Rozdział 15
06.07.2019r.
Cholera. Wszystko go bolało. Nie znosił bezruchu i niewygodnych pozycji, był typem osoby, której ciało szybko drętwiało. Ciekawe, czy ci z Akademii zaczęli już szukać swoich uczniów. Przydałoby się. Byłby zobowiązany, gdyby go ktoś wyciągnął, nakarmił może czymś ciepłym… nie po to tłukł się kilka dni po kanałach pod miastem, aby później Shigaraki odwalał taki cyrk. To się cholera nie mieściło w głowie, ani w ogóle nigdzie! Nie. I basta.
-Myślicie, że minął już dzień? - odezwał się ten dzieciak, który był uwięziony najbliżej.
-Żeby tylko jeden - mruknął. Może nie miał zegarka, a poczucie czasu w ciemnościach łatwo było stracić, ale miał jako takie pojęcie o tym, jak działa świat. Niedaleko była ruchliwa ulica. Musiała być; słyszał pędzące samochody i trąbiących niecierpliwie kierowców. Gdy było głośno musiał być dzień, a kiedy wszystko trochę cichło - noc. I koniec. - Prawdopodobnie trwa drugi - dodał, chwilę później zaburczało mu w brzuchu. Nie jadł nic od śniadania w dniu, gdy odbył się atak na USJ. Cholerny Shigaraki, żeby chociaż dał mu coś zjeść i wypić zanim wepchnął go do tej celi z nieopierzonymi, przyszłymi bohaterami…!
-Myślicie, że ktoś nas znajdzie?
-Pewnie, Mina! Muszą! - zapewnił dziewczynę kolega. - Na pewno bardzo pracują, aby wpaść na nasz ślad i nas odbić.
Tylko ile im to zajmie? Zastanowił się bezgłośnie. Jeszcze dobę? Dwie? Nie, aby mu przeszkadzało tkwienie z nimi w ciemnej celi i w ogóle, ale z drugiej strony, cholera, chętnie zjadłby cokolwiek. Nawet paskudnego batonika proteinowego. Nie znosił być głodny. Znał to uczucie bardzo dobrze i nie lubił go…
...a jednak ostatecznie, jakkolwiek by się nie starał, zawsze kończył gdzieś daleko, sam, skulony w ciemnościach i głodny. To przecież dlatego uciekł z Japonii do Chin, z Chin do Francji, z Francji do Ameryki, a z Ameryki z powrotem… i to wszystko tylko po to, aby móc znowu zobaczyć buźkę Izuku i usłyszeć od niego, że będzie okay, że się otrzepie z pyłu, zbierze do całości i zaraz znowu będzie miał kontrolę nad swoim życiem. Tęsknił za tym. Za wrażeniem, że starczy odwrócić głowę, a przyjaciel będzie tam stał z krzepiącym uśmiechem, gotów sprzedać mu motywacyjny wykład i gratisowego kopa.
-Hej - wymamrotał. W sumie… skoro już grał zakładnika, skręcało go z głodu i tracił cierpliwość na samo wyobrażenie czekającego na zewnątrz, pewnie gdzieś pod ochroną bohaterów, zdrowiejącego powoli i prowadzącego tą swoją uroczą, pokręconą grę, Izuku. - Jakie wy macie zdolności, hmmm?
Głos dziewczyny odezwał się pierwszy: - Używam kwasu. Żrącego.
Policzył w duchu do dziesięciu. Jak miło, że gdy zapytał na głos to jej się o tym przypomniało. Szkoda, że jednak nie minimalnie, tak na przykład kilka godzin, wcześniej.
Boże. Nie znosił szoku, pod jego wpływem ludzie najczęściej zupełnie przestawali myśleć trzeźwo.
-Mogę porazić kogoś prądem.
Mruknął w odpowiedzi. Prąd, prąd… tak, to się w sumie też mogło przydać.
-Mam laser!
I teraz to mówił? Neon przygryzł wargę, aby nie wyzwać go od idioty. Może to ten, co najdłużej był nieprzytomny? Któryś z nich dopiero co się ocknął na dobrę kilka minut, może do dwóch godzin wcześniej.
-Jestem żabą, kum.
- Wytwarzam klejące się kulki - wymamrotał ostatni głos. Cóż… w tym wypadku Neon nie był pewien, czy żaba nie była bardziej użyteczna.
-Czyli, podsumowując - poruszył się, przeczołgując na tyle na ile mógł gdzieś bardziej w bok, gdy próbował znaleźć pozycję, w której mógłby oddychać jeszcze swobodniej. Był potwornie zdrętwiały. - Mamy wszystko, czego potrzeba, aby stąd nawiać i wrócić do Akademii. Tylko jesteśmy unieruchomieni.
- Mamy? - zapytał chłopiec od prądu.
Neon westchnął, przymykając na chwilę powieki. Najwyraźniej wykorzystanie ich do ucieczki zajmie jednak trochę więcej czasu niż mógłby przypuszczać.
***
Yugo siedział po turecku na niewielkiej kanapie obok kociego policjanta. Wyglądał na spokojnego, chociaż każdy ruch w jego kierunku kończył się serią nerwowych tików. Drgnięć, przesunięć, czujnych spojrzeń. Jego dar był uciążliwy. Chociaż Nezu, z miejsca na przeciwko, popatrywał na niego z pewną ciekawością.
-Chcesz chodzić po mieście z tropicielem, licząc, że coś wyczuje? - zapytał.
-Nie, to byłoby zbyt proste - oznajmił, przechylając głowę. - Z uczniami jest brat Geniusza.
-To oznacza coś dla nas? - zainteresował się koci policjant. - Ten chłopiec też jest zakładnikiem - przypomniał.
- Ale to brat Izuku Midoriyi - mruknął jakby to mówiło wszystko. - Czasem Geniusz się strasznie pcha w kłopoty, z tego co wiem, a Neon musi go wyciągać, więc sądzę, że zdoła opuścić z uczniami miejsce, w którym są. Musimy być gotowi namierzyć ich, zgarnąć i odnaleźć miejsce, z którego nawiali. Możliwe, że jeszcze ktoś tam będzie.
- Izuku Midoriya pakuje się w kłopoty? - podchwycił Nezu.
- Chce być najlepszym bohaterem na świecie - wyjaśnił Yugo, nie widząc nic złego w okłamywaniu wszystkich wokół. Lubił gdy Izuku chodził wolny i mógł dawać mu informacje albo tworzyć zagadki. - Nie ma żadnego fizycznego czy magicznego quirk, więc rozwija się analizując cudze umiejętności, obserwując walki, wchodząc czasem w miejsca, gdzie nie powinien się pchać.
- Tak, w sumie wspominał mi o tym - dyrektor kiwnął, tracąc zainteresowanie.
- Siostrzyczka powinna niedługo wrócić - uznał Yugo, spoglądając na zegarek. - Braciszek M. wyjechał w zeszły piątek na studia do Rosji, ale to nie znowu tak daleko… - wychylił się, podnosząc ze stolika pudełko z cukierkami. - Panie Nezu, jakim uczniem jest Geniusz? Nie umiem sobie tego wyobrazić - odstawił łakocie, aby przenieść uwagę na kubek kawy należący do któregoś z mężczyzn. - Często się wymądrza? A może zajęcia go nudzą?
***
Shigaraki zszedł na dół, krzywiąc się z obrzydzeniem z powodu paskudnego zapachu. Paskudne miejsce. Zapuszczone, cuchnące, zapomniane przez świat, chociaż należało do niego, znajdowało się… na wyciągnięcie ręki.
-Jak się czujecie w moim pokoju gościnnym? - zapytał krótko, zatrzymując się w połowie schodów. Nie zamierzał schodzić na sam dół. Ani palić światła. Neon miał teraz swoją małą, niewolniczą rolę do odegrania, nie powinien mieć.. zbyt łatwo. - Podoba wam się, mali, przyszli bohaterowie?
-Czego od nas chcesz?
-Niczego - oznajmił jak gdyby nigdy nic.
-Jeśli niczego to po co nas porwałeś? - dziewczyna chyba szarpnęła się zbyt mocno, sądząc bo bolesnym jęku. Cóż. Nikt jej nie kazał rzucać się w żaden sposób gdy była unieruchomiona.
-Uznałem, że to będzie zabawne. Ukraść spod nosa bohaterów kilku uczniów - parsknął cicho, wykrzywiając usta zdecydowanie zbyt szeroko, z nadmiarem zadowolenia. Wina Izuku. Za dużo czasu spędzał z tym sprytnym bachorem.
-Nie jestem uczniem - zauważył Neon. - Nie dostaniesz za mnie też żadnych pieniędzy.
-Jesteś jakoś związany z tym gadatliwym bachorem, który próbował walczyć z moim mutantem - rzucił. - Ratowałeś go… jak myślisz, co zrobi, gdy dowie się, że jesteś w moich rękach?
- Nic - powiedział natychmiast. Za szybko. Jak należy. Dobry chłopiec. Kiedy chciał potrafił przynajmniej brzmieć jak należy. - Jestem jedynie jego bratem, a on jest pod opieką bohaterów, na pewno nic nie zrobi! - oho, poruszył się. Grzechot aż odbił się echem od ścian małego pomieszczenia. Czyli jednak… jednak był związany z Izuku, zależało mu, nie tylko go lubił czy uważał za przyjaciela. Czyżby próbował odebrać mu rolę starszego brata? Myślał, że jest dosyć dobry, aby opiekować się Izuku nie tylko w ramach kamuflażu?
-Może to sprawdzimy? - wyjął telefon. Ekran był prawie całkiem ściemniony, tak mizerna poświata nie mogła pomóc Neonowi użyć mocy; sprawdził to w jednym z zeszytów młodego któregoś dnia, gdy miał analizować zapiski dotyczące zdolności swoich żałosnych popleczników.
- Nie masz jego numeru - stwierdził pewnie Neon.
- Nie, ja nie - parsknął cicho, czerpiąc satysfakcję z tego, że chociaż teoretycznie go dręczy. - Ale to twoja komórka.
- Daj mu spokój!
- Za późno - wdusił guzik dzwonienia. I właściwie to nawet szybko się połączył z Izuku. Nie sądził, że kiedyś będzie go bawiła opcja rozmowy z kimkolwiek na głośnomówiącym i publicznie.
-Halo? Neon, to ty? Wszystko w porządku?! Dyrektor Nezu mówił, że zostałeś porwany, cieszę się, że dzwonisz, tak się…
- Obawiam się, że Neon nie może podejść do telefonu - przerwał irytującą paplaninę godną realnego, niewinnego ucznia Akademii.
-P-przepraszam.. kto mówi? - odezwał się Izuku dopiero po dłuższej chwili napiętego milczenia.
-Shigaraki Tomura - przedstawił się. - To ja porwałem twoich kolegów i brata z USJ.
-To ty… to ty zamieniasz w popiół dotykiem - powiedział bardzo cicho. - C-czego chcesz? Co z Neonem i pozostałymi?
-Martwisz się o nich? Słusznie. Słuchaj uważnie. Jeden z moich znajomych powiedział, że jesteś wyjątkowo bystrym chłopcem; jeśli przyjdziesz się ze mną spotkać w ciągu najbliższych trzech dni - wypuszczę wszystkich.
- Po co... chcesz mnie zobaczyć? I skąd mogę wiedzieć, że wrócę potem bezpiecznie do domu?
Ah, gdyby nie to, że to w istocie był jego braciszek, mała, urokliwa kanalia z za dużą głową, to poczułby się w jakiś sposób podekscytowany tym, jaki jest wystraszony i zdezorientowany. Ale to był Izuku. Gdyby stało mu się coś poważnego, nie, aby się martwił czy troszczył!, ale zamieniłby w pył każdego sprawcę.
Tylko Nomu nie mógł. Izuku uwielbiał Nomu.
-Po co? Żeby… porozmawiać. Zobaczymy się jutro w centrum handlowym. Obok bocznego wejścia. Jeśli nic nikomu nie powiesz i przyjdziesz, nie zrobię ci nic złego. I wypuszczę twoich przyjaciół.
-I Neona - powiedział czujnie Midoriya.
Wywrócił oczami.
-Tak. Tego faceta też - zgodził się.
-O której mam… przyjść?
-Izuku! Nie waż się! -Neon zaczął chyba dosyć mocno się rzucać. Oby nie zrobił sobie… nie, właściwie, mógł się siniaczyć, drapać i kaleczyć do woli. - Izuku!!!
-O dwunastej. Równo.
-Może się nie udać… jestem w szpitalu.
-Będę wiedział - rozłączył się. Wyłączył urządzenie i schował do kieszeni. - Jak myślisz, co zrobię jutro, Neon? - zapytał, a później wyszedł, zostawiając ich samych.
Opieprzy Izuku za mierzenie się z Nomu bez żadnej ideii. Jeszcze go popamięta. Rola podwójnego gracza nigdy nie miała być misją samobójczą!
Zresztą, poza tym, poniekąd, w pewnym sensie brakowało mu towarzystwa bachorka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro