[5] Nauka pływania
*** 6 kwietnia ***
Hiszpania w spokoju przygotowywał śniadanie, aż nagle do kuchni wszedł Prusy. Nie wyglądał na zadowolonego. Antonio spojrzał na niego zaciekawiony, ale stwierdził, że nie będzie pytać co się dzieje. Ciekawość jednak go zżarła. Musiał się dowiedzieć o co chodzi.
-Co ci jest? – Spytał dosiadając się do stołu i przeżuwając pomidora.
-A co ma mi być? Wszystko w porządku.
-Właśnie widzę. Gadaj co się dzieje. – Albinos westchnął. Nie wiedział nawet co ma mówić. Po prostu nie czuł się najlepiej i tyle. Oczywiście było to spowodowane wczorajszą, podsłuchaną rozmową.
-Słyszałem rozmowę Feliksa i Elki. Wczoraj w nocy Polska chciał się zabić, ale Węgry go przyłapała. Głownie to Elka go uspokajała, ale powiedziała coś co mnie mocno uderzyło.
-Konkretnie?
-Że jesteśmy tu dla niego, a nie dla własnej przyjemności, a ja właśnie dla tej przyjemności tylko pojechałem. – Gilbert schował twarz w dłoniach. W kuchni rozlegał się już przyjemny zapach jajecznicy. Antonio podszedł do patelni i zaczął mieszać potrawę.
-Więc zmień swoje postępowanie. Musisz się teraz zająć Feliksem, albo wracasz do domu. Myślałem, że wiesz o warunkach tej podróży. – Prusy nic nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko tępo w przyjaciela. – Pierwsza rzecz, jaką możesz zrobić dla Polski to obudzenia go. Śniadanie za moment będzie gotowe. Przy okazji obudź Węgry. – Białowłosy westchnął. Dużo wzdychał ostatnio. Wstał od stołu i poszedł do tymczasowej sypialni Feliksa i Erizabety.
Rozejrzał się po pokoju. Owa dwójka nadal sobie smacznie spała. Najpierw postanowił się wziąć za coś łatwiejszego. Zaczął delikatnie trząść Elizą, a po chwili ta była kompletnie obudzona.
-Czego chcesz? – Spytała przecierając oczy.
-Tosiek woła na śniadanie. Możesz już iść.
-Obudzisz Feliksa sam? Nie żeby coś, ale to trudne zadanie.
-Dam sobie radę.
-Jak chcesz. Żebyś tylko nie wpadł na coś głupiego. – Dziewczyna wyszła z pomieszczenia, zostawiając Gilberta całkiem samego. Był jeszcze śpiący Feliks.
Prusy podszedł do łóżka i zaczął trząść blondynem. Żadnych skutków. Dalej nim trząsł, klepał po plecach, mówił do ucha, ale to nic nie dawało. Chciał już spytać o pomoc internetu, lecz doskonale wiedział jak to się skończy. Pewnie jakiś romantyczny internauta podsunie mu pomysł pocałowania swojego obiektu obudzenia w policzek lub nawet usta. Nie był aż tak głupi. Wziął tylko głęboki wdech i zaczął się drzeć do ucha Polski. Ten szybko usiadł, zaskoczony pobudką. Spojrzał wzrokiem pełnym urazy na Prusaka i już chciał rzucić na niego wiązkę przekleństw, ale albinos mu przerwał.
-Śniadanie jest już gotowe. Chodź. – Prusy wyszedł z sypialni, a za nim niezadowolony Polska. Weszli do kuchni i tak jak podejrzewali, czekała na nich pyszna jajecznica. A przynajmniej mieli nadzieje, że pyszna. Węgry spojrzała na Polskę, który ewidentnie był na coś zły.
-Co ci się dzieje, Felek?
-Lepiej spytaj tego jełopa. – Powiedział z tonem wypełnionym agresją. Gilbert się tylko cicho zaśmiał w ten swój charakterystyczny sposób. Erizabeta spojrzała na niego karcąco, lecz nie zrobił sobie z tego czegokolwiek.
***
Po długiej, przeszło czterogodzinnej podróży autem do letniskowego domku Hiszpanii niedaleko plaży, byli na miejscu. Odłożyli bagaże na podłogę i weszli do niewielkiego salonu. Prusy walnął się na kanapę z zamiarem odpoczynku, jednak jego towarzysze nie byli tacy litościwi.
-Pogoda jest świetna, jakieś trzydzieści stopni, co za tym idzie idealne warunki by iść na plaże. Co wy na to? – Polska i Węgry zgodzili się na taki pomysł. Feliks spojrzał za zegar, krzywo zawieszony przy oknie. Dochodziła piętnasta. Na miejscu pewnie będą kilka minut po.
-A ty co myślisz Gilbert?
-Skoro tak bardzo chcecie iść, to i ja pójdę.
-Ty mi łaski nie rób. Najwyżej domu popilnujesz. – Antonio się zaśmiał i klepnął albinosa w ramię. – Tym razem nie zapomnij wziąć tego specjalnego kremu, bo się znowu sparzysz. – Brązowowłosy poszedł szukać swoich kąpielówek, kremu do opalania, ręcznika i innych rzeczy potrzebnych na plaże. Feliks, Erizabeta i Gilbert od razu znaleźli to czego chcieli. Ostatecznie wyszli za pięć piętnasta.
***
Było strasznie gorąco. Wejście do wody było wręcz błogosławieństwem. Polska jedyna co zrobił to zanurzył stopy i koniec. Obecnie tylko się rozglądał po tym co go otacza i spoglądał jak pozostali pływają. Węgry próbowała utopił Hiszpanie i Prusy. Ciekawe czym jej zawinili. Pomyślał i starł kolejne krople potu spływające po jego czole. U mnie pewnie szaruga i deszcz leje. Położył się na kocu i zamknął oczy. Nagle poczuł jak kilka kropel skapuje mu na brzuch i nogi. Otworzył oczy i westchnął z pretensją. Prusy.
Gilbert usiadł koło Feliksa. Wziął butelkę wody i wypił połowę jej zawartości. Bardzo go zastanawiało co go tak łaskocze przy plecach. Blondyn wstał i już miał pytać czego ten Prusak chce, ale zauważył niewielką meduzę przyczepioną do Prus. Z trudem powstrzymał śmiech. Spojrzał się znowu w stronę Antonia, który nadal walczył o życie z wściekłą Elizą.
-O co im poszło? – Spytał od niechcenia.
-Tosiek zaczął dla żartów ją po cyckach macać i się wkurzyła. Potem jeszcze powiedział jej kilka rzeczy i proszę bardzo. – Albinos podrapał się po plecach i poczuł coś o galaretowatej konsystencji. Spojrzał się tam i ujrzał niewielką meduzę. Zaczął piszczeć jak mała dziewczynka. Polska zaczął uspokajać nie-przyjaciela-ale-jednak-się przeprosili-więc-są kumplami, ale ten robił sobie nic z tej pomocy. Gilbert próbował zdjąć, jak on to pięknie ujął ''różowe cholerstwo'', ale to nic nie dawało.
-Przestać, zrobisz jej krzywdę! – Feliks delikatnie wziął w dłonie zwierzę i włożył je do wody. Gdy wrócił usiadł na kocu i zaśmiał się na widok czerwonego śladu na ciele Gilberta.
Między nimi zapanowała cisza. Co jakiś czas wymienili tylko spojrzenia, by po chwili je znowu spuścić. Gilbert się zastanawiał czemu Feliks jest w koszulce. Oczywiście nie byłoby to nic złego, gdyby była to jakaś cienka, przewiewna koszulka, ale nie! Było to grube, białe gówno z długimi rękawami. Chciał coś ukryć, czy co? Spojrzał się na Polskę. Ten to zauważył i się lekko zarumienił.
-Co się gapisz?
-Zastanawiam się czemu masz bluzkę.
-To coś złego?
-Tak, bo jest gruba i widzę, że ci gorąco.
-Martwisz się? Po prostu nie chcę by ludzie gapili się na mnie bez żadnych ubrań.
-Nadal masz szorty. Co tam ukrywasz? – Prusy już chciał podwijać ubranie Polski, ale ten go odepchnął nogą.
-Co ty myślisz, że robisz?!
-Chcę tylko wiedzieć co ukrywasz. – Albinos usiadł i uśmiechnął się przekonująco. Blondyn milczał nadal zdenerwowany niechcianym ruchem Prus. -No przepraszam za to. Nie bocz się już. To czemu siedzisz w koszulce?
-Co cię tak to interesuje? Czy tak trudno zrozumieć, że się wstydzę? – Czerwonooki prychnął nie miał zamiaru odpuszczać.
*** Po długim przekonywaniu Feliksa by pokazał co ma pod bluzką***
-W porządku! Pokażę ci ale nie tutaj. – Polska wstał i pociągnął Prusy za rękę. Zaczął go kierować w bliżej nieokreślone miejsce. W końcu znaleźli się na jakiejś mało uczęszczanej uliczce, zasłoniętej przez drzewa. Blondyn zaczął ściągać koszulkę.
-Ej, co ty robisz? – Spytał panicznie Gilbert widząc jak Feliks się przed nim rozbiera.
-Chciałeś wiedzieć czemu nie ściągam koszulki. – Niższy chłopak odwrócił się tyłem do wyższego ukazując tym samym poranione plecy, ręce i kark. Albinos przejechał po ciele zielonookiego wielce zdziwiony. Nie wierzył własnym oczom. Praktycznie cały tył ciała Polski był w bliznach.
-Ale... jak? – Wydukał z siebie albinos dalej patrząc na te wszystkie rany.
-Już nie pamiętasz jak za zaborów lub wojny katowałeś mnie w więzieniu? Nie pamiętasz jak lałeś mnie biczem, robiłeś rany cięte, czy otwarte nożem, poniżałeś mnie słownie, ciągnąłeś za włosy? Nie pamiętasz tej całej krwi i połamanych kości? – W głosie Polski było słychać coraz więcej gniewu. – Nie pamiętasz jak wyzywałeś mnie od szmat, suk i innych? Nie pamiętasz jak śmiałeś mi się prostu w twarz, zlizywałeś moją krew z dłoni, rzucałeś mną na podłogę i waliłeś o ściany, jak głodziłeś mnie, a potem dawałeś jakieś gówno do jedzenia? Nie pamiętasz jak zapraszałeś Rosję i Austrie by pokazać im efekty swojej, jak to wtedy pięknie ująłeś, zabawy? CZY, KURWA, NIE PAMIĘTASZ JAK WSTRZYKIWAŁEŚ MI JAKIEŚ ŚWIŃSTWA DO ORGANIZMU BY MNIE OSŁABIĆ, JAK PODDAWAŁEŚ MNIE JAKIMŚ CHOLERNYM TESTOM... - Tutaj Feliks urwał. Kilka łez spłynęło po jego twarzy przez wspomnienia tamtych dni. Założył z powrotem bluzkę i popchnął Gilberta na ścianę.
-Ah, i jeszcze jedno. Przez cały ten czas chciałem żebyś przeprosił mnie za to, a nie za jakieś Grunwaldy czy Holocaust. - Wyszedł z uliczki szlochając głośno. Prusy patrzył się zszokowany przed siebie. Wszystko mu się przypomniało. Tak bardzo chciał zapomnieć o tamtych czasach i już powoli wymazywał to z swojej głowy. A teraz miał przed sobą dokładny obraz tego co się wtedy działo. Był pierdolonym sadystą dla Polski, który nie wiedział co to litość. Tak bardzo tego teraz żałował. I on zaczął cicho płakać.
***
Polska szedł pośpiesznie. Bardzo mu to utrudniał piasek, ale dawał radę. Dalej płakał. Paru ludzi spojrzało się na niego zmartwionych, ale woleli nie podchodzić. Jak mogłem się w nim zakochać? To pytanie siedziało mu w głowie od dłuższego czasu. W końcu doszedł do swojego koca i usiadł na nim. Schował twarz w nogach i cicho płakał. Hiszpania i Węgry dalej walczyli w wodzie. I ty myślisz, że on cię kocha? Sam doskonale wiesz co ci robił. Wiadomo co mu w głowie siedzi? Pewnie nadal coś planuje. Głos wrócił. Jak zwykle w najgorszym momencie. Musiał się uspokoić. W każdym momencie mógł ktoś przyjść. Szczęście mu ewidentnie nie sprzyjało gdyż przyszedł Prusy.
Gilbert usiadł niepewnie obok Feliksa. Blondyn zerknął na niego. Też musiał przed chwilą płakać bo miał zaczerwienione oczy i ślady łez. Obydwoje nie wiedzieli co powiedzieć.
-Feliks, ja... Przepraszam.
-Za takie rzeczy się nie przeprasza. Poza tym zrobiłeś to już w szpitalu.
-Żałuje tego co zrobiłem. Wtedy byłem całkowicie inną osobą. Uwierz mi, proszę. Naprawdę żałuje. Może za zaborów robiłem to bo chciałem, ale za drugiej wojny światowej robiłem to bo mi kazano. Jak możesz już niestety wiedzieć, ja szybko znajduję przyjemność w krzywdzeniu innych nawet jeśli nie chcę. Nie wiem co we mnie wtedy wstą – Gilbert dostał w twarz z piaskowej kulki. Szybko usłyszał śmiech Feliksa i to jak ucieka.
-A niech cię, Polen! – Albinos szybko się zerwał w pogoń za Feliksem, który nadal się śmiał. To było niemożliwe. Jeszcze przed Feliks mówił rzeczy, które Gilbert mu robił kilkadziesiąt lat temu i płakał z tego wszystkiego, a teraz śmiał się jakby nic się nie stało. Spojrzał za siebie. Prusy już go gonił wyraźnie zdenerwowany.
Hiszpania i Węgry spojrzeli zaciekawieni na Polskę i Prusy. Za cholerę nie wiedzieli czemu Feliks ucieka przed Gilbertem ale pewnie coś przeskrobał. I to mocno.
-Ratujemy Felkowi dupę? – Spytał Antonio.
-Daj im się sobą nacieszyć.
Feliks nadal biegł. Biegnięcie na piasku było bardzo trudne, ale na szczęście Gilbert nie radził sobie lepiej. Powoli zaczynało brakować mu sił. Skręcił na molo co było jego największym błędem tego dnia. Biegł przez molo co było o wiele łatwiejsze, ale niestety wszystko się kiedyś kończy. Molo też. Polska stanął na krawędzi kładki i spojrzał lekko przestraszony, ale nadal rozbawiony na Prusaka zbliżającego się do niego powoli. Nie było sposobu ucieczki. Skok do wody był bardzo ryzykowny, niczym skok ze spadochronem bez spadochronu. Jego umiejętności pływackie ograniczały się do topienia.
-I co teraz zrobisz, pchło? Nie masz gdzie uciec. – Gilbert zaśmiał się i stanął naprzeciw Feliksa.
-G-Gilbert... nie zrobisz tego.
-Owszem zrobię. – Prusy wyszczerzył swoje bielutkie zęby i wyciągnął ręce w stronę Polski. Ostatnie co słyszał z ust blondyna to krzyk, a potem dźwięk wpadania do wody. Zaśmiał się nawet głośniej, aż ludzie zwrócili na niego uwagę. Minęła krótka chwila, a po Feliksie nie było ani śladu. Gilbert myślał, że Feliks zaraz wynurzy się z wody i zapragnie natychmiastowej zemsty. Tak się jednak nie stało. Wskoczył do wody i zanurkował. Scheiße. Polska spływał na dno. Prusy szybko do niego podpłynął, złapał go i wszedł z nim z powrotem na molo. Z wielkim odrzuceniem, ale jednak, wziął się za sztuczne oddychanie. W duchu modlił się by ta pchła przeżyła, albo naprawdę Czechy i Węgry pójdą z nim do sądu za zabójstwo. Po chwili Polska otworzył oczy i spojrzał z wyrzutem na Gilberta.
-Głupi jesteś?! Mogłeś mnie zabić! – Krzyknął Feliks wymachując przy tym rękoma.
-Myślałem, że już nauczyłeś się pływać!
-To źle myślałeś. – Blondyn założył ręce na pierś i zrobił obrażoną minę.
-Naprawdę masz przeszło tysiąc lat i nie umiesz pływać?
-Tak, nie umiem i nic ci do tego! – Zielonooki już wstawał, ale albinos go zatrzymał.
-Będzie trzeba to zmienić.
*** 7 kwietnia ***
Polska i Węgry szli w stronę mola. Feliks czuł lekki niepokój co do dzisiejszej lekcji pływania. Erizabeta jednak go uspokajała i mówiła, że Prusy nie ma raczej złych zamiarów. Raczej. Wchodzili już na kładkę. Na samym końcu stał Gilbert z Antoniem. Prusy uśmiechnął się na widok swojego nowego – i jedynego – ucznia. Hiszpania cicho się zaśmiał i odszedł z Węgry gdzieś dalej. W ciągu dalszym będą musieli mieć tą dwójkę na uwadze.
-Jesteś gotowy nauczyć się pływać? – Polska skrzywił się na widok różowego koła ratowniczego i jakiejś dziwnej, długiej, metalowej pałki.
-Chyba tak. – Prusy się na te słowa uśmiechnął jeszcze bardziej. Pociągnął Polskę za sobą.
-Zakładaj to. – Podał mu owe koło ratunkowe.
-Po co mi to?
-Żebyś się nie utopił, debilu! Każdy zaczyna z kołem ratunkowym. – Feliks niechętnie założył to dziadostwo na siebie. Następnie wszedł z Gilbertem do wody. Faktycznie – Dzięki kołowi trzymał się na wodzie. Czuł się jak mała dziewczynka. Prusy się szybko dowiedział, że uczenie Feliksa pływania z kołem na samym początku lekcji jest bezsensowne. Zabrał mu je i odłożył na bok.
-Spróbuj położyć się na wodzie.
-Co?! Przecież ja pływać nie umiem, a ty ode mnie wymagasz takich trudności!
-Leżenia na wodzie uczą na pierwszych lekcjach pływania dla takich noobów jak ty. – Feliks prychnął urożony i pozwolił sobie pomóc. Prusy złapał go w pasie i pomógł się położyć. Gdy puścił Feliksa, ten od razu zaczął się rzucać na wszystkie strony, przez co zaczął się topić. Gilbert go złapał i westchnął.
-Najważniejsze to zachować spokój. Spróbuj się wyluzować. W razie czego cię złapie. – Blondyn spróbował drugi raz. Trzeci, czwarty, piąty, aż za szóstym mu się udało. Leżał na wodzie i spokojnie oddychał, choć w środku panikował. -No i świetnie! Teraz wstrzymywanie oddechu.
-Nawet tego będziesz mnie uczył? Przecież gdy się topię to muszę wstrzymać oddech by nie zginąć. Aż takiego niedojdy to ze mnie nie rób.
-W takim razie pokaż co umiesz. – Feliks wziął głęboki wdech i zanurkował. I czego niby ten durny Prusak miał go uczyć? Przecież jest mistrzem nurkowania! Po chwili wyszedł na powierzchnię. Prusy kiwnął głową na ''tak''.
-W takim razie pora na pływanie.
***
Podczas nauki pływania z kołem Feliks prawie się utopił z jedenaście razy. Gilbert liczył. Zajęło im to jakieś niecałe trzy godziny. Polska już sobie jakoś radził. Potrafił utrzymać się na wodzie, popłynąć pewien odcinek ''drogi'' i wstrzymać oddech na dłużej niż pół minuty.
-Teraz spróbujemy bez koła. – Albinos zdjął przedmiot z ucznia, a ten spojrzał na niego wielce zdziwiony. -Co się tak gapisz? Umiesz pływać z kołem, teraz pora bez. – Prusy wziął metalową pałkę i przez przypadek walnął nią Polskę w bok. Przeprosił go.
-Właź do wody.
-Sam?!
-Tak, sam. Potem złapiesz się kija. – Blondyn niepewnie wszedł do morza i pośpiesznie złapał za kija.
-Co teraz mam robić?
-Pływać. W razie niebezpieczeństwa złapiesz się. – Polska jeszcze długo wykłócał się, że on nie da rady. W końcu po długiej gadce Gilberta o tym jak go uratuje gdy będzie się topił, zgodził się. Długo trwało aż Feliks nauczył się pływać bez żadnych desek, kółek czy innych wspomagaczy.
Prusy spojrzał na niebo. Słońce już zachodziło co oznaczało, że robi się późno. Spojrzał na Polskę, który nadal próbował swoich sił w wodzie. Szło mu coraz lepiej, ale niedługo będzie trzeba kończyć. Nagle zauważył jak zbliżają się Hiszpania i Węgry. Erizabeta stanęła na progu mola i obserwowała pływanie przyjaciela, za to Antonio zagadał do Gilberta.
-Jak wam idzie?
-Może być. Na pewno jest lepiej niż przedtem.
-Cieszy mnie to. Moglibyście już powoli kończyć. Na dzisiaj planuje jeszcze przejażdżkę jachtem, po za tym widzę, że Feliks jest zmęczony. – Hiszpania i Prusy spojrzeli na Polskę, który ledwo oddychał. Faktycznie, przydałby mu się odpoczynek. Przez cały dzień dał mu tylko trzy przerwy.
-Masz rację. E, Feliks! Koniec na dzisiaj. – Blondyn szybko przytaknął i jeszcze szybciej wyszedł z wody. Podszedł do Elizy i zaczął jej opowiadać jak było.
-Może podziękujesz Gilbertowi, że cię tego nauczył? – Zaproponowała dziewczyna zerkając na albinosa zakładającego koszulkę. Polska nieśmiało przytaknął i podszedł do niego.
-Hej, Gilbert... Bo ja... ten, no... Bo ja chcę ci, generalnie...ugh. – Zamiast podziękowań Prusy dostał jakiś bełkot.
-Nie musisz dziękować, naprawdę. To idziemy na ten jacht? – Pytanie było skierowane do Antonia. Ten przytaknął. Węgry zaśmiała się na widok speszonego Polski.
***
Słońce już całkowicie zaszło, a zastąpiło je księżyc i gwiazdy. Noc była cudowna i wręcz zachęcała do nocnego spaceru. Jednak zamiast tego oni płynęli jachtem. Było to o niebo lepsze od jakiegoś spacerku. Podróż dobiegała już powoli końca. Hiszpania stał przy barierce i obserwował widoki, Węgry leżała na jednym z leżaków, Prusy chodził od miejsca do miejsca, a Polska był tak bardzo zmęczony, że poszedł spać.
Jacht już zbliżał się do brzegu. Na plaży nie było już nikogo. Erizabeta podeszła do śpiącego Feliksa. Westchnęła.
-Budzimy go? – Spytał Antonio. W sumie pytanie było trochę głupie.
-Nie budźmy. Tak słodko śpi. – Odpowiedziała dziewczyna i zaczęła głaskać przyjaciela po głowie.
-W takim razie co proponujesz? – Zagadał Prusy siadając na leżaku.
-Ktoś go zaniesie. Ja na pewno nie bo go nie udźwignę.
-Sorry, ale ja się strasznie dzisiaj zmęczyłem i nie dam rady donieść Polski do domu. Przykro mi Gilbert. – Prusy zrobił oburzoną minę. Z jakiej racji on ma nieść tą pchłę?! Już wystarczająco zrobił dziś dla niej. Nie miał jednak wyboru. Jacht się zatrzymał. Gilbert wziął Feliksa na ręce. I pomyśleć, że tak drobna istota jak Polska może być tak ciężka.
W końcu dotarli do domu. Prusy pierwsze co zrobił to pójście do sypialni Polski i położenie go do łóżka. Nie do końca wiedział czy go przebierać, czy może zostawić go tak jak jest. Stwierdził, że przebieranie Feliksa w piżamę to za dużo. Przykrył go i wyszedł z pokoju.
*** 8 kwietnia ***
Na ostatni dzień pobytu w Hiszpanii nie mieli konkretnego planu. Jedyne co chcieli zrobić to przejść się jeszcze raz wzdłuż morza, kupić jakieś pamiątki, a na wieczór spakować się na jutrzejszy wylot do Francji. Francis zdążył już zadzwonić z dziesięć razy by spytać się kiedy będą.
Było już po siedemnastej. Hiszpania w spokoju czytał książkę, Węgry pakowała już swoje rzeczy, za to Polska i Prusy nie mieli nic konkretnego do roboty. Gilbert podszedł do Feliksa i puknął go w plecy.
-Idziesz się gdzieś przejść? – Blondyn przytaknął. Obydwoje poinformowali, że wychodzą i nie wiedzą kiedy wrócą. Kiedy wyszli nogi kierowały ich same. Nie mieli żadnego konkretnego miejsca do odwiedzenia. Ludzi było niewielu. Oni sami milczeli i nawet nie myśleli by zamienić ze sobą słowo. W końcu znaleźli się na plaży. Polska spojrzał jeszcze raz na morze. Fale były niewielkie. W oddali kąpały się jakieś osoby. Gilbert poszedł w stronę molo, a Feliks poszedł za nim.
Stanęli na krawędzi kładki i delikatnie się uśmiechnęli. Wiatr przyjemnie ochładzał im ciało i rozwiewał włosy. Nagle Feliks zaczął się śmiać. Gilbert spojrzał na niego pytająco.
-Co ci? – Spytał odwracając się w stronę niższego.
-Nic ważnego. Po prostu przypomniałem sobie jak prawie się wczoraj tutaj utopiłeś bo przede mną kozaczyłeś.
-Pragnę ci przypomnieć ile razy ty kozaczyłeś mimo, że twoje umiejętności są o wiele mniejsze od moich. – Polska nadal się śmiał. Nawet głośniej niż wcześniej.
-Miałeś wtedy taką śmieszną minę! – Feliks nie ustępował ze swoim śmiechem. Gilbert był tym faktem bardzo zirytowany. W pewnym momencie wpadł na pomysł doskonały. Uśmiechnął się i wepchnął Polskę do wody, a następnie zaczął uciekać również głośno się śmiejąc.
-Ty cholerna pruska pało! – Krzyknął Feliks łapiąc się belki od molo. Po chwili stał na nim cały mokry. Powiedział kilka polskich przekleństw i wziął się za gonienie tej pruskiej mendy. Gonitwa była ciężka zważając na to, że Prusy był już daleko, a Feliks był zmęczony przez ratowanie życia po wrzuceniu do wody.
Gilbert odwrócił się. Feliks już go gonił, był jednak zbyt daleko by go dogonić. Postanowił dać tej pchle fory i zwolnił. Zaczął również myśleć o rzeczach bardzo niepotrzebnych, przez co Polska go w końcu schwytał. Obydwoje upadli na ziemię. Zielonooki śmiał się głośno. Albinos tylko prychnął i próbował uwolnić się z polskiego zatrzasku. Na nic się zdały jego starania.
-Nie ma tak łatwo! Musisz dostać za swoje. – Polska zaczął łaskotać Prusaka. Aż sam Gilbert się zdziwił słysząc swój śmiech. Zawsze myślał, że nie ma łaskotek, a przynajmniej aż tak intensywnych. Ledwo brał wdech z tego wszystkiego.
-Feliks, p-proszę, przestań!
-To przeproś za wrzucenie do wody!
-Przepraszam! Błagam, p-przestań.
-Nah, niech będzie. Lipne te przeprosiny, ale znaj łaskę pana. – Polska wstał i pomógł zrobić to samo Gilbertowi. Nie zauważył, że albinos bierze w rękę piasek. Po chwili dostał w twarz sporą ilością piachu.
-Gilbert! Do jasnej cholery, jak ja cię zaraz...! – Blondyn rzucił się w pogoń za Prusakiem, który bezczelnie się śmiał. Do domu dotarli – o dziwo! – cali i zdrowi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro