Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XI

To była zdecydowanie najgorsza pobudka w moim życiu. Spałam w hamaku wywieszonym gdzieś pod pokładem. Szczerze, nie miało to dla mnie znaczenia czy bym spała na ziemi czy na prowizorycznym łóżku. Tu i tu huśtało.

Usiadłam próbując się nie przewrócić. Inne hamaki były już puste. Marynarze wstali już dawno opiekując się statkiem. Zajęty był tylko jeden czarnowłosego. Widziałam, że chłopak całą noc czuwał. Prawdopodobnie dopiero teraz poszedł spać.

Nadal nie mogłam uwierzyć że potrafił nawigować. Kiedy on miał okazję by wypłynąć na morze? Przecież wyrwałam go z obrzeży małego miasta. Co prawda blisko morza ale jednak. Brian ciągle mnie zaskakiwał.

Wyszłam z kajuty do kuchni. Nie miałam tam dużo do roboty bo. W załodze był już kucharz. I szczerze nie chciał mojej pomocy więc ja tylko zmywałam.

Po skończonej robocie wyszłam na pokład. Brian stał obok sternika i wpatrywał się w horyzont. Spojrzałam tam gdzie on. Na wschodzie rozciągały się czarne chmury. Nie wyglądało to groźnie nawet bym powiedziała że nas ominie.

- Zbiera się na pożądany sztorm - usłyszałam za sobą niski głos.

Odwróciłam się i zobaczyłam niskiego kapitana statku. Kiwnął na chmury.

- Tego się nie spodziewałem. Mam nadzieję, że to wytrzymamy Kochana Mers nie takie burze przeżyła!

Klepnoł ręką po burcie statku z dumnym uśmiechem na ustach. Spojrzałam teraz inaczej na czarny horyzont. Czyżby wystąpiła jakąś przeszkoda? Byliśmy tak blisko oddzielenia się od załogi. Pewnie przepłyniemy jakby nigdy nic. Trzeba wierzyć w słowa kapitana.

Zaczęło się niewinnie. Sztorm dogonił nas w samo południe ale szybko stało się ciemno. Czarne chmury zasłoniły słońce jakby nie chciały żeby widziało co się zaraz stanie.

Najpierw zaczęło padać. Był to zaledwie deszczyk lecz szybko przemienił się w prawdziwą ulewę. Wiatr zaczął targać żaglem. Kapitan wydał rozkaz zwinięcia go. Wszyscy mieli coś do roboty i ganiali za linami. Fale były coraz większe. Marynarze dokładnie wiedzieli co robić.

Nagle powietrze przecięła błyskawica. Jej blask niemal mnie oślepił choć widziałam ją tylko kątem oka. Deszcz zacinał jeszcze bardziej raniąc w skórę. Statek zaczął się niebezpiecznie przechylać.

Kapitan krzyknął ale nie było go słychać. Skupiłam się na dziobie. Teraz wiedziałam że zostanie na pokładzie to był głupi pomysł.

Gdy usłyszeliśmy grzmot pokładem aż zatrząsło. Woda była wszędzie. Sternik próbował odzyskać kontrolę nad statkiem ale walka z żywiołem nie była łatwa.

Walnął kolejny piorun w chwili gdy pokład zalała wielka fala. Jeden z marynarzy nie trzymał się niczego i poleciał z falą. W ostatniej chwili ktoś go złapał.

Przegrywaliśmy.

Następna fala uderzyła z drugiej burty. Była o wiele większa. Nim się obejrzałam sternika już nie było. Z przerażeniem patrzyłam jak statek zaczyna się obracać i niebezpiecznie przechylać.

Sytuację uratował Brian skacząc do steru. Chwycił go dwoma dłońmi i próbował oprzeć się wzburzonemu morzu.

Statek przechylił się niemal pionowo w prawo. Patrzyłam jak skrzynie przesuwają się i wypadają za burtę. Sama chwyciłam się mocno ale wiedziałam że zaraz puszczę. Zobaczyłam jak jeden z marynarzy puszcza się trzymanego masztu i spada w odmęty wody.

W tym momencie nie wytrzymałam.
Skupiłam się z całych sił. Nagle poczułam nieokiełznaną energię. Kotłowało się bez ładu i składu. Nie miała harmonii jak wszystkie które dotąd kontrolowałam. Bez zastanowienia skupiłam się na niej. W jednej chwili poczułam w sobie tą niesamowitą energię. Rozsadzała mnie od środka. Spróbowałam ją chwycić i ustabilizować. Jedyne co osiągnęłam to kolejną błyskawicę i silny grzmot. Statek przechylił się w drugą stronę. Zdezorientowana puściłam się i poleciałam przez okręt.

Zdążyłam się chwycić jednego z masztów. Wiatr targał moimi włosami. Lodowata woda smagała po kostkach. Zobaczyłam ogromną falę spadającą prosto na mnie. Nie miałam szans wytrzymać jej uderzenia.

Spróbowałam jeszcze raz. Tym razem skupiłam się na konkretnej fali. Zadziałałam na nią swoją energią rozstrzępując ją na pół.

Fala opadła na dwa boki statku omijając jego środek. Niemal przy tym nie łamiąc statku. Zaskoczona skutecznością metody skupiłam się tym razem na całej burzy szukając na powrót źródła. Poczułam ją moją wewnętrzną energią naciskając na nią od zewnątrz. Energia wzburzyła się na moje działania.

Poczułam mocne szarpnięcie i od razu po tym tuż nade mną rozbłysła biała smuga.

Puściłam się gwałtownie masztu i podniosłam rękę ku błyskawicy. Skupiłam się całą sobą na źródle energii i rozsadziłam ją od środka. Błyskawica rozsadziła się na tysiące smug omijając statek.

Wiatr zniknął momentalnie fale ustały a chmury wraz z deszczem się rozwiały. Na morzu zapanował aż nazbyt wyraźny spokój. Nawet podmuch wiatru nie wzbudził płaskiej tafli wody.

Odpadłam na kolana na środku pokładu statku. W uszach mi piszczało. A z nosa lała się krew.

Usłyszałam kroki i poczułam wokół siebie silne ramiona. Czarnowłosy był cały przemoczony a dłonie miał zdarte do krwi ale trzymał mnie z całych sił. Z jego pomocą podniosłam się na nogi.

Cała załoga stała przed nami wpatrzone we mnie szeroko otwartymi oczami. Nie wiedzieli co myśleć. Jeden nawet zetknął niepewnie na miecz leżący niedaleko masztu.

Miecz.

Po całym statku walała się broń. Miecze, sztylety, tarcze, hełmy, nawet kawałki zbroi. Skrzynie były poprzewracane i puste.

Łączyłam powoli fakty. Statek płynął do Ultramare. Kraju który najczęściej buntował się niewoli Patriamu. Spojrzałam wymownie na kapitana statku.

- My mamy swoje tajemnice, wy macie swoje.

Na tym skończyła się dyskusja. Wszyscy rozeszli się do swoich zadań. Nie zamierzali mnie zabijać czy wywalać za burtę że względu na to że jestem Wyklętą. My nie powiemy nikomu że na statku była broń dopływająca na szykujące się powstanie.

Po podliczeniu strat wyszło na to że więcej straciliśmy niż zdołało się ocalić. Połowa broni zatonęła. Straciliśmy dwóch członków załogi a jeden żagiel był cały podarty. Straty byłyby większe gdybym nie rozwiała sztormu.

Nadal czułam kompletne wyczerpanie ale i jakąś podskórną satysfakcję. Powstrzymałam potężną burzę. Zapanowałam nad żywiołem. Było to niesamowite. Nie słyszałam żeby komuś się to udało. Nie w ostatnich dziesięcioleciach.

Brian nie odstępował mnie na krok. Po części obawiał się, że mogę zasłabnąć a po części nadal bał się, że któryś z marynarzy odważy się mnie zaatakować.

Trochę tego nie rozumiałam. Uratowałam im życie. Taka osoba jak ja przydałaby się na każdym okręcie. Może kiedyś jak już się uda obalić króla.

Jeśli. Jeśli się uda. Ten człowiek podbił cały kontynent i wyszedł nawet za morze. Udało mu się pokonać najsilniejszą grupę ludzi na tym świecie. W jeden dzień. Musiał zawrzeć jakiś pakt z diabłem. To co mu się udało nie jest takie proste jak on to zrobił.

Ale im wyżej się wzniesiesz, tym bardziej boli gdy spadasz.

A on spadnie na samo dno.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro