Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[49] Niecierpliwość

*** 1 listopada *** 

          Włochy był naprawdę szczęśliwy i nie wyobrażał sobie lepszego potoczenia się sprawy. Czekał na to tak długo i nareszcie się doczekał, mogąc teraz w pełni cieszyć się ze związku z ukochanym i czekać na dalsze cudowności. Normalne raczej było, że już w głowie miał wizje ślubu i nie mógł się go doczekać. Zastanawiało go jak Niemcy podchodzi do tego, a spytanie go trudne nie było, gdyż właśnie siedział wtulony w niego i czasami spojrzał na partnera i czytał fragmenty wybranej książki przez Ludwiga. Podobało mu się takie spędzanie razem czasu, podobała mu się każda wspólna aktywność z narzeczonym. Ponownie zwrócił wzrok ku pierścionkowi zaręczynowemu i uśmiechnął się szeroko. 

          -Ludwig, kiedy będziemy planować nasz ślub? - Blondyn cicho westchnął i pomyślał, że mógł się spodziewać takiego pytania. Zdjął okulary i odłożył je na bok wraz z książką, porządnie zaczynając myśleć nad odpowiedzią, która chwilowo mogłaby uspokoić rudowłosego. Na pewno nie mógł odpowiedzieć wymijająco, lecz konkretna odpowiedź również nie była zbyt dobrą odpowiedzią. Sam nie wiedział, kiedy i jak zaczną przygotowania do kolejnego ważnego etapu ich znajomości. 

          -Myślę, że już niedługo. Wiesz, też nie chcę brać się za to od razu. Lepiej nacieszyć się porządnie narzeczeństwem i miło razem spędzić czas, a dopiero potem zająć się organizowaniem ślubu. To nie jest takie łatwe, jeszcze muszę wyciągnąć jakieś pieniądze od rządu i na spokojnie przemyśleć pewne kwestie. Myślę, że za jakieś niecałe dwa miesiące się za to weźmiemy. - Włochy wydał jęk niezadowolenia i jego wesoła minka zamieniła się na minę pełną zawiedzenia oraz smutku. Nie miał zamiaru tak długo czekać, najlepiej byłoby, gdyby ślub był za jakiś miesiąc. Niestety, tak szybki przebieg akcji był mało prawdopodobny. 

          -Dlaczego tak długo? Nie chcę mi się tyle czekać! Doskonale wiesz, że czekałem na nasze zaręczyny od wielu, wielu lat, a ty mi wyskakujesz teraz z informacją, że dopiero zajmiemy się ślubem za jakieś dwa miesiące. Przecież to jest masa czasu i powinniśmy wziąć się za to szybciej. Nie poświęcisz się dla swojego ukochanego? - Włoch uśmiechnął się przekonująco, jednak jak zwykle nie na tyle, żeby Niemcy tak łatwo mu się dał. Ludwig sam wiedział, kiedy mają zająć się ślubem, a kiedy mają jeszcze czerpać radość z narzeczeństwa. Rozumiał zniecierpliwienie Feliciano, sam trochę się niecierpliwił, ale przesadą było wymaganie od niego natychmiastowego zajęcia się ceremonią ślubu. 

          -Nie gorączkuj się tak, przecież wytrzymasz. Skoro udało ci się doczekać oświadczyn, to doczekasz się też przygotowań do ślubu i samego ślubu. Wystarczy troszkę więcej cierpliwości, a nie będziesz psuć sobie samopoczucia i okresu oczekiwania na upragnioną rzecz. - Niebieskooki starał się uspokoić rudzielca, lecz słabo mu to wychodziło. Widział w oczach Vargasa zdenerwowanie, które ledwo kryło się za dobrym samopoczuciem i dalszą radością. 

          -Obiecasz mi, że nasz ślub będzie tym najlepszym na całym świecie? - Feliciano ponownie przytulił Ludwiga i smutno spoglądał przed siebie, myśląc nad idealnym ślubem, na którym jego wszystkie dotychczasowe marzenia się spełnią. Już nie wymagał od świata tego, żeby po nocy poślubnej zapowiedziało się potomstwo, lecz sama świadomość, że jest małżeństwem z ukochaną osobą w zupełności wystarczy. Miał nadzieję, że wszystko potoczy się w sposób pozytywny i nie będzie zbyt wielu problemów po drodze. 

          -Zrobię wszystko, żeby tak było. A teraz się uspokój, pomyśl o czymś przyjemnym, i pozwól mi na przeczytanie książki. - Złotooki energicznie przytaknął na prośbę ukochanego i rozłożył się na całej kanapie, patrząc uważnie na nieciekawy sufit. Już nie mógł doczekać się tego, co będzie za kilka miesięcy, jednak nie była to jedyna rzecz na jaką czekał. Oświadczenie się Feliksowi przez Gilberta również będzie bardzo ciekawe, musiał to koniecznie zobaczyć. 

          -Kiedy będziemy mieli dzieci? - Niemcy gwałtowanie poczuł, jak robi mu się słabo przez to pytanie. Poddenerwowany i zdziwiony spojrzał na Włocha, dla którego to pytanie było w zupełności normalne i adekwatne. Nie myślał jeszcze nad dziećmi, ta myśl wydawała mu się absurdalna i nie widział siebie w roli rodzica, a nawet opiekuna do dzieci. Wydawało mu się, że to jest za ciężki obowiązek, jakiemu nie da rady podołać przynajmniej w najbliższym czasie. 

          -Naprawdę musisz teraz o tym myśleć? Jesteśmy dopiero po zaręczynach, ślubu nie było, a ty już o dzieciach mówisz. Przystopuj i tak nie pędź. - Feliciano fuknął i uniósł się do siadu, uważnie i wnikliwie patrząc na Ludwiga. Dziwił go fakt, że blondyn nie rozważał opcji dziecka w najbliższym czasie, a wszystko mogło się przecież zdarzyć. 

          -A gdyby doszło do wpadki? Nie patrz tak na mnie, trzeba być gotowym na wszelkie ewentualności! - Niemcy był szczerze przerażony tym tematem. Nie lubił go, a poruszanie tematu dzieci było dla mnie koszmarem, ale ciężkie dla niego było przekazanie Włochowi, że nie ma ochoty na rozmawianie o tym. Wiedział, że dla niego może to być niezmiernie ważny temat, więc wolał zacisnąć zęby i jakoś przez to przejść. 

          -Sugerujesz mi, że jestem nieostrożny w łóżku i może przeze mnie dojść do niechcianej ciąży? - Feliciano zaśmiał się głupawo i zastanowił się nad wieloma sytuacjami, w których Ludwig cholernie mocno udowadniał, jak bardzo nie przykłada jakiejkolwiek wagi do zabezpieczenia w trakcie stosunku seksualnego. Często trzeba było mu przypominać. 

          -Tego nie powiedziałem. - Feliciano próbował wyjść teraz na niewiniątko i wychodziło mu to dość nieudolnie i słabo. 

          -Ale chciałbyś to powiedzieć. - Blondyn spróbował wrócić do czytania, lecz rudowłosa istotka skutecznie mu to utrudniała. Nie mógł się skupić, temat potomstwa zaczął za bardzo zaprzątać mu głowę, uniemożliwiając zajęcie się czymkolwiek innym. Pewnie nawet herbata i ciekawy film nie dałyby rady na uspokojenie go i pozwolenie na myślenie o czymś ważniejszym. 

          -Nie będę zaprzeczał, że czasami jesteś strasznie... - Chwila dla rudowłosego na znalezienie odpowiednich słów, przez które Niemiec by się nie obraził. - Szybki i brutalny. Nie trudne byłoby załatwienie sobie wpadki, choć nic się nie stało do tej pory. - Niemcy postanowił po prostu nie odpowiadać, a Włochy sam w końcu się znudzi i przejdą na wygodniejsze tematu albo zakończą rozmowę na tym etapie. No niestety, Feliciano nie miał zamiaru jeszcze się zamykać. 

*** 

          Polska cieszył się szczęściem Włoch, ale odczuwał również ogromną zazdrość. Nie było to spowodowane miłością do Niemiec, nic z tych rzeczy, lecz sam chciał też zaznać szczęścia z zaręczyn i późniejszego ślubu. Niestety, nie miało to nadejść szybko i był zmuszony czekać jeszcze przez wiele lat na swoje szczęście z Prusakiem, który pewnie nawet nie domyślał się, że wypadałoby zrobić w końcu jakiś konkretny ruch w związku. Postanowił podzielić się swoimi zmartwieniami z Węgry, a wiedział, że ona zawsze go wysłucha i jakoś pomoże. W pewnym stopniu, od tego właśnie byli przyjaciele, od pomagania sobie i doradzania nawzajem. 

          -Pewnie już zauważyłaś i zdałaś sobie z tego sprawę, ale cholernie zazdroszczę Feliciano tego, że on może być w szczęśliwym narzeczeństwie, a ja nadal tkwię w zwykłym związku, który może się rozwalić w każdej chwili. Jest to męczące i coraz bardziej nie do zniesienia. Bardzo cieszę się z tego, że mogę być z Gilbertem, jednak chcę i oczekuję czegoś więcej, a on dalej twierdzi, że najzwyklejszy związek mi wystarcza. - Erizabeta przytaknęła i ledwo powstrzymała się od powiedzenia wszystkiego. Nie lubiła patrzeć na smutek przyjaciela i jego męczenie się, ale powiedzenie o planach Prus będzie nieodpowiednie i nie w porządku. 

          -Feliks, tyle razy ci mówiłam, że nie powinieneś nastawiać się negatywnie i wystarczy trochę cierpliwości, a może twoje marzenie się spełni. Daj Gilbertowi trochę czasu, dla niego może to być trudne i możliwe, że potrzebuje porządnego przygotowania się, żeby rozwinąć masz związek. Sam doskonale wiesz, jak sprawa się prezentuje. - Feliks westchnął i ponownie stwierdził, że zachowuje się niczym rozkapryszona nastolatka. Próbował zrozumieć Prusaka i podejrzewał go o pewne rzeczy, jednak nadzieje powoli znikały i były zastępowane smutnym zawiedzeniem. 

          -Wiem, że nie powinienem się tak zachowywać, ale to samo przychodzi! Lepiej powiedz jak sobie z tym radzić, jak dyskretnie wyciągnąć od Gilberta pewne informacje i inne takie pierdoły. - Eliza nie miała zamiaru spowiadać się z rzeczy, jakie wiedziała. Zawiodłaby tym wszystkich, którzy wiedzą o zamiarach Prus, i zawiodłaby samego Prusaka. Wolała uniknąć problemów, nawet jeśli blondyn będzie musiał przez jeszcze kilka dni cierpieć. 

          -Cierpliwość jeszcze nikogo nie zabiła, więc ciebie tym bardziej nie zabije. - Węgry musiała czym prędzej wymyśleć jakiś nowy temat, byle Polska nie zamęczał swojej głowy brakiem rozwoju w jego związku. Nie mogły to też być tematy miłosne, bo z takich łatwo zejść do swojego własnego związku i obecnych wydarzeń, więc takie sprawy były zmuszone do bycia pominiętymi. - Pewnie nie możesz doczekać się swoich urodzin, prawda? 

          -Powiedzmy, że trochę nie mogę się doczekać. Mimo tego, moje urodziny są ostatnim dniem tej podróży, a bardzo nie chcę jej kończyć. Co prawda, wiele tygodni tej wycieczki były istną męczarnią przez moją depresję i nie będzie zbyt dobrych wspomnień z pewnych krajów, lecz teraz jest dobrze i cudownie mi się podróżowało razem z wami wszystkimi. Powtórzymy to jeszcze kiedyś? - Erizabeta nic nie odpowiedziała, jedynie pomyślała o wydarzeniach sprzed dni i uśmiechnęła się na myśl o nich. Faktycznie, teraz zrobiło się wyjątkowo przyjemnie i z uśmiechem będą wspominać ostatnie tygodnie wycieczki. 

          -Jeżeli będzie na to czas, a pozostali będą mieli ochotę, będziemy mogli jeszcze kiedyś zrobić sobie podróż po kilku krajach. Oczywiście, trochę odstępu między jedną podróżą, a drugą nie zaszkodzi, więc będziesz musiał się chwilowo przyzwyczaić do siedzenia w jednym miejscu. - Feliks uśmiechnął się na informację, że może jeszcze kiedyś zrobią sobie drugą wycieczkę. To byłoby cudownie i z chęcią udałby się na kolejny urlop tego typu. 

          -Więc, to nie musi być jeszcze koniec? - Eliza westchnęła i pomyślała nad konsekwencjami swoich słów. Była prawie pewna, że teraz zielonooki będzie po zakończeniu podróży proponować kolejną podróż, a bardzo prawdopodobne było, że jeszcze u Kanady zaprezentuje nową listę krajów do zwiedzenia. To byłoby co najmniej śmieszne, lecz również nieodpowiednie. Trzeba odpocząć od tego podróżowania i zająć się innymi ważniejszymi sprawami. 

          -Nic nie musi się jeszcze kończyć, ale daj nam wszystkim trochę czasu, zanim przejdziemy do kolejnych wycieczek. - Humor Polski momentalnie się poprawił i na całe szczęście, udało mu się uwolnić myśli od swojego związku, z którego się cieszył, lecz oczekiwał od niego czegoś więcej. Liczył na jakieś konkretne ruchy ze strony Prus. 

          -A będziemy podróżować w tym składzie, co jest teraz? - Węgry nie była pewna, czy Austria chciałby ponownej podróży. Niemcy mógłby zgodzić się tylko po namowach Włoch, a Francja pewnie by pojechał, gdyby Prusy jechał, a bez niego przecież Polska nie ruszy się z domu. USA raczej sobie odpuści, chociaż bardzo prawdopodobne jest, że nie pozwoliłby tak łatwo uciec takiej dobrej okazji na oderwanie się od polityki. Hiszpania i Włochy Południowe byli tu głównie z przypadku, więc oni również byli kwestią sporną. 

          -Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Musielibyśmy się ich wszystkich spytać, ale odpuść to sobie teraz. - Blondyn nie potrzebował większej ilości pytań i odpowiedzi, bo wszystko już wiedział. Było małe prawdopodobieństwo, że kiedyś dojdzie do następnej podróży, jednak teraz faktycznie lepiej będzie zająć się czymś innym. A tym czymś innym może być spędzenie trochę czasu z Gilbertem, a niedawno widział jak siedzi sam w przydzielonym im pokoju. Trzeba tą samotność zmienić. 

*** 

          Kanada spokojnie się relaksował, siedząc na fotelu i pijąc gorącą herbatę. Dni robiły się coraz chłodniejsze i krótsze, jakoś musiał się rozgrzać tego wieczoru. Padło na wypicie ciepłego napoju i obejrzenie czegoś w telewizji, a dzisiaj miał lecieć jeden z jego ulubionych filmów, więc trzeba było skorzystać w sposób oczywisty. Odpoczynek został przerwany przez dzwonek jego telefonu, który rozbrzmiał w całym salonie i sprawił, że prawie ze strachu rozlał herbatę. Byłaby spora strata i jeszcze zalałby kocyk. Szybko sięgnął komórkę i spojrzał kto dzwoni, a widząc numer telefonu Słowacji nieźle się zdziwił. Nie wiedział, co mógłby takiego chcieć od niego Jakub, a nie mieli ostatnio jakichś spraw do załatwienia. Odebrał zaciekawiony, odkładając kubek z napojem na mały stolik obok. 

          -Witaj, Matthew! Wybacz, jeżeli ci przeszkadzam, ale sprawa jest dla mnie naprawdę ważna i wolałbym załatwić to już teraz. - Brązowowłosy został wręcz zmuszony przez siostrę do natychmiastowego zadzwonienia Kanady, bo jak to ślicznie ujęła Czechy, chce spotkać się z bratem i ona ma w dupie badania, szpitale i lekarzy. Nie miał innego wyboru, zadzwonienie było jego obecnym obowiązkiem. 

          -Nie no, spokojnie. Mam czas na rozmowę i nie zajmowałem się teraz niczym zbyt ważnym. Co się dzieje? - Kanada smutno spojrzał na herbatę i pilota od telewizora, a miał już teraz poszukać czegoś ciekawego w telewizji. Jak jeszcze chwilkę się od tego wstrzyma, to przecież tragedia się nie stanie i wytrzyma. Gorsze rzeczy przechodził w życiu i wytrzymywał.

          -Jak możesz już wiedzieć, lub nie, jedenastego listopada Feliks ma urodziny i jest to ostatni dzień tej wielkiej podróży. Ja i Czechy chcielibyśmy zobaczyć się z bratem, spędzić z nim wtedy trochę czasu, i bardzo nam zależy na tym, żeby móc u ciebie przenocować, kiedy przyjedziemy na te urodziny Polski. Co o tym sądzisz? - Matthew nie spodziewał się, że ilość jest gości będzie jeszcze większa. Niby miał duży dom, nawet nie wiedział po co mu taki ogromny, jednak nie za bardzo podchodził z uśmiechem do aż takiej ilości odwiedzających. Wolał mniejsze i skromniejsze towarzystwo, niż przeszło dziesięć osób. Mimo tego, głupio było mu odmówić, kiedy ktoś tak ładnie prosił i mu zależało. 

          -Myślę, że ty i Czechy moglibyście jeszcze zmieścić się u mnie z pozostałymi. Na pewno znajdzie się dla was miejsce, coś wykombinuje. - Odpowiedział niepewnie Matthew i usiadł wygodniej na fotelu, zastanawiając się nad swoimi życiowymi decyzjami. Powinien czasami postawić na swoim i nie być takim uległym wobec innych. Wtedy wyszedłby korzystniej we własnym życiu. 

          -To naprawdę cudownie! Co do dokładnej daty przyjazdu, będę jeszcze dzwonił. Na razie muszą wypisać Radmilę ze szpitala, musimy się ogarnąć, zakupić bilety, i dopiero potem wyjeżdżamy. Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za pozwolenie na wyjazd do ciebie, będziemy w kontakcie. - Słowacja bez słowa się rozłączył, dając Kanadzie upragniony spokój. Matthew odetchnął z ulgą i odłożył telefon, biorąc się za ponowne picie herbaty i planowanie obejrzenia czegoś w telewizji. No niestety, życie miało inne plany i ktoś znowu do niego dzwonił. Trochę zdenerwowany wziął komórkę i głośno westchnął, widząc tym razem połączenie od Anglii. 

          -Słucham? - Powiedział niechętnie i powstrzymał się od wybuchnięcia gniewem, a każda personifikacja doskonale wiedziała, że nie warto doprowadzać go do takiego stanu. Wtedy są za duże konsekwencje i straty, ale skąd Arthur miał wiedzieć, że jest na skraju wytrzymałości ze swoją cierpliwością? 

          -No hej, Matthew... - Zaczął niepewnie Anglia i zastanowił się nad sensem prowadzenia tej rozmowy. Nie mógł się wycofać, Szkocja by go za to wyśmiał. - Mam do ciebie bardzo ważną sprawę. Słyszałem, że za kilka dni będzie u ciebie Alfred, a cholernie mi zależy na spotkaniu z nim, a że nie mam zamiaru dłużej czekać, chciałbym polecieć do ciebie, żeby spotkać się z twoim bratem. Mógłbym do ciebie przylecieć i nocować na te kilka dni w twoim domu? - Kanada miał ochotę na rozwalenie wszystkiego dookoła siebie, co będzie w odległości jednego kilometra. Niestety, nie miał pieniędzy na budowanie sobie nowego domu, więc musiał odpuścić swoim destrukcyjnym myślom. 

          -Oczywiście, że mógłbyś przyjechać! - Matthew nerwowo się zaśmiał i z trudem powstrzymał od rozpłakania się, przez swoją ogromną słabość. - Powinienem znaleźć dla ciebie miejsce, więc nie musisz się obawiać. Najwyżej będziesz spać na kanapie w salonie, jednak chyba nie będzie to konieczne. Kiedy masz zamiar się zjawić? - Kanada czuł, jak coś w nim pęka. Miało być mało gości, a właśnie zgodził się na trzech dodatkowych, a już bez nich było sporo nowych osób na tydzień. Przynajmniej zobaczy się z Francją, zawsze jakieś pozytywy. 

          -Sam jeszcze nie wiem. Muszę najpierw poinformować polityków, że mam zamiar wyjechać na dłużej, wypadałoby się porządniej spakować i mam na głowie jeszcze parę innych rzeczy. Myślę, że w przyszłym tygodniu już będę, najwyżej zadzwonię i powiem dokładną datę pojawienia się u ciebie. - Arthur zaczął poważnie się denerwować. Właśnie zdał sobie sprawę z tego, że nie może się wycofać i postanowił na dobre spotkać się z USA. Sprawiło to, że skręciło go od środka i poczuł potrzebę natychmiastowego zwymiotowania. Możliwe, że niepotrzebnie się denerwował, jednak emocje były spore i nad nimi nie panował, a powinien. 

          -No dobrze, zrozumiałem. Wiesz co, muszę jeszcze zrobić kilka rzeczy i nie za bardzo mam czas na rozmowę. Do zobaczenia niedługo! - Kanada nie czekał na odpowiedź Anglii, a jedynie od razu się rozłączył i ponownie sobie przyznał, że zdecydowanie powinien nauczyć się odmawiać. Może nie będzie tak źle i towarzystwo tych wszystkich osób wpłynie na niego pozytywnie. Jeszcze Francis coś dla niego szykował, a świadomość tego niesamowicie go pocieszała i napawała optymizmem. Tak, na pewno nie będzie aż tak źle. 

*** 

          Anglia siedział zmęczony na łóżku w swojej niewielkiej sypialni, która śmierdziała dymem papierosowym. Takie są właśnie uroki goszczenia u siebie Szkocji, maniaka wyrobów tytoniowych. Nie przeszkadzało mu to za bardzo, można powiedzieć, że bardzo szybko się przyzwyczaił i zaakceptował fakt, że przez następny miesiąc będzie musiał porządnie wietrzyć mieszkanie. Jego głowa była zaśmiecona myślami o Stanach Zjednoczonych i nadchodzącym wylocie, którego cofnięcie będzie nie na miejscu. Zdecydował i musiał dotrzymać obietnicy dla samego siebie. Ten jeden raz chciał udowodnić, że umie się za coś porządnie wziąć i postawić na swoim. Nie mógł pozwolić sobie na ponowne stracenie Alfreda. Nie tym razem. 

          Do pokoju wszedł Szkocja, o dziwo nie paląc teraz papierosa. Wyglądało na to, że Allistor miał zamiar położyć się już spać, ale przed tym przeprowadzić jeszcze wyjątkowo ważną rozmowę na temat postanowień i zamiarów Arthura. Nie rozumiał, co takiego interesującego może być w tym temacie, jednak nie mógł komukolwiek zabronić poruszania go. Zielonooki usiadł obok blondyna i przez chwilę na niego patrzył, dopiero po jakichś dwóch minutach postanawiając się odezwać. 

          -Więc, niedługo będziesz spotykać się ze swoim ukochanym? - Anglia fuknął, słysząc jak został nazwany USA. To nie był jego ukochany i długo nim jeszcze nie będzie. No dobra, kochał go i to bardzo, ale nie był to od razu powód do nazywania go jego ukochanym. Takie czułe słówka raczej padały w kontekście pary w związku, a nie dwójki przyjaciół, która dopiero może zostać parą. Nie wiedział jak zakończy się ta historia dla niego, wszystko mogło się wydarzyć. 

          -Tak, będę się z nim spotykać i nie powinno się to obchodzić. I jeszcze jedno, Alfred jeszcze nie jest moim ukochanym. - Arthur położył się na łóżku i sięgnął telefon, żeby nastawić sobie budzik na następny dzień. Musiał wstać wcześniej, a sam z siebie nie wstanie przed siódmą rano. Miał nadzieję, że usłyszy alarm budzika, gdyż kilka razy się zdarzyło, że zaspał mimo niego. Najwyżej Allistor go obudzi, no chyba, że będzie udawał martwego, i że nic do niego nie dociera.

          -Jak to nie jest? Ty kochasz go, on kocha ciebie, więc jesteście zakochaną parą ukochanych na całe życie. Pogódź się z uczuciami, jakie żywisz do Alfreda. W końcu chcesz mu je wyznać, a bez akceptowania swoich uczuć nie stworzyć dobrego i zdrowego związku z kimś. - Tak, Szkocja chciał pobawić się doradcę związkowego na wieczór. Anglia jedynie wydał niezrozumiały jęk i odwrócił się do brata plecami, nie mając zamiaru dłużej słuchać jego głupot. Miał ważniejsze rzeczy do roboty, jak na przykład wyspanie się na jutro. 

          -Allistor, daj mi spać i wracaj na kanapę. - Wyszeptał niewyraźnie Arthur, naprawdę chcąc już zasnąć. Musiał psychicznie nastawić się na to, że niedługo spotka się ze Stanami Zjednoczonymi, a na pewno łatwe spotkanie to nie będzie. Allistor skutecznie utrudniał mu zaśnięcie, którego teraz tak bardzo potrzebował. 

          -Chcę tylko porozmawiać, ale skoro nie chcesz, to nie będę zmuszał cię do czegokolwiek. - Zielonooki wyszedł cicho z pokoju, po drodze jeszcze gasząc światło. Sam ułożył się wygodnie na kanapie i przed snem zapalił jeszcze jednego papierosa. Nikt nie mógł mu tego zabronić, a mieszkanie i tak już mocno śmierdziało dymem papierosowym. Był przyzwyczajony do takiego zapachu, gorzej z Anglią, który tego kompletnie nie tolerował, choć nie robił mu już awantur. 

          Zaczął myśleć o miłości. Bycie zakochanym w kimś, musiało być naprawdę piękne. Mimo tego, zdarzały się problemy, przez które skutecznie zaczynał bać się zakochania i wolał uniknąć jakichkolwiek kontaktów romantycznych. Podziwiał Arthura za to, że mógł sobie poradzić z takim uczuciem, jakim jest miłość i zakochanie w kimś. Wiedział, że ten ledwo sobie radzi, lecz i tak go podziwiał i chciał mieć na tyle siły, żeby samemu pozwolić sobie na rozpoczęcie z kimś związku. Jednak najpierw trzeba było znaleźć sobie osobę, w której mógł się zakochać, a to nie było łatwe. Widocznie jeszcze nie znalazł osoby, która była mu przeznaczona. 

*** 2 listopada *** 

          Klęczał przed nim i trzymał w dłoni zielone pudełeczko, które w środku skrywało klucz do ich wspólnego życia i szczęścia. Denerwował się tak bardzo, że nie potrafił z siebie czegokolwiek wydusić, a dłonie pociły mu się tak bardzo, że zostawiał wilgotne ślady na pudełku z pierścionkiem. To było takie zawstydzające, gdyby tylko mógł, to by uciekł, a jednak obiecał sobie i reszcie świata, że uda mu się to zrobić i obdaruje Polskę wiecznym szczęściem. Nie mógł się wycofać, wyszedłby na tchórza, a Feliks właśnie przed nim stał i dziwnie patrzył, czekając na jego dalsze ruchy. Czuł się, jakby zabrakło mu języka w buzi, a po prostu się denerwował i rozważał swoje decyzje życiowe. Nie żałował, jedynie się bał i nie wiedział co ze sobą zrobić. 

          -Feliks, doskonale wiesz jak bardzo cię kocham, i że chciałbym spędzić z tobą resztę swojego życia. I wiem, że ten tekst jest strasznie przesłodzony i brzmi, niczym wyjęty z komedii romantycznej lub słabego opowiadania, lecz jest to sama prawda i właśnie przekazuję ci swoje szczere uczucia. Naprawdę cię kocham oraz zależy mi na tobie, więc teraz kieruję do ciebie... - Tutaj Prusy zamilkł ze zdenerwowania i schylił głowę. Nie umiał dłużej mu patrzeć w oczy i udawać, że wszystko jest w porządku. Sam nie wierzył, co zdenerwowanie z nim zrobiło. Mimo tego, musiał jakoś dać radę. Poczuł jak dłonie Polski przejeżdżają po jego rękach, czuł jego lekki i uspokajający uśmiech na sobie. Dodało mu to dużej ilości pewności siebie. 

          -Gilbert, spokojnie. Nie musisz się denerwować, nieważne co teraz kombinujesz i co chcesz zrobić. Ja zawsze będę cię kochał, niezależnie od twoich akcji wobec mnie. A teraz, proszę, ciągnij to, co chcesz zrobić. - Gilbert uśmiechnął się i jeszcze bardziej docenił fakt, że ma takiego wyrozumiałego chłopaka. Nie zasługiwał na Feliksa, ale skoro już świat dawał, to trzeba korzystać i nie narzekać. Ponownie spojrzał na blondyna i przeszedł po nim dreszcz, jednak taki przyjemny, dodający mu pewności siebie w tym co robił. Nawet romantyczna muzyka, grana przez Rodericha na Internetowym pianinie dodawała mu odwagi. 

          -Feliks, kocham cię ponad życie i mam do ciebie pytanie, czy zechcesz być moim narzeczonym? - Polska momentalnie się wzruszył i poczuł, jak łzy radości spływają mu po policzkach. Domyślał się tego, a jednak wywarło to na nim aż takie wrażenie. Kucnął przed Prusakiem i mocno go przytulił, szepcząc mu do ucha jak bardzo go kocha. Jego marzenie się spełniło i sprawiło, że ten dzień był jeszcze lepszy. 

          -Oczywiście, że za ciebie wyjdę, Gilbert! Czekałam na to od momentu, jak się poznaliśmy. - Białowłosy zaśmiał się cicho i włożył na palec blondyna piękny pierścionek. Jego serce biło cholernie szybko w trakcie robienia tego, lecz było warto i był z siebie zadowolony. Widział na twarzy pchły ogromną radość, co jeszcze bardziej utwierdzało go w przekonaniu, że podjął dobrą decyzję. 

          -Kocham cię. - Powiedział jeszcze cicho Prusy i ucałował Polskę w policzek, posyłając mu szczery uśmiech. To był koniec, był wolny i nie musiał przez dłuższy czas robić trudnych rzeczy. - No nareszcie koniec tej próby! - Krzyknął głośno i wstał na równe nogi, odkładając jakieś pudełko na bok. To było dla niego traumatyczne wydarzenie i nie chciał tego powtarzać już kiedykolwiek później. 

          -Chcę dostać Oscara za odgrywanie Feliksa. - Niemcy zdjął ze swojej głowy perukę, a plastikowy pierścionek USA rzucił gdzieś na podłogę. Gdyby ci wszyscy idioci tylko wiedzieli ile nerwów wymagało od niego zrobienie tego, a zaczęliby go czcić i ofiarować swoje uwielbienie w tysiącach litrów. Przynajmniej mógł trochę pośmiać się z brata, a to zawsze było zajęcie na poziomie. Również czymś się zajął, więc nie było takiej całkowitej tragedii. 

          -A ja chcę Oscara za robienie ścieżki dźwiękowej do tego wydarzenia. - Austria postanowił dorzucić swoje trzy grosze, jednak nikt nie zwrócił na niego szczególnej uwagi, czym zbyt mocno się nie przejął. Granie na pianinie w jakiejś aplikacji okazało się świetną zabawą, chociaż ogarnięcie zasad tej stronki trochę mu zajęło, więc ćwiczenie oświadczyn zostało minimalnie opóźnione. 

          -A my chcemy dostać Oscara za wzruszenie się! - Francja sam sobie się dziwił, że taka pierdoła wywołała na nim takie emocje. Sięgnął po chusteczkę i otarł swoje wilgotne oczy, z których o mało nie lały się łzy. Ten widok był piękny, ale również taki komiczny. Stany Zjednoczone jedynie nagrywał, żeby mieć pamiątkę po tym komicznym wydarzeniu, które przejdzie do historii. Kusiło go, żeby wstawić to na grupę światową, lecz chyba lepiej będzie to zrobić dopiero po prawdziwych oświadczynach. 

          -Jeżeli naprawdę się wzruszyliście, uważam was teraz za jeszcze większych pojebów. - Skomentował krótko Ludwig, otwierając puszkę z piwem i szybko zaczynając z niej pić. Jedynie piwo mogło sprawić, że uspokoi się w stu procentach, a odgrywanie roli Feliksa po zepsuciu się manekina, było co najmniej dziwne i niepokojące. Miał nadzieję, że już nigdy więcej nie będzie musiał się za to brać. 

         -Przynajmniej było się z czego pośmiać. Przykre, że manekin został zniszczony przez Lovino. - Roderich obojętnie spojrzał na pozostałości pana manekina, który samotnie leżał w kącie pokoju i umierał w męczarniach. Historia tej tragedii jest krótka i dla jednych śmieszna, dla drugich niekoniecznie. Włochy Południowe był już zdenerwowany ciągłymi próbami oświadczyn i stwierdził, że jest to cholernie głupie i bezsensowne, więc zniszczył ten kawałek plastiku w nadziei, że nie będzie już dalszych prób do tego pięknego wydarzenia. No niestety, próby były kontynuowane, lecz Lovino i tak ulotnił się z domu, bo poszedł z Hiszpanią na strzelnicę. 

          -I tak ćwiczenie z nim było słabe. Dobrze, że Lovino go zniszczył, a widoki były wtedy cudowne. - Gilbert nie miał zamiaru dłużej tutaj siedzieć, więc wyszedł z pokoju, rzucając jeszcze niechętnie spojrzenie na całą gromadkę tutaj siedzącą. Wolał teraz spędzić trochę czasu z Polską, żeby na wieczór ponownie nie narzekał, że poświęcił mu mało czasu, i że się nim w ogóle nie interesuje. A interesował się i to bardzo, jednak miał do zrobienia kilka ważnych rzeczy, które wymagały natychmiastowego wykonania. 

          -Jak dobrze, że jeszcze przeszło tydzień do tych oświadczyn. Naprawdę nie mogę się tego doczekać. - USA rozłożył się na łóżku i zaczął patrzeć w sufit, który służył mu jako ekran kinowy do oglądania sceny oświadczyn. W jego głowie wyglądało to przepięknie, ale przebieg tego wydarzenia zależał tylko od Prus i Polski, a nie jego chorej wyobraźni. Wystarczyło zaczekać, a będą świadkami pięknego wydarzenia, które wiele odegra na arenie międzynarodowej. 

*** 

          Włochy Południowe był zdenerwowany tym wszystkim. Samo wyjście na strzelnicę wydawało mu się świetnym pomysłem i uważał, że będzie się doskonale tutaj bawił, a rzeczywistość jak zwykle okazała się przykra i po kilku minutach zabawy w tym miejscu, już nie chciał tutaj być. Nawet Hiszpania nie był w stanie go uspokoić, a przytulanie i całowanie było co najmniej bezsensowne i nieopłacalne. Strzelanie do kawałku kartonu w kształcie obrysu człowieka też nie brzmiało zbyt ambitnie i szybko się okazało, że nie jest w stanie wyprzeć znudzenia Lovino. W większym stopniu jedynie siedział i oglądał, jak Antonio sobie strzelał i czerpał z tego niewyobrażalną frajdę. 

          -Mógłbyś chociaż się postarać, Lovi. Naprawdę można czerpać z tego ogromną zabawę, jeśli się tylko spróbuje, a ty udajesz wielce obrażonego na świat i ponownie stwierdziłeś, że do niczego się nie nadajesz. Jesteś dobry z wielu rzeczach, a strzelanie wychodzi ci świetnie! - Hiszpania ponownie spróbował pocieszyć ukochanego, lecz przyniosło to skutki oczywiste, czyli negatywne. Lovino jedynie fuknął i odwrócił się od partnera, chcąc jeszcze bardziej zaakcentować swoje zdenerwowanie i nie wierzenie w siebie. 

          -Po cholerę nas tutaj w ogóle zabierałeś?! Nie ma tutaj nic do roboty, a zwykłe strzelanie z pistoletu też robi się nudne po pewnym czasie! I pomyśleć, że jeszcze tutaj będziemy siedzieć koło godziny, jakbyś nie mógł nam wypożyczyć pobytu na krócej. - Hiszpania ponownie poczuł się, jakby zjebał kompletnie sprawę. Starał się o miłe spędzenie razem czasu, a jedynie ponownie był mieszany z błotem i dosadnie było mu przekazywane, że jego starania są nic nie warte. To nie było przyjemne uczucie, a Romano chyba nie zdawał sobie sprawy z siły swoich słów, co było jeszcze bardziej przykre. 

          -Twoje słowa ranią, i to bardzo mocno. - Tylko tyle Antonio wydusił z siebie i postanowił wrócić do strzelania. Może Włochy nie wykazywał chęci robienia tego, jednak nie oznaczało to, że sam nie mógł skorzystać z takiej atrakcji, która niestety nie była teraz zbyt przyjemna. W Lovino uderzyło spore poczucie winy za swoje zachowanie, przez co zapragnął natychmiastowego przeproszenia Antonia, ale jak zwykle bał się zrobienia tego i odczuwał wobec tego ogromną blokadę. Jedynie niepewnie zerknął na partnera, który był teraz zajęty strzelaniem i czerpaniem przyjemności z tej atrakcji. 

          Przez dłuższy okres czasu, Włochy Południowe jedynie siedział i oglądał wykonywaną czynność przez Hiszpanię, okazjonalnie spoglądając na innych gości strzelnicy. Miał ochotę na skorzystanie z tego, choć jeszcze niedawno nie wykazywał chęci korzystania z tego i strasznie narzekał, powodując, że Antonio ponownie się na nim zawiódł. Również się sobą zawiódł i chciał naprawić swoje zachowanie, ale czasami trudno było przyznać się do błędu i przeprosić. Rozważał udawanie obrażonego do końca pobytu na strzelnicy, lecz nie chciał też zbyt długo trzymać ukochanego w niepewności i sprawiać, że będzie nim jeszcze bardziej zawiedziony. 

          Niepewnie wstał i podszedł do Hiszpanii, klepiąc go w plecy, chcąc zyskać trochę jego uwagi. Mógł poczuć, jak rumieniec zawstydzenia na jego twarzy jest coraz intensywniejszy i bardziej piecze go w policzki i nos. Nie było to przyjemne uczucie, a reagował tak przed prawie każdą znaczącą interakcją z Antoniem. Gdyby tylko mógł temu zapobiec, już nigdy nie pozwoliłby sobie na zarumienienie się. 

          -Coś się stało, Roma? Nie wyglądasz za dobrze, może chcesz wrócić domu? - Romano poczuł, jak robi mu się jeszcze bardziej głupio. Ponownie zachował się wobec Antonia jak kompletny cham ze znieczulicą emocjonalną, a on nadal tak o niego dbał i się troszczył. Od nikogo innego nie dostawał aż takiej troski, a szczególnie po swoich wkurzających humorkach, których inni mogli doznawać bardzo często. 

          -Czuję się dobrze, chodzi o coś innego... - Zaczął niepewnie Włochy, nadal wgapiając się w podłogę. Nie było w niej czegokolwiek interesującego, może poza faktem, że niedaleko chodził niewielki pajączek. - Chcę przeprosić za swoje zachowanie, o to chodzi! - Lovino zdawał sobie sprawę z tego, że wcale nie musiał tego wykrzykiwać, tym samym zwracając na siebie i Hiszpanię uwagę innych osób. Antonio był mile zaskoczony tymi słowami i z chęcią chciał przyjąć przeprosiny od ukochanego. - Więc, przepraszam, idioto, czy coś... 

          -Jesteś naprawdę uroczy, kiedy się czegoś wstydzisz. - Przyznał Hiszpania z uśmiechem i odłożył pistolet na bok, przytulając po chwili partnera. Ten jedynie zaczął coś mamrotać pod nosem i pewnie były to jakieś wyzwiska i przeklinanie na świat, jednak nie przejął się tym za bardzo. Najważniejsze dla niego było, że Włochy Południowe żałował swojego zachowania i go przeprosił, co było idealnym kluczem do ponownie dobrych relacji i cudownego związku, który miał nadzieję, utrzyma się na bardzo długie wieki. 

*** 2008, marzec *** 

         Polska nie był zadowolony z faktu, że Węgry wysyłała mu kolejne wiadomości i dzwoniła do niego co chwilę, chcąc się z nim skontaktować. Najchętniej by wyłączył telefon, jednak wiązało się to z jeszcze większym zmartwieniem Erizabety i tym, że mogłaby do niego przyjechać. Nie jego winą było, że wolał odizolować się od świata i udawać, że nie istnieje, dzięki czemu dostałby upragniony spokój. Niestety, konsekwencje i efekty były kompletnie odwrotne niż chciał. Miał być spokój, a miał jeszcze większe urwanie głowy. Na dodatek rząd postanowił zwalić mu na głowę więcej obowiązków, jakby teraz nie miał już wystarczająco dużo roboty. 

          "Feliks, odpisz, bardzo proszę. Bardzo się o ciebie martwię i chcę wiedzieć co jest z tobą nie tak. Nie ma z tobą kontaktu od paru tygodni, nie było cię na konferencji światowej, wszyscy o ciebie pytali, a niektórzy rozważają przyjazd do ciebie. Przynajmniej powiedz nam, że żyjesz." 

          Kolejna wiadomość od Węgry i kolejne powody do denerwowania się. Nie wytrzymywał z tym, przewyższało to jego psychikę i pozostałe chęci do życia, musiał zginąć. Życie było za trudne, i tak już dużo przeżył i nie widział sensu w dalszym męczeniu się. Oni się nie martwili, tylko mieli zamiar zwalić na niego więcej pracy i wyśmiać za jego słabość. Nie mogli mieć dobrych intencji, nawet ich kiedykolwiek nie mieli. Zaczął się trząść, a jego głowę wypełniały nieprzyjemne myśli o swoim końcu. Po cholerę on w ogóle wtedy walczył o swoje życie, skoro chce je teraz zakończyć?! 

          "Uwierz mi Feliks, że oni wszyscy naprawdę się martwią. Chcemy dla ciebie dobrze, a ty nawet nie chcesz dać nam szansy. Radmila już do ciebie jedzie i niedługo się u ciebie zjawi, możesz spodziewać się siostry w domu." 

          -Dajcie mi wszyscy, kurwa, spokój! - Feliks padł na ziemię i zaczął krzyczeć, czując jak po twarzy spływają mu łzy. Nie obchodzili go już sąsiedzi, którzy pewnie będą dobijać mu się do drzwi i mieć pretensję za jego krzyki. Nie obchodziły go konsekwencje i ponowna policja w domu za swoje akcje. Wziął telefon i przeczytał kolejne napływające wiadomości od przyjaciółki, z których wręcz lało się kłamstwo i chęć chwilowego pocieszenia go. 

          "Błagam, odpisz. Zrobimy wszystko, żebyś poczuł się lepiej! Gilbert żałuje tej niedawnej kłótni z tobą i chce cię przeprosić, więc nie musisz martwić się o relacje z nim. Radmila też obiecała, że zajmie się tobą i otoczy opieką." 

          Kolejny słodkie kłamstwa, które doprowadzały Polskę do szału. Ponownie zaczął krzyczeć, waląc głową o ścianę. Był taki głupi, naiwny i jeszcze łudził się, że oni wszyscy faktycznie mogą mu pomóc. Musiał zakończyć ten cyrk, będzie miał przynajmniej spokój, a wszyscy będą szczęśliwi. Pokierował się do niewielkiej szafeczki w swojej sypialni, wyciągnął z niej niewielką, plastikową torebeczkę z proszkami. Będą idealne, żeby ze sobą skończyć i dać sobie wieczne szczęście, którego nie zaznał od wielu, wielu lat. 

          Wystarczyło wziąć jeszcze alkohol, a to trudne nie było. Pobiegł szybko do kuchni, omijając wszystkie śmieci jakie były na podłodze, otworzył lodówkę, gdzie znalazł ukochaną butelkę wódki. Poczuł spore ukojenie, kiedy ją zobaczył i mógł dotknąć. W jego oczach było widać czysty obłęd, przykre postanowienia i zamiary, a najsmutniejsze było, że nic nie mogło go już powstrzymać od tego. Po drodze wziął jeszcze nóż, żeby mieć stuprocentową pewność, że tego dnia oficjalnie zakończy swoje życie. 

          Łazienka wydawała się głupim miejscem na swoją śmierć, jednak na pewno było to bardzo oryginalne miejsce, a Feliks chciał być oryginalny nawet w kwestii swojej śmierci. Wódka, tabletki i zadźganie się też było ciekawym połączeniem, i na pewno również skutecznym. Może Czechy do niego jechała i miała klucz do jego mieszkania, żałował, że dał jej ten klucz, lecz kiedy tutaj wejdzie, on będzie martwy. Nikt ani nic go nie uratuje. Jego pewność siebie była przerażająca w tym temacie. 

          -Wszyscy powinni wiedzieć, że to przez nich jestem w takim stanie. - Ton jego głos mógł zostać porównany do tonu głosu wariata, który właśnie chciał zrobić coś niesamowicie szalonego. Usiadł przy biurku i wyrwał niedbale kartkę z zeszytu, biorąc prędko długopis i zaczynając pisać swój list pożegnalny. Nie musiał zawierać wielu informacji, a jedynie to dlaczego postanowił ze sobą skończyć i kto jest za to odpowiedzialny. Z pisanych przez niego słów, wręcz lała się kpina wobec innych i szczera nienawiść do świata. Zawinili wszyscy, tylko on był tym poszkodowanym, a przynajmniej według niego. Nie poszkodowane były te wszystkie osoby, które właśnie próbowały mu pomóc i zatroszczyć się o niego. Polska uważał ich za kłamców. 

          Kwestią czasu było skończenie listu, a w trakcie pisania go, wzięcie dużej ilości tabletek i popicie tego alkoholem. Feliks udał się do łazienki, uśmiechając się szeroko i nie mogąc doczekać się bólu, jaki był mu przeznaczony. To już chyba podchodziło pod sadyzm wobec samego siebie, jednak nie przejmował się takimi głupimi faktami. Ważniejsze były same efekty i to, że nie wytrzymywał ze sobą. Z każdą następną sekundą czuł, że dusi się coraz bardziej we własnym ciele. 

          Kilka minut, a on już był ledwo przytomny. Sam nie wiedział, czy ledwo orbitował i wszystko mu się rozmazywało przez połączenie leków nasennych i alkoholu, czy może przez to, że dźgnął się w brzuch trzy razy i zrobił sobie parę nacięć na rękach. Oparł głowę o ścianę i cicho westchnął, zamykając oczy i myśląc nad swoją przyszłością. Nadal słyszał powiadomienia nowych wiadomości od kogoś, pewnie od Elizy. Chciał ją przeprosić, ale było już za późno. Umierał i to dla niego koniec. Ostatnio co usłyszał, to otwieranie drzwi od jego mieszkania. 

"Witajcie.

Za wszystko możecie dziękować tylko sobie samym. To nie ja doprowadziłem siebie do takiego stanu, tylko ty jesteście za to odpowiedzialni. To nie ja atakowałem swój kraj, to nie ja go niszczyłem, to nie ja wyśmiewałem się z siebie, wy to robiliście, a teraz macie efekty. Możecie być z siebie dumni, w końcu na tym wam zależało. Na mojej śmierci. I nareszcie się zabiłem, skończyłem ze sobą i spełniłem wasz cel. Nie ma tego złego, teraz mogę być wolny, a wam życzę miłej zabawy w dalszym życiu. 

Polska, Feliks Łukasiewicz. 

01.03.2008." 

*** 

          Francja spokojnie siedział przy biurku i myślał nad niespodzianką dla Kanady. Okazało się, że wymyślanie tego jest trudniejsze, niż przypuszczał, a czasu nie zostało wiele i musiał wziąć się za siebie i swoje pomysły. Nie mógł zawieść Matthew, obiecał mu i głupio będzie mu go zawieść. On był zbyt cudowną osobą, żeby tak po prostu go zawieść, a chciał udowodnić, że jest wspaniałym partnerem. Siedział nad tymi planami dobrą godzinę, i nadal nie wymyślił niczego konkretnego, co mogłoby go przekonać do realizacji i jeszcze mogłoby uszczęśliwić Kanadę. Możliwe, że zwykła maskotka i zabranie na spacer by wystarczyło, jednak to będzie ich pierwsze spotkanie po wielu miesiącach i przede wszystkim, też pierwsze spotkanie od kiedy zostali parą. 

          Węgry weszła do salonu, gdzie obecnie był również Francja. Spojrzała na niego obojętnie i nic nie powiedziała, a po prostu wzięła swój telefon i już chciała wyjść, lecz wwiercający się w nią wzrok Francisa od ją od tego powstrzymał. Tym razem zirytowana na niego zerknęła, darząc morderczym spojrzeniem, powodujący u blondyna dreszcze. Wolał nie mieć kontaktu ze wściekłą Erizabetą, chociaż kusiło go poproszenie jej o małą pomoc. 

          -Możesz mi pomóc w wymyśleniu niespodzianki dla Matthew? - Spytał nieśmiało i uśmiechnął się, mając nadzieję, że to zwiększy szanse na zgodę Elizy. Dziewczyna westchnęła i przypomniała sobie o planach wyjścia z pozostałymi gdzieś na miasto, żeby nie zamulać cały dzień w domu, lecz chyba kilka minut może poświęcić temu debilowi, który nawet nie potrafił wysilić mózgu do wymyślenia czegoś dla swojego ukochanego. Nie znała się na guście Kanady, nie wiedziała co mogła doradzić niebieskookiemu. 

         -A co już sam wymyśliłeś? Nie będę cię w tym wyręczać, to twój związek. Mogę jedynie coś doradzić, lecz nie gwarantuję, że będą to trafne rady. - Francja spuścił wzrok na kilka zapisków w zeszycie, które miały razem tworzyć ładną całość, a na razie był to jedynie zbiór luźnych pomysłów, w czym większość pewnie pójdzie do kosza. Węgry spojrzała do zeszytu, jednak szybko przestała na niego zwracać uwagę widząc, że wszystko jest napisane po francusku, a francuskiego nie rozumiała. 

          -Pierwotnie, chciałem zabrać Matthew do tego parku rozrywki, co będzie u niego jedenastego, ale teraz stwierdziłem, że jest to zbyt banalne i lepiej nie zabierać tego dnia Feliksowi i Gilbertowi, a pewnie Gilbert będzie oczekiwał mojego wsparcia i nie będę mógł poświęcić wtedy wystarczająco dużo uwagi Kanadzie. Myślałem nad kolacją w restauracji, lecz jest to taki oczywisty banał, a zwykły spacer po parku jest nudny. Postanowiłem już, że kupię mu jakiegoś pluszaka, a Matthew bardzo je lubi. Jednak w ciągu dalszym, nie mam miejsca na to romantyczne spotkanie i jego przebieg. - Erizabeta przytaknęła i zastanowiła się nad tą sprawą. Nigdy nie narzekała na chodzenie do restauracji i spacery po parkach, a nawet uważała takie "banały" za bardzo urocze i lepsze rozwiązania od wymyślnych randek. Była pewna, że Kanada doceni każdy pomysł Francji. Nie widzieli się wiele miesięcy i każdy sposób na spędzenie razem czasu będzie dobry. 

          -Nie sądzę, żebyś musiał wymyślać jakieś oryginalne i niespotykane rzeczy. Oczywiście, to cudownie, że tak się starasz i chcesz dać Matthew jak najlepiej spędzony z tobą czas, jednak on pewnie nie będzie narzekał nawet na wspólne siedzenie na kanapie i oglądanie jakiegoś filmu. Kupienie mu maskotki jest dobrym pomysłem, ale zabieranie go gdziekolwiek nie jest tak konieczne, a jeśli naprawdę chcesz go gdzieś zabrać, to niech będzie to już jakaś kawiarnia. - Francis doceniał starania Elizy, lecz nie o to mu chodziło. Liczył na faktyczną pomoc, zaproponowanie jakichś miejsc, a nie stawianie na rzeczy z lipnych komedii romantycznych i opowiadań autorów, którzy nie mają pomysłów na wydarzenia, a jednak muszą dopiąć do końca opowiadania. Taką poradę mógł mu sprzedać nawet Niemcy, a wydawało mu się, że Węgry jest większą romantyczką. 

          -Jeszcze mam troszkę czasu, może uda mi się coś ciekawego wymyśleć. - Erizabeta coś mruknęła pod nosem, pożegnała się, i wyszła z pokoju, zostawiając Francisa i jego pomysły samych. Blondyn smutno westchnął i schował twarz w swoich dłoniach, myśląc co mógłby wykombinować na ostatnią chwilę. Naprawdę nie chciał zawieść ukochanego, a pierwsze spotkanie jako para musiało być wyjątkowe i piękne. Z myślenia wyrwał go dźwięk otwieranych drzwi, odwrócił się w tamtą stronę i zauważył USA, co było niczym błogosławieństwo i ratunek ze słabej sytuacji. 

          -Erizabeta powiedziała, że nie wiesz jaką randkę odbyć z moim bratem, więc jako idealny i wspaniały bohater, postanowiłem ci pomóc! - Stany Zjednoczone szybko usiadł obok Francji i wyrwał mu zeszyt, czytając jego dotychczasowe zapiski. Francis poddał się na starcie i nie próbował odzyskać zeszytu. Alfred nie znał się za bardzo na francuskim, ale jakieś podstawy znał i najważniejsze rzeczy zrozumiał. Plany na randkę w wesołych miasteczku, jakieś kawiarnie, kolacja w domu, wyjście do teatru lub kina, a nawet opcja pójścia razem na basen. 

          -No kreatywne to jest w chuj. - Skomentował krótko USA i oddał zeszyt kumplowi, próbując sobie przypomnieć co Kanada mu mówił na temat swoich preferencji w randkach. Jedyne co pamiętał, to zdziwienie, że na pierwszy rzut oka Matthew jest taki mało wymagający, a w trakcie tej rozmowy wyskoczył mu z takimi zachciankami, że automatycznie zaczął współczuć przyszłemu partnerowi jego brata, czyli Francji. 

          -Doceń fakt, że się staram. Nawet taki romantyk jak ja, może mieć momentami problemy w wymyśleniu czegoś pięknego, romantycznego i jednocześnie nieoklepanego. - Francis czuł się źle z tym, że jego wena do takich rzeczy musiała wyparować w takim momencie. Mógł zająć się tym wcześniej, a teraz nie miałby przynajmniej takich problemów. 

          -Stary, nie łam się! Na pewno uda ci się coś wymyśleć, masz jeszcze trochę czasu, a jeżeli być ponownie dał dupy w tematach miłosnych, to Matthew się przecież na ciebie nie obrazi. Może coś tam sobie szeptać pod nosem, a w jego oczach będzie malować się chęć mordu na tobie, ale się nie obrazi, więc nie musisz się tak martwić. Wyjdź z nim po prostu na miasto, może pójdźcie na zakupy i wszyscy będą zadowoleni. A teraz wybacz, lecz muszę zająć się pewną rzeczą. Trzymaj się! - USA poklepał jeszcze Francję po plecach w geście pocieszającym, i wyszedł z pokoju, zostawiając kumpla samemu sobie. Francis ponownie stwierdził, że inni nie są w stanie mu pomóc i lepiej będzie zająć się tym w pojedynkę. 

          -Może sama maskotka wystarczy... - Rzucił obojętnie blondyn i przeszedł do ponownego czytania swoich dotychczasowych zapisków. Może natchną go czymś ciekawym, kopnie go wena i powie mu, że jeszcze nie wszystko jest stracone, a Kanada będzie mu wdzięczny do końca życia za taką niespodziankę. Musiał pozostać pozytywnie nastawiony, tylko to mogło sprawić, że wszystko potoczy się dobrze. 

*** 3 listopada *** 

          Anglia miał ogromny problem ze znalezieniem swoich walizek, do których mógłby włożyć najpotrzebniejsze rzeczy do wyjazdu do Kanady. Zależało mu na wzięciu wszystkiego, co będzie mu potrzebne, jednak był prawie pewien, że i tak czegoś zapomni, a będzie to dla niego cholernie ważne. Bilety do Ottawy miał już zamówione, niedługo miały do niego przyjść i wtedy mógł spokojnie iść ustalonego dnia na lotnisko i lecieć do swojego nieukochanego, żeby się z nim spotkać i powiedzieć mu o swoich pięknych uczuciach. Miał nadzieję, że wszystko zakończy się dobrze i nie okaże się, że wyleciał z domu tylko po to, żeby dosłownie się jedynie załamać i ponownie stwierdzić, że jego życie jest bezsensowne. 

          Szkocja wszedł do pokoju i spojrzał dokładnie na brata, który nadal męczył się ze spakowaniem do wyjazdu. Sam nie wiedział dlaczego, ale wyobraził sobie małego Anglię, który się z czymś męczył i udawał, że nie potrzebuje czyjejkolwiek pomocy w jakiejkolwiek formie. Uśmiechnął się na myśl o tamtych dniach i podszedł do Arthura, domykając za niego walizkę. Z ust blondyna wymsknęło się kilka przekleństw, którymi Allistor i tak się nie przejął, a jeszcze bardziej stwierdził, że młodszy braciszek jest cholernie słodki. USA jest szczęściarzem, pewnie nie jedna osoba chciałaby takiego słodziaka tylko dla siebie. 

          -Nie prosiłem cię o pomoc. - Powiedział krótko Anglia, biorąc drugą walizkę i pakując do niej już mniej istotne rzeczy, jak laptop, jakieś kable, słuchawki, czy ładowarka. Kusiło go, żeby wziąć książkę z poradami związkowymi, jednak odpuścił to sobie wiedząc, że zaraz obok niego jest Szkocja, który by go za taki ruch wyśmiał. Wolał uniknąć kłótni ze swoim bratem i niszczenia swojego samopoczucia, które i tak było ostatnio dość chwiejne. 

           -Nie prosiłeś o pomoc, lecz jej chciałeś. Bardzo denerwujesz się tym wyjazdem? - Arthur zamyślił się i odstawił jedną z walizek na swoje łóżko, przy tym nie odzywając się ani słowem. Z jednej strony się denerwował, jednak z drugiej był przesadnie spokojny i o dziwo, pozytywnie nastawiony, co było dość sporą rzadkością w jego przypadku. Bardziej obawiał się tym, co będzie po rozpoczęciu związku z Alfredem. Przecież wszystko mogło się zdarzyć, te złe rzeczy niestety również. 

          -Powiedzmy, że trochę się denerwuję. Mimo tego, jestem dobrej myśli. Ty raczej też byś się denerwował, gdybyś niedługo miał wyznać miłość osobie, którą kochasz i zaczął z nią związek. - Zielonooki miał ochotę na kłócenie się ze słowami blondyna. Sam nie wiedział, jak zachowałby się w danej sytuacji, bo nigdy nie był w kimkolwiek zakochany i nie rozumiał tej całej miłości. Mógłby mieć takie nastawienie jak teraz Anglia, a mógłby podchodzić do tego z ogromnymi nerwami lub kompletnym wyjebem na wszystko. Każda opcja była prawdopodobna, lecz szybko nie dowie się, która jest tą prawidłową. 

          -Nigdy nie byłem zakochany, więc nie wiem jak mógłbym się zachować. Doskonale wiesz, że nie lubię tematów miłosnych. Ja jedynie staram ci się pomóc z Alfredem, a nie zamieniać się w romantyka godnego Francji. - Arthur nie chciał wierzyć Allistorowi, że nigdy nie był zakochany, gdyż tyle wieków ile on żył, oczywiste było, że musiał się przynajmniej w kimś zauroczyć albo za bardzo do kogoś przywiązać. Miał ochotę na przyciśnięcie zielonookiego w tym temacie, jednak ryzyko kłótni było teraz za duże, wolał nie ryzykować. Może Szkocja sam kiedyś stwierdzi, że o wszystkim mu powie, a miał wrażenie, że o czymś nie wiedział. 

          -Jesteś w ogóle zadowolony z tego, że najprawdopodobniej niedługo zacznę z kimś związek? - Szkocja nie spodziewał się tego pytania, więc też nie wymyślił sobie odpowiedzi na nie wcześniej. Wolał nie milczeć przez dłuższy czas, a mówienie tego, co ślina przyniosłaby mu na język też nie byłoby dobre. Był trochę zazdrosny, w końcu również chciał związku z kimś, a jego brat mógł tego związku dostać w taki łatwy sposób. Miał wrażenie, że nie jest zdolny do zakochania się w kimkolwiek, ale było to dość absurdalne. 

         -Może trochę zazdrości we mnie siedzi, lecz nie będę zabraniał ci bycia szczęśliwym. Mam nadzieję, że wiesz co robisz i nie będziesz tego żałować. - Allistor podszedł do Arthura i mocno go przytulił, chcąc okazać mu swoją braterską miłość. Przynajmniej na taką było go stać i był nawet dobry w okazywaniu jej. Anglia zarumienił się lekko i nieśmiało odwzajemnił uścisk, również próbując okazać odrobiny braterskiej miłości Szkocji. - Naprawdę mam nadzieję, że będzie u ciebie dobrze i nie będziesz tego żałował. - Blondyn poczuł na sobie przyjemne ciepło, uczucie bycia kochanym, a rzadko tego doświadczał od braci. Próbował się nie rozpłakać, ale życie miało inne plany. 

          -Dziękuję za te słowa. Również mam nadzieję, że wszystko dobrze się u ciebie ułoży. - Arthur ten jeden raz pozwolił dobrowolnie na pokazanie swojej słabszej i delikatniejszej strony, tylko po to, żeby poczuł więcej braterskiego ciepła i troski ze strony Allistor'a. Wielka szkoda, że nie mogło tak być między nimi częściej, a najlepiej od zawsze. 

*** 

          Urodziny Polski zbliżały się wielkimi krokami i musieli zacząć przygotowywać całą imprezę urodzinową, kupić prezenty, a nawet już zadzwonili do Kanady, żeby na jedenastego załatwił tort, a resztą zajmą się sami. Prawie wszyscy rozeszli się po sklepach w poszukiwaniu idealnego prezentu, poza Prusakiem, który stwierdził, że on już ma idealny prezent i zaręczyny Feliksowi w zupełności wystarczą od niego. Po części miał racje i nie musiał zajmować się jakimś innym prezentem, jednak zwykłe chodzenie za innymi nie było zbyt dobrym rozwiązaniem. Już mógł zostać w domu, przynajmniej by nie przeszkadzał. Mimo tego, były ważniejsze sprawy od wkurzającego Gilberta, a tymi sprawami były wspomniane prezenty, a nie mogło to być byle co. Chcieli się postarać i sprawić, że ostatni dzień tej podróży będzie naprawdę wyjątkowy. 

          -Myślisz, że takie coś spodobałoby się Feliksowi? - Włochy podszedł do Węgry i pokazał jej wybrane ubrania, które mogłyby spodobać się ich przyjacielowi. Obydwoje postawili na coś związanego z ubraniami, a ostatnio Feliks narzekał, że na nie żadnych ciekawych ubrań, a takie coś mogło mu się spodobać. Takie zestawy ubrań zawsze strzelały w jego gusta, a była to śliczna, różowa sukienka z długimi rękawami i w czarne paski, do tego zakolanówki z koronką, a jakieś ładne buty dokupią w sklepie obok. - Myślę, że spodobałoby się Polsce. 

          -Faktycznie, ubranie dość mocno w jego guście, ale to na pewno jest jego rozmiar? - Erizabecie naprawdę spodobał się ten mały komplet, lecz rozmiar wybrany przez Feliciano, był trochę kwestią sporną. Głupio będzie kupić przyjacielowi za małe lub za duże ubrania, a Polskę łatwo było zranić takimi pierdołami. 

          -Spokojnie, Elizka! Te ubrania zmieściły się na mnie, więc na Feliksa tym bardziej się zmieszczą. Poza tym, nawet jak będą trochę za duże, to tragedia się nie stanie. - Eliza postanowiła zgodzić się na taki układ i wróciła do szukania prezentu od siebie. Już rudowłosy wybrał coś bardziej pociągającego, co mogłoby nieźle podniecić Prusaka, więc Polska będzie to nosić każdego namiętniejszego wieczoru, więc sama postawiła na coś normalniejszego, a te dwie koszulki prezentowały się bardzo ładnie. 

          -Mam nadzieję, że to naprawdę spodoba się Feliksowi. - Rzuciła jeszcze cicho dziewczyna, zanim usłyszała, że ktoś nowy wchodzi do sklepu. Odruchowo się odwróciła i uśmiechnęła się na widok Austrii i Niemiec, którzy trzymali w dwóch torbach pewnie prezenty dla Polski, a może kupili jeszcze coś dla siebie i dla nich. Byłoby miło, gdyby okazało się, że nie pomyśleli tylko o Feliksie, który w sumie był główną gwiazdą tych zakupów. - Co kupiliście? - Księżniczki z zaciekawieniem zajrzały do toreb, wywołując u książąt tylko głupi śmiech. Nie byli przekonani do tego, czy takie prezenty spodobają się pchle Prus, lecz byli dobrej myśli. 

          -Nie kupiliśmy niczego oryginalnego, a raczej jakieś pierdoły. Ważne, że jest cokolwiek i nie wyskoczymy z niczym. - Roderich liczył na pozytywnie reakcje ze strony Erizabety i Feliciano, a na razie ich twarze wyrażały zmieszanie i zakłopotanie. Przecież nie kupili niczego dziwnego i strasznego, skąd takie reakcje? Ludwig postanowił nic nie mówić, żeby tylko bardziej się nie wygłupić, a wybrane przez nich rzeczy na prezenty były co najmniej, oczywiste, mało oryginalne, i Polska pewnie ich wyśmieje albo niezręcznie podziękuje. On od zawsze miał wymagania. 

          -Czasami byśmy chcieli, żebyście wyskakiwali z niczym. - Skomentował Włochy i dokładniej przyjrzał się zakupom swojego partnera i jego brata. Nie były to głupie prezenty, a raczej bardzo praktycznie i przemyślane, jednak było prawie pewne, że Polska zacznie się czepiać, że spodziewał się czegoś lepszego. No cóż, braki dobrych prezentów od innych zostaną zasłonięte oświadczynami, a to jest piękny prezent. - Słuchawki i perfumy są dobrym prezentem, może reakcja Feliksa nie będzie histeryczna. - Rudowłosy się zaśmiał i dokładniej spojrzał na perfumy. Powinny trafić w gust Polski, gdyż lubił takie słodkie i delikatne zapachy, a po opisie tych perfum stwierdzał, że właśnie takie będą. 

          -Wiesz, trochę ciężko kupować oryginalne prezenty osobie, która obchodzi urodziny od przeszło tysiąca lat. Najważniejsze są starania, a Feliks narzekał ostatnio na brak dobrze działających słuchawek, a perfumy też mu się ostatnio skończyły, więc same praktycznie rzeczy. - Węgry odłożyła zakupione rzeczy do torebek im przydzielonym i sama wróciła do przeglądania koszulek. Może też sama sobie coś kupi, kto wie? Pozostali poszli za nią i zaczęli prowadzić luźną rozmowę na temat nadchodzących wydarzeń, które na pewno wstrząsną całym światem. Chociaż, mało osób mówiło o tym, że Ludwig i Feliciano się zaręczyli, więc był cień szansy na zachowanie prywatności w związku Gilberta oraz Feliksa. 

          Wybieranie prezentu przez Węgry zostało zakłócone przez kolejne osoby, które weszły do sklepu w wyjątkowo dobrych humorach. Zaskakujące nie było, że tymi osobami byli Francja, Prusy i USA, którzy zakończyli swoje urodzinowe czynności i postanowili pochwalić się swoim zakupem. Coś im mówiło, że nie będą to dobre prezenty, a zwykłe głupoty, które mogą Polskę doprowadzić do co najwyżej śmiechu z zażenowania. Nie wszystko było jeszcze przesądzone, może tamta dwójka się ogarnęła i postanowiła nie robić siary Gilbertowi, który swój prezent już miał gotowy. 

          -Błagam, powiedzcie, że kupiliście coś sensownego. - Powiedział Austria z dezaprobatą w głosie. Francja i Stany Zjednoczone nie za bardzo przejęli się faktem, że wszyscy na nich krzywo patrzyli i ponownie uznawali za największych idiotów tego świata. Nawet Prusy wyglądał na lekko załamanego, co jeszcze bardziej utwierdzało ich w przekonaniu, że Feliks w tym roku nie dostanie najlepszych prezentów pod słońcem od niektórych. 

          -Patrzcie, jaki fajny kubek i pluszowego misia mam dla Feliksa! - Alfred był bardzo zadowolony z dokonanego zakupu i był pewny, że temu słodkiemu blondynowi spodobają się takie podarunki. Kubek był najzwyklejszy na świecie, biały z czarnym napisem "Good morning" i kilkoma gwiazdkami dookoła. Miś też był całkiem zwykły, bo był jasnobrązowy, a na szyi miał przywiązaną biało-czerwoną kokardkę, co mogło być nawiązaniem do kolorów flagi narodowej Polski. Feliks pewnie doceni taki przypadkowy szczegół. 

          -Już się bałem, że kupiłeś coś głupiego. - Stwierdził Ludwig z ulgą w głowie i przyznał sobie, że w porównaniu do USA, jego słuchawki jako prezent urodzinowy, wcale nie są takie złe, a raczej są na takim samym poziomie do kubek i maskotka. Stany Zjednoczone jedynie głupio się uśmiechnął i spojrzał niecierpliwie na Francję, który również nie mógł doczekać się zaprezentowania prezentu od siebie. 

          -To co kupiłem dla Feliksa, może nie przebije prezentu od Gilberta, jednak na pewno jest wspaniałe i się postarałem. - Wszyscy już wiedzieli, że Francis zakupił jakąś głupotę. I tak jak pomyśleli, tak też było. Francja wyjął z dość sporej torby opakowanie z kulkami analnymi, następnie wibrator, a na końcu bieliznę erotyczną. - Prawda, że cudowne prezenty? - Spytał z uśmiechem niebieskooki, chowając podarunki do torby, żeby nie zauważyły tego niepożądane osoby, takie jak pracownicy sklepu. 

          -Francis, prosiliśmy cię o kupienie prezentu urodzinowego dla Feliksa, a nie zwiększenie swojej kolekcji gadżetów erotycznych. - Erizabeta była szczerze zawiedziona postępowaniem tego blond ścierwa, jednak nie mogła zabronić mu udowadniania swojego ponadprzeciętnego idiotyzmu. Włochy wyraził swoje zażenowanie poprzez ciche westchnięcie, Niemcy jedynie się zaśmiał, Austria odwrócił i zaczął podzielać zdanie Węgry, USA miał to gdzieś, a Prusy był zadowolony z takich zakupów. 

          -Hej, przynajmniej te prezenty są praktycznie i przydadzą się w wiele wieczorów! - Gilbert postanowił stanąć w obronie przyjaciela, lecz niewiele to dało. Francis już zdecydował i nie miał zamiaru rezygnować z podarowania takich rzeczy Feliksowi, a wydawało mu się, że kolekcja Polski z takimi gadżetami jest naprawdę mała, a nawet w ogóle nie istniejąca. Najbardziej liczyły się chęci, a podarowanie tego będzie prosto ze zboczonego serduszka Francji. 

*** 

          Włochy czuł się dziwnie ze świadomością tego, że Polska powiedział mu o swojej zazdrości. Zazdrość była ludzkim uczuciem i nawet on jej czasami doświadczał, jednak nie spodziewał się po przyjacielu, że będzie mu zazdrościł narzeczeństwa z kimś, choć było to dość oczywiste. Feliks chciał rozwinięcia związku z Prusami i od dłuższego czasu marzył o małżeństwie z nim, a kiedy się dowiedział, że jego przyjaciel za kilka miesięcy będzie małżeństwem z ukochaną osobą, zaczął odczuwać sporą zazdrość, a nie było to dobre dla ich przyjacielskich relacji. Obecnie siedział na łóżku z partnerem i mówił mu o tej sytuacji, a on uważnie go słuchał i zastanawiał się, jak może mu pomóc. Sprawa była trudna, do jedenastego listopada mogło wydarzyć się dosłownie wszystko. 

          -Co powinienem zrobić w takiej sytuacji? - Ludwig porządniej zastanowił się nad tym pytaniem, a nie chciał walnąć jakiejś głupoty. Zależało mu na tym, żeby dobrze doradzić ukochanemu, a ten od niego oczekiwał odpowiedniej pomocy. Mógł zmusić Gilberta do natychmiastowego oświadczenia się Feliksowi, żeby nie było większych problemów i niepewności, jednak był pewny, że brat nie zgodziłby się na to i nadal mocno by się trzymał swojego planu oświadczenia się dopiero jedenastego. 

          -Sam nie wiem, sprawa jest dość trudna. Mam nadzieję, że Feliks nie wpadnie na głupi pomysł robienia awantury Gilbertowi, bo wtedy ich związek porządnie ucierpiałby i nic by nie wyszło z tych zaręczyn. Skoro zapewniłeś go o tym, że nie musi być zazdrosny i niedługo Gilbert zrobi wobec niego jakiś krok, to nie musimy się obawiać i wystarczy zaczekać. - Feliciano niewyraźnie przytaknął i westchnął, mając nadzieję, że faktycznie nie będzie z tego jakichś komplikacji. Nie powinno być teraz problemów, szczególnie jeśli im zależało na dobrym zakończeniu tej podróży. 

          -Zmieńmy temat na jakiś przyjemniejszy. - Niemcy postanowił zgodzić się na taki układ, a musiał przyznać, że nie za bardzo podobało mu się rozmawianie o cudzym związku, który jest dla niego dość problematyczny. Martwił się trochę, co może wymyśleć Włochy, lecz chyba nie będzie to coś złego. - Ludwig, miałeś mi odpowiedzieć, kiedy będziemy mieć dzieci. - Ludwig mógł spodziewać się tego tematu, a tak bardzo chciał go zostawić w spokoju. 

          -Tyle razy cię prosiłem, żebyśmy nie poruszali ze sobą tego tematu i zostawili go. Nie jestem gotowy na dzieci i nie mam zamiaru o nich jeszcze myśleć. - Blondyn sięgnął po książkę i otworzył na stronie, na której ostatnio skończył. Wolał nie komentować faktu, że nie założył okularów, przez co jego czytanie było inwalidą. Do jego uszu dotarł słodki śmiech rudzielca, dający znak o tym, że nie odpuści mu tak łatwo rozmowy o tym, a szkoda. 

          -Jeszcze nie jesteś gotowy na dzieci, lecz szybko może się to zmienić. Gdyby miało się okazać, że niedługo zostaniemy rodzicami, jakbyś zareagował? - Włochy nie odpuszczał, ten jeden raz chciał wygrać i czerpać z tego satysfakcję przez długie dni. Twarz Niemiec była teraz taka zabawna, wyrażała zmieszanie, zażenowanie i chęci ewakuacji stąd. 

          -Ponownie się czuję, jakbyś mi coś sugerował. - Ludwig dalej próbował czytać, jednak wychodziło mu to co najmniej słabo. Stwierdził, że lepiej będzie odpowiedzieć na to pytanie, niż nadal męczyć się z irytującym Włochem, który o dziwo nie odpuszczał. - Gdybyś niespodziewanie zaszedł w ciążę, co graniczy z cudem, zaakceptowałbym to i pewnie szybko zacząłbym się z tego cieszyć. Zadowolony z takiej odpowiedzi? - Rudzielec energicznie przytaknął głową i mocno przytulił blondyna, który cieszył się z tego, że teraz najprawdopodobniej dostanie spokój i możliwość spokojnego czytania. 

          -A co jeśli ci powiem, że będziesz niedługo tatą? 

          -Jezus, Maria, Feliciano, nie strasz mnie! - Włochy jedynie zaśmiał się w odpowiedzi i pomyślał, że naprawdę fajnie byłoby zostać rodzicem, jednak były to odległe plany. 

          -Spokojnie, niestety tylko żartowałem. 

*** 

Ten rozdział ma 9856 słów, więc jeszcze trochę i przekroczyłabym 10k słów. Na całe szczęście, nie przekroczyłam tego progu i wszyscy są zadowoleni. 

Jak podobał wam się ten rozdział? Nie jestem z niego jakoś bardzo dumna, jednak nie narzekam i z niektórych fragmentów jestem naprawdę zadowolona. Pragnę przypomnieć, że do zakończenia zostało już naprawdę niewiele i niedługo pojawi się epilog, kończący moją przygodę z tym opowiadaniem i kończący wasze czytanie tego. Nie ma tego złego, niedługo też będzie nowe opowiadanie, o którym już niejednokrotnie wspominałam. 

Nie ma za bardzo tematów, które mogłabym poruszyć w dzisiejszej gadaninie. Jedynie powiem, że do końca zostały dwa rozdziały i epilog, a następny kraj na liście, już ostatni kraj, to nasza kochana Kanada. Następny rozdział oczywiście w czwartek, więc czekajcie i widzimy się już niedługo! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro