[50] Nadchodzące niespodzianki
Krótka informacja przed zaczęciem czytania. Jak już wiecie, Wycieczka niedługo zostanie zakończona. Chciałabym zrobić coś, co mogłoby podsumować to kilka miesięcy pisania tego opowiadania, i wpadłam na pomysł zrobienia Q&A. Jest to tylko luźna propozycja, nie musi zostać zrealizowana. Jeżeli komentarzy z pytaniami będzie mnie niż pięć, odpowiem na zadane pytania w komentarzach, bo nie widzę sensu w robieniu osobnego rozdziału na kilka pytań. Osoby zainteresowane, mogą zadać pytania tutaj. ------>
*** 5 listopada ***
Były większe problemy od tego, że u Kanady było zimno i musieli siedzieć w swetrach. I pomyśleć, że jeszcze niedawno siedzieli na gorącej plaży, a teraz śnieg padał za oknem. Ważniejszą sprawą było dalsze obgadywanie oświadczyn, a miały one nadejść za coś około tygodnia. Z każdym następnym dniem, Prusy denerwował się coraz bardziej i nie wiedział jak rozwiązać swoje problemy z tym związane. Mimo tego, nie mógł zrezygnować. Nie mógł zawieść pozostałych, a w szczególności Polski, dla którego ten dzień będzie wyjątkowy i nie może go zniszczyć. Był gotowy, może z małą domieszką zdenerwowania i nie wiedzy co ze sobą zrobić, ale przecież to uczucie minie i zostanie zastąpione radością z narzeczeństwa. Pchła go nie odrzuci, będzie dobre zakończenie, chyba.
-Gilbert, a niedawno już tak dobrze szło! Powiedz co czujesz do Feliksa, powiedz o swoich uczuciach wobec niego i swoich zamiarach! Nie udawaj, że to takie dla ciebie denerwujące, bo na razie klęczysz przed własnym bratem, a w ręce trzymasz pierścionek z automatu dla dzieci. - Francja był zirytowany faktem, że Prusak bezczynnie klęczał i patrzył na podłogę, kompletnie ignorując to, że powinien zacząć swoją przemową i "oświadczyć się" modelowi próbnemu Feliksa.
-Wtedy miałem dobry humor, teraz się zdenerwowałem i czuję się w tej sytuacji niezręcznie! - Białowłosy wstał i usiadł na łóżku, stwierdzając, że jest beznadziejny w ćwiczeniu takich rzeczy. Ciekawiło go, jak poradzi sobie w finalnym momencie, który będzie najważniejszy w tym całym cyrku. Nie mógł zawieść Polski, nawet jeśli będzie wyrozumiały i będzie cierpliwie czekać na jego ogarnięcie się. No niestety, cierpliwość Feliksa powoli się ulatniała.
-Nie załamuj się, stary. Przecież było dobrze, a ponoć najważniejsze są chęci i próby. W sumie, to nie rozumiem po co ćwiczysz oświadczanie się, skoro powinno płynąć to prosto z serce w momencie finalnym. Tylko psujesz sobie zaręczyny i marnujesz czas, kiedy to mógłbyś wykorzystać go na spędzenie czasu z Polską. - USA poczuł się tak, jakby właśnie powiedział coś mądrego. I właśnie tak było, ponieważ pozostali momentalnie przyznali mu rację sprawiając, że Prusy poczuł się jeszcze bardziej jak idiota.
-Na moim miejscu, pewnie też byś odwalał takie głupoty. - Odpowiedział Prusak z widocznym załamaniem w głosie. To wszystko okazywało się takie męczące, potrzebował porządnego relaksu, a nie wiecznego klęczenia i mówienia oklepanej formułki, która wypadałoby zmienić, żeby moment zaręczyn nie był taki oklepany i przesłodzony. Może Feliks doceni go w każdej formie, jednak nie zabraniało mu to się postarać i sprawić, że jedenasty listopada będzie jeszcze piękniejszy.
-Po prostu się tym nie martw, nie rób z siebie idioty, klęcząc przede mną, i ciesz się swoim partnerem, a nie zaprzątasz sobie życie pierdołami. - Niemcy również chciał wykazać się mądrymi słowami i trochę mu się to udało. Zdjął perukę z głowy i dosiadł się do brata, patrząc na niego i zastanawiając się o czym może teraz myśleć.
-Powiedział ten, który sam ćwiczył oświadczanie się. - Skwitował krótko Austria, dopijając do końca gorącą herbatę. Ludwig czasami zaprzeczał sam sobie, było to niewyobrażalnie zabawne i lubił mu takie rzeczy wypominać. Gilbert zaśmiał się cicho i odłożył plastikowy pierścionek na bok, myśląc nad rzeczami, które mógłby zrobić z pchłą. Mógł zająć się Feliksem i sprawić, że nie będzie tak myśleć o nadchodzących wydarzeniach, lecz uniknięcie finalnego przygotowania się było niemożliwe. Dziesiątego musiał do tego przysiąść i zastanowić się nad życiowymi decyzjami.
-Myślicie, że jak Feliks na to zareaguje? - Pytanie niby głupie, jednak mogło pomóc albinosowi w zaręczynach, a każda pomoc była teraz ważna. Wszyscy zastanowili się nad odpowiedzią, która mogłaby być pomocna i udowodniłaby, że mają trochę rozumu w mózgu. Jedyną osobą, która postanowiła zachować milczenie, to Roderich. Nie czuł się, jakby miał jakiś duży udział w tej sprawie. On jedynie tworzył ścieżkę dźwiękową.
-To zależy od tego w jaki sposób weźmiesz się za oświadczanie. - Zaczął niepewnie Hiszpania, myśląc nad tym, co powiedziałby Francja. Przykre było, że nie mogło go być teraz z nimi. Wybrał spędzanie czasu z ukochanym, zamiast robienia głupot z przyjaciółmi. Było to zrozumiałe, ale też troszkę przykre. - Jeżeli nie będziesz się jąkał, wszystko zrobisz idealnie, a Austria podłoży do tego piękną muzykę z jakiejś aplikacji z pianinem, wyjdzie zbyt dobrze i Feliksowi się to nie spodoba, bo przecież on bardzo lubi, kiedy coś ci nie wychodzi, a jest to bezpośrednio związane z nim. Przede wszystkim, zachowaj swoją naturalność i zajebistość, gdyż inaczej może zbyt dobrze nie wyjść. Zrób to w jakimś mniej uczęszczanym miejscu, żeby nagle tłum gapiów nie zaczął wam bić braw, a Polska na pewno się wtedy speszy i może szybko jednak odmówić. No w skrócie, bądź sobą i strzel w preferencje swojego jedynego. - Antonio uśmiechnął się na końcu swojej wypowiedzi, która przyprawiła innych o zmieszanie.
-Ta odpowiedź była bardziej niż wystarczająca. - Prusy był wdzięczny za taką pomoc. Wiedział, że Hiszpania go nie zawiedzie i jest świetną kopią porad Francji, które też często go nie zawodziły. Zdecydowanie były to takie typowe rady, jakie by się powiedziało każdemu facetowi w takiej sytuacji, ale najprostsze rozwiązania były ponoć najlepsze. - Więc, mam postawić na naturalność, swoją zajebistość, trafić w gusta Polski, i przestać ćwiczyć oświadczyny, bo robię z siebie debila, tak? - Wszyscy przytaknęli na te słowa głową, co utwierdziło go w przekonaniu, że zdecydowanie jest coś nie tak z jego umysłem i logicznym myśleniem. Każdy normalny facet oświadczyłby się już dawno, a on głupi czekał i odwalał przed innymi komedię.
-Najważniejsze jest, żebyś czuł się komfortowo. Ile jeszcze mamy ci powtarzać takie podstawy? - Prusak zarumienił się w odpowiedzi, a było to mocno widoczne na jego bladej twarzy. Niemcy westchnął i jedynie poklepał brata po plecach, powiedział mu, żeby się nie poddawał i wyszedł z pokoju, pewnie chcąc zająć się Feliciano, które ostatnio bardzo polubił temat rodzicielstwa. Było to dość niepokojące, lecz Włochy zaprzeczał na każde pytanie o to, czy mają spodziewać się dzieci z jego strony.
-Gilbert, chciałbyś zostać wujkiem? - Spytał nagle Hiszpania, jakby to pytanie było dla niego całkowicie normalne. Przyjaciel zerknął na niego, jak na wariata i szepnął sobie coś pod nosem, wychodząc prędko z tego pokoju. Była to jednoznaczna odpowiedź. - Chyba nie chce zostać wujkiem. - Dodał ze smutkiem w głowie Antonio i sam postanowił ulotnić się z tego miejsca.
***
Kanada i USA weszli do cukierni, w której Matthew najczęściej składał zamówienia na torty na urodziny swoje lub kogoś innego. Teraz nie było inaczej, przyszli tutaj, żeby załatwić ową słodkość na urodziny Polski, a nie mógł to być byle jaki tort. Cukiernia ta specjalizowała się w najlepszych słodkościach w całej Ottawie i jeszcze nigdy nie zawiodła Kanady, dzięki czemu dalej tutaj chodził ze swoimi zamówieniami. Razem z Alfredem miał nadzieję, że pracownicy wyrobią się z tym do jedenastego, a zbyt wiele czasu im nie pozostało. Szybko zleci, a jeszcze wypadało przygotować parę innych rzeczy na ten piękny oraz wyjątkowy dzień. Obydwaj weszli do budynku, a przywitani zostali przez znajomy im uśmiech jednej z pracowniczek.
-Eh, no hej. - Zaczął niepewnie Matthew, podchodząc do brunetki, która nadal posyłała mu promienny uśmiech. Alfred też chciał wyjść na uprzejmego gościa, więc również uśmiechnął się do dziewczyny, jednak jego uśmiech już taki ładny nie był i wyglądał tak, jakby planował na niej brutalny mord. - Chcielibyśmy złożyć zamówienie na tort dla naszego kolegi, a urodziny ma już jedenastego, więc wypadałoby się pośpieszyć. - Dodał po chwili, a czarnowłosa przytaknęła i sięgnęła po zeszyt z zamówieniami.
-Możecie podać konkrety dotyczące tego tortu? - Kanada żałował, że nie zastanowił się nad tym wcześniej, a nawet nie znał się za dobrze na guście Polski. Wolał nie spieprzyć tych urodzin nietrafionym tortem, choć jest on jedynie mało istotnym szczegółem, który będzie grał jakąś rolę tylko przez kilka minut. Stany Zjednoczone widząc, że brat jest zmieszany tym pytaniem, postanowił go wyręczyć z ciężkiej roboty odpowiadania na pytanie.
-No posłucha mnie pani, tort na zawsze pozostanie tortem. - Zaczął spokojnie USA, próbując znaleźć sens w swoich słowach. - Nasz kolega jest personifikacją Polski, taki kraj w Europie, i urodziny ma jedenastego listopada, a jest to również dzień niepodległości jego kraju, więc można jakoś się wpasować w tą tematykę, na przykład robiąc tort w kolorze białym i czerwonym, a na górze niech będzie na przykład, biały orzełek z cukru. Tylko błagam, nie róbcie tego tortu w kształcie Polski, w kontekście kraju, bo będzie złe nawiązanie. Najlepiej, żeby ten tort miał kilka pięter, najbezpieczniej postawić na trzy, i niech będzie trochę nasączony wódką, a Feliks lubi wódkę. I ma to być polska wódka, lub na upartego białoruska. - Tutaj niebieskooki zakończył swoje oczekiwania wobec ustalonej słodkości. Pracowniczka niepewnie kiwnęła głową i skończyła zapisywanie zamówienia w zeszycie. Musiała przyznać, że oczekiwania były duże. Nie mogli tego zniszczyć.
-Uważam, że powinniśmy wyrobić się do jedenastego. Matthew, masz mój numer, w razie czego będziemy w kontakcie. Radzę też przygotować trochę więcej pieniędzy, szef może zażyczyć sobie za takie zamówienie dość sporą sumę. - Kanada i USA poważnie zaczęli się denerwować ile dadzą za zwykłe ciasto, tylko bardziej rozbudowane. No cóż, przynajmniej mieli dobre zamiary, a na twarzy Polski pojawi się pewnie szeroki i szczery uśmiech.
-A nie dałoby się upchać jakiejś zniżki, tak po znajomości? - Alfred uśmiechnął się czarująco, jednak na brunetkę to nie zadziałało i nie miała zamiaru zmniejszać ceny, szef nawet nie pozwoliłby na to. Mimo tego, nie mogła zaprzeczyć, że niebieskooki jej się podobał od dłuższego czasu i mogła w jakiś sposób umilić mu kupowanie tego tortu. Niestety, szef był kulą u nogi.
-Wybacz Alfred, ale nie dajemy zniżek nawet tym najbardziej zaufanym klientom. - Stany Zjednoczone westchnął w odpowiedzi, a Matthew zaśmiał się prawie niedosłyszalnie. Cieszyło go, że zamówienie zostało już złożone i byli prawie wolni od tego obowiązku. Teraz wystarczyło wrócić do domu i czekać, chociaż Kanada musiał jeszcze zakupić jakiś prezent dla Feliksa, lecz to mógł zrobić pojutrze, czy dzień przed urodzinami Polski.
-No dobrze, niech tak pozostanie. Dziękujemy za przyjęcie zamówienia i czekamy na telefon. - USA pomachał dłonią na pożegnanie i wraz z Kanadą, zaczęli kierować się do wyjścia. Kolejna sprawa została załatwiona i mogli mieć spokój przez kilka następnych dni, a potem oczekiwania na konkretne ruchy Gilberta i radość Feliksa. Nadchodziły takie piękne dni i nie mógł się ich doczekać, każdy nie mógł się ich doczekać. Jedynym problemem było to, że Prusy troszkę dramatyzował i zachowywał się jak nie on. Miał nadzieję, że nie wpłynie to źle na same zaręczyny.
-Myślisz, że spodoba się Feliksowi? - Spytał nagle Matthew, wyobrażając sobie już wygląd tego cudownego tortu. Liczył na to, że cukiernia nie zawiedzie go i ponownie będzie mógł ich pochwalić za taką cudowną robotę, która zdecydowanie jest warta swojej ceny.
-Tego nie wiemy, ale wypadałoby nie nastawiać się negatywnie, a pozostać dobrze nastawionym. Nawet jeśli tort będzie słaby, Gilbert uratuje sytuację oświadczynami. - Tak, Alfred zdecydowanie za bardzo pokładał nadzieje na Prusaku, jednak nie przejmował się tym za bardzo. Ktoś zawsze musiał być tym, który ratuje sytuację.
***
Francja był zadowolony z tego, co udało mu się wykombinować na randkę z pomocą Hiszpanii. Cieszył się, że ma takiego cudownego przyjaciela, który potrafił doradzić mu w ciężkich i kryzysowych sytuacjach, z jakich sam nie dałby rady wyjść. Tym oto sposobem, postanowił zabrać Kanadę na lodowisko, a to też było dość romantyczne miejsce do miłego spędzenia razem czasu. Dzięki małej pomocy Internetu, dowiedział się, że niedaleko jest średniej wielkości lodowisko, które cieszy się wieloma dobrymi opiniami wśród mieszkańców oraz turystów. Właśnie kierował się do sypialni ukochanego, gdzie planował zaprosić go na to cudowne spędzenia razem czasu i bycie siebie bliżej. Miał nadzieję, że takie coś spodoba się jego małemu misiowi.
Wszedł cicho do pokoju Kanady i równie cichutko do niego podszedł, a Matthew był obecnie zajęty chyba rysowaniem, a może pisał coś gdzieś. Nie widział tego dokładnie, ale był to tylko szczegół, który i tak mało wnosi do tej historii. Podszedł do partnera, delikatnie pukając go w plecy. Niebieskooki lekko podskoczył, a jego serce szybciej zabiło. Spojrzał z niewielką pretensją na blondyna, który jedynie się do niego uśmiechał. Nie potrafił być zły na Francisa.
-Coś się stało? - Spytał spokojnie, odrywając się od rysowania jakichś pierdół i niwelacji swojego stresu po pewnej rozmowie z bratem. Miał nadzieję, że spędzenie czasu z ukochanym trochę go odstresuje i będzie mógł chodzić ze swoim codziennym, lekkim i szczerym uśmieszkiem. Wydawało mu się, że Francja kombinował coś dość ważnego dla nich.
-Chciałbym zaprosić cię na małą randkę, o ile można nazwać to randką, która będzie jutro i moglibyśmy wyjść na nią tak po obiedzie, a odbędzie się ona na lodowisku, następnie będziemy mogli pójść do jakiegoś baru albo kawiarni na coś słodkiego. Co o tym myślisz? - Francja bardzo liczył na to, że Kanada zgodzi się na takie spędzenie jutrzejszego dnia, a jeżeli się nie zgodzi i będzie wolał posiedzieć w domu, zostanie zmuszony do pogodzenia się z tym. Nie uważał, żeby Matthew miał coś przeciwko takiemu pomysłowi, choć jego mina na razie wyrażała jedynie zmieszanie i zaskoczenie.
-Mówisz poważnie z tym pomysłem? - W niebieskich oczach pojawiły się iskierki podekscytowania i radości, co niezmiernie cieszyło blondyna, który właśnie takie efekty i reakcje chciał osiągnąć. Przytaknął na pytanie Kanady, a robiąc to, nadzieja jego misia tylko się nasilała i sprawiała, że automatycznie czuł się lepiej po niewielkiej sprzeczce z Alfredem. - Oczywiście, że pójdę z tobą na takie spotkanie! Bardzo mnie cieszy, że wyskoczyłeś z taką propozycją. - Francja czuł, jak z jego serca spada kamień, a zostaje zastąpiony samą ulgą. Tak cholernie zaczął się cieszyć, że będzie mógł spędzić następny dzień w taki cudowny sposób, a nie siedząc z idiotami. Przy okazji, uszczęśliwił partnera.
-Więc, jutro spędzimy sobie cudownie razem czas na lodowisku. Już nie mogę się doczekać. - Francis mocno przytulił Matthew i pogłaskał go po głowie. Już nie mógł doczekać się jutra, a na pewno będą się doskonale bawić oraz zapamiętają ten dzień na bardzo długo. Wystarczyło zaczekać, a wszystko pięknie się ułoży i będą mogli posiedzieć ze sobą w spokoju, będąc szczęśliwymi i zadowolonymi ze swojego związku.
***
Polska zawsze zaczynał się mocno ekscytować, kiedy dzieliło go kilka dni od jego urodzin i święta odzyskania niepodległości, przez niego i jego kraj. Naprawdę nie mógł doczekać się tego dnia i gdyby tylko mógł, przeniósłby się w czasie, żeby szybciej przeżyć najpiękniejszy dzień w całym roku. Niecierpliwił się wobec imprezy urodzinowej, życzeń, prezentów, tortu, atrakcji na ten dzień, ale przede wszystkim, najbardziej nie mógł doczekać się tego, co planuje dla niego Prusy, a Włochy i Węgry trochę się wygadali, że Prusak ma dla niego najcudowniejszy możliwy prezent, jaki jest tylko na świecie. Zaciekawiło go to i nawet próbował wyciągnąć od nich więcej informacji, jednak przyjaciele ponownie okazali się uparci, więc nie zdradzili mu czegoś więcej w tym temacie.
Wspólne siedzenie przy oknie i obserwowanie padającego śniegu w środku nocy, może nie było jakoś bardzo ambitne i ciekawe, lecz idealne na takie wieczory, które chciałoby się spędzić z przyjaciółmi poza łóżkiem. Dla Feliksa, taka czynność była niezwykle relaksująca i cieszył się, że w taki sposób może zostać spędzona część nocy. Miał nadzieję, że Prusy nie będzie mu miał za złe, że ponownie uciekł na chwilkę z łóżka i zniknęł mu grzejniczek i przytulanka.
-Nie mogę doczekać się swoim urodzin. Na pewno będą cudowne i wspominanie ich będzie świetnym zajęciem. Możecie jeszcze coś mi zdradzić? - Blondyn wyszczerzył się do przyjaciół, mając nadzieję, że przekona ich to do mówienia, ale rzeczywistość miała inne plany, o których miał zostać szybko powiadomiony. Erizabeta zachichotała, a Feliciano jedynie napił się trochę kakao, byle nie wybuchnąć śmiechem. Prawie wypluł słodką pyszność, przez napływ rozbawienia.
-Feliks, sam doskonale wiesz, że nie powinieneś sobie psuć niespodzianek. Wytrzymasz do jedenastego bez świadomości, co dla ciebie planujemy. Wystarczy troszkę cierpliwości, a dostaniesz najlepszy możliwy prezent, jaki tylko jest. Już ci to mówiliśmy, będzie cudownie, jeżeli się do tego dostosujesz. - Odpowiedziała spokojnie Eliza, choć z łatwością mogła przyznać, że czasami brakowało jej cierpliwości do przyjaciela. Mimo tego, musiała go znosić, a nikogo innego takiego nie miała.
-Nie moja wina, że jestem niecierpliwy! Zdradźcie przynajmniej jeden, malutki szczególik. - Polska nadal się łudził, że dowie się czegoś ciekawego, co mogłoby zmniejszyć jego bolesne oczekiwanie. Najbardziej obawiał się tego, że tegoroczne urodziny okażą się kompletnym niewypałem i będzie żałował tego, że tak mocno się nimi ekscytował i marnował na nie nerwy. A myślał, że przynajmniej na chwilkę uwolnił się od niekoniecznie przyjemnych wyobrażeń.
-No dobrze, coś możemy ci zdradzić. - Włochy odstawił kubek z napojem na parapet i spojrzał na piękne widoki, jakie malowały się za oknem. Ciężko było przyzwyczaić się do tego, że jeszcze niedawno byli na gorących plażach, a teraz padał śnieg i było zimno, lecz nie narzekali. Najważniejsze było, że niedługo koniec podróży, wrócą do domu i będą mieli doskonałe wspomnienia. - Na pewno dostaniesz świetne prezenty.
-Tyle, to ja sam już wiem... - Feliks poczuł się zawiedziony tą odpowiedzią, jednak nie mógł poradzić czegokolwiek na to, że Feliciano wraz z Erizabetą koniecznie chcieli zachować wszystko w tajemnicy. Po części ich rozumiał, ale mogli troszkę powiedzieć dzięki ich przyjacielskim relacjom. Może jak zaświeci do nich oczkami, a jego uśmiech będzie jeszcze piękniejszy niż zazwyczaj, to nie będą mogli mu się oprzeć i wszystko wygadają.
-Po prostu wytrzymaj i nas nie denerwuj. Zaufaj nam i uwierz, że twoje urodziny będą jeszcze lepsze, kiedy nie będziesz o nich wiedzieć czegokolwiek, a niespodzianka faktycznie pozostanie niespodzianką. Mamy już dla ciebie prezenty, nie powiemy gdzie je schowaliśmy, Matthew i Alfred poszli dzisiaj załatwić tort, a co do Gilberta, nic ci nie zdradzimy. - Węgry liczyła na to, że taka odpowiedź jest satysfakcjonująca. Nie dowiedziała się tego, ponieważ Polska już jej nie odpowiedział, a jedynie do końca dopił swój sok jabłkowy. Przynajmniej mogła uznać tę rozmowę za zakończoną, spokojnie wrócić do łóżka i nabrać sił na następne godziny szaleństwa w innym kraju, niż w jej własnym.
-Idziemy już spać? - Spytał Włochy, przeciągając się, a po chwili jeszcze cicho ziewając. Dla niektórych mógł to być rozczulający widok, dla innych nic nie znaczący i taki zwyczajny. Węgry i Polska przystanęli na taką propozycję i również postanowili udać się do przydzielonych im pokojów, gdzie mogli spokojnie się zdrzemnąć.
-Obiecujecie mi, że będziemy się dobrze bawić w moje urodziny? Słyszałem coś, że będzie wtedy park rozrywki niedaleko, moglibyśmy tam pójść. - Feliciano i Erizabeta uśmiechnęli się, słysząc słowa Feliksa i przypominając sobie o zamiarach Gilberta. Zielonooki będzie bardzo zaskoczony, kiedy właśnie tam się udadzą i będą spędzać w tym miejscu kilka wspaniałych godzin, które zostaną zakończone pięknym wydarzeniem, a przynajmniej myśleli, że będzie piękne. Rzeczywistość może być smutna.
-Na razie nie będziemy czegokolwiek zdradzać, idź spać, dobranoc. - Eliza szybko wyszła z salonu, kierując się już do Rodericha. Feliciano też w zaskakującym tempie wyszedł z tego pokoju, pozostawiając Feliksa kompletnie samego. Nagle poczuł się dość nieswojo, nie lubił być samotny w ciemnych pomieszczeniach. Postanowił nie siedzieć tutaj dłużej, więc pobiegł do Gilberta, bo u niego było najbezpieczniej.
*** 6 listopada ***
Głupio było przyznać się Kanadzie, że kompletnie nie potrafi jeździć na łyżwach. Wydawało mu się to śmieszne i zawstydzające, a Francja przecież mógł go za to wyśmiać. Doskonale wiedział jak świetnie Francis na tym jeździ i zazdrościł mu tego talentu, a w głębi serca miał nadzieję, że złapie od niego odrobiny umiejętności. Łyżwy miał już na sobie, najgorsze było teraz, bo musiał wejść na lód i jakoś udawać, że wcale nie jest tak źle z jego brakiem doświadczenia w tym. Francja wydawał się kompletnie rozluźniony i czerpał po prostu przyjemność z tej randki, wolał tego nie psuć swoją głupotą.
-Wchodzisz, Matthew? - Niebieskooki odwrócił się w stronę blondyna, który nadal stał, trzymając się barierki. Wyglądał na dość niepewnego swoich dalszych ruchów i ewidentnie bał się tej czynności. Podjechał do niego i złapał za ręce, chcąc wprowadzić na lodowisko. - Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz na zadowolonego. Jeżeli coś ci nie pasuje, to powiedz. - Kanada zarumienił się lekko i wyrwał swoją dłoń Francji, co wywołało u niego natychmiastowe zdziwienie.
-Wiesz Francis... - Zaczął niepewnie Matthew i ponownie oparł się o belki, byle nie wywalić się na lód, a na pewno nie będzie to przyjemny upadek. - Tylko się nie śmiej, bardzo proszę. Wiem, że może wydawać się to dziwne i głupie, ale nie umiem jeździć na łyżwach. Już możesz się śmiać ze mnie. - Schylił głowę, żeby nie było widać jego nasilającego się zaczerwienienia na twarzy, które jeszcze trzykrotnie się zwiększyło, kiedy usłyszał chichot Francisa. Wiedział, że był zabawny i głupi, nikt nie musiał mu tego jeszcze bardziej udowadniać.
-Naprawdę nie umiesz jeździć na łyżwach? Myślałem, że skoro tak lubisz sporty zimowe, to łyżwiarstwo nie będzie ci obce. - A więc nie był to śmiech kpiny z blondyna, a zwykłe rozbawienie jego uroczością i zawstydzeniem. W sumie, to dla samego Kanady ta sytuacja również wydawała się słodka, a było teraz spore prawdopodobieństwo, że Francja nauczy go jazdy na tym ustrojstwie. Chyba to było romantyczne.
-Bardziej siedzę w narciarstwie i snowboardzie. - Odpowiedział nieśmiało Matthew, a zanim się obejrzał, Francis już wyciągnął go na lód, mocno trzymając jego dłonie, żeby się nie przewrócił. Serce zaczęło mu szybciej bić, nogi dziwnie zaczęły się same z siebie zginać, i w głowie pojawiło się milion myśli dotyczących tego, czy dożyje następnego dnia. Nie no, raczej takiej tragedii nie będzie i ukochany dobrze o niego zadba przez te niecałe dwie godziny, na które wypożyczyli łyżwy.
-Najważniejsze jest, żebyś był spokojny i zachował równowagę, a nie będziesz musiał się wtedy martwić, że upadniesz na lód i będzie cię bolało. - Francja miał zamiar znowu pobawić się w nauczyciela, ale nie tango, a jazdy na łyżwach. Wydawało mu się, że miał odpowiednią wiedzę na ten temat i dobrze nauczy partnera łyżwiarstwa. Może nie był w tym mistrzem, jednak na pewno miał jakieś tam umiejętności.
-Raczej to nie jest wszystko, żeby zacząć dobrze jeździć. - Matthew miał wobec tego pewne obawy, chociaż starał się zaufać Francisowi. To nie tak, że mu nie ufał, gdyż gdyby tak było, nigdy nie godziłby się na związek z nim. Ufał mu i to chyba przesadnie, więc mimo tych swoich małych obaw, miał nadzieję, że Francis dobrze się nim zajmie. On od zawsze należał do tych opiekuńczych ludzi, którzy lubili pomagać innym, więc w jego przypadku nie mogło być inaczej.
-No właśnie, to jest wszystko, co jest ci potrzebne do jazdy na łyżwach. Oczywiście, odwaga i wiara w siebie również jest bardzo ważna, jednak spokój i równowaga zawsze są na pierwszym miejscu. I nie chodzi mi tutaj tylko o równowagę ciała, lecz też o równowagę psychiki, czyli spokój i uwierzenie w siebie. - Niebieskooki trzymał porządnie blondyna, żeby naprawdę nie upadł i nie stała mu się krzywda. Obecnie powolutku jeździli przy barierce, co było dość przyjemne dla Kanady, który troszkę się jeszcze obawiał.
-No dobrze, dajmy na to, że ci wierzę. - Kanada spróbował uwierzyć w siebie i wyrzucić ze swojej głowy nieprzyjemne wspomnienia z poprzedniej jazdy na łyżwach, która była dość dawno temu. Mimo sporego odstępu czasu, dalej to pamiętał. Jeszcze chwilkę spokojnie krążyli wokół ogrodzeń, żeby przyzwyczaić Matthew to tej sytuacji, a po paru minutach Francis wjechał z partnerem na prawie sam środek lodowiska, zachowując przy tym odpowiednią prędkość.
Dużo czasu musiało minąć, żeby Kanada pozwolił sobie na samodzielną jazdę. Za każdym razem, kiedy Francja miał zamiaru go puścić, bo miał pewność, że ten już sobie poradzi i będzie mógł spokojnie jeździć samodzielnie, Matthew panicznie go łapał i mówił, że jeszcze nie jest gotowy na takie ryzyko. Takie gadanie stawało się irytujące po pewnym czasie, jednak niebieskooki musiał sobie poradzić z blondynem i zrozumieć, że może się bać i potrzebować "Dziesięć minut więcej, bardzo proszę! Obiecuję, że za chwilkę będę jeździł samodzielnie".
-Matthew, wiem, że możesz to zrobić sam. Przynajmniej spróbuj i pamiętaj, zachowaj przy tym spokój. - Kanada westchnął i pomyślał, że nie ma już dla niego ratunku. Puścił się Francji, a kiedy to zrobił, jego nogi zaczęły się lekko trząść, ale nie zwrócił na to uwagi. Powoli odwrócił się od Francisa, odepchnął jedną nogą, i rozpoczął swoją jazdę. Na początku trochę się denerwował, lecz szybko się przyzwyczaił oraz zaczął czerpać z tej czynności niewyobrażalną radość, której nie odczuwał już od dawna. Aż nagle, przewrócił się przez swoją nieuwagę. - Jezus Maria, Matthew! - Niebieskooki momentalnie podjechał do ukochanego i kucnął przy nim, patrząc czy nie stało mu się coś poważnego.
-Spokojnie, nic poważnego się nie stało. - Odpowiedział blondyn, widząc przerażone spojrzenie partnera, z którego wręcz lało się zmartwienie. Francja odetchnął z ulgą, pomagając wstać Kanadzie i stanąć mu na równych nogach. - Kontynuujemy naszą jazdę? - Spytał jeszcze Matthew, w trakcie poprawiania jednej z łyżwy. Francis przestał podchodzić do tego pozytywnie, jednak chyba nie musieli od razu rezygnować z jazdy przez jedno przewrócenie się.
-Zostało nam niecałe dziesięć minut do oddawania sprzętu, wypadałoby to dobrze wykorzystać. - Blondyn przytaknął na ten układ i ponownie rozpoczął wspólną jazdę z niebieskookim, tym razem ani razu się go nie puszczając. Teraz obydwoje nie mieli zamiaru pozwalać mu na samodzielną jazdę, może innym razem, kiedy będzie więcej czasu, a ryzyko nie będzie aż takie duże.
***
Już za chwilę miał wchodzić do samolotu, który zaprowadzi go do Ottawy i nieukochanego. Denerwował się tym spotkaniem, co chyba było oczywiste. Miał wrażenie, że nie zakończy się to dobrze i USA go odrzuci, chociaż było to mało prawdopodobnie, bo podobno Alfred go kochał i chciał z nim być. Sam nie wiedział co o tym myśleć, nachodziły go przykre myśli, których nie był w stanie się pozbywać. Sprawdził czy wszystko przy sobie ma i zerknął na Szkocję, który postanowił odprowadzić go na lotnisko i się z nim tutaj pożegnać. Najprawdopodobniej znowu nie będą widzieli się przez przeszło miesiąc, a ustalmy sobie, że to jest długo.
-Jesteś pewny tego wylotu? - Spytał jeszcze Allistor, łapiąc brata za ramię i patrząc mu w oczy. Widział w nich zdecydowanie oraz pewność swoich ruchów, więc chyba to pytanie było niepotrzebne. Arthur na niego spojrzał, uśmiechając się delikatnie. Mogło to być zapewnienie, że wszystko u niego będzie dobrze i nie ma potrzeb do obaw, jednak Szkocja, jako dobry starszy brat, musiał się martwić.
-Już postanowiłem, polecę tam i przeprowadzę z Alfredem ważne rozmowy, a może wrócę do domu z dobrymi wieściami. Na zamartwiaj się tak, lepiej zajmij się sobą i swoim życiem uczuciowym. - Zielonooki fuknął, wyjmując z kieszeni kurtki papierosa wraz z zapalniczką. Musiał się odstresować, a wylot blondyna sprawiał, że martwił się bardziej niż kiedykolwiek.
-Jeżeli wszystko dobrze się skończy, to zadzwoń. Jak skończy się źle, to też zadzwoń, a zjawię się o ciebie i jakoś postaram się pomóc. - Szkocja starał się być teraz dobrym bratem, tym bardziej, że Anglia faktycznie przechodził teraz ten trudniejszy moment w życiu, a wydawało mu się, że rozpoczynanie z kimś związku jest trudne. Widział po Arthurze, że mocno to przeżywa, a wsparcie od innych jest jego priorytetem.
-Będziemy w kontakcie, a teraz naprawdę muszę iść, bo inaczej spóźnię się na ten samolot. Do zobaczenia! - Anglia odwrócił się i szybkim krokiem zaczął odchodzić od brata, kierując się do ustalonego miejsca. Szkocja westchnął, znowu widząc Arthura jako małego chłopca, który jeszcze nie wie nic o świecie i życiu. Bycie starszym bratem potrafiło być męczące i trudne, lecz czasami również przyjemne. Nie mógł narzekać, teraz miał kim się zająć.
***
W całym pokoju można było usłyszeć spokojną melodią, graną na gitarze. Prusy nie był jakimś mistrzem w grze na tym instrumencie, ale jakieś tam umiejętności zaczerpnął od Hiszpanii, od którego również tę gitarę pożyczył. Antonio i tak nie grał na niej od dłuższego czasu, więc sam postanowił z niej skorzystać i pokazać Polsce moje znikome sprawności w grze na tym przedmiocie. Feliks był zafascynowany grą ukochanego, choć sam pewnie mógłby takie rzeczy zagrać, gdyby tylko miał na to ochotę. Wolał zignorować fakt, że interakcji z gitarą w swoim życiu miał zaledwie trzy, więc jego doświadczenie było praktycznie zerowe, a co najwyżej na poziomie pierwszym. Doceniał Gilberta za to, że postanowił umilić mu rysowanie właśnie swoją grą.
A co rysował Feliks? Właściwie mówiąc, to nic konkretnego. Były to jedynie jakieś bazgroły, które i tak pewnie trafią niedługo do kosza i szybko o nich zapomni. Po prostu chciał się czymś zająć, a spokojna melodia dodawała mu chęci do dalszego działania. Jego rysunek przedstawiał śliczny zachód słońca na łące, a na trawie siedzących dwóch ludzi, którzy wcale nie byli wzorowani na nim i Prusaku. Podobieństwo jest w zupełności przypadkowe.
-Gilbert, chciałbyś zobaczyć mój rysunek? - Spytał po chwili blondyn, spoglądając kątem oka na albinosa, który nadal kontynuował swoją grę i nic nie zapowiadało, że niedługo ją skończy. Melodia została na moment przerwana, a białowłosy zawiesił swój wzrok na pchle. Musiał przyznać, że jej uśmiech był całkiem uroczy i nie pogardziłby zobaczeniem go bardziej z bliska.
-Pokaż te swoje bazgroły. - Odpowiedział żartobliwie Prusy i zaśmiał się, kiedy Polska fuknął do niego. Feliks wstał, kierując się do Gilberta, a następnie siadając obok niego uważając, żeby nie uszkodzić w jakikolwiek sposób gitary. Nie była przecież ich, a Hiszpania zadowolony pewnie nie będzie, jeżeli się dowie, że jego kochane dziecko zostało kaleką. - Ślicznie wyszło, masz talent. - Dodał białowłosy, kiedy dokładnie przyjrzał się pracy ukochanego. Co prawda, niebo oraz trawa mogły zostać wykonane lepiej, jednak tragedii nie było.
-Twoja opinia i tak nic nie wnosi do mojego życia, ale niech będzie. - Zielonooki odebrał rysunek, odkładając go na szafeczkę nocną obok. Przez dłuższą chwilę siedział z albinosem w ciszy, momentami tylko spoglądając na siebie, czy wymieniając niewinne uśmiechy. Aż w końcu, Polska wpadł na dość zabawny i uroczy pomysł, a przynajmniej taki był w jego głowie. Stwierdził, że naprawdę miło będzie to zrealizować, a też w ten sposób zbliży się minimalnie do Prusaka, a każda bliskość z nim była cudowna.
Na początku starał się nie zachowywać podejrzanie, a raczej dość normalnie. Po prostu przejeżdżał palcami po ręce ukochanego, co dla samego Gilberta było już zaskakujące i dziwne. Następne Feliks zjechał na biodra partnera, a dało to znak Prusakowi, że pchła może mieć ochotę na jakieś niegrzeczne rzeczy. No niestety, blondyn musiał zaczekać do urodzin, a wtedy na pewno wypróbują prezenty od Francji. Polska trochę podwinął koszulkę Prusaka, przejechał po jego biodrach i brzuchu, a potem zaśmiał się, widząc natychmiastową reakcję Prus.
-Zapomnij, że będziesz mnie łaskotał! - Gilbert momentalnie odsunął się od Feliksa, strącając gitarę na podłogę i powodując dość głośnie huknięcie. Mieli nadzieję, że nikt się tym nie zainteresuje, a przede wszystkim Antonio. - Bardzo cię proszę, żebyś się uspokoił. Doskonale wiesz, że nienawidzę, kiedy ktoś mnie łaskocze. - Białowłosy starał się zachować spokój, jednak wychodziło mu to coraz gorzej. Wyglądało na to, że blondyn nie miał zamiaru odpuszczać, przez co zabawa będzie kontynuowana przez najbliższe dwadzieścia minut.
-Ale dlaczego? Trochę śmiechu ci nie zaszkodzi, a jest to bardzo wskazane, więc przełam się i pozwól mi chwilkę się ze sobą pobawić. - Nic nie dawał przekonujący uśmiech Polski i to, że jego ciepłe dłonie były takie przyjemne. Prusy pozostawał nieugięty i naprawdę nie chciał ponownie przeżywać katuszy bycia łaskotanym, a było to jedno z gorszych doznań w jego życiu, zaraz po mieczu wbitym w jego brzuch. Jedynym sposobem na uwolnienie się, było zwalenie z siebie Feliksa, a trudne to zadanie nie było. W szybkim tempie blondyn wylądował na miękkim łóżku, dość zdziwiony, bo jeszcze przed chwilą pokładał się na Prusaku.
-Nie wygrasz ze mną aż tak łatwo, Fela. - Wyszeptał Prusy do ucha Polski, powodując na ciele ukochanego dreszcze, niezwykle przyjemne dreszcze. Gilbertowi udzieliły się humorki na pikantne sytuacje i zdecydowanie nie chciało mu się czekać do urodzin Feliksa, a właśnie wtedy miało dojść do ich następnego zbliżenia seksualnego. Wygląda na to, że plany ulegną sporej zmianie. - Sam się o to prosiłeś. - Dodał jeszcze, zanim przeszedł do całowania szyi blondyna. Nikt nie musiał długo czekać, żeby w całym domu było słychać jęki rozkoszy obydwóch.
*** 1955, październik ***
Włochy był zadowolony z tego, że nareszcie miał możliwość odwiedzenia przyjaciela. Czekał na to od wielu lat, a właśnie mógł spotkać Ludwiga na dłużej, niż tylko niecałe pół godziny. Po wieloletnim leczeniu się w szpitalu psychiatrycznym, Niemcy wrócił do domu i zaczynał powoli układać swoje życie, co niezmiernie cieszyło jego najbliższych. Była możliwość zaczęcia od nowa, nowego ułożenia i ponowienia swoich relacji, a Feliciano musiał przyznać, że jego relacje z Niemcem od zakończenia drugiej wojny światowej, były dość skomplikowane oraz trudne. Nie potrafił tego wytłumaczyć, po prostu nie układało im się dobrze.
Dom nie zmienił się jakoś bardzo, pomijając fakt, że na pewno przeszedł remont i wiele napraw. Z zewnątrz budynek był bardziej zadbany i miły dla oka, jednak w środku pewnie nie było wielu zmian. Na to musieli zaczekać. Rudowłosy zapukał do drzwi, długo nie czekając aż ktoś go wpuści. Osobą, która go wpuściła, był Niemcy. Trochę rozespany i mało ogarnięty, lecz Włoch się tym nie przejmował. Najważniejsze było samo spotkanie.
-Witaj Ludwig! Tak bardzo się za tobą stęskniłem, czekałem na to spotkanie od lat. - Włochy rzucił się na Niemca i mocno go przytulił, przez co ten cicho westchnął i nieśmiało odwzajemnił uścisk. Brakowało mu tych niespodziewanych uścisków i wylewania na siebie przesadnej sympatii. - Obudziłem cię? Wyglądasz na niewyspanego. - Feliciano zmartwił się tymi cieniami pod oczami, dość zmęczonym wyrazem twarzy i lekkim zgarbieniem. Spojrzał na swój zegarek, który wskazywał, że dochodziła czternasta.
-Zdrzemnąłem się na chwilkę, a noc była naprawdę męcząca. Nie przejmuj się, wszystko u mnie teraz dobrze. - Ludwig odwrócił się i pozwolił przyjacielowi na wejście, zamykając za nim drzwi i odbierając od niego płaszcz. Feliciano zaczął rozglądać się po domu, z zachwytem obserwując wszystkie ozdoby, nowe kolory ścian, nowe meble, i wszystko inne co było tutaj nowe. Może trochę sobie dom odnowił, jednak nie robił dla niego zbyt dużego wrażenia. - Zrobić ci coś do picia?
-Jeśli można, to chcę kawy. - Rudowłosy pokierował się za blondynem do kuchni, a ona również przeszła niezłą zmianę. Myślał, że dom został odnowiony jedynie na zewnątrz, a tutaj taka niespodzianka. Nie mógł narzekać, wieść o remoncie dawał mu znak, że z niebieskookim jest coraz lepiej i pozbierał się trochę po wojnie. Dla niego, szczęście Ludwiga było jedną z ważniejszych rzeczy, żeby samemu poczuć się lepiej. Usiadł przy niewielkim stole, dokładnie obserwując ruchy przyjaciela. Zrobiłby wszystko, żeby móc nazwać go inaczej, jednak Niemcy może nie mieć ochoty na związki z kimkolwiek. - Tak właściwie, to jak się czujesz po leczeniu?
-Na pewno lepiej, niż przed leczeniem. Sam doskonale wiesz w jakim stanie byłem zaraz po zakończeniu wojny, nie dawałem sobie rady i chciałem ze sobą skończyć. Teraz jest dobrze, nie ma powodów do obaw, a to wszystko jest jedynie przykrym wspomnieniem. Nadal pamiętam wojnę, kraj nie pozbierał się do końca, a inni mają mi za złe moje akcje, co jest całkowicie zrozumiałe, jednak teraz jakoś sobie radzę. - Niemcy miał nadzieję, że taka odpowiedź jest satysfakcjonująca dla Włoch, a po jego szerokim uśmiechu stwierdzał, że nic więcej na ten temat mówić nie musi.
-Bardzo mnie cieszy, że już u ciebie lepiej! Niech ten stan utrzyma się jak najdłużej. A tak w ogóle, to chciałbyś tak w pełni ponowić znajomość? - Ludwig nie spodziewał się tego pytanie do tego stopnia, że prawie wysypał kawę z pojemnika. Przeszły po nim ciarki, a ręce zaczęły mu się trząść. Nie wiedział dlaczego to pytanie wywołało u niego takie relacje, może to przez wydarzenia sprzed lat i wiedza o tym, na czym opierała się jego znajomość z Feliciano. Nie miał zamiaru powtarzać błędów z przeszłości.
-Wiesz, ponowne spotykanie się ze sobą i spędzanie razem czasu nie będzie głupim pomysłem, jednak mam pewne obawy wobec tego. - Rudzielec posłał mu niezrozumiałe spojrzenie, wypełnione obawami i nadchodzącym smutkiem. - W sensie, nie zrozum mnie źle, ale wiesz sam jak wyglądały nasze relacje jeszcze niedawno, a nie chciałbym, żeby takie rzeczy się powtórzyły. - Włochy posmutniał i schylił głowę, nie sądząc, że Niemcy powiedziałby mu coś takiego. Przecież nie od nich zależały te akcje i tylko wspólnie wykonywali rozkazy swoich władców. Nie zawinili, to nie była ich wina.
-Na świecie jest już trochę lepiej. Może jest ta cała rywalizacja między wschodem i zachodem, ale my nie musimy od razu robić jakichś głupot. Jaki jest problem w ponowieniu naszych dobrych relacji, jak sprzed wielu lat? - Ludwig wiedział, że gada głupoty i jego tok rozumowania nie ma kompletnie sensu, lecz każdy chyba obawiałby się na jego miejscu. A przynajmniej tak mu się wydawało. Mógł dać Feliciano szansę, a widział w nim wiele dobrych zmian od czasów wojny, jednak musiał jeszcze zastanowić się nad konsekwencjami. Nalał gorącej wody do kubka, myśląc nad sprawą i co będzie dla niego najlepsze. Siedział sam, a Włochy jest dobrym kandydatem na jego ponownego i jedynego przyjaciela.
-No dobrze, niech będzie. Myślę, że możemy znowu zostać przyjaciółmi i spędzać ze sobą dużo czasu. - Odpowiedział Niemcy, niosąc w dłoni kubek z ciepłą kawą i kierując się w stronę Włocha. Włochy poczuł, jak radość pojawia się w jego życiu, a spowodowało to, że momentalnie poderwał się od stołu, uderzyć jeszcze nogą w krzesło, i podbiegł do Niemca, mocno go przytulając oraz rozlewając kawę. Zdał sobie o tym sprawę, dopiero kiedy poczuł coś gorącego na swojej klatce piersiowej, a Ludwig cicho syknął. - O Boże, przepraszam! Za bardzo się podekscytowałem, nie powinienem tak się na ciebie rzucać. - Feliciano szybko odsunął się od Ludwiga, patrząc na ciemną plamę na jego koszuli, a po chwili jeszcze spoglądać na niewielkie zanieczyszczenia na swojej bluzce. Raczej nie ciężko będzie to doprać, ale to nawet nie powinno się zdarzyć.
-Spokojnie, nie denerwuj się tak. Przecież nie stało się nic złego, a jedynie chciałeś jakoś wyrazić swoją radość. - Blondyn odłożył na blat kubek z resztkami kawy, po momencie rozpinając swoją koszulę i ją zdejmując. Rudowłosy nie spodziewał się takiego ruchu po nim, ale nie mógł narzekać, widoki teraz były ładne. Niebieskooki sięgnął po szmatkę i wytarł mokry ślad z ciała, jeszcze cicho wzdychając.
-Jesteś za bardzo wyrozumiały wobec mnie. - Skomentował krótko Włochy, nie odrywając od Niemca wzroku. Zupełnie stracił zainteresowanie kawą, a jeszcze przed chwilą bardzo chciał się jej napić. Wszystko się zmienia, kiedy przed tobą pojawi się przystojny facet bez koszuli, a na dodatek podoba on ci się podoba od kilkunastu lat.
-To chyba jest normalne zachowanie? Jako twój przyjaciel, powinienem być wyrozumiały i akceptować cię takiego, jakim jesteś. Nie narzekaj na takie rzeczy, a się ciesz. - Ludwig podszedł do Feliciano, przytulając go i przekazując mu dużo swojej sympatii. Rudzielec ponownie sobie pomyślał, że już lepiej być nie może, a przynajmniej w tym momencie.
*** 7 listopada ***
Anglia stanął przed drzwiami do domu Kanady i zastanowił się, czy robienie tego wszystkiego ma sens. Oczywiście, bardzo chciał zobaczyć się z USA i powiedzieć mu wszystko o swoich uczuciach, jednak przecież mógł zaczekać i spokojnie wrócić do Londynu. Chociaż nie, wtedy byłaby to strata pieniędzy, a bilety były drogie. Z trudem uniósł rękę, a kiedy miał zamiar znowu ją spuszczać, umysł postanowił się zbuntować i siłą sprawił, że zapukał. Przeklął wszystkie siły wyższe, zaczynając planować natychmiastową ucieczkę, jednak nie było już na to czasu, a słyszał, że ktoś już idzie mu otworzyć.
Przerażenie oraz zdziwienie. Właśnie te słowa opisywały tę sytuację, kiedy Alfred ukazał się oczom Arthura w przejściu. Nie sądził, że akurat on mu otworzy, a gdyby to wiedział, już dawno by go tutaj nie było. Pewnie byłby na jakimś sąsiednim osiedlu, a wszyscy by pomyśleli, że głupie dzieciaki robią sobie żarty i dzwonią do mieszkań. No niestety, łudził się, że nie będzie tak źle i teraz musiał patrzeć zaskoczony na Stany Zjednoczone, który też nie spodziewał się jego obecności w tym momencie. Matthew nie mówił, że będą nowi goście.
-Arthur, co tutaj robisz? - Blondyn uśmiechnął się głupawo, a zielonooki zarumienił. Najgorsze było, że jego zaczerwienione policzki nie były spowodowane zimnem, a nagłym spotkaniem z nieukochanym. Mógł lepiej się do tego przygotować, może wtedy nie musiałby tak wewnętrznie cierpieć. Zebrał myśli w głowie, mocniej ścisnął rączki od walizek, i spojrzał prosto w oczy "przyjaciela".
-Przyleciałem tutaj na urlop, i żeby spotkać się z twoim bratem. To chyba nic złego, że chcę wyrwać się spoza granic mojego kraju. - USA przytaknął i pozwolił ciarką na ozdobienie jego skóry. Najgorsze było to, że dreszcze nie były spowodowane nagłym spotkaniem z zimnem, a niespodziewanym spotkaniem z osobą, która podobała mu się od naprawdę wielu lat. Sytuacja była trudna, a cały jego umysł i racjonalne myślenie wyjechało na wakacje ogłaszając, że teraz pracować nie będzie.
-Alfred, zamknij te drzwi, bo robi się chłodno w domu! - Do obydwóch dotarł krzyk Francji, który był ewidentnie niezadowolony z faktu, że przyjemne oglądanie seriali z Kanadą zostało zakłócone zimnem. A było im już tak cieplutko, ale głupi Amerykanin musiał wszystko zniszczyć, zresztą jak zawsze.
-Już zamykam, chwilę! No dobrze, wejdź i się rozgość, a ja powiem Matthew, że już przyjechałeś, chyba mu się zapowiadałeś. - Alfred ulotnił się z tego miejsca, kierując się do salonu, gdzie brat spędzał romantyczne popołudnie z ukochanym. Serce mu szybko biło i sytuacja nie była poprawiana przez fakt, że wszystkim mogło się cudownie ułożyć, a on sam teraz przechodził psychiczne katusze. - Arthur już przyjechał. - Powiedział szybko blondyn, momentalnie się zatrzymując widząc, jak namiętnie Francis i Matthew się całują. No lepszego widoku świat mu nie mógł dać.
-Musiałeś nam przerwać? - Spytał pretensjonalnie Francja, odrywając się od Kanady, który również wyglądał na szczerze załamanego przerwanym pocałunkiem. - W sensie, to cudownie, że Arthur już przyjechał, idź stąd. To znaczy, zajmij się nim, idźcie na romantyczną kolację, tego przecież chcesz. Pozwól nam się sobą nacieszyć. - USA fuknął i wrócił do Anglii, który męczył się ze zdjęciem swojego buta. Nie jego winą było, że są za małe i trudne do zdjęcia, a nie chciało mu się męczyć z wymienianiem rozmiaru. Teraz musiał cierpieć, jak w sumie przez całe życie.
-Potrzebujesz pomocy? - Stany Zjednoczone podszedł niepewnie do przyjaciela, wywołując u niego natychmiastową reakcję odsunięcia się i prawie wywrócenia na szafkę, a następnie podłogę. - Powinieneś być bardziej ostrożny. - USA się zaśmiał, łapiąc w ostatniej chwili Anglika. Musiał przyznać, że Arthur był dość uroczy z takim wkurzonym wyrazem twarzy, ale wolał tego nie mówić głośno, żeby nie przepłacić za wszystko swoim stanem fizycznym.
-Puść mnie, debilu. - Odpowiedział szybko zielonooki, wymijając Alfreda i kierując się do salonu. Musiał porozmawiać z Francją i miał kompletnie gdzieś, że może być zajęty czymś, lub kimś, innym. Jego sprawa była najważniejsza, a musiał wiedzieć jak sobie poradzić z wyznaniem miłości temu idiocie. To pewnie będzie trudniejsze niż przypuszczał, lecz jak to kiedyś ktoś powiedział, do odważnych świat należy.
***
Czechy stwierdzała, że już na spokojnie może zostać wypisana ze szpitala i nic jej tutaj nie trzyma, jednak lekarze pozostawali innego zdania i twierdzili, że powinna tutaj przesiedzieć jeszcze z dwa dni, góra trzy. Przecież gips był już do ściągnięcia, siniaki się zagoiły, a kości tak nie bolały, jak kilka tygodni temu. A mimo tego, nadal leżała w tym przeklętym łóżku, nie mogąc zobaczyć świata poza przeznaczoną jej salą. Na dodatek, Słowacja nie przychodził do niej od dwóch dni i strasznie się nudziła. Jeszcze pielęgniarka ją wkurzyła, bo nie mogła sobie pospacerować po korytarzu, a udawanie, że pilnie potrzebuje do łazienki nic nie dawało.
Aż nagle, do jej sali wparował Jakub, trzymający w dłoni dwie torby, w których pewnie było coś ciekawego, co kompletnie odmieni losy świata. Radmila była szczerze zdziwiona jego nagłą obecnością, lecz nie mogła narzekać, a raczej wypadało jej się cieszyć z takich odwiedzin. Najbardziej zastanawiała ją ta wściekła pielęgniarka, która dawała jej znak o tym, że brat nie przyszedł tutaj w warunkach pokojowych. Słowacja zawsze należał do tego typu osób, który nie za bardzo słucha się innych, a mógł właśnie dostać zakaz odwiedzenia siostry.
-Coś się stało? - Spytała dziewczyna, obserwując jak zmachany brat dostawia sobie krzesło do jej łóżka. Brązowowłosy jeszcze długo nic nie odpowiadał, a jedynie próbował porządnie odpocząć, co trochę mu nie wychodziło. Ucieczka od wściekłych pielęgniarek była trudnym zadaniem, ale na całe szczęście mu się udało i był z siebie dumny. - Widzę, że byłeś na zakupach. Co kupiłeś? - Słowacja spojrzał na Czechy, a następne na torby ze swoimi zakupami. Sam nie wiedział czy siostra będzie z tego dumna, lecz wypadało o wszystkim powiedzieć.
-Kupiłem już prezenty dla Feliksa na jego urodziny! I przy okazji, załatwiłem nam bilety do Ottawy, więc niedługo wylatujemy na urlop. - Radmila momentalnie poczuła się lepiej. Właśnie takiej informacji było jej trzeba, żeby poczuł się ze sobą dobrze, i żeby na jej twarzy zaczął gościć uśmiech. Wieść o tym, że niedługo będzie mogła zobaczyć się z Polską sprawiała, że automatycznie jej dzień stawał się lepszy, jednak teraz bardziej martwiło ją co Słowacja kupił na jego urodziny. Miał on czasami głupie pomysły.
-Wolałem jakoś bardzo nie szaleć z tymi prezentami, żeby nie było przesady i nie przyćmić prezentu od Gilberta, ale to oczywiście nie oznacza, że kupiłem byle jakie gówno. Ode mnie Feliks dostanie zegarek, drogi, piękny i w końcu nie będzie narzekał, że nie wie, która godzina. - Jakub wyjął z torebki opakowanie z zegarkiem, który naprawdę prezentował się cudownie i było ogromne prawdopodobieństwo, że spodoba się Polsce. - A od ciebie kupiłem mu... - Chwila ciszy, gdyż zielonooki nie wiedział, czy na pewno pokazywać to siostrze. - Od ciebie kupiłem mu paletkę z cieniami do oczu i parę innych kosmetyków. Słyszałem od Węgry, że Feliks czasami lubi się pomalować, więc zadbałem o jego zainteresowania. - Czechy naprawdę nie spodziewała się takiej odpowiedzi na jej pytania. Wiedziała, że Polska czasami zachowuje się dziewczęco, jednak o makijażu nie wiedziała.
-Wyjdę na zwyrola, kiedy mu to dam. Oszczędź mi cierpień i daj mi tę paletkę, a dla Polski wykombinuje się coś innego. - Słowacja zaśmiał się sarkastyczne i schował podarunek z powrotem do torebki. Nie miał zamiaru wymyślać czegoś nowego, a i tak skończyły mu się już pomysły. Musieli pozostać przy tym, gdyż wyskakiwanie bratu z niczym będzie najzwyczajniej w świecie, chamskie i okropne z ich strony.
-Już tak nie narzekaj i lepiej się ciesz, że niedługo spotkamy się z Feliksem. Za ile będziesz wypisywana ze szpitala? - Radmila westchnęła, słysząc to pytanie. Niejednokrotnie pytała o to lekarzy, lecz oni prędko zmieniali temat, jakby chcieli ją tutaj zatrzymać na zawsze. Nie wiedziała dlaczego, ale miała wrażenie, że ktoś chce ją zastąpić w rządzie i zniszczyć kraj jej i Feliksa, jednak chyba była jedynie przewrażliwiona, a długie siedzenie w jednym miejscu sprawiło, że zaczynała myśleć o chorych rzeczach.
-Też chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. No niestety, lekarze milczą na ten temat, ale myślę, że już niedługo się stąd uwolnię i będziemy mogli wylecieć na ten urlop. - Niebieskooka uśmiechnęła się na pocieszenie, chociaż było to trudne przez świadomość, że już niedługo będzie zmuszona dać Polsce prezent, który zrobi z niego jeszcze bardziej dziewczęcego faceta. Musiała go zaakceptować takiego, jakim jest teraz. Wolała nie wychodzić więcej na okropną siostrę, a nazywanie jej tak było krzywdzące.
-Niedługo powinni cię wypisać, przecież nie mogę cię tutaj trzymać w nieskończoność. - Słowacja pogłaskał Czechy po głowie w geście pocieszającym, po chwili jeszcze ją przytulając zależało mu na jej szczęściu i byłby bardzo nieszczęśliwy, gdyby okazało się, że Radmili jeszcze coś dolega. Starał się być dobrym bratem i chyba mu to wychodziło, nikt nie powiedział mu jak się spisuje w tej roli.
-Mam nadzieję, że do jedenastego stąd wyjdę. Głupio by było, gdybyśmy nie zjawili się na urodzinach brata, a możliwe, że nas się spodziewa. - Jakub jedynie mruknął niezrozumiale w odpowiedzi, co było dość niezrozumiałe dla samej Radmili. Obydwoje nie mogli doczekać się wylotu, a też dawno nie wylatywali gdzieś dalej, niż w Europie. Mieli okazję zaszaleć, a również spotkać się z osobą, która była im niezwykle bliska i smutne było, że od kilka miesięcy ją kompletnie ignorowali. Nie mogli zmarnować szansy na spotkanie się, szczególnie teraz.
*** 8 listopada ***
Wszystko potrafiło być piękne, kiedy pokrywał to śnieg. Ten zimny, delikatny puch, jeden z ulubionych obiektów niespełnionych poetów, ale również piękny dodatek do romantycznych sytuacji w opowiadaniach. Tutaj nie będzie inaczej, trzeba jakoś wykorzystać fakt, że spadło tyle śniegu i ozdobił on całą Ottawę, a przede wszystkim tę śliczną uliczkę, po której właśnie spacerowali Anglia i USA. Alfred próbował złapać Arthura za rękę, lecz słabo mu to wychodziło, gdyż Arthur za każdym razem się wyrywał i minimalnie odsuwał. Sprawiało to, że blondyn już nie wiedział co zielonooki do niego czuje, a ponoć odwzajemniał jego uczucia. Tak twierdził Francja, informując go o wszystkim rano i życząc powodzenia w całej akcji wyznania miłości.
-Po co mnie w ogóle zabrałeś na ten spacer, skoro i tak nie robimy niczego konkretnego poza chodzeniem? - Anglia zaczynał się niecierpliwić, było zimno i bał się samodzielnie wyznać swoje uczucia, więc próbował zwalić ten obowiązek na Stany Zjednoczone. Chyba mu się udało, bo USA się ocknął z zamyślenia, postanawiając wziąć się do roboty. Nie mógł czekać wiecznie, a sam zaczynał wkurzać się na własne nerwy, uniemożliwiające mu spokojne rozpoczęcie związku. Przystanął z ukochanym przy jednym z ładniejszych budynków, wziął głęboki wdech i rozpoczął swoją piękną przemowę.
-Arthur, wiem, że nasze relacje nie zawsze były kolorowe i często się kłóciliśmy, ale naprawdę żałuje wszystkiego co ci zrobiłem i gdybym mógł, cofnąłbym czas, lecz nie mogę. Może to i lepiej, jedna zmiana może kompletnie zmienić losy całego świata, a jest dobrze tak, jak jest teraz. Mówiąc już konkretnie, niejednokrotnie ci wyznawałem, że cię kocham i za każdym razem mnie odrzucałeś, co cholernie bolało. Wiem już od dawna, że odwzajemniasz moje uczucia, więc byłbym bardzo zadowolony, gdybyś w końcu nie udawał i również przyznał się do swoich uczuć. Wybacz za taką bezpośredniość, ale inaczej nie umiem. - USA uśmiechnął się szeroko na końcu swojej wypowiedzi, delikatnie biorąc Anglię za dłonie. On nawet nic z tym nie zrobił, gdyż był za bardzo zdziwiony tymi słowami. Oczywiście, że wiedział o uczuciach Alfreda, nadal miał w pamięci sytuację z kasyna, lecz i tak wywarło to na nim spore zaskoczenie, szczególnie ta pewność siebie Stanów Zjednoczonych była zadziwiająca, a wydawało mu się, że będzie choć odrobinę skrępowany.
-Alfred... - Arthurowi zabrakło jakichkolwiek słów. Dla niego to był kompletny rozpierdol, szczególnie w jego mózgu, gdzie obecnie rozgrywała się jedna z ważniejszych bitew w jego życiu. Walczył o dobrą odpowiedź, wyduszenie czegoś z siebie, i normalne zareagowanie, a walka o to była cholernie trudna. Spojrzał w oczy nieukochanego, chociaż to "nie" na początku jest już zupełnie niepotrzebne, i poczuł jak strach w nim narasta.
-Bardzo mnie cieszy, że pamiętasz moje imię, jednak nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. - Zielonooki zarumienił się oraz schylił głowę, dalej nic nie odpowiadając i sprawiając, że blondyn coraz bardziej się denerwował. Obawiał się, że zostanie ponownie odrzucony, a była to ostatnia rzecz, jakiej tego dnia chciał. Miał zapewnienie od wszystkich, że Anglia również go kocha, że pewnie teraz wszystko skończy się dla nich dobrze, a nie dostawał odpowiedzi, jedynie milczenie, ciszę, i taką męczącą.
-Alfred, ja... - Anglia ponownie się zaciął, a to wszystko przez nadal trwającą bitwę w jego umyśle. Serce szybko biło i dawała mózgu sygnały, żeby sprawił, że zacznie mówić jakiejś romantyczne pierdoły i odwzajemni uczucia USA, jednak chyba nie docierało, bo nadal milczał i tępo wpatrywał się w zaśnieżony chodnik. Nie spodobał mu się fakt, że po policzkach zaczęły spływać mu łzy, jakby była to jakaś reakcja obronna jego psychiki. Na dodatek było zimno, więc łzy nie były w tym momencie przyjemne.
-Po prostu powiedz, że mnie nie chcesz i rozejdziemy się do swoich miejsc. - W głosie Alfreda było wyczuwalne załamanie wraz ze smutkiem, a sprawiało to, że Arthur czuł się jeszcze gorzej z faktem, że nie może czegokolwiek powiedzieć. Nie miał zamiaru tracić ukochanego przez własną głupotę, nie miał zamiaru powtarzać błędów sprzed lat.
-To nie tak, że cię nie chcę. - Powiedział w końcu zielonooki, ale dość cicho, przez co blondyn ledwo go zrozumiał. Głośniej nie potrafił, za bardzo się bał, żeby mówić wyraźniej. - Bardzo cię kocham, lecz za bardzo się zdenerwowałem, żeby od razu ci odpowiedzieć. - Nagle wszystko odzyskało dla USA sens, a sprawiło to tylko kilka słów, wypowiedzianych przez ważną dla niego osobę. Mocniej ścisnął dłonie Anglii i ciepło się do niego uśmiechnął. Na tyle ciepło, żeby Arthur to poczuł wewnątrz siebie, a cały dzień stał automatycznie lepszy. Dla nich obydwóch, to wyznanie miłości było niczym z lipnego filmu romantycznego, jednak nie narzekali. Najważniejsza była świadomość, że ich wspólne marzenie o byciu razem, zostało spełnione.
-Nawet nie wiesz, jak bardzo się z tego cieszę. - Odpowiedział spokojnie blondyn i przytulił nowego partnera, ofiarując mu tyle swojego ciepła, na ile tylko pozwalała obecna pogoda, a było naprawdę zimno. Mieli nadzieję, że już jutro będzie cieplej, gdyż w takich warunkach mało kto chciał wychodzić z domu. Z trudem przekonali się do wyjścia na spacer, a nie dalszego siedzenia przy gorącym kaloryferze.
-Jestem w stanie to sobie wyobrazić. Również się cieszę. - Anglia był teraz wyjątkowo szczęśliwy, więc do reszty dnia mógł porzucić swoje chamskie zachowanie. To był dzień dobroci dla innych, a przede wszystkim, samego siebie i ukochanego. Zanim się obejrzał, USA już zbliżał do niego swoją twarz, tak jakby chciał go właśnie pocałować. Odsunął się odruchowo, zdenerwowany zachowaniem Alfreda. - Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!
-Chcę cię pocałować. Wydaje mi się, że jest to odpowiednie zachowanie w takim momencie, ale może się mylę. - Niebieskooki starał się jakoś wybrnąć z tej sytuacji, a blondyn właśnie jasno się wyraził, że nie życzy sobie pocałunków zaraz po rozpoczęciu związku. Trochę dziwne, lecz musiał to zaakceptować.
-Oczywiście, że się mylisz! Jeszcze nie jestem gotowy na takie rzeczy. - Anglia znowu przysunął się do Stanów Zjednoczonych i wtulił w niego, byle tak nie marznąć, a chwila nie przytulania się sprawiła, że zrobiło mu się chłodno. Może nie było aż tak zimno, ale lubił się przytulać i otrzymywać ciepło od innych, chociaż rzadko się do tego przyznawał. Może kiedyś pozwoli się pocałować przez Alfreda. Najprawdopodobniej, będzie to już dzisiaj wieczorem, a nie miał zamiaru ponownie spać sam na kanapie.
***
Polska czuł się dziwnie. I to nie tak, że jego głowa znowu była zaśmiecona myślami o tym, że jego związek w ogóle się nie rozwija, a Włochy i Niemcy właśnie świętują przeszło tydzień od rozpoczęcia narzeczeństwa. To wcale nie było tak, chociaż wszyscy twierdzili, że po prostu zżera go zazdrość, bo komuś powodzi się lepiej od niego samego. Nie jego winą było, że oczekiwał czegoś więcej od Prusaka, a ta gnida nic nie robiła i jedynie przeglądała coś w Internecie na laptopie, siedząc obok niego. Prusy pewnie byłby bardzo zaskoczony, gdyby powiedział mu, że zwykłe służenie mu jako poduszka nie starcza, a najlepiej by było, gdyby wyskoczył z oświadczynami. Tak, to byłoby cudowne, a to zielone pudełeczko z nieznajomą zawartością chyba czemuś służyło, prawda?
-Gilbert, mogę zadać ci pytanie? - Feliks spojrzał na to, co ogląda Gilbert, jednak nie zobaczył niczego ciekawego. Zwykłe przeglądanie Facebooka, nic interesującego. Białowłosy mruknął coś pod nosem, pozwalając pchle na rozpoczęcie swojej wielce ważnej przemowy. - Bo wiesz, Feliciano i Ludwig tak fajnie się ze sobą bawią, jako narzeczeństwo, i tak sobie pomyślałem, że my też byśmy mogli się tak pobawić. W sensie, urozmaicić nasz związek o pierścionek na moim palcu, a potem obrączki i inne takie pierdółki. Co ty na to? - Albinos mógł się tego spodziewać, ale oczywiście musiał się łudzić, że będzie chodziło o coś innego. Też sobie blondyn wybrał moment na zadawanie pytania o zaręczyny, kilka dni od oświadczenia się mu.
-Tyle razy ci mówiłem, żebyś o to nie pytał. Zostaw ten temat, daj mu spokój i poczekaj, a może dobrze na tym wyjdziesz. - Polska miał wrażenie, że w tych słowach może być jakaś informacja, na przykład, że niedługo może spodziewać się oświadczyn, a musiał przyznać, że takie coś niezmiernie by go pocieszyło. Nareszcie nie byłby zazdrosny oraz mógłby razem z Włochami oczekiwać ślubu i pośpieszać swojego księcia w realizowaniu ceremonii ślubnej.
-Sugerujesz mi, że niedługo mi się oświadczysz? - Feliks ładnie się uśmiechnął, a Gilbert jedynie westchnął i wrócił do przeglądania kont społecznościowych, ewidentnie marnując tym swój czas. A mógłby zająć się czymś porządniejszym, jak na przykład robieniem swojej umięśnionej formy. No niestety, życie mu podpowiadało, żeby nadal się marnować. W sumie, mógłby już teraz oświadczyć się pchle, lecz nie miałby potem prezentu na jego urodziny, a nie chciało mu się łazić po sklepach.
-Nic ci nie sugeruję. Jedynie mówię, że zaprzepaszczasz szanse na rozwinięcie naszego związku, bo mnie denerwujesz. - Polska prychnął i odwrócił się plecami do Prus, chcąc ponownie udawać obrażonego. Każdy doskonale wiedział jaka jest prawda, jedynie próbował wymusić na Prusaku zostanie przytulonym, może pocałowanym, a jak się ładnie uśmiechnie, to będą zaręczyny. Życie było brutalne i dalej pruska pała go nie przytuliła.
-Masz mnie przytulić. - Gilbert zaśmiał się w odpowiedzi na rozkaz Feliksa, gdyż tak, to był rozkaz. Nikt nie będzie mu rozkazywać, a laptop przyjemnie go grzał. Co prawda, przytulenie się do blondyna pewnie też sprawi, że będzie mu cieplej, lecz nie miał zamiaru się ruszać, tylko dłońmi, żeby móc nadal być żywym w Internecie.
-Nie będziesz mi rozkazywać. Gdybyś naprawdę chciał, żebym cię przytulił, pozbyłbyś się tego laptopa i przyciągnął do siebie, mocno mnie przytulając i nie pozwalając się ruszyć. - Albinos bardzo szybko pożałował tych słów, ponieważ zielonooki diabeł wyrwał mu laptopa, wyłączył go, ostrożnie odłożył na szafkę obok, a na samym końcu rozkoszował się swoją wygraną, będąc przytulonym przez Prusaka, bo i tak nic innego do roboty mu nie pozostało.
-Na przyszłość bardziej uważaj na słowa.
-Na przyszłość mnie nie wkurzaj.
***
I tym słodkim akcentem zakończmy rozdział, który ma 9491 słów, więc ponownie nie przekroczyłam progu 10k słów.
Czy tylko ja uważam, że ten rozdział jest mocno średni, a nawet gorzej niż średni? Wiem, że teraz brzmię tak, jakbym się nad sobą użalała i szukała pocieszenia u czytelników, jednak naprawdę w tym rozdziale nie wydarzyło się nic ciekawego, no może poza rozpoczęciem związku Alfreda i Arthura. Tak w ogóle, to zadowoleni z tego, że są już razem? Ja się z tego cieszę, lecz nadal zastanawiam się nad złym zakończeniem, a ostatnio nie czuję się najlepiej. Wszystko zależy od mojego samopoczucia.
Tak swoją drogą, to mam ponownie Simsy 4. Stworzyłam sobie z nudów moje ukochane OTP i przez te kilka godzin rozgrywki wydarzyło się już wiele, ciekawych rzeczy.
-Ludwig kompletnie nie umie flirtować i zamiast plusików, lecą mu minusiki z Feliciano.
-Ludwig doprowadził do pożaru już cztery razy.
-Erizabeta i Roderich są już parą. Wiem, dość mocno się pospieszyłam, ale powstrzymanie się od tego było niemożliwe. Ah, i obydwoje są już po pierwszym wspólnym stosunku seksualnym. Odbytym w łóżku Feliciano.
-A Feliks zostanie pisarzem, który pisze książki o swoim życiu.
-Gilbert próbuje wyrwać Feliksa, jednak ten ewidentnie ma na niego wyjebane.
Zobaczymy co wydarzy się dalej.
Do zakończenia został jeden rozdział i prolog, więc bardzo malutko. Wiem, że się powtarzam, ale naprawdę będę tęsknić za tym opowiadaniem. Na pewno będę miło wracać do niego myślami i możliwe, że kiedyś sobie je przeczytam od początku do końca, żeby zobaczyć jak moje umiejętności poszły do góry, lub dołu, przez te kilka miesięcy. Miło będzie wiedzieć, jak wy, czytelnicy, będzie wspominać to opowiadanie.
Myślę, że to już koniec w tym rozdziale. Następny oczywiście w niedzielę, ostatni dzień kochanych wakacji. Postaram się napisać następny rozdział jak najlepiej, byle ten pierwszy października został was umilony. Tutaj zakończę swoją gadaninę, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, i do zobaczenia już niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro