[51] Ostatni dzień
Nowe opowiadanie już jest, więc po przeczytaniu tego rozdziału, lub przed, zapraszam tam, jeżeli ktoś jest zainteresowany! Jak ktoś ma jakieś pytanie do Q&A, tutaj je pisać. ---->
*** 9 listopada ***
Czechy była niesamowicie szczęśliwa z powodu tego, że właśnie wypisywali ją ze szpitala. Co prawda, jeszcze troszkę utykała na wcześniej złamaną nogę, więc dali jej dość sztywny bandaż, ale to był tylko nieistotny szczegół. Ważniejszy był fakt, że mogła wrócić do domu, a już jedenastego mieli samolot do Ottawy. Zdawała sobie sprawę z tego, że pewnie z Polską spotka się na wieczór, lecz nic nie było w stanie jej teraz zniszczyć humoru. Za bardzo się ekscytowała, żeby takie pierdoły zniszczyły jej samopoczucie. Z każdą sekundą radość w niej narastała i pierwszy raz od wielu tygodni na jej twarzy gościł uśmiech.
-Uważaj trochę, bo zaraz sobie krzywdę zrobisz. - Słowacja cieszył się szczęściem siostry, jednak nie wykluczał tego, że Radmila zdecydowanie przesadzała ze swoim zachowaniem. Nie powinna tak skakać, gdyż przecież noga nie zagoiła się do końca. Poza tym, wczoraj narzekała na ból w karku, a teraz kręciła głową, rozglądała się na boki i w skrócie, była promyczkiem nieskończonej radości oraz odporności na wszelki ból. Radość robi cudowne rzeczy z ludźmi.
-Nie przesadzaj i pozwól mi się cieszyć z życia! Nareszcie wychodzę ze szpitala po kilku tygodniach, zobaczę świat, a najważniejsze jest, że zobaczę się niedługo z Feliksem! Czekałam na to tyle miesięcy, w końcu się doczekałam, więc nie mogę zaprzepaścić tej szansy. Przynajmniej spróbuj mnie zrozumieć. - Jakub westchnął i poprawił sobie torbę brązowowłosej na ramieniu. Może faktycznie powinien okazać jej więcej zrozumienia, podzielając z nią tą radość. Również cieszył się ze spotkania z Feliksem, ale na miejscu Czech, bardziej by na siebie uważał.
-Rozumiem twoje szczęście, ale uspokój się. - Powiedział krótko Jakub i otworzył drzwi od szpitala, czując na swojej twarzy listopadowy chłód. Radmila tak długo była zamknięta w czterech ścianach, że nawet kompletna chlapa na ulicy ją cieszyła i doceniała taką pogodę, chociaż normalnie narzekałaby za siebie łącznie z rodziną. Niebieskooka dostrzegała piękno w błocie na chodniku, delikatnym deszczyku, który leciał z nieba, a ciemne chmury na niebie nie potrafiły zmartwić jej faktem, że wieczorem prawdopodobnie będzie burza. Tak, zdecydowanie za długo siedziała w jednym miejscu.
-Myślisz, że Feliks ucieszy się z naszych niespodziewanych odwiedzin? - Po głowie Czechy krążyły różne myśli, często absurdalne i bezsensowne. Odpowiedź na to pytanie była oczywista, a jednak nie wycofała się z powiedzenia tego. Czuła, że dobre samopoczucie szybko nie zniknie, więc będzie robić wiele głupich i dziecinnych rzeczy. Liczyła na to, że Słowacja ją taką zaakceptuje, bo jak nie, to będzie miał problemy.
-Powinien się ucieszyć, mam taką nadzieję. Myślę, że chciałby się z nami spotkać, a teraz ma do tego okazję. - Jakub uśmiechnął się i zaczął rozglądać za swoim samochodem. Był pewien tego, że teraz Radmila będzie od niego pożyczać auto, a dlaczego, to raczej wszyscy się domyślają. Z jej własnego zostało dosłowne nic po tym wypadku. Nie przeszkadzało mu to za bardzo, może dlatego, gdyż będzie teraz mieszkać z siostrą przez pewien okres czasu. Jeszcze nie miał zamiaru wracać do Bratysławy, ktoś powinien zająć się Czechy. Coś czuł, że zrobi jakąś głupotę, lecz nie był w stanie przewidzieć jaką.
-To chyba normalne, że nie mogę się doczekać, prawda? - Radmila bardziej się ucieszyła, kiedy zauważyła granatowy samochód brata. Oznaczało to, że niedługo będzie w swoim ukochanym domu, za którym zdążyła się stęsknić. Liczyła to, że nie spotka się tam z ogromnym syfem, a Jakub ponoć sprzątał u niej. Miała też nadzieję na to, że nie znalazł jej małych sekrecików, bo wtedy wybuchłby skandal międzynarodowy, ale skoro nikt jeszcze nie wrzeszczy na nią, to chyba zagrożenia nie ma.
-Oczywiście, że to normalne. Nie widziałaś się z Polską kilka miesięcy, rozmawialiście ze sobą dosłowne nic, więc mając okazję do spotkania, szalejesz z radości. A teraz zapraszam księżniczkę do samochodu. - Brązowowłosa fuknęła, kiedy została nazwana księżniczką. Nie życzyła sobie tego, lecz za pierdoły nie będzie krzyczeć na brata. Nie mogła znowu wyjść na złą siostrę, nienawidziła tego tytułu.
-Nie nazywaj mnie księżniczką. - Pozwoliła sobie tylko na tyle, siadając na miejscu obok kierowcy. Słowacja zaśmiał się głośno, na całe szczęście nie zwracając na siebie uwagi innych osób zgromadzonych na parkingu. Czechy potrafiła być taka urocza czasami, aż szkoda, że częściej nie ujawniała swojej delikatnej strony. Kiedy przebierała łagodniejszą odsłonę siebie, szybko można było zrozumieć, że wcale nie jest taką złą osobą.
-Korona ci z głowy nie spadnie, jak kilka razy cię tak nazwę. - Radmila postanowiła tego nie skomentować, więc po prostu wygodnie ułożyła się na siedzeniu i zaczęła czerpać przyjemność z podróży do domu, a tęskniła za swoim niewielkim mieszkaniem. Jakub wjechał na ulicę i zaczął czuć ogromne obawy, że ktoś może w nich uderzyć, albo sam zrobi jakąś głupotę, przez co siostra znowu będzie cierpieć. Był przewrażliwiony po wypadku niebieskookiej.
-Po prostu jedź już do domu, a nie gadasz głupoty. - Czechy przymknęła oczy w nadziei, że jeżeli chwilkę się zdrzemnie, to czas jazdy do domu zleci szybciej. Problem był w tym, że kompletnie nie mogła zasnąć, ale to i tak nie było jakoś bardzo ważne. Najważniejszy był fakt, że już za kilka dni spotka się z ukochaną osobą z rodziny i będzie mogła spędzić z nią najlepsze chwile życia.
***
Włochy czuł się naprawdę dziwnie, a to uczucie nie dawało mu normalnie funkcjonować. Nie chodziło tutaj o oczekiwania na ślub, gdyż pogodził się z faktem, że jeszcze trochę musi poczekać. Chodziło o chęć posiadania potomstwa, a wiedział, że to jest jeszcze bardziej odległe, niż ślub. Nie było szans na to, że w najbliższym czasie założy rodzinę z ukochanym, a były ku temu dwa powody. Pierwszy, Niemcy ostatnio zaczął pamiętać o prezerwatywie. I drugi powód, prawdopodobieństwo zajścia w ciąże było prawie równe zeru. Musiał pogodzić się z tym faktem i nie załamywać się tak łatwo, a może życie się do niego uśmiechnie. Mimo tego, nie chciał się w tej sprawie poddawać. Była szansa, zmarnowanie jej będzie głupie.
Rudowłosy wszedł do pokoju, w którym siedział Ludwig i robił coś przy laptopie. Miał nadzieję, że znajdzie dla niego małą chwilkę, a przecież wiele nie chciał. Tylko zwykłej rozmowy, a jak dobrze pójdzie, to krótkiego zbliżenia seksualnego. To nie było dużo, według niego oczywiście. Podszedł z uśmiechem do blondyna, a ten jedynie zerknął na niego krótko, żeby potem wrócić do przeglądania nieistotnych stron w Internecie.
-Lulu, możemy o czymś porozmawiać? - Spytał słodkim głosikiem, który zawsze dobrze działał na blondyna. Teraz nie mogło być inaczej i na pewno uda mu się zrealizować swój cel. Co prawda, pewnie będą jakieś przeszkody w formie niechęci Niemiec, obecnie wykonywanej czynności i inne pierdoły, jakie nie miały na obecną chwilę znaczenia.
-Jeśli znowu masz zamiar rozmawiać o dzieciach, to sobie odpuść. - No dobrze, taka przeszkoda też mogła być. Włochy z łatwością czuł, jak jego pewność siebie znika i zostaje zastąpiona niepewnością i brakiem ochoty na dalsze rozmawianie o tym. - Więc, po co przyszedłeś? - Niemcy już wiedział, że chodzi o dzieci, przez co diametralnie stracił chęci na prowadzenie rozmowy z ukochanym, ale przecież go nie wygoni. Spokojnie ominą ten temat i przejdą do czegoś przyjemniejszego. Żeby pokazać, że chciałby porozmawiać, wyłączył nawet laptopa, odkładając go na bok.
-Przynajmniej pozwól mi powiedzieć coś o rodzinie, bardzo proszę. - Ludwig westchnął i spojrzał oczekująco na Feliciano, pozwalając mu na szybkie przeprowadzenie tego tematu, a późniejsze pogadania o na przykład, ślubie. Ten temat był zdecydowanie wygodniejszy dla niego. - Możemy spróbować? Prawdopodobieństwo na dzieci jest malutkie, prawie nieistniejące, więc nie powinieneś w ogóle się denerwować, a zrobisz mi ogromną przyjemność. I ja wiem, że to małe prawdopodobieństwo na potomstwo może wziąć górę, i że może zdarzyć się cud, lecz nie ma na to gwarancji. Ślicznie cię błagam! - Niebieskooki westchnął, zdjął okulary i schylił głowę, myśląc nad sprawą. Nie mógł sobie na to pozwolić, nie był gotowy.
-Możemy się tym zająć po ślubie? Ponoć bardzo nie możesz doczekać się naszego małżeństwa, a dziecko może to opóźnić. Chyba tego nie chcesz, prawda? - Niemcy miał nadzieję, że te słowa sprawią, że Włochy chwilowo sobie odpuści potomstwo. Feliciano zastanowił się nad tym, przybierając swoją zabawną minę myśliciela, a po chwili doszedł do wniosku, że Ludwig ma sporo racji, lecz nadal nie rezygnował ze swoim innych marzeń. Przecież mając dziecko też mógł przystąpić do ślubu.
-Niech ci będzie, nie będę cię do niczego zmuszał, ale wiedz, że po ślubie nie dam ci z tym spokoju! - Rudowłosy mocno przytulił blondyna, a ten odwzajemnił uścisk stwierdzając, że Włochy czasami potrafi wykazać się wyrozumiałością oraz cierpliwością. Cieszyło go to, ale i tak za kilka miesięcy będzie musiał się męczyć z marzeniem Feliciano o dziecku, jeżeli takie chęci mu nie miną, a on potrafił być dość mocno zmienny. Wypadałoby zacząć się psychicznie przygotowywać, najlepiej od tej chwili.
-Coś jeszcze ode mnie chcesz? - Włochy zarumienił się i mocniej wtulił w Niemca. Z łatwością przyszło mu domyślenie się, czego Feliciano może oczekiwać i nie widział w tym problemów, tym bardziej, że sam miał od dłuższego czasu ochotę na to. Mogli to zrobić, lecz był pewien tego, że w trakcie seksu będzie myśleć o ryzyku późniejszego dziecka. No, ale przecież umiał się zabezpieczyć, więc ryzyko staje się automatycznie mniejsze. Chyba może zgodzić się na szybką zabawę w łóżku, choć z tego "szybko" pewnie wyjdzie z godzina, a może nawet dwie.
-Wiem, że po poruszeniu tego tematu możesz być to tego niechętny, lecz moglibyśmy... - Tutaj rudzielec urwał, rezygnując z tego planu i przypominając sobie, że przecież miał wyjść z Lovino na miasto w poszukiwaniu świeczek na urodziny Polski, a też Romano musiał na szybko wykombinować swój prezent. Była szansa, że Hiszpania udałby się z nimi na te zakupy, ale on chyba wolał posiedzieć w domu z pozostałymi.
-Możemy to zrobić, chodź. - Ludwig momentalnie przeniósł się na łóżku, ciągnąc za sobą zdziwionego Feliciano. Złotooki nie spodziewał się aż takich chęci ze strony partnera, jednak nie narzekał. Kwestią czasu było rozpoczęcie tej cudownej zabawy, która trwała przeszło dwie godziny. Obydwoje byli tym typem człowieka, któremu ciężko było zacząć, ale kiedy już się za coś wzięli, to końca nie było. W tym przypadku inaczej nie było, i również zatracili się w swoim zbliżeniu seksualnym.
*** 10 listopada ***
Prusy był psychicznie oraz fizycznie gotowy do oświadczenia się Polsce, a miało to nastać już jutro. Widział po nim, że jest cholernie podekscytowany i sprawiało to, że on sam również się jarał i nie mógł doczekać jutrzejszego dnia. Jednak oczywiste było, że w środku miał trochę obaw, ale było to w zupełności normalne, więc nie bał się jakoś bardzo. Przecież będzie dobrze, uda mu się, a Feliks będzie niezmiernie szczęśliwy, dzięki czemu obydwoje wejdą na drogę narzeczeństwa. Czekanie teraz było najgorsze. Gdyby mógł, poszedłby do pokoju pchły i oświadczył się jej w tym momencie, lecz musiał zaczekać. Trochę cierpliwości, a życie mu to ładnie wynagrodzi.
-Pamiętaj o tym, co ci powiedzieliśmy. Co najważniejsze, nie denerwuj się, zrób to w spokojnym i mało zatłoczonym miejscu, bądź sobą, i strzel w gusta Feliksa. - Hiszpania naprawdę starał się na coś przydać, a że nikt nie zwracał uwagi na to co mówi, powtarzał swoje wcześniejsze słowa. Najsmutniejszy był fakt, że stracili USA, gdyż poszedł spędzać czas z Anglią. Teraz była o jedna osoba mniej, która mogła rzucić jakimiś mądrymi słowami.
-Pamiętam o tym i wziąłem sobie to do serca. - Gilbert nie wiedział, co by zrobił, gdyby nie było obok niego pozostałych. Zawdzięczał im naprawdę wiele, a przede wszystkim, napływ odwagi, który miał miejsce dosłownie kilka minut temu. Liczył na to, że pewność siebie utrzyma się do jutrzejszego wieczoru, chociaż pewnie wyjedzie na urlop w momencie klękania przed ukochanym. Zawsze tak jest. - Tak w ogóle, to jaka będzie jutro pogoda? Trochę głupio, żeby spadła masa śniegu, kiedy pójdziemy do parku rozrywki. Co w to w ogóle za pomysł robienia wesołego miasteczka w środku listopada?!
-O to nie musisz się bać, ponoć ma być ocieplenie o dwa stopnie, a śnieg da nam chwilowo spokój. Również zastanawiam się jaki geniusz wpadł na pomysł takiej atrakcji, kiedy zima praktycznie już jest, ale nie możemy narzekać. Ważne, że są genialne warunki do zaręczyn. - Odpowiedział Niemcy, patrząc coś w telefonie, lecz dalej słuchając pozostałych i biorąc czynny udział w konwersacji. Mówiąc całkiem szczerze, nie mógł doczekać się oświadczyn brata. Przecież to będzie komedia roku, ale za to jaka urocza komedia!
-Autorka opowiadania po prostu nie wie co to realizm, przez co ma nadzieję, że czytelnicy się nie zorientują i będą nadal lgnąć w dalszego czytanie rozdziałów. - Wszyscy postanowili zignorować dziwne oraz niezrozumiałe gadanie Austrii. Zdążyli się przyzwyczaić do faktu, że Roderich czasami gada głupoty, które były dość mocno niepokojące, jednak nie wykryto u niego jakiejkolwiek choroby, więc raczej był zdrowy.
-Dobra, omówmy sobie jeszcze temat tego, jak przejdziesz do tych oświadczyn. Chcesz to zrobić na jakiejś kolejce, uliczce, może jak wrócimy do domu, w barze, kawiarni... Zdecyduj się i określ w tej kwestii, a będzie ci na pewno łatwiej. - Antonio dalej próbował na coś się przydać, nawet jeżeli będzie to większe denerwowanie Prusaka i nakładanie na niego większej ilości rzeczy do przemyślenia. Białowłosy pomyślał nad tym pytaniem, dochodząc do wniosku, że spytanie się Feliksa na jakiejś kolejce, czy za niego wyjdzie będzie zajebistym pomysłem, a kiedy zejdą na ziemię, uklęknie przy nim i założy pierścionek na palec. Najlepiej będzie, jeśli pudełeczko z pierścionkiem schowa do zaufanego miejsca, czyli torebki Węgier.
-Niech to pozostanie niespodzianką też dla was, ja mam swój plan. - Rzeczywistość była znajoma wszystkim, Prusy nie miał planu, lecz wolał teraz się nad tym nie rozwodzić i udawał, że przemyślał wszystkie kwestie zaręczyn, a obecnie tylko czeka na jedenastego listopada. Ten dzień będzie piękny, a Feliks na pewno go okrzyknie najlepszymi urodzinami w swoim życiu. Poza tym, idealnie tym zakończą i podsumują całą podróż, która może nie zawsze była piękne oraz pozytywna, jednak również nie była wiecznie negatywna. Były dobre momenty, też wtedy u Litwy czy Rosji.
-No dobrze, a przemowa? Przygotowałeś sobie jakieś piękne i wiele znaczące słowa, czy będziesz gadał to, co ci ślina przyniesie na język? - Hiszpania nie przestawał zadawać "ważnych" pytań, które i tak nic nie wnosiły do samego aktu oświadczyn. Prusy zrobi to tak, jak będzie uważał za słuszne, jakieś głupie pytania jutro będą bezsensowne i wszyscy pewnie o nich zapomną. Jakoś jednak było trzeba się zająć, a takie rozmawianie o jutrze było dobrym zajęciem.
-A w co się ubierzesz? Tak luźno, czy może bardziej elegancko?
-Jezus Maria, Tosiek, nie wiem! - Gilbert westchnął z pretensją i spróbował znaleźć ukojenie w suficie, który był przepięknie biały. Już dawno nie widział takiego idealnego sufitu, który nie wkurzałby go swoją nieczystością. Zdecydowanie zaczynała boleć go głowa, skoro ekscytował się jakimś sufitem, a gdzieś indziej pewnie jest jeszcze piękniejszy sufit. - Ubiorę tak, jak będzie mi wygodnie. Może jakaś koszula, zwykłe spodnie, kurtka, glany i lecę podbijać serce Feliksa. Pasuje taka odpowiedź? - Pozostali przytaknęli z uśmiechem, a sam albinos stwierdził, że ubranie się w ten sposób nie będzie głupim zagraniem. I pomyśleć, że powiedział to jedynie po to, żeby dostać spokój od pytań przyjaciela.
-Stwierdzam, że już wszystko omówiliśmy. - Skomentował Niemcy i rozejrzał się po pokoju, jakby szukał tutaj czegoś ciekawego. Pozostali przytaknęli mu na to i zaczęli zastanawiać się nad swoimi innymi zajęciami. Hiszpania powinien zająć się Lovino, Austria może pójdzie na spacer z Węgry, sam Niemcy może spędzi trochę czasu z Włochami, a Prusy pójdzie do Polski, żeby się z nim pomęczyć. Fajnie będzie mu podokuczać, lubił mu to robić.
-W takim razie, możemy się rozejść. - Powiedział jeszcze Antonio, zanim wyszedł z pokoju. Roderich również ewakuował się z tego miejsca, przypominając sobie, że przecież niedaleko było takie ładne miejsce, do którego mógłby zabrać Erizabetę. W pokoju zostali jeszcze Gilbert i Ludwig, spojrzeli na siebie z delikatnym uśmiechem i zastanowili się jeszcze nad krótką i prywatną rozmową.
-Naprawdę jesteś do tego gotowy? - Spytał blondyn, siadając obok i nerwowo patrząc na boki. Obawiał się konsekwencji wczorajszych zabaw z Feliciano, jednak nie było to teraz ważne i nie miał zamiaru od razu spowiadać się ze swojego życia seksualnego.
-A mam inne wyjście? Poradzę sobie i to zrobię, wystarczy tylko trochę wiary w siebie. - Odpowiedział białowłosy i wyobraził sobie, co będzie działo się za kilka miesięcy. Emocjonalny ślub, piękny wystrój, i przede wszystkim, dwójka ludzi, która niewyobrażalnie się kocha. A potem niesamowita noc poślubna, szampan, seks do rana, seksowna bielizna, słodkie słówka, a na koniec dzieciarnia, bo zabezpieczenie poszło się jebać.
-Mam nadzieję, że tego nie spieprzysz.
-Nie musisz się bać o takie rzeczy. - Prusy zaśmiał się i położył na łóżku, zamykając oczy i nadal wyobrażając sobie idealny dzień ślubu. Wiadomo, że wszystko nie wyjdzie pięknie i na pewno coś się zepsuje tego dnia, jednak pomarzyć można, nikt mu nie zabroni. Obiecywał sobie, że dopilnuje wszystkiego, żeby nie zepsuć tego dnia sobie, lecz przede wszystkim Polsce.
***
Kanada był zdołowany faktem, że już niedługo Francja będzie musiał wracać do swojego domu, a przecież niedawno dopiero się spotkali po wielu miesiącach rozłąki. Tydzień to było zdecydowanie za mało, żeby się sobą nacieszyć, spędzić ze sobą dużo czasu, i jeszcze okazać sobie wystarczająco wiele miłości. Starali się wykorzystać pozostałości czasu dla siebie, lecz pewnie szybko to minie i będą musieli żegnać się na lotnisku. Tak bardzo tego nie chciał, ale musiało to nadejść. Mógł spróbować przekonać Francisa do pozostania jeszcze z jeden tydzień, jednak był pewny tego, że prośby, a nawet błagania, skończą się bolesnym niepowodzeniem.
-Francis, mam do ciebie pytanie. - Zaczął nieśmiało Matthew i dość cicho, przez co niebieskooki na początku nie zrozumiał jego słów. Nie potrzebował ponadprzeciętnej inteligencji, żeby domyśleć się, że blondyn chce zadać mu jakieś pytanie, pewnie bardzo ważne. Spojrzał na niego i skinął głową, bliżej niego siadając i wtulając w niego swoją głowę. Kanada miał niezwykle wygodne ramię.
-No co tam się stało? - Spytał Francja z uśmiechem, wdychając zapach nowych perfum ukochanego. Musiał przyznać, że był to jeden z najcudowniejszych zapachów, jakie było mu dane wdychać w całym swoim życiu. Już dawno nie czuł tak trafionych perfum, i to jeszcze przez osobę, która ponoć nie znała się na takich rzeczach. Kanada zastanowił się nad sensem zadawania tego pytania i doszedł do wniosku, że powinien robić wszystko, żeby spędzać z partnerem jak najwięcej czasu.
-Zostałbyś ze mną jeszcze z tydzień, albo dłużej? Jeżeli oczywiście jest taka możliwość, bo jak nie ma, to lepiej zamknął ten temat w tej chwili. Wiesz, te siedem dni minęło nam tak szybko, nie zrobiliśmy wielu rzeczy, jakie moglibyśmy razem zrobić, a też nie chcę żegnać się z tobą po takim krótkim okresie czasu, więc mógłbyś zostać jeszcze parę dni, albo ja bym poleciał z tobą do Paryża, jak chcesz. To twoja decyzja. - Matthew aż sam nie wierzył, że udało mu się powiedzieć coś takiego. Pewnie zostanie za chwilę wyśmiany, Francis mu powie, że nic z tych rzeczy, a ich cudowny związek zostanie zakończony. To nie mogło się tak skończyć.
-Matthew, nie sądziłem, że wyskoczysz z taką propozycją. Już myślałem, że sam będę musiał cię prosić o zostanie u ciebie trochę dłużej, chociaż byłoby miło, gdybyś tym razem przyjechał do mnie. Pokazałbym ci tyle cudownych miejsc u siebie, spacerowalibyśmy razem po uliczkach Paryża, trzymali się za rączki, chodzili na romantyczne kolacje do restauracji... - Francja dalej wymieniał rzeczy, jakie mogliby robić u niego w kraju, a Kanada uważnie słuchał i cieszył się z faktu, że nie było jakiejkolwiek złej reakcji. W sumie, to wyjazd do Paryża był niezwykle kuszący.
-No dobrze, już zrozumiałem, że chciałbyś zostać ze mną dłużej. - Matthew postanowił przerwać gadaninę Francisa, gdyż stawała się powoli irytująca. Niebieskooki zaśmiał się tylko w odpowiedzi i ucałował blondyna w policzek. - Więc, będziemy lecieć do ciebie? - Francja przytaknął i właśnie zdał sobie sprawę z tego, że wypadałoby już zamówić sobie bilety do siebie. Przecież nie będzie razem z Feliksem oraz Gilbertem lecieć do Warszawy, chociaż chętnie by to miasto zwiedził. No niestety, miał inne rzeczy, i osoby, do roboty.
-Będziemy doskonale się ze sobą bawić. - Dodał jeszcze Francis, obmyślając powoli plan świetnej randki z Matthew. Przecież była okazja do romantycznego spędzenia razem czasu, takie coś zmarnować się nie mogło. Może tym razem postawi na coś prostszego, jak lipce chodzenie po parku, a może pójdą do jakiegoś muzeum. Było tyle rzeczy do roboty, a i tak będą mieli mało czasu dla siebie. Jakoś to trzeba zorganizować, ale jeszcze nie teraz.
-Mam nadzieję, że mówisz poważnie. - Odpowiedział blondyn, zaczynając głaskać niebieskookiego po włosach, a była do tego idealna okazja, ponieważ Francja ułożył mu się na nogach i pewnie życzył sobie masażu. Postanowił spełnić jego pragnienie, choć na pewno nie dostanie jakiegoś porządnego wynagrodzenia. W sumie, to wystarczającym wynagrodzeniem był fakt, że niedługo ruszy się ze swojego kraju i zwiedzi trochę świata, a również wolał tak spędzić czas, niż tylko siedząc na kanapie.
***
Anglia koniecznie musiał pochwalić się Szkocji, że rozpoczął niedawno związek z USA. To było jego spełnienie marzeń, życie nabrało piękniejszych barw, zdecydowanie powinien o tym powiedzieć bratu i reszcie świata. Miał nadzieję, że Allistor będzie z tego faktu zadowolony, a wiedział, że on ma problemy z miłością romantyczną. Może nie będzie tak źle, dzięki czemu dostanie gratulacje i inne miłe słówka, które sprawią, że jego dzień będzie jeszcze piękniejszy. Już wystarczający był fakt, że Stany Zjednoczone uroczo spał na łóżku i wyglądał na takiego bezbronnego. Chętnie by oglądał częściej Alfreda w takim stanie.
-Hej, Allistor! - Szkocja był zdziwiony faktem, że brat brzmiał na takiego wesołego i zadowolonego z życia, a ustalmy sobie jedno, to jest rzadkość u Arthura. Gdzieś z tyłu głowy była myśl o tym, że domyśla się o co chodzi, ale wolał, żeby Anglia sam mu to powiedział. Lubił momenty, kiedy ten był bardzo podekscytowany, szczęśliwy i opowiadał wszystko z takim entuzjazmem, że aż ciężko było zrozumieć o co mu chodzi.
-Witaj, Arthur. W jakiej sprawie dzwonisz? - Głupie pytanie, każdy mógłby się domyśleć o jaką sprawę chodzi. A chodzi o sprawę pewnego głupiego Amerykanina, który nie potrafił przekonać do siebie Anglii raz, a porządnie, przez co kilkadziesiąt lat męczyli się ze staraniami bycia parą, lecz na całe szczęście w końcu im się udało, a przynajmniej tak myślał. Mogło chodzić o dosłownie wszystko. Na przykład, Francję potrącił samochód i nie żyje. To też mogło się wydarzyć i nie musi koniecznie chodzić o USA i miłość.
-Powinieneś być z tego powodu bardzo zadowolony. Jestem nareszcie z Alfredem! Od przedwczoraj, ale wtedy byłem zbyt podjarany, żeby do kogokolwiek dzwonić i się chwalić ze swojego osiągnięcia. Proszę, powiedz, że cieszysz się razem ze mną. - Totalnie można było się spodziewać takiej wieści, lecz Szkocja szczerze zaczynał wierzyć w wersję z martwym Francisem. Nie wiedział czemu, tak po prostu wyszło i ta myśl mu się spodobała. Teraz nie przestanie o tym myśleć do końca tego miesiąca. No może nie tak źle, ale długo.
-Bardzo cieszę się twoim szczęściem. Mam nadzieję, że dobrze ci się ułoży i nie będziesz za bardzo narzekać na swojego nowego ukochanego. - Ta odpowiedź była taka sztuczna, a jednak również taka szczera i płynąca prosto z serca. Nie winą Allistor'a było, że nie umiał gratulować innym, a życzenia urodzinowe oraz świąteczne w jego wykonaniu są komedią.
-Mogłem domyśleć się, że nie będziesz zbyt zadowolony. - Anglii zrobiło się trochę przykro, ale starał się tym nie przejmować. Świat nie mógł się zawalić przez to, że jakim debil nie był zadowolony z jego szczęścia, choć jeszcze niedawno życzył mu wszystkiego dobrego i obiecywał, że w racie niepowodzenia będzie go wspierał i jakoś pomoże. Właśnie taki był kochany, starszy braciszek, strasznie sztuczny w realizacji swoich słabych obietnic.
-Jestem zadowolony! O co ci znowu chodzi? Nie będę od razu reagować wzruszeniem, płaczem, śmiechem i innymi przesadnie dobrymi reakcjami. Nie wymagaj ode mnie za dużo, a ciesz się, że w ogóle staram się ciebie wspierać w życiu uczuciowym, chociaż kompletnie nie znam się na miłości. - Allistor zaczynał się denerwować, i to tak konkretnie. Wolał uniknąć kłótni, więc najlepiej będzie zakończyć za moment rozmowę, byle nie doszło do czegoś poważnego.
-Właśnie słyszę! Wiesz co, najbezpieczniej będzie jeśli odwalisz się ode mnie i znikniesz z mojego życia na dłużej. Do nie widzenia! - Arthur prędko się rozłączył i rzucił telefon na łóżko, prawie trafiając w brzuch Alfreda. Nie chciał go obudzić, ale wszystko wskazywało na to, że Stany Zjednoczone niedługo wyjdzie ze świata snów i marzeń. USA zaczął coś szeptać pod nosem, żeby po momencie już nie spać i z zastanowieniem patrzeć na zielonookiego.
-Co tak krzyczałeś, Artie? - Anglia zarumienił się lekko i bez słowa położył się obok Stanów Zjednoczonych, przytulając go i z trudem hamując łzy. Dlaczego musiał być we wszystkim taki beznadziejny? Ponownie pokłócił się z bratem, a chyba można było to uznać za kłótnię. Sam nie wiedział, starał się myśleć, że o i tak się nie liczy.
-Tylko rozmawiałem z Allistorem, nic poważnego. - Odpowiedział spokojnie Arthur, na co Alfred przytaknął. Wiedział, że pewnie wydarzyło się coś poważnego, a kłótnie z braćmi nigdy nie należały do przyjemnych. Czuł potrzebę późniejszego zadzwonienia do Szkocji, żeby dowiedzieć się o co poszło, na pewno nie było to coś przyjemnego. Gdyby to była jakaś błahostka, Anglia nie byłby teraz bliski płaczu. Postanowił teraz przejść na spokojną rozmowę, dopiero później zajmując się sprawą na poważnie.
*** 11 listopada ***
Nastał w końcu idealny dzień. Dzień spełnienia wszystkich marzeń i pragnień, które siedziały w głębi serca Feliksa oraz Gilberta. Była odrobina melancholii, spowodowanej tym, że to już ostatni dzień tej podróży, ale ten fakt nie był w stanie zniszczyć ich dobrego samopoczucia. Radość była zbyt wielka, żeby została zepsuta taką bezsensowną pierdołą. Powrót do domu przecież nie musi być koszmarem, a bardzo miłym sposobem na powrót do starej codzienności.
Polska siedział z uśmiechem przy stole w salonie, i czekał aż USA wniesie tort. Sprawiało to, że ekscytował się jeszcze bardziej, a ponoć było na co czekać. Niecierpliwie patrzył po wszystkich, starając się znaleźć w nich ukojenie i chwilowy spokój. Serce mu szybciej zabiło, kiedy Stany Zjednoczone krzyknął, żeby otworzyć mu drzwi, bo jak tego ktoś nie zrobi, to rąbnie na podłogę z tym tortem, a tego nikt nie chciał.
-Jezus Maria, jaki ten tort duży... - Skomentował krótko Alfred i ostrożnie podchodził do stołu, przy tym dziwnie patrząc na całą słodkość. ten wzrok mówił, że jeżeli coś się zepsuje, to zdecydowanie będzie na niego. - No więc, wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i niech twoje życie idzie w dobrym kierunku! - Doniósł ten tort, położył go i odniósł sukces. Piękne było obserwowanie, jak do oczu zielonookiego nalatują łzy wzruszenia i totalnie cieszy się z tego popołudnia.
-Bardzo dziękuję! Nie musieliście się tak starać. - Polska przetarł dłonią oczy i spojrzał na cztery świeczki, które idealnie układały się w jego obecny wiek. Nie przejmował się faktem, że żył na tym świecie przeszło tysiąc lat i jakoś bardzo młody to już nie był, lecz bardziej go interesował fakt, że aż tyle przetrwał i nawet jeśli był niedawno na skraju wytrzymałości, to i tak mu się udało oraz zrealizował swoje stare marzenie. I przy okazji miał chłopaka, również jakieś osiągnięcie.
-Ostatni dzień wycieczki musi być wyjątkowy, co nie? - Węgry podeszła do przyjaciela i mocno go przytuliła, szepcząc mu jeszcze na ucho, żeby zdmuchnął świeczki. Podeszła do Austrii, dokładnie obserwując ten uroczy widok, jakim był Polska starający się zgasić wszystkie płomyki za pierwszym razem. Niestety, nie udało się tego osiągnąć, jednak Feliks i tak czerpał z tego niewyobrażalną frajdę. Nawet nie sądził, że sprawi mu to tyle radości.
-Dobra, niech ktoś zajmie się krojeniem tortu, a ja idę po prezenty. - Niemcy musiał znaleźć jakiś powód do swojej szybkiej ewakuacji, a musiał przyznać, że nienawidził tej części imprez urodzinowych. Widocznie szczęście mu sprzyjało, gdyż wszyscy sobie odpuścili śpiewania tej durnej piosenki. Wtedy już kompletnie by się zawstydził, może bardziej od jubilata. Na całe szczęście, wiedział gdzie Erizabeta upchała podarunki, więc szukanie po całym domu było ułatwione. Teraz weź to wszystko dotachaj z powrotem do salonu. Mógł wziąć kogoś do pomocy.
-Czego sobie zażyczyłeś? - Włochy usiadł obok przyjaciela, z uwagą obserwując jak Hiszpania męczy się z tortem. Krojenie tego okazało się problematyczne. Polska zarumienił się lekko, a sytuacji nie poprawiało to, że wszyscy na niego patrzyli z zaciekawieniem. Wszyscy oprócz Antonia, on musiał się martwić nie zepsuciem słodkości i pokrojeniem tego tak, żeby starczyło dla wszystkich i może jeszcze na dokładkę.
-Nie mogę powiedzieć, bo się nie spełni. - Feliks naprawdę wolał nie dzielić się swoimi pragnieniami, a stwierdzał, że raczej łatwo domyśleć się czego chciałby od życia. Francja wraz z USA i Kanadą zachichotali myśląc, że Polska potrafi być niesamowicie uroczy. Prusy był ogromnym szczęściarzem, że udało mu się zdobyć taką słodkość i szykował dla niej piękną niespodziankę.
-Głupoty gadasz i tyle. - Skomentował krótko Gilbert, przytulając blondyna od tyłu i całując go w policzek. Oświadczyny byłyby wspaniałe, gdyby też teraz klęknął przed ukochanym, jednak lepiej będzie zaczekać. Nie wszystko od razu, Polska jeszcze opanowywał emocje po zobaczeniu tortu i dostaniu masy życzeń od innych personifikacji. A przyznajmy sobie jedno, niektóre życzenia były specyficzne i zabawne. Właśnie teraz telefon Feliksa znowu dostał pierdolca, gdyż wszystkim przypomniało się o ponownym składaniu życzeń i gratulacji.
"Życzę ci wszystkiego najlepszego, towarzyszu, z okazji urodzin i kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości! Dużo wódki, wygranych bitew, pysznego tortu nasączanego wódką, praktycznych prezentów, i żeby nikt już twojego kraju nie rozbierał, a ciebie rozbierał tylko co najwyżej Gilbert." ~ Rosja.
"Dzisiaj są twoje kolejne urodziny i rocznica odzyskania niepodległości, więc wszystkiego co najlepsze w życiu, i żebyś znowu był taką potęgą, jak w wieku XVII! Tylko proszę, nie rób mi wtedy krzywdy." ~ Turcja.
"W ostatniej chwili mi się przypomniało, że wypadałoby złożyć życzenia, więc o to jestem. Feliksie, jesteś cudowną oraz silną osobą, nie poddawaj się, dąż do swoich celów, a ci marni politycy niech ci nerwów nie szarpią. Nie przejmuj się debilami tego świata, zajmij się sobą, swoim życiem i swoim ukochanym. W dniu twoich urodzin, najlepsze życzenia składa Berwald z rodziną." ~ Szwecja.
"Drogi Feliksie, cudowny kraju w centrum Europy, wartościowa osobo z centrum Europy, dzisiaj twoje urodziny i święto narodowe, więc wypadałoby się zainteresować, czyż nie? Niech twój kraj rozkwita, staje się coraz lepszy, znaczy więcej na arenie międzynarodowej, i inne cudowne rzeczy. A co do ciebie Feliks, nie martw się tak. Życie jest piękne, wystarczy tylko uwierzyć. Życzę miłych urodzin i wspólnej nocy z Gilbertem." ~ Japonia.
"Drogi Feliksie, w związku z twoimi urodzinami i świętem odzyskania niepodległości od pewnych trzech debili, składamy ci życzenia płynące prosto z serca. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, ponownych podróży po świecie, sukcesów politycznych, i miłego bawienia się w piwnicy z Prusami! I jeszcze jedno, mniej zazdrości przede wszystkim. Gilbert cię kocha i nie zdradziłby cię z nikim innym, ale młotkiem, to umiesz się posługiwać." ~ Australia wraz z Nową Zelandią.
"Dzisiaj są twoje 1042 urodziny, więc troszkę na tym karku już masz, lecz nie tak dużo jak ja. Ciesz się z tego powodu. Doskonale wiem, przez jakie trudności w życiu musiałeś przejść, żeby być teraz w tym miejscu, w jakim jesteś obecnie. Życie nie było dla ciebie wiecznie łaskawe, wiele przeszedłeś, nacierpiałeś się, ale były również momenty na szczęście i śmiech. Nie żałuj niczego co się wydarzyło, gdyż każde wydarzenie nas kształtuje i sprawia, że teraz możesz mieć uśmiech na twarzy. Pamiętaj, po każdej burzy nastaje słońce, więc kiedy ponownie coś nie będzie się układać po twojej myśli, wiedz, że to kiedyś minie i będzie lepiej. Wystarczy poczekać oraz dołożyć wszelkich starań, żeby szczęście szybciej u ciebie zawitało. Wszystkiego najlepszego jeszcze raz!" ~ Chiny.
"Dzisiaj twoje święto, które naprawdę jest warte świetnych życzeń. Doskonale wiesz, jak wiele dla mnie znaczysz i ja zrobiłbym dla ciebie wszystko. Nie zawsze było kolorowo, to fakt, ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby było lepiej. Kochamy cię wszyscy i życzę więcej uśmiechu w życiu!" ~ Litwa.
"Polsko, dziękuję ci za wszystko co zrobiłeś dla świata i za wszelkie poświęcenie, jakim się kiedyś wykazałeś. Z tej okazji, życzę ci więcej cierpliwości do ludzkości, więcej miłości od przyjaciół, rodziny i partnera, i ogólnie całego świata. Miej wszystko, co najlepsze w życiu, mamo." ~ Łotwa.
"Feliksie* tam miało być. Nie wiem dlaczego mi poprawiło na mamę..." ~ Łotwa.
Polska był tak cholernie szczęśliwy, że może dostać takie niesamowite życzenia. Sprawiały one, że na sercu automatycznie robiło się cieplej, a chęci do życia tylko się nasilały. Dałby wszystko, żeby wyściskać każdą osobę, która złożyła mu niesamowite życzenia, jednak obecnie mógł tylko podziękować im w wiadomości. W tym samym momencie, do pokoju wszedł Ludwig, niosąc stertę podarunków dla jubilata.
-Bierzcie to, co jest od was. - Powiedział szybko Niemcy, zostawiając w dłoni tylko podarunek od siebie, czyli wspomniane wcześniej słuchawki. Każdy wziął swoje prezenty, a Polska ledwo siedział w miejscu. Gdyby tylko mógł, zacząłby biegać i skakać po całym salonie, ciesząc się z tego dnia i oczekując większej ilości niespodzianek. Najbardziej dziwił go fakt, że Prusy nie ruszał się z miejsca, jakby nie kupił dla niego czegokolwiek.
-Ja pierwszy! - Krzyknął Francja, najszybciej ze wszystkich podchodząc do Feliksa i podając mu torbę ze swoim zakupem. Blondyn niepewnie zajrzał do środka i wewnętrznie umarł, widząc po raz kolejny w roku gadżety erotycznie. Widocznie Francis znowu nie miał pomysłu na prezent, ale przynajmniej nie wyskoczył z nim. Lepsze to, niż nic.
-No cóż, zawsze to będzie jakieś urozmaicenie w łóżku, prawda? - Pytanie zostało skierowane do Gilberta, a ten w odpowiedzi się zaśmiał i odłożył torebkę na bok. Feliks musiał przyznać, że zaczęło się w naprawdę śmieszny i sympatycznie sposób, nie mógł doczekać się reszty. Następną osobą był USA, a od niego dostał zwykły kubek i pluszowego misia, za co był bardzo wdzięczny. Nie miał w domu zbyt wielu kubków, a teraz też będzie miał co przytulać, kiedy Prusaka nie będzie obok. Od Kanady otrzymał czekoladę truskawkową oraz uroczy sweterek z równie słodkimi nadrukami. Będzie w co się ubierać w zimowe wieczory.
-Dobra, nie zajmuj się takimi pierdołami i masz coś ode mnie. - Włochy Północne wyminął Anglię i Lovino, którzy postanowili być następni w kolejce. Nie udało się, lecz jak zaczekają, to tragedia się nie stanie. - Mówiłeś, że nie masz żadnych ciekawych ubrań, więc proszę bardzo. - Polska odebrał sporą torbę od przyjaciela, dokładnie rozpakował rzeczy jakie się tam kryły, i przeżył niemałe pozytywne zdziwienie, widząc śliczną sukienkę, zakolanówki oraz niezłe buty. Będzie się w tym prezentował pięknie.
-Bardzo dziękuję! - Odpowiedział z uśmiechem Feliks, przytulając jeszcze Feliciano, a po chwili zapraszając do siebie pozostałych. Uczucie dostawania tylu nowych oraz cudownych rzeczy, było po prostu niesamowite. Widział po wszystkich ile starania i chęci włożyli w to, żeby ten dzień naprawdę był wyjątkowy i zdecydowanie udało im się dopiąć celu. Kiedy już wszyscy podarowali mu prezenty, spojrzał oczekująco na Prusaka, który nadal za nim siedział i przytulał. - Gilbert, a ty?
-Co ja? - Prusy wyrwał się z zamyślenia, a myślał o oświadczynach, które z każdą minutą były coraz bliżej. W sumie, to mógł spodziewać się takiego zdziwienia po Polsce, pewnie teraz pomyślał, że nic dla niego nie ma. Rzeczywistość była inna, prezent spokojnie czekał w bezpiecznym miejscu, czyli torebce Węgry. Tam pierścionek raczej nie ucierpi, a będzie szczęśliwy i bezpieczny.
-Gdzie jest prezent od ciebie?
-Czeka na ciebie w innym miejscu, poczekaj jeszcze trochę. - Gilbert wstał i nerwowo zerknął na pozostałych, a oni jedynie uśmiechnęli się trochę i głupio zaśmiali. Nie mogli mu w tym pomóc, już wystarczająco dużo dla niego zrobili. Resztę musiał wykonać sam, a jak to zrobi, to nie był obecnie ich interes. - Zjemy trochę tortu i idziemy do tego parku rozrywki, tak? - Wszyscy przytaknęli, przy tym obserwując dokładne reakcje jubilata. Ekscytacja, tylko to słowo mogło teraz określać Polskę, który radośnie przybierał nogami pod stołem i czekał na dalsze wydarzenia.
***
Byli bardzo zadowoleni z faktu, że nie padał śnieg, a jak na wieczór, było dość ciepło. Do tego wszystkiego dochodziła niesamowita atmosfera tego miejsca, która dodawała klimatu do nadchodzących oświadczyn, do których miało dojść za dosłowną chwilkę. Emocje były podniesione do góry, wszyscy żyli tym wydarzeniem, i czekali na rozwój wszystkiego. Prusy był zdenerwowany, chociaż chyba było to zbyt słabe określenie na to, co działo się w jego głowie i ogólnie całym nim. To był istny rozpierdol, a zielone pudełeczko było ledwo przez niego trzymane. Serce mu szybciej zabiło, kiedy dostrzegł Feliksa wychodzącego z pozostałymi księżniczkami z jednej z kolejek. Francja poklepał go po plecach, pożyczył szczęścia i kazał iść do swojej miłości. Zdecydowanie nadszedł czas na to. Wszyscy poszli w swoje strony, jedynie Włochy i Węgry zostali obok Polski, byle tak szybko go nie zostawiać i nie sprawiać jakichkolwiek podejrzeń.
-Mógłbym porozmawiać z Feliksem sam na sam? - Spytał Gilbert, podchodząc do roześmianej trójki przyjaciół. Feliciano i Erizabeta już wiedzieli o co chodzi, a Feliks myślał, że będzie to jedynie luźna rozmowa dwójki ludzi, którzy kochają się ponad życie. Blondyn pozostał sam z albinosem i pytająco na niego spojrzał, oczekując od niego jakiegoś znaku życia i rozumienia sytuacji. Białowłosy jeszcze rozejrzał się dookoła i na całe szczęście, wszyscy ulotnili się do swoich osobistych zajęć, pozwalając mu zaręczyć się w spokoju.
-Coś się stało? - Polska był troszkę zmartwiony faktem, że Prusy stał się bardziej blady, niż jest na co dzień. A może tylko mu się wydawało, nie wiedział tego. Jedno było pewne, szykowała się jakaś poważna rzecz, a trudne nie było zauważenie tego pudełeczka w dłoni ukochanego. Łatwo mu przyszło domyślenie się, co wydarzy się za może już kilka minut. Mimo tego, wolał nie wyskakiwać z pytaniami czy to będą oświadczyny. Można powiedzieć, że jego marzenie trochę się spełniło.
-Chciałbyś iść na diabelski młyn? - Nie o to chodziło teraz Gilbertowi, ale od czegoś zawsze trzeba zacząć. Wolał zignorować swój lęk wysokości i to, że pewnie tam będzie bardziej panikować, przez co oświadczenie się może być słabe i mówiąc konkretnie, chujowe, lecz pozostawał dobrze nastawiony. Feliks przytaknął mu na tę propozycję energicznie i złapał go za wolną rękę, kierując się do wspomnianej atrakcji. Po przeszło dziesięciu minutach, byli na diabelskim młynie i siedzieli na przeciwko siebie, patrząc na siebie i delikatnie się uśmiechając.
-Tylko tego ode mnie chciałeś? - Białowłosy zerknął na prezent dla zielonookiego, niechętnie poszerzył uśmiech i ponownie spojrzał na blondyna, który oczekiwał od niego jakichś porządnych ruchów. Nie będzie czekał wiecznie. Próbował zachować cierpliwość, ale wychodziło mu to coraz gorzej, a jednak musiał wykazać się wyrozumiałością wobec partnera. Mogło to być dla niego stresujące.
-Długo musiałeś czekać na taki ruch z mojej strony, ale w końcu się doczekałeś i jestem w stanie to dla ciebie zrobić. - Zaczął na spokojnie Prusy, mając nadzieję, że ta pewność siebie nie jest znikoma. Nie mógł tego zniszczyć, ten moment nie mógł zostać tak poszkodowany. Oczy Polski zaświeciły się z napływu radości i tych drobnych nadziei na to, że za chwilę będzie miał możliwość nazywania Prusaka swoim narzeczonym. - Właśnie teraz dam ci ten prezent, którego ci brakowało. - Dodał jeszcze po chwili Gilbert i stwierdził, że język plącze mu się na tyle bardzo, że lepiej będzie już uklęknąć i powiedzieć przesłodzoną formułkę z romansów.
-Na pewno chcesz robić to, co masz zamiar teraz zrobić? Nie wyglądasz za dobrze, lepiej będzie, jeżeli trochę odpoczniesz, złapiesz świeżego powietrza. - Prusy przerwał mówienie Polski kiwaniem głową na boki, dając znak o tym, że sobie poradzi. Wcale nie było z nim tak źle, a jedynie potrzebował większej ilości odwagi. Niepewnie wstał z siedzenia i uklęknął przed Feliksem, który naprawdę zaczynał domyślać się następnych ruchów Gilberta. Jeszcze mu coś w kolanie strzeliło, gorzej nie będzie.
-Feliks, uwielbiam spędzać z tobą czas, każda chwila z tobą jest wyjątkowa, a ja nigdy nie byłem w stanie ci pokazać swojej wdzięczności za wszystko, co dla robisz. Jako, że dzisiaj twoje urodziny, pokażę ci tym sposobem swoją wdzięczność i miłość do ciebie. - Tutaj Gilbert kompletnie stracił wątek i jeszcze bardziej nie wiedział co dalej mówić. Najważniejszy był fakt, że słowa płynęły prosto z serca. - Kocham patrzeć jak jesz lody i brudzisz się przy tym, uwielbiam słuchać twojego śpiewu, oglądać z tobą filmy i przejeżdżać dłońmi po twoich ślicznych włosach, ubóstwiam cię całego i chciałbym czerpać z naszego związku jeszcze więcej, więc tutaj jest moment na moje pytanie, wyjdziesz za mnie? - Białowłosy uśmiechnął się ciepło, przy tym otwierając pudełeczko i ukazując przed Feliksem pierścionek zaręczynowy.
-Naprawdę to robisz? - Spytał cicho Polska, opierając się o siedzenie i uważnie obserwując Prusaka. Nie mógł w to uwierzyć, chociaż od dłuższego czasu domyślał się, co wydarzy się tego dnia. Był tak niewyobrażalnie szczęśliwy, choć mózg nie dopuszczał do siebie myśli o tym, że właśnie ukochany mu się oświadczył. Serce szybko biło, na ciele pojawiły się dreszcze, po nim całym rozchodziło się przyjemne ciepło, a głos drżał i nie mógł czegoś więcej z siebie wydusić. To pewnie był piękny sen, z którego niedługo się obudzi.
-Tak, naprawdę to robię. - Gilbert zaczął się obawiać, że zostanie za moment odrzucony, lecz było to mało prawdopodobne. Przecież wszystko miało się dobrze skończyć, nic zepsuć się nie mogło. Feliks zaśmiał się, przy tym przecierając oczy, do których naleciało kilka łez. Lepszego prezentu nie mógł sobie wymarzyć, teraz ten wieczór był cudowniejszy.
-Dziękuję ci za to, wyjdę za ciebie! - Odpowiedział szybko blondyn, zanim na dobre się rozpłakał i przytulił białowłosego. Do końca pobytu na diabelskim młynie, siedzieli obok siebie, przy tym się przytulając oraz ciesząc z tego, co miało miejsce. Już nie mogli się doczekać informowania wszystkich o tym, że są narzeczeństwem i pewnie już niedługo wezmą się za organizację ślubu. Atrakcja się skończyła, a oni wrócili na ziemię niezwykle zadowoleni.
-Udało się? - Spytał Austria, podchodząc do Prus i dokładnie się mu przyglądając. Po jego minie stwierdzał, że misja zaręczyn przebiegła pomyślnie i teraz wystarczyło jedynie chwilkę odpocząć i wziąć się za dalsze przygotowywania.
-Tak, udało się. - Odpowiedział Gilbert i odszedł od brata, chcąc rozchodzić swoje szczęście i dumę. Wolał najpierw się uspokoić, dopiero potem jakoś iść to świętować. Zanim się obejrzał, ktoś walnął go w plecy i to dość mocno. Na początku pomyślał, że to pewnie Węgry robi sobie jakieś żarty, jednak po odwróceniu się przeżył spory szok, gdyż osobą, która go uderzyła, była Czechy, a obok niej stał Słowacja. Dopiero za nimi była Erizabeta, która cicho się śmiała. - Co wy tutaj robicie?
-Przyszliśmy odwiedzić brata. Oświadczyłeś się mu, prawda? Węgry powiedziała, że to zrobiłeś. - Radmila wolała nie zwlekać z konkretami, tym bardziej, że chodziło o Polskę, a wiele dla niej znaczył, jako brat. Widziała, jak w oddali ekscytuje się w pozostałymi, a na jego palcu jest jakieś świecidełko. Był to wystarczający dowód na to, że doszło do zaręczyn, udanych zaręczyn.
-Zrobiłem to i nie masz prawa mnie za to potępiać. - Prusy był prawie pewny, że Czechy teraz zrobi mu opierdol z pomocą Jakuba, chociaż ten wyglądał na raczej pokojowo nastawionego. Może nie będzie tak źle i uniknie problemów do reszty tego dnia, byłoby naprawdę miło. Dziewczyna jedynie się uśmiechnęła, na chwilkę jeszcze zerkając na blondyna, pokazującego dokładnie Erizabecie i Feliciano pierścionek zaręczynowy. Będzie musiała im za moment przeszkodzić.
-Oczywiście, że nie mam takiego prawda. Chcę tylko pogratulować i mam nadzieję, że wiesz co robisz. Jeden zły ruch i już cię nie ma w tej rodzinie. - Tutaj Radmila zakończyła swoją przemową, ciągnąc za sobą Słowację i kierując się do Polski. Wygląda na to, że jeszcze ich nie zauważył i to zdecydowanie lepiej, będzie miał większą niespodziankę, kiedy do niego podejdą. Gilbert z chęcią oglądał ten słodki widok zdziwienia pchły i witania się kochającego rodzeństwa. Ten dzień potoczył się w najlepszy możliwy sposób.
*** 2009, 15 lipca ***
Spokojnie siedzieli wtuleni w siebie, do ich uszu docierała imprezowa muzyka, która grała w głównej sali, a oni sami poszli na chwilę spędzić ze sobą czas i porozmawiać o swoim ślubie, który wyszedł lepiej niż się spodziewali. Feliks zerknął na obrączkę, była niezwykle piękna, ale nie jej wygląd teraz się liczył. Liczyło się samo małżeństwo i to, że był teraz z Gilbertem jeszcze bliżej. Ich związek był naprawdę niesamowity i miał nadzieję, że utrzyma się to na zawsze. Wygodniej usiadł na ławce i spojrzał na Prusaka, który trwał w zamyśleniu.
-Gilbert, jesteś z tego zadowolony? - Prusy uśmiechnął się, obejmując Polskę ręką. To pytanie było głupie, a odpowiedź oczywista. Gdyby nie był z tego zadowolony, nie powiedziałby ukochanemu "tak" przed ołtarzem i w ogóle nie dopuszczałby do tej uroczystości. Gdyby miał wskazać w skali od jednego do dziesięciu, jak bardzo jest zadowolony z tego dnia, radość wywaliłoby poza skalę. Tego nie dało się opisać. Trzeba było to poczuć, żeby zrozumieć.
-A jak myślisz? Myślę, że oczywisty jest fakt, jak bardzo cieszę się z naszego małżeństwa. Czekałem na to wiele lat, od ostatniego miesiąca odliczałem niecierpliwie dni do naszego ślubu, codziennie sobie wyobrażałem jak będzie ten dzień wyglądać, a przy tym wszystkim pilnowałem, żeby nic się nie zepsuło. Nie zadawaj głupich pytań i zrozum, że każde nasze zbliżenie daje mi niewyobrażalnie wiele radości. - Blondyn doskonale wiedział, że zadaje głupie pytania, lecz lubił słuchać takich słodkich słówek od partnera. Dostawał wtedy dowód na to, że dostaje od niego nieprzemijającą miłość.
-Będziemy razem na zawsze? - Prusy westchnął i przytaknął na to pytanie, myśląc nad tym, czy zamknąć może na chwilę Polski poprzez namiętny pocałunek. Tak jak pomyślał i postanowił, tak też zrobił. Po chwili zbliżał się do Feliksa, chcąc zaoferować mu trochę swoich zajebistych ust, a kiedy mieli się pocałować i oddać tej chwili, ktoś do nich podbiegł, automatycznie niszcząc romantyczną atmosferę. - Kto nam przerywa?! - Spytał awanturniczo blondyn, nie mogąc już się skupić, więc zaczynając patrzeć na przerywającego im delikwenta. Włochy i Węgry, ze swoimi książętami na tyłach. - Czego chcecie?
-Chcemy wiedzieć za ile przyjdziecie na salę główną, żeby się trochę pobawić. - Odpowiedziała zgodnie z prawdą Erizabeta. Trochę chciało jej się śmiać z tych wielce obrażonych min Feliksa oraz Gilberta, ale po części ich rozumiała. Również byłaby zdenerwowana, gdyby ktoś jej przerwał romantyczny moment z Roderichem.
-Dajcie nam jakieś pięć minut, a wrócimy was wszystkich zabawiać. - Prusy próbował wygonić stąd wszystkich, a jeszcze gdzieś mignął mu przed oczami Alfred z Arthurem. Niezwykle zakochana w sobie para się znalazła i teraz są nierozłączni od kilku miesięcy.
-Moglibyście bardziej zainteresować się gości. Ja na moim ślubie z Lulu praktycznie cały czas byliśmy z gośćmi. - Feliciano cholernie mocno chciał potańczyć z przyjaciółmi na parkiecie, a było to jednak uniemożliwione. Mieli się bawić, a nie czekać na jakieś cuda. Przynajmniej catering jest smaczny, na to nie można narzekać.
-Tak, wiemy, że wy nie dawaliście innym spokoju. A teraz stąd idźcie, za chwilę wracamy. - Polska i Prusy dostali upragniony spokój, dzięki czemu na spokojnie mogli się sobą zająć. Co prawda, więcej czasu dla siebie będą mieli dopiero na nocy poślubnej, ale teraz nikt im nie pozwoli okazać sobie trochę czułości. Gilbert pocałował Feliksa, błądząc dłońmi po jego ciele i z trudem powstrzymując się od zrobienia czegoś więcej. Na to nie było teraz miejsca.
-Wiesz, że cię kocham?
-Teraz ty zadajesz głupie pytania.
-Coś musiało nas przecież połączyć. Widocznie są to głupie pytania.
-Zakochałem się w debilu.
-Zrobiłbyś wszystko dla tego debila, więc go doceń.
***
Ten rozdział ma 7766 słów, więc wyszło krócej, jako że jesteśmy już praktycznie na zakończeniu.
Zadowoleni z takiego obrotu spraw? Wiecie, jeszcze epilog, więc wszystko może się zmienić, ale tak na chwilę obecną, to jak się podoba? Tak, doskonale wiem, że fragment oświadczyn wyszedł słabo i cały ten rozdział mogłabym uznać za słaby żart, lecz tego nie zrobię. Nie będę się już nad sobą użalać, a będę się cieszyć, że prawie dopięłam tę historię do końca.
Ponownie przypominam o nowym opowiadaniu, więc jak ktoś jest zainteresowany, zapraszam do czytania. Jeżeli ktoś jeszcze ma pytania do Q&A, to tutaj można zadać pytania. ----->
Epilog pojawi się oczywiście w czwartek, więc czekajcie na ten dzień. Życzę jeszcze miłego roku szkolnego, żeby wszyscy przeżyli i nauczyli się potrzebnych rzeczy w życiu. Do zobaczenia już niedługo, a w epilogu się porządnie pożegnam z tym opowiadaniem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro