[9] Nieistniejące uczucia
*** 23 kwietnia ***
Od poprzedniego dnia ani razu nie odezwał się do Prus. Unikał go cały dzień, gdy widział, że jest w pobliżu to odchodził, a gdy musiał z nim rozmawiać to się wymigiwał. Z jakiegoś powodu wizja rozmowy z nim była przerażająca. Bał się, że znowu dojdzie do podobnej sytuacji jak wczoraj, a bardzo tego nie chciał.
Dlatego też gdy jechali samochodem na Sycylie, nie rozmawiali. Gdy przyłapywali się na patrzeniu na siebie, od razu spuszczali wzrok. Żeby uniknąć ewentualnej rozmowy, Feliks nie poszedł spędzać czasu na plaży. Leżał tylko w swoim łóżku i myślał. Myślał o tym co zrobić. Miał mętlik w głowie. Tak wiele rzeczy teraz nie rozumiał.
Ten pocałunek tak bardzo namieszał mu w głowie. Niby Gilbert go nie kocha, a jednak całuje. Bez sensu. Nagle usłyszał otwierające się drzwi. Szybko wytarł ściekające łzy i usiadł. Nie chciał by ktoś zauważył, że płakał. Nie chciał zamartwiać kogokolwiek. Do pokoju wszedł Romano. Stanął i zaczął przyglądać się Feliksowi.
-Nie mieliście iść na plaże? – Spytał blondyn, przerywając tym samym cisze.
-Zapomniałem wziąć telefonu. Płakałeś? Nie wyglądasz za dobrze. – Lovino usiadł na progu łóżka.
-Czemu miałbym płakać? Wszystko jest w najlepszym porządku. – Polska się uśmiechnął. Włochy jednak nie był idiotą i wiedział, że ten tylko udaje.
-Właśnie widzę. Gadaj co się dzieje. – Powiedział poważnym tonem. Może jego relacje z Polską nie były jakieś bardzo silne, ale musiał mu pomóc. Wszyscy musieli. Zielonooki spuścił wzrok. Nie chciał o tym mówić, szczególnie teraz. Spojrzał niepewnie na bruneta i westchnął. Chyba nie ma innego wyjścia.
-Możemy o tym pogadać na zewnątrz? Słabo mi.
-Jak nie chcesz rozmawiać to nie musisz. Nie płać swoim zdrowiem za moją ciekawość i troskę.
-No właśnie. Troskę. Chodźmy już bo zaraz tu zejdę. – Tak jak prosił Polska tak też zrobili. Wyszli na ganek i usiedli na postawionych tam krzesłach. Tu mieli spokój. Nikt im nie przeszkadzał, a jedyne co słyszeli to szum drzew i śpiew ptaków.
-Więc? – Powiedział Romano, zwracając się do blondyna. Ten tylko spojrzał niepewnie.
-Nie wiem od czego zacząć. Żebyś zrozumiał muszę zacząć opowiadać o czasach bardzo odległych.
-Możesz mi opowiedzieć nawet o całym swoim życiu. Te jełopy i tak pewnie nie zorientują się, że nie wracam. – Polska się delikatnie uśmiechnął. Sam fakt, że ktoś chce go wysłuchać, poprawiało mu humor.
-Już od wielu, wielu wieków jestem zakochany w Gilbercie. Jeszcze gdy nasze relacje nie były takie złe, spędzaliśmy ze sobą każdą wolną chwilę. Kwestią czasu było żebym się w nim zakochał. To uczucie nadal trwa.
-Czekaj. – Przerwał Feliksowi, Lovino. – Jesteś zakochany w tym Gilbercie? To nie kochasz już Litwy? – Feliks spojrzał dziwnie na bruneta.
-Nigdy nie byłem w nim zakochany.
-Ale się ożeniliście i mieliście unię.
-Dla mnie ślub był w pełni polityczny. Zakładając Taurysowi obrączkę myślałem tylko o kraju, nie to co on. On od zawsze zarzekał się, że kocha mnie ponad życie. Jego miłość była tak prawdziwa, że niejednokrotnie mnie zostawił na polu bitwy, zdradził mnie, oszukał... Dla mnie Toris zawsze był tylko przyjacielem, nikim więcej. – Włochy pokiwał głową ze zrozumieniem.
-No dobrze. Ale co do twojego złego humoru ma miłość do Gilberta?
-Nadal go kocham, ale on ma mnie tylko za kumpla. – Oczy Polski się zaszkliły. – Przedwczoraj gdy płynęliśmy gondolą to mi to powiedział.
-A on wie o twoich uczuciach?
-Nie i niech tak pozostanie. Nie chcę się niepotrzebnie krzywdzić. Ale to jeszcze nie koniec. Wczoraj przez przypadek mnie pocałować i głownie dlatego jestem taki... wyprany.
-To chyba dobrze, że cię pocałował.
-No właśnie nie! – Feliks krzyknął, aż spłoszył okoliczne ptaki. – Przepraszam. Nie powinienem się tak unosić. Po prostu on mnie nie kocha, a mnie pocałował. Zamiast ode mnie się oderwać to w tym trwał i dlatego nic nie rozumiem i nie wiem co myśleć. – Feliks zamknął oczy. Pozwolił łzą polecieć. Romano wyjął chusteczkę i podał ją blondynowi.
-O-od tego momentu – Feliks pociągnął nosem. – w ogóle nie rozmawialiśmy ze sobą. Unikamy się nawzajem. Wstydzę się, boję się do niego podejść i o tym porozmawiać.
-Musicie ze sobą pogadać i nieważne jest, że się boisz. Obstawiam, że Gilbert też się boi skoro do ciebie nie przyszedł. To jest trudne dla was obydwóch. Pogadaj z nim i wytłumaczcie sobie wszystko jeszcze raz.
-Ale ja się boję...
-Nie zachowuj się jak ciota! Czego ty się w ogóle boisz?! Pokaż wszystkim, że masz jaja jak prawdziwy facet. Tak samo jak Prusy zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko, które nie wie co zrobić w nawet prostych sytuacjach. – Zielonooki wytarł mokre ślady z twarzy i odkaszlnął. Romano miał rację. Musiał pogadać z Prusami. Nagle zauważyli, że do nich zbliża się Francja.
Francis stanął na ganku i spojrzał na siedzących. Wyglądał na lekko smutnego.
-Czego chcesz? – Spytał Włochy z tonem pełnym agresji.
-Przyszedłem do Feliksa. Słuchaj Feliks. Gilbert bardzo chce z tobą porozmawiać o tym co wydarzyło się wczoraj. Cholernie mu na tym zależy. Przez cały czas gadał mi, Węgry i Włochom o tym jak to bardzo chce tobie wszystko wytłumaczyć, przeprosić i w ogóle. – Polska spuścił wzrok. Chyba nie miał innego wyjścia.
-Pogadam z nim, ale nie dzisiaj. Muszę pomyśleć o pewnych rzeczach.
-Rozumiem. Idziecie na plażę?
-Idź. My zaraz cię dogonimy. – Powiedział Lovino. Francja kiwnął głową i odszedł. Gdy był wystarczająco daleko, Romano zwrócił się do Feliksa.
-Nie zjeb tego. Ta rozmowa naprawdę wam się przyda. – Polska przytaknął i wrócił do domu.
*** 24 kwietnia ***
Prusy już czekał na Polskę. Tak bardzo chciał z nim porozmawiać, wytłumaczyć mu wszystko, przeprosić i zakończyć tą męczącą ciszę między nimi. Nie wiedział dlaczego Feliks się do niego nie odzywał. Domyślał się, że może to być spowodowane wczorajszym wydarzeniem, ale żeby aż tak? Odwrócił głowę i dostrzegł Polskę idącego w towarzystwie Węgier. Wziął głęboki wdech i wydech.
Nie ma co się denerwować, Gilbert. To tylko rozmowa. Czemu w ogóle się denerwujesz?
Feliks usiadł niepewnie obok Gilberta. Trochę zajęło aż któreś podjęło się rozmowy.
-Prze-
-Nie przepraszaj. – Zaczął blondyn. -Stało się i nic z tym nie zrobisz. Przecież to był wypadek. Sam powiedziałeś, że jesteśmy tylko przyjaciółmi, więc nie ma po co drążyć tematu. – Albinos westchnął. Więc tak ma wyglądać ta sytuacja? Aha.
-Czyli nie jesteś zły?
-Czemu mam być zły? To przeszłość. To ja powinienem cię przeprosić za to, że cię unikałem. Po prostu nie chciałem z tobą gadać, bo się wstydziłem.
-Rozumiem. – Na chwilę między nimi zapanowała cisza. Wszystko zostało wyjaśnione, więc mogli teraz normalnie spędzać ze sobą czas. Prusy wstał, korzystając z – jakże codziennego – zamyślenia Polski. Złożył dłonie i ''napełnił'' je wodą. Podszedł z powrotem do zielonookiego i wylał mu tą wodę za koszulkę.
Szybko dostał odpowiedzieć w formie pisku. Oh, jak on lubił mu dokuczać. Feliks powiedział coś pod nosem, co Gilbert uznawał za połączenie ''Zabiję cię'' z ''Zimne''. Polska szybko wstał i spojrzał na Prusaka oczami pełnymi wkurzenia.
-Jak chcesz mi oddać to mnie złap. – Prusy się zaśmiał.
-Nie dam się znowu sprowokować. Nie dam ci tej satysfakcji.
-Ah, tak? A może teraz? – Gilbert podbiegł do Feliksa i wrzucił go do wody. Na niekorzyść blondyna woda była dość chłodna, a nie lubił gdy coś było chłodne lub całkowicie zimne. Uwolnił się z pruskich rąk i wziął głęboki wdech. Ta cholera nadal się śmiała i nie miała zamiaru poprzestawać na tym. Miał tylko nadzieję, że nic mu nie przemokło w torebce. Między innymi pieniądze, telefon i inne rzeczy. Nadal nie chciał dać się sprowokować. Wyszedł z spokojem z wody i usiadł na piasku.
-Nadal nic? Strasznie uparty dziś jesteś. – Białowłosy usiadł obok. Nie mówili do siebie. Woleli w spokoju odpocząć.
Po chwili Feliks poczuł piach w buzi, oczach i nosie.
Kiedy pozbył się piachu z twarzy, zerwał się za Gilbertem. Po raz kolejny dał mu wygrać. Bardzo go to nie cieszyło, ale co mógł zrobić? Taki miał charakter. Zaczął biec za albinosem. Oczy nadal go piekły i łzawiły przez co trudniej mu było biec, a na dodatek wbiegli do wody, gdzie się łatwo nie biegało. W końcu go schwytał.
Prusy szybko wylądował pod wodą. Polska nie znał w tym momencie litości. Teraz to Feliks się głośno śmiał, co jakiś czas pozwalając zaczerpnąć powietrza Gilbertowi. Nagle poczuł wibrację telefonu. Czyli nadal żył.
-Możesz być wdzięczny do końca życia osobie, która teraz dzwoni. – Feliks pozwolił wstać Gilbertowi.
-Jeszcze czego... Idź odbierz. – Polska odszedł i wyjął komórkę.
Dzwonił Litwa.
Pełen niepewności odebrał.
-Halo?
-Hej Feliks! Tak dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. Przepraszam za to, ale miałem wiele rzeczy do roboty. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły, prawda?
-Czemu mam być zły? Wszystko w porządku. A czemu w ogóle dzwonisz?
-Powiedziałem przecież. Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. – Taurys zaśmiał się. Tak dawno nie gadał z Feliksem. Bardzo cieszył się z tej rozmowy. Aż mu serce szybciej biło.
-Ah... Oczywiście. Co miałeś takiego do roboty?
-Musiałem zająć się krajem, wypełniać papiery, być na jakichś spotkaniach. Wiesz, takie pierdoły, które muszą robić personifikacje. A co u ciebie?
-Może być. – Feliks spojrzał na Gilberta. Cicho się zaśmiał widząc co robi.
-Nie brzmisz na szczęśliwego moim telefonem.
-Wydaje ci się. Jestem po prostu zmęczony. Robiłem dziś wiele rzeczy.
-Rozumiem. Tak w ogóle to komu oddałeś trzeci bilet? – Polska ponownie spojrzał na Prusaka. Nie był pewny czy mówić mu o tym, że zabrał Gilberta. Doskonale wiedział, że ta dwójka się nie lubi. Stwierdził, że powie. Chciał znać reakcje Torisa.
-Zabrałem Gilberta. – Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Litwa nie wiedział co odpowiedzieć. Był bardzo zdziwiony.
-Hej, Toris? Jesteś tam?
-Tak, tak, jestem. Tylko się zdziwiłem, że wziąłeś akurat go. To dość... Niecodzienna decyzja.
-Wiem. Sam nadal się dziwię, że go zabrałem. O dziwo, całkiem fajnie mi się z nim spędza czas. Gdybyś wiedział co się wydarzyło!
-Nie chcę wiedzieć. – Odpowiedział szybko Litwa. – To znaczy, bardzo chcę wiedzieć, ale nie mam wiele czasu. Jeszcze muszę zrobić dużo rzeczy. Z tego co się orientuje to jesteś teraz we Włoszech, racja?
-Tak, dokładnie tak.
-Już nie mogę się doczekać jak do mnie przyjedziesz. Dawno cię u mnie nie było, a tyle rzeczy się pozmieniało. Z chęcią oprowadzę cię po swoim kraju. Tylko żebyś nie brał ze sobą-
-Z wielką ochotą zwiedzę twój kraj! Muszę już kończyć. Kiedy indziej pogadamy. Pa. – Polska szybko się rozłączyć i schował komórkę do torebki. Ta rozmowa stała się niesmaczna. Musiał ją skończyć. Podszedł z powrotem do Prus.
-Kto dzwonił? – Spytał, odrywając się od rysowania palcem w piasku.
-Litwa. Chciał wiedzieć co u mnie. – Gilbert spochmurniał. Widocznie popsuł mu się humor.
-Nagle mu się przypomniało, że żyjesz?
-O co ci znowu chodzi? Nie miał czasu i nie mógł zadzwonić.
-Co było ważniejsze od swojego najukochańszego ex męża? – Prusy prychnął i wstał. To co robił Litwa było po prostu żałosne.
-Obowiązki. I mnie nie denerwuj.
-Bo co?! Nie chcesz bym obrażał miłość twojego życia?
-Nigdy nie kochałem Torisa! – Polska się mocno wkurzył. Co ten Prusak w ogóle sobie myślał?! Był bliski płaczu. Żeby jego miłość mówiła coś takiego...
-A jednak się z nim ożeniłeś.
-A co? Zazdrościsz? – Gilbert cofnął się o jeden krok. Nie miał zamiaru dalej tego ciągnąć.
-Gdybym zazdrościł temu pajacowi to już dawno byś był mój. – Gilbert odwrócił się i odszedł. Feliks obserwował jak odchodzi. Te słowa bolały.
Prusy naprawdę go nie kochał.
*** 25 kwietnia ***
Wrócili już do Rzymu. W powietrzu była atmosfera kłótni. Co się dziwić? Polska i Prusy znowu byli skłóceni. Węgry już to pięknie skomentowała.
''Po cholerę wy się w ogóle godzicie skoro i tak po chwili znowu się kłócicie?''
Jazda samochodem odbyła się w ciszy. Nie mieli nic konkretnego do roboty. To co chcieli zwiedzić już zwiedzili, to co chcieli zrobić już zrobili. Dlatego też Francja czytał w spokoju książkę, Włochy gotował, Romano, czy chciał czy nie, rozmawiał z Hiszpanią przez telefon, a Węgry kombinowała jakby tu pogodzić Polskę i Prusy.
Unikali się na każdym kroku, starali się do siebie nie odzywać, a jak już się odzywali to padały przekleństwa, wyzwiska i o mało nie dochodziło do rękoczynów. Nie chcieli powiedzieć o co im znowu poszło.
Węgry weszła do pokoju, w którym zastała Prusy. Oglądał coś przez okno. Podeszła do niego i stanęła obok. Ten spojrzał na nią obojętnie i wrócił do oglądania czegoś. Erizabeta zerknęła i jedyne co zobaczyła to ogród pełen kwiatów.
-Czego chcesz? – Spytał od niechcenia.
-Pogadać.
-Nie mamy o czym. Idź stąd.
-Niestety, mamy o czym rozmawiać. Co zaszło między tobą, a Feliksem?
-A co cię to w ogóle interesuje?! To sprawa moja i Feliksa. – Gilbert odszedł od okna, chcąc wyjść z pokoju.
-Polska jest moim przyjacielem i się o niego martwię. Ta kłótnia mogła na niego źle wpłynąć bo jest w t... W jakiś sposób mogło to na niego źle wpłynąć.
-To nie mój interes.
-Godząc się na tą podróż sprawiłeś że, to co dotyczy Feliksa, dotyczy również ciebie. Myślałam, że o tym wiesz. – Albinos spojrzał obojętnie na dziewczynę. Nie chciał by wiedziała jak bardzo w nim to wszystko buzuje.
-Więc o co się pokłóciliście? – Węgry i Prusy usiedli na łóżku. Gilbert przez moment milczał.
-Gdy byliśmy na plaży to zadzwonił ten zje... Litwa. Nagle zainteresował się Feliksem i trochę mnie to zdenerwowało, że tak długo milczał i mu się przypomniało. Padło kilka zdań i proszę.
-Co sobie powiedzieliście?
-Spytałem co było dla Litwy ważniejsze od Feliksa, że nie dzwonił, Polska odpowiedział, że obowiązki, powiedział żebym go nie denerwował, ja spytałem bo co i czy nie chce bym obrażał jego ukochanego, odpowiedział, że nigdy go nie kochał, ja na to, że jednak się z nim ożenił i koniec. – Eliza westchnęła.
-Gdybyś tylko znał prawdę...
-Jaką prawdę?
-Nic, nic. – Chwila ciszy, na zastanowienie się co powiedzieć. – Musisz z nim porozmawiać i go przeprosić.
-Znowu? To już robi się nudne...
-Nie moja wina, że jesteście idiotami. Chodź już bo nigdy go nie przeprosisz. – Obydwoje wyszli z pomieszczenia i zaczęli rozglądać się po domu. Nie znaleźli go. Poszli do salonu gdzie zastali Francję.
-Widziałeś Polskę? – Spytała Eliza.
-Nie ma go w domu.
-Jak to nie ma go w domu?
-Normalnie. Wyszedł jakieś pół godziny temu.
-Nie mówił gdzie idzie? – Prusy zaczął nerwowo tuptać nogą. Miał złe przeczucia.
-Nie. Powiedział tylko, że wychodzi i nie wie kiedy wróci.
-No dobrze. Dzięki za informację. – Wyszli z domu i zaczęli przeszukiwać miasto. Pytali ludzi, ale nikt nie widział średniego wzrostu blondyna z włosami do ramion, o zielonych oczach. Postanowili się rozdzielić.
***
Nie potrafili go znaleźć. Może niepotrzebnie się martwili, a może ich przeczucia były słuszne? Sami nie wiedzieli. Możliwe, że już wrócił do domu, ale wątpili w to. Gdyby był w domu to odbierałby telefon.
Szukali go już z trzydzieści minut. Każda chwila się liczyła. Prusy był bardzo zdenerwowany. Być może przez swoją głupotę, rano widział Feliksa po raz ostatni? A może dramatyzował? Aż w końcu zobaczył chudą sylwetkę na dachu jednego z wyższych budynków. Serce mu szybciej zabiło gdy okazało się, że ta sylwetka to Polska.
Gilbert szybko pobiegł w stronę budowli. Spojrzał w górę by upewnić się, że to na pewno Polska. Niestety to był on. Blondyn patrzył gdzieś w bok. Jedną rękę trzymał w kieszeni bluzy, (było dziś wyjątkowo chłodno) a w drugiej ręce trzymał nóż.
Bez zastanowienia Gilbert wszedł do budynku i zaczął biec po schodach na samą górę. Nie mógł pozwolić by Feliks zrobił sobie krzywdę z jego winy. Przez całą drogę miał tylko jedną myśl w głowie.
Muszę zdążyć.
Polska patrzył w dół. Pierwotnie miał tylko iść na uspakajający spacer, ale wiadomo jak to jest z osobami z depresją. Każdy wie jak to z nim jest. W końcu znał odpowiedzieć na pytanie ''Czemu wziąłem ze sobą nóż?''. Żeby się zabić. To było aż zadziwiające, że nikt go nie zauważył na tym dachu. Nawet lepiej. Mógł w spokoju ze sobą skończyć.
Oczywiście jego plany musiały zostać pokrzyżowane.
-Feliks, stój tam gdzie stoisz! – Krzyknął Prusy ewidentnie zmęczony biegiem. Polska szybko się odwrócił, o mało mu nóż z ręki nie wypadł. Kilka łez spłynęło mu po twarzy.
-Czemu to robisz?! – Blondyn bardziej przybliżył się do krawędzi. – Przecież nic dla ciebie nie znaczę.
-Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem, a teraz tu chodź. Proszę cię.
-Może nie powiedziałeś tego wprost, ale pokazałeś to niejednokrotnie. Jestem dla ciebie bezużytecznym ścierwem.
-Naprawdę przejmujesz się tym co robi jakiś debil? – Gilbert postanowił nie komentować faktu, że nazwał siebie debilem. -Jest tyle osób, które cię kochają i dla ciebie zrobią wszystko, a ty przejmujesz się jakimś głupim gadaniem, jakiegoś idioty.
-Ten idiota wiele dla mnie znaczy. – Polska odwrócił się. Chciał już skakać, ale coś go trzymało tu na górze. Czemu wszystko musi go nadal trzymać przy życiu? Przecież nie chciał żyć. Prusy zaczął powoli podchodzić do Feliksa.
-Skoro ten idiota wiele dla ciebie znaczy to dla niego żyj i pokaż mu, że może sobie gadać, a ty masz na to wywalone. Zrób to dla mnie. – Feliks spojrzał na Gilberta załzawionymi oczami.
Osoba, która pchnie go na dno jednocześnie wyciąga go z tego dna.
Polska schował nóż do kieszeni i podszedł do Prus. Przytulił go mocno i pozwolił się sobie rozpłakać. Gilbert odwzajemnił uścisk i zaczął głaskać blondyna delikatnie po plecach. Po raz kolejny mu się udało. Niech tak pozostanie.
-Przepraszam za to, że ciągle to robię... Wiem, że to już męczące i nudne.
-Nie przepraszaj. To oczywiste, że będziesz chciał się zabić. Masz depresję i jestem tu by się jej pozbyć.
-Doceniam to, ale mam wrażenie, że jest coraz gorzej. Pomagasz i pogarszasz sytuację jednocześnie. – Gilbert mocniej ścisnął Feliksa. Te słowa go raniły. Czuł złość wewnątrz siebie. Bez słowa puścił Feliksa i zeszli z dachu.
-Jesteś zły? – Feliks widział, że Gilberta coś gryzie. Ten spojrzał na niego obojętnie.
-Nie jestem. – Po chwili spotkali Węgry na swojej drodze.
Erizabeta podbiegła do przyjaciela i go objęła.
-Jak dobrze, że nic ci nie jest. Gdzie byłeś?
-Na dachu. – Eliza zerknęła pytająco na Gilberta.
-Chciał się zabić. – Odpowiedział szybko i pociągnął za sobą Feliksa. Musieli wrócić do domu.
***
Polska chodził od jednej strony pokoju do drugiej. Włochy odłożył książkę zaciekawiony zachowaniem blondyna.
-Feliks, co ci? – Zielonooki oderwał się od wykonywanej czynności. Był zdenerwowany.
-Chcę czegoś od Gilberta, ale wstydzę się go o to zapytać.
-A czego od niego chcesz? – Feliks się trochę wahał czy powiedzieć o tym Feliciano.
-Czy to ważne? Po prostu chcę się czegoś zapytać, a to dość krępujące pytanie. – Rudowłosy się delikatnie uśmiechnął. Do pokoju wszedł Francja.
-No powiedz. Jakoś ci doradzę.
-No więc... ugh... To skomplikowane... Bo ja bym chciał się go spytać czy, ten no... Się ze mną... - Ostatnie słowo Feliks powiedział niedosłyszalnie.
-Czy co się z tobą? – Feliks znowu powiedział coś bardzo cicho.
-Mów wyraźnie bo cię nie słyszę. Chcesz żeby Gilbert co z tobą zrobił?
-WYKĄPAŁ! Już usłyszałeś? – Włochy przytaknął głową speszony.
-Chcesz zobaczyć jego penisa, by wiedzieć czy warto? – Feliciano i Feliks spojrzeli zniesmaczeni na Francisa.
-No co? Tylko pytam. – Chwila ciszy. – A tak całkiem na serio to się go spytaj. Jeśli myślisz, że Gilbert cię wyśmieje czy coś to się mylisz. Wspólna kąpiel to nic w porównaniu do tego co on chce z tobą zrobić. – Polska spuścił głowę. Zaczął zastanawiać się nad słowami Francji.
-Co chce ze mną zrobić?
-Obiecałem, że nie powiem. Jak chcesz wiedzieć to się go sam spytaj.
-A żebyś wiedział, że się spytam. – Feliks wyszedł z pomieszczenia, kierując się w stronę pokoju Prus. Włochy zrobił zaciekawioną minę.
-Co Gilbert chce zrobić z Feliksem?
-Wyruchać go tak mocno w dupę, że będzie błagać o litość.
-A tak na serio?
-Chce go zrzucić z klifu.
-Francis, ja poważnie pytam.
-No dobra. Tak na serio to Gilbert nie ma jakichś poważnych zamiarów i chce tylko wyleczyć chociaż odrobinę Feliksa. Chciałem jakoś wygonić stąd Felka. Ale musisz przyznać, że wersja z ruchaniem w dupę jest świetna.
-Nie jest.
***
Prusy w spokoju patrzył coś w telefonie, aż nagle do pokoju wszedł Polska. Spojrzał na niego pytająco. Feliks wyglądał na zdenerwowanego i zmęczonego.
-Czego chcesz?
-Mam pytanie.
-Jakie? – Feliks zaczął gadać szybko i bez sensu mając nadzieję, że Gilbert nie zorientuje się, że nie powiedział o co mu chodzi i się zgodzi.
-Więc zgadzasz się?
-No dobra. Niech ci będzie.
-Za pięć minut w łazience.
-Czekaj, co? – Albinos dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie wie na co się zgodził.
-Powiedziałeś, że się zgadzasz. Nie ma odwrotu. – Polska wyszedł z pokoju.
***
Prusy już wiedział na co wyraził zgodę. Szedł do łazienki tak jakby szedł właśnie na ścięcie. Stanął przed drzwiami do łazienki. Chwilę się jeszcze zastanawiał co robi ze swoim życiem, aż w końcu wszedł.
Jego oczom ukazał się Polska leżący w wannie pełnej wody i piany. Bawił się gumową kaczuszką. Gilbert przeklął wszystko na czym ten świat stoi.
-Już jesteś? Myślałem, że nie przyjdziesz.
-Jednak przyszedłem. Więc... chcesz się ze mną wykąpać, tak?
-No tak. Możesz się już rozbierać.
-Muszę? – Odparł zrezygnowany Prusy. To było takie zawstydzające.
-Chcesz się kąpać w ubraniach? Wiesz, ja ci nie zabraniam, ale to będzie trochę dziwne. – Gilbert zaczął powoli zdejmować koszulkę. To było takie dziwne.
Najtrudniejsze zostało oczywiście na koniec. Feliks spojrzał na Gilberta.
-Długo jeszcze? Woda zaraz wystygnie.
-To nie jest takie proste, rozebrać się przed kimś!
-Pomyśl, że jesteś tu sam.
-Bardzo mi pomogłeś. Dziękuje. – Białowłosy zdjął bokserki i się szybko odwrócił. Feliks zaśmiał się cicho.
-Nie masz czego się wstydzić, no chyba, że masz małego. – Prusy prychnął. Wszedł do wanny starając się nie wyglądać na zażenowanego. Między nimi zapanowała cisza. Gilbert próbował się rozluźnić, ale mu nie wychodziło. Feliks zaczął się śmiać.
-I co się chichrasz?
-T-twoja mina jest bezcenna! – Prusy zarumienił się jeszcze bardziej. Chlapnął wodą w twarz blondyna.
-Hej! Nie rób tak!
-Dlaczego?
-Bo nie lubię! Masz się zachowywać.
-Przepraszam z całego serca księżniczkę za skrzywdzenie jej uczuć. – Polska się zapowietrzył. Rzucił się na Prusaka i zaczął go delikatnie bić. Chociaż Feliks twierdził, że to mocno.
-Nie bądź taki agresywny. – Albinos się zaśmiał. – Przepraszam i przestań. – Odepchnął blondyna od siebie przy tym hamując dalszy śmiech. Na chwilę przestali cokolwiek mówić.
-Gilbert...
-Co znowu?
-Francis mi mówił, że chcesz coś ze mną zrobić. O co chodziło?
-Co ten debil ci naopowiadał? Nic z tobą nie chcę robić.
-Na pewno?
-Tak, na pewno. Nie słuchaj tego idioty.
***
Polska szedł wzdłuż korytarza. Znowu śnił mu się koszmar. Nieustannie od kilku lat ten sam, który miał ten sam skutek. Budzenie się, panikę i szukanie schronienia u kogoś. Kiedy dzielił pokój z Węgry sytuacja była inna, ale teraz był całkowicie sam w pokoju. Sam nie wiedział czemu nogi kierują go w stronę sypialni Prus.
Wszedł do pokoju. Gilbert już spał. Podszedł do niego i zaczął nim delikatnie trząść. Żadnych efektów.
-Ej, Gilbert. Obudź się. – Prusy coś szepnął pod nosem. Położył się na plecach i spojrzał niezadowolony na Polskę.
-Co chcesz?
-Mogę z tobą spać?
-Czekaj, co?! Ile ty masz lat?
-Miałem koszmar. Boję się spać sam. To mogę?
-Idź do Elki, czy coś. – Gilbert odwrócił się na drugi bok i starał się zasnąć.
-Ale ja chcę z tobą! – Prusy westchnął. Co on miał z tą pchłą...
-Niech ci będzie. – Zrobił miejsce obok siebie i znowu próbował zasnąć.
-Dzięki. Dobranoc.
-Dobranoc.
***
-Feliks. Pozwoliłem ci ze mną spać pod warunkiem, że nie będziesz mi zabierać kołdry.
-Pieprz się. Ważne, że ja ją mam.
-No weź. Zimno mi.
-Nie interesuje mnie to. Daj mi spać. – Prusy prychnął. Już nigdy nie pozwoli mu z nim spać.
***
-Feliks, płaczesz?
-C-co? Ja nigdy n-nie płacze.
-Właśnie słyszę. Co się dzieje?
-Znowu ten sen.
-Chodź się przytul. Będzie ci wtedy lepiej. – Polska bez słowa wtulił się w Prusaka.
-Dzięki, Gilbert.
-Nie ma za co. – Prusy dał się przytulić Feliksowi tylko po to by odzyskać kołdrę.
***
-Gilbert, czy ty się masturbujesz?
-Co? Nie!
-No właśnie słyszę! Nie wstyd ci to robić kiedy leże obok?!
-Ale ja nic nie robię!
-To pokaż. – Polska odwrócił się.
-Nie będziesz mnie macał.
-Żebyś się nie zdziwił. – Feliks zaczął dotykać Gilberta po jego kroczu.
-Masz szczęście.
-Czemu w ogóle mnie o to osądziłeś?
-Dziwnie dyszałeś i takie tam.
-Idź spać bo bredzisz. Feliks ułożył się wygodnie na poduszce i zamknął oczy. Gilbert westchnął z ulgą.
Jak dobrze, że zorientował się w odpowiednim czasie, że Feliks nie śpi.
***
Nie sztuką jest napisanie rozdziału. Sztuką jest bycie z niego dumnym.
I mamy kolejny rozdział! Całe szczęście, że wyrobiłam się z tym na niedziele. Pewnie by był wczoraj, ale cały dzień byłam w Warszawie i nie miałam jak dokończyć tej części. Mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza.
To już potwierdzone. W soboty nie będzie rozdziałów. Teraz będą we wtorki, czwartki i niedziele. Trzy rozdziały tygodniowo to też sporo, ale zastanawiam się czy zdąże z rodziałem na wtorek. Pewnie zdąże, ale mam to do siebie, że dużo się martwię i jestem ogromnym leniem.
Następny kraj, do którego pojedzie Feliks i pozostali to Niemcy. Myślę, że to co będzie się tak działo, będzie ciekawe. Staram się jak mogę by rozdziały były interesujące i zachęcały do przeczytania następnej części.
Ten rozdział jest spokojniejszy. Nie było jakoś wiele dramatów, romansów i w ogóle, ale i tak jestem zadowolona z tego jak wyszło.
Pojawił się też po raz pierwszy Litwa. Jedna z moich bardziej znienawidzonych postaci w Hetalii. Nie musicie się martwić jego osobą w tym opowiadaniu. Nie będzie on antagonistą, choć wszystko na to teraz wskazuje. Na początku będzie troszkę świdrował do Polski, ale po chwili się uspokoji. Mówię to, bo stwierdzam, że nie jest to jakaś wielka tajemnica, spoiler itp.
Niedługo też wybije 1tyś pod tym opowiadaniem. Bardzo się z tego powodu cieszę. Mam ogromną nadzieję, że czytelników będzie coraz więcej i ilość wyświetleń, gwiazdek, komentarzy i moich obserwatorów będzie rosła.
To tyle z spraw organizacyjnych.
Do zobaczenia - mam nadzieję. - we wtorek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro