Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

42: Miłość od pierwszego wejrzenia

POV: CHRISTOPHER BANG

Dochodziła 18.
Siedziałem samotnie w swoim studiu i komponowałem nowe kawałki pośród ciszy.

Godzinę temu dostałem wiadomość od chłopaków, że poszli na miasto i wrócą późno.

Ucieszyłem się, że aktywnie korzystają z tych paru tygodni wolnego spędzając wspólnie czas.

Dostałem propozycję pójścia z nimi ale powiedziałem, że nie mam ochoty. Poza tym miałem akurat dużą wenę do pisania tekstów i chciałem ją wykorzystać.

Gryzłem ołówek starając dobrać się odpowiednie słowo do tekstu, noga mi skalała ze skupienia uderzając o biurko.

Zmarszyłem brwi gdy usłyszałem dzwonek mojego telefonu.

Numer nieznany.

Odebrałem.

-Halo?

-Chan- usłyszałem jęczenie- musisz mi pomóc...

Y/N.

Cholera.

-Ah. To tylko Ty- prychnąłem.

Kiedy się rozstaliśmy usunąłem jej numer z kontaktów dlatego nie rozpoznałem, że to ona dzwoni.

-Błagam cię- płaczliwym tonem ciężko oddychała- potrzebuję pomocy.

Słyszałem, że była na skraju wytrzymania ale starałem się udawać, że nic mnie nie obchodzi.

-Nie mam ochoty wdawać się w twoje głupie gierki. Kończę- zimno uciąłem.

-Nie proszę cię!- za chwilę wrzasnęła z bólu- Chris błagam cię! Nikt nie odbiera telefonów a mi wody odeszły!- płakała.

Wody jej odeszły? Co ona bredzi?

-Co?- Zapytałem.

-Nie ma czasu, później ci wyjaśnię. Proszę cię, przyjedź jak najszybciej do mnie zanim będzie za późno.

Westchnąłem rozmasowywując czoło.

-Dobra..- zacisnąłem zęby- Będę za chwilę.

Rozłączyłem się.

Byłem cholernie zły, że się zgodziłem.
Nie chciałem z nią trzymać kontaktu ze względu na naszą wspólną przeszłość.
Ale jej, rzeczywiście coś chyba było.

Z wkurzoną miną wyszedłem z wytwórni i pędziłem samochodem na złamanie karku.

Niechlujnie zaparkowałem i wparowałem do bloku a potem do mieszkania.

-Y/N?- zawołałem i szybko wszedłem do kuchni.

Dziewczyna siedziała na krześle trzymając się za spuchnięty brzuch, cała spocona i zapłakana.

Była ciężarna.

-Co... jak.. ty?!- zaskoczony zacząłem latać wzrokiem to na jej twarz to na brzuszek.

-Nie teraz! Wszystko po drodze. Bierz torbę z mojej sypialni i jedziemy- zarządziła oddychając ciężko.

Złapałam się za skronie i wziąłem głęboki oddech.

-Okej. Umm, postaraj się oddychać- poradziłem bezsensownie.

-Serio?- ironicznie odpowiedziała.

Rzuciłem się do sypialni zabierając zapakowaną torbę turystyczną.

Zwróciłem też szybko uwagę na przygotowany kącik dziecięcy w rogu pokoju.
Co tu się do jasnej ciasnej dzieje?!

-Już- wróciłem do niej- musisz wstać.

Podałem jej rękę i otoczyłem ramieniem pomagając podnieść się do pionu.

Jej ubrania kleiły się do ciała a ona sama była spanikowana.

Zarzuciłem kurtkę dziewczynie na ramiona I poprowadziłem na zewnątrz na chwiejnych nogach.

-Fuck- zaklęła z kolejnym skurczem.

-Spokojnie, jeszcze trochę.

Ostrożnie posadziłem ją na miejscu pasażera zapinając pas.

Wskoczyłem za kierownicę i szybko wpadłem na główną drogę.

Y/N oddychała szybko i niespokojnie a łzy leciały jej z oczu.

-Możesz mi teraz wyjaśnić jak to się stało, że jesteś w ciąży?- zapytałem z brwiami nisko.

-To nie jest teraz ważne- wychrypiała.

-Czyżby Jeongguk doczekał się potomka?- zaśmiałem się gorzko ukradkiem obserwując jej reakcję.

-Musisz mi teraz dowalać?!- krzyknęła.

-Oh, przepraszam- uśmiechnąłem się wrednie- może jego też zdradzasz na prawo i lewo? Chyba specjalizujesz się w tym. Pomyślmy...- dolewałem oliwy do ognia- może to Hoseok będzie szczęśliwym tatą?

-Powiedz, jeszcze słowo a wyrwę Ci jaja!- wydała jęk bólu.

Jasne...
Bo uwierzę..

Ani trochę nie było mi jej szkoda w tym momencie.
Wiem, to było wredne.

Ale ja nie potrafiłem inaczej w stosunku do niej.

-To nie jest dziecko Jeongguka- stęknęła- ani nikogo z jego zespołu.

Pokręciłem oczami.

-Ah!- krzyknęła i odruchowo złapała za moją rękę, którą miałem na skrzyni biegów.

Przeszedł mnie dreszcz.

Chciałem lekko strącić jej dłoń ale ona chwyciła mnie mocniej splatając nasze palce i ściskając.

Odetchnęła głęboko.

Serce mi trzepotało a mózg się zagotował.

Zagryzłem wargę i odpuściłem odtrącenie jej.
Lekko uścisnąłem nasze ręce.

Znów poczułem to samo co kiedyś.

Tak samo jak podczas tamtego wieczoru, nienawiść przemawiała przezemnie. Jednak gdzieś w środku uczucie do niej tliło się małym płomykiem.

Żołądek zacisnął mi się w supeł.

-Wytrzymaj jeszcze tylko chwilę- mruknąłem- Zaraz będziemy.

Pokiwała głową starając się uspokoić oddech.

Ręce jej drżały i mogłem wyczuć szalejący puls.

-Będzie dobrze- pocieszałem.

Moja podświadomość w tym momencie nabijała się ze mnie jakim debilem jestem.

Zajechałem pod szpital tuż pod wejście.

-Wysiadaj- rzuciłem.

-Nie mogę- stęknęła- już się zaczęło.

-Nie masz już skurczy?

Kiwnęła głową zaciskając powieki.

Cholera. Dalej nie pójdzie, nie da rady.

Ze złością zatrzasnąłem drzwi i pobiegłem do środka.

-Przepraszam!- zawołałem do pierwszej lepszej pielęgniarki- potrzebuje pomocy, koleżanka zaczęła rodzić a nie może już wyjść z auta.

-Wózek, szybko!- krzyknęła do młodego chłopaka, który pobiegł do korytarza obok.

Wróciłem biegiem do auta.

-Panie! To jest miejsce dla karetek! Proszę odjechać!- krzyknął ratownik za mną.

-Już! Przepraszam!- odkrzyknąłem.

Otworzyłem drzwi na miejsce Y/N i ja odpiąłem.

-Już zaraz wszystko będzie dobrze.

Ostrożnie wyjąłem ją z auta w stylu panny młodej a ona oplotła mnie ramieniem wtulając się.

Szpilka ukuła mnie w serce.

Gdy się odwróciłem z oszklonych drzwi pędził już pielęgniarz z wózkiem inwalidzkim, i ta sama pielęgniarka, którą poprosiłem o pomoc.

Posadziliśmy Y/N wspólnie na wózku  i zdjąłem jej płaszcz.

Zabrali ją do środka a ja szybko przeparkowałem samochód ponownie przepraszając ratownika, którzy patrzył groźnie.

Znalazłem dobre miejsce i wróciłem do budynku.

-Dzień dobry, przed chwilą zabrano z tąd młodą dziewczynę. Jej nazwisko to Y/SN.

-Nie mogę udzielać informacji byle komu. Pan to kto?

-Jej partner- przeszło mi z trudem przez gardło. Czułem odruch wymiotny na te słowa.

Pielęgniarka uniosła jedną brew.

-Udam, że Panu wierzę. Blok porodowy, pierwsze piętro. Sala 7.

-Dziękuję

Wbiegłem po schodach najszybciej jak się dało i pchnąłem duże drzwi.

Wokół słychać było stłumione krzyki i płacz dzieci.

Szybkim rokiem szedłem przez korytarz patrząc na innych mężczyzn, którzy z niecierpliwością czatowali pod innymi gabinetami.

Znalazłem salę 7 i usiadłem na przeciwko drzwi.

Zastanawiałem się co ja tu jeszcze robię?

Nie zależało mi na niej ale też nie potrafiłem jej zostawić samej w tej sytuacji.
Coś mnie do niej jeszcze ciągnęło.

Przypomniała mi się moja własna piosenka, ,,I hate to admit", którą wydałem parę miesięcy temu.

Oczywiście, że była o niej.

Cały ból po jej odejściu przelewałem na papier tworząc świetne teksty.

Jakie to głupie, że przez cierpienie możemy stworzyć coś pięknego.

Pomimo upływu czasu nie pozbierałem się całkowicie do końca.

Miłość przez nienawiść wyniszczała mnie od środka.

Moje myśli przerwała pielęgniarka wychodząca z sali Y/N.

-Pan Bang?- zwróciła na mnie uwagę.

-Tak?- Zapytałem zaskoczony- o co chodzi?

-Potrzebuję pana przy wypełnieniu paru dokumentów w sprawie córki.

-Córki?- patrzyłem z nie dowierzaniem- przepraszam ale nie do końca rozumiem.

-Podczas ciąży pani Y/N musiała wypełnić dokumenty w sprawie rodziców dziecka.
Mam wpisane w kartę pana imię i nazwisko ale brakuje mi pana podpisu. Czy mogły Pan potwierdzić, że jest Pan biologicznym ojcem dziecka?

Patrzyłem oslupiały na pielęgniarkę.

Ja biologicznym ojcem dziecka?

-Ja...ja..- jąkałem się- Ja nie mam o niczym pojęcia.

Spojrzała na mnie krzywo.

-Nie wiedział Pan? Według papierologii rodzicami dziewczynki są: pani Y/N Y/SN i Pan Christopher Bang.
Nie ma wypełnionego pana dokładnych danych w dokumencie a jest to potrzebne przy akcie urodzenia.

-Chwila, chwila- przystopowałem ją- co to ma znaczyć?

-Panie Bang- westchnęła już lekko znudzona- za parę godzin zostanie Pan ojcem nowonarodzonej Nari.

ŻE CO.

Wybałuszyłem oczy w szoku.
W mojej głowie słyszałem ogłuszający pisk.

-Przyjdę gdy już będzie Pan w stanie mi odpowiedzieć na moje pytania. Przepraszam- popędziła na koniec korytarza.

To dziecko...
Jest moje?

Przejechałem ręką po twarzy i poklepałem się po policzkach.

Na nogach z waty wstałem i podszedłem do drzwi.

Przez małą szybkę widziałem pielegniarki i lekarzy pochylających się nad zmarnowaną dziewczyną.

Co jeszcze przede mną ukrywasz?

W mojej kieszeni zawibrował telefon, ale nie mój tylko Y/N.

Zabrałem go z kurtki gdy przywiozłem ją tutaj.

Dzwonił Jisung.

-Y/N, co chciałaś?- usłyszałem jego uradowany głos.

-Możesz mi wyjaśnić jakim cudem wylądowałem z Y/N na porodówce?- zacząłem ostro.

-Chan-hyung?!- wrzasnął- Co?! Co  się stało, gdzie ty jesteś?!

-Jestem właśnie w szpitalu na oddziale położniczym. Y/N zadzwoniła do mnie.

-O cholera- zaklął- Zaraz będziemy w takim razie.

-No, ja myślę. Musimy porozmawiać.

Zająłem ponownie krzesło wzdychając ciężko.

I co teraz?
Naprawdę będę ojcem?
Czy znowu dam się nabrać?
To nie dorzeczne.

Na korytarzu znowu pojawiła się pielęgniarka od papierów.

-Przepraszam- zaczepiłem ją.

-Słucham?

-Chciałbym się zapytać.. jak to się stało?

-W sensie?

-To naprawdę się dzieje? Na świat przychodzi moje dziecko?

Westchnęła.

-Pani Y/N twierdzi, że jest Pan ojcem. Chodź nie zrobiliśmy na to badań DNA.

-A czy jest możliwość aby je wykonać?

-Oczywiście, jak najbardziej. Ale musi Pan poczekać aż dziecko przyjdzie na świat. Wtedy będziemy mogli zrobić testy.

-Dobrze.. poczekam.

-Da Pan radę, proszę się nie martwić- uspokoiła mnie i już chciała wejść na salę ale zatrzymałem ją w ostatnim momencie.

-M-mógłbym, jej po towarzyszyć?- coś mnie tchnęło aby tam wejść. Chciałem być przy narodzinach mimo tego iż nie byłem w 100% pewny tego, że to moje dziecko.

-Niestety nie mogę pana wpuścić. Przykro mi- uśmiechnęła się słabo I zamknęła drzwi.

Tęsknie spojrzałem ponownie przez szybkę jak podchodzi do reszty lekarzy.

꧁𑁍꧂

-Hyung!- usłyszałem głos Jisunga, zaraz za nim biegł Felix I Jeongin.

-Co tak długo?- mruknąłem- od 2 godzin już tu siedzę.

-Sorry.

-Hyung- odezwał się Jeongin- Y/N.. my..

-Już mi powiedzieli- przerwałem mu.

Oni popatrzyli na mnie z powagą.

-Od kiedy wiedzieliscie?- spytałem lekko rozczarowany.

-Gdy wróciliśmy do kraju spotkaliśmy się z nią. Była w 4 miesiącu. Zabroniła nam mówić komu kolwiek a przedewszystkim tobie.

-I wy jej tak poprostu uwierzyliście? A skąd wiecie, że znowu to nie jest jakiś podstęp.

-Chan, to nie jest tak jak myślisz- powiedział Felix- może to brzmi idiotycznie ale ona taka nie jest. Zrobiła to bo cię kocha.

-Kocha?! Ona mnie Zdradziła!

-Nigdy tego nie dokonała bo nic do ciebie nie czuła! Chciała ratować twoją karierę i nas! Pomyśl co by powiedziały na to media!- krzyknął.

Zamilkłem.

-Ja też jej na początku nie wierzyłem, ale z czasem przekonałem się, że ma rację. Ona tylko chcę aby jej... to znaczy wasze dziecko było bezpieczne.

-Nie jest powiedziane, że dziecko jest napewno moje.

-Napweno jest- mruknął Jeongin.

-W każdym razie, już zgłosiłem się aby zrobić testy DNA.

Przytaknęli i usiedli obok mnie.

Zadzwonił telefon Y/N.

Tym razem to Jeongguk.

-Y/N, przepraszam, że nie odebrałem. Coś się stało?- zmartwił się.

-Hej- odparłem zimno.

-Oh..- Był zaskoczony- co ty... czemu masz jej telefon.

-Y/N rodzi- zakomunikowałem krótko.

-Co- momentalnie spoważniał.

-Musiałem ją przywieźć do szpitala bo nikt nie odbierał. Czym byłeś tak zajęty?- mruknąłem z przekąsem.

-Byłem na przyjęciu Hoseoka.

-Ach, tak? I tak dobrze się bawiłeś, że nawet głupiego telefonu nie mogłeś odebrać?- wkurzyłem się.

-Będziesz mnie teraz oskarżał?- odparł zirytowany.

-Tak, bo gdyby nie ja, dziewczyna musiałby urodzić sama w domu. Bo żaden z was debile nie był na tyle nią zainteresowany!- krzyknąłem.

-Przestań wymierzać sprawiedliwość bo nie masz nic do powiedzenia- fuknął- nie było cię przy niej gdy przechodziła ten okres i nie wiesz nic.
Nie zgrywaj teraz bohatera.

-A co? Miałem jej tak poprostu wybaczyć tylko dlatego, że nosi moje dziecko? ,,Nie szkodzi, że obsciskiwałaś się z innym gościem, zostańmy szczęśliwą rodzinką"?- przedrzeźniałem się.

-Oh, widzę, że już wiesz kto jest ojcem Nari- usłyszałem satysfakcję w jego głosie.

-Nie jest to jeszcze potwierdzone na 100%.

-Naprawdę?! Jesteś na tyle głupi aby nie skojarzyć faktów?! Jeszcze to do ciebie nie dotarło?!- wrzasnął- Nari to twoje dziecko do jasnej cholery! Y/N nigdy nie zdradziła cię na poważnie! Chciałbyś aby świat dowiedział się jaką wpadkę popełniłeś?!

-Wiesz co? Jesteś żałosny- rozłączyłem się i rzuciłem na krzesło- Kurwa to wszystko jest pojebane- chwyciłem się za głowę.

Jisung pomasował mnie po plecach.

꧁𑁍꧂

Godzinę później od rozmowy z Ggukiem przyjechał Hoseok, wciąż ubrany w odświętne ciuchy.

Był zaskoczony moim widokiem.

-Co ty tu robisz?

Popatrzyłem na niego groźnie nie chcąc z nim rozmawiać.

Jisung pokazał mu gestem aby odpuścił.

Jung zajął miejsce obok mnie milcząc.

Czekaliśmy od 3 godzin aż coś się wydarzy.

Co chwila do sali wbiegało albo wybiegało parę osób. Nie udzielali nam żadnych informacji na temat stanu Y/N.

Mogliśmy tylko czekać.

-Idę na dół kupić coś do picia, chcecie?- wstał Jeongin.

-Weź mi americano- powiedział Jisung.

-Mi też- poparł go Felix.

-A wy?- zapytał mnie i Hoseoka.

Pokręciliśmy głowami.

Wzruszył ramionami i odszedł na schody.

-Posłuchaj...- odezwał się straszy ale nie dokończył bo nagle z sali nr. 7 wyjechało łóżko z pół przytomną Y/N.
Była biała jak papier, błyszczała się od potu a usta i oczy miała spuchnięte.

Zerwaliśmy się i pobiegliśmy za łóżkiem.

-Proszę się odsunąć, przenosimy pacjentkę na inną salę- powiedziała lekarz ale udało mi się chwycić słabą rękę dziewczyny.

-Jest okej- powiedziałem patrząc jej w oczy- musisz wytrzymać.

-Ja już nie mogę- zapłakała- nie mam siły.. zabierz mnie z tąd, proszę.

-Nie mogę- rzekłem smutno.

-Przepraszam- pielęgniarka przecisnęła się przeze mnie zamykając drzwi tuż przed nosem.

-Uh- stęknąłem opadając na siedzisko. Zaraz potem dobiegli chłopaki.

-I co?

-Nic. Wciąż nic nie wiem.

-Ile to może jeszcze trwać- jęknął Jeongin.

-Lepiej przygotuj się na to, że spędzimy tu noc- westchnął Hoseok.

꧁𑁍꧂

Minęło prawie 8 godzin odkąd tu jesteśmy.

Felix I Jisung oparci o siebie zdążyli zasnąć, Yang grał w gry na telefonie a Jung też prawie spał z głową w dół.

Parę razy w ciągu tego czasu dzwonili chłopaki z naszego zespołu zapytać jak idzie Y/N, tak samo bangtani.

Ja nie mogłem zasnąć ani zająć się czym kolwiek innym niż oczekiwanie.

Mój mózg był tak zawalony przez tysiące myśli, że nie było sposobu na jaki kolwiek luz.

Lekarze zdążyli przenieść dziewczynę spowrotem do stali nr. 7.

Wypiłem chyba ze 3 kawy aby zostać przy zdrowych zmysłach.

Ani razu nie pozwolili mi wejść do środka aby być przy narodzinach.

Nie warto zawsze wierzyć filmom gdzie każdy z tatusiów jest obecny na porodówce.

Y/N była pozostawiona sama sobie.

Jeongin ziewnął odkładając telefon do kieszeni i spoglądając na mnie.

-Czemu te krzesła są takie nie wygodne- jęknął przeciągając się.

Nagle zza drzwi wyszła pielęgniarka, wstałem.

-Czy jest coś wiadomo?

-Cóż... okazało się, że dziecko jest ustawione w trudnej pozycji, dlatego musimy przeprowadzić cesarskie cięcie. Jeśli tego nie zrobimy, mała się udusi.

Nie jest dobrze

-W porządku, róbcie co trzeba- zakryłem usta ręką i wciągnąłem szybko powietrze.

Pielęgniarka wróciła do sali.

-Kurde- szepnąłem.

-Nie brzmi to najlepiej- stwierdził młodszy.

Pokiwałem głową.

Usłyszałem stłumiony jęk Y/N..

A zaraz cichy płacz...

Spojrzałem na Jeongina z szeroko otwartymi oczami a on na mnie z tym samym wyrazem twarzy.

Chyba jednak nie potrzebna będzie operacja.

Podbiegłem do szybki i zajrzałem do środka.

Y/N uśmiechała się ledwo żywa.

Udało się.

Mimowolnie również uśmiechnąłem się z ulgą.

Jeongin obudził wszystkich.

-Urodziła?- zapytał zaspany Felix.

Pokiwałem głową.

Z gabinetu wyjechało łóżko.
Dziewczyna z przypiętą kroplówką zasnęła z kącikami ust lekko do góry.

Popatrzyłem na nią z troską.

-Który z panów jest ojcem?- zapytała pielęgniarka w średnim wieku z zawiniątkiem w rękach.

-Ja- odezwałem się.

-Chciałby pan przywitać córkę?

-Oczywiście- nie mogłem powstrzymać radości.

Kobieta ostrożnie przekazała mi małą istotkę w ramiona.

Popatrzyłem na zaróżowioną twarz córeczki, która lekko się ruszała.

Chłopaki podeszli aby również ją zobaczyć.

-Jest śliczna!- zachwycił się Hoseok.

-Poryczę się- powiedział nie na żarty Felix z zaszklonymi oczami.

-Hej- szepnąłem do niej.

Ja również miałem ochotę się rozpłakać na jej widok.

Mała wyciągnęła rączkę z pod śpioszków, na nadgarstku miała niewielką opaskę z danymi osobowymi.

-Bang Nari- odczytał Jisung.

-Co?- zapytał zdezorientowany Hoseok i przyjrzał się opasce- naprawdę jest Bang Nari? A nie Y/SN?

-O czym ty mówisz?- Spojrzałem na niego lekko kołysajac dziecko w rękach.

-Gdy rozmawiałem z Y/N, Nari miała przyjąć jej nazwisko. Ale widocznie zmieniła zdanie- wzruszył ramionami.

Bang Nari, powtórzyłem w myślach.

Brzmiało ślicznie.

Tego dnia, byłem najszczęśliwszy w całym moim życiu.

Poznałem co to miłość od pierwszego wejrzenia.

꧁𑁍꧂

To chyba najdłuższy rozdział w całym opowiadaniu.

Słowa(2606)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro