[8] Niepewność
*** 19 kwietnia ***
Włochy wszedł do kuchni. Zastał tam Polskę pijącego herbatę i jedzącego tosty. Feliks spojrzał na przyjaciela i się uśmiechnął. Tak dawno się nie widzieli i nie rozmawiali, a teraz mieli okazję spędzić wspólnie czas.
-Cześć Fela. – Powiedział Feliciano dosiadając się do stołu i podbierając tost z talerza blondyna.
-Hej Feli. Jak się spało?
-Bardzo dobrze. Dzięki, że pytasz. A ty?
-Może być. – Rudowłosy spojrzał dwuznacznie na zielonookiego. Feliks to zauważył i dziwnie zerknął. Poczuł się niezręcznie.
-Coś się stało?
-Wczoraj nie spytałem, bo zapomniałem, ale teraz jest okazja. Opowiadaj jak było z Gilbertem przez te dwa tygodnie. – Polska zarumienił się. Rozumiał, że Feliciano może być ciekawy, ale nie za bardzo chciał mu o wszystkim mówić.
-Nie wiem o co ci chodzi. – Złotooki zaśmiał się. Feliks potrafił być taki uroczy gdy chciał.
-Nie zgrywaj głuptasa Fel.~ Już dawno mi powiedziałeś o swoich uczuciach do Prus. – Polska spuścił wzrok. Nie wiedział od czego zacząć. Wiele się wydarzyło. Stwierdził, że powie o tych najciekawszych rzeczach.
-Więc, Gilbert nauczył mnie pływać, poszliśmy na randkę, z której i tak nic nie wynikło, uratował mnie od śmierci, wlazł mi do łazienki gdy się myłem i takie tam inne pierdoły. – Latynos zaśmiał się zrezygnowany. Liczył, że wydarzyły się jakieś grube akcje, a tu proszę. Nagle do kuchni wszedł Prusy. Gilbert spojrzał na siedzących przy stole.
-Cześć, co robicie? – Spytał wyciągając kawę z szafki.
-A nic. Jemy śniadanie. – Odpowiedział Feliks przegryzając tosta.
-Rozmawialiśmy o tobie! – Zawołał radośnie Włochy. Polska pacnął się w czoło.
-Nieprawda! Feli plecie głupoty, bo się nie wyspał.
-Ale przecie-
-Rozmawialiśmy o tym gdzie dzisiaj wyjdziemy zwiedzać, prawda Feliciano? – Włochy zrobił minę człowieka zmarnowanego. Czemu Feliks ukrywał prawdę? To głupie.
-Tak. Właśnie o tym gadaliśmy. Może pójdziemy do Koloseum? – Prusy i Polska zgodzili się na taki pomysł. Wystarczyło tylko przekonać Francje i Węgry. Wątpili żeby Lovino dał się namówić. Już wczoraj mówił, że ma dużo roboty.
***
Koloseum miało już swoje lata. Istniało już wiele wieków, a o dziwo nadal się trzymało i zachwycało ludzi. Rozmowy jakie panowały między piątką naszych głównych bohaterów nie były jakoś bardzo istotne.
Do czasu.
Prusy i Polska musieli zacząć się kłócić, a zaczęło się od drobnych przepychanek, wyzywania i wspominania porażek tego drugiego. Klasyka. Oczywiście Prusy się rozwścieczył gdy Polska wspomniał o Grunwaldzie. Nikt szczerze nie wiedział dlaczego akurat na słowa o tej bitwie, Gilbert reagował tak źle. Prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiedzą.
Włochy za wszelką cenę próbował uspokoić przyjaciela i Gilberta, ale jego starania nic nie dały. Zresztą jak zwykle. W pewnym momencie doszło do rękoczynów. Albinos uderzył w głowę Feliksa, a on w ramach zemsty kopnął go w kolano. Jak dobrze, że byli w odosobnionym miejscu, bo pewnie ktoś by już szedł po ochronę.
-Kochani, przestańcie. Nie możecie po prostu się przeprosić? Wasza duma na tym nie ucierpi. – Próbę uspokojenia tej dwójki podjął Francja.
-Nie! – Krzyknęli równocześnie. Francis westchnął i odszedł bo jeszcze on dostanie po łapach. Prusy postanowił wykorzystać fakt, że Polska jest rozproszony prośbą Francisa i mocno uderzył go w brzuch. Zaśmiał się. Feliks aż syknął z bólu i się skulił.
-Czy ty mądry jesteś?! – Krzyknęła Węgry podchodząc do zielonookiego. – Bardzo boli? – Polska przytaknął głową. Feliciano podszedł i zaczął uspokajać Feliksa. Było widać, że chce oddać Prusakowi. Gilbert nadal się śmiał. Chyba nie zdawał sobie sprawy jak bardzo silny cios zadał niższemu chłopakowi. Niebieskooki podszedł do albinosa.
-Na przyszłość myśl co robisz. – Obydwoje spojrzeli na Polskę, który czuł się już trochę lepiej. Szybko wstał i spojrzał pełen urazy na białowłosego. Wyrwał swoją rękę Erizabecie i zaczął biec w jego stronę. Gilbert rozpoczął ucieczkę. Jakoś nie chciał dostać od wkurzonego Feliksa.
-A ten znowu dał się sprowokować. – Skomentował niebieskooki.
-Oj tam od razu sprowokować. Ty byś nie chciał oddać osobie, która cię uderzyła? – Spytał rudowłosy.
-Preferuje pokojowe rozwiązania problemów.
-To się teraz nie liczy. Ważniejsze jest by obydwoje nie wpadli na coś głupiego. Wiecie przecież jacy oni są. – Powiedziała Eliza.
-Warci siebie. – Feliciano spojrzał na dziewczynę. Ta uśmiechnęła się na jego słowa.
-Dokładnie tak.
Ilość osób tu zgromadzonych definitywnie utrudniała bieg. Polska jednak się nie poddawał. To nie w jego stylu. Prusy nadal uciekał. Teraz było mu obojętne co ta pchła mu zrobi. Przecież i tak będzie umiał się obronić.
W tym miejscu było mniej ludzi. Gilbert obejrzał za siebie. Feliks był coraz bliżej i ewidentnie chciał mu wkopać. Zaczął kierować się w stronę schodów, skąd potem miał szansę na łatwą ucieczkę w stronę wyjścia.
Był już w połowie schodzenia, gdy nagle usłyszał huk i zobaczył leżącego na ziemi Feliksa. Szybko do niego podbiegł, sprawdzając czy wszystko w porządku. O ile cokolwiek mogło być teraz w porządku.
-Hej Feliks, żyjesz? – Spytał, pomagając mu usiąść.
-Boli... - Odpowiedział cicho, sycząc z bólu. Prusy dopiero teraz zauważył dość spore starcie na nodze i kilka siniaków. Z rany zaczęła spływać niewielka strużka krwi. Efekt kamiennych schodów. Bez słowa wyciągnął wilgotną chusteczkę z kieszeni spodni i zaczął wycierać krew. Polska pisnął.
-Musimy się wrócić do Elki. Z tego co wiem to ma plastry w torebce.
-Cokolwiek. – Odparł blondyn. Wygląda na to, że nadal był obrażony. Albinos pomógł mu wstać. Skrzywił się gdy zobaczył, że zielonooki praktycznie w ogóle nie może stać na tej nodze z bólu. Nie była jednak nigdzie skręcona czy złamana. Zaczęli iść powoli w stronę gdzie ostatni raz widzieli pozostałych podróżujących. Po drodze jednak spotkali Elizę.
-Dobry Boże... Co ci się stało? – Spytała podbiegając do przyjaciół.
-Spadłem z schodów. – Odrzekł Polska. Zmarszczył czoło czując jak krew spływa mu po nodze. Erizabeta szybko wyjęła chusteczkę i wytarła ślady czerwonej cieczy, a następnie nakleiła plaster na ranę. Feliks czuł się jak małe dziecko.
-Bardzo cię boli? – Spytała przy tym lustrując spojrzeniem Gilberta.
-Jest już lepiej.
-Jak to się stało?
-Biegł za mną i spadł. To wszystko. – Prusy prychnął. Myślał, że oczywiste jest jak Feliks się tak urządził. Okazuje się, że nie.
-Nie mów tak! To twoja wina! – Krzyknął blondyn i wyrwał się albinosowi.
-Niby w jaki sposób?! Przecież nie kazałem ci się przewracać.
-Gdybyś mnie nie sprowokował to bym nie musiał cię gonić. – Feliks odszedł przy tym kulejąc. Noga nadal go bolała ale mógł iść o własnych siłach.
Prusy nadal nie rozumiał, w którym momencie to była jego wina.
*** 20 kwietnia ***
Polska i Prusy nadal byli na siebie obrażeni.
Sytuacji nie potrafili poprawić ani Francis, ani Erizabeta, czy Feliciano, ani nawet Romano, który znalazł czas na wyjście z nimi do Krzywej Wieży w Pizie. Szczerze to był zirytowany faktem, że co chwile Feliks i Gilbert sobie docinali. Francja już to pięknie skomentował.
''Zachowują się jak dzieci''.
-Jesteś kompletnym idiotą. Twoje argumenty są na poziomie podstawówki i nie dosięgasz mi nawet do pięt. – Odpowiedział Gilbert na kolejną zaczepkę Feliksa.
-Ja przynajmniej nie wbijam komuś do kibla gdy się myje!
-To był wypadek!
-Niby jak? Doskonale wiedziałeś, że się myje i widziałeś, że światło się pali. Ja nie mam takiego małego pęcherza jak ty. – Polska się zaśmiał, myśląc, że zgasił Prusaka. Bardzo się pomylił i po chwili poleciały kolejne słowa pokroju dzieci z przedszkola.
-Może nie masz tak małego pęcherza, ale masz małego penisa. – Teraz to Gilbert się zaśmiał.
-Na pewno jest większy od twojego. – Węgry westchnęła. Tak bardzo nie chciała tutaj być. Pozostali zresztą też. Romano odszedł od towarzystwa mówiąc, że zaraz wróci.
W trakcie zwiedzania padły kolejne ''świetne'' pociski. W pewnym momencie wrócił Lovino trzymający coś w dłoni.
-Co tam masz? – Spytał Feliciano.
-Klucze. Mam plan żeby zamknąć tą dwójkę w jednej z sal, bo ciężko z nimi wytrzymać. – Brązowowłosy wskazał na albinosa i blondyna.
-Jestem pewien, że się wtedy pogodzą. – Włochy się zaśmiał. W końcu stali przy drzwiach do jednej z większych sali. Zatrzymali się. Prusy i Polska na chwilę się uciszyli. Lovino otworzył drzwi szeroko, a Węgry i Francja uśmiechnęli się. Po chwili Feliks i Gilbert byli wepchnięci i zamknięci na klucz w owym pomieszczeniu.
-Tak w ogóle to skąd miałeś klucz? – Powiedział Francja hamując śmiech spowodowany tą sytuacją.
-Jako personifikacja mam dostęp do nich. Poza tym kto by się przejmował?
-Widzę, że masz dobry humor, Lovi.
-Teraz na pewno będzie dobry, kiedy ci dwaj debile nie zrzędzą mi nad uchem.
***
Polska siedział przy ścianie po jednej stronie sali, a Prusy przy ścianie z strony drugiej. Obaj milczeli, co jakiś czas spoglądając na siebie. Nie mieli zamiaru się odzywać. Oni od nich wymagali by się pogodzili, ale czy ktoś ich pytał o zdanie? Nie. Byli zbyt dumni by się odezwać i przeprosić, lub chociaż zacząć rozmawiać na jakieś drobne tematy żeby im szybciej zleciał czas. Wiedzieli, że szybko się stąd nie wydostaną.
Mijały kolejne minuty, a oni nadal milczeli. Pewnie gdyby ktoś tu był to cisza dobiegłaby końca, ale byli sami, zdani tylko na siebie. Dalej lustrowali się spojrzeniem, które mówiło więcej nic jakiekolwiek słowa. Przekazywało skruchę, poczucie winy, smutek, ale też pozostałości złości.
Feliks się uśmiechnął. Wygląda na to, że zwykłe patrzenie się na siebie wyjaśniło sprawę. Gilbert odwzajemnił uśmiech. Może już sobie ''wybaczyli'', ale nadal były wspomnienia. Nie padały tylko głupie pociski, ale też bolesne słowa, które krzywdziły ich obydwóch. Byli jednak w stanie sobie wybaczyć, nawet jeśli było to trudne. W ich przypadku cholernie trudne.
-Więc zgoda? – Spytał Feliks. Przez tyle wieków jak się znali, wykombinowali sobie sposób na niemówienie tego trudnego słowa. Trudnego dla nic, bo kto inny ma problem z powiedzeniem ''Przepraszam''? Pewnie wiele osób, ale oni w szczególności. Kilka szczerych spojrzeń potrafiło załagodzić spór.
-Niech ci będzie. – Gilbert zaśmiał się. Sam nie wiedział dlaczego. Jakoś lżej mu się zrobiło na sercu. Blondyn wstał i usiadł koło albinosa. Nareszcie zaczęli rozmawiać na spokojnie.
Polska wstał i podszedł do drzwi. Spróbował je otworzył, ale nic z tego nie wyszło. Co się dziwić? Są zamknięte. Od zostawienia ich w tej sali minęły jakieś dwie godziny. Słońce powoli zachodziło. Próbowali się dodzwonić do kogoś z kim tu przyszli, ale nie odbierały mendy jedne. Feliks podbiegł do okna i je otworzył. Usiadł na parapecie i spojrzał w dół.
-Masz zamiar skoczyć z siódmego piętra? Miłej śmierci. – Powiedział Prusy patrząc na czyny blondyna.
-Uwierz mi, że przez chwilę rozważałem taką opcję. – Polska odszedł od okna. A miałeś szansę na zakończenie swojego życia. Co cię w ogóle powstrzymuje? Feliks zamknął oczy. Depresja wróciła. Miał nadzieję, że odeszła, ale życie byłoby wtedy zbyt piękne. Gilbert spojrzał zaciekawiony na zielonookiego.
-Coś nie tak Feliks? – Spytał. Polska spojrzał na niego niepewny czy mówić co mu doskwiera. Bez słowa usiadł przy albinosie i westchnął.
-Mam depresję.
-Przecież wiem.
-Nie o to mi chodziło. Chodzi o to, że nawiedza mnie głos depresji. Wiem, że to brzmi absurdalnie i pewnie za chwile powiesz, że mam schizofrenię bo słyszę głosy w mojej głowie, ale jest on w stu procentach realny. Cały czas mi mówi żebym się zabił i niszczy mi humor. Dotychczas wiedzieli o tym tylko Węgry, Włochy i Czechy. Gratuluje zaszczytu wiedzy o moich problemach. – Prusy bardziej wbił swoje spojrzenie w Polskę.
-Brzmi poważnie.
-I jest poważne. Wtedy przy wodospadzie w Francji postanowiłem się zabić właśnie przez ten głos. – Zamilkli. Gilbert zastanowił się jeszcze raz nad tym co Feliks mu powiedział. Spodziewał się, że oczekuje od niego by nikomu nie mówić. Zerknął na blondyna, który patrzył się tępo przed siebie. Aż w końcu wpadł na coś bardzo głupiego. Postanowił wykorzystać fakt, że Feliks się zamyślił. A może słucha głosu depresji? Kto wie.
Postanowił pocałować Polskę.
Zaczął zbliżać swoją twarz do twarzy Feliksa. Ten nadal tkwił w zamyśleniu. Sam nie wiedział co robi. To znaczy, wiedział, ale nadal tego nie rozumiał. Czemu w ogóle wpadł na taki idiotyczny pomysł? Był już tak blisko buzi Polski, że aż dziwne, że się nie zorientował. Musiał być bardzo zamyślony.
Oczywiście jego plany musiały zostać zniszczone. Usłyszeli dźwięk otwierającego się zamku do kluczy. Ich oczom ukazał się Francja.
-Możecie już wyjść. – Powiedział i odszedł. Gilbert był bardzo zdenerwowany. Ale może to lepiej? Ostatecznie nie zrobił czegoś głupiego.
***
Prusy i Francja przyglądali się jak Polska, Włochy, Węgry i Lovino się wygłupiają. Tak, Romano też. Gilbert zmarszczył czoło. Feliks znowu się zaśmiał w ten swój cudowny sposób, który wywoływał u niego ciarki. Był jednak pewny, że nie jest w nim zakochany. A co jeśli jednak? Francis już swoje dzisiaj naopowiadał.
-Wybacz mi. – Powiedział Francja. Prusy popatrzył na blondyna. Francis nadal uśmiechał się w kącikach ust.
-Za co?
-Wiem, że chciałeś pocałować Feliksa. Twoja pozycja wszystko zdradziła. Naprawdę przepraszam, że ci przeszkodziłem. – Gilbert spuścił wzrok. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w wypowiedzi Francisa nie było słychać ironii. Mówił serio.
-To nie to co myślisz.
-To naprawdę nic złego, że jesteś w nim zakochany.
-Nie jestem w nim zakochany!
-W takim razie czemu chciałeś go pocałować? – Albinos zamilkł. Francja uśmiechnął się jeszcze bardziej.
-Tak jak myślałem. Nie masz nic na swoją obronę. Miło mi to widzieć. Teraz mam pewność, że kochasz Feliksa.
-Nie kocham go. – Uparty jak świnia. Pomyślał Francis.
-Pierdol, pierdol, ja posłucham.
*** 21 kwietnia ***
Wenecja była włoskim miastem zakochanych. Oczywiście Feliciano nic nie sugerował proponując wyjazd tu. A przynajmniej tak mówił.
Obecnie spacerowali po uliczkach Wenecji, podziwiając widoki. Może nie było jakoś bardzo pięknie i rewelacyjnie, ale nawet te porozrzucane śmieci miały swój urok. Albo mieli jakieś dziwne zdanie.
Stali na moście, obserwując jak gondola przepływa po rzece Bacchiglione. Feliks spojrzał się marzycielko na parę, która obecnie znajdowała się w pojeździe. Tak bardzo chciał też się przepłynąć, ale nie miał z kim, a sam nie chciał. Zerknął na Erizabetę, która obecnie rozmawiała z Feliciano. Podszedł do niej.
-Hej Elcia, bo ja mam prośbę... - Zaczął trochę zawstydzony. Nie na co dzień mu się zdarzało pytać ludzi o coś takiego.
-Tak Feliks?
-Bo, ten, no... uhm... Przejechałabyś się ze mną gondolą, czy coś? – Eliza spojrzała zaskoczona na przyjaciela. Nie spodziewała się takiego pytania.
-A nie możesz spytać Gilberta? Przecież jesteś w nim zakochany, a gondola to dość romantyczna atrakcja. Oczywiście nie mam nic przeciwko zrobienia tego z tobą. – Polska trochę się speszył. Zerknął ukradkiem oka na albinosa, który gadał z Francją. Nie był pewny co do pytania go o to.
-Sam nie wiem... Wstydzę się.
-Nie masz się czego wstydzić, Fela. – Zaczął Włochy. – Jestem pewien, że Gilbert ci nie odmówi.
-Żebyś się nie zdziwił.
-Chociaż spróbuj. Co ci szkodzi? – Blondyn uśmiechnął się. Nabrał trochę pewności siebie. Powinien spytać.
Prusy przyglądał się odpływającej gondoli. Tak bardzo chciał się przejechać, ale nie miał z kim. Francja zlustrował go swoim spojrzeniem.
-Ej Fran, przejedziesz się ze mną?
-Oczywiście, że nie, mon cher. Powinieneś skorzystać z tej atrakcji z kimś kogo kochasz. – Francis wykonał dziwny ruch głową w stronę Feliksa. Gilbert prychnął.
-Nie jestem w nim zakochany.
-Ależ oczywiście. A ja kocham Anglię. Czujesz tą ironię, prawda?
-Jedzie nią na kilometr. Wracając do tematu. Chcę się przejechać tym dziadostwem, a nie mam z kim. Jesteś dla mnie jedyną sensowną osobą, a Feliksa nie spytam bo go po pierwsze nie kocham, a po drugie wstydzę się.
-Nie masz czego się wstydzić! Jestem pewien, że ci nie odmówi. Chociaż spróbuj. Co ci szkodzi? Nic. – Prusy popatrzył na Polskę. W sumie racja. Co mu szkodzi? Nic.
Polska zaczął iść w stronę Prus. Gdy zobaczył, że on też idzie w jego stronę trochę się speszył. Prusy poczuł dziwne uczucie w żołądku. Obydwoje jednak kontynuowali iście w swoją stronę. Gdy przed sobą stanęli kompletnie zabrakło im języka w buzi. Patrzyli się tylko na siebie i nic nie mówili.
-Więc, Feliks, mam do ciebie pytanie. – Zaczął w końcu Gilbert.
-Też mam do ciebie pytanie, ale zacznij pierwszy.
-Też masz? W takim razie ty zacznij. Dostajesz ode mnie pierwszeństwo.
-Nie, nie. Ty zacznij.
-Ale ja nalegam. Zacznij pierwszy.
-Gilbert, proszę. Ty zacznij. – Albinos westchnął. Chyba nie ma innego wyjścia z tej sytuacji.
-No więc, ja chciałem się ciebie spytać czy... ten, no... Czy przejedziesz się ze mną gondolą? – Ostatnie słowa powiedział prawie niedosłyszalnie. Feliks się zarumienił.
-Chciałem cię spytać o dokładnie to samo. Wiesz... Z wielką chęcią! – Polska się uśmiechnął, choć w środku panikował. Tak bardzo nie wiedział co zrobić.
***
Płynęli już jakieś dwie minuty. Od momentu wejścia na gondole nie zamienili nawet słowa. Może to było spowodowane tym, że nie mieli o czym rozmawiać, a może faktem, że obok nich stał jakiś facet?
-Dlaczego chciałeś przejechać się ze mną? – Spytał Polska. Prusy zmrużył oczy, nie wiedząc co powiedzieć. Zatkało go to pytanie. Mógłby powiedzieć, że uległ Francji i uwierzył w jego głupią teorie o tym, że jest zakochany w Feliksie, a mógłby powiedzieć, że po prostu nie miał z kim jechać i padło na niego. Odpowiedź druga była o wiele bardziej bezpieczna. Przecież nie jest zakochany w Feliksie, chociaż już sam nie wiedział co czuje do tej pchły.
-Tak wyszło. Padło na ciebie i już. – Odpowiedział. Żeby uniknąć wzroku blondyna odwrócił się i zaczął oglądać kamienice ich otaczające.
-Gilbert, czy ty mnie kochasz? – Spytał ni stąd, ni zowąd Polska. Prusy spojrzał na niego zdziwiony pytaniem. Nie wiedział co powiedzieć. Naprawdę był niepewny swoich uczuć.
-Słucham?
-To znaczy – Zaczął spanikowany blondyn. – Miałem na myśli czy mnie lubisz. Nie wiem czemu powiedziałem czy mnie kochasz. – Polska się uśmiechnął. Tak bardzo sztucznie, że aż Prusy to wyczuł. Miał na myśli czy go kocha. Wiedział to, widział to i czuł to, ale nie mógł odpowiedzieć na to pytanie kiedy sam nie wiedział czego chce od życia.
-Oczywiście, że cię lubię. Przecież się kumplujemy.
-Lubisz mnie jako przyjaciela, prawda?
-Uh, tak. Tak, lubię cię jako przyjaciela. – Zielonooki przymknął oczy. Łzy mu do nich napłynęły i złamał mu się głos.
-W takim razie czemu chciałeś mnie wczoraj pocałować? – Gilbert odchylił się zdziwiony. Feliks wyglądał na bliskiego płaczu. Naprawdę nie wiedział co odpowiedzieć.
-Co?
-Masz mnie za idiotę? Widziałem co chcesz zrobić, ale nie chciałem reagować by cię nie wystraszyć. Chcę wiedzieć czy z naszych relacji może wyniknąć coś więcej niż zwykła przyjaźń. Po tym co robisz stwierdzam, że tak, ale nie wiem. Może się mylę.
-A co? Zależy ci? – Zielonooki spuścił głowę. Nie chciał by z tego pytania powstawała jakaś długa i trudna rozmowa. Jak zwykle wszystko i wszyscy przeciwko niemu. Podróż dobiegała już końca. Naprawdę nie chciał tu być ani chwili dłużej.
-Może mi zależy, może nie. Po prostu pytam.
-Nie wiem jak ci na to pytanie odpowiedzieć. Może coś wyniknie, może nie. Jasnowidzem nie jestem. Wszystko może się zdarzyć. Na chwile obecną tylko kumple. – Prusy na chwile przestał mówić. – A ty mnie kochasz? – Polska przełknął ślinę. Nie chciał by to wychodziło teraz na światło dzienne, szczególnie po tym co powiedział Gilbert.
-Nie. Chciałem tylko wiedzieć czy czegoś się spodziewać. – Uśmiechnął się. To kłamstwo bardzo go zabolało.
*** 22 kwietnia ***
Skończyli zwiedzać Katedrę Santa Maria Del Fiore. Miejsce to było przepiękne, ale jego piękno nie potrafiło złagodzić bólu w sercu Polski. Dalej miał w głowie wczorajszą rozmowę z Prusami na gondoli. Nie chciał jej pamiętać. Była zbyt krzywdząca dla niego.
Prusy również pamiętał wczorajszą konwersację. Nadal miał w głowie wczorajsze pytanie Polski. ''Gilbert, czy ty mnie kochasz?''. Odpowiedź była ciężka do znalezienia. Gubił się w własnych emocjach, uczuciach i myślach. Nie potrafił tego zrozumieć. Doskonale wiedział, że Francja zna się na temacie, dlatego też postanowił poprosić go o pomoc. Odeszli gdzieś na bok.
-Więc z czym masz problem, Gilbert?
-Z Feliksem. Wczoraj na gondoli sobie trochę pogadaliśmy i zadał mi pytanie. Spytał się czy go kocham, potem poprawiając na lubię i mam problem.
-Co mu odpowiedziałeś?
-Że mam go za kumpla. Chociaż sam nie wiem. Te wszystkie wydarzenia namieszały mi w głowie i jeszcze ta twoja głupia gadanina. Na pewno czuję do Feliksa jakieś uczucie, ale nie jest to miłość. – Spojrzał na Feliksa. Rozmawiał aktualnie z Erizabetą i Feliciano.
-Z jakiegoś powodu te wszystkie rzeczy robisz. Możliwe, że się w nim tylko zauroczyłeś. Może faktycznie przesadzam z tym całym zakochaniem, ale ja tylko chcę cię uświadomić co do twoich uczuć i w razie czego przygotować do nadchodzącego zakochania. – Francis poklepał po plecach przyjaciela w geście pocieszenia. Gilbert to doceniał.
-Powinieneś z nim na spokojnie pogadać o tym. Obydwoje tego potrzebujecie by zrozumieć swoje uczucia. Teraz.
-Teraz?!
-Tak, teraz. Leć więc do Feliksa i z nim gadaj. Gwarantuje ci, że po tej rozmowie zrozumiesz wiele rzeczy. – Albinos nie był pewny co do tej rozmowy. Nagle Feliks zaczął iść w jego stronę. Też chciał rozmawiać? Gilbert zaczął iść przed siebie, aż nagle niezawiązane sznurówki postanowiły dać o sobie znać.
Potknął się i niefortunnie – Chociaż zależy dla kogo niefortunnie. – poleciał tak, że przez przypadek twarz jego i Polski się zetknęły. Kwestią przypadku było to, że się pocałowali.
Pocałunek był namiętny, długi, ale jednocześnie delikatny. Nie wiedzieli czemu się od siebie nie oderwali i dalej trwali w tym co robią. Prusy nie rozumiał jeszcze bardziej, za to Polska przestał wierzyć w ich kumplostwo. Wiedział jednak, że to nie może być miłość. Ten pocałunek to jeden wielki wypadek, ale za to jaki piękny.
Oderwali się od siebie i spojrzeli lekko zszokowani. Gilbert zarumienił się mocno i spuścił wzrok.
-Przepraszam. Nie chciałem. To był wypadek. – Wydukał i spojrzał na Feliksa. Oczy mu się zaszkliły. Było widać, że jest bliski płaczu i próbuje coś powiedzieć. Polska zaczął płakać i uciekł. Uciekł w miejsce tylko sobie znane. Węgry i Włochy szybko zerwali się za nim. Prusy patrzył oniemiały. Francja do niego podszedł.
-Wiem, że to był wypadek, ale niemusiałeś tego zamieniać w pocałunek. To nie miało takwyglądać.
-Nie chciałem.
-Wiem.I dlatego teraz tym bardziej będziesz musiał z nim pogadać. Nie zwal tego.
***
NIE DOSTAŁAM KARY! OH YEAH!
Jak widać w tym rozdziale działo się wiele rzeczy. Ciekawszych, śmieszniejszych, smutniejszych, ale coś się działo.
Było trochę bardziej melancholijnie. Teraz tak będzie. Będzie mniej komedii, a bardziej skupię się na tych dość trudnych relacjach Feliksa i Gilberta. Do końca pobytu w Niemczech ich relacje będą jedną wielką niewiadomą (Następne trzy rozdziały).
Przepraszam też wszystkich, którym kłamałam, że Feliks i Gilbert pocałują się gdzieś na końcu. Gdybym powiedziała, że do tego dojdzie w już następnym rodziale to nie byłoby niespodzianki. XD
Swoją drogą. Gdy pisałam moment, w którym Polska i Prusy siedzą zamknięci w sali i się na siebie patrzą, pomyślałam o tej piosence:
Naprawdę nie wiem dlaczego.
Jeżeli chodzi o kolejny rozdział to nie wiem czy się pojawi w sobotę. Dotychczas starałam się pisać do przodu, ale teraz nie mam nic na zapas. Nie wiem czy się wyrobię, a jeszcze muszę napisać na niedzielę. Zastanawiam się czy nie zrezygnować z niedziel, bo mam naprawdę duży problem z tymi rozdziałami. Muszę się uczyć, a mam też życie prywatne, o które muszę dbać. Nie tylko internetem człowiek żyje.
Narazie będę się starac wstawiać cztery rozdziały tygodniowo. Zobaczymy co z tego wyniknie.
To wszystko jeśli chodzi o sprawy informacyjne! Do zobaczenia - Mam nadzieję. - w sobotę!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro