Rozdział 3
13.08.2018r.
Kiedy telefon zaczął dzwonić, Izuku był w trakcie brania prysznica. Dobrze, że łazienkę zamykał na klucz, gdyż widok nastolatka stojącego nago przy lustrze, przykładającego do ucha komórkę dla Shigarakiego musiałby być co najmniej komiczny. Z drugiej strony gdyby to Kurogiri był świadkiem, Midoriya prawdopodobnie spłonął by ze wstydu. Piętnaście lat to doskonały moment, aby zacząć odczuwać zażenowanie i nerwy w wypadku przypadkowego udostępnienia nagości komuś, kto kilka lat odwalał rolę twojego ojca. Zwłaszcza nagości w tak groteskowym wydaniu.
- Co jest? - zapytał krótko, bo z rozmówcą, któremu tak zależało na kontakcie należało zawsze szybko i na temat.
Inaczej zaczynał czuć się za bardzo pewnie i kombinować.
- Podejrzewam, że mam coś interesującego.
- Na temat?
- Zastanawiałeś się kiedyś w jaki sposób przeprowadzano pierwsze testy na dzieciach obdarzonych quirk?
- Możliwe - stwierdził krótko.
- Jeśli powiem ci, że dotarłem do pewnych informacji... Ile zapłacisz?
- Zależy od wartości. Sam wiesz.
Przez chwilę słuchał szmeru oddechu rozmówcy.
- Dobra. Spotkanie gdzie zawsze?
- Nie - oznajmił poważnie. Nie był idiotą, aby spotykać się w zwykłej syfiarni na mieście, gdy w grę mogło wchodzić coś, co w oficjalnej historii rządowej zostało spalone i pogrzebane w mroku jako karygodny występek motywowany przerażeniem oraz "dobrem ludzkości". Rozmówca prawdopodobnie nie dopadł czegoś bardzo cennego, ale niewykluczone, że mogło być ciekawe. I unikatowe. Strzępy.
Zawsze chcące pieniędzy sępy potrafiły dopaść w szpony pewne skrawki i okruchy, z których przy odrobinie cierpliwości oraz starań dało się złożyć prawdę.
A tak ślicznie wychodziło, że on potrafił być bardzo bardzo cierpliwy. I ciekawski. - Przyjdziesz do starego magazynu przy rzece. Za dwie godziny. Sam.
- Ja mam być bez wsparcia, a ty przyjdziesz ze swoim popierdolonym bratem? Myślisz, że jestem głupi?
Nie udzielił odpowiedzi na retoryczne pytanie. Przecież oczywiste było, że dokładnie tak sądził.
- Sam - powtórzył. - Chcesz sprzedać informacje? Pojaw się. Nie chcesz - nie zawracaj mi głowy.
Wyłączył telefon.
Dokończył osuszać ciało i narzucił na nie szlafrok Kurogiriego, za duży na siebie ze cztery razy. Piżama odpadała, skoro musiał wyjść poza bar.
Wyszedł z łazienki i wygrzebał z szafy bluzę z kapturem Shigarakiego. Była za duża przynajmniej o rozmiar, ale w kieszeni na brzuchu zmieściło się kilka rzeczy, których Izuku lubił czasem użyć gdy informatorzy próbowali kombinować.
Nakładając granatowe trampki do postrzępionych spodni i bluzy brata, zerknął jeszcze w lustro, aby upewnić się, czy wciąż nie wygląda zbyt charakterystycznie.
- Braciszku - przyczepił się do pleców Tomury rozmawiającego z szefem przez ten zdezelowany ekran stojący w barze. - Chce się spotkać z informatorem - oznajmił, owijając chude ręce wokół jego brzucha. - Pójdziesz ze mną... czy nam pójść z Nomu? - dodał przesłodzonym głosem.
Shigaraki prychnął zirytowany, chwytając go za rękaw własnego ubrania czterema palcami i próbując odczepić.
- Mam inne rzeczy na głowie, dzieciaku - poinformował burkliwie.
- Czyli Nomu?
- Nie, nie weźmiesz nigdzie żadnego z nich.
- W takim razie to musisz być ty. Jestem małym chłopcem, nie mogę sam kręcić się o takiej godzinie po magazynach - przypomniał, utrzymując ten doprowadzający wszystkich do szału, przesłodzony ton.
- Jestem zajęty!
- Sam nie mogę - ogłosił śpiewnie, chociaż nie raz już łaził o gorszych porach po mieście. - Ktoś mógłby zrobić mi krzywdę i to byłaby twoja wina, braciszku!~
- Izuku, wkurwiasz mnie... - mężczyzna zacisnął na bluzie piąty palec i materiał zaczął się przypalać. Midoriya wyrwał się, oburzony takim potraktowaniem.
- No wiesz?! To twoja bluza!
- Sprawiasz mi problemy. Nie zauważyłeś?
- Wiem doskonale! Chce ciebie albo Nomu.
Mężczyzna, który nie był w stanie dokończyć rozmowy z Shigarakim, odezwał się w końcu znużonym głosem podszytym solidną dawką irytacji.
- Niech będzie. Niech dzieciak wybierze jednego i weźmie go na próbny spacer.
- Jest! - Midoriya, bardzo ukontentowany, spojrzał na brata w najbardziej uroczy sposób, jaki mógł. - Chcę tego ze skrzydłami!
- Jak narobisz nam problemów to przysięgam, że cię zabije - wycedził Tomura, drapiąc paznokciami obojczyk z nerwów. - Kurogiri, zabierz go do bestii i wyślij z jedną gdzie chce.
- Zabierzesz nas stamtąd za dwie godziny i piętnaście minut - zawołał.
Barman pokręcił głową, aby wyrazić swoje niedowierzanie, po czym wyszedł zza lady, dając mu ręką znać, aby za nim podążyć.
To nie tak, że Midoriya jeszcze nigdy wcześniej nie widział Nomu z bliska. Wręcz przeciwnie. Pomimo zakazów Shigarakiego odwiedzał te stworzenia gdy tylko mu się chciało, bo uważał je za - co najmniej - rozkoszne.
Jako ludzie z pewnością nie byli tak fascynujący. A gdy już przestali nimi być... Łasili się jak psy, wykonując wszystkie polecenia - w dodatku dzięki mieszankom quirk, które je zmutowały, charakteryzowały się szerokim wachlarzem odporności i innych zalet.
Skrzydlaty, którego chciał i dla własnej przyjemności nazywał Hayai, był jego ulubieńcem. Żółty kolor tego okazu, zdaniem Midoriyi, dobrze wyglądał. Trupi, woskowy, nie natarczywy. Trochę jakby swojski. Podobny odcień miały ściany baru.
Hayai miał zręczne kończyny, górne jak i dolne, a siła jego skrzydeł była wystarczająca, aby udźwignąć dwie dorosłe osoby i długo nosić je wysoko w powietrzu.
- Musisz zawsze drażnić Shigarakiego Tomurę przy każdej okazji? - barman uniósł wyżej lampę, wchodząc w jego towarzystwie do pomieszczenia, w którym tkwiły Nomu.
Hayai uniósł niechętnie łeb znad zwiniętych kończyn i poruszył powoli wielkimi skrzydłami.
- Idziemy na spacer, zwierzaczku - rzucił, uśmiechając się szeroko.
Żółta bestia podźwignęła ciało powoli, tocząc wokół błędnym wzrokiem, a później ruszyła przez ciemny pokój. - A co do braciszka... Przecież nie mogę pozwolić, aby miał zbyt łatwo, prawda? - rozpogodzony wyciągnął rękę, klepiąc pysk swojego ulubieńca. - Podrzuć nas do magazynu nad rzeką - dodał. - Będziemy grzeczni.
Kurogiri pokręcił głową, wydając z siebie odgłos podobny do westchnięcia.
Lubił ten magazyn.
Był wysoki, oddalony od terenów zaludnionych i odcięty od świateł miasta.
Przy nim płynęła rzeka, która regularnie zalewała teren, czyniąc go bezużytecznym nawet dla szukających miejsca do palenia i picia uczniów albo spotkań ulicznych gangów.
- Hayai, wleć tam na górę - uniósł rękę, świecąc latarką wyjętą z kieszeni w stronę żelaznych beli będących rusztowaniem podpierającym sufit. - Siedź i czekaj aż będę cię potrzebował, tak?
Nomu wzruszył obojętnie, luźno kończynami górnymi, a potem wzbił się w powietrze.
Izuku usiadł wygodnie na ciemnych kamieniach, naciągając na dłonie rękawiczki i wycierając w materiał bluzy latarkę, której dotykał bez nich. Tak na zaś.
Zgasił ją.
Czekał.
Informator przyszedł o umówionej porze. Wszedł do magazynu trzęsąc się i rozglądając na boki gorączkowo. Krzyknął, gdy światło latarki oświetliło go nagle.
- No, no... Czyli jednak chcesz sprzedać to, co znalazłeś - zauważył, uśmiechając się krzywo.
Spodziewał się tego.
Mężczyzna naprawdę nie był nadmiernie inteligentny, dlatego osobiste wykorzystanie zdobytych wiadomości odpadało. Nie miał też żadnych naprawdę opłacalnych kontaktów poza nim, Midoriyą, aby próbować je sprzedać. Wszyscy wiedzieli, że kręci. Dragi, dziwki, handel ludźmi. Gdyby jeszcze ktoś niepowołany dowiedział się o tych strzępach prawdy, które zamierzał tej nocy przehandlować.. mógłby bez problemu kolesia zniszczyć. Nasłać gliny, siły specjalne, bohaterów... Zmienić jego luksusowe, nudne życie w prawdziwe piekło.
- Cóż... Tak wyszło, Hibiki - oznajmił z wyraźną ostrożnością. Ponieważ latarka już zgasła stracił pewność siebie, którą miał podczas rozmowy przez telefon. Nie wiedział czego się spodziewać, ani z którego zakamarka magazynu. Mógł tylko stać w miejscu i próbować nie uciec z krzykiem. Jego żałosne quirk mogące co najwyżej skopiować bacznie obserwowany kawałek tekstu w wymiarze rzeczywistym nie miało żadnej wartości w trakcie handlu. Już dawno powinien pomyśleć o zatrudnieniu kogoś z lepszymi umiejętnościami, kto chodziłby na spotkania, negocjował ceny i przekazywał towar, gotów ryzykować ochronę go. - Nie powiedziałeś o naszym spotkaniu swojemu popierdolonemu bratu, prawda?
- Oczywiście, że go poinformowałem - prychnął. - Pokaż mi informacje. Nie będę kupował ich w ślepo.
- Gdzie mam je...
- Zostaw na ziemi - polecił. - I cofnij się do tyłu. O dwa metry.
Nasłuchiwał, a później rozpalił latarkę, podchodząc. Światłem opromieniał mężczyznę, aby cały czas widzieć co robi, samemu zaś zręcznie szedł wśród gruzów i śmieci, unikając wszelkich rzeczy, które mogłyby go ośmieszyć. Potknięć, poślizgów, upadków.
To nie był pierwszy raz gdy kupował coś od kogoś na czarno. Kucnął, unosząc wieko walizki. W środku były cztery brązowe teczki, nadpalone. Uniósł górę pierwszej i przesunął uważnym wzrokiem po tekście. Pierwsze kilka zdań mówiło wszystko.
- Gdzie to znalazłeś? Co, Ratto? - przechylił głowę w bok, mrużąc powieki.
- Nie mogę...
- Gadaj! Chyba, że chcesz się zobaczyć z moim bratem osobiście - dodał, chociaż tym razem miał ciekawszego partnera niż Shigaraki. I miał nadzieję, że zdoła przetestować jego zdolności. Odrobinę.
- W nowym lokalu - zaczął powoli. Ah, strach przed poznaniem bliżej zdolności Tomury niemal unosił się wokół w powietrzu, zagęszczając atmosferę w ekscytujący dla Midoriyi sposób. - Robiłem remont. Było zdzieranie podłogi. Teczki leżały w metalowej skrzynce.
- Były tylko cztery?
Kiwnął powoli głową, mnąc rękoma drogi garnitur.
- Przyniosłem wszystko - zapewnił gorliwie.
- Doskonale - uśmiechnął się pod nosem. - W takim razie najwyższa pora się rozliczyć - sięgnął do kieszeni bluzy. - To, powinno ci wystarczyć - chwycił pewnie dwie paczki banknotów, a później mu rzucił.
- T-to za mało - zaczął.
- Naprawdę sądzisz, że kasa i ujście z życiem to za niska cena za informację, których znalezienie przez bohaterów albo rząd skończyłoby się dla ciebie straceniem wszystkiego? - zapytał, przechylając głowę w bok. - Czyżbyś miał lepszego kupca niż ja?
Nomu, bardzo znudzony czekaniem, przesunął się na belkach ponad ich głowami. Zatrzeszczały niepokojąco.
Mężczyzna poderwał głowę, wpatrując się w ciemności rozpaczliwie.
- S-starczy! T- to starczy! - krzyknął, podnosząc pieniądze.
Spotykali się czwarty albo piąty raz, a jednak za każdym razem żałośnie próbował cwaniaczyć.
Tchórze nie powinni kombinować, ani opuszczać swoich nor.
- Spieprzaj i nie waż się dzwonić jeśli nie znajdziesz czegoś co najmniej równie interesującego.
- D-do usłyszenia, Hibiki.
Wyszedł z magazynu tak szybko, że aż miło.
Izuku przez chwilę stał w miejscu, słuchając echa oddalających się kroków. Mógłby go zabić. Albo polecić to Nomu. Jednakże mógł okazać się przydatny - tak długo jak istniała szansa, że ukrywa jeszcze przynajmniej kilka teczek "na czarną godzinę".
Powinien to zweryfikować, ale bez weryfikacji było zabawniej. Poza nim i tak nikt nie zapłacił by za coś tak ryzykownego dla posiadacza. Większość ewentualnych handlarzy danymi czy biorców owych, po obejrzeniu teczek wycofałaby się, może nawet osobiście doradzili by spalenie wszystkiego.
Badania na obdarzonych quirk były najczarniejszym z kawałków przeszłości. Oczywistym było, że normalni ludzie nie chcieli nawet myśleć o tym, że było coś takiego, a ci obdarzeni brzydzili się całej tej przelanej krwi, wspominając - jeśli już to robili - jako coś, co powinno przepaść.
W ogóle nie brali pod uwagę możliwych korzyści i nauki wynikających z tego, co miało miejsce, nie ważne jak odrażające było.
- Będziemy mieć długą noc, Hayai - wyciągnął dłoń, klepiąc mocny bark Nomu, który wylądował obok. - Będziemy sprawdzać, co naukowcy myśleli kiedyś.
Stwór poruszył się, potrząsając tylko skrzydłami gdy je składał.
Izuku chwycił wszystkie trzy teczki. Dwie godziny i piętnaście minut po opuszczeniu kwatery, Kurogiri sprowadził jego oraz Nomu z powrotem.
- Masz co chciałeś? - zapytał Shigaraki, spoglądając na niego uważnie. Stał przy drzwiach pokoju stworów.
- Ta - kiwnął głową. - Miał więcej niż oczekiwałem.
Wzruszył ramionami.
On akurat miał to gdzieś. Właściwie wszelkie fascynacje, badania i poszukiwania Izuku były mu obojętne, jeśli nie wydały się użyteczne dla jego spraw.
- Spadaj stąd teraz, dzieciaku. Mam do "pogadania" z Nomu.
- Hayai był bardzo grzeczny - stwierdził, niechętnie żegnając się z pupilkiem. Gdy mijał Tomurę na schodach, brat chwycił go czterema palcami za kaptur.
- Nadałeś imię Nomu? - zapytał powoli, brzmiąc przy tym co najmniej złowróżbnie.
- Musiałem z kimś rozmawiać kiedy mój głupi starszy brat miał mnie gdzieś - zrobił naburmuszoną minę, pokazując mu język. - Jakbyś częściej mnie słuchał i udzielał odpowiedzi to nie gadał bym z Hayai.
Shigaraki westchnął ciężko, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Spadaj stąd już, Izuku. Masz szkołę jutro, nie? Idź się wyspać, czy coś.
Wyspać.
Tomura potrafił być naprawdę troskliwy - na jego własny sposób - jednak Midoriya nie zamierzał spać.
Ulokował się wygodnie w swoim ulubionym kącie, na stosie kolorowych kocy wepchniętych w przestrzeń między łóżkiem i ścianą, a później przeglądał zapiski z makabrycznych badań dotyczących trzech "obiektów" tak długo, dopóki nie odłożył na bok ostatniej kartki.
Było trochę braków, ale to nic.
- Interesujące - przyznał, odchylając głowę do tyłu i opierając o brodę złożone dłonie. - Tak to robili... W taki sposób...
Właściwie jak na badania, które wymazano z historii były niemal niewinne. Mocno niemal... Ale nie robili z obiektami właściwie nic gorszego niż zdarzało się to lepszej, bardziej użytecznej części współpracowników Shigarakiego.
Tylko naukowcy to zapisywali, dorzucając adnotacje o protokołach i traktując swoje ofiary jak zwierzęta laboratoryjne.
- Być może... Powinienem osobiście powtórzyć któryś z testów - podniósł się z kocy, chwytając teczki z łóżka i ruszając do baru.
Kurogiri spojrzał na niego.
- Nie przesadzasz z pracą po nocach? - zapytał.
- Ja? Nie - machnął lekceważąco ręką. - Chce pogadać z szefem braciszka.
- Nic z tego - oznajmił kategorycznie. - Nie będziesz się w to wszystko dodatkowo mieszał.
- Tak, tak, tatku - uśmiechnął się rozbrajająco, a później podszedł do telewizora, podnosząc pilota.
Właściwie nigdy jeszcze tego nie używał, bo Shigaraki zabraniał mu się mieszać, a Kurogiri jak dobry adopcyjny rodzic groził laniem za zbytnie narażanie tyłka. Woleli kiedy był grzecznym domowym geniuszem-z-lekkim-sadyzmem niż ryzykował własną skórą nadmiernie. - Potrzebuje tylko niewielkiej pomocy...
- Izuku!
Zanim zdążył nadusić najbardziej prawdopodobny przycisk Kurogiri złapał go za kark, unosząc w górę.
- No wiesz? Mam piętnaście lat! Nie mogę zacząć eksperymentów na ludziach w tym wieku?
- Nie zaczniesz niczego póki nie wbijesz sobie do głowy, że masz zakaz otwartego, czynnego działania dla Ligii Złoczyńców.
- Wiesz jak ta nazwa lamersko brzmi?
- Do łóżka - powiedział kategorycznie barman, stawiając go na ziemi i popychając do drzwi. - Dobranoc, Izuku. I obyś za dziesięć minut spał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro