Część ???
Jeśli sądzicie, że anioły niosą wyłącznie miłość i przebaczenie, to muszę was zmartwić. Moja historia nie niesie wyłącznie pozytywnych odczuć mimo mojego silnego powiązania z górą. Oto jedna z nich.
Dowiedzieli się. Nie wiem jakim cudem, ale się dowiedzieli. Muszę uciekać. Nigdy mi nie wybaczą. Muszę uciekać.
*jakiś czas później*
Złapali mnie i stanęłam przed najwyższym z aniołów. Widziałam gniew na jego twarzy. Był wściekły. Kazał mi błagać o wybaczenie, ale dlaczego? Co zrobiłam złego? Wiedziałam, że tego nie zaakceptują, ale na Ziemi już to widziałam. To przecież naturalne, więc dlaczego jak też nie mogę. Nie zgodziłam się. Nie czułam się winna. Przecież to naturalna kolej rzeczy, czyż nie?
*chwilę później*
Mój upór nie był dobrze odebrany. Złapali mnie i próbowali wyrwać moje skrzydła. Nie udało im się, mimo krwi spływającej po moich plecach.
*na krańcu*
To ten czas. Zrzucili mnie. Zostałam na Ziemi. Jakaś uliczka. Podniosłam się i poszłam przed siebie, chociaż całe ciało bolało jak diabli.
*parę minut później*
Była noc i nikogo nie było na zewnątrz. Miałam szczęście. Zobaczyłam coś dziwnego w kolejnej uliczce. Była tam opustoszała kamienica. To oni, żniwiarze. Jeden z nich atakował żywą kobietę. Przecież zbierają duszę zmarłych, nie żywych. Co oni wyprawiają. Podeszłam bliżej i przy pomocy "linki" powtrzymałam żniwiarza. Spojrzeli na mnie. Jeden stał na dachu i doskonale go znałam. Arthur i ten jego zadziorny uśmieszek, którym pokazują swą wyższość. ,,Spodziewałem się tego.". Nie znosiłam go. Ma się za lepszego, a nim nie jest. "Ah tak, czy twoje ego czuje się lepiej, widząc mnie w tym stanie?". Za mną stał jakiś demon. Jest coraz gorzej. Więcej krwi. Boję się. Moje dziecko. No tak. Tamta kobieta może pomóc. "Kobieto, pomóż mi, moje dziecko.". Mam suche gardło. Dobrze, że mnie usłyszała.
*jakiś czas później*
Moje dziecko, a raczej dzieci żyją. Moje dwa promyczki szczęścia żyją. Ciekawe gdzie on teraz jest. Mam nadzieję, że szybko mnie znajdzie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro