Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

03.02.2019r.

Korekta zrobiona!! //Sakuja

***

Pierwsze zajęcia w USJ. Izuku uśmiechnął się mimowolnie, wygładzając swój "uniform bohatera". Ponieważ musiał zaprojektować coś i przekazać w ręce specjalistów wykazanych przez szkołę, ciuch różnił się od tego, który nosił zwykle. Trochę szkoda, ale z drugiej strony - "chciał przecież chronić ludzi, po to przyszedł do tej szkoły, dlatego musiał mieć uniform". Heh.
Mimowolnie jeszcze raz zerknął w swoje odbicie w najbliższym oknie. Nie imponującego wzrostu chłopak. Taki zupełnie przeciętny. Oczy zielone po mamie, włosy też, do tego kompletnie nie charakterystyczne piegi takie, jak piegi setek innych osób na całym świecie. Gdyby był tak naiwny jak rówieśnicy wybrałby coś w ich stylu. Przylegający kombinezon, krótkie spodenki, bluzeczkę, dopasowane spodnie, ekstra wstawki w stylu dziwnych sprzętów na przegubach Katsukiego, które pewnie ważyły swoje, a do tego mnóstwo kolorów. Większość bohaterów, których znał po prostu uwielbiała rzucać się w oczy natychmiast, gdy się zjawiali. Oj, nie. Osobiście chciał wyglądać... Dużo przeciętniej. W pewnym sensie. Jego projekt został wykonany niemal w stu procentach takim, jakim wysłał go specjalistom. Dodali tylko od siebie kieszonkę albo dwie. Najwyraźniej jednak czasem potrafili wykazać się czymś więcej, lepszym gustem. Czy istniała taka kreacja, w której mógłby wyglądać lepiej niż ciemne, gładkie spodnie, szmaragdowa koszula i czarna kamizelka? Oh, oczywiście, że istniała. Ponieważ jako bohater nie chciał kiedyś przypadkiem złapać za swój z grubsza codzienny strój i zaprezentować komuś niepowołanemu śladów krwi albo innych charakterystycznych detali. Bluza. Dopasowana do ciała bluza z kapturem w kolorze grafitowym, neutralnym, uzupełniona o saszetki takie, jakie zakładał zazwyczaj do kamizelki i koszuli, ale wszyte.  Bardziej profesjonalnie wykonane. Miał w nich wszystko to, co zawsze. Paralizator, narzędzia, kilka ciekawych gadżetów. Prezentował się jednak w sposób bardziej wzbudzający zaufanie. Z tymi okularami o zielonych szkłach i również zielonym logo podobnym do królika na plecach. Nie lubił go, jeśli miał być szczery. Ale był rozbawiony tym, jak wielu osobom się podobało.
Nie na darmo poradził się uroczym kelnereczkom w kawiarni, gdzie wchodził czasem na gorącą czekoladę. Znały go, lubiły i uwielbiały bohaterów, więc doskonale wiedziały, jak taki ich przyszły powinien się prezentować. Czasem były tak naiwne, że aż słodkie. Aż dziw, że jedna z nich, Miko, potrafiła rozwalić kopniakiem czaszkę dorosłego faceta jeśli jakiś naprzykrzał jej się za bardzo podczas drugiej pracy w nocnym klubie przecznicę od baru Kurogiriego.

- Możemy porozmawiać, póki twoi koledzy i koleżanki są zajęci?

Podniósł głowę, aby spojrzeć w poważne oblicze ciemnowłosego mężczyzny. Profesor Aizawa wyglądał na równie znużonego, zniechęconego i niebezpiecznego jak zawsze.

- Oczywiście - uśmiechnął się naiwnie, bo tak właśnie powinien postąpić onieśmielony, ale zdeterminowany geniusz gdy wychowawca nagle go o coś prosi.

- Chodźmy - rzucił krótko Aizawa. Ruszył w stronę wnętrza szkoły, chociaż niedługo powinni wychodzić, aby zdążyć na umówioną godzinę do USJ.

Szli w milczeniu, póki nie dotarli do pustego pokoju nauczycielskiego. Aizawa wpuścił go do środka. Znaleźli się w małej, milczącej przestrzeni skazani na siebie, stojąc twarzą w twarz.

Coś było nie tak.

- P-profesorze?  Coś się stało?

Mężczyzna kilka chwil tylko patrzył, lustrował go od stóp do głowy jakby czegoś szukał.

Czyżby go podejrzewał?

Dał mu swoim zachowaniem jakiś powód do niepokoju? Przeanalizował pospiesznie wszystko, co dotychczas zrobił w obecności nauczyciela.
Nic.
Nic dziwnego.
Wszystko jak najbardziej zaplanowane, zero fałszywych ruchów.

- Dowiedziałem się, że na pewnych zajęciach wymieniasz się miejscem z innym uczniem - zaczął wreszcie brunet. - Trochę mnie to zaniepokoiło - kontynuował, chociaż każde kolejne słowo brzmiało jakby z trudem zastępował nim zwroty "nie chce mi się", "poszedłbym spać", "wkurzasz mnie" i tym podobne. - Czy coś się stało?

- Zajęcia z All Mightem - zaczął, opuszczając głowę ze wstydem, bo przecież przyłapano go na czymś nie do końca normalnym. - Ja... Tak trochę... Nie będzie się profesor śmiał? - starszy westchnął z umęczeniem, prawdopodobnie wywracając oczami. - All Might mnie przeraża - wyrzucił z siebie w końcu, zaczynając wyłamywać palce. - Jest taki ogromny i głośny.

Prychnięcie, które wydostało się z ust nauczyciela brzmiało jakby miało przerodzić się za chwilę w napad opętańczego śmiechu.

- Przeraża cię... Akurat on? - zapytał w końcu, po dosyć długiej chwili.

Pokiwał głową.

- Rozumiem - zakończył sztywno, jakby nie do końca pewien w jaki sposób to zrobić po tej dziwnej rozmowie. - Możesz już iść. Poczekaj na pozostałych przy autokarze.

***

USJ było ogromne.
Izuku, chociaż znał cały rozkład i każdy korytarz prowadzący między licznymi symulatorami, odczuwał zachwyt, patrząc na to wszystko z bliska. Nie mógł powstrzymać się od wyobrażenia sobie ile niesamowitych rzeczy można by w takim miejscu przetestować, odegrać...

- Cholera - wymamrotał Aizawa, prowadząc ich grupę w stronę Trzynastki, bohatera najlepszego w kwestii ratowania ludzi z rozlicznych katastrof i sytuacji podbramkowych na łonie natury, gotowego do działania dosłownie w każdych warunkach i w gruncie rzeczy... No, Uraraka miała rację. Ten skafanderowaty jegomość w istocie miał w sobie coś uroczego. Nie, aby Izuku oceniał innych wokół siebie podług ich uroku osobistego. To było po prostu takie małe, niewinne spostrzeżenie. - All Might miał tu być.

- Czego będziemy się dziś uczyć? - zapytał zainteresowany, wychodząc odrobinę na przód, aby być bliżej Trzynastki. - To będzie coś z katastrofą naturalną czy komplikacją w sytuacji codziennej? - dodał.

Czasem brzmienie na podekscytowanego było męczące, ale tego dnia nie musiał tego robić. Nie musiał tylko brzmieć. Naprawdę był podekscytowany. Chciał przetestować któryś z tych symulatorów - ten ze statkiem, albo górę, albo jeszcze lepiej... Płonące budynki!
Na co dzień miał przecież dotychczas jedynie prawdzie pożary, tonące łodzie, walące się budynki i strzelaniny w dziwnych klubach, z których Kurogiri zresztą zawsze go wyciągał, a później dawał szlaban. Albo dwa. A w ekstremalnych sytuacjach, jak wtedy gdy obserwował pojedynek bohatera z przestępcą z dachu bloku, tak bardzo nim pochłonięty, że prawie przebył ekspresową trasę dziesięć pięter w dół i być może ku światłu w tunelu, to nawet cztery. Przez miesiąc nie mógł wychodzić z baru, uczyć się, jeść słodyczy i kontaktować się w żaden sposób ze światem... Stracił przez to tyle cudownych pojedynków, które mógł dopiero po karze obejrzeć w jakości do dupy na HeroTube, co nie było już tak ekscytujące. Rozmazane, wyciszone i w dodatku przedawnione.

- Wygląda na to, że wszyscy nie możecie się doczekać, co będziemy robić - zauważył rozbawiony Trzynastka.

Istotnie. Klasa A wydawała się bardziej ożywiona i zaangażowana niż na jakichkolwiek innych zajęciach.
Ciszej było czasem nawet u All Mighta.

- Dobra - wychowawca skrzywił się, odwracając z powrotem w ich stronę. - Poradzimy sobie bez spóźnialskiego.

- Ponieważ to wasze pierwsze zajęcia tutaj, zaczniemy od rzeczy mogących zdarzyć się w mieś...

Izuku wiedział, że braciszek ma rozmach i coś knuje, ba, sam w tym knuciu brał udział , ale nie sądził, że starszy zorganizuje mu akcje ze złoczyńcami na piękne pierwsze wspomnienia z zajęciami w USJ. Spodziewał się go trochę później. Otworzył usta zdziwiony, gdy zobaczył otwierające się przed nim przejście, a potem... Potem cofnął się do tyłu wyjątkowo energicznie, wpadł na nie spodziewającego się tego Iidę, który stracił równowagę i wylądował, dosłownie, na Mashiro. Bum.
Bez żadnego wstępu, wyjaśnienia, porywającej przemowy złoczyńcy, który dopiero wychodził z innej dziury w głębi budynku poniżej, wszyscy trzej zwalili się w czarną otchłań, która rozwarła się pod nimi niczym paszcza głodnej bestii. Kątem oka widział jak Aizawa rzuca się na ratunek wpadającej w tę pułapkę najbliżej niego Urarace, gdy Trzynastka usiłował złapać kogoś innego. Może krzyczącego, próbującego obronić się przed nieznanym przeciwnikiem eksplozją, Katsukiego. A może nie...

Krok pierwszy. Rozdziel uczniów i nauczycieli.

Wylądowali na zboczu góry. Pierwsze kilka metrów ślizgali się po nierównościach, coraz niżej i niżej, póki na ich drodze nie wyrosła dosyć obiecująca skalna półka. Zwalili się ciężko w niezbyt obiecujący stos. Pod sobą miał dwóch kolegów, na sobie z kolei...

- Hagakure? - odgadł, biorąc pod uwagę, że coś miażdży mu brzuch, a w powietrzu machają tylko pozbawione widzialnego ludzkiego ciała wewnątrz rękawiczki. 

- Przepraszam - ledwie usłyszał jej głos, gdy pospiesznie wstawała. Zrobił to samo, po nim pozostali.

- Wygląda na to, że mamy problem - zauważył Mashiro zaniepokojony, rozglądając się wokół.

- To na pewno nie jest kawałek szkolenia - potwierdził, przetrząsając kieszenie, aby wydostać wreszcie z jednej przy pasku składaną lornetkę. Podszedł nieufnie do skraju podestu, a później przyłożył przedmiot do twarzy, rozglądając się. - Niewiele widzę. Jesteśmy na symulatorze... Trzęsienia ziemi? Jakiejś tragedii w mieście? - zerknął w dół, na kilkanaście zrujnowanych budynków i podobnych im detali, które pięły się do pewnego poziomu góry. - Nie widzę stąd innych uczniów - dodał.

- A profesorowie? - zapytała ostrożnie Hagakure. Poczuł ucisk na ramieniu, gdy oparła tam rękę.

- Chwila - spojrzał w kierunku wejścia. Prześledził wzrokiem drogę do schodów w dół, w kierunku fontanny. - Mam!

-Co widzisz? - Iida nachylił się z drugiej strony. Mógł zobaczyć tylko, że na środku USJ, pomiędzy symulatorami, panuje jakiś chaos.

- Profesor Aizawa i Trzynastka walczą z przestępcami - poinformował śmiertelnie poważnie, zaciskając ręce mocniej na lornetce. - Jest ich mnóstwo.

- Ej... Słuchajcie... - Odwrócili się w stronę Mashiro, aby zobaczyć jak macha nerwowo telefonem. - Nie ma żadnego zasięgu.

- W ten sposób nikt się nie dowie, że mamy kłopoty...

- Coś wymyślimy - cofnął się bliżej w stronę ściany góry, sprawdzając przy okazji własną komórkę, chociaż wiedział, że tak jak alarm tego oddalonego od głównego budynku ich szkoły miejsca treningów, nie działała.

Krok drugi. Pozbaw ich kontaktu ze światem.

- Może powinniśmy przeczekać - zaproponował Iida, marszcząc brwi. - Jesteśmy tylko uczniami... Moglibyśmy bardziej przeszkodzić.

- Absurd! Myślisz, że można wpakować profesorów w gorsze kłopoty niż już mają? Jest ich dwoje, a tych obdartusów mała armia! - zaoponował, gestykulując intensywnie. - Nie możemy ich tam tak zostawić!

- Co proponujesz? - zapytał poważnie Mashiro. - Dyrektor ma z tobą jakieś zajęcia, nie?

- Co proponuje? - powtórzył zaskoczony, odrobinę onieśmielony, a później zamilkł. Chwilę tylko się zastanawiał, aby potem, pamiętając, że mają przy sobie kogoś niewidzialnego, co oznaczało potrzebę bycia czujnym w jego aktorskiej grze bardziej niż na 200% , podszedł znowu do krawędzi z lornetką. Niemal trzy minuty oglądał ten odcinek od wejścia do fontanny, a później kolejne dwie zbocze góry i ruiny pod nimi. Braciszek prezentował się niezwykle szczęśliwie stojąc jako przywódca złoczyńców przed nauczycielami. Szczęśliwie, ale w jego sposób niechlujnie. Kurogiri zaś w stroju barmana sprawiał wrażenie eleganta. Bił po oczach powagą, pewnym profesjonalizmem. Obaj wyglądali tak przystojnie! Co oczywiście nie oznaczało, że dziobaty, napakowany Nomu za ich plecami nie do końca był godzien uwagi. A szkoda. Izuku lubił ten egzemplarz. Gdyby miał dostępnych trzech ustawić w jakiejś kolejności, ten byłby jakoś  na drugim poziomie jego sympatii. Zaraz po skrzydlatym. - Dobra... Słuchajcie. Przestępcy są skupieni na Profesorach, więc gdybyśmy się postarali, moglibyśmy dołączyć do tej rozróby na dole, tym samym odwracając uwagę od wyjścia.

- Od wyjścia? - powtórzyła zdziwiona Hagakure.

- No - kiwnął. - Iida jest bardzo szybki, jeśli damy mu czas będzie mógł wydostać się z USJ i pobiec po pomoc. All Might miał tu być, ale się spóźnił. Może być w drodze. A nawet jeśli nie - myślę, że z tak cudownym quirk i swoim uporem, Iida mógłby dotrzeć nawet do samego gmachu szkoły niemal na pełnej szybkości jaką jest w stanie obecnie z siebie wydostać.

- Serio?!

- Oczywiście. Wierzę w ciebie - powiedział, uśmiechając się nieznacznie, w sposób typowo miękki i przyjacielski. - Czy ten plan wam odpowiada? - dodał, przesuwając spojrzeniami po dwóch twarzach i przestrzeni, gdzie powinna znajdować się głowa koleżanki.

- Cóż - Mashiro wyciągnął dłoń. - Mogę twoją lornetkę?

Powierzył mu ją bez sprzeciwu. Blondyn oceniał chwilę sytuację, nerwowo wyginając ogon.

- I? - Hagakure chwyciła go jedną z rękawic za skraj białego stroju.

Westchnął.

- Musimy jak najszybciej coś zrobić - postanowił. - Inaczej możemy stracić profesora; Trzynastka został znokautowany.

- Zacznijmy od zejścia jak najniżej możemy.

To brzmiało całkiem łatwo, a jednak zanim zdołali przedostać się z półki w dół, do dachu najbliższej budowli, stracili prawie piętnaście minut, a Hagakure mało nie spadła przez dziurę w owym dachu w dół, co mogłoby skończyć się dla niej fatalnie zważywszy na to, że pięciopiętrowy gmach nie miał wewnątrz niemal żadnych pięter, a w większości wypełniały go stelaże i liczne mechanizmy służące nie wiadomo czemu. Może się jakoś trząsł albo coś takiego podczas odpowiednich symulacji? Na pewno nie płonął. Na miejsce ognio-testowe wyglądała raczej jedna z dwóch kopuł po drugiej stronie fontanny, wciśnięta między dwa inne środowiska. Wodne i... Midoriya nie był do końca pewien, do czego służyło to drugie.

- Jesteśmy coraz bliżej - Iida zeskoczył z płaszczyzny jednego dachu na coś od biedy wyglądającego na rozrytą, popękaną okropnie ulicę. Uczynnie wyciągnął ręce, chwytając z trudem Hagakure. Był to chwyt absurdalny i nieporadny, który skończył się tym, że stracił równowagę i dziewczyna przygniotła go na chwilę sobą tak, jak na samym początku przytrzasnęła Midoriyę. Izuku patrzył na to z pewnym rozbawieniem. Mashiro z kolei, bardzo lubiący ich niewidzialną koleżankę, z jak najbardziej realną obawą.

- Musimy się zaraz rozdzielić - zauważył, mijając dwa budynki, aby później spróbować ocenić, z której strony najlepiej okrążyć trzeci. Zbocze wydawało się równie strome tak z lewej, jak i prawej... Chociaż z tej pierwszej budowla wyglądała na ewidentnie wyższą, co oznaczało, że pójście tą trasą może im dodać do pokonania dodatkowych kilka centymetrów. Niby nic, ale kto wie, czy przy ześlizgiwaniu się na dół nie okaże się to w pewnym momencie dystansem do policzenia w metrach?

- Będziesz musiał bardzo szybko biec, Iida - blondyn uśmiechnął się do niego blado. - Okay?

- Dam radę - potwierdził pospiesznie ciemnowłosy. Wydawał się pewniejszy tego niż wtedy, gdy jeszcze byli u góry. I dobrze. W tej chwili powinien brzmieć właśnie tak. Jakby wiedział co robi, choćby nawet nie miał pojęcia. Chciał być w końcu bohaterem.

Gdzieś za ich plecami rozległ się niepokojący odgłos. Cichy trzask jaki wydaje pękająca gałąź albo jakiś rodzaj sztucznego tworzywa. Midoriya spiął się natychmiast, pozostali także nabrali niespokojnej, naiwnej czujności.

Krok trzeci. Wyślij odpowiednio silnych lub licznych przeciwników.

Przez chwilę stali w bezruchu. Ktoś na pewno był niedaleko, ale kimkolwiek był, nie popełnił już więcej żadnego złego kroku, przez co skądkolwiek by nie nadchodził, nie mogli się przygotować na atak.
Izuku podjął decyzję bardzo szybko.

- W prawo. Biegiem.

Nikt nie protestował. Kiedy mknęli po stromym zboczu, ślizgali się nawet bardziej niż wcześniej, ale utrzymywali pion, w pewnym sensie. Byli rozpędzeni. Mknęli w dół. W dół. W dół. Gdyby spróbowali się zatrzymać mogłoby się to skończyć co najmniej fatalnie. Na samym dole widniały resztki jakiegoś domku, tym razem bardziej czegoś w stylu jednorodzinnym... ledwie pusta, roztrzaskana skorupa.

- Iida! - krzyknął, bo przed tą ruiną było coś jakby... Ścieżka? Do pomostu pozwalającego opuścić symulator. - Biegnij! Już!

Rówieśnik spojrzał w jego stronę, nie wyglądał na zachwyconego wizją zostawienia ich, gdy coś z pewnością czyhało dużo bliżej niż podejrzewali, ale kiwnął głową. I w ostatniej chwili skręcił.

Izuku spojrzał jeszcze raz na kolorową skorupę.

- Mashiro! Weź Hagakure i spróbuj użyć ogona, aby dostać się na dach i przejść przez ogrodzenie! Krawędzi się prawie łączą!

- A ty?! - blondyn nie spojrzał, nie miał jak. Jeśli musiał szybko wejść na dach musiał, absolutnie było to konieczne, wybić się na najbliższym garbie terenu. Czy miał w ogonie dosyć siły?

Cóż.

Chyba w takiej sytuacji nie miał innego wyjścia jak ją znaleźć.

Dobre pytanie, co z nim?

Spojrzał w dół, na nierówny, coraz mniej stromy grunt. Nie mógł dostać się na dach, bo nie miał ku temu żadnych zdolności, nie mógł zatrzymać tego kogoś, kto ich ścigał, bo niewykluczone, że były to typki przygotowane do dalekiego dystansu i chodziło tylko o sposobność, aby ich ustrzelić jak kaczki gdy zwolnią lub zapędzić w kozi róg.

Spojrzał na ślad, opadający kurz, który został po Iidzie, a później skręcił, prawie się wywracając, na tę samą, ledwie dostrzegalną ścieżkę. Nie zdążył jednak przebiec nawet połowy potrzebnego dystansu - coś rąbnęło go  mocno w plecy i zwalił się w dół. Kamień, z którym zderzyła się jego głową pozbawił go przytomności.

I po pomocy dla nauczycieli.

Chyba, że pozostałej dwójce się udało...

***

Iida wypadł z budynku USJ na pełnym biegu, prawie wpadając na pojazd, którym przyjechali. Jakoś udało mu się go wyminąć i natychmiast, bez chwili zwłoki, pomknąć w kierunku szkoły.

Powinien spróbować zadzwonić do kogoś, ale nie miał gwarancji, że jeśli się zatrzyma, nie zostanie schwytany przez złoczyńców. A przecież Izuku, Mashiro, Hagakure i pozostali zostali pod wielką kopułą z przeciwnikami na głowie!

Niewykluczone, że mogli nawet... Zginąć.

Sama ta myśl sprawiała, że serce mu łomotało, a z głowy ulatywały zbędne dodatkowe przemyślenia.

Znaleźć pomoc.

Tak.

To musiał zrobić.

Natychmiast.

Bez chwili zwłoki.

Szybciej.

***

- Z-z-zimno...

- Cholera... Trzymaj się, Uraraka! - Todoroki chwycił dziewczynę mocno za rękę, przyciągając bliżej siebie. Musiał... Ogrzać ją.

Nienawidził swojej drugiej, odziedziczonej po ojcu, umiejętności. Obrzydzała go, wkurzała, doprowadzała do szału, ale... Ale przecież nie mógł pozwolić koleżance z klasy zamarznąć! Kurtka stworzona już jakiś czas temu przez osłabioną Yaoyorozu, najwyraźniej nie mogła wytrzymać aż takiego chłodu.
Yaoyorozu.. właśnie. Brunetka też nie wyglądała najlepiej skulona pod swoim okryciem.

Zaklął.

W ich sytuacji był... Jedynym, który mógł coś zrobić. Ale przecież też zaczynał marznąć! Nie mógł zatrzymać się i spróbować objąć bezpieczną, nieprzesadnie wysoką siłą płomienia obu, czekając, aż wyczerpie własne siły i wszyscy troje zginą.

Rozejrzał się pospiesznie.

Musiał istnieć jakiś sposób...

- W-wyjście - sina już dłoń brunetki uniosła się powoli, wskazując majaczącą w oddali ścianę kopułki utrzymującej się ponad zimowym symulatorem.

- Dobra... - puścił Urarakę, a później skrzywił się, spoglądając jeszcze raz na tę rękę... Ten paskudny element swojej okropnej połowy, która istniała po to tylko, aby przypominać mu, że ma coś wspólnego ze swoim ojcem. Płomienie prześlizgnęły się po skórze. Trochę go nawet, musiał przyznać, zemdliło na ten widok. - Trzymajcie się - skoro tylko on mógł się przydać w tym otoczeniu, musiał udowodnić, że może zostać bohaterem, że jest w stanie zrobić wszystko, aby chronić innych...

Nawet coś tak okropnego.

Płomieni nigdy nie próbował kontrolować. To pewnie dlatego gdy wystrzeliły, zrobiły to niczym nie powstrzymana pożoga, wytapiając w śniegu sięgającym im kolan głęboko korytarz, a później zderzając się ze ścianą symulatora. I wywalając w niej dziurę.

Jeśli nauczyciele będą mieli pretensje, ojciec zapłaci za szkody.

To jego cholerna moc.

- Chodźcie - chwycił Urarakę jeszcze raz, ale tym razem złapał też Yaoyorozu, ściskając mocno chudy,
zimny przegub.

Biegły powłócząc nogami, przemarznięte i coraz bardziej wyczerpane. Ciągnął je ze sobą na siłę, zmuszał do kolejnych metrów.

Dziura była coraz bliżej. Wystarczyło tylko wyprowadzić je do neutralnego, normalnego otoczenia, aby mogły zacząć odzyskiwać temperaturę i w ogóle...

Byli już o cal od wyjścia, gdy poczuł uderzenie.

Zachwiał się przytłoczony siłą ataku, potknął o krawędź nadtopionego materiału, z którego była kopuła i wszyscy troje runęli w dół, aby wylądować ciężko na twardym podłożu. Spróbował się podźwignąć, z niepokojem zerkając na koleżanki. Nie były w stanie walczyć, musiał więc sam się zająć tym kimś kto...

Kolejny cios spadł jeszcze zanim dobrze zdołał uaktywnić swoją lodową moc.

Ostatnie co widział to naga, poparzona skóra własnej ręki.

Cholera...

Cholera...

Cholera...

Cholera!

Nie dał rady.

***

- Co dalej? - Jiro odgarnęła ciemne włosy nerwowo, spoglądając na Kodę, który wraz z nią i Tokoyamim próbował znaleźć wyjście z czegoś podobnego do lasu.

Chłopak speszył się, próbując na migi coś jej przekazać.

- Nie jest w stanie pomóc - zauważył poważnie Tokoyami. - To tylko symulator. Nic tu nie żyje.

- Okay... A ty? Widzisz coś?

Spojrzał na cień Fumikage, blady i mizerny, sięgający wysoko w górę. Na razie nie wrócił, ale to z pewnością kwestia czasu, bo za dobrze się nie prezentował.

- Nie wiem, czy w ogóle dosięgnął granicy tych drzew.

-Dobra - zatrzymała się w miejscu, a później kucnęła. - Spróbujcie się na chwilę zamknąć.

Ale... Skoro oni nie mogli nic zdziałać, to czy jej da radę? Niby na lekcji bitewnej udało jej się podsłuchać co jest wokół, ale... Nie próbowała nic takiego jeszcze z... piaskowatym gruntem. Sypkim, niestabilnym, nie tworzącym jednej twardej całości jak ściana czy jakiś instrument.

***

- Ashido, jak ci idzie?

Różowowłosa spojrzała na biegnącego obok Aoyamę, potykającego się nieelegancko co jakiś czas i niekoniecznie dorównującego jej przy ucieczce z użyciem własnych nóg.

- W ogóle! - próbowała roztopić jakiś kawałek ogrodzenia symulatora, aby mogli się wydostać, ale ci przestępcy nie chcieli się odwalić, ścigając ich tak uparcie, że nie mogła zwolnić ani zatrzymać się ani na chwilę, chociaż dostawała już zadyszki.

- Denki! - Sero, na razie poruszający się chyba najszybciej, odwrócił głowę w stronę próbującego ich dogonić blondyna. - Cholera... Weź ich poraź prądem!

- Co...? Oh... Ten, tego! Już! - chłopak zatrzymał się, prawie przewracając.

***

- Cholera jasna! - wybuch wyrzucił w powietrze kawał budynku, który płonął w symulatorze, gdzie wylądowali. - Jak się stąd wychodzi?!

- Hej... Bracie... Może ostrożniej? - spróbował nerwowo Kirishima, starając się rozejrzeć pomimo tego, że wokół było okropnie gorąco, dużo ognia i dymu. - Nie mogę nic namierzyć, gdy przez ciebie zmienia nam się krajobraz!

- Zamknij się!

- On ma rację - oznajmił poważnie Shoji, próbując pomóc sobie dłońmi uniesionymi lekko nad głowę, chociaż dym nie był słońcem i pchał mu się do oczu pomimo błon między kończynami. - Przestań wrzeszczeć i wybuchać. Jak tak dalej pójdzie to się przez ciebie udusimy.

- Kurwa mać! Zachowujecie się jak cholerne trzęsidupy!!

- Próbujemy przeżyć - sprostował wielkolud.

***

Asui rozejrzała się po wodzie dookoła statku, na którego pokładzie stała.

- Chyba powinnam spróbować dopłynąć do brzegu...

Ale z drugiej strony wokół, w głębinie, z pewnością coś czyhało. Widziała przecież tamten dziwny cień wpływający pod pokład kilka minut wcześniej.

To mogło być silniejsze i szybsze.

- C-co dalej? - zapytał nerwowo Mineta, przyciskając plecy do podłogi, na której leżał jak tchórz, jakby mogło go to w jakikolwiek sposób ochronić. Ryczał od kiedy tu wylądowali.

Sato, nie mogący znaleźć zastosowania dla swoich mięśni w tej sytuacji, zupełnie niewprawnie usiłował znaleźć sposób, aby odpalić łódź i zbliżyć ją w ten sposób chociaż trochę do brzegu, aby mieli jakieś szanse opuścić symulator.

Ciekawe, czy umiał daleko rzucać?  Gdyby tak cisnąć Minetą na brzeg, aby spokojnie poszukać innego...

Minetą na brzeg?

Asui zamrugała wielkimi oczami, okrążając przybudówkę ze sterem i spoglądając w stronę barierki kilka metrów dalej.

Nie wyglądało to jak dystans większy niż boisko, gdzie profesor Aizawa sprawdzał ich niedawno.

Może gdyby cisnąć Minetę to kurdupel by doleciał? A ona mogłaby w razie czego złapać barierkę językiem i się dociągnąć na miejsce... Ale jeszcze Sato... Przecież nie mógł rzucić sam sobą!

Zmarszczyła brwi, przechylając głowę w bok.

Rzucanie czy płynięcie... Ktoś w tych planach ciągle zostawał na pokładzie, a przecież bohaterowie nie porzucali swoich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro