Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10: Czy ja się zakochałem?

Tak samo jak wczoraj wieczorem, miałam ochotę przejść się z Soju na długi spacer nad rzeką Han.
Dziś zapowiadała się wyjątkowo chłodna noc jak na środek wiosny dlatego zabrałam ze sobą cienki szalik.
Doszliśmy z pieskiem do promenady i zaczęłam przyglądać się powolnym ruchom wody, Soju zaczął drapać mnie po nogach dlatego wzięłam go na ręce i pogłaskałam po główce aby też zobaczył piękną panoramę miasta odbijającą się od szklistej wody.

Mimo iż psu chodziło pewnie o coś innego i nie rozumiał, to ja byłam szczęśliwa gdy trzymając jego małe ciepłe ciałko przy piersi oglądałam ten piękny widok, który tak kochałam.

Postawiłam go po dłuższej chwili na ziemi i wyciągnęłam z kieszeni kilka smaczków, zabrałam je z domu tak po prostu.
Mały już chciał rzucić się na przysmaki jednak ja zacisnęłam pięść.

-Coś za coś, zobaczymy czy umiesz podać łapkę. Siad!- Powiedziałam stanowczo, psiak posłusznie posadził swój zadek na chodniku.

-Łapa! Dobrze! Druga łapa!- byłam zadowolona z posłuszności pupila. Widocznie przed tym jak poprzedni właściciel go zostawił musiał go nauczyć paru trików.

Kiedy już chciałam dać mu przysmaczek, ten podniósł się na tylnich łapkach i zamachał prosząco dwoma przednimi.
Zaskoczona zaśmiałam się i dałam mu wszystkie przysmaczki jakie miałam.

-Dobry pies!

Szliśmy dalej wdychając wodną bryzę.
Szczerze mówiąc, z tyłu głowy miałam cichą nadzieje, że znów spotkam Chana z Berry i moglibyśmy się przejść razem tak jak ostatnio. Chłopak miał w sobie coś uzależniającego, przez co po powrocie z pracy myślałam tylko o tym aby go spotkać ponownie.

Jednak po dłuższym rozglądaniu się nie mogłam go nigdzie dostrzec.

-Widzisz gdzieś Berry, Soju?- zapytałam psa ale on tylko patrzył na mnie swoimi dużymi ciemnymi ślepkami.

Odwróciłam się na pięcie z zamiarem powolnego powrotu do domu.
Kiedy uszłam parę kroków usłyszałam głośno mówione, swoje imię.

-Y/N!- odwróciłam się a z pośród tłumu wyłonił się ten o którym tak mocno myślałam- Miałem nadzieję, że cię tu zobaczę- uśmiechnął się jak zawsze z lekką zadyszką. Berry zaczęła skakać do Soju.
Ja z bananem na twarzy przyglądałam się mu jak łapie oddech. Tym razem ubrany był w skórzaną kurtkę i ciemne jeansy a na twarzy miał maseczkę jednak te oczy rozpoznałabym wszędzie.
Włosy miał nieco potargane przez lekki wiatr jednak dodawało mu to swojego uroku.

-Miło cię znów widzieć- uśmiechnęłam się szeroko.

-zapomniałem cię spytać w pracy czy dziś również masz ochotę na wspólny spacer- podrapał się w tył głowy.

-Ja nawet nie pomyślałam aby zapytać, przyznam szczerze.

On się tylko zaśmiał.

꧁𑁍꧂

Minął tydzień od naszego wspólnego spaceru.
Chodziliśmy na nie każdego wieczoru razem z psami.
Spotykaliśmy się zawsze w tym samym miejscu, obok ławki z dużą latarnią.
W pracy dziewczyny raz z Chrisem zapoznali mnie osobiście z każdym członkiem zespołu, przez co moje serce o mało nie wyskoczyło z piersi z podekscytowania.
Znałam teraz osobiście nie tylko BTS ale też mój ulubiony zespół przez co moja wewnętrzna Stay wrzeszczała i piszczała z radości.

Kilka razy udało mi się nawet wyskoczyć z nimi na kawę do kawiarni na parterze wytwórni, tak samo z moimi koleżankami, Nicholasem oraz z Kui i Kanyą o których cały czas pamiętałam i widywałam się często podczas przerwy.

Przez te krótkie półtora tygodnia zupełnie zapomniałam o tym, że nie ma Tuan.

Sprzątałam właśnie moje stanowisko po skończonej sesji zdjęciowej gdy moja komórka zawibrowała w kieszeni.
Odebrałam szybko telefon.

-Tak słucham?

-Zapomniałaś o mnie?- usłyszałam dobrze znajomy mi głos.

-Tuan moja kochana! Dlaczego nie odzywałaś się zupełnie podczas tego wyjazdu?- wykrzyczałam uradowana na co Chow zaśmiała się głośno.

-Nie miałam zupełnie czasu, moi rodzice tak rozgospodarowali czas, że szczerze to nawet dobrze tam nie spałam- powiedziała, jak mogłam się domyślić również przewracając oczami.

-Hahaha, kocham za to twoich rodziców- znałam państwa Cheong osobiście, Tuan zabrała mnie kilka razy na weekend do siebie gdzie robiliśmy wspólne ogniska i karaoke na podwórku aż do późnej nocy.
Byli to bardzo mili nieco starsi ludzie, którzy kochali swoje dwie córki- Tuan i jej
starszą siosrtę Tuyen. Ale zapału mieli jak nie jedno dziecko, dużo jeździli na wycieczki w ciekawe miejsca, organizowali dużo przyjęć rodzinnych przez co Tuan miała bardzo dobre kontakty ze swoimi ciotkami, wujkami oraz kuzynkami i kuzynami.

Jednym słowem, byli bardzo przebojowi i nieprzewidywalni.

-Tak, ja też ich kocham, ale mniejsza. Masz dziś wolny wieczór?

-Hmm, wieczór raczej nie- myślami wróciłam do spotkania z Chanem- ale teraz popołudnie mam wolne, właśnie wychodzę z pracy.

-O to super! Mogę podjechać po ciebie i pojedziemy do twojego mieszkania.

-Brzmi spoko, to będę czekać na ciebie przed wejściem do wytwórni.

-Oki, pa!

-Paaa!

Rzuciłam przelotne ,,do zobaczenia" dziewczynom i Nickowi i wyszłam z sali.
Tuan przyjechała bardzo szybko dzięki czemu w równie szybkim tempie dotarłyśmy pod mój blok.

-Cieszę się, że wróciłaś- mówiłam do niej otwierając drzwi do mieszkania.

W tym momencie Soju zaczął przenikliwie szczekać na widok nowo przybyłej.

-O jejku! Sprawiłaś sobie pieska?! Cześć słodziaku!- wychyliła dłoń do psa.

-Nie do końca, jest u mnie tymczasowo. Ktoś go porzucił dlatego szukam mu nowego domu.

-To straszne- spojrzała czule na szczenię- Jak się wabi?

-Soju

-Oryginalne imię- zaśmiała się

Weszłyśmy do kuchni a dziewczyna wyjęła z torebki butelkę alkoholu dla mnie a sama, jako iż prowadzi, postawiła na zwykłą herbatę.

Kiedy my krzątałyśmy się w kuchni, piesek nie opuszczał Tuan ani na krok. Drapał ją po nogach aby wzięła go na kolana, lizał ją po rękach i bawił się z nią swoją kolorową piłeczką.

-Boziuniu jaki on jest uroczy- mówiła przyjaciółka po raz enty rzucając mu zabawkę na drugi koniec salonu.

-Ta, uroczy ale też i brojny. Pogryzł mi buty gdy pierwszy raz został sam.

-To dało by się wyćwiczyć, kilka lekcji posłuszeństwa dobrze by mu zrobiło. Oraz duża ilość atencji. Właśnie, co robisz z nim gdy jesteś w pracy? Nie sądzę, że zostawiasz go na całe dnie samego u ciebie w mieszkaniu.

-Nie, załatwiłam mu opiekę dzięki znajomemu. Rano jedzie z nim do jego brata a wieczorem wraca do mnie.

-Mhmmm, a to na pewno nie jest nikt więcej niż tylko jakiś tam znajomy?- poruszyła brwiami w górę i w dół.

Spojrzałam na nią krzywo.

-Nie, zbyt krótko się znamy. A to, że odwozi mojego psa jeszcze nic nie znaczy.

Tuan zrobiła kwaśną minę na moje słowa.

-A już myślałam. Słuchaj ty w końcu musisz sobie kogoś znaleźć, może pójdziesz na kilka randek w ciemno?

-Nie mam czasu na takie błachostki. Poza tym miłości nie szuka się na siłę, ona sama musi przyjść do nas.

-A ty jesteś, żywym dowodem na to iż twoja miłość się spóźnia. Ty w ogóle miałaś kiedyś chłopaka?

Pokręciłam przecząco głową, nigdy nie umawiałam się z kimś na poważnie. No chyba, że w przedszkolu, ale tego nikt nie bierze na serio. Co ledwie 4 letnie dziecko może wiedzieć o miłości.

Pociągnęłam kolejnego szota i poszłam odstawić do kuchni pustą już butelkę po wódce.

-Będę się zbierać- krzyknęła Tuan podchodząc do wieszaka po swoją kurtkę.

Szczenię nagle przybiegło do niej i zaczęło piszczeć, tak jakby chciało powiedzieć ,,Nie zostawiaj mnie! Zabierz mnie ze sobą, proszę!"

-O matko, mały nie rób takich słodkich oczek bo się jeszcze zakocham- powiedziała i podniosła psa przytulając do piersi.

-Widać, że się polubiliście- oparłam się o ścianę w korytarzu.

-No chyba- dziewczyna popatrzyła prosto w oczy pieska.

-A może- podsunęłam jej propozycję- wzięłabyś go do siebie?

-Szczerze, to mogłabym go z miejsca zabrać do domu i pokochać całym sercem. Ale wiesz, że nie mieszkam sama. Musiałabym podjąć tę decyzję z Hyunem...

-To może zróbmy tak, zagadaj do niego jeszcze dzisiaj i daj mi jutro odpowiedź. Jeżeli będzie trzeba więcej czasu to powiedz.

-Okey, tak zrobię. Trzymaj się młoda- ucałowała mój policzek i nosek Soju i wyszła.

-Chyba znalazłeś nowy dom- zagadnęłam do niego- Unnie ma dar przekonywania zobaczysz, że jutro przyjdzie uradowana po ciebie i zabierze cię do siebie do domu.
Idziemy na spacer do Berry i Chana? Ten ostatni raz?- mały zamerdał ogonem.

Byliśmy już na promenadzie i szukałam wzrokiem Chrisa. Dostrzegłam go w końcu jak szedł w naszą stronę, jednak nie widziałam przy jego nogach Berry.

-Hej! A gdzie Berry?

-Cześć, dzisiaj wyjechała do domu- uśmiechnął się krzywo.

-Heh, nic nie szkodzi. W sumie to będzie chyba też nasz ostatni spacer- pokazałam głową na Soju- Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, moja przyjaciółka zabierze go jutro do siebie do domu... na zawsze.

-Oh! To chyba dobrze.

-Tak, ale będę strasznie tęsknić za tą małą mordką.

-Ale będziesz też go pewnie odwiedzać i przynajmniej wiesz, że trafi w dobre ręce.

-Racja

Poszliśmy spory kawałek na północ, przez co dotarliśmy prawie do końca promenady.

-Chyba czas wracać- powiedziałam.

-Rzeczywiście, robi się dość późno. Ale może cię odprowadzę?- zapytał nieśmiało

-Umm, okej czemu nie.

-Nie chcę aby po drodze coś ci się stało

-Jasne, dzięki za troskę.

Chris szedł z nami aż pod mój blok rozmawiając i śmiejąc się ze mną.

-O tam- pokazałam na okno mojej sypialni- jest moje mieszkanie. 5 piętro, pierwsze od lewej.

-Widzę- uśmiechnął się czarująco- Słuchaj Y/N...

-Tak?

-Czy.. mimo tego, że Berry i Soju już z nami nie będzie. To i tak czy siak możemy spotykać się co wieczór? Lubię z tobą spędzać w ten sposób czas- to ostatnie dodał nieco ciszej ale ja i tak słyszałam. Moje serce podskoczyło.

-Wiesz.. Jasne, że możemy. Nawiasem mówiąc, ja też lubię nasze spotkania- dodałam zawstydzona.

Chłopak zaśmiał się nerwowo.

-To, do zobaczenia jutro w pracy- powiedziałam i bez żadnej mojej kontroli przytuliłam go. Sama nie wiem czemu to zrobiłam, jakaś wewnętrzna siła mnie pchnęła w jego objęcia.

Mocne perfumy Chrisa załaskotały mnie w nos, a na sobie czułam jak jego serce szybko bije. On sam był tak ciepły niczym mały kaloryferek, do którego chciałabym się przytulić w zimową noc.
Chan również objął mnie swoimi silnymi ramionami.
Nie wiem ile w rzeczywistości trwał nasz przytulas ale dla mnie była to błoga wieczność.

POV CHRISTOPHER BANG: (veri profeszynal- dop. autorka)

Dziewczyna odsunęła się ode mnie i pospiesznie odeszła z psem do klatki schodowej.
Odprowadziłem ją wzrokiem i patrzyłem jak światło najpierw zapala się na korytarzu a potem w jej mieszkaniu.
Cały czas czułem na sobie jej ciepło i słodki zapach szamponu do włosów.

Od kiedy pierwszy raz ujrzałem ją za kulisami na naszym koncercie, moje serce biło szybciej na jej widok i każdy jej uśmiech czy drobny gest.
A gdy dowiedziałem się, że ma zastąpić Ji-U byłem wprost przeszczęśliwy. 
Oczywiście, martwiłem się stanem Ji-U, bądź co bądź była moją znajomą z pracy.

Ale sama myśl o Y/N przyprawiała mnie o motyle w brzuchu.
Chciałem być blisko niej...
Czy ja się zakochałem?...

                            ꧁𑁍꧂

Trzeba chyba częściej zmieniać POV na Chana ;)

Słowa(1751)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro