[7] (Nie) Romanse
*** 14 kwietnia ***
Polska poprawiał swój sweter przy tym przeglądając się w lustrze. Żeby dokładnie zrozumieć co się właśnie dzieje, musimy się cofnąć do dzisiejszego poranka. Mianowicie – Prusy w ramach przeprosin zaproponował Feliksowi wyjście dziś wieczorem do restauracji. Oczywiście podkreślając, że wyjdą jako kumple, żeby Francja znowu czegoś nie sugerował. Polska się zgodził.
-Wiesz Elka, ja nie jestem pewny co do tego wyjścia. – Węgry odeszła od okna. Gilbert czekał już przy samochodzie, a obok niego stał Francis.
-Mówiłam ci, że nie masz czego się bać. Gilbert żałuje tego co powiedział, w związku z tym powinieneś docenić co chce dla ciebie zrobić. – Blondyn westchnął i przejrzał się jeszcze raz. Włosy miał związane w niskiego koka, ubrał tą niebieską sukienkę kupioną w Hiszpanii, do tego perłowy sweter pożyczony od Elizy. Całość dopełniały białe rajstopy i czarne obcasy. Może były strasznie niewygodne i bał się, że skręci w nich kostki, ale musiał dobrze wyglądać.
Nie żeby mu zależało czy coś.
Prusy już czekał przy czarnym BMW Francji. Stał tu dobre piętnaście minut czekając na tą pchłę. Od czasu do czasu zauważył jak Węgry pojawiała się w oknie. Prychnął gdy znowu zobaczył dwuznaczne spojrzenie Francisa. Nie miał zamiaru znowu tłumaczyć mu, że to tylko w ramach przeprosin. Ten idiota i tak nie zrozumie.
-Ja cię Gilbert tylko proszę żebyś mi tego auta nie rozwalił.
-Nie chcę ci przypominać kto kilka miesięcy temu rozwalił mi mercedesa.
-To był wypadek! – Prawdopodobnie nadal by się wykłócali o zniszczony samochód gdyby Polska nie wyszedł już z domu. Gilbert mógł zaprzeczać, ale nie chciał. Polska wyglądał niesamowicie. Niebieskooki zagwizdał na ten widok i poklepał przyjaciela po plecach. Odszedł od tej dwójki i wrócił do domu. Przecież trzeba już zrobić listę pytać do Gilberta z Elizką!
Prusy długo się zastanawiał co powiedzieć, aż w końcu wykombinował, że pochwali wygląd Polski. Feliks tylko stał i czekał na reakcję albinosa.
-Ładnie wyglądasz – Wydukał czerwonooki miętoląc marynarkę. Za chwilę pójdzie do kosza jeśli nie przestanie.
-Dz-dziękuje. Ty też wyglądasz nieźle. – Gilbert otworzył drzwi samochodu przed Feliksem. Sam po chwili wszedł do auta i ruszyli do restauracji, w której na ostatnią chwilę zamawiał rezerwację. Przez całą jazdę milczeli.
***
Kiedy byli na miejscu zasiedli przy zarezerwowanym stoliku. Polska był wielce zdziwiony gdy zobaczył, że restauracja do, której zabrał go Prusy ma pięć gwiazdek. Postarał się. Czuł się bardzo źle z tym wypadem. Doskonale wiedział, że Gilbert go nie kocha, a zabrał go właśnie na wspólną kolację. Jego miłość do tego prusaka rosła z każdym kolejnym dniem.
Podszedł do nich kelner, pytając o to co zamawiają. Przy okazji napełnił ich kieliszki winem. Po zapisaniu co chce zjeść Gilbert kelner zwrócił się do Feliksa.
-A pani co zamawia? – Polska się delikatnie uśmiechnął, a Prusy cicho zaśmiał. Wiele od niego wymagało by nie wybuchnąć śmiechem. Co się dziwić, że facet się pomylił. Feliks ubrał kieckę. Po zapisaniu zamówienia mężczyzna odszedł zostawiając parę samą. Gilbert już bez krępacji zaczął się śmiać. Blondyn westchnął z oburzeniem. Już się przyzwyczaił, że ludzie mylą go z kobietą.
-Nie śmiej się, debilu.
-Naprawdę jesteś śliczną kobietą. – Przez śmiech z trudem przychodziło mu oddychanie. Po chwili przeszli na luźniejsze tematy.
***
Spacerowali po uliczkach przydrożnego parku. Kolacja w restauracji okazała się świetnym pomysłem. Obydwoje spędzili miło czas przepełniony śmiechem, niewinnymi kopnięciami w kostkę lub kolano, dobrym jedzeniem i płaczącym portfelem.
Między nimi panowała cisza. Nie mieli co mówić, a i bez tego rozumieli się bardzo dobrze. Noc była piękna. Świetliki latały wysoko po niebie i z oddali dobiegała czyjaś gra na skrzypcach, która dodawała klimatu. Prusy wziął głęboki wdech i spojrzał na Polskę. Złapał go za rękę. Spodziewał się, że Feliks zaraz wyrwie swą dłoń, ale to nie nastąpiło. Buzowało w nim. Czuł to dziwne uczucie, które przez Francję zostałoby nazwane miłością. Ale to na pewno nie była miłość. To musiało być coś innego. Wzięło go na rozmyślanie o życiu.
-Feliks... Dlaczego ja żyję? – Gilbert czuł, że źle zrobił pytając o to osobę z depresją. Musiał jednak wiedzieć. Od samego początku przestania być krajem zastanawiał się czemu nadal żyję. Przecież powinien być martwy. Polska spojrzał na niego zdziwiony.
-Skąd to pytanie?
-Po prostu chcę wiedzieć. Przecież nie mam swojego kraju, a nadal żyję. – Feliks spuścił głowę zamyślony. Nie do końca znał odpowiedź na to pytanie. Aż w końcu coś wymyślił.
-Myślę, że jest to spowodowane przez ludzi, którzy nadal wiedzą, że są narodowości pruskiej lub mają pruskie korzenie. Tak długo jak ludzie będą to wiedzieć to będziesz żyć. Ludzie muszą pamiętać, że kiedyś było takie coś jak Prusy. Z tego co się orientuję robisz też trochę za Niemcy. Przecież pomagasz bratu z krajem. Takie jest moje zdanie. – Zielonooki spojrzał na albinosa z nadzieją, że ta odpowiedź go satysfakcjonuje. Prusy przymknął oczy.
-A co jeśli, któregoś dnia zabraknie takich ludzi? Czy umrę?
-Jeżeli ja przeżyłem 123 lata zaborów podczas, których polskość była niszczona, to ty wytrzymasz długie wieki, dzięki ludziom, którzy wiedzą o swoich korzeniach i ogólnie wiedzą, że kiedyś miałeś swój kraj. – Polska uśmiechnął się promiennie. Serce szybciej zabiło Gilbertowi. Ten uśmiech sprawiał, że czuł się lepiej. Znowu poczuł się jak w wieku czternastym, kiedy to darzył Feliksa ogromną miłością. Teraz nie było tej miłości, ale czuł wobec niego jakieś niezidentyfikowane uczucie.
Prusy zatrzymał siebie i Polskę. Stanęli w miejscu patrząc sobie w oczy. Między nimi zapanowała dziwna aura zrozumienia. Ich twarze zaczęły się do siebie zbliżać. Już ich nie obchodziło co się stanie. Teraz liczyli się tylko oni. Feliks zaczął powoli zamykać oczy. Tak długo czekał na ten moment!
Aż w końcu Gilbert się ogarnął i zrozumiał co robi. Odsunął swoją twarz wzdychając cicho. Nie mógł tego zrobić. Nie było jednak tak źle jak mogło się wydawać. Gilbert pocałował Feliksa w policzek i go przytulił.
-Dziękuje. – Powiedział i znowu złapał Polskę za rękę. Blondyn był szczerze zawiedziony, ale nie mógł narzekać. Wrócili do samochodu i pojechali do domu.
***
-Więc opowiadaj jak było! – Powiedział Francja z tą swoją charakterystyczną miną. Był środek nocy. Polska już dawno spał, a Francis i Erizabeta wzięli Gilberta na przesłuchanie.
-Było nawet dobrze. Poszliśmy do tej restauracji, zjedliśmy, poszliśmy do parku, gadaliśmy, prawie się pocałowaliśmy, ostatecznie tylko w policzek, a pote-
-Czekaj! – Krzyknęła Węgry. – Chcesz nam powiedzieć, że prawie pocałowałeś się z Feliksem i nie jesteś w nim zakochany? Jedno wyklucza drugie.
–Po prostu wstąpiło we mnie coś dziwnego i tak wyszło. Na szczęście nic z tego nie wynikło.
-Na szczęście? Na szczęście?! – Francja się zdenerwował. – Z swoimi uczuciami nie powinno się walczyć, Gilbo! Myślałem, że o tym wiesz. O czym rozmawialiście?
-Spytałem się go dlaczego jeszcze żyję. On mi odpowiedział, że pewnie to przez ludzi, którzy wiedzą o swoich korzeniach i potem się stało to o czym wam powiedziałem. – Francja i Węgry spojrzeli na siebie zrezygnowani. Odpuścili Gilbertowi i kazali mu iść.
-W takim tempie to oni nigdy nie zostaną parą. – Powiedział blondyn i schował twarz w dłoniach.
-Wiesz, u Niemców to chyba rodzinne jest nierozumienie swoich uczuć. Z Roderichem było dokładnie tak samo, Ludwik też nie wykazuje się zbyt sporym ilorazem inteligencji w temacie Feliciano. Teraz jeszcze Gilbert...
-Masz rację kochana. Masz rację...
*** 15 kwietnia ***
Tego dnia Polska czuł się wyjątkowo gorzej. Patrzył się na rzekę i myślał jak zareagowaliby inni gdyby skoczył. W środku miał taką potworną pustkę, głos nawiedzał go od samego momentu obudzenia się, humoru nie poprawiała mu wycieczka do wodospadu Hérisson. Przez jego złe samopoczucie Węgry miała go cały czas na uwadze. Francja i Prusy też starali się zwracać na niego wzrok. Feliks cały czas stał przy barierkach patrząc się w dół.
Roślinność dookoła była piękna. Erizabeta zrobiła mnóstwo zdjęć. Francja naopowiadał wiele historii o swoich pobytach tu. Między innymi historię jak prawie się utopił bo poślizgnął się na skale będąc pijanym i Kanada musiał go ratować. Tak bardzo pochłonęła ich ta opowieść, że nie zwrócili uwagi na Feliksa.
-Hej Feliks, co się nic nie odzywasz? – Spytał Prusy rozglądając się wokół siebie. – Gdzie on jest? – Pozostali zaczęli się oglądać, ale po Feliksie nie było nawet śladu.
-Cholera jasna... Musimy go szybko znaleźć. Wiadomo co mu strzeliło do głowy? – Powiedziała Eliza i szybko zaczęła się wracać. Zbliżał się wieczór, słońce powoli zachodziło. Jeśli nastałaby noc znalezienie Polski byłoby o wiele trudniejsze. Chłopaki poszli za Elizą by również poszukać blondyna.
Polska siedział na jednej z skał. Chciał być sam, a wiedział, że tutaj dostanie swoją upragnioną samotność. Czy to jest dzień, w którym nasz kochany Polska zginie? No może nie do końca był sam. Nadal była depresja. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy. Spojrzał na wodę. Jej siła bez problemu by go utopiła.
-To już czas...- Zielonooki wstał i wytarł łzy. No w końcu to zrozumiałeś! Nawet nie wiesz jak krzywdzące było patrzenie jak cierpisz. Feliks wyciągnął telefon i znalazł numer Węgier. Chciał się pożegnać. Wszedł w opcję SMS i zaczął pisać.
''Przepraszam, że tak łatwo się poddałem. Już nie daję rady. Dziękuje wam wszystkim za wszystko. Żegnajcie.''.
Wysłał wiadomość. A więc nigdy nie powie jak bardzo kocha Gilberta. Nie spełni swojego marzenia do końca. Stanął na krawędzi głazu. Całe życie przeleciało mu przed oczami. Dobre i złe chwilę. Wiatr rozwiał mu włosy i przyprawił o ciarki.
Węgry poczuła wibrację telefonu. Szybko go wyjęła i odczytała wiadomość od Polski. Serce na chwilę jej stanęło. Francja to zauważył.
-Elcia, wszystko w porządku?
-Nic nie jest w porządku! Feliks chce się zabić! Musimy go szybko znaleźć. – Cała trójka zerwała się w pogoń z czasem. Teraz liczyła się każda sekunda. W każdym momencie Feliks mógł zakończyć swój żywot. Zaglądali wszędzie. Pytali ludzi, ale nie mogli go znaleźć. Powoli zaczynali tracić nadzieję. Aż nagle Francis dostrzegł w oddali chudą, drobną sylwetkę z blond włosami.
-Tam jest! – Krzyknął i zaczął biec w tamtą stronę. Po chwili byli na miejscu. Polska ich dostrzegł. Łzy znowu napłynęły mu do oczu. Już chciał skakać.
-Feliks, stój tam gdzie stoisz, proszę! – Krzyknęła Eliza. Tak bardzo się denerwowała. Sama miała trudności z nierozpłakaniem się. Feliks nic nie odpowiedział. Spojrzał się tylko w dół. Chciał żyć, ale nie umiał. Chciał żyć dla nich, w końcu oni tego chcieli, on też chciał, ale to było takie trudne.
-Feliks, proszę. Chodź tu. – Powiedział ze spokojem w głosie Francja. W środku panikował. Nie mógł dopuścić do tej tragedii. Feliks zerknął na nich błagalnie. W jego oczach można było zobaczyć wołanie o pomoc, cierpienie, chęć śmierci walczącą z chęciami do życia, a zniszczenie tego wszystkiego utrudniała tarcza z łez. Nagle do biegu zerwał się Prusy. Musiał go uratować.
-Gilbert, gdzie ty, kurwa, biegniesz?! – Wrzasnęła Erizabeta jednocześnie przykuwając uwagę Feliksa. Gilbert biegł tu powstrzymać go od zabicia się. Mógł by teraz rozpłakać się z szczęścia, że jednak coś dla niego znaczy, ale tak się nie stało. On już nie miał siły. Nie mógł tego ciągnąć.
Wyciągnął jedną nogę do przodu. Zachwiał się. Odzyskał równowagę i stanął sztywno na głazie. Chciał to zrobić. To był ten moment.
Skoczył.
W ostatniej chwili złapał go Gilbert. Wciągnął go na górę i mocno przytulił. Francja i Węgry podbiegli do miejsca zdarzenia. Również przytulili Feliksa. Blondyn odwzajemnił uścisk. Nagle poczuł jak lewy rękaw jego bluzki staje się mokry.
-Gilbert, ty płaczesz?
-Nigdy więcej tego nie rób... Błagam. – Zielonooki mocniej przytulił albinosa. To zabawne, że osoba, która tak cię krzywdziła trzyma cię teraz przy życiu.
***
Polska wymknął się z domu w samej piżamie, szlafroku i kapciach. Poszedł w stronę wodospadu Hérisson. Znowu poszedł na ten most i spojrzał na rzekę. Chciał się przewietrzyć. Zawsze miał problemy z wstawaniem z łóżka. Po prostu nie widział w tym sensu, a teraz aż go ciągnęło by z niego wyjść. Oparł się o belkę i zamknął oczy. Na chwilę dostał spokój od depresji.
-Znowu chcesz się zabić? – Spytał Prusy podchodząc do Polski. Ten otworzył spanikowany oczy. Zastanawiał się co Gilbert tu robi.
-Czemu tutaj jesteś?
-Muszę pilnować czy nie chcesz zrobić czegoś głupiego. Po to tu przyjechałem. – Między nimi zapanowała cisza.
-Nie musiałeś za mną iść.
-Owszem, musiałem. Nie chcę by stała ci się krzywda. – Gilbert uśmiechnął się. Feliksowi wydawało się, że jego oczy się zaświeciły. Może tylko blask księżyca się w nich odbił? Możliwe. Wiatr zaczął wiać. Przeszły go ciarki. Może był już kwiecień i było za dnia ciepło, ale nocą potrafił być niesamowity chłód. Albinos zdjął swoją bluzę i opatulił nią Feliksa. Blondyna znowu przeszły ciarki, ale nie zimna. Zarumienił się i odwrócił głowę. Nie chciał dać satysfakcji Gilbertowi z swojej reakcji.
*** 16 kwietnia ***
Montmartre jako plac przyciągał mnóstwo ludzi. Miejsce to było położone na wzgórzu i zostało prawie kompletnie zajęte przez pamiątki i ludzi chcących zarobić. Było jednak coś w tym miejscu co sprawiało, że Polska czuł się lepiej, a miał dziś bardzo zły humor, prawie jak wczoraj.
Nie to co Prusy, który był wręcz wniebowzięty pod względem swojego dobrego humoru. Odwalało mu z tego wszystkiego. Węgry skomentowała to w bardzo piękny sposób.
''Odpierdala mu.''.
Francja postanowił nie mieszać się w zachowanie przyjaciela, którego dzisiaj wszystko śmieszyło.
-Naćpał się czegoś? Co ty mu dodałeś do śniadania? – Spytała Erizabeta, widząc jak Gilbert zaczyna biegać w kółko.
-Przysięgam, że nic mu nie dodałem. Gdybym to zrobił ty i Feliks również byście się zachowywali dziwnie. – Francis położył dłoń na klatce piersiowej w geście obronnym. Feliks zerknął na albinosa. Zakochałem się w idiocie.
Szedł dalej, starając się ignorować słowa depresji. Musiała wrócić. Prusy spojrzał na blondyna. Uśmiechnął się lekko i podbiegł do niego. Nagle Feliks poczuł jak coś, a raczej ktoś kopie go w pupę. Odwrócił się szybko i spiorunował czerwonookiego swoim spojrzeniem. Francja i Węgry się zaśmiali. Gilbert również to zrobił. Blondyn się zarumienił. Dlaczego ten prusak to zrobił?!
-Gilbert, jak ja cię zaraz... - Zaczął Polska poważnym tonem.
-Jak chcesz mi oddać to mnie złap. – Białowłosy zaczął uciekać, a Feliks wdał się w pogoń za nim.
-Zawsze mnie zastanawiało czemu Feliks zawsze tam łatwo daje się sprowokować. – Powiedziała Eliza patrząc jak dwójka jej przyjaciół oddala się.
-Też mnie to zawsze zastanawiało. Wielka szkoda, że Gilbert nie pacnął Feliksa w pupę czymś innym. – Francis uśmiechnął się. Brązowowłosa spojrzała zdziwiona na wyższego. Chyba nie chodziło mu o to.
-Co się tak patrzysz? Chodziło mi o rękę zboczeńcu.
***
Po jakże długim uciekaniu Prusy się zatrzymał. Nie bez powodu. Nogi powiodły go na cmentarz, który był nieopodal placu Montmartre. Był to cmentarz o tej samej nazwie, czasem nazywany Cmentarzem Północnym. Aż w końcu poczuł mocne uderzenie w dupę.
-Ha! Mam cię! – Krzyknął Polska bardzo usatysfakcjonowany z złapania albinosa.
-Ucisz się. Jesteśmy na cmentarzu. – Powiedział cicho Gilbert od razu przestawiając się na tryb poważnego człowieka. Feliks rozejrzał się dookoła i ujrzał starszą panią krzywo patrzącą się na niego. Uśmiechnął się zakłopotany.
Zaczęli iść przed siebie patrząc się na te wszystkie groby. Ogarnęła ich melancholia. Zielone oczy zlustrowały Gilberta. Ten tylko patrzył się przed siebie. Milczeli. Polska poczuł, że to dobry moment na zrobienie ruchu w stronę Prus. Co z tego, że byli na cmentarzu? Spróbował złapać białowłosego za rękę, ale ten od razu ją wyrwał. Czyli na cmentarzu nie dasz trzymać się za rękę. Zerknął na bok i ujrzał pewien grób.
-Ładny nagrobek, prawda? – Powiedział Feliks i po chwili zrozumiał jaką głupotę powiedział.
-Uhm. Tak... Bardzo. – Prusy spuścił głowę zdziwiony pytaniem. Blondyn odwrócił się zażenowany. Gdyby brał udział w konkursie na najlepsze teksty na podryw miałby tysiąc punktów.
Na minusie.
Aż w końcu wpadli na świetny pomysł by polepszyć atmosferę. Będą szukać grobów z ludźmi, którzy żyli naprawdę długo albo bardzo krótko. Zawsze jakaś tam zabawa. Robili to przez długie minuty.
-Ej, patrz! Ten typ żył 97 lat. – Powiedział albinos.
-A ja znalazłem takiego co żył 101 lat. Przebijesz to? – Gilbert prychnął i poszedł dalej. Aż nagle przystanął przy jednym grobie. Spojrzał na niego i się zamyślił. Feliks to zauważył i podszedł do Prus.
-Kogo tam znalazłeś? Były przyjaciel, czy kto? – Spytał blondyn stając obok. Grób jakiejś tam Anastazji. Nic specjalnego.
-Nie znam tej osoby, ale miała piękne imię. Zawsze marzyłem by nazwać swoją córkę Anastazja, jeśli kiedykolwiek bym miał takową mieć. – Zielonooki spojrzał na wyższego chłopaka. Gilbert odszedł widocznie smutny. Feliks miał wrażenie, że o czymś nie wiedział.
*** 17 kwietnia ***
Ostatni dzień pobytu w Francji spędzili w Paryżu spacerując ulicami, kupując pamiątki i robiąc wiele innych rzeczy. Zatrzymali się na placu przy Katedrze Notre Dame by w spokoju zjeść lody. Rozmawiali na jakieś luźne tematy jak na przykład plany spędzonego czasu w Włoszech.
Węgry i Francja poszli zrobić kilka zdjęć. Co za tym idzie Polska i Prusy zostali sami. Kontynuowali jedzenie swoich lodów przy tym milcząc. Gilbert zerknął na Feliksa. Blondyn cały uwalił się na twarzy tym lodem. Gilbert twierdził, że ten widok jest rozczulający. Feliks zauważył, że albinos mu się przygląda. Spojrzał na niego z pretensją.
-Co się gapisz?!
-Pobrudziłeś się cały lodem. – Prusy się zaśmiał i wyciągnął dłoń w stronę Polski.
-Co ty, generalnie, myślisz, że robisz? Nie możesz sobie tak po prostu mnie dotykać. – Zielonooki odsunął się i kontynuował jedzenie.
-Strasznie jesteś dzisiaj awanturniczy. Skoro nie chcesz pokojowo to będzie siłą.
-O czym ty mó- - Gilbert momentalnie znalazł się przy twarzy blondyna i zaczął zlizywać z okolic jego ust i policzka resztki lodów truskawkowych. Polskę aż sparaliżowało. Nie spodziewał się tego. Co ta pruska menda w ogóle sobie myślała?! Albinos odsunął się, przy tym oblizując wargi. Jego uśmiech był taki kuszący...
Feliks szybko się zarumienił. Gilbert z tego powodu był bardzo szczęśliwy. Osiągnął co chciał. Jako, że na twarzy Polski nie było już miejsca, rumieniec zaczął przechodzić na szyję i uszy. Nawet nie wiedział co powiedzieć.
-Słodki jesteś. – Stwierdził albinos, przyglądając się nadal zszokowanemu blondynowi.
-Sam jesteś słodki! – Odgryzł się niższy chłopak.
-Ja przynajmniej nie rumienie się na całej twarzy, nie chodzę w kieckach i nie śpię w stroju misia koali.
-Odszczekaj to!
-Ale przecież to prawda. – Feliks pacnął Gilberta w głowę. Zadziałało to jak płachta na byka. Prusy się zdenerwował i zaczęli się szarpać. Trzeba było wziąć pod uwagę fakt, że nadal trzymali w dłoniach lody. Po chwili czerwonooki tak machnął ręką, że pistacjowa słodycz znalazła się w niewielkiej ilości na włosach Feliksa.
-Zobacz co żeś zrobił, pało! – Feliks odsunął się i próbował pozbyć się zielonej mazi. Obydwoje woleli nie komentować tego, że pół ludzi zgromadzonych na placu patrzyło się na nich. W czym Francja i Węgry. W ramach zemsty za zlepione włosy, zielonooki zaczął lizać po buzi Gilberta wprawiając go w zakłopotanie. Gdy skończył umazał jeszcze jego białe włosy różową mazią i się uśmiechnął. Teraz Prusy się cały rumienił.
*** Uwaga! Scena zawiera wątek seksualny. Jeśli ci to nie odpowiada to pomiń tą część rozdziału. ***
Polska brał prysznic. Gorąca woda powoli spływała po jego ciele wprawiając go w marzycielskie samopoczucie. To był ten moment gdy w pełni myślał o sobie. Głownie o tym co odwalił na placu dzisiaj. Tak bardzo tego żałował. Zrobił to przed tyloma osobami. Od tamtego momentu on i Prusy nie zamienili ze sobą nawet słowa. Ewidentnie zrobił źle.
W momentach kiedy był zdenerwowany albo nie potrafił przestać o czymś myśleć zaczynał robić to. W końcu co tak nie uspokaja człowieka jak samo zaspokajanie się seksualnie?
Feliks złapał za swojego penisa i zaczął powoli ruszać ręką. Od razu poczuł ukojenie. Przeszły go przyjemne ciarki. Jeszcze bardziej oddał się tej przyjemności. Po paru minutach czuł, że zaraz skończy. Z jego ust zaczęły się wydobywać ciche jęki. Było mu tak dobrze. Nagle ciepła ciecz wylądowała mu na dłoni. Chwile jeszcze pocierał, przy tym jęcząc cicho aż nagle do łazienki wbił nie kto inny jak Prusy.
Dokładnie było widać co Feliks przed chwilą robił. Prusy się zarumienił, ale zamiast wyjść z łazienki to się patrzył. Polsce zrobiło się aż niedobrze z zawstydzenia. Czuł jak w oczach zbierają mu się łzy. Zostać przyłapanym na takim czymś... Czemu ta menda w ogóle tu weszła? Przecież wiedział, że Feliks teraz bierze prysznic.
-Wypierdalaj stąd! – Krzyknął Feliks zakrywając swoje miejsce intymne. Gilbert nadal się gapił. Sparaliżowało go czy co?
-Powiedziałem żebyś wypierdalał! – Blondyn rzucił centralnie w czoło albinosa butelką z szamponem.
-Przepraszam! Już idę. – Powiedział Gilbert pośpiesznie wychodząc z pomieszczenia. Feliks spuścił głowę. Najbardziej zawstydzający dzień w jego życiu...
***
Prusy wszedł do salonu, gdzie Francja i Węgry oglądali jakiś film. No tak. Mieli wszyscy w czwórkę obejrzeć coś przed jutrzejszym wyjazdem do Rzymu. Gilbert usiadł obok Francisa. Ten spojrzał na niego zdziwiony.
-Co tak długo sikałeś? – Spytał podbierając głowę o kolana.
-Uhm... Tak jakoś się zasiedziałem.
-Masz siniaka na czole. – Zauważył blodnyn. Gilbert złapał się odruchowo za czoło.
-Ah, tak... Po prostu się przewróciłem. Nic mi nie jest. – Francja i Węgry przytaknęli, aż nagle do salonu wszedł zły Polska. Erizabeta to zauważyła i zagadała do przyjaciela.
-Ej, Feliks, co ci?
-Lepiej spytaj tego idioty. – Powiedział z pretensją Feliks, wskazując palcem na Gilberta.
-O co chodzi? – Spytała.
-Ten debil wlazł mi do kibla gdy się kąpałem! – Wszyscy spojrzeli na albinosa, który obecnie spuszczał wzrok.
-No to ładnie się przewróciłeś, mon cher.
***
Polska już chciał iść spać. Walizki miał spakowane. Wystarczyło tylko się na jutro wyspać i lecieć do Włoch miło spędzić czas. A przynajmniej miał nadzieję, że miło. Nagle ktoś wszedł mu do pokoju. Oczywiście był to Prusy. Feliks odwrócił głowę na wspomnienie wcześniejszej sytuacji.
-Hej, Feliks. Bo ja chciałem cię przeprosić, czy coś... - Gilbert zastanawiał się ile jeszcze razy będzie musiał Feliksa przepraszać podczas tej podróży. Blondyn na niego spojrzał, ale nic nie odpowiedział.
-Mówię do ciebie! Mógłbyś chociaż odpowiedzieć. – Zielonooki nadal nic nie mówił. Albinos prychnął. A niech nic nie mówi. Nie jego interes. Nieoczekiwanie dostał w głowę poduszką. Odwrócił się natychmiastowo. Polska się śmiał. Prusy się zapowietrzył i wziął przedmiot w swoje ręce. Rzucił nim mocno w blondyna, który nie przestawał się śmiać. To późne spotkanie przerodziło się w bitwę na poduszki.
***
Francja był gotowy kłaść się do łóżka. On nie musiał tak wcześnie wstawać, ale stwierdził, że odprowadzi gości na lotnisko. Jego plany pokrzyżował Prusy, który wszedł mu do pokoju. Francis spojrzał na niego zawiedziony.
-Coś się stało, Gilbert?
-Mam prośbę.
-Jaką? – Albinos wyglądał na zmartwionego. Niebieskooki zaczął się denerwować.
-Mógłbyś jechać ze mną dalej? Bardzo cię proszę. Ja z nimi nie wytrzymam sam! Jeszcze z Tośkiem i tobą wytrzymywałem, ale sam? Jak nawet nie chcę wiedzieć co tam z nimi będzie się działo.
-Dramatyzujesz. Możesz jechać sam i nic ci się nie stanie.
-No proszę! – Francja westchnął. Naprawdę Gilbert aż tak się martwił? Uśmiechnął się lekko.
-No dobrze, ale musisz liczyć się z tym, że teraz codziennie będziesz musiał słuchać moich teorii o tobie i Feliksie.
-Cokolwiek, ale jedź.
-No dobrze. Pojadę. Możesz już wyjść? – Białowłosy przytaknął i wyszedł. Francja schował twarz w dłoniach. W co on się wpakował?
***
I mamy kolejny rozdział! Mam nadzieję, że się podobało. Przepraszam z góry za opóźnienie z tą częścią. Miało być gdzień o 14-15, a jest po szesnastej.
Ten rozdział definitywnie bardziej mi się podoba od tego poprzedniego. Jak widać działo się wiele ciekawych rzeczy. ~
Następny przystanek to Włochy! Tam będą się działy równie ciekawe rzeczy, więc wyczekujcie.
Mam niestety złą informację. W dniu kiedy to publikuje (12.03.2019) mam w szkole zebranie z rodzicami i moja mama idzie. Jako, że mam swoje za uszami to pewnie mama jak wróci to będzie zła. Tyle lat jak ją znam to wiem, że nie obędzie się bez opierniczu. Jestem też prawie pewna, że da mi karę. Mam jednak nadzieję, że nie.
Jeżeli w czwartek nie pojawi się rozdział (i w sobotę i niedzielę też, bo pewnie kara będzie trwała kilka dni) to wiedzcie, że mam szlaban na laptopa, dzięki któremu to opowiadanie powstało. Na telefonie pisanie rozdziałów jest strasznie niewygodne i jedną część pisałabym kilka dni.
Jeżeli rozdział pojawi się w czwartek to dobra nasza! W razie czego zapowiadam niepotwierdzoną przerwę.
Do zobaczenia - mam nadzieję - w czwartek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro