10: Czy ja się zakochałem?
Tak samo jak wczoraj wieczorem, miałam ochotę przejść się z Soju na długi spacer nad rzeką Han.
Dziś zapowiadała się wyjątkowo chłodna noc jak na środek wiosny dlatego zabrałam ze sobą cienki szalik.
Doszliśmy z pieskiem do promenady i zaczęłam przyglądać się powolnym ruchom wody, Soju zaczął drapać mnie po nogach dlatego wzięłam go na ręce i pogłaskałam po główce aby też zobaczył piękną panoramę miasta odbijającą się od szklistej wody.
Mimo iż psu chodziło pewnie o coś innego i nie rozumiał, to ja byłam szczęśliwa gdy trzymając jego małe ciepłe ciałko przy piersi oglądałam ten piękny widok, który tak kochałam.
Postawiłam go po dłuższej chwili na ziemi i wyciągnęłam z kieszeni kilka smaczków, zabrałam je z domu tak po prostu.
Mały już chciał rzucić się na przysmaki jednak ja zacisnęłam pięść.
-Coś za coś, zobaczymy czy umiesz podać łapkę. Siad!- Powiedziałam stanowczo, psiak posłusznie posadził swój zadek na chodniku.
-Łapa! Dobrze! Druga łapa!- byłam zadowolona z posłuszności pupila. Widocznie przed tym jak poprzedni właściciel go zostawił musiał go nauczyć paru trików.
Kiedy już chciałam dać mu przysmaczek, ten podniósł się na tylnich łapkach i zamachał prosząco dwoma przednimi.
Zaskoczona zaśmiałam się i dałam mu wszystkie przysmaczki jakie miałam.
-Dobry pies!
Szliśmy dalej wdychając wodną bryzę.
Szczerze mówiąc, z tyłu głowy miałam cichą nadzieje, że znów spotkam Chana z Berry i moglibyśmy się przejść razem tak jak ostatnio. Chłopak miał w sobie coś uzależniającego, przez co po powrocie z pracy myślałam tylko o tym aby go spotkać ponownie.
Jednak po dłuższym rozglądaniu się nie mogłam go nigdzie dostrzec.
-Widzisz gdzieś Berry, Soju?- zapytałam psa ale on tylko patrzył na mnie swoimi dużymi ciemnymi ślepkami.
Odwróciłam się na pięcie z zamiarem powolnego powrotu do domu.
Kiedy uszłam parę kroków usłyszałam głośno mówione, swoje imię.
-Y/N!- odwróciłam się a z pośród tłumu wyłonił się ten o którym tak mocno myślałam- Miałem nadzieję, że cię tu zobaczę- uśmiechnął się jak zawsze z lekką zadyszką. Berry zaczęła skakać do Soju.
Ja z bananem na twarzy przyglądałam się mu jak łapie oddech. Tym razem ubrany był w skórzaną kurtkę i ciemne jeansy a na twarzy miał maseczkę jednak te oczy rozpoznałabym wszędzie.
Włosy miał nieco potargane przez lekki wiatr jednak dodawało mu to swojego uroku.
-Miło cię znów widzieć- uśmiechnęłam się szeroko.
-zapomniałem cię spytać w pracy czy dziś również masz ochotę na wspólny spacer- podrapał się w tył głowy.
-Ja nawet nie pomyślałam aby zapytać, przyznam szczerze.
On się tylko zaśmiał.
꧁𑁍꧂
Minął tydzień od naszego wspólnego spaceru.
Chodziliśmy na nie każdego wieczoru razem z psami.
Spotykaliśmy się zawsze w tym samym miejscu, obok ławki z dużą latarnią.
W pracy dziewczyny raz z Chrisem zapoznali mnie osobiście z każdym członkiem zespołu, przez co moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi z podekscytowania.
Znałam teraz osobiście nie tylko BTS ale też mój ulubiony zespół przez co moja wewnętrzna Stay wrzeszczała i piszczała z radości.
Kilka razy udało mi się nawet wyskoczyć z nimi na kawę do kawiarni na parterze wytwórni, tak samo z moimi koleżankami, Nicholasem oraz z Kui i Kanyą o których cały czas pamiętałam i widywałam się często podczas przerwy.
Przez te krótkie półtora tygodnia zupełnie zapomniałam o tym, że nie ma Tuan.
Sprzątałam właśnie moje stanowisko po skończonej sesji zdjęciowej gdy moja komórka zawibrowała w kieszeni.
Odebrałam szybko telefon.
-Tak słucham?
-Zapomniałaś o mnie?- usłyszałam dobrze znajomy mi głos.
-Tuan moja kochana! Dlaczego nie odzywałaś się zupełnie podczas tego wyjazdu?- wykrzyczałam uradowana na co Chow zaśmiała się głośno.
-Nie miałam zupełnie czasu, moi rodzice tak rozgospodarowali czas, że szczerze to nawet dobrze tam nie spałam- powiedziała, jak mogłam się domyślić również przewracając oczami.
-Hahaha, kocham za to twoich rodziców- znałam państwa Cheong osobiście, Tuan zabrała mnie kilka razy na weekend do siebie gdzie robiliśmy wspólne ogniska i karaoke na podwórku aż do późnej nocy.
Byli to bardzo mili nieco starsi ludzie, którzy kochali swoje dwie córki- Tuan i jej
starszą siosrtę Tuyen. Ale zapału mieli jak nie jedno dziecko, dużo jeździli na wycieczki w ciekawe miejsca, organizowali dużo przyjęć rodzinnych przez co Tuan miała bardzo dobre kontakty ze swoimi ciotkami, wujkami oraz kuzynkami i kuzynami.
Jednym słowem, byli bardzo przebojowi i nieprzewidywalni.
-Tak, ja też ich kocham, ale mniejsza. Masz dziś wolny wieczór?
-Hmm, wieczór raczej nie- myślami wróciłam do spotkania z Chanem- ale teraz popołudnie mam wolne, właśnie wychodzę z pracy.
-O to super! Mogę podjechać po ciebie i pojedziemy do twojego mieszkania.
-Brzmi spoko, to będę czekać na ciebie przed wejściem do wytwórni.
-Oki, pa!
-Paaa!
Rzuciłam przelotne ,,do zobaczenia" dziewczynom i Nickowi i wyszłam z sali.
Tuan przyjechała bardzo szybko dzięki czemu w równie szybkim tempie dotarłyśmy pod mój blok.
-Cieszę się, że wróciłaś- mówiłam do niej otwierając drzwi do mieszkania.
W tym momencie Soju zaczął przenikliwie szczekać na widok nowo przybyłej.
-O jejku! Sprawiłaś sobie pieska?! Cześć słodziaku!- wychyliła dłoń do psa.
-Nie do końca, jest u mnie tymczasowo. Ktoś go porzucił dlatego szukam mu nowego domu.
-To straszne- spojrzała czule na szczenię- Jak się wabi?
-Soju
-Oryginalne imię- zaśmiała się
Weszłyśmy do kuchni a dziewczyna wyjęła z torebki butelkę alkoholu dla mnie a sama, jako iż prowadzi, postawiła na zwykłą herbatę.
Kiedy my krzątałyśmy się w kuchni, piesek nie opuszczał Tuan ani na krok. Drapał ją po nogach aby wzięła go na kolana, lizał ją po rękach i bawił się z nią swoją kolorową piłeczką.
-Boziuniu jaki on jest uroczy- mówiła przyjaciółka po raz enty rzucając mu zabawkę na drugi koniec salonu.
-Ta, uroczy ale też i brojny. Pogryzł mi buty gdy pierwszy raz został sam.
-To dało by się wyćwiczyć, kilka lekcji posłuszeństwa dobrze by mu zrobiło. Oraz duża ilość atencji. Właśnie, co robisz z nim gdy jesteś w pracy? Nie sądzę, że zostawiasz go na całe dnie samego u ciebie w mieszkaniu.
-Nie, załatwiłam mu opiekę dzięki znajomemu. Rano jedzie z nim do jego brata a wieczorem wraca do mnie.
-Mhmmm, a to na pewno nie jest nikt więcej niż tylko jakiś tam znajomy?- poruszyła brwiami w górę i w dół.
Spojrzałam na nią krzywo.
-Nie, zbyt krótko się znamy. A to, że odwozi mojego psa jeszcze nic nie znaczy.
Tuan zrobiła kwaśną minę na moje słowa.
-A już myślałam. Słuchaj ty w końcu musisz sobie kogoś znaleźć, może pójdziesz na kilka randek w ciemno?
-Nie mam czasu na takie błachostki. Poza tym miłości nie szuka się na siłę, ona sama musi przyjść do nas.
-A ty jesteś, żywym dowodem na to iż twoja miłość się spóźnia. Ty w ogóle miałaś kiedyś chłopaka?
Pokręciłam przecząco głową, nigdy nie umawiałam się z kimś na poważnie. No chyba, że w przedszkolu, ale tego nikt nie bierze na serio. Co ledwie 4 letnie dziecko może wiedzieć o miłości.
Pociągnęłam kolejnego szota i poszłam odstawić do kuchni pustą już butelkę po wódce.
-Będę się zbierać- krzyknęła Tuan podchodząc do wieszaka po swoją kurtkę.
Szczenię nagle przybiegło do niej i zaczęło piszczeć, tak jakby chciało powiedzieć ,,Nie zostawiaj mnie! Zabierz mnie ze sobą, proszę!"
-O matko, mały nie rób takich słodkich oczek bo się jeszcze zakocham- powiedziała i podniosła psa przytulając do piersi.
-Widać, że się polubiliście- oparłam się o ścianę w korytarzu.
-No chyba- dziewczyna popatrzyła prosto w oczy pieska.
-A może- podsunęłam jej propozycję- wzięłabyś go do siebie?
-Szczerze, to mogłabym go z miejsca zabrać do domu i pokochać całym sercem. Ale wiesz, że nie mieszkam sama. Musiałabym podjąć tę decyzję z Hyunem...
-To może zróbmy tak, zagadaj do niego jeszcze dzisiaj i daj mi jutro odpowiedź. Jeżeli będzie trzeba więcej czasu to powiedz.
-Okey, tak zrobię. Trzymaj się młoda- ucałowała mój policzek i nosek Soju i wyszła.
-Chyba znalazłeś nowy dom- zagadnęłam do niego- Unnie ma dar przekonywania zobaczysz, że jutro przyjdzie uradowana po ciebie i zabierze cię do siebie do domu.
Idziemy na spacer do Berry i Chana? Ten ostatni raz?- mały zamerdał ogonem.
Byliśmy już na promenadzie i szukałam wzrokiem Chrisa. Dostrzegłam go w końcu jak szedł w naszą stronę, jednak nie widziałam przy jego nogach Berry.
-Hej! A gdzie Berry?
-Cześć, dzisiaj wyjechała do domu- uśmiechnął się krzywo.
-Heh, nic nie szkodzi. W sumie to będzie chyba też nasz ostatni spacer- pokazałam głową na Soju- Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, moja przyjaciółka zabierze go jutro do siebie do domu... na zawsze.
-Oh! To chyba dobrze.
-Tak, ale będę strasznie tęsknić za tą małą mordką.
-Ale będziesz też go pewnie odwiedzać i przynajmniej wiesz, że trafi w dobre ręce.
-Racja
Poszliśmy spory kawałek na północ, przez co dotarliśmy prawie do końca promenady.
-Chyba czas wracać- powiedziałam.
-Rzeczywiście, robi się dość późno. Ale może cię odprowadzę?- zapytał nieśmiało
-Umm, okej czemu nie.
-Nie chcę aby po drodze coś ci się stało
-Jasne, dzięki za troskę.
Chris szedł z nami aż pod mój blok rozmawiając i śmiejąc się ze mną.
-O tam- pokazałam na okno mojej sypialni- jest moje mieszkanie. 5 piętro, pierwsze od lewej.
-Widzę- uśmiechnął się czarująco- Słuchaj Y/N...
-Tak?
-Czy.. mimo tego, że Berry i Soju już z nami nie będzie. To i tak czy siak możemy spotykać się co wieczór? Lubię z tobą spędzać w ten sposób czas- to ostatnie dodał nieco ciszej ale ja i tak słyszałam. Moje serce podskoczyło.
-Wiesz.. Jasne, że możemy. Nawiasem mówiąc, ja też lubię nasze spotkania- dodałam zawstydzona.
Chłopak zaśmiał się nerwowo.
-To, do zobaczenia jutro w pracy- powiedziałam i bez żadnej mojej kontroli przytuliłam go. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, jakaś wewnętrzna siła mnie pchnęła w jego objęcia.
Mocne perfumy Chrisa załaskotały mnie w nos, a na sobie czułam jak jego serce szybko bije. On sam był tak ciepły niczym mały kaloryferek, do którego chciałabym się przytulić w zimową noc.
Chan również objął mnie swoimi silnymi ramionami.
Nie wiem ile w rzeczywistości trwał nasz przytulas ale dla mnie była to błoga wieczność.
POV CHRISTOPHER BANG: (veri profeszynal- dop. autorka)
Dziewczyna odsunęła się ode mnie i pospiesznie odeszła z psem do klatki schodowej.
Odprowadziłem ją wzrokiem i patrzyłem jak światło najpierw zapala się na korytarzu a potem w jej mieszkaniu.
Cały czas czułem na sobie jej ciepło i słodki zapach szamponu do włosów.
Od kiedy pierwszy raz ujrzałem ją za kulisami na naszym koncercie, moje serce biło szybciej na jej widok i każdy jej uśmiech czy drobny gest.
A gdy dowiedziałem się, że ma zastąpić Ji-U byłem wprost przeszczęśliwy.
Oczywiście, martwiłem się stanem Ji-U, bądź co bądź była moją znajomą z pracy.
Ale sama myśl o Y/N przyprawiała mnie o motyle w brzuchu.
Chciałem być blisko niej...
Czy ja się zakochałem?...
꧁𑁍꧂
Trzeba chyba częściej zmieniać POV na Chana ;)
Słowa(1751)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro