Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30: Za i przeciw

W gabinecie siedziała doktor Ahn, kobieta około czterdziestki z włosami do ramion, szarych oczach i jasnej karnacji. Przy oku miała charakterystyczny pieprzyk a na ustach przyjazny uśmiech.

-Dzień dobry- przywitała mnie.

-Witam panią- odpowiedziałam nieśmiało.

-Pani Y/N.. pierwsza wizyta w naszym szpitalu?

-Tak..

-Proszę się nie krępować- powiedziała ciepło- jestem tu by pani pomóc.

-Jak najbardziej...

-Proszę mi opisać pani problem.

Powiedziałam jej w jakiej sprawie przyszłam, ta wysłuchała mnie uważnie notując niektóre informacje na komputerze i zdając mi pytania dotyczące mojego samopoczucia, objawów, cyklu miesiączkowania i innych tego typu rzeczy.

-Wykonamy badanie USG i pobierzemy krew do badań. Proszę się położyć- wskazała mi leżankę lekarską.

Posłusznie zajęłam miejsce, lekarz zaczęła przygotowywać sprzęt. Nałożyła mi specjalny żel na brzuch i podbrzusze i za chwilę przyłożyła zimny przyrząd do mojego ciała.

-Zobaczmy, co my tu mamy...- mruczała pod nosem- Oh! Jest!

Skierowała ekran w moją stronę pokazując palcem na małą ciemną plamkę w czarno-białym obrazie.

-Ten pęcherzyk, to pani dziecko. Mogę śmiało ocenić na 4 tydzień- czyli pierwszy trymestr. Przy około 6-7 tygodniu będę mogła pani puścić bicie serduszka.

-Naprawdę? Tak szybko?

-Tak.

-A czy... jest jakiś termin w okresie rozwoju płodu na to aby wykonać aborcję?

Doktor Ahn popatrzyła na mnie smutno i westchnęła.

-Aborcję można wykonać w każdym terminie, ale jest to dość bolesny zabieg z powikłaniami. Czy jest pani absolutnie pewna, że chce pani dokonać usunięcia?

Spojrzałam ponownie na ekran gdzie wciąż wyświetlane było miejsce w którym rozwija się fasolka. Niewinna, malutka, chętna życia... czekająca aby wydać z siebie pierwsze tchnienie i ujrzeć swoją matkę...

Pokochać ją bezgranicznie swym małym sercem i oddać się pod jej opiekuńcze skrzydła...

-Moja decyzja jeszcze nie jest pewna... wciąż ją rozważam.

-Rozumiem, w takim razie gdy będzie już pani zdecydowana proszę mi powiedzieć podczas najbliższej wizyty za parę dni. Odbierze pani wyniki krwi oraz umówimy się na zabieg.

-Dobrze, dziękuję.

-Chce pani zdjęcie USG?

-Tak, poproszę.

Pielęgniarka pobrała mi krew, a po chwili wychodziłam już ze szpitala z opatrunkiem na ręce i kopertą ze zdjęciem.

W samochodzie wyjęłam je z torebki i jeszcze raz się mu przyjrzałam. Nie wiedzieć czemu ale położyłam palec w miejscu zdjęcia fasolki, tak jakbym chciała ją dotknąć, chwycić za rękę. Chyba odzywają się już we mnie matczyne hormony.

-Cześć...- wyszeptałam lekko wzruszona- nie mogę uwierzyć, że tak szybko rośniesz. Musisz być duża i silna... jeszcze nie wiem co się z tobą stanie ale... kocham cię...

Tak...

Pokochałam je... moje dziecko..

Nasze dziecko...

Właśnie..

-Jak ja mam powiedzieć o tobie Chrisowi?- dalej rozmawiałam sama do siebie.

Właśnie wtedy dostałam wiadomość

Czat z: Channie💕

-Jesteś w domu?

-Dzwonię i Dzwonię tym dzwonkiem i nikt mi nie otwiera.

Jesteś u mnie?-

-Teraz już nie, chciałem wpaść na chwilę ale ciebie nie było.

-Będę wieczorem

Przepraszam-

-Nic się nie stało :)

Odjechałam do domu

꧁𑁍꧂

SMS-em wysłałam zdjęcie fasolki Tuan a ona odpisała mi gradem słodkich emotek.

Po powrocie do domu zaparzyłam sobie herbaty I zorganiozowałam wieczorek z książką i kocem na kanapie w salonie.

Nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam...

꧁𑁍꧂

Przebudziłam się gdy poczułam jak unoszę się w powietrzu.

Silne ramiona trzymały mnie w stylu panny młodej a delikatny oddech muskał moje włosy.

Za chwilę znalazłam się w łóżku, przykryta kołdrą, ciepłe wargi ucałowały mnie w policzek.

Wyszedł z pokoju i zamknął się w łazience.
Otworzyłam oczy i uśmiechnęłam się do siebie jednak zaraz pobladłam gdy przypomniałam sobie o kopercie leżącej luzem na przedpokoju.

Cichaczem na palcach przekradłam się z sypialni na korytarz starając się nie nadepnąć na żadną skrzypiącą deskę w podłodze.

Słyszałam szum prysznica zza drzwi, czyli jeszcze się kąpie.

Jednym ruchem złapałam za kopertę i truchtem wróciłam do pokoju chowając kopertę do szuflady biurka.

Plaster z gazą, który wciąż miałam na zgięciu ręki zerwałam boleśnie wyrzucając do kosza.

Muszę zorganizować sobie jakąś teczkę na wyniki i dobrze ją schować.

Wskoczyłam pod pierzynę i udawałam, że śpię.
Minutę później, łazienka została odkluczona a ja słyszałam jego kroki.

Zacisnęłam mocno powieki gdy zbliżył się do łózka.
Chwilę krzątał się jeszcze po pokoju aż finalnie legnął się na materac oplatając mnie w talii ramieniem I dłoń umieszczając idealnie w miejscu gdzie znajdowała się fasolka.

Nie minęło kilka chwil a jego uścisk stał się luźniejszy, zasnął.

Wpatrywałam się pusto w przestrzeń przedemną, wzięłam jego rękę w swoją i kciukiem gładziłam jej zewnętrzną część.

-Miejmy nadzieję, że się nie domyśli- pomyślałam.

Moje serce przepełniało ciepło gdy tam razem leżeliśmy, a Chris nieświadomie nabrał kontakt ze swoim nie narodzonym dzieckiem.

Przez to, że nie mogłam zasnąć, rozważałam za I przeciw aborcji.

Gdybym usunęła dziecko, nic bym o nim nie powiedziała Chrisowi.

Byłam pewna, że chciałby je zatrzymać a to nie wchodzi w grę z jego karierą.
Wyszedł by z tego niesamowity skandal, a on sam nie był dobrym materiałem na ojca przez wzgląd na jego zawód.
Brak czasu, wiecznie zapracowany i w trasie. Pozycja lidera to nie bułka z masłem...

Nie chciałabym tak żyć...

Jednak gdybym zdecydowała się urodzić...

Musiałabym rozstać się z Chanem dla dobra nas wszystkich.

Nigdy nie dowiedział by się o swoim dziecku, prowadził by wspaniałą karierę a później gdy zespół zakończy swoją działalność, znalazł by sobie dobry materiał na żonę i założył rodzinę... W spokoju.

Ja natomiast wychowam dziecko sama... bez ojca...

Nie byłoby łatwo ale, dla mojego maluszka jestem w stanie to zrobić.

Dbałabym najlepiej jak umiem, wyszło by na ludzi, dostało by się do dobrej szkoły I wyrosło na porządna osobę.

Może kiedyś bym zdradziła kto jest jego drugim rodzicem...

Ciężka decyzja...

Ale w obu wypadkach Chan, nie może dowiedzieć się o istnieniu dziecka.

Muszę się z tym przespać a rano postaram się podjąć decyzję.

Kiedy już miałam zamknąć oczy i postarać się zasnąć Chan niespodziewanie zaczął się krztusić i poderwał do siadu przez sen.

-Boże Chan co się dzieje?!- zapytałam zmartwiona gdy wyszedł szybko z pokoju.

W kuchni urwał kawałek papieru a gdy się odwrócił zobaczyłam krew.

-Co się stało?!

-To nic.. już tak mam.

-Ale dlaczego?

-Problem z przegrodą nosa. Czasem muszę udać się na zabieg do szpitala aby lekarz zatrzymał krwawienie.

-To nie jest normalne

-Wiem... ma to też swoje powikłania..

-Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś?

-Nie chciałem cię martwić- usiadł na krześle.

Ja zajęłam drugie i co rusz podawałam następny listek papieru.
Podsunęłam mu kosz na śmieci obok nóg i czekałam aż krwotok ustanie.

-Długo już tak masz?

Pokiwał głową.

Westchnęłam

-Następnym razem..- chciałam dokończyć słowami ,,mówi mi wszystko" ale było by to nie wporządku.

Ja nie jestem z nim w 100% szczera, więc on również nie musi.

-Co?- wyrwał mnie z zamyśleń.

-Nie nic- machnęłam ręką.

Spojrzał na mnie badawczo.

-Co ci się stało w rękę?- wzrokiem wskazał na siniaka w zgięciu.

Zakryłam je dłonią

-Nic, uderzyłam się w kuchni.

Zrobiłam mu jeszcze zimny okład i przykładałam do karku oraz zatok.

Kiedy powstał skrzep i krew przestała lecieć, sprzatnęliśmy cały bałagan i wróciliśmy do łózka.

꧁𑁍꧂

-Y/N tęskniliśmy!- Kui przytuliła mnie a zaraz po niej Lan i Kanya.

-Ja też za wami tęskniłam- odwzajemniłam jej entuzjazm.

Wróciłam do staffu Twice w pełni gdy skończyłam projekty dla Ji-U.

Dzisiaj mieliśmy luźną sesję zdjęciową do magazynu, w którym dziewczyny udzielą wywiadu.

-Wydarzyło się coś ciekawego pod moją nieobecność?

-Ah, nic takiego. Życie przeminęło na spokojnie. Chociaż.. parę razy zaszalałyśmy na imprezie. A u ciebie? Jesteś bardziej rumiana odkąd się widziałyśmy.

-Cóż.. zmieniło się.. naprawdę sporo.

-Co ty na to, żebyśmy poszły na kawę po sesji i wszystko nam opowiesz?

-Brzmi dobrze.

-Okej- Lan klasnęła w dłonie- do roboty.

Z naszego grona ja miałam najmniej roboty ale też nie nudziłam się podczas przygotowań.

Pomagałam koleżankom oraz  sprzątałam pędzle i gąbeczki.

-O! Dawno się nie widziałyśmy!- powiedziała Tzuyu siedząca na fotelu.

-Tak, ciebie również miło widzieć- uśmiechnęłam się niezręcznie a z rąk wypadło mi parę drobiazgów- przepraszam..

-Nie masz się co peszyć, wszystko w porządku- dodała podając mi mini paletkę, która spadła na podłogę.

-Dziękuję

Reżyser zawołał wszystkich na plan i już idolki stały w świetle fleszy.

꧁𑁍꧂

Po skończonej pracy tak jak się umówiłyśmy, poszłyśmy do najbliższej kawiarni.

Zwierzyłam się koleżankom ze wszystkiego co się zdarzyło po moim odejściu. A przede wszystkim o ciąży.

-Żartujesz?!- wykrzyknęła Lan a Kui zakrztusiła się kawą.

Nic nie odpowowiedziałam.

-Oh Y/N to cudownie!- pisnęła Kanya.

-Będzimy ciociami!

-Myślicie, że będzie chłopiec czy dziewczynka?

Dziewczyny szczebiotały pomiędzy sobą jakie to mam szczęście, że zaszłam w ciążę. Całkowicie zapomniały o tym, jakie będą konsekwencje dla mnie i Chana w tej sprawie.

Było mi trochę smutno ale ukrywałam to pod maską uśmiechu aż do momentu gdy wróciłam do domu.

꧁𑁍꧂

Słowa(1417)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro