Rozdział 13
10.05.2019r.
Szli raczej ciemnym, obskurnym korytarzem. Szarpał się co jakiś czas, gdy tylko miał wrażenie, że czujność przytrzymującego go jasnowłosego opada.
Pomimo gównianej sytuacji ciągle miał nadzieję, że jakoś się wykręci.
- Słuchaj, osobiście nic do ciebie nie mam... Poza tym, że mnie wkurwiasz - Shigaraki ścisnął mocniej jego kark i związane ręce, ledwie powstrzymując się od dołożenia lewego czy prawego piątego palca, aby uciszyć ulubionego kolegę swojego brata raz i dobrze. - Ale jesteś potrzebny jako zakładnik, sam rozumiesz - wykrzywił wargi w wyrazie prywatnej satysfakcji, kopniakiem otwierając drzwi, do których w tej niezbyt miłej kwaterze na obrzeżach miasta, szarpiąc się ze sobą, zmierzali.
- Cholera jasna, przysięgam, że kiedyś ci...
- Lepiej zostaw sobie siły na później - doradził, zanim pchnął jeńca, tak po prostu, strącając do wnętrza pogrążonego w niemal nieprzeniknionej ciemności pomieszczenia.
Neon krzyknął, obijając się od kilku prymitywnie wykonanych schodków z cementu, zanim padł na zimne podłoże, trafiając czołem w coś, co mogło być cegłą lub kamieniem. A w ostateczności nawet jakimś brylastym, nie wiadomo po co, ani komu potrzebnym kawałem drewna.
- Kurwa mać - wymamrotał, usiłując oswobodzić ręce związane złośliwie ciasno za plecami. Czuł gorącą stróżkę krwi spływającą z głowy. I może też lewej łydki. Prawdopodobnie. Chyba, że to promieniował ból po jednym z uderzeń. - Kurwa mać - powtórzył drugi raz, jakby miało mu to dodać siły.
- Znam twój głos - odezwał się nieoczekiwanie ktoś gdzieś po prawej stronie. Neon zmrużył powieki usiłując skojarzyć, kto mówi. Nie był pewien, a denerwująca, blada poświata jego ciała nie była wystarczająco jasna, aby oświetlić coś więcej niż najbliższą przestrzeń. Czasem oddał by wiele, aby zamiast cholernego combo umiejętności rodziców mieć tylko poświatę ojca. Może i nie przydałaby się na nic w walce, ale za to była ze cztery razy większa niż światło, jakim osobiście dysponował on sam, wtedy, gdy nic nie kreował. - Spotkaliśmy się? Kim jesteś?
Westchnął.
Kto to mógł być? Gdzie mogli się spotkać? Czy w ogóle była jakaś szansa na to, że kiedykolwiek mieli ze sobą coś wspólnego?
Ah, musiał wziąć się w garść i zacząć myśleć. Porządnie myśleć, a nie jak potłuczony... Nawet jeśli faktycznie został solidnie obity.
Był zakładnikiem. Hm... Zakładnikiem Shigarakiego, który napadł na USJ.
O, właśnie... Popaprany, najdroższy na świecie braciszek Izuku zaatakował gromadę dzieciaków chcących być bohaterami, licząc, że będzie z nimi All Might.
- Akademia - wydusił z siebie powoli. Dlaczego pomyślał o tym tak późno? - Jesteś uczniem z Akademii?
- Właściwie to uczniami - poprawił go ktoś inny. - Jest nas... Pięcioro. Znaczy, tych przytomnych. Nie wykluczone, że ktoś jeszcze leży sobie nieświadomy i dlatego nie miał okazji się odezwać od kiedy tu wylądowaliśmy...
Zakładnik. Był zakładnikiem. W takim razie prawdopodobnie powinien zrobić coś, aby grupka dzieci była pewna, że jest tak samo przerażony, pokrzywdzony i zagubiony jak one.
Cholerny Shigaraki. Powinien dostać kopa w dupę.
- Jestem Neon - powiedział powoli, oblizując spierzchnięte wargi. - Brat Izuku Midoriyi.
- Ten świecący? - upewnił się pierwszy głos.
- Mniej więcej widać - mruknął. Poruszył się, rezygnując z walki z więzami na rzecz przekręcenia się na plecy. Podłoże pachniało nieprzyjemnie, nie tylko wilgocią i brudem. To, co czuł, kojarzyło mu się jednoznacznie ze szczynami.
Paskudztwo, paskudztwo, paskudztwo...
Jakby nie starczyło mu zwiedzanie ścieków i długie tygodnie życia spędzone w dużej mierze na włóczeniu się po paskudnych, zapuszczonych zaułkach i ślepych uliczkach dużych miast, gdzie od bezdomnych i na wpół zdziczałych zwierząt więcej było jedynie śmieci. I robactwa.
***
Szpital był obstawiony. Czy podobało się to lekarzom, czy nie, kilku pacjentów było potencjalnymi celami złoczyńców. A kolejnych paru potencjalnych, przyszłych poszkodowanych jeszcze nie zostało uratowanych.
Iida, jako uczeń klasy 1A został wpuszczony na oddział dzień po ataku na USJ. Odwiedzał po kolei wszystkich, którzy wylądowali pod lekarską opieką, zaczynając od Shoto Todorokiego, u którego siedział milczący i wyraźnie rozeźlony Endeavor, ponieważ jego mały pokoik był zaraz obok windy, a później sukcesywnie podążając dalej. Był tak zaangażowany w pytanie, czy wszyscy czują się lepiej, czy może im coś przynieść następnym razem, albo jak prognozy na wyzdrowienie, że nie dał się zastraszyć nawet Bakugo i do ostatniej osoby dotarł prawie o piętnastej.
Midoriya przywitał go zmartwionym spojrzeniem dużych, zielonych oczu.
- Mają kilku z naszej klasy i Neona - powiedział cicho, jeszcze zanim okularnik usiadł na krzesełku obok.
- Tak... Wiem - chrząknął, próbując nie zabrzmieć jak ktoś, kto pofatygował się z poczucia winy i teraz nie wie co robić. W końcu przyszedł, bo martwił się o kolegów! I chciał im, w miarę możliwości, jeśli tylko czegoś potrzebowali, pomóc. - Dyrektor prosił, żeby ci, którzy nie wylądowali w szpitalu nigdzie nie chodzili sami. Nawet nasze lekcje są zawieszone.
- Ale tu jesteś - zauważył cicho, wyraźnie trochę zdziwiony.
- Mój brat odprowadził mnie aż na to piętro, a gdy dam znać wróci, żeby zabrać mnie do domu - wyjaśnił trochę zakłopotany.
- Starszy?
- Tak - potwierdził pospiesznie.
- Starsi bracia są niesamowici - Midoriya uśmiechnął się miękko, lekko melancholijnie. - Neon jest bardzo silny, wiesz? Nawet jeśli został porwany... Wszystko na pewno będzie z nim w porządku. Jeszcze nie zdążę stąd wyjść, a on wróci - pokiwał głową. - I- i inni będą z nim.
Iida przełknął ciężko ślinę, nie mogąc zadecydować czy bardziej podziwia tę wiarę, czy jednak obawia się, że jest ona zgubna i będzie przyczyną rozpaczy Midoriyi.
Nie chciał go, siebie, nikogo straszyć, ale złoczyńcy raczej nie dopuszczali do tego, aby zdobycze im uciekały... Żywe.
Boże.
Ledwie powstrzymał się od uderzenia własną ręką własnej twarzy. Mocnego.
Jak mógł pomyśleć w taki sposób?!
Zakładnikami byli jego... Jego koledzy. Musiał wziąć się w garść. I tak jak Izuku czekać na dobre wieści. Tylko dobre.
- On... Będzie na mnie bardzo zły, gdy już będzie wolny - powiedział cicho Midoriya, wyrywając go z wewnętrznej kłótni. - Nie wybaczy mi...
- Czego? - Iida uniósł brew zdziwiony. - Byłeś dobrym przywódcą, spisałeś się w USJ jak bohater! - zapewnił, sztywno kiwając głową. - Pomogłeś mi wydostać się i ruszyć po pomoc. A potem podobno przez dłuższą chwilę zajmowałeś uwagę tego złoczyńcy obwieszonego rękoma..
- Nie o to chodzi... Ja... Musiałem powiedzieć dyrektorowi kim jest Neon i dlatego... Dlatego on będzie na mnie zły. Znienawidzi mnie - uniósł rękę, pocierając mocno oczy. Musiał czuć się bardzo winny.
-Twój starszy brat na pewno zrozumie - powiedział poważnie, wyciągając rękę, aby położyć ją na jego ramieniu. Ścisnął lekko. Izuku powoli pokiwał głową, ale wciąż tarł oczy.
- Hej, Iida... Myślisz, że naprawdę nie będzie zły? - zapytał bardzo cicho po kilku minutach. Spojrzał w jego kierunku. Oczy miał zaczerwienione i zaszklone.
- Pewnie wkrótce się uwolni i przyjdzie sprawdzić jak się czujesz.
- Dziękuję.
- Pójdę już. Nawet z bratem nie powinienem wracać zbyt późno... Nigdy nie wiadomo.
- Do zobaczenia, Iida - odpowiedział.
Wyglądał okropnie smutno.
***
Największy test jego zdolności aktorskich, jaki miał kiedykolwiek do pokonania. Izuku westchnął cicho, gdy Iida wyszedł, a później przekręcił się na bok powoli, ociężale. Oparł głowę wygodnie i przymknął powieki.
Potrzebował kontaktu z kimś zewnątrz, a przez to, że Shigaraki porwał Neona... Cholera. Nie mógł ryzykować wprowadzeniem w to żadnego z luźnych, (prawie) znajomych spoza grona osób "pozytywnych"...
Miał jakiś innych znajomych?
Kogoś... Gdzieś... Na pewno powinien mieć w zanadrzu! Musiał tylko pomyśleć trochę bardziej, żeby przypomnieć sobie jakieś imię czy pseudo. Numer telefonu w sumie też by się przydał.
***
Wyszedł z windy i rozejrzał się na boki. Wszystko wyglądało tak samo. Westchnął ciężko, skrzywił się z niechęcią i ruszył przed siebie, przelotnie zaglądając do mijanych sal przez okienka.
Oglądanie uczniów klasy 1A w stanie rozsypki, bandaży i ucinania sobie drzemek w szpitalnych łóżkach było bardziej satysfakcjonujące niż przypuszczał, że będzie, gdy dowiedziawszy się od jednego z profesorów o położeniu rówieśników z klasy równoległej, postanowił zajrzeć do jednego z nich.
Do tego męczącego, gadatliwego kujona.
Minęła mu zieleń w jednym z ostatnich pomieszczeń. Chwycił klamkę, nacisnął i wkroczył do środka, nie zastanawiając się, czy kujon w ogóle chce jego obecności.
W sumie nic go to nie obchodziło.
Usiadł na krześle przy łóżku, obrzucając leżącą postać niezbyt przejętym, ciemnym spojrzeniem.
- Zapoznałeś się ze starszymi uczniami w Akademii? - zapytał.
- O, tak - mruknął Midoriya, skupiając na nim uwagę. - Przywalili mi tak, jak już dawno nie - wykrzywił wargi w niezgrabnym, zmęczonym uśmiechu osoby, która nie zamierza zasnąć, chociaż powinna.
- Ci złoczyńcy byli silni?
- Tylko dlatego tu jesteś?
- Tak.
- Twoja bezpośredniość jest urocza - uśmiech złagodniał lekko, nabierając dziwnej miękkości. Izuku wyglądał z nim nawet przyjmie... A przynajmniej mniej podejrzanie niż podczas ich ostatniej rozmowy. - Byli silni - przyznał. - Nawet bardzo jak na kogoś, komu chciało się atakować grupę uczniów.
- Czemu właśnie was? - odchylił głowę do tyłu. - Jest mnóstwo innych pierwszaków z mocami - dodał. Zabrzmiało to bardziej zazdrośnie niż by chciał.
- All Might miał być z nami - wyjaśnił. - Tylko o niego im chodziło.
- Jesteś poważnie ranny?
- Nie. Raczej nie. Mam kilka złamań, ale pewnie szybko dojdę do siebie... Nie pierwszy raz oberwałem.
- Hm.
- Nie spodziewałem się, że ktokolwiek mnie odwiedzi - przyznał zupełnie nieoczekiwanie. - Wiesz, raczej nie mam zbyt wielu "bliskich".
- A mówisz mi to bo..?
- Bo siedzisz tu, więc chyba nie spieszy ci się wyjść. A w ciszy mogę leżeć sobie sam.
- Hm.
- Opowiesz mi o waszych zajęciach?
- Po co?
- Jestem ciekaw, czy materiały naszych klas różnią się jakoś poważnie. Mam teraz dosyć dużo czasu na myślenie.
- Nie chce mi się.
- Proszę cię. Jeśli już tu jesteś...
- Mogę ci kazać zapomnieć, a potem stąd wyjść - zauważył. - Wtedy nie będę musiał nic robić tylko dlatego, że zajrzałem.
- Możesz mi kazać. I wyjść - zgodził się bez mrugnięcia okiem. - Ale w sumie co ci szkodzi pogadać ze mną chwilę?
Shinso westchnął z umęczeniem, pocierając palcami skronie.
Ale tak naprawdę nie miał nic lepszego do roboty.
***
Neon przekrzywił głowę, znowu próbując ocenić w jakiej odległości od niego znajdują się osoby wokół. Zwłaszcza właściciel tego pierwszego głosu, który usłyszał. Jakoś... Jakoś był ciekaw jak wygląda ta osoba. Ten chłopak. Kolega Midoriyi.
- Związane ręce ani trochę mi nie pomagają - wymamrotał sam do siebie , rezygnacją.
Leżenie na plecach, z rękoma związanymi za plecami było niemal tak samo niewygodnie jak leżenie na brzuchu. I utrudniało czołganie się. Ułatwiało funkcjonowanie tylko o tyle, że smród ciasnego, ciemnego pomieszczenia nie był aż tak bardzo wyraźny.
- Są związane sznurem? - spytał któryś nastolatek gdzieś z lewej strony.
- Tak.
- W sumie nie masz najgorzej - zauważył, chyba usiłując zabrzmieć pocieszająco. - To coś, czym przykuto mnie do ściany to raczej łańcuch.
- Ciebie też?!
- Mina, nie tak głośno - syknął osobnik z prawej. - Jeszcze zwrócisz uwagę kogoś z tych świrów wyżej - dodał nerwowo.
- Wybacz...
***
-Geniusz jest w szpi~ta~lu~
- Co z tobą Yugo? - wysoka brunetka spojrzała z powątpiewaniem w stronę drobnego, siedzącego w niewygodnej pozycji na krześle przy biurku, chłopaka. Jego jasnobrązowe oczy mieniły się, a wargi drżały wygięte w radosnym uśmiechu. Miał intensywne rumieńce na policzkach. - Wyglądasz jak obłąkany - wytknęła, odgarniając długi kosmyk grzywki za ucho.
- Lubię go - wyjaśnił beztrosko, przytykając do warg końcówkę długopisu. - A teraz jest w szpitalu~ ma dużo czasu... Dużo czasu, aby ułożyć dla mnie nowe zagadki! Czy to nie cudownie?~ siostrzyczko Hime, siostrzyczko Hime, chodźmy do niego w odwiedziny! W ostatnich miesiącach w ogóle nie miał czasu dla nas.
Westchnęła.
- Dobrze - zgodziła się niechętnie. - Pójdziemy do niego na chwilę. Ale nie teraz. Muszę najpierw się dowiedzieć, czy goście mają wstęp wolny.
- Dlaczego mieliby nie mieć, siostrzyczko Hime? - zapytał zdziwiony.
- Te dzieci zostały zaatakowane przez złoczyńców, Yugo - wyjaśniła łagodnie. - Możliwe, że nikt nie może do nich przychodzić. Żeby nikt ich nie skrzywdził.
- Uh... Rozumiem - wymamrotał, odrywając wzrok od jej twarzy. Wbił mieniący się wzrok w ekran komputera, zaczynając gryźć koniec długopisu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro