Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

41: Musisz mi pomóc

Przez te 4 miesiące wydarzyło się... praktycznie nic.

Poród mam za 3 dni,

Hoseok po premierze swojego albumu jest zapracowany do bólu,

Tuan znów pojechała do rodziców,

Swój czas najczęściej spędzam z członkami Stray Kids i Jeonggukiem.

Mój dom był już w pełni przygotowany na narodziny Nari.

W przed pokoju stał wózek, w salonie Bujak dziecięcy, w sypialni czekała zapakowana torba bym w każdym momencie mogła być gotowa na szybki transport do szpitala.
W łazience była wanienka do mycia małej.

Brzuch miałam spory i ciężki, do tego Nari zaczęła kopać co nie zawsze było przyjemne.

Tego ranka obudziłam się dość obolała.

Wstałam z łóżka przeciągając się i strzelając kręgosłupem.
Szurając do łazienki, przebrałam za dużą koszulkę Chana, która teraz służyła mi za piżamę, na dres I podkoszulek.

Po zrobieniu sobie śniadania siedziałam w salonie oglądając telewizję, żując kanapki z serem.

Lato się skończyło.
Uczniowie wracali do szkół a dorośli z urlopu do pracy.
Na dworze wciąż było ciepło na tyle aby chodzić w samych koszulkach czy bluzach.

Słońce świeciło mocno a na niebie nie było żadnej chmurki, dzień zapowiadał się naprawdę dobrze.

-Nuda- westchnęłam.

Przez okres mojej ciąży zdążyłam przeczytać wszystkie książki które czekały aż się nimi zainteresuję,
obejrzałam wszystkie filmy jakie miałam zapisane na liście,
nawet odkryłam nowe hobby w postaci robienia na drutach ale w tym momencie jakoś nie miałam do tego weny.
Dużo też spałam.

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić.

Skacząc po kanałach znużona leżałam na kanapie przykryta kocem I opychałam się nie zdrowymi przekąkami.

I już już miałam przymknąć na chwilę oko i się zdrzemnąć gdy z tego stanu wytrącił mnie dzwonek do drzwi.

Wstałam aby otworzyć zawinięta materiałem.

-Cześć!-przywitał się Gguk-Wyglądasz jak buritto.

-Bardzo zabawne, czego chcesz?- zapytałam mało grzecznie.

-Jak miło- powiedział sarkastycznie- przyszedłem cię odwiedzić bo do imprezy Hoseoka nie mam co robić a w domu samemu nie chce mi się siedzieć.

-Właź- pokręciłam oczami i zamachnęłam się kocykiem.

Wyszczerzył się od ucha do ucha na ten ruch.

-Chcesz coś do picia?- zaszłam do kuchni a on rzucił się na kanapę.

-Może być kawa- odkrzyknął.

Włączyłam czajnik czekając aż woda się zagotuje i wyjęłam kubek dla chłopaka.
Po charakterystycznym gwiździe zgasiłam gaz i zalałam wrzątkiem rozpuszczalne granulki.

-Masz- postawiłam mu napój na stoliku w salonie.

-Dzięki- upił łyk i podniósł z podłogi paczkę chipsów, którą tam zostawiłam, wyjadając jej zawartość.

-Yah! To moje!- chciałam mu wyrwać opakowanie ale zrobił unik.

-Z gościem się nie podzielisz?- zmartwił się teatralnie.

-Ty jesteś intruzem, nie gościem- walnęłam go w ramię.

-Nie bolało- przedrzeźniał jak pięciolatek.

-Ale to cię zaboli- pociągnęłam go za kitkę, którą zawiązał z tyłu.

-Ała!

-Dupek- wcisnęłam do ust przekąskę.

-Jak byś nie była w ciąży, już dawno załaskotałbym cię na śmierć- obraził się.

Wystawiłam mu język.

-Widziałaś?!- zwrócił się do Nari w moim brzuchu- twoja matka to wredna małpa. Nie bierz z niej przykładu jak będziesz duża!

-Yah! Nie mów jej tak! Ona to na prawdę słyszy!

-Niech słyszy! Wujek zawsze ma rację, pamiętaj!

Na to mała kopnęła.

-Chyba niestety podziela Twoje zdanie, bo aż się poruszyła.

-Naprawdę?- zaskoczony uniósł brwi.

-Tak, chcesz zobaczyć?- wyciągnęłam do niego rękę.

-Mogę?- spytał z lekką iskrą w oku.

Chwyciłam jego nadgarstek I przyłożyłam delikatnie jego dłoń do brzucha.
Przez 5 sekund siedzieliśmy w ciszy i bezruchu aż Nari ponownie dała o sobie znać.

-Czujesz?

-Wow- uśmiechnął się króliczo- to niesamowite.

Pogłaskałam brzuszek.

-Denerwujesz się przed porodem?- zapytał.

-Szczerze, to bardzo. Boję się jak to będzie wyglądać. Ten ból I skurcze...
Na samą myśl mi nie dobrze.

-Napewno dasz radę.

Uśmiechnęłam się słabo.

-To co?- podniósł się z kanapy i wyjął z komody pady od mojej PS4- szybka rundka mario?

-Zawsze- podekscytowana odebrałam od niego konsolę a on załączył odpowiednią grę.

Rozległą się charakterystyczną muzyczka i zaraz pojawiło się logo Mario Kart

-Tym razem cię pokonam- powiedziałam wybierając postać Księżniczki Peach.

-Jasne jasne- zaśmiał się chłopak ustawiając sobie Mario za gracza.

Zaczęło się odlicznie i ruszyliśmy w trasę.

-Nie wyprzedzaj mnie!- krzyknęłam.

-Nie ma opcji, zwycięstwo jest moje!- wrzeszczał.

-Doładowanie!

-No nie!

-Haha! Gnij na ogonie!

-No zobaczymy czy jesteś taka sprytna.

Zrobił ostry zakręt i  wskoczył przed moją maskę dzięki temu zgarnął pierwsze miejsce.

-Wygrałem! Znowu!

-A Idź do diabła!- kopnęłam w stolik.

-Nie denerwuj się tak, to tylko gra.

Pokręciłam oczami.

-Będę się zbierał, za godzinę rozpoczyna się przyjęcie. Następnym razem kupię ci żelki żebyś się nie dąsała.

-Trzymam za słowo. Pozdrów ode mnie Hobę.

-Dobrze. A ty jakby się coś działo to pisz lub dzwoń. Chociaż nie wiem czy usłyszę telefon przez głośną muzykę.

-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze.

-A już wiesz, kto cię zawiezie do szpitala w weekend?

-Prawdopodobnie Hobi.

-Okej. Trzymaj się- przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł.

-No, to zostałyśmy same- westchnęłam.

W salonie pozbierałam brudne kubki I opakowania po chipsach.

Zmywałam naczynia słuchając muzyki i nucąc cicho.

Odezwał się mój telefon:

*Czat z: Pan wiewiór🐿*

-Uououououiiiiiiuuuuuuu

-Co robiszzzzzzzz😍😍😍

A ty co? Szaleju się najadłeś?🤨-

Sprzątam, a co?-

-Niccccc

-Nudzi mi się.

-I nie wiem co robić.😭

To nie możesz się gdzieś wybrać z chłopakami?-

-Chciałem iść na karaoke ale nikt nie chce.

-Pomóż mi ich przekonać🥺

No ale co ja mam im powiedzieć?-

-Nie wiem.

Idź ich jeszcze poprosić-

Powiedz, że jak pójdziecie i kupicie przy okazji składniki, to zrobię wam wołowinę-

-O, DOBRA, CZEKAJ

-CO ZA ŚMIECIE, NA ŻARCIE ODRAZU POLECIELI.

-ZARAZ SIĘ UBIERAMY I IDZIEMY.

No widzisz?-

-W TAKIM RAZIE DO ZOBACZENIA PÓŹNIEJ

Bawcie się dobrze-

Kochane głupki.

No, ale jeśli mam przyjąć za parę godzin gości, to muszę tu jeszcze ogarnąć.

Zabrałam się za odkurzenie całego mieszkania.

Załączając ulubione kawałki wyjęłam odkurzacz z szafy i podłączyłam go.

Zajęłam się wpierw przedpokojem gdzie było mnóstwo piachu.

Aż chrzęścił pod kapciami.

-Ja nie mogę w jakim ja syfie żyje- mruknęłam wciągając kolejne ziarenka.

W salonie zebrałam koty kurzu z pod kanapy. Zauważyłam też parę plam na stoliku kawowym, będę musiała je wyczyścić.

W kuchni było chyba najczyściej bo niewiele się tam na sprzątałam.

W sypialni odkurzyłam włosy z dywanu i inne paprochy.
Przy biurku było też sporo ścierek z gumki do mazania po moim ostatnim szkicowaniu z nudów.

Gdy zchyliłam się zbyt mocno, przez mój kręgosłup przeszedł prąd.

Auć.

Syknęłam i rozmasowałam miejsce gdzie nasiliło się nieprzyjemne uczucie.

-Dobra, chyba jest okej- stęknęłam.

Wróciłam na korytarz aby odłożyć z powrotem odkurzacz na swoje miejsce.

Chciałam pójść do salonu i umyć stolik ale nagle coś mi przeszkodziło.

-Uh..- złapałam się za bok.

Wsparta o ścianę zagryzłam wargę. Znowu zabolało tak jak przy pochyleniu.
Z każdą chwilą coraz mocniej.

-Aua!- Nie mogłam już powstrzymać stęknięcia.

Zaciskałam pięści.

Usłyszałam cichy plask o podłogę.

Spojrzałam w dół.

Po nodze spływała mi jakaś ciecz a ja stałam w niewielkiej kałuży.

O kurwa...

Wody mi odeszły...

Momentalnie zabrakło mi tchu a serce oszalało.

Japierdole ja rodzę!

-Fuck!- zaklęłam łapiąc się za brzuch.

Na sztywnych nogach dotarłam do kuchni gdzie leżał mój telefon.

-Spokojnie- starałam się dać samej sobie wsparcie psychiczne.

Wykręciłam numer do Hoseoka.

Jeden sygnał...
Drugi...
Trzeci...
Czwarty...

...

Abonent nie dostępny.

Zadzwoniłam do Jeongguka

Pierwszy sygnał...
Drugi..
Trzeci..
Czwarty..

...

Abonent nie dostępny.

-Co jest?!- zaczęłam się wkurzać.

Zaraz przyszedł kolejny skurcz.

-Aaa!- wrzasnęłam i oddychałam głęboko.

Wybrałam kontakt do Namjoona.

I tu też nic.

-Błagam Niech ktoś odbierze..- chciało mi się płakać.

Kliknęłam na ikonkę Seokjina.

Jęknęłam na ponowny skurcz.

Jin również nie odbierał

Jebana impreza.

Zadzwoniłam do ich czwórki jeszcze raz.

Niestety nie miałam numerów do reszty Bangtanów.

-Han..- przyłożyłam telefon do ucha czekając aż sygnały ucichną.

Ale chyba miał rozładowany telefon.

-Kurwa- zaklęłam ze złości a jednocześnie z bólu.

Wybrałam jeszcze numer do Felixa i Jeongina. Ale oni Widocznie byli zbyt zajęci karaoke.

Trzymałam się za spuchnięty brzuch nie mogąc opanować głosu przy nadchodzących skurczach.

Cholera, cholera, cholera, co teraz?!

Panika ogarnęła mój umysł jak i ciało.
Nogi drżały, w ustach mogłam poczuć metaliczny smak krwi od zbyt mocnego zagryzania wargi.

Co mam zrobić?!

Muszę coś szybko wymyślić zanim będzie za późno. Nie chcę urodzić w domu!

Został mi tylko ostatni numer.
Cała nadzieja w tym jednym połączeniu.

Nie wierzę, że to robię.

-...

-...

-...

-Halo?

Chan....musisz mi pomóc-

꧁𑁍꧂

Jak wam minął dzisiaj dzień kochani?
Bo mój był naprawdę fajny :)

Podekscytowani powrotem Chana?

Powiem wam, że szczerze? To chyba głupi wątek wymyśliłam jeśli chodzi o Y/N 😅

Słowa(1378)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro