17: No To Co Się Stało?
Idąc dalej natrafiłam na podobną drogę tylko trochę szerszą a drzewa miały liście koloru czerwonego.
Wychodząc na zieloną polanę zdecydowałam się powoli wracać do domu. Odwiedziłam tylko jeszcze jeden zakątek, gdzie słońce wpadało przez liście co dawało magiczny efekt. Zamiast wrócić do domu poszłam do domu mojego brata, który dopiero co wstał i zdziwiony moimi porannymi odwiedzinami wrócił do pokoju, aby się ubrać.
Kwadrans później wyszedł ogarnięty i uśmiechnięty. Od razu wyczuł, że przyszłam w jakimś konkretnym celu, więc zapytał:
- No to co się stało?
- A coś musiało się stać, żeby wpadła do was w odwiedziny?
- No aż tak mnie chyba nie kochasz - zaśmiał się. Było to kłamstwo i wiedział jak bardzo go kocham, ale lubił się ze mną przekomarzać - No dawaj dawaj - nie umiem się mu oprzeć, takiemu uśmiechowi nikt nie odmówi
- Nie chciałbyś mnie znowu zawieźć na tamto jezioro? Ale tylko mnie
- Jasne, możemy nawet wyjechać za kwadrans. Odkąd mam własną firmę godziny mojej pracy są bardziej elastyczne
Byłam mu wdzięczna. Spacerowaliśmy już nad jeziorem, gdy zobaczyłam niewielką wysepkę, na której rosło jedno samotne drzewo. Przystanęłam i popatrzyłam na nie. Czasem czuję się jak to drzewo... Sama, a wokół woda ludzi.
Gdy wróciliśmy mój brat zaproponował abyśmy odpoczęli pod ogromnym dębem rosnącym za ich domem. Drzewo miało ogromne wystające korzenie, na których usiedliśmy. Spojrzałam przed siebie. Stała tam chudziutka brzózka o niewielu liściach. Taka biedna i jakby smutna. Dalej stał trochę mniejszy dąb również piękny.
Nagle za pobliskim krzakiem ujrzałam dziewczynę. Kwiaty zasłaniały połowę jej twarzy mimo wszystko ujrzałam jej ciemne włosy i błękitne błyszczące oczy. Ponadto cała jej twarz była piegowata. Spojrzałam na nią, a ona wciąż stała i patrzyła. Nie odwróciła ani na chwilę wzroku z naszej dwójki. Mój brat chyba też to zauważył i powiedział:
- Wera, chodź do nas!
Dziewczyna nawet nie drgnęła, ale widziałam, że jej oczy powiększyły się jakby w poczuciu winy i strachu. Po chwili zwiesiła głowę i powoli odeszła. Spojrzałam na brata z zagadkowym spojrzeniem, ale on nawet tego nie skomentował.
Kiedy wciąż się na niego patrzyłam on uległ i powiedział:
- Weronika rok temu straciła starszego brata w wypadku. Od tamtej pory zamknęła się w sobie i lubi na mnie patrzeć z ukrycia. Mówi, że przypominam jej brata, a mi to nie przeszkadza. Znam ją od dziecka. Ma jeszcze cztery siostry. Wszystkie młodsze. Ich brat był najstarszy i bardzo to przeżyły. Wszystkie lubią mnie obserwować, ale Weronika z nich wszystkich może to robić w nieskończoność. Kojarzysz sąsiadkę Renaty?
- Te blondynkę?
- Dokładnie, to dziewczyna ich brata. Ona również lubi czasem na mnie spojrzeć. Ponoć jesteśmy do siebie dość podobni
- To smutne...
- Jeśli popatrzysz na paprocie po naszej prawej zobaczysz jedną z sióstr
- Widzę!
- Ale ona jest inna. Ma rude włosy, a nie ciemna jak ta Weronika
- To dlatego, że Weronika jest podobna do Matki, a jej siostra do ojca
- Obie są bardzo piegowate
- To prawda. Biedne dziewczyny...
Kiedy wyszłam z posesji brata po przeciwnej stronie zobaczyłam otwartą bramkę na posesję mojej kuzynki. Przeszłam przez przejście i kiedy ją zamykałam zobaczyłam w oddali jej sąsiadkę. Chowała się za jedną z sosen, mimo wszystko dojrzałam ją i lekko się uśmiechnęłam. Dziewczyna miała zielone oczy, byłam tego pewna, bo znałam ten wzrok. Te oczy były takie same jak mojej babci, która zmarła kilka lat temu.
Wieczorem wybrałam się jeszcze z bratem na spacer na pole słoneczników. Było pięknie, a za jednym z nich zobaczyliśmy jedną z sióstr. Rude włosy i wyblakłe oczy, w których zgasła nadzieja...
Później za polnymi kwiatami siedziała jeszcze jedna. Również rudowłosa, ale ona miała takie błękitne oczy, które przypomniały mi Kamila. Właśnie... Co się z nim dzieje. Nie mam już z nim kontaktu od kilku dni. Czy powinnam do niego napisać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro