to właśnie tak powstają złoczyńcy
No one ever starts that way
But this is how villains are made
Ludzie uwielbiają historie o niesamowicie przystojnych, silnych, aczkolwiek niedostępnych emocjonalnie i źle potraktowanych przez los mężczyznach. Złamani chłopcy ukrywający się pod maską obojętności oraz agresji wzbudzają ogromną ciekawość. Nic dziwnego. W końcu przyciąga nas to, co w tej samej chwili może być dla nas przerażające, ponieważ nigdy nie mamy pewności, czy po drugiej stronie, na którą droga jest usłana kolcami, nie znajdują się zapierające dech w piersi pąki czerwonych róż.
Desperacja oraz głębokie zranienie są tylko jedną składową fascynacji, gdyż wiążą się z niebezpieczną tajemnicą.
To jak igranie z ogniem, gdy kocha się kogoś, kogo się nie rozumie.
Najbardziej przyciągająca jest jednak władza. Potrafimy upadać na kolana dla tych, którzy dokonują zbrodni doskonałych, nie powstrzymując się przed splamieniem własnych rąk krwią. Chcemy poznawać niepoprawnych, niemoralnych bogaczy, którzy nie zadają pytań, po prostu biorą to, co uważają, że się im należy. W tym połączeniu – zranienia i nieposkromionej siły, można się zatracić, gdyż budzi ono podziw, ale także wiąże się, ironicznie oraz przeciwstawnie, z poczuciem bezpieczeństwa. Gdy drań kocha, to kocha na zawsze i nie boi się pozostawić w popiołach całego świata, tylko po to, by ocalić kogoś, kto emocjonalnie trzyma go na uwięzi.
To bardzo trudna rola, zaufać szaleńcowi, bo czy człowiek dotkliwie zraniony, po przejściach, potrafiący spalić wszystko wokół, by udowodnić swoją rację, nie jest szaleńcem?
Mówi się, że na obrazie L'Ange déchu oczy Lucyfera przepełnia złość. To nie jest tylko ona. Złość jest pusta. Furia to odpowiedniejsze słowo – wymieszanie szału, wręcz amoku, z desperacją, zawodem, goryczą; nie ma nic groźniejszego, niż człowiek, który upadł i nie można już niczego mu odebrać. Kiedy jednak pojawia się element nadający sensu komuś obdartemu z nadziei, warto rozważyć kilkukrotnie swoje poczynania wobec tej osoby. Mimo to, nie poszkodowani chłopcy, choćby byli najsilniejszymi ludźmi na ziemi, mają prawdziwą władzę, której każdy pragnie.
Takiej autentycznej nie stanowią pieniądze, siła fizyczna, czy realnie nadana przez odpowiednie instytucje sprawczość. Faktyczną kontrolę posiada bowiem ten, kto trzyma na uwięzi człowieka bez żadnych zahamowań, ponieważ na koniec dnia – jego ręce są czyste
To różniło mnie oraz pana Franchetti, którego wejście do weneckiej posiadłości odbiło się dźwiękiem i przebiegło pod sklepieniem korytarzy, docierając do samej sypialni, w której uprawiałem seks z jego niesamowitą żoną.
Martina była jak marzenie – każdy jej krok wydawał się przemyślany, a wszystkie słowa odpowiednio wyważone. W jakimś sensie nauczyła mnie tego, co wiem teraz, a jednocześnie uświadomiła mi, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, tym samym jak znacząco różnimy się od niego i jemu podobnym.
Nie było go miesiącami, załatwiał swoje nielegalne interesy osobiście, jakby chciał udowodnić poziom niebezpieczeństwa, które może stanowić dla swoich kontrahentów. Gdyby tylko wiedział, że ma pod dachem kobietę, która jest jeszcze większym zagrożeniem, nie tylko dla interesów, ale i dla niego samego, może inaczej rozłożyłby metaforyczne karty. To nie on, tylko ja dotykałem palcami śniadą skórę jego małżonki, zatapiając nos w gęstych włosach kobiety. To mnie mocno oplatała swoimi silnymi udami, wbijając paznokcie w moje łopatki do tego stopnia, iż niewielkie stróżki krwi pojawiły się pod nimi. To ja przygryzałem jej wargę i to mnie miała w sobie niezliczoną ilość razy w przeciągu ostatnich tygodni, kiedy pieprzyliśmy się w każdym zakamarku jego domu.
Miód spływał po jej szyi i piersiach, a moje rozgrzane usta sunęły ścieżkami wyznaczonymi słodyczą. Przejęła językiem czekoladkę pistacjową, którą wybrałem z kryształowej miseczki, a gdy spiłem jej posmak z pełnych, przekrwionych od pocałunków ust Martiny, zdusiła jęknięcie.
Szampan chłodził się w kulerze. Nie używaliśmy kieliszków, piliśmy z butelki, ponieważ byliśmy w pełni świadomi, że on tu wróci, a wtedy nastanie moment, w którym przekonamy się, jak dobrymi kłamcami jesteśmy.
Nad satynowymi pościelami rozciągał się fresk, stanowiący doskonałą replikę Naissance de Venus, którą Martina wybrała w Musée d'Orsay, gdy zwiedzaliśmy Paryż. Ta kobieta nie akceptowała żadnych ograniczeń – ukradłem dla niej Złotą Damę, więc oryginał wisiał dumnie w salonie. Obraz nie był jednak wystarczający dla Włoszki, chciała więcej, i więcej, a ja dałbym jej wszystko w tamtej chwili, jednak nie byłem na tyle złamany i na tyle zraniony, by to zrobić.
Czułem jak kochanka robi się coraz ciaśniejsza na mojej męskości, ponieważ kolejny ruch, gdy nasze wargi się spotkały, a ciała zlepione od łakoci, które jedliśmy, zanim rozpoczęliśmy ten akt, doprowadził ją na skraj. Była bliska orgazmu.
Kroki pana Franchetti stawały coraz głośniejsze. Albo w ogóle ich nie słyszałem, po prostu skupiłem percepcję na szumie spowodowanym przez poruszoną służbę. Pokojówka zapukała do naszej sypialni. Martina podniosła na mnie niepewny wzrok przez jej desperackie wołanie. Wiedziałem dlaczego się boją. Oni wszyscy w tym domu. Doprowadzenie kogoś tak przepełnionego agresją do szału musi być straszne w odbiorze, nawet przez postronnych.
– Luc, chyba musimy... – szepnęła Martina lecz rosnąca rozkosz nie pozwoliła jej dokończyć zdania.
– Nie dotarł jeszcze na górę, nie wie, że tu jestem, inaczej wyważyłby drzwi. – Poruszyłem się w niej ponownie. Kobieta zdusiła jęknięcie, wpijając usta w moje ramię. – Fais–moi jouir – dodałem po francusku, aby doprowadziła nas oboje do szczytowania.
Zacisnąłem mocniej palce na jej biodrze bardziej przykładając się do swojej pracy. Martina opuściła powieki. Rozchyliła wargi, toteż przesunąłem końcówką nosa po jej policzku, a później żuchwie, powoli oddychając przez usta tak, by mogła poczuć więcej mojego ciepła na swojej już rozpalonej skórze.
– Cholera. – Jej głos stał się drżący i słabszy. Mógłbym nazwać Martinę Frnachetti każdym możliwym przymiotnikiem, ale nigdy nie nazwałbym jej słabą. – On zaraz tu wejdzie...
– I nas zabije. – Uśmiechnąłem się figlarnie, przechodząc palcami z jej wydatnych bioder na udo, którego wnętrze musnąłem opuszkami. Wciąż będąc w niej, kciukiem dotknąłem wzgórka kobiety, drażniąc dodatkowo jej łechtaczkę. Ponownie z trudem powstrzymała krzyk spełnienia.
– Luc, Figlio di puttana – wyzwała mnie od sukinsynów po włosku.
– Touche–moi – odparłem więc, by mnie dotykała po francusku.
Martina oparła czoło o moje, uśmiechając się przy okazji, a tę mimikę z jej twarzy zmył kolor wpływający na jej napięte policzki oraz powolne rozluźnianie się całego ciała kobiety, po jego chwilowym zaciśnięciu się. Przesunęła się pode mną, ale nie wyszedłem z niej, by aby na pewno nie ubrudzić pościeli, w której już za moment miał zobaczyć ją jej mąż.
Doszedłem w Martinie, gdy Pan Franchetti spowodował swoim ciężarem, że jeden z ostatnich stopni skrzypnął. Pokojówka pod drzwiami przeklęła, jakby nie doceniała naszych, możliwości.
– Podoba mi się ta forma stosunków międzynarodowych – powiedziała moja kochanka. – Ojciec bardzo naciskał, żebym poszła na studia, więc może to będzie odpowiedni kierunek.
Zaśmiałem się cicho z jej żartu, podnosząc się prędko z posłania. Założyłem od razu bokserki, spodnie garniturowe, koszulę i czarne conversy, przy okazji sięgając do wazy po pistacjową czekoladkę.
– Obawiam się, że wykłady mogą być znacznie nudniejsze, niż to.
– Dlatego będę chodzić tylko na ćwiczenia praktyczne. – Martina poprawiła włosy, a później makijaż, a gdy sięgnęła po drewnianą łyżkę do miodu, którą zaczęła ponownie polewać swoje ciało, pokręciłem głową z lekkim niedowierzaniem. – Chyba, że to ty będziesz wykładał dla mnie, oczywiście po francusku, w teorii wszystkie pozycje, w których mnie weźmiesz i każdą rzecz, którą mi zrobisz.
– Obawiam się, że nie posiadam takich kwalifikacji, ma chérie.
– Jesteś złodziejem, fałszerzem i kłamcą, możesz posiadać każdą kwalifikację, jaką tylko zapragniesz mieć. – Franchetti był coraz bliżej korytarza, dlatego podszedłem do okna. Dostrzegłem jak Martina wyciąga z szafki wibrator oraz lubrykant, aby wyjaśnić okoliczności, w których ją zastanie. – Przed chwilą doprowadziłeś do orgazmu żonę jednego z największych, włoskich przemytników broni, podczas gdy on był w domu przez większość tego czasu. Nie jesteś świadomy tego, co w sobie masz, Luc. Nie zmarnuj tego. – Martina zrobiła znaczącą minę.
Zamyśliłem się na moment, jednak nie mieliśmy przestrzeni, by dokończyć tę rozmowę. Otworzyłem okno, wydostając się na parapet, z którego z łatwością przeszedłem do balkonu. Miałem już wprawę we wspinaniu się po budynkach. Zresztą, gdybym spadł, wiedziałbym przynajmniej, że ostatnia rzecz, jaką zrobiłem w życiu, była satysfakcjonująca.
Najwięcej władzy mają bowiem ci ludzie, którzy nie ponoszą konsekwencji swoich działań. Nie zbierają również bezpośrednich pochwał od świata i potrafią odpowiednio odbierać nagrody, nie brutalnie wydzierając je z cudzych rąk, a manipulując rzeczywistością tak, aby te nagrody same przychodziły do nich. On mógł mieć za sobą setki osób, policję w garści, mógł zastraszać swoich ludzi, albo zjednywać ich. Mógł mieć też ją za żonę. Ale to ja byłem w Wenecji za pieniądze z kradzieży, której dokonałem, by zaspokoić kaprys jego kobiety. Co więcej, to on mi zapłacił. W tym samym czasie nie miałem żadnego konfliktu z prawem, ponieważ jego stróże złapali prosty haczyk i nawet nie wiedzieli, że tuż pod ich nosem, sfałszowałem Złotą Damę. Pośrednio kupiłem ludzi, którzy poszli za mnie do więzienia. Nie widzieli mojej twarzy, nie wiedzieli jak się nazywam i gdzie mieszkam.
Kradzież w białych rękawiczkach. Zdrada w satynowej pościeli. Prywatny samolot mający zabrać mnie wkrótce z powrotem do domu i idea życia hedonisty. Mogłem pławić się w tym wszystkim, ponieważ prędko nauczyłem się kłamać.
Moim jedynym problemem był pewien szkopuł. Całkiem niewielki, ale mogący eskalować i nazywał, albo gwoli ścisłości, nazywała się: detektyw Brooke Astley, która pachniała jak Dylan Blue od Versace, działała szybko i nieprzewidywalnie, a jej usta były najpiękniejszymi, jakie w życiu widziałem.
To mógł być mój upadek, a wywołana nim furia, pozostawiłaby świat w popiołach.
#SzKwatt
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro