III
Złapałem dziewczynę w ostatniej chwili. Staliśmy na środku drogi w małym miasteczku. Znałem to miasto. Było ono najbliższą cywilizacją ale dzień drogi od naszego domu. Podziwiałem tą dziewczynę za taki skok. Z drugiej strony teraz leżała bezwładna.
Nadal było mi trochę nie dobrze i nie wiedziałem od czego bardziej. Magii żołnierza czy dziewczyny. Choć myślę że to czyny matki najbardziej wprawiały mnie w mdłości. "Nie jesteś już moim synem..."
Usłyszałem krzyk mężczyzny i prychnięcie koni. Odskoczyłem przed nadjeżdżającym wozem. Kierowca spojrzał na mnie spode łba i tylko przejechał dalej.
Robiło się coraz jaśniej. Codzienny ruch zaczynał zajmować uliczkę. Musieliśmy gdzieś się schować. Zwłaszcza że zaczął padać śnieg a dziewczyna nadal była mokra. Złapałem ją mocniej i weszłam do najbliższej karczmy. Szyld przedstawiał czarnego kruka nachylonego nad kielichem.
Gospodarz leniwie czyścił szklanki i nie zaszczycił nas nawet spojrzeniem. Pewnie nie spodziewał się nikogo tak wcześnie po nocy wywalania zbyt pijanych bywalców. Karczma sama w sobie nie była większy od mojej kuchni.
Skierowałem się do najdalszego stołu w rogu karczmy. Wysunąłem się na ławkę i oparłem dziewczynę o ścianę.
Była cała blada. Przyłożyłem wierzch dłoni do jej policzka. Było zimne. Cofnąłem rękę. Zdjąłem swoją kurtkę i przykryłem ją delikatnie na ramionach. Kurtka była ze skóry ale od środka wyłożona została białym futerkiem. Dziwne było patrzeć na obcą dziewczynę która uratowała ci życie. Nie znałem nawet jej imienia. Ale co mogłem zrobić. Nie miałem teraz nikogo. Szczerze nie wiedziałem co teraz robić.
Barman w końcu odłożył szkło i spojrzał na nas. Było to łysy niski ale potężny facet.
- Wytłumaczysz mi wasze najście czy mam się domyślić - powiedział niskim głosem.
Nie miałem ochoty z nim rozmawiać.
- Masz może pokoje na wynajem? - zapytałem. W końcu nie możemy spać na ulicy.
- Tak - odpowiedział krótko i sięgnął po szmatę na blacie. - sześć koron za dwa o łóżka, mamy pokoje dwuosobowe - Machnął szmatką na nieprzytomną.
Sięgnąłem do kieszeni spodni ale znalazłem tylko trzy korony. Położyłem je na blacie który barman przed chwilą przetarł. Spojrzał na mnie a potem na pieniądze. Zabrał mój dobytek i skinął na schody po jego prawej stronie.
- Drzwi numer sześć - powiedział i wrócił do czyszczenia blatu.
Spojrzałem na dziewczynę w rogu sali. Co ja robię?
Skierowałem się w jej stronę gdy drzwi karczmy otworzyły się z hukiem. Do środka wszedł wysoki mężczyzna. Miał szerokie bary a z oczu mu źle patrzyło. Jak tylko podszedł do baru barman mu już podał nalany kufel. Zetknął na mnie przelotnie ale utkwił dłużej spojrzenie w nieprzytomnej dziewczynie. Jego zagubiony wzrok na chwilę stał się jakby... Trzeźwy?
- Ej Timii - zwrócił się do barmana patrząc tym razem na mnie. Nie podobał mi się ten wzrok. - Od kiedy gościsz nowożeńców?
Barman jedynie prychnął a ja szybkim krokiem zabrałem pod ramię dziewczynę i skierowałem się na górę schodów. Mężczyzna odprowadził nas wzrokiem.
***
Obudziłam się z silnym bólem głowy. Cała czułam się wyrzóta z siły życiowej. Usiadłam i od razu oparłam na coś miękkiego. Rozejrzałam się. Leżałam na wąskim łóżku przykryta szorstkim kocem. Pod głową miałam zwiniętą skórzaną kurtkę. Przesunęłam palcami po jej miękkim futerku.
Na ziemi obok łóżka zobaczyłam czarnowłosego którego przeniosłam że sobą. Leżał skulony z rękami pod głową. Zrobiło mi się go trochę żal. Nie tylko dlatego że leżał na twardej podłodze ale też z jego sytuacji. Słyszałam jego matkę. A on chciał mi tylko pomóc. To wszystko moja wina. Gdzie się nie pojawię przynoszę ból. Już sama mam go dość nie muszę go rozprzestrzeniać.
Patrzyłam jak chłopak śpi. Czarne włosy miał w nieładzie. Klatka piersiowa unosiła się szybko. Musiał mu się śnić jakiś koszmar. Rozpoznałam to też po zciągniętych brwiach.
Spróbowałam wstać ale jedynie spadłam tym razem z łóżka prosto na czarnowłosego. Chłopak poderwał się z krzykiem i spojrzał na mnie przestraszony.
Przepraszałam go i próbowałam wstać jednak nogi odmawiały posłuszeństwa. W końcu usunęłam się z chłopaka i z jego pomocą usiadłam na łóżku. Siedziałam chwilę próbując złapać pion. Gdy świat przestał się kręcić zobaczyłam zaniepokojoną minę czarnowłosego. Miał takie niebieskie oczy. Kolor był nasycony co dodawało im wyrazistrości.
Chłopak podał mi kurtkę a ja ją posłusznie ubrałam. Od razu poczułam jak ciepło rozprowadza się całym moim ciele. Zdałam sobie sprawę jak potwornie muszę teraz wyglądać. Muszę wziąć prysznic.
Nastała cisza. Mieliśmy dużo do powiedzenia ale nikt nie chciał nic mówić. Jedynie patrzyłam mu w oczy próbując coś z nich wyczytać. Przeszło mi przez myśl żeby pogrzebać mu w pamięci jak człowiek króla ale odrzuciłam ten pomysł. I tak nie miałabym tyle energii. Już wogóle nie miałam energii.
- Dziękuję... - odezwał się pierwszy.
Otuliłam się bardziej kurtką. To była ta z sytuacji w których nie wiem co powiedzieć.
- Nazywam się Brian.
- Sophie - nie wiedziałam czemu mu powiedziałam prawdziwe imię zamiast jak zwykle fałszywe.
- Mogę spytać co robiłaś w moim domu?
Ta rozmowa zaczęła się rozkręcać.
- Przez przypadek - wypaliłam. - Przepraszam... Brian, tak bardzo przepraszam. Prawie mnie złapało byłam egoistyczną powinnam była wyjść tak jak twoja matka sugerowała.
Na słowo "matka" wzdrygnął się. Odwrócił wzrok. Nie mogłam sobie wyobrazić co bym czuła w jego sytuacji. Ja swoich rodziców nie znałam. Visirus nie znali swoich rodzicieli. Tak podobno miało być łatwiej.
- Przepraszam - powtórzyłam.
Otrząsnął się i postarał o uśmiech.
- Nic się nie stało.
Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Ostatnie co pamiętam to kamienny bruk. Brian jakby pochwycił mój wzrok.
- Jesteśmy w karczmie. Wynająłem nam pokój. Wiesz, byłaś nie przytomna.
Kiwnęłam głową. Robiło się coraz bardziej niezręcznie więc Brian powiedział że wychodzi się przewietrzyć. Odprowadziłam go wzrokiem a kiedy tylko wyszedł oparłam na łóżko.
Musiałam uciekać. Ludzie króla nie długu mnie znajdą a wtedy już im nie ucieknę. Teraz polegałam tylko na swoich nogach i kondycji. A niedawno było tak spokojnie. Aż do momentu dekretu Króla. Od niedawna moje życie to ciągła ucieczka. Miałam dość.
Zasnęłam wtulona w kurtkę Briana. Czułam się jak na razie bezpieczna albo po prostu nie dopuszczałam do siebie myśli o zbliżającym się niebezpieczeństwie.
Obodziłam się tylko raz w nocy. Brian spał oparty o przeciwległą ścianę. Wyglądał na spokojnego. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro