Rozdział 8
12.12.2018r.
Okay, od jutra mam koniec wolnego i mnóstwo pracy przed świętami. Dlatego teraz, o 13:48 zaczynam pisać Quirk. I mam cel skończyć dzisiaj.
Sakuja
Rozdział 8
- Jak ci idzie? - Kurogiri spojrzał na Midoriyę, który w ciągu kilku dni zdążył zamienić piwnicę w małą pracownię wyznawcy teorii spiskowych.
Ściany obwieszone były stronami wyjętymi z przejrzanych już teczek, gdzie na czerwono Izuku wypisywał tłumaczenie używanych znaków i haseł. Niektóre słowa łączyły ze sobą umocowane na pinezkach nitki, wyglądające pozornie losowo, bez sensu... Ale znając Midoriyę - mające dla niego bardzo istotne znaczenie. Przykuwające z jakiegoś powodu jego uwagę.
- Doskonale! - oznajmił szczęśliwie zielonooki, odchylając głowę w jego stronę na tyle, na ile mógł, siedząc na cementowej podłodze po turecku. - To niesamowite! Ktokolwiek to sporządził... Doskonale wiedział, co badał i gdzie szukać potrzebnych informacji - drżał z ekscytacji, trzymając czerwony marker tuż nad następną kartką.
- To znaczy?
- Ah, Kurogiri! To prawdziwa kopalnia danych!
- Ale o czym? - westchnął, nie znosząc tych chwil, gdy zajęty dociekaniami chłopak ledwie pamiętał, aby udzielać odpowiedzi na zadawane pytania.
- Ktoś poświęcił mnóstwo czasu szukając odpowiedzi kim, nie... Czym, tak, tak, czym są najsilniejsi bohaterowie i przestępcy jego czasu!
- Brzmi użytecznie.
- Teraz to jedynie stos luźnych przekazów, zapisków i notatek, ale gdy odszyfruje wszystko... To będzie bardziej niż użyteczne, Kurogiri!
Sądząc po minie Midoriyi, sugerującej, że właśnie dostał prezent na miarę gwiazdkowego - na jakiś czas temat eksperymentów na ludziach został zapomniany.
Kurogiri miał ochotę westchnąć z ulgą.
- Powiem szefowi, tak?
- Dobry plan - chłopak pokiwał mechanicznie głową, pochylając się nad kartką. - Dziękuję, że zrobiłeś obiad. Zjem później.
Kiwnął głową, zbierając się do baru. Musiał sprawdzić czy z Shigarakim wszystko w porządku i porozmawiać z szefem. Żeby przekazać mu, co odkrył Izuku.
***
All Might.
Izuku, znudzony gadką o bohaterskich porywach, treningach, ludziach, przestępcach i powołaniu, walnął głową w ławkę, wykorzystując to, że na zajęciach z Symbolem Pokoju siedział z tyłu. Tylko na tych. Ugadał się z Iidą, który ucieszony wizją miejsca bardziej z przodu przez kilka godzin w tygodniu, nie zwrócił nawet większej uwagi na to, że taka zmiana na jedne konkretne lekcje jest ciut podejrzana.
Odetchnął, podnosząc głowę, a potem przecierając ręką oczy.
Bezużyteczne zajęcia. Wziął do ręki długopis, zaczynając roznotowywać sobie rzeczy, nad którymi miał pomyśleć wcześniej, ale nie zdążył.
Oczywiście typowo szkolne rzeczy. Takie własne spostrzeżenia, informacje o zdolnościach kolegów, nauczycieli. Wolał nie ryzykować mieszania życia sztucznego z wszystkim tym, co ukrywał przed otaczającymi go ludźmi.
All Might opowiedział jakąś anegdotkę i większość klasy przejęło zupełnie niejasne dla niego rozbawienie. Zerknął przelotnie na nauczyciela.
Przerośnięty facet w denerwującymi, żółtym garniturze.
Wywrócił oczami.
Pozorant.
Żółty, oślepiający pozorant.
Jak on się chciał przed kimkolwiek ukryć poza pracą, gdy nosił ten żół... Chwila.
Zamrugał, zaciskając mocniej palce na długopisie.
Całkiem niedawno miał już styczność z kimś tak rzucającym się w oczy. W szkole. W tej szkole. Na korytarzu.
Czy to możliwe, że ten denerwujący garnitur, te dwie osoby... Absurd.
Skarcił w duchu samego siebie.
Jak niby przerośnięta uśmiechnięta małpa i dziwny koleś-szkielet mieliby nosić ten sam strój? I po co robić coś takiego? Symbol Pokoju było przecież stać na własny garnitur.
Coś było nie tak.
All Might. I obskurny, przerażająco przykuwający wzrok strój, który z pewnością nie miał nic wspólnego z elegancją, ale pasowałby idealnie do szefa grupy cyrkowej.
Musiał to zbadać.
Później.
Tak, po lekcji.
A póki jeszcze trwała - jednak przez chwilę posłuchać. Jak brzmi głos All Mighta, jak kładzie akcenty, jak rusza ustami, czy gestykuluje w trakcie paplania...? Po dzwonku pozostanie jeszcze jedna sprawa. Znalezienie tego kolesia-szkieleta. Czy mówił podobnie? Gestykulował tak samo? Brzmiał?
Może byli braćmi?
Albo jakimiś innymi krewnymi?
- Idziesz z nami na obiad?
- Co? - zerknął na Iidę, otrząsając się z natłoku myśli. - Obiad? Już ta godzina? - zerknął na zegarek. Faktycznie.
Pora na wycieczkę do stołówki, wzięcie tacy, sterczenie w kolejce, wybieranie co chce zjeść, jedzenie...
Nie był głodny.
- Idziesz?
- Nie - uśmiechnął się przepraszająco. - Muszę iść zadzwonić do brata. Miał dziś rozmowę o pracę... Bardzo mu zależało, dlatego...
- Spoko, rozumiemy! - Kirishima uśmiechnął się szeroko, klepiąc go po ramieniu. - Ej, właśnie. A jak już skończysz gadać i przyjdziesz... Jakie są zdolności twojego brata? Nie zdążyłem go ostatnio zapytać, a był super cool ubrany, więc...
- Ah, to? - uśmiechnął się mimowolnie, zastanawiając co by było, gdyby powiedział "Mój brat zamienia obiekty, których dotyka, w pył". Pokręcił głową. - Neon się świeci - wyjaśnił. - Bardzo jasno.
- Świeci, w sensie... Więc jego imię to... Wooow! - Kirishima rozdziawił na chwilę usta. - Ale czad!
Gdy tylko wyszli, zbierając się w jedną grupę prawie całą klasą, Izuku odetchnął i sam opuścił pomieszczenie. Wyjmując z kieszeni komórkę, faktycznie chciał zadzwonić do Neona, przynajmniej dla zachowania pozorów albo Shigarakiego, aby chociaż spytać "jak sobie radzisz?"... Ostatecznie jednak nie zrobił żadnej z tych rzeczy, zatrzymując się w połowie korytarza, gdy jego rozwlekłe, chaotyczne myśli, połowicznie wciąż analizujące sprawę żółtego garnituru, na zmianę z listą numerów w telefonie obejmującą całe cztery numery, zostały zakłócone przez coś, czego nie słyszał już od dawna.
Powoli opuścił rękę, wsuwając urządzenie do kieszeni. Chociaż nie bardzo miał taką potrzebę, wszedł do pomieszczenia, mijając się przy okazji z kilkoma wyjątkowo nieatrakcyjnie wyglądającymi, starszymi uczniami, którzy zresztą posłali mu wyjątkowo denerwujące, lekceważące spojrzenia.
Gdyby był to bardzo złej jakości film grozy, w łazience byłoby ciemno, z kranu powoli ciekła by woda, kropla po kropli, nieznośnie głośno opadając do zlewu, a w którymś kącie siedziałby zmęczony życiem, załamany dzieciak.
Cóż... Światła były aż za jasne, krany domknięte, ale w kącie faktycznie ktoś siedział.
- Hej, wszystko z tobą okay? - zapytał powoli, przypatrując się uważnie chłopakowi, który mógł być gdzieś w jego wieku. Może nieznacznie starszy. - Mówię do ciebie - kucnął na przeciwko, wyciągając dłoń, aby potrząsnąć nim lekko.
- A co cię to obchodzi? - wycedził, posyłając mu wyjątkowo niewyspane i zdenerwowane spojrzenie.
- Cóż... Szczerze mówiąc nic. Ale od dawna już nie słyszałem płaczu w szkolnym kiblu.
- Bawi cię to?
- Nie sądzę, żeby było mi do śmiechu, jak ryczałem jak cholerny mięczak, a inni mieli z tego polewkę - oznajmił, odchylając głowę do tyłu.
Przemilczał fakt, że jeden z jego "przemiłych" starszych kolegów pewnego dnia pobiegł za nim po zajęciach, licząc na to, że jeszcze się pośmieje, a potem nigdy więcej już nikt go nie widział. To z pewnością nie byłoby odpowiednie na taką chwilę.
- Chodź - zaproponował, wyciągając rękę w stronę skulonego chłopaka. - Pójdziemy na dach?
- Na dach? - zapytał, odchylając głowę w bok. - Po co? Chcesz mnie zepchnąć na poprawę humoru?
Parsknął mimowolnie, naprawdę rozbawiony tym ponurym komentarzem.
- Jeśli chcesz, ale myślałem raczej o przeczekaniu przerwy. Możemy pogadać, albo zrobić coś, żebyś przestał wyglądać jak zaryczany bóbr. Znajomi będą się martwić, jak cię takim zobaczą.
- Co ty niby o tym wiesz? Mógłbym ci kazać zapomnieć o tym, że mnie widziałeś i iść w diabły.
- To czemu tego nie zrobisz?
- Wkurzasz mnie.
- Nie tylko ciebie - zapewnił, a potem chwycił go mocno za przegub, zmuszając do podniesienia się. - Chodź.
Chłopak westchnął tylko, nie opiniując za bardzo. Traktował go raczej jak zło konieczne, z którym nie chciało mu się użerać.
Midoriya czuł się trochę urażony. Neon i Tomura robili tak często! Dwóch mu starczyło! Teraz ten jeden koleś, do którego się z porywu - powiedzmy - serca, miło odnosił, mógł chociaż udawać, że czuje coś silniejszego niż początki zupełnej apatii!
Eh...
Jakiś pechowy był ten dzień.
Zaciągnął go na górę po schodach, drogą, którą nie raz bardzo starannie analizował, prosto na dach. Nie było to miejsce bardzo ładne. Raczej opuszczone, puste, ciche, ale jakoś nie bardzo zabezpieczone przed ewentualnym samobójczym skokiem.
- I jesteśmy na dachu - westchnął chłopak, siadając ciężko na pierwszej lepszej skrzynce, którą znalazł. - Naprawdę nie chcesz mnie zepchnąć w dół?
- Rany, ale ty jesteś dołujący! Swoje się w kiblu naryczałem. Ludzie są wstrętni, nie da się ukryć.
- Ale chcesz być bohaterem.
- Nie wszyscy są źli - rzucił, siadając obok. - Chcesz chusteczkę?
- Powinienem ci kazać skoczyć.
- Każ.
- Nie.
- Bo?
- Nie będę kazał ci czegoś takiego. Wtedy na pewno nie zostanę bohaterem.
- Czyli też chcesz nim być.
- Po co innego miałbym się uczyć w tej szkole? - burknął.
- Są jeszcze klasy wsparcia. Podejrzewałem, że przemądrzali właściciele kiepskich uzdolnień dokopali ci, bo jesteś genialnym technikiem, kreatywnym projektantem super gadżetów czy coś.
- Serio?
- Nie, tak właściwie to o niczym nie myślałem - wzruszył ramionami. - Ale zrobiło mi się żal, że siedzisz i wyglądasz jak ofiara losu.
- Dzięki...
- Masz, wytrzyj twarz, bo aż się na ciebie patrzeć nie chce.
- Twoja szczerość powinna zostać przeklęta - burknął, zaciskając palce na materiałowym kwadracie.
- Może...
Impuls.
Kurwa mać.
Zachciało mu się bez namysłu zajmować sprawami zdołowanego życiem nastolatka, jakby nie miał dosyć własnych!
Odchylił głowę do tyłu, wbijając rozdrażniony lekko wzrok w niebo, chociaż z twarzy nie schodził mu dosyć miły, a przynajmniej swobodny, uśmiech.
I co?
Cała przerwa siedzenia jak kołki i kontemplowania okrutnego świata?
- Jestem Shinsou Hitoshi - mruknął nieoczekiwanie, targając palcami fioletowe włosy. - A ty, bezinteresowny dupku?
- Izuku Midoriya, apatyczny kolesiu.
- Nie jestem apatycznym kolesiem, nad aktywny idioto.
- Nie jestem nad aktywny.
- Ale idiota ci nie przeszkadza? - zapytał, być może trochę zaczepnie Shinsou, przypatrując mu się uważnie. - To nie ty wylądowałeś niedawno u pielęgniarki? Przemęczony wariat z kursu na bohatera?
- Jak długo wszyscy będą o tym mówić? - zapytał oburzony.
- Jeśli po tej przerwie nadal zamierzasz mnie nękać, to zacznij się oswajać z wytykaniem ci tej wpadki - chłopak wykrzywił usta w wymuszonym, przywodzącym na myśl profesora Aizawę, uśmiechu.
***
- Znalazłem sobie kolegę - oznajmił, wchodząc do domu, mijając leżącego w salonie na dywanie Neona, ustawiającego krzywy domek z kart, w drodze do kuchni.
- O, naprawdę? Żywego? - Neon obejrzał się w jego stronę. - Takiego z krwi i kości?
- Sugerujesz, że to nieprawdopodobne?
- Nie, wcale - zaprzeczył energicznie. - To co... Teraz już nie będę twoim ulubionym przyjacielem?
- Chciałbyś - parsknął, wyciągając z lodówki zupę w słoiku, jednym z tuzina przyniesionych przez Kurogiriego podczas niedawnych odwiedzin.
- Może mniej byś mnie wtedy męczył - rozmarzył się sztucznie energicznie, podnosząc się powoli, aby dołączyć do niego w małym, przytulnym pomieszczeniu. Obserwował jak chłopak wlewa zupę do garnuszka i stawia na kuchence.
- Męczę cię?
- W zasadzie nie, ale bycie twoim starszym bratem to jednak ciężka rzecz...
- Lubisz to.
- Nie da się ukryć - przyznał niechętnie. - Nie wiem dlaczego, przecież mam przez to mnóstwo najróżniejszych obowiązków, do których zupełnie nie jestem przyzwyczajony i które doprowadzają mnie do szaleństwa...
- To znaczy, że mnie kochasz - zapewnił Izuku.
Wyglądał na zmęczonego.
- Coś się stało w szkole poza tym, że masz kolegę?
- Mam All Mighta i chodzący szkielet. Obaj noszą jeden garnitur. Chyba dostaje świra.
- Cóż... - wyciągnął rękę, klepiąc nią chłopaka po ramieniu. - Powinieneś rozważyć to jeszcze raz, zamiast zwalać to na swoje szaleństwo.
Izuku westchnął, być może trochę pocieszony i zmotywowany tą zaczepką.
- Po obiedzie idę się przejść - oznajmił, dźgając zupę w garnuszku drewnianą łyżką, chociaż powinien ją zamieszać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro