład i przykładałam do karku oraz zatok.
Kiedy powstał skrzep i krew przestała lecieć, sprzatnęliśmy cały bałagan i wróciliśmy do łózka.
꧁𑁍꧂
-Y/N tęskniliśmy!- Kui przytuliła mnie a zaraz po niej Lan i Kanya.
-Ja też za wami tęskniłam- odwzajemniłam jej entuzjazm.
Wróciłam do staffu Twice w pełni gdy skończyłam projekty dla Ji-U.
Dzisiaj mieliśmy luźną sesję zdjęciową do magazynu, w którym dziewczyny udzielą wywiadu.
-Wydarzyło się coś ciekawego pod moją nieobecność?
-Ah, nic takiego. Życie przeminęło na spokojnie. Chociaż.. parę razy zaszalałyśmy na imprezie. A u ciebie? Jesteś bardziej rumiana odkąd się widziałyśmy.
-Cóż.. zmieniło się.. naprawdę sporo.
-Co ty na to, żebyśmy poszły na kawę po sesji i wszystko nam opowiesz?
-Brzmi dobrze.
-Okej- Lan klasnęła w dłonie- do roboty.
Z naszego grona ja miałam najmniej roboty ale też nie nudziłam się podczas przygotowań.
Pomagałam koleżankom oraz sprzątałam pędzle i gąbeczki.
-O! Dawno się nie widziałyśmy!- powiedziała Tzuyu siedząca na fotelu.
-Tak, ciebie również miło widzieć- uśmiechnęłam się niezręcznie a z rąk wypadło mi parę drobiazgów- przepraszam..
-Nie masz się co peszyć, wszystko w porządku- dodała podając mi mini paletkę, która spadła na podłogę.
-Dziękuję
Reżyser zawołał wszystkich na plan i już idolki stały w świetle fleszy.
꧁𑁍꧂
Po skończonej pracy tak jak się umówiłyśmy, poszłyśmy do najbliższej kawiarni.
Zwierzyłam się koleżankom ze wszystkiego co się zdarzyło po moim odejściu. A przede wszystkim o ciąży.
-Żartujesz?!- wykrzyknęła Lan a Kui zakrztusiła się kawą.
Nic nie odpowowiedziałam.
-Oh Y/N to cudownie!- pisnęła Kanya.
-Będzimy ciociami!
-Myślicie, że będzie chłopiec czy dziewczynka?
Dziewczyny szczebiotały pomiędzy sobą jakie to mam szczęście, że zaszłam w ciążę. Całkowicie zapomniały o tym, jakie będą konsekwencje dla mnie i Chana w tej sprawie.
Było mi trochę smutno ale ukrywałam to pod maską uśmiechu aż do momentu gdy wróciłam do domu.
꧁𑁍꧂
Słowa(1417)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro