Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

...

Każdego dnia, gdy budzi mnie poranne słońce, zaspane oczy zwracam ku mojemu księciu, który wciąż wtedy jeszcze niewinnie śni o osobie, którą darzy uczuciem. Wtedy to właśnie, zeskakuje z parapetu i starając się go nie zbudzić, podchodzę do niego i ucałowuje jego dłoń, szepcząc cicho: "do twoich usług, panie". Jemu jednak nigdy nie będzie dane tego usłyszeć, zawsze będzie żył z tą niewiedzą, bo moje usta nie zasługują na wypowiedzenie w jego stronę tych słów: "kocham cię".

Gdyby to z nich one wyszły, jak nic zostałyby splamione tym paskudztwem, które, aż ze mnie cieknie.

— Mm...

Książę przekręcił się na drugi bok i ścisnął moja rękę, zaczerwieniłem się na ten gest, ale wiedząc, że lada chwila otworzy oczy i nie ucieszyłby się z mojego widoku już z samego rana, wyrwałem mu się, i z lekkim ociągnięciem ruszyłem do wyjścia.

Kiedy znalazłem się na korytarzu, starałem się uważać, by nikt nie dostrzegł mnie w tym miejscu, bo mogło by mi to dostarczyć wielu irytujących pytań.

Z nikłym uśmiechem, przywitałem się ze Shirayuki, która siedziała już z samego rana na murku.

— Wcześnie wstajesz, panienko — zagadałem do niej.

— Ty także, Obi — odpowiedziała na to wesołym tonem głosem.

Kątem oka zerknąłem na książkę, którą trzymała w rękach. Była to kolejna pozycja o zielarstwie. W porównaniu do mnie, Shirayuki jest dobrym człowiekiem i zdecydowanie zasługuje na miano ukochanej księcia, ale, zawsze jest jakieś ale.

Kiedy pomyślę o tym, że są ludzie, którzy są dla księcia ważniejsi ode mnie, pojawia się to irytujące uczucie niepokoju, a cały świat wydaje mi się być czymś niesprawiedliwym.

— Obi, wszystko dobrze? — zapytała się mnie Shirayuki, widząc, że na mojej twarzy maluję się cierpienie, które dla każdego prócz mnie było niepojęte.

— Tak, panienko — odpowiedziałem dosyć chłodno, w duchu bojąc się o to, że tej uda się któregoś dnia poznać powód mojej udręki.

Choć Shirayuki nie była zadowolona z mojej odpowiedzi, musiała odpuścić, wiedząc, że i tak nie powiem o tym ani słowa.

Ruszyłem przed siebie, przez przypadek łamiąc patyk, na którym ustałem. Ten złamał się, był bardzo podobny od ludzi. Wystarczy zbyt mocno naciskać albo zbyt wiele wymagać, by ci złamali się.

Książę także taki jest. Gdybym któregoś razu potraktował go w ten sposób, to mógłbym go sobie zabrać. Ukraść z tego zamku i uciec stąd jak najdalej, przypinając sobie przy okazji karteczkę z napisem: "potwór". Tego na pewno bym nie chciał.

Wspiąłem się na drzewo i siadając w wygodnej dla mnie pozycji, czekałem, aż książę razem ze swoimi przyjaciółmi będzie tędy przechodził.

To już podchodzi pod jakąś manię, to, że chcę wiedzieć o nim wszystko, wiedzieć to czego inni nie wiedzą.

Jakiś czas później mój książę jeszcze odrobinę zaspany szedł razem z Mitsuhide i Kiki. Był uroczy, gdy co chwilę ziewał.

W którymś momencie spojrzał w moją stronę i uśmiechnął się miło.

— Obi, nie jesz? — zapytał mnie książę, a ja pokręciłem przecząco głową.

Ten pokiwał głową na znak, że rozumie i odszedł zadowolony, rozmawiając o mało ważnych tematach z Mitsuhide. Jestem odrobinę zazdrosny, ale nie przeszkadza mi to, że mają takie dobre relacje. W końcu on mi go nigdy nie odbierze, bo ktoś inny jest jego miłością. Bardziej powinien obawiać się Shirayuki, tyle tylko, że nie potrafię.

Ona nie jest zła, jest wspaniała, dobroduszna, mądra, asertywna, piękna i kocha mojego księcia nie z powodu jego pozycji.

Złapałem się za głowę.

— Nie mam z nią szans, nigdy — powiedziałem do siebie z lekkim żalem.

Spojrzałem w stronę słońca, które dzisiaj wydawało się świecić mocniej niż przez ostatnie dni. Czyżby dzisiaj miało stać się coś dobrego? Jeżeli tak to nie dla mnie.

Przymknąłem oczy, zmęczony tą całą sytuacją. Nie pozostało mi nic innego jak zapadnięcie w sen i ucieczka od moich problemów.

*****

— Obi, Obi, Obi — wołał ktoś, kogo głos był zdecydowanie miły dla uszu. — Nie ignoruj mnie!

Ostatnie zdanie wybudziło mnie natychmiast ze snu i omal nie spadłem z drzewa na mojego księcia.

— Trochę ciszej, panie. Niektórzy potrzebują dużo odpoczynku po ciężkiej pracy — odpowiedziałem na jego słowa, zeskakując z gałęzi.

— Hę? Nic tylko się lenisz cały dzień — stwierdził książę, uderzając mnie lekko w ramię. — Powinieneś nad sobą popracować.

Spojrzałem na niebo, po pozycji słońca mogę wywnioskować, że przespałem cały dzień, więc nic dziwnego, że książę ma mnie za darmozjada. Szkoda tylko, że nie pamiętam mojego snu, bo wydaje mi się, że był dobry. Po prostu dobry, coś miłego musiało mi się w nim stać.

— Tak, tak, panie — odpowiedziałem, przyglądając mu się, nie wygląda na złego, co może oznaczać, że spędził ten dzień miło, czyli ze Shirayuki.

Gdybym tylko potrafił ją znienawidzić.

— Obi, na pewno wszystko dobrze? Dziwnie się zachowujesz — oświadczył książę, odwracając się do mnie tyłem. — Jeżeli coś cię gryzie to możesz mi o tym powiedzieć.

Ruszył przed siebie, a ja jak przystało na dobrego sługę szedłem za nim.

Oczywiście nie mogłem powiedzieć mu, że oszalałem z miłość do niego, więc nic nie usłyszał ode mnie w odpowiedzi.

— Za dużo w sobie trzymasz, Obi — powiedział mój książę, odwracając się w moją stronę i kładąc ręce na moich ramionach. — Ja naprawdę chcę ci pomóc!

— Nic mi nie jest, panie — powiedziałem, nie spoglądając mu w oczy.

Na to ten westchnął, wiedząc, że nic ze mnie nie wyciągnie.

— W takim razie nie ma potrzeby bym się o ciebie martwił! — stwierdził książę i lekko zaczerwieniony ze złości na twarzy, szybkim krokiem zaczął ode mnie odchodzić.

Po chwili odwrócił w moją stronę głowę.

— To był ostatni raz, gdy mn... Ała, boli!

Miałem ochotę się zaśmiać, gdy ten nie patrząc przed siebie, uderzył w ścianę, ale nie zrobiłem tego, widząc złość na jego twarzy.

— Zapamiętam to sobie — powiedział do mnie, po chwili znikając w środku zamku.

Uwielbiam mojego księcia.

*****

Po cichu wszedłem do sypialni księcia, uważając by nie obudzić go. Jak każdej nocy podszedłem do jego łóżka i nachyliłem się nad jego śpiącą twarzą. Wyglądał tak spokojnie kiedy spał. Usiadłem na brzegu łóżka i nawet na chwilę nie spuszczałem z niego wzroku.

— Obi, zawsze to robisz? — usłyszałem niespodziewanie, gdy mój książę podniósł powieki.

Po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc jedynie pokiwałem głową twierdząco.

— Czego ty ode mnie oczekujesz? Powiedz — rozkazał zirytowany.

Nie dziwię mu się, na pewno ma dosyć tego, że nie chce mu powiedzieć niczego o moich uczuciach.

— Wydaj mi rozkaz — poprosiłem.

— Co? — zapytał książę zdezorientowany.

— Taki dzięki, któremu będę wiedział co powinien chronić za cenę życia — powiedziałem, a ten słysząc to, podniósł się niepewnie z łóżka, rozumiejąc czego od niego oczekuję.

Ruchem ręki nakazał mi, bym uklęknął przed nim, wyciągnął dłoń w moją stronę, którą przyłożyłem do swoich ust.

— Zostań przy mnie i chroń mnie — oznajmił władczym tonem głosu, starając się nie patrzeć na mnie.

— Zrobię wszystko co rozkażesz, panie — ogłosiłem, całując jego rękę.

— W takim razie bądź przy mnie nie jako sługa, a jako przyjaciel — dodał książę z uśmiechem, odrobinę zarumieniony.

To jest jedyny rozkaz jakiego nie spełnie. Nigdy nie zostanę twoim przyjacielem, bo nawet ja nie zniosę takiego cierpienia. Jestem tylko człowiekiem.

— Tak, panie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro