Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II. Nie powinno cię tu być.

Your soul is hunting me and telling me
That everything is fine
But I wish I was dead

Every time I close my eyes
It's like a dark paradise
No one compares to you
I'm scared that you won't be waiting on the other side.*

Ani ja, ani Aleksander przez kilka dobrych minut nie odzywaliśmy się do siebie. Zacząłem się zastanawiać, czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, gdzie i po co przyszedł.

Po tych paru chwilach bezsensownego stania przy drzwiach frontowych, usłyszałem, jak podchodzi do tych od mojego pokoju. Poczułem, jak moje ciało drży-dalej nie byłem w stanie wydać z siebie chociażby najmniejszego dźwięku. W głowie tylko powtarzałem sobie, że to wszystko było snem i nie mam się czym przejmować, że zaraz się obudzę.

Po co ja się oszukiwałem? I tak od dawna nie zmrużyłem oka.

-Dominik?-Ten obcy, jednakże tak dobrze mi znany, niepożądany głos kolejny raz rozniósł się po pustych pomieszczeniach.

-Dominiku, wiem, że tam jesteś.-Odezwał się kolejny raz, starając się nawiązać ze mną jakikolwiek kontakt.

Po tym całym szoku i niedowierzaniu, moje ciało ogarnęła niesamowita złość, coś, czego nie dało się nawet opisać. Miałem ochotę otworzyć te zasrane drzwi i wykrzyczeć mu w twarz, że go nienawidzę. Że tak bardzo go nienawidzę, iż chciałbym, aby zginął. Najlepiej z moich własnych rąk. Chciałem wyrzucić z siebie to wszystko, co we mnie ciążyło, co nagromadzało się przez ten cały czas.

Dlaczego więc nie byłem w stanie powiedzieć chociażby słowa?

Usłyszałem, jak osuwa się przy drzwiach. Ponieważ ja również byłem o nie oparty, nie mogłem uwierzyć w to, jak blisko mnie znajduje się nowo przybyły.

-Przyszedłeś znowu się ze mnie ponabijać czy co?

Mój głos wyprany był z jakichkolwiek emocji, kiedy to mówiłem.

-A może postanowiłeś wrzucić do internetu kolejny filmik ze mną w roli głównej, na przykład jak płaczę nad moim nieszczęsnym życiem z dopiskiem "ta ciota nawet nie umie się zabić? Wybacz, ale nie doczekasz się. No, chyba że chcesz zaoferować mi coś wartościowego-wtedy może sprzedam ci parę kwestii emo.

Mój monolog był tak bardzo ironiczny, iż nawet sam siebie zadziwiłem. Zaskakujące też było to, że głos ani razu mi się nie załamał, mimo, że moje serce wręcz bolało z miłości i nienawiści do niego. Była to wybuchowa mieszanka, wręcz niemożliwa do osiągnięcia.

Lecz o to jestem ja, Dominik Santorski. Osoba, która czuje pogardę oraz wrogość do Aleksandra Lubomirskiego. Osoba, która kocha całym sercem Aleksandra Lubomirskiego.

Tak bardzo, że ma ochotę je sobie wyrwać tylko po to, aby już nigdy w nim nie zagościł.

-Proszę cię, nie mów tak.-Westchnął.-Nie przyszedłem tutaj po to, aby się z ciebie naśmiewać.

Zaśmiałem się gorzko na te słowa.

-Wow, dziękuję ci, łaskawco. W takim razie po co? Nie jesteś typem osoby, która przyszłaby po coś innego niż rozrywkę.-Skwitowałem, bawiąc się moimi dłońmi. Miałem nadzieję, że przynajmniej brzmię tak, jakby to wszystko mnie nie obchodziło, jakby on mnie nie obchodził.-Z resztą, niby jak się tu dostałeś?-Zauważyłem. Przecież nie miał klucza.

-Spotkałem twoich rodziców, jak wychodzili.-Zaczął, powoli.-Powiedziałem, że mam dla ciebie kilka zeszytów i wiadomość od nauczyciela. Dali mi klucze.

No tak, moi rodzice musieli skorzystać z okazji.

Między nami przez chwilę panowała cisza, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chłopak nie ma pojęcia, po co tu przyszedł. Pewnie chciał rzucić głupie "przepraszam" aby zgasić wyrzuty sumienia, jeśli takowe w ogóle miał.

-Słuchaj Dominik ja--Zaczął nagle, by następnie zwolnić.-Przepraszam. Wiem, że to teraz nie ma znaczenia, ale chciałbym abyś wiedział, że naprawdę żałuję...

Dalej go nie słuchałem, ponieważ opanowało mnie nagłe drżenie ciała oraz łzy napłynęły mi do oczu. Miałem ochotę krzyknąć, lecz nie mogłem. Zacisnąłem zęby, kuląc się.

Nie powinno go tu być. Nie teraz, gdy zacząłem o nim zapominać.

-Nie, przestań.-Wydusiłem, łapiąc się za włosy.-Przestań, przestań, przestań. Zamknij się rozumiesz?!-Wybuchłem, jakbym nagle odzyskał świadomość.-Nie chcę cię tutaj.-Dodałem, sycząc.

-Dominik ja--

-NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE!-Wrzasnąłem.-Za długo czekałem, rozumiesz? Za długo czekałem na wyjaśnienia.-Odparłem dosadnie. Moje gardło piekło, a w klatce piersiowej czułem niemiłosierny ucisk. Mój oddech stał się płytszy.

-Wiem kurwa, Dominik. Jestem pieprzonym draniem. Tchórzem, który postanowił uciec od odpowiedzialności.-Chłopak próbował się bronić, wyrażając skruchę.-Ja naprawdę nie wiem, co mi odjebało. Na początku oboje świetnie się bawiliśmy, lecz potem..ta cholerna lekcja judo. Przeraziłem się tym, co się wydarzyło, rozumiesz? Nie wiedziałem, co począć.

Parsknąłem na jego słowa, a na mojej twarzy pojawił się pełen kpiny uśmiech, którego niestety nie mógł zobaczyć.

-Przeraziłeś się?-Zapytałem głucho.-A wiesz, jak ja byłem przerażony, widząc te wszystkie wpisy na fejsie? Spojrzenia w szkole? Ten filmik? Wiesz, jak kurwa byłem przerażony, kiedy zacząłem wierzyć we wszystko to, co tam pisali?-Zaśmiałem się gorzko, z ogromnym bólem, wyczuwalnym w głosie.

Aleksander nie usprawiedliwiał się już więcej, zamilkł, pozwalając na to, abym teraz ja zmieszał go z błotem.

Lecz chyba się tego nie doczekał.

-Jeżeli przyszedłeś tutaj dla wybaczenia Aleksandrze, to wiedz, że ci wybaczam.-Odparłem, obojętnie.-Czemu nie miałbym? Jesteś tylko nędznym człowiekiem, który umie tylko zabijać innych. Jesteś mordercą. Dlatego nawet, jeżeli ci wybaczę, nic tym nie zyskasz. Nie zgasisz tego poczucia winy, ponieważ dobrze wiesz, że mam rację.-Mój ton głosu był spokojny. Ten czas pobytu w zamkniętym pokoju chyba nauczył mnie tego, że mimo iż go nienawidzę, nie mogę go za nic obwiniać. Znaczy mogę, ale co mi to da? Przecież on i tak jest już wrakiem człowieka. Przecież on i tak już nic nie osiągnie. Całe życie będzie tylko ranił.

Może nawet powinienem mu współczuć?

-Dlaczego jeszcze nie idziesz? Powinieneś poczuć ulgę, w końcu ci wybaczyłem. Spór zażegnany, prawda?-Odparłem słysząc, że nadal siedzi pod drzwiami.

-Masz rację, powinienem.-Odezwał się w końcu, zachrypniętym głosem.-Nie mam więc pojęcia, dlaczego czuję się jeszcze gorzej.

Nie odpowiedziałem na to wyznanie, nie wiedząc za bardzo co odpowiedzieć. Po prostu chciałem, aby wyszedł i zostawił mnie w spokoju. I tak wystarczająco już namieszał w moim życiu.

-Nie przejmuj się tym tak, Aleksadrze. Nawet, gdyby udało mi się popełnić samobójstwo, nic by to nie zmieniło. Świat-twój świat, byłby taki sam, jak dawniej. Jesteśmy przyzwyczajeni do śmierci. Nawet nie zauważylibyście, że mnie nie ma.-Rzuciłem, wiedząc, że to co mówię jest oczywiste.- Bo w jednym miałeś rację. Jestem pieprzonym zerem, czymś, czym nikt się nie interesuje.-Dodałem.

-Nie mów tak! Nie jesteś nikim.-Zaoponował, na co uniosłem jedną brew.-Wtedy...-Urwał, by po chwili kontynuuować-w czasie tej lekcji judo czułem, że ci stanął.

Zdziwiłem się.

-A więc czemu do chuja tego nie przerwałeś?-Prychnąłem.

-Nie chciałem tego przerywać.-Jego głos lekko zadrżał.-To...nie wiem czemu, ale nie przeszkadzało mi to. Wiem, że mi nie uwierzysz Dominik, ale w tamtej chwili chciałem poczuć jeszcze więcej i chyba...i chyba to mnie właśnie przeraziło.-Wyjaśnił.

-I co? Z tej całej obawy musiałeś obsmarować mnie na fejsie?-Zapytałem, zmieszany lekko.

-Ja...-Usłyszałem ciche westchnięcie.-W ten sposób chyba sam sobie chciałem udowodnić, że ta sytuacja mnie obrzydziła.

-Ale do kurwy, nie mogłeś tego zrobić raz?!-Syknąłem, waląc pięścią w drzwi.-Po cholerę wstawiałeś ten filmik, co? Po cholerę zniszczyłeś mi życie przez swoją pieprzoną obawę?!-W tamtej chwili straciłem to opanowanie, o którym wcześniej wspominałem.

-Dominik ja...ja nie wiem. Nie miałem pojęcia, że tak to wszystko odbierzesz, nie wiedziałem...że to wszystko zajdzie tak daleko. Pogubiłem się, przepraszam. A potem nie wiedziałem, jak to wszystko odkręcić.

Próbował mnie przekonać. Przesiedział pod moimi drzwiami kilka godzin. Pierdolił coś o zagubieniu, w kółko mnie przepraszał. Myślał, że go słucham. Jednakże ja wyłączyłem się już po tym, jak zaczął mi tłumaczyć, że on to w sumie nic do pedałów nie ma. No tak, napewno jest w chuj tolerancyjny, jeśli użył tego określenia.

Postanowiłem trochę ogarnąć ten syf w moim pokoju. Jedno było pewne; nie byłem jakimś podejrzanym pustelnikiem, który musiał żyć w bałaganie, aby przypadkiem nikt nie znalazł czegoś dziwnego między tą stertą śmieci.

Zacząłem składać ubrania. W równiutką kostkę, przy akompaniamencie głosu tego człowieka. Bo miałem dużo czasu. I mogłem w ten sposób udawać, że wcale mi się nie podoba, jak do mnie mówi.

Szczerze powiedziawszy to nie spodziewałem się, aby kiedykolwiek tu przyszedł, nie zważając na to, z jakich powodów. Uważałem go za zbyt wielkiego tchórza i egoistę, aby chociaż rozważyć taką opcję. Dawniej bym się przejął, że ze mną rozmawia; przez drzwi, że musi mnie przepraszać. Ale teraz wam powiem, że w sumie to w tamtej chwili było mi już wszystko, kurwa, jedno.

-Weź się gdzieś usuń, bo chce wyjść do łazienki.-Odparłem w końcu, wzdychając.

Po kilku sekundach usłyszałem ciche "dobrze" i dźwięk...coś na kształt podnoszenia tyłka. Tak mi się wydawało.

Przez chwilę jeszcze wahałem się, czy otworzyć drzwi. Nie miałem przecież potwierdzenia, że chłopak odsunął się na bezpieczną odległość.

-I nie patrz się na mnie.-Dodałem, chcąc upewnić samego siebie.

Po tych słowach lekko uchyliłem drzwi. Wystarczająco szeroko, aby się przez nie przecisnąć (a trzeba powiedzieć, że szerzej i tak bym ich nie uchylił, ponieważ zagracały mi jakieś płyty) i stanąłem na środku korytarza, chcąc wybadać, gdzie jest Aleksander.

Stał w salonie, zwrócony ku ścianie. Dzięki temu mogłem przez chwilę podziwiać jego szerokie, umięśnione plecy. Kiedyś marzyłem, aby ich dotknąć. Chociaż koniuszkami palców.

Lecz potem chciałem wczepić się w nie paznokciami, najgłębiej jak się da i przyjechać po ich całej długości.

Ponieważ potem także chciałem go dotknąć, tylko po to, aby cierpiał. Aby wył z bólu tak, jak ja wyłem.

Po kilku minutach podreptałem do łazienki. Nie miałem potrzeby, ale zapragnąłem wyjść, aby przekonać się na własne oczy, że tu jest. Że jego głos nie jest cholernym wytworem mojej wyobraźni.

Spojrzałem w lustro. Pierwszy raz od kilku dni; wcześniej go unikałem. Miałem podgrążone, pozbawione blasku oczy, roztrzepane, przetłuszczone włosy. Byłem wychudzony, a moje przedramienia owinięte były bandażami. Wydawałoby się, że łzy wyryły ścieżkę na policzkach. Czy wychodząc powinienem się ubrać? Byłem w samych bokserkach. Nie...w końcu to było moje mieszkanie.

Wyglądałem obrzydliwie, jak śmieć, którym istotnie byłem. Miałem ochotę stłuc to lustro z zażenowania samym sobą.

-Dominik...wszystko dobrze?-Dotarł do mnie jego głos, jednakże w tamtej chwili nie obchodziło mnie to za bardzo. Wpatrywałem się tylko tępo w swoje odbicie.

"Jakaś moda na to gejostwo?! W dupie ci się poprzewracało."

"Ja ci dam skurwysyna!"

"Królowa, królowa... Powinieneś pamiętać o tym, drogi Dominiku, że ta pani zwodziła mnie również. Płakała, cięła się, „kocham cię", „jesteś taki wrażliwy", „nie potrzebujesz nikogo". Zrobiła nam wszystkim wodę z mózgu! Jesteś zwykłą kurwą!"

"Świat otwarty, rany zamknięte. Świat zamknięty, rany otwarte."

"Żyję cicho krwawiąc, krwawię cicho żyjąc."

Dlaczego akurat w tamtej chwili tyle myśli pojawiło mi się w głowie? Czemu patrząc na siebie samego, na nowo przypominałem sobie to wszystko? Dlaczego te wszystkie słowa dudniły mi w głowie, niczym demony nie chcąc odpuścić?

Może dlatego, że patrząc na siebie widziałem efekty ich działań. Widziałem to gówno, które ze mnie powstało. Widziałem to coś, które nawet nie było w stanie się zabić. Pieprzone nic, na które każdy mógł splunąć. Nic, ale tak jakby wszystko, wszystko co najgorsze.

I świat kolejny raz przede mną odpieprzył macarenę, powodując, że zawirowało mi w głowie. Nie zdążyłem złapać się umywalki, przez co upadłem na podłogę. Cholera, wstawaj. Ten typek jest obok i nie może cię zobaczyć w takim stanie. Musi być przekonany, że jesteś silny i w dupie masz jego skruchę.

Ale jakoś nie mogłem wstać, a w zamian za to po policzkach popłynęło mi kilka samotnych łez.

"Witam cię w sali samobójców, Dominik."

______________
Tak jakby nie mogę myśleć i jestem na siebie wściekły za to, że nie umiem ubrać w słowa tego, co chce przekazać.
Ale still, mam nadzieje, że jako tako sie podoba. Standardowo, przepraszam za wszelkie literówki i odchylenia w fabule.

~Olek.

Ps. * Dark Paradise-Lana del Rey.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro