Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

31.08.2019r.
Korekta:16.10.2019r.

Cholerny braciszek. Ze wszystkich rzeczy, na które mógł wpaść, których mógł chcieć… spotkanie! Spotkanie, kiedy on osobiście był w szpitalu! Pod obserwacją!

Jak niby miał się wydostać i dojechać na umówioną godzinę i w umówione miejsce będąc jednym z pacjentów?! Cholerny braciszek! Jak mógł ryzykować w taki sposób?! A jeśli w sali był podsłuch? Albo… albo ktoś, powiedzmy, pozbawiony widzialnej formy? To drugie było absurdalne, ale nie należało wykluczać niczego, będąc w złej sytuacji. Wolał być przezorny za bardzo niż wcale.

Ale jeśli naprawdę  byłby jakiś podsłuch… co wtedy? Pilnujący go ludzie już wiedzieli gdzie ma się spotkać. O której. A po przesłuchaniu uczniów wiedzieli również w przybliżeniu jak wygląda osoba znana jako Shigaraki. Skrzywił się, przekręcając na bok bardzo ostrożnie i wciskając twarz w poduszkę. Szkoda, że szkolna pielęgniarka nie chciała wpaść z wizytą. Mogłaby bardzo ułatwić mu życie. A przynajmniej oddychanie. Swobodne.

-Jak tam samopoczucie, geniuszu?

-Źle - mruknął, nawet nie próbując odwrócić się w stronę Yugo. Detektyw nie miał najmniejszego problemu z okrążeniem łóżka, aby siąść wygodnie na ziemi. Ich twarze znalazły  się w ten sposób na zbliżonym poziomie. 

-Martwisz się?

-Szukasz ich, prawda?

Yugo kiwnął głową bez większego namysłu. To w zasadzie było oczywiste. Gdyby nie brał udziału w poszukiwaniach osób, które porwano z USJ - po co nadal przebywałby w szpitalu? W dodatku bez Hime! Zadrżał, napinając mięśnie, a później przekrzywiając głowę i zamykając dwa albo trzy razy oczy. Odetchnął, odgarnął chaotycznym ruchem splątane włosy. Głupie przeczucia! Po co jakikolwiek ogień miałby się rozprzestrzenić na tym właśnie piętrze szpitala? I dlaczego akurat teraz? Westchnął. Izuku obserwując go bacznie, z pewną ciekawością, zebrał się trochę, próbując uporządkować w głowie różne informacje o detale, których potrzebował. 

-Hej… czy..  oni mnie podsłuchują? - zapytał wreszcie. 

Yugo zerknął, uśmiechnął się jeszcze szerzej niż zazwyczaj, trochę jak cwaniaczek, gdy już zwinie komuś z kieszeni portfel i nie zauważony się oddali. Albo graficiarz, jeśli ukryje na czas farbę, a później jak postronny, zmartwiony obywatel oddeleguje policjanta, szukającego winnego zbezczeszczenia muru, gdzieś daleko, jak najdalej od siebie. 

-Martwi cię to?

Minimalnie kiwnął w odpowiedzi. 

Yugo pokręcił głową. 

-Podsłuchiwali na początku. Gdy dyrektor Nezu z tobą rozmawiał - stwierdził. - Mają to w teczce z pospiesznie gromadzonymi na bieżąco aktami sprawy. Potem wzięli sprzęt, bo lekarz i pielęgniarki sobie nie życzyli, aby natrafiać na takie rzeczy w salach młodych, zmęczonych, potrzebujących spokoju pacjentów - pomachał ręką w powietrzu, trochę jakby próbując wykonać lekceważący gest. Nie wychodziło mu. Był chyba jedyną osobą na świecie, której takie pomachanie ręką udawało się raz na kilka. W dołującej większości bowiem to wyglądało tak, jakby na siłę usiłował odpędzić muchę. 

-Rozumiem - powstrzymał się od odetchnięcia z ulgą. - Czy można jakoś nie zauważonym wyjść z tego szpitala? 

-Nie zauważonym? - powtórzył, marszcząc brwi. - Coś kombinujesz, geniuszu? Coś ciekawego? Czy to może pomóc w sprawie? Mów! - zażyczył sobie na koniec, zniecierpliwiony, wiercąc się na ziemi. - Proszę - dodał tonem miększym na siłę. Pewnie przypomniało mu się, że Hime czasem każe chociaż udawać obytego i uprzejmego. 

- To sprawa osobista. I… poniekąd może pomóc. 

- Ale aby pomogło musisz wyjść ze szpitala?

Pokiwał. 

-Znowu oszczędzasz mi szczegółów, okrutny ty - zamruczał zamyślony, odchylając lekko głowę. - To wobec mnie bardzo nie fair, geniuszu.  No, ale niech będzie, w porządku - oparł się z tyłu na rękach, aby nie paść na plecy plackiem. - Wyjdziesz stąd… bo wybuchnie pożar.

Yugo nie wyjaśnił jak dokładnie pożar wybuchnie, ani czy będzie w tym maczał swoje nadpobudliwe palce. Faktem jednak było, że następnego dnia o dziewiątej w całej placówce rozległ się głośny, ogłuszający alarm z powodu ognia rozprzestrzeniającego się piętro wyżej niż byli uczniowie, tam, gdzie dopiero powstawało nowe archiwum placówki (ze względu na niedomiar miejsca w starym, znajdującym się w małej, ciasnej piwnicy budynku).

Ponieważ systemy przeciwpożarowe nie działały jeszcze w górze, głównie dlatego, że nie zdążono ich zamontować, wszyscy pacjenci, poczynając od pięter najbliższych temu, gdzie miał miejsce ten tragiczny wypadek z żywiołem, byli grupami wyprowadzani na zewnątrz. Shoto wprawdzie przez chwilę rozważał, czy nie powstrzymać płomieni, nie zatrzymać lodem albo cokolwiek, ale w zasadzie niezbyt go obchodziły, więc opuścił z wszystkimi uczniami piętro, wyjątkowo usatysfakcjonowany z powodu tego, że ojca akurat tego dnia przy jego łóżku nie było. Spacery przecież były bardzo przyjemne i zdrowe. Nikt z jego kolegów nie wyglądał na załamanego z powodu znalezienia się na samym dole szpitala, gdzie przyjemnie wiał chłodny wiaterek i świeciło słońce. Midoriya to się nawet omotał w jakąś za wielką bluzę i właśnie biegł w stronę autobusu… Shoto zatrzymał się w bezruchu, a później spojrzał jeszcze raz. Nie pomylił się. Midoriya naprawdę biegł ku przystankowi autobusowemu, skulony, zgarbiony w za dużym ubraniu zarzuconym na piżamę. Rozejrzał się… a później, wykorzystując niebywałe zamieszanie - pobiegł za nim. Nie miał się czego wstydzić; piżama z All Mightem z pewnością była czymś, co można było z dumą prezentować publicznie. A laczki były do kompletu. Gdziekolwiek Midoriya leciał jak głupi, Shoto miał przeczucie, że nie powinien tego robić sam. Mial przecież totalnie poturbowane jakieś te, kości i bebechy w środku! Co za lekkomyślny idiota! A na zajęciach i w trakcie akcji w USJ wyglądał na ogarniętego!

***

Izuku znalazł się w miejscu spotkania piętnaście minut przed czasem, nie świadom ciągnącego się za nim ogona, zdeterminowany za to...

-Jesteś.

-Głupek! - odwrócił się, aby uderzyć Shigarakiego w brzuch, a później zgiąć się z bólem, złorzecząc na swój organizm. - Bezmyślny, głupi braciszek - wyjąkał, pozwalając odprowadzić się do najbliższej ławki, zamontowanej przemyślnie wokół jakiegoś nie najmniejszego, ozdobnego drzewa, jednego z kilkunastu kwitnących sobie w ciężkich donicach większych sporo od balii na pranie, co kilka metrów, dokładnie w linii prostej przez sam środek centrum. 

-Chcesz się wykończyć? - zapytał karcąco, uważając, aby nie  dotknąć go pełną dłonią. 

-A ty? - odparował markotnie. -A jakby dopadli cię tu jacyś bohaterowie? Co wtedy? Ani przez chwilę nie pomyślałeś o tym, że zostałbym sam, braciszku! 

- Pewnie, że nie. Coś ty sobie myślał w tym pieprzonym USJ? - syknął. - Nomu mogło cię zabić!

-Ale nie zabiło. 

-Za to uszkodziło ci żebra - wytknął. -Ledwo się ruszasz. 

-Ale ruszam.

Shigaraki westchnął z umęczeniem, spoglądając na niego przeszywająco. W sposób sugerujący, że jeszcze chwila i to się skończy solidnym wpierdolem na dupę. Izuku nie lubił dostawać po dupie. Był już prawie dorosły i klaps od starszego brata brzmiał co najmniej żenująco. A tu jeszcze skończyłoby się publicznie!

-Przepraszam - mruknął z przekąsem, odwracając głowę w bok. 

-Mhm. Oby - podsumował Tomura. 

-No wiesz?! A ty to co?!

-Ja? - uniósł brew. - Co niby ja?

-A gdzie "przepraszam" za twoją lekkomyślność? - zapytał, zwracając głowę w kierunku braciszka  z powrotem i wlepiając w niego wyczekujące, zielone spojrzenie. 

Shigaraki mruknął coś, co w zasadzie mogło być czymkolwiek. Ale nie przeprosinami. Na pewno nie. 

-Ten Neon - podjął po dłuższej chwili milczenia. - To tylko twój przyjaciel. Tak?

-A kim innym miałby być? - zapytał zdziwiony Izuku, unosząc w górę brew.

-Przedstawiasz go jako brata.

-Bo ty musisz pozostać w ukryciu - przypomniał. -Inaczej nasze plany by się nie udały. 

-Mhm.

-Braciszku… czy ty jesteś zazdrosny? - zapytał z wahaniem, zaglądając pilniej pod ciemny kaptur bluzy. 

-Bzdura, bachorze - opowiedział natychmiast. 

-Tak! Jesteś zazdrosny! Niesamowite! - Izuku przysunął się jeszcze bliżej. Tomura się odsunął. Izuku przysunął się ponownie. Tomura westchnął ciężko, a później wstał. Ostrożnie zmierzwił mu włosy, robiąc z nimi jeszcze większy bałagan, a potem odwrócił się i bez słowa zaczął oddalać. Zanim Midoriya podjął decyzję, czy powinien go dogonić, jasnowłosy zniknął w tłumie. 

Westchnął, a później zwiesił głowę, zamyślając się. Nie był pewien, co dalej. Powinien wrócić do szpitala, ale co wtedy zrobi? Miał dużo rzeczy do przemyślenia, a szpital nie był do tego najlepszy. Może dom? Ale jeśli wracając do domu uszkodzi coś? Wpadka z żebrami i koniec wszystkiego. Już wystarczająco ryzykował przyjeżdżając do galerii, biegając, bijąc braciszka.

Okropne. Jego ciało było takie okropne. Słabe. Nie fair!

-Co to ma znaczyć, Midoriya? - odezwał się nieoczekiwanie głos, którego z pewnością nie powinien usłyszeć w tym miejscu. Podniósł powoli głowę. 

-T-todoroki… Co ty tu robisz?

-Powinienem spytać o to samo - zauważył chłodno. - Ten koleś, który tu był. To był ten sam, który zaatakował USJ, prawda? 

-Ładna piżama - powiedział, próbując jak najszybciej uporządkować sobie możliwe kłamstwa w głowie. - Nie wiedziałem, że tak lubisz All Mighta.

-Lepiej odpowiedz na moje pytanie. 

-Tak. On nas zaatakował.

-Dlaczego się z nim spotkałeś? 

Mógł podać wersję, którą pewnie będzie musiał dopracować i opowiedzieć panu  Nezu oraz bohaterom szukającym właśnie zakładników. Albo przyznać się do pewnego stopnia. 

Todoroki Shoto nie był kryształowo-czysty, w dodatku miał solidny konflikt z ojcem. Może… byłby zainteresowany…

-Powiem o wszystkim bohaterom - oznajmił tonem groźby Shoto. 

-Nienawidzisz swojego ojca i takich jak on, prawda? - zapytał, przekrzywiając głowę. 

-Co to ma do rzeczy?

-Odpowiedz. To ja też odpowiem - poklepał ręką ławkę obok. - Usiądź, Todoroki. I tak już będą nas szukać.

***

-Dobra, dzieciaku. Spróbuj się wyładować elektrycznie - polecił, spoglądając na stojącego obok chłopaka po tym, jak ostatni raz omiotł boki pomieszczenia, skąd dolatywał słaby, nieprzyjemny zapach przypominający płyn do udrożniania rur. Dziewczyna z rogami miała naprawdę użyteczną moc. Oby nie mogła zrujnować płuc samym wdychaniem, bo od wydostania się na powietrze dzieliła ich jeszcze dosyć długa chwila.

Pretendent na bohatera pokiwał głową, a później wykonał polecenie. Rozbłysk elektryczności wystarczył, aby Neon stworzył młot i rozwalił zamek w drzwiach. Przez krótką chwilę jego ciało emanowało wystarczająco, aby zdążył jeszcze spojrzeć na swoją broń. A później wrócił do standardowego poziomu emanacji i zostały mu gołe ręce. 

-Dobra. A teraz na górę. Szybko. Musimy się stąd wydostać. Jak zobaczycie kogoś podejrzanego, musicie mu przywalić. Wszystko dotarło?

-Ale… tak poważnie przywalić? - zapytał niespecjalnie wysoki chłopiec próbujący uczepić się nogi koleżanki, od której dostał prosto w głowę. 

-Poważnie - oznajmił krótko. 

I ruszyli na górę. Póki Shigarakiego nie było w pobliżu. Tomura był w rzeczywistości jedynym potencjalnym przeciwnikiem, którego powinni się obawiać. Ale uczniowie Akademii nie musieli o tym wiedzieć. Zasady życia mówiły, że cieszyć się z wolności można dopiero siedząc na komisariacie i pijąc przyniesioną przez zmartwionego, potrzebującego opowieści o tym kto, gdzie, kiedy i jak porwał, policjanta herbatę. Ewentualnie w kwaterze sprzymierzeńca.

Jak już dotrą na zwykłą ulicę musiał zdobyć jakiś telefon, aby zadzwonić do Izuku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro