[48] "Powiedział..."
*** 28 października ***
Prusy postanowił, że mimo jeszcze sporego zapasu dni do urodzin Polski, zacznie porządnie planować oświadczyny, żeby nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę. Wolał też uniknąć słów Austrii o tym, że ponoć w ogóle się nie stara i mu nie zależy, a zależało mu jak cholera. Oczekiwał pomocy od innych i z tego, co wiedział na chwilę obecną, Francja i Hiszpania dołożą wszelkich starań do tego, żeby oświadczyny były jak najlepsze, Węgry dalej będzie kryć jego plany, Włochy zastanawia się nad współpracą, USA postanowił z nimi podróżować i chyba też podjął się współpracy, Niemcy był zajęty swoimi planami, a Austria podchodził do wszystkiego sceptycznie, lecz i tak życzył mu powodzenia i wszystkiego innego co najlepsze. I pozostawał Polska, domyślający się, ale nadal nieświadomy.
Był również Kanada, u którego miało dojść do tego cudownego wydarzenia. Oczekiwał pomocy od Matthew, który mógł się okazać wyjątkowo pomocy w tej sprawie. Chciał wiedzieć czy są jakieś dobre miejsca na oświadczyny u niego w kraju, a na pewno jakieś mogły się znaleźć. Wybrał numer do ukochanego Francji i czekał aż ten odbierze. Miał nadzieję, że będą jedenastego listopada odpowiednie warunki na takie atrakcje.
-Gilbert? Nie spodziewałem się teraz telefonu od ciebie. Co się stało? - Kanada nie sądził, że zostanie zaszczycony połączeniem od Prus. Zaczął się zastanawiać o co chodzi, a do głowy wpadła mu informacje, że jeszcze tydzień i będą u niego. Możliwe, że chodziło o coś ważnego i trzeba było poruszyć jakiś temat.
-Cześć, Matthew. Dzwonię do ciebie, bo mam dość ważną dla siebie i Polski sprawę i liczę na chociaż minimalną pomoc z twojej strony. Tylko bardzo proszę, nie wygadaj tego komukolwiek, niech to pozostanie tajemnicą. Ostatniego dnia tej podróży, czyli u ciebie, będą urodziny Feliksa, a będzie do jedenasty listopada. Chciałbym oświadczyć się wtedy Feliksowi i bardzo bym chciał zadbać o romantyczną okazje i klimat. I tutaj zaczyna się moje pytanie, czy jest u ciebie jakieś miejsce, w którym mogłoby dojść do wspaniałych oświadczyn? - Matthew ciężko przyszło zrozumienie tego, co mówił Gilbert. Nie było to spowodowane tym, że mówił szybko, a tym, że nie spodziewał się takiego ruchu jak oświadczyny ze strony Prusaka. To było bardziej niż zaskakujące.
Na początku przychodziły mu do głowy takie banały, jak parki, ogrody botaniczne, czy nawet góry, a było spore prawdopodobieństwo, że wtedy spadnie już trochę śniegu i będzie naprawdę pięknie. Dopiero po chwili przypomniało mu się, że cała Ottawa gadała o tym, że niedługo będzie w stolicy wesołe miasteczko, które już zresztą przygotowywali, a nie miał to być jakiś lipny i tymczasowy park rozrywki, a atrakcja, która miała stać przez przeszło tydzień. Tak się składało, że park miał już być jedenastego listopada, więc można było to wykorzystać.
-Tak się składa, że niedługo będzie u mnie w stolicy park rozrywki, taki na kilka dni. Możesz wtedy oświadczyć się Feliksowi, a jeżeli się nie mylę, to on lubi takie atrakcje i na pewno oświadczenie się mu wtedy sprawi, że będzie bawił się jeszcze lepiej, a takie miejsca będą mu się o wiele lepiej kojarzyć. - Prusy momentalnie stwierdził, że ten pomysł jest warty realizacji. Polska uwielbiał parki rozrywki i gdyby tylko mógł, to by w nich zamieszkał. Kochał patrzeć na jego ekscytację, kiedy korzystał z tych wszystkich atrakcji i chciał zdecydowanie więcej. Takie rozegranie sprawy będzie genialne.
-To naprawdę cudowna propozycja, pewnie na taki przebieg oświadczyn postawię. W okolicy pewnie będą też jakieś bary lub kawiarnie, żeby potem tam zabrać Feliksa, prawda? - Kanada szybko przytaknął i zaczął się niesamowicie ekscytować tym planem. W końcu ktoś o nim pamiętał i chciał jego pomocy! Miał okazję do udowodnienia, że nie jest kompletnie bezużyteczny i może się na coś przydać. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, żeby zaręczyny Prus i Polski były jak najlepsze.
-Jeszcze coś chcesz wiedzieć? - Matthew wolał się upewnić, że wszystkie kwestie zostały poruszone i nie ma jakichkolwiek nieścisłości. Poczuł się odpowiedzialny za całe to wydarzenie, w końcu teraz jest częścią całego wydarzenia i wiele tutaj odegra, co nie?
-Na chwilę obecną, wszystko chyba zostało ustalone. W razie jakichś problemów lub pytań, będę dzwonić. - Odpowiedział Gilbert i poczuł niesamowitą ulgę. Można powiedzieć, że najważniejsze przygotowania miał już z głowy, co sprawiało, że teraz mógł mieć więcej czasu na inne sprawy. Albinos podziękował za rozmowę, rozłączył się, i postanowił przejść do innych sfer swojego życia, jak na przykład, męczenie braci albo zachwycanie się swoją przekochaną pchłą.
***
Trzydziesty pierwszy października zbliżał się wielkimi krokami, więc musiał przygotować się do samego końca i nabrać odpowiednio dużo odwagi, żeby w czasie oświadczyn nie zaciąć się i nie zrobić z siebie kompletnie debila. Zależało mu na tym, żeby ten wieczór był wyjątkowy i udany, więc musiał się porządnie postarać. Wiedział, że Włochy go doceni w każdej formie i będzie zadowolony z zaręczyn w każdej okoliczności, jednak i tak wolał dobrze się przygotować i sprawić, że dzień ten przejdzie do historii. No może nie aż tak, ale prawie. Na pewno będzie to wyjątkowa uroczystość.
I tak, wzięli ze sobą tego pamiętnego manekina. Woleli go ze sobą wziąć i przygotowywać się z nim do nadchodzących zaręczyn, które przecież będą takie ważne i trudne w wykonaniu. Obecnie, to Prusy sobie klękał przed kawałkiem plastiku, a Stany Zjednoczone i Francja sobie żartowali z przyjaciela, że nie umie czegokolwiek zrobić bez ćwiczeń i przygotowywania się. Niemcy za to rozmawiał z Kubą o tym, co miało nastąpić już za kilka dni.
-Chciałbym, żeby była to skromna kolacja. Mam nadzieję, że ta restauracja faktycznie jest na wysokim poziomie, lecz nie będzie też za bardzo zdradzać moich planów. - Ludwig wolał upewnić się wszystkiego. Wieczór miał być dopięty na ostatni guzik, a każdy najdrobniejszy błąd mógł sprawić, że Feliciano odmówi i odejdzie. Máximo westchnął i stwierdził, że Ludwig za bardzo się denerwował. Przecież nie musiał wszystkiego robić idealnie, a Włochy i tak go doceni i zgodzi się na narzeczeństwo. A zresztą, co on tam wiedział?
-Spokojnie, restauracja jest dobra i spełni wszystkie twoje oczekiwania. Przecież nie zaproponowałem ci jakieś gówna, a naprawdę dobre miejsce. Rezerwacja już jest, zapłaciłem za cały lokal na wieczór, teraz czekam aż oddasz mi pieniądze. - Blondyn westchnął i przypomniał sobie, że ustalił z brązowowłosym, że on wynajmie restauracje na cały wieczór i wyłoży za tę ofertę sporą sumę pieniędzy, a potem pieniądze zostaną mu oddane po zaplanowanej randce.
-Pamiętam o tym i nie musisz się o to martwić. Zaraz po randce, wezmę pieniądze z konta bankowego i ci je oddam, zadowolony? - Kuba przytaknął i stwierdził, że już dawno nie robił interesów z takim uczciwym krajem. Może nie za bardzo chodziło o sprawy polityczne, chociaż pewnie politycy zaczną się mieszać, kiedy dowiedzą się, że personifikacja Niemiec oświadczyła się personifikacji Włoch Północnych. Tak, zdecydowanie politycy zaczną mieszać się do związku dwóch innych osób.
-A masz już mniej więcej zaplanowany przebieg zaręczyn? - Nad tym Ludwig będzie musiał się jeszcze zastanowić, jednak nie uważał, żeby randka ta wyglądała jakoś inaczej od standardowej randki w pięciogwiazdkowej restauracji. Jedyna różnica jaka była, to fakt, że tego wieczoru w owym miejscy będzie tylko on i Włochy, więc klimatu nie będą psuć inni goście. Już bał się ilości pieniędzy, jaką będzie musiał oddać Máximo za wynajęcie lokalu na jeden wieczór. Pewnie jego portfel będzie cierpiał, a jeszcze musi zapłacić za dania, które zamówią z trakcie kolacji. A potem ubłagać rząd o kolejne grube tysiące na realizację ślubu.
-Raczej nie będzie to coś zaskakującego i oryginalnego. Na początku zwykła kolacja, rozmowa, zjemy coś, odpoczniemy chwilę i wyjmę pudełeczko z pierścionkiem. Jakoś nie uśmiecha mi się klękać przy stole, więc po prostu otworzę pudełko, spytam o to czy Feliciano za mnie wyjdzie, pewnie powie tak, i wszyscy zadowoleni z życia. No, może wszyscy poza Lovino. - Szatyn ponownie przytaknął i pomyślał o tym parku, co jest zaraz obok zaplanowanej restauracji. To też był dobry materiał na miejsce oświadczyn.
-A może pomyślisz nad tym parkiem obok lokalu? Nie musisz koniecznie tam się oświadczać, ale miejsce jest naprawdę ładne i moglibyście tam sobie pospacerować po wszystkim. Przy okazji, uspokoicie się po takich sporych wrażeniach. - Blondyn wziął pod uwagę też takie potoczenie się sytuacji. Faktycznie, taki nocny spacerek po parku może na nich podziałać uspokajająco i nacieszą się sobą. Ten dzień zdecydowanie będzie piękny.
-Jeszcze się nad tym zastanowię, lecz i tak dziękuję za propozycję. - Kuba uśmiechnął się w propozycji, a Niemcy zamilkł na dłuższą chwilę, myśląc o tym jakie jego życie stanie się piękne za dosłownie parę dni. Liczył na szczęśliwe zakończenie tej historii i na to, że Włochy zgodzi się na takie rozwinięcie związku. Coś mu mówiło, że wziął się za szybko na takie coś, ale i tak nie miał zamiaru się wycofywać. Za długo czekał, żeby ot tak sobie odpuścić.
-Ludwig, chcesz sobie poćwiczyć? Gilbert chyba wyczerpał wszystkie siły na ćwiczenie oświadczyn, bo już ledwo się wysławia. - Zaśmiał się Francja, lustrując przyjaciela wzrok. Prusy wyglądał na lekko zmordowanego tą czynnością, choć nie ma w niej zbyt wielu męczących rzeczy, poza samym klęczeniem, a może to stać się trochę niewygodne po wielu minutach. Bardziej męczące to było psychiczne. Kiedy wyobraźnia szalała, nie trudno było sobie wyobrazić na miejscu manekina swojego karmelka, a wtedy wszystko stawało się bardziej denerwujące i trudne do wykonania.
-Wolałbym jeszcze chwilę się od tego wstrzymać. Zajmę się tym wieczorem. - Niemcy nie miał zamiaru teraz męczyć się z tą głupią zabawą. W sumie, to już wczoraj stwierdził, że ćwiczenie z manekinem jest lekko głupawe i tylko sprawia, że prawdziwe oświadczyny mogą wyjść na sztuczne i wymuszone. Wolał nie marnować swoich chęci na zaręczyny. Prusy był podobnego zdania, jednak i tak nie miał co robić, a księżniczki wyszły na miasto, więc nie za bardzo miał jak dokuczać pchle.
-Jak sobie chcesz. Ja na twoim miejscu zacząłbym porządnie się przygotowywać. - Alfred walnął Francisa w ramię, jakby powiedział właśnie coś nieodpowiedniego. Ludwig jedynie westchnął i bez ani słowa więcej wyszedł z pokoju, kierując się najprawdopodobniej do Austrii. Miał do niego pewną sprawę, która wymagała obgadanie i to teraz.
-Myślę, że on jest już wystarczająco przygotowany do zaręczyn. - Powiedział krótko Prusy i wziął notatnik z ołówkiem, chcąc ponownie sobie coś ciekawego napisać. Ostatnio ciągnęło go jeszcze bardziej do pisania wierszy, co niezmiernie go cieszyło, gdyż mógł podszkolić się w tym temacie, lecz wolał też zająć się innymi rzeczami, które były dla niego ważne.
***
Anglia nie wierzył, że pozwolił sobie na takie spotkanie i towarzystwo. Nie sądził, że jest aż tak zdesperowany swoją samotnością i tym, że nawet magiczne istotki przestały się ostatnio pojawiać. To był szybki i niespodziewany ruch, a już dzwonił do Szkocji, żeby do niego przyjechał, bo koniecznie muszą ze sobą porozmawiać. Allistor nie miał nic przeciwko temu spotkaniu, chociaż jego relacje z Arthurem nigdy do najwspanialszych nie należały, a większość ich spotkań kończyła się porządną kłótnią. Mimo tego, Szkocja również czuł się od ostatniego czasu dość samotnie, więc postanowił odwiedzić brata.
Samopoczucie Allistor'a pogorszyło się, kiedy wjeżdżając do Londynu spadł deszcz i w trakcie drogi do domu Arthura, nieźle zmókł. Było to do przewidzenia, w końcu niedługo listopad i deszcz w tym kraju jest smutną codziennością. Ostatecznie, udało mu się dotrzeć do domu blondyna i nie pozabijać się na starcie, a nawet normalnie się przywitali, Anglia zaproponował herbaty, Szkocja się zgodził, a teraz obydwoje siedzieli na kanapie w salonie i rozmawiali o pierdołach. Mimo tego, nie dotarli do głównego tematu, który musiał zostać zrealizowany według Anglii.
-Dobra, przejdźmy już do głównego tematu. Chodzi o USA. - Szkocja spojrzał zaciekawiony na brata i dopił do końca herbatę, żeby na dobre oddać się pewnie długiej i nieciekawej historii. Od dłuższego czasu domyślał się, że Anglia chyba żywi romantyczne uczucia do Stanów Zjednoczonych, ale nigdy nie miał okazji, żeby zapytać o to. Poza tym, to nawet nie była jego sprawa. Wolał nie mieszać się w cudze życie romantyczne. - Jestem zakochany w Alfredzie i za cholerę nie wiem jak sobie z tym poradzić i jak mu to powiedzieć.
-Widzę, że lecisz prosto z mostu. - Skomentował Allistor i uśmiechnął się lekko, myśląc nad tym jak bardzo Arthur musi się teraz męczyć z tą miłością. - Szukasz pomocy u bardzo nieodpowiedniej osoby. Czego ode mnie w ogóle oczekujesz? Myślisz, że rzucę do ciebie dobrą radą, która odmieni całe twoje dotychczasowe życie. - Blondyn niepewnie przytaknął, na co zielonooki się zaśmiał. Nie znał się na miłości. Co on mógł poradzić, że braciszek ponownie zakochał się w nieodpowiedniej osobie?
-Będę wdzięczny, jeżeli przynajmniej mnie wesprzesz. Wiem, że może to być dla ciebie trudne, jednak możesz spróbować. - Szkocja przypomniał sobie o wszystkich próbach pomocy Anglii i temu, jak to się kończyło. Najczęściej nie zbyt dobrze i potem długo się do siebie nie odzywali, lecz można było spróbować jeszcze ten jeden raz.
-Postaram się powiedzieć coś mądrego, ale nie gwarantuję, że to będzie naprawdę mądre. -Allistor usiadł wygodniej na kanapie, rozprostował kości i przygotował się psychicznie na głupi śmiech Arthura, gdyby miał powiedzieć coś bardzo idiotycznego. Nie umiał pomagać i nawet nie starał się z tym kryć. - Pewnie się tym uczuciem denerwujesz. Nie wiesz co ze sobą zrobić i jak działać wobec Alfreda, żeby miało to ręce i nogi. Słyszałem, że USA również cię kocha i niejednokrotnie próbował cię wyrwać, ale wtedy go odrzucałeś, co jest kurewsko głupie, dlaczego tak robisz? Wracając, nie bój się tak bardzo. Związek z kimś nie jest niebezpieczny, Alfred będzie chyba dobrym chłopakiem, zadba o ciebie, a ty o niego, i wszyscy będą szczęśliwi. - Tutaj zielonooki zakończył swój wywód i zapalił papierosa, kompletnie mając gdzieś zakaz brata, że u niego się nie pali, a jak już, to na balkonie. Nikt nie będzie mu zabraniał romansowania z rakiem płuc.
-Hej, to nie było wcale takie głupie. - Odpowiedział Anglia i dobrze zastanowił się nad tymi słowami. Faktycznie, zachowywał się głupio, lecz miłość i zakochanie wcale nie było takie łatwe i sprawiało, że człowiek mógł robić głupie rzeczy. Jak na przykład, odrzucanie swojej miłości. - W sumie, to chciałbym zobaczyć się teraz z Alfredem. Dawno nie byłem u niego lub on u mnie. Na ostatniej konferencji światowej też nie mogło mnie być, więc też się nie widzieliśmy, stęskniłem się za nim. - Allistor ponownie się głośno zaśmiał, prawie upuszczając fajkę z ust, i stwierdził, że to co powiedział teraz Arthur jest cholernie urocze. Gdyby tylko Stany Zjednoczone to usłyszał, to chyba by na cukrzycę zachorował.
-Tak się składa, że nawet wiem gdzie Alfred może teraz być. - Zielonooki wziął telefon, wszedł na Facebooka, i zaczął szukać tego zdjęcia USA, które sobie dzisiaj strzelił w Hawanie i podpisał zdjęcie "Na dwutygodniowym urlopie ze znajomymi". Łatwo można było wywnioskować kto jest tymi kumplami i gdzie będą za tydzień. - Skoro tak bardzo chcesz zobaczyć swojego ukochanego, to zapraszam cię go Hawany, a jak potrzebujesz czasu na psychiczne nastawienie się na spotkanie z twoim Romeo, to zapraszam do Ottawy. - Oczy blondyna momentalnie się rozszerzyły i spojrzał na zdjęcie USA. Nie spodziewał się, że też on dołączy do tej wycieczki. Co prawda, zostały tylko dwa tygodnie, jednak i tak było to niespodziewane.
-Myślisz, że Matthew się nie pogniewa, jak do niego polecę? - Szkocja nic nie odpowiedział, no chyba, że niezrozumiałe jęknięcie liczy się jako odpowiedź. Anglia zastanowił się nad sensem lecenia gdziekolwiek, skoro mógł jeszcze zaczekać i ewentualnie dopiero polecieć prosto do Stanów Zjednoczonych do jego domu. Niestety, życie miało mu prędko udowodnić, że długo bez USA nie wytrzyma. Musiał go zobaczyć, innej opcji nie było.
-Rób co chcesz. Ja tu tylko na herbatę przyjechałem, i żeby ci mieszkanie upiększyć dymem z papierosów. Tak czy inaczej, życzę ci powodzenia z Alfredem, niech związek się wam dobrze potoczy i inne takie pierdoły. - Arthur bez słowa wstał i udał się do swojej sypialni, żeby zobaczyć swój najbliższy grafik, a jak się okaże, że jest wolny od jakichś ważnych obowiązków, to zacznie myśleć nad wylotem do Ottawy, o ile będzie tam Stany Zjednoczone, a często przybywał u Kanady. Głównie po to, żeby nie skazywać brata na taką samotność, i żeby samemu nie być sam. Wydawało mu się to urocze.
-Nie będzie jakichkolwiek spotkań... - Powiedział cicho blondyn i usiadł na łóżku, dokładniej przyglądając się swojemu kalendarzowi. Miał spory bałagan w głowie i nie wiedział co zrobić. Teoretycznie, Szkocja trochę mu pomógł, jednak spodziewał się wsparcia i większych rad, niż tylko zaproponowania wyjazdu i szczerej rozmowy. Będzie miał na miejscu Francję, więc nic nie jest jeszcze stracone. Ten debil na pewno mu pomoże, chociaż pewnie będzie umierać w trakcie rozmów z Francisem.
A Szkocja nadal palił papierosa i siedział samotnie na tej kanapie, zastanawiając się jak potoczy się sprawa miłości Anglii do tego amerykańskiego idioty. Próbował zrozumieć dlaczego Arthur miałby zakochać się w Alfredzie, jednak nic nie wpadało mu do głowy, a jedynie miał w niej większą pustkę. Pozostawało mu tylko mieć nadzieję, że brat będzie w końcu samotny i uda się do lekarza z tymi swoimi wyimaginowanymi przyjaciółmi. Liczył na to, że Stany Zjednoczone naprawdę będzie bohaterem w tej sprawie.
*** 29 października ***
Hiszpanie wypełniało nieopisywalne szczęście, które było tak ogromne, że pewnie będzie w tak dobrym stanie przez najbliższy miesiąc. Cieszył się ze związku z Włochami Południowymi i nie chciał go kiedykolwiek kończyć. Wyglądało na to, że Lovino również cieszył się z takiego obrotu sytuacji i też nie miał zamiaru kończyć swojego szczęścia zbyt szybko. Byli ze sobą szczęśliwi, chociaż dziwnie było się przyzwyczajać do wyższego poziomu relacji. To było lekko dziwne, że tak z dnia na dzień z przyjaciół zostali kochającą się parą, lecz nie przeszkadzało im to w uroczych czułościach i wspólnym spędzaniu czasu.
-Masz dziwną minę. - Powiedział Lovino, patrząc na nowego partnera. Wyglądał na zamyślonego i takiego dziwnie wesołego, lecz też lekko smutnego. To się wykluczało, ale nie potrafił znaleźć lepszego określenia na to, co teraz malowało się na twarzy ukochanego. Musiał przyznać, że go to martwiło i chciał wiedzieć o co chodzi. Miał nadzieję, że Antonio nie będzie ten jeden raz debilem i powie co mu siedzi na sercu.
-Wydaje ci się, po prostu się zamyśliłem. - Odpowiedział Hiszpania z uśmiechem i przytulił Włocha, który nie podchodził do takiej odpowiedzi z uśmiechem. Coś mu mówiło, że Antonio nie jest zadowolony z czegoś, a pierwsza jaka nawinęła mu się na myśl, to on sam. Nie chciał, żeby się okazało, że jest problemem dla partnera. - Uważasz, że to normalne, że już myślę o naszej przyszłości? No wiesz, ślub, może własna rodzina. - Myśl o tym, że Romano jest problemem od razu wyparowała, ale pojawiła się myśl o tym, że Antonio wyobraża sobie nie wiadomo jakie rzeczy, a dzisiaj dopiero jest trzeci dzień ich związku.
-Nie wyobrażaj sobie aż tyle. Jesteśmy ze sobą kilka dni i jeszcze wszystko może się zmienić. Licz się z tym, że sam nie jestem jeszcze w pełni pewny swoich uczuć, co oczywiście nie oznacza, że cię nie kocham. Nie myśl o ślubie, a nawet dzieciach. Jeszcze za wcześnie na takie atrakcje i przyjemności. - Włochy nie chciał, żeby te słowa zasmuciły Hiszpanię, ale niestety właśnie to zrobiły. Po prostu próbował mu przekazać, że za wcześnie na takie sprawy, a ich związek nie jest na tyle rozwinięty. Antonio nie odebrał tego za dobrze.
-Wybacz za to. Jestem po prostu podekscytowany i wyobrażam sobie różne niestworzone rzeczy w głowie. Jestem świadomy tego, że nasz związek rozpoczął się zaledwie kilka dni temu i nie ma co myśleć o ślubie czy dzieciach, jednak będąc w towarzystwie osób, które niedługo będą narzeczeństwem, a kto wie, może nawet niedługo będą miały dzieci, sprawia że sam automatycznie bym tego chciał. - Romano przytaknął na te słowa i zastanowił się nad pocieszeniem ukochanego. Pocałował go krótko w policzek i mocno przytulił, zachowując przy tym swój codzienny wyraz twarzy, zmieszany z lekkim uśmiechem. Dla Hiszpanii taka minka była cholernie słodka.
-Chwila, czy ty mi sugerujesz, że Feliciano i ten debil mogą mieć niedługo dzieci?! - Hiszpania zdziwił się, że Włochy Południowe doszukał się czegoś takiego w jego słowach. Nie miał tego na myśli, ale w sumie, to mogła teraz wyniknąć ciekawa rozmowa, która poprawi mu humor, a potrzebował teraz mocnego kopa radości, spowodowanej czymś innym niż samym rozpoczęciem związku z osobą, którą kochał ponad życie.
-Nic takiego nie powiedziałem. - Zaśmiał się Antonio, lecz nie uspokoił tym Lovino, który zaczął doszukiwać się drugiego dna w jego słowach. - Nie wiem dlaczego pomyślałeś o czymś takim, to nie ma sensu, Lovi. - Hiszpan przejechał dłonią po twarzy partnera, który nie wyglądał na zadowolonego z tego gestu. Antonio ponownie zatracił się w oczach Lovino i prawie zignorował jego odpowiedź.
-Powiedziałeś, że możliwe, że niedługo nadchodzące narzeczeństwa mogą mieć dzieci! O ile nie miałbym nic przeciwko, żeby Gilbert i Feliks zostali rodzicami, to dla mojego brata i tego kartofla jest jeszcze za wcześnie! - Hiszpania zaśmiał się i ponownie stwierdził, że Włochy Południowe jest nadopiekuńczy i mocno dramatyzuje.
-Co byłoby złego w tym, że zostałbyś wujkiem? - Lovino zastanowił się nad tym pytaniem i niestety, nie był w stanie udzielić sobie dobrej odpowiedzi. Nie byłoby w tym nic złego, ale bałby się o to jak poradzi sobie brat i ten jego ukochany. Wydawało mu się, że bycie rodzicem jest trudne i mogliby sobie nie poradzić, chociaż Ludwig raczej byłby rozsądnym ojcem, a Feliciano opiekuńczą mamą, bo to chyba on robiłby za matkę w tej rodzinie.
-Gdyby, nie daj teraz Boże, okazało się, że Feliciano i Ludwig spodziewają się dzieci, pewnie bym się na początku zdenerwował, ale prędzej czy później bym to zaakceptował i starałbym im się pomóc. Nie ma w tym czegokolwiek złego, jednak pewnie ciężko byłoby się przyzwyczaić do takich warunków. - Antonio bardzo chciał wiedzieć ile rzeczywistości jest w tych słowach. Miał nadzieję, że gdyby naprawdę kiedykolwiek miało nadejść potomstwo ze strony tamtej dwójki, Romano będzie taki spokojny i zaakceptuje taki obrót spraw.
-Liczę na faktycznie taką reakcję z twojej strony, gdybyś kiedykolwiek miał rozpocząć karierę wujka Lovino. - Włochy fuknął i niechętnie przytulił Hiszpanię, który rozkładał przed nim ręce. Miał nadzieję, że jeszcze długo nie zostanie takim wujkiem Lovino, bo poczułby się dziwnie i na pewno życie stałoby diametralnie inne. Takie ciekawsze i może piękniejsze.
***
Czechy nadal leżała na łóżku i spoglądała na okno, które było po drugiej stronie sali. Nudziła się, chociaż Słowacja ponownie zaszczycił ją swoją obecnością. Mimo tego, chciała gdzieś się ruszyć, pozwiedzać świat i zająć się czymś konkretnym, niż tylko siedzeniem w tym samym miejscu po wiele godzin, okazjonalnie wychodząc do toalety z pomocą pielęgniarek. Jedyna rzecz, która powstrzymywała ją od ucieczki ze szpitala, to fakt, że za cztery dni mieli ją ponoć wypisać, ale to nie było pewne. Miała nadzieję, że okaże się to prawdą i będzie mogła wyrwać się z tego nudnego, szpitalnego życia, zaczynając naprawdę ponownie żyć. Poza tym, chciała już zobaczyć się z bratem.
-Myślę, że powinniśmy wyrobić się do czasu urodzin Feliksa. Mają wypisać cię za cztery dni, więc drugiego listopada z hakiem na trzeciego, do jedenastego jeszcze trochę się ogarniesz i możemy lecieć! - Jakub spojrzał z uśmiechem na siostrę, która mimo tego, że cieszyła się z takich wieści, nie wykazywała zbyt dużego zainteresowania. Chciał wiedzieć czym jest to spowodowane. Aż tak przynudzał?
-Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że naprawdę uda nam się niedługo spotkać z Feliksem. - Odpowiedź Radmili była mało konkretna i Jakub nie za bardzo miał jak odpowiedzieć. Niepewnie usiadł na krześle obok i spojrzał na siostrę, która nie wyglądała na zbyt zadowoloną. - Nie patrz się tak na mnie. Doskonale wiesz, że mam dość siedzenia w szpitalu i chciałabym wrócić do domu. - Brązowowłosy westchnął i złapał siostrę za rękę, nadal patrząc na nią z uśmiechem, lecz również zmartwieniem.
-Niedługo wrócimy do domu i będziemy normalnie żyć. Wytrzymaj jeszcze te cztery dni, zaciśnij zęby i przejdź przez to z uśmiechem, nawet jeśli bardzo boli. - Słowacja starał się pocieszyć Czechy, lecz wychodziło mu to, delikatnie mówiąc, słabo. Radmila doceniała te starania i mocno chciała się uśmiechnąć, jednak nie wychodziło jej to zbyt dobrze. Myśli zaprzątał jej powrót do domu i te całe oświadczenie się Feliksowi przez Gilberta. Mówiąc całkiem szczerze, była ciekawa przebiegu tych zaręczyn.
-Myślisz, że Gilbert oświadczy się Feliksowi w jego urodziny? Wydaje mi się to całkiem logicznym i dobrym zagraniem, a też prezentem urodzinowym. - Jakub nie spodziewał się takiego pytania, choć było faktycznie dobre. Przybrał minę myśliciela i porządnie zaczął myśleć czy takie potoczenie się sprawy jest prawdopodobne. Byłby to naprawdę piękny prezent, jednak był minus takiego podarunku od Prus. Pozostali nie będą mogli go przebić swoim prezentem.
-Gdyby to zrobił w urodziny Feliksa, to Feliks pewnie byłby niezmiernie szczęśliwy i nie moglibyśmy przebić Gilberta swoimi prezentami. A właśnie, przecież jeszcze trzeba prezent kupić dla Polski! - Słowacja złapał się za głowę i zdał sobie sprawę z tego, ile roboty jeszcze przed nimi jest. No cóż, i tak się wyrobią, a prezent nie musi być wcale jakoś bardzo niesamowity. Wystarczy coś skromnego i od serca, a Polska i tak to doceni.
-Wiesz, to nie jest pewne, to tylko takie luźne przypuszczenia. Bardzo dobrze Gilbert może planować na urodziny coś zupełnie innego, chociaż oświadczenie się byłoby najcudowniejszym prezentem z jego strony. - Jakub przytaknął na te słowa i wyobraził sobie reakcję brata na takie coś. Był prawie pewien, że Feliks by zareagował płaczem ze wzruszenia i nie mógłby uwierzyć w całą tę sytuację. Tak bardzo chciał to zobaczyć i stwierdził, że jest to odpowiednia motywacja do wyjazdu do Kanady. A poza samym spotkaniem się z Feliksem, będą mogli zwiedzić nowe miejsce.
***
Plaża była standardową atrakcją, która w tym miejscu nie była czymś zaskakującym, a całkiem normalnym i codziennym. Postanowili skorzystać z tego, że są w ostatnim kraju, który będzie im oferował wysoką temperaturę i piękne plaże. Już niedługo będą przecież u Kanady, a tam w listopadzie nie jest za ciepło i kolorowo. Mieli ostatnią okazję do pokazania swoich niemłodych, lecz pięknych ciał. Księżniczki bawiły się w wodzie, Hiszpania i Włochy Południowe spacerowali wspólnie przy brzegu morza, książęta nie rozmawiali o niczym odkrywczym, bo o nadchodzących zaręczynach, Francja planował sobie w głowie niespodziankę dla Matthew, a USA myślał o swoje miłości życia, Anglii.
-Ustalmy sobie wszystkie rzeczy, jakie nadchodzą. - Zaczął Francja, patrząc przed siebie i obserwując jak księżniczki szaleją w wodzie i przyciągają uwagę innych. Czuł, że książęta denerwują się na tych facetów, którzy zdecydowanie nie mają gdzie patrzeć. - Trzydziestego pierwszego Ludwig oświadczy się Feliciano, jedenastego będę miał cudowną randkę z Matthew, a Gilbert oświadczy się Feliksowi. Alfred planuje naprawdę postarać się o Arthura, i jeszcze Tosiek i Lovino będą sobie codziennie słodzić. - Pozostali przytaknęli na słowa Francisa, co utwierdziło go w przekonaniu, że ta podróż zakończy się w naprawdę piękny i satysfakcjonujący dla wszystkich sposób.
-Może jeszcze ty będziesz coś planować, Roderich? - Gilbert zaśmiał się cicho i bardziej narzucił na siebie koc, bo zawiał dość chłodny wiatr. Roderich westchnął i pomyślał, co mógłby zrobić dla Erizabety, żeby w ich związku coś się zadziało. Nie widział potrzeby w chodzeniu na jakieś romantyczne spacery i drogie kolacje w restauracji, skoro na co dzień normalnie okazywali sobie sporo miłości i taki związek im się podobał. W sumie, to mógł stworzyć jakąś kompozycję dla Elizy, jednak nie miał przy sobie jakiegokolwiek instrumentu, a nie śpiewał za dobrze, więc przygotowanie dla ukochanej piosenki było złym pomysłem.
-Radziłbym ci na dobre zająć się oświadczynami. To, że sobie zadzwoniłeś do Matthew i wybrałeś miejsce na zaręczyny nie znaczy, że już wszystko jest gotowe. Lepiej by było, gdybyś zorganizował to w formie randki, żeby pozostali ci nie przeszkadzali, a ten wieczór w parku rozrywki był tylko dla waszej dwójki. Najwyżej w momencie zaręczyn przyjdziemy, żeby was pooglądać. - Albinos musiał przyznać rację bratu. Lepszym pomysłem będzie wieczór tylko dla niego i Polski, a dopiero potem by dołączyli do pozostałych. Zabawa w dwójkę będzie lepsza, niż gdyby Feliks miał kręcić się tylko wokół Feliciano i Erizabety.
-Możemy poświęcić chwilkę temu, że chcę porządnie wziąć się za Arthura i w końcu rozpocząć z nim związek? - USA postanowił o sobie przypomnieć, tak samo jak o sobie przypomniały jego plany. Czuł się bezczelnie zignorowany, a nie lubił, kiedy tak nie zwracano na niego uwagi.
-A możemy poświęcić chwilkę temu, że próbuję wymyśleć niespodziankę dla twojego brata? - Francis również nie chciał być ignorowanym ze swoimi planami, a jednak ktoś uważał, że jego życie jest wyjątkowo bardziej interesujące. Wszyscy chcieli, żeby został im poświęcony przynajmniej moment, lecz wszyscy od razu stwierdzili, że powinni zająć się tym, co na obecną chwilę jest najbliżej.
-A jak już się oświadczysz Feliciano i on powie ci "tak", to co będziecie robić? - USA wiedział, że to pytanie jest zbyt dobre i pewnie znowu wyszedł na debila przed innymi, ale tak jakoś go naszło, więc wolał, żeby się nie zmarnowało. Dla Niemiec to było niezwykle dobre pytanie i poważnie zaczął się nad tym zastanawiać. Na pewno zaraz po oświadczynach nie zacznie szykować ślubu, wolał nacieszyć się narzeczeństwem i jeszcze tą chwilą spokoju od życia.
-Sam nie wiem. Raczej nie będę zastanawiać się nad ślubem zaraz po oświadczynach, chociaż pewnie Feliciano będzie tego ode mnie wymagał. - Odpowiedział Ludwig zgodnie z prawdą i spojrzał na swojego Włocha, który nadal robił coś dziwnego w wodzie i ewidentnie czerpał z tego przyjemność. Ten widok był uroczy, lecz został zniszczony przez pewnego osobnika, który tak po prosto sobie podszedł do Włoch i zaczął do niego gadać. Z mimiki twarzy Feliciano, Feliksa i Erizabety można było odczytać stuprocentowe zażenowanie.
-Błagam, uratujcie ich. - Powiedział krótko Francja, ledwo powstrzymując się od zaczęcia się śmiać. Twarze księżniczek wyrażały przerażenie, zażenowanie i odrobinę rozbawienia. Ludwig momentalnie wstał i zaczął kierować się w stronę zagrożenia, Gilbert zrobił to niechętnie po nim, byle uratować od tego zawstydzenia swojego przyszłego narzeczonego, a Austria wiedział, że Elizka sobie poradzi, więc nie poszedł.
-Ciekawi mnie, czy obce osoby dalej będą do nich zarywać, kiedy będą doskonale widzieć obrączki ze ślubów. - Stany Zjednoczone było prawie pewny, że obecność pierścionków nie zmieni za wiele, ale przecież można było się połudzić i mieć nadzieję na takie cuda. I tak bardziej go interesowało czy Anglia w końcu zgodzi się na związek z nim.
-Jestem prawie pewien, że nie. Erizabeta ma pierścionek zaręczynowy i obrączkę, a i tak ją podrywają. - Austria był zrezygnowany poziomem inteligencji niektórych osób, jednak nie mógł tak sobie do nich podejść, walnąć ich w nos i machać dłonią Węgier przed ich twarzami. Chociaż, mógł to zrobić, a na pewno wtedy by się dobrze bawił. Chyba pora na krótkie zabawienie się z Ludwiga i Gilberta, którzy właśnie wychodzili z siebie, tłumacząc temu obcemu facetowi, żeby odpierdolili się od ich słodkich karmelków i tej wściekłej baby.
*** 30 października ***
Polska uwielbiał towarzystwo Włoch i Węgier, więc nie dziwne było, że ponownie leżał z nimi na łóżku i rozmawiali o pierdołach, które wnosiły do ich życie dosłowne nic. Teraz mógł spędzić z nimi czas, Prusy dostał wystarczająco dużo uwagi przez ostatnie niecałe trzy godziny, pozostali też zasługiwali na jego towarzystwo. I tym właśnie sposobem, siedział z nimi w sypialni i próbowali wykombinować sobie jakieś zajęcie. Feliciano i tak za bardzo myślał o jutrzejszych wydarzeniach, więc pewnie nie mógłby za bardzo skupić się na czymś porządnym.
-Dajmy na to, że Ludwig faktycznie mi się jutro oświadczy. Co mam wtedy zrobić. - Erizabeta i Feliks spojrzeli na przyjaciele niepewnie i ze zwątpieniem. Naprawdę pytał o coś takiego? Chyba oczywiste było, że skoro Feliciano kocha swojego partnera i chce małżeństwa z nim, to w trakcie oświadczyn powie tak i wszyscy będą z życia zadowoleni.
-A co masz wtedy zrobić? Oczywiście, że się zgodzić i rzucić na Ludwiga, mocno go przytulając i namiętnie całując. - Odpowiedział blondyn, zachowując przy tym obojętną minę. Niby mieli o tym nie rozmawiać, jednak temat sam zszedł na to i nie mogli czegokolwiek na to poradzić. Eliza miała tylko nadzieję, że prawda nie wyda się w tym momencie, bo byłoby naprawdę słabo.
-To jest takie cudowne. Nie spodziewałem się, że mój związek z Lulu będzie rozwijał się tak szybko. Jeszcze z dziesięć lat temu bym się śmiał, gdyby ktoś mi powiedział, że niedługo będą mógł być z Ludwigiem narzeczeństwem. To wydaje się takie absurdalne, prawda? - Węgry zaśmiała się i pomyślała o sobie z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Też wtedy nie sądziła, że będzie ponownie żoną Rodericha, a jedynie na zawsze pozostaną w luźnym związku, który znowu może się rozpaść w każdej chwili.
-Nikt się tego nie spodziewał. Podejrzewam, że Niemcy nigdy nie sądził, że będziecie kiedykolwiek parą, choć wszystko na to wskazywało. Najważniejsze jest, że teraz wszyscy jesteśmy szczęśliwi i czekamy na dalszy rozwój naszych związków. - Polska uśmiechnął się, słysząc słowa przyjaciółki. Był cień szansy na to, że Gilbert wyskoczy do niego z pierścionkiem zaręczynowym, lecz postanowił przynajmniej minimalnie zrealizować prośbę partnera i nie interesować się tak zaręczynami. Możliwe, że psuje sobie niespodziankę, która bardzo dobrze nie musi mieć miejsca kiedykolwiek.
-Więc, Niemcy może jutro mi się oświadczy, a jedenastego listopada Gilbert oświadczy...- Włochy nie mógł dokończyć swojej wypowiedzi, gdyż Węgry uderzyła go mocno w klatkę piersiową. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że prawie wygadał plany Prus i ponownie udowodnił jakim idiotą jest. Obydwoje spojrzeli przerażeni na Polskę, który chyba nie do końca zrozumiał sens tych słów. Feliks zerknął na nich i uśmiechnął się. Zdecydowanie nie zwrócił uwagi na słowa rudowłosego.
-Wracając, życzę wszystkiego dobrego tobie Feliciano i Ludwigowi, a ty Feliks się nie załamuj i nie trać nadziei na to, że Gilbert kiedykolwiek będzie chciał rozwinąć wasz związek. - Erizabeta próbowała wyjść z tej katastrofalnej sytuacji i po części jej się to udało. Zielonooki przytaknął na jej słowa z uśmiechem i cieszył się z tego, że ktoś pokłada takie nadzieje na jego związku. Rudzielec postanowił zachować swoje prawo do milczenia, wyjdzie na tym najlepiej.
-Bardzo się stresujesz, Feli? - Polska starał się jakoś pociągnąć ten temat, żeby mocniej się zdołować, a może dodać sobie nadziei na dobre zakończenie dla siebie samego. Coś mu mówiło, że wszystko zakończy się w taki sposób, w jaki nie spodziewał się tego nikt. Możliwe, że Prusak wykombinuje coś ciekawego, niespodziewanego, a to coś sprawi, że jego życie stanie się o wiele lepsze.
-Nie wiem czego się spodziewać, zaręczyny nie są czymś potwierdzonym. Jestem dobrze nastawiony i czekam na najlepsze niespodzianki. - Węgry cieszyła się, że udało się wyjść z niebezpiecznej sytuacji, a Włochy i Polska normalnie ze sobą rozmawiali, a nie gadali o planach ich debili. Niech tak pozostanie, a będzie szczęśliwa. Aż nagle, do pokoju wszedł Prusy, a na jego widok Polska niezmiernie się ucieszył. Ten tylko kiwnął głową do Feliksa, żeby do niego przyszedł i tak jak poprosił, Feliks tak zrobił. Bez słowa wyszedł z ukochanym z pokoju, pozostawiając przyjaciół samych.
-Chwila, skoro już niedługo urodziny Feliksa, to trzeba zacząć się zastanawiać nad prezentem dla niego. - Dopiero teraz do Węgry dotarło, że za chwilę zaręczyny jej drugiego przyjaciela i przyjacielo-podobnego-czegoś, więc też za chwilę będą urodziny jej przyjaciela. I tak nie uda im się przebić prezentu od Prus, ale przecież nie mogli wyskoczyć z niczym. Takie zagranie byłoby niemiłe z ich strony.
-Naprawdę teraz zdałaś sobie z tego sprawę? I to ja niby jestem nieogarnięty. Myślę, że kupienie mu jakiegoś ubrania będzie najlepszym zagraniem. Jest to bezpieczne rozwiązanie, a też doskonale znamy gust Feliksa w ubraniach. - Erizabeta przytaknęła i stwierdziła, że wydawanie pieniędzy jeszcze nie dobiegło końca, a szkoda. No cóż, dla dobrego przyjaciela mogli poświęcić swoje konta bankowe, które i tak już płakały i błagały o litość.
-Niedługo idziemy na zakupy. - Powiedziała jeszcze krótko Eliza i ponownie się położyła. Nie mogła doczekać się jutro i jedenastego listopada. Może się denerwowała i momentami okazywała tym dwóm debilom dość sporą niechęć do ich osób, ale zależało jej na szczęściu jej najbliższych osób i chciała już zobaczyć ich najszczerszy i najpiękniejszy uśmiech. Te wizje były cudowne, niedługo musiały stać się prawdą.
***
Stany Zjednoczone nadal denerwował się swoją sprawą z Anglią. Zależało mu na nim i niby pisali ze sobą prawie codziennie na wszystkie tematy, więc byli ze sobą wyjątkowo blisko, jednak to mu nie wystarczało i czuł psychiczną potrzebę spotkania się z Arthurem, żeby powiedzieć mu o wszystkim, mocno go przytulić i nareszcie zostać parą, a zdecydowanie obydwoje tego chcieli i nie mogli się doczekać. USA pokładał spore nadzieje na Francji, który obiecał mu przecież pomoc i jak na razie, rzucał mu dobrymi radami, ale nie przeszli jeszcze do konkretów, czyli samego spotkania i wyznania miłości.
-Przede wszystkim, nie możesz być taki nachalny. Jeżeli Arthur znowu cię odrzucił, co byłoby okropne z jego strony, musisz to zaakceptować i poczekać jeszcze chwilę, a może coś się zmieni i Anglia będzie chciał związku z tobą. Pamiętaj, nic na siłę. - Dla Francisa ten punkt był niezwykle ważny. Znał wiele przypadków, gdzie jedna osoba buła w związku z kimś na siłę i wbrew sobie, a naprawdę nie chciał, żeby Anglia lub USA się tak męczyli. Byli mu bliscy, nie chciał ich cierpienia.
-No dobrze, a jak zgodzi się na związek? - Francja zaśmiał się i wyobraził sobie wzruszenie Anglii i to jak przytula Stany Zjednoczone, mówiąc jak bardzo go kocha i jak długo czekał na ten moment. Musiał przyznać, że było to niezwykle rozczulające wyobrażenie. Koniecznie musi być przy tym romantycznym wydarzeniu, tak samo jak będzie musiał być przy zaręczynach Feliciano i Ludwiga, i Feliksa i Gilberta. Nie mógł tego ominąć.
-Wtedy pozostaje ci się tylko cieszyć i dbać o Arthura. - Alfred przytaknął i oparł się o ścianę. Miał w głowie mniej więcej to, jak chciał rozegrać całe to wydarzenie. Spacer po Waszyngtonie, pójście do jego ulubionego parku, stanięcie przy tym ładniutkim drzewie i powiedzenie wszystkiego o swoich uczuciach i czekanie na reakcję Anglii. Miał nadzieję, że będzie pozytywna.
-Mam zrobić coś konkretnego na tym spotkaniu? - USA chciał wszystko doprowadzić do chociaż minimalnej perfekcji. Musiał się postarać, żeby tym razem on i Anglia mogli skończyć ze sobą szczęśliwie, a nie jak zwykle, że kłótnia i brak kontaktu przez najbliższy miesiąc. Możliwe, że za dużo od siebie wymagał, ale jego ukochana osoba zasługiwała na jak najpiękniejsze wyznanie miłości i rozpoczęcie wspólnej drogi z kimś innym.
-Najważniejsze, żebyś pozostał sobą. Nie oczekuj od siebie nie wiadomo czego i zachowuj się naturalnie. Zrób to tak, jakbyś zrobił to ty, a nie jak ja lub ktokolwiek inny. Arthur kocha ciebie, a nie kogoś innego. - Francis starał się dawać jak najlepsze rady, które będą adekwatne dla Alfreda i po części, udawało mu się. Wystarczyło poczekać, a obydwoje dowiedzą się czy takie porady poskutkowały czymś pozytywnym.
-Bardzo doceniam to, co dla mnie robisz. Wielkie dzięki. - USA przysunął się do Francji i mocno go przytulił. Było to lekko krępujące dla ich obu, lecz nie narzekali, a Stany Zjednoczone chciał jakoś podziękować za to wszystko. Taka pomoc zależała od jego przyszłości i przyszłego stanu, a czuł, że takie porady przyniosą tylko same pozytywy. Francis zaśmiał się i poklepał Alfreda po plecach, czując się niezwykle docenionym.
-Naprawdę nie musisz dziękować. Robię to, bo chcę i sprawia mi to ogromną przyjemność. Lubię pomagać innym, a pomaganie tobie w sprawie Arthura jest dla mnie cholernie ważne. - Niebieskooki mocniej przytulił blondyna i stwierdził, że może jednak nie jest taki bezużyteczny w tej historii i faktycznie wiele robi dla innych, a oni są mu wdzięczni. Musiał w końcu w siebie uwierzyć i przede wszystkim, wziąć się za wymyślanie niespodzianki dla Matthew.
***
Wieczór im zlatywał w wyjątkowo romantycznej atmosferze. Wyjście do baru może nie było zbyt ambitnym zagraniem, ale miłość potrafi zdziałać cuda i nawet wyjście do lokalu, w którym grupka facetów pije piwo przy barze i głośno się śmieje z czegoś, a jakieś dziewczyny próbują uwieść inne zbiorowisko mężczyzn, potrafi być piękne i romantyczne, kiedy jesteś tutaj ze swoją miłością życia i patrzycie sobie głęboko w oczy, myśląc o swojej przyszłości i imionami dla waszych dzieci. No dobrze, może nie aż tak do przodu, lecz Prusy na pewno myślał o urodzinach Polski, a sam Polska myślał o tym jak zajebiście się teraz czuje i jak bardzo chce spędzić z Prusakiem resztę swojego życia. Prawda, że romantycznie?
-Tak bardzo nie chcę kończyć tej podróży. - Zaczął Feliks, smutno spoglądając na czekoladowo-truskawkowe ciasto Gilberta, którego zostawało coraz mniej, a tak cholernie chciał go spróbować. Nie gardził swoją szarlotką, jednak słodkość Prus była taka kusząca. Prusak skupił wzrok na ukochanym i kiwnął głową, dając mu znak, żeby zaczął mówić. - To wszystko zleciało tak szybko, jeszcze niedawno był kwiecień i bawiliśmy się u Hiszpanii. Wiem, że pobyt u wielu krajów był okropny ze względu na mają depresję, lecz i tak będę tęsknić za tą podróżą i może kiedyś ją powtórzymy. Będzie mi przykro, kiedy wrócimy do domu. Już tak wszystko się miło ułożyło. - Prusy rozumiał, co teraz musiał czuć Polska. Też nie chciał tego kończyć, chociaż faktycznie niektóre momenty były bolesne, jednak podróż zakończy się w idealny sposób i musieli pozostać dobrej myśli. Wrócenie do Warszawy czy Berlina nie będzie przecież tragedią.
-Nie smuć się takimi rzeczami. Zakończenie wycieczki może być przykre i będziesz pewnie tęsknić za podróżowaniem, ale lepiej będzie, jak będziesz się cieszyć, że to miało miejsce, a nie smucić, bo się zakończyło. Jeżeli będziesz chciał, to jeszcze kiedyś zrobimy sobie podróż po kilku krajach na kilka tygodni. - Gilbert złapał Feliksa za dłoń i uśmiechnął się lekko do ukochanego, który w odpowiedzi również zaczął się szczerzyć. Nie głupim pomysłem będzie wyjazd do krajów, w których nie byli w trakcie tego urlopu, gdyż raczej można było to nazwać takim urlopem.
-Gilbert, a mam takie małe pytanie. - Do głowy blondyna wpadło pewne pytanie, które powinien zadać zdecydowanie wcześniej, ale jak to czasami mawiają, lepiej późno niż wcale. - Zamieszkamy razem po skończeniu podróży? - Białowłosy prawie opluł się kawą mrożoną przez to pytanie. Zamieszkanie z pchłą nie będzie głupim pomysłem, a przecież są w związku i wypadałoby razem zamieszkać. Prusak postanowił wykorzystać sytuację i ubłagać partnera do zamieszkania w tym zajebistym domku pchły na mazurach.
-Z wielką chęcią z tobą zamieszkam, ale niech to będzie twój domek na mazurach. Jest przecież duży, zmieścimy się. I jeszcze do tego dwa psy, bardzo proszę. - Polska zaśmiał się, widząc narastającą ekscytację w oczach Prus. Od zawsze wiedział, że Prusakowi podoba się jego drugi z trzech domów i chciałby tam mieszkać. Nie widział w tym przeszkód, chociaż jego główny, że tak to nazwą, dom był w Warszawie, a z Warszawy miał łatwy dostęp do wielu ważnych miejsc.
-Skoro tak bardzo chcesz mieszkać ze mną na mazurach, to niech będzie. Jednak zdawaj sobie sprawę z tego, że mam też mieszkanie w Warszawie, gdzie siedziałem na co dzień. - Gilbert westchnął pretensjonalnie i stwierdził, że ten fakt nie jest w jakikolwiek sposób problematyczny. Jak będzie jakaś sprawa, to pojadą do stolicy, a potem wrócą do swojego cudownego, domowego, wspólnego zacisza. Z dwoma psami, warto zaznaczyć. - I jeszcze jedno, nie rób sobie nadziei na dwa psy. Co najwyżej jeden pies i jeden kot.
-Jesteś strasznie uparty, ale niech ci będzie. - Albinos nie był zadowolony z tego, że jego marzenie o dwóch pieskach legło w gruzach. Przynajmniej miał Gilbirda, który ponoć bezpiecznie siedział sobie u Szwajcarii. Martwił się o swojego małego ptaszka, jednak miał też nadzieję, że Vash dobrze dbał o jego słodką kuleczkę. Będzie trzeba pojechać do Szwajcarii i odebrać swoją własność, ciekawe czy jeszcze Gilbird go pamięta.
-Ciesz się, że w ogóle ci pozwoliłem na zamieszkanie ze mną i nie każę ci męczyć się z bratem w Berlinie. - Prusy wydał jakiś niezrozumiały dźwięk i wrócił do jedzenia swojego pysznego ciasta. Naprawdę było dobrze i możliwe, że jeszcze sobie trochę zamówi, a raczej szybko stąd nie wyjdą. - Jeszcze dokładnie obgadamy sprawę, kiedy podróż się skończy. Pozwalam ci na chwilowe zamieszkanie ze mną w Warszawie. - Polska poczuł się tak, jakby robił Prusakowi łaskę, bo pozwala mu z nim zamieszkać i w sumie, to tak właśnie było.
-Dziękuję ci Lady Polsko za to, że okazujesz mi taki zaszczyt zamieszkania z tobą, taką wspaniałą i cudowną osobą, bez której świat spotkałby zgubienie i mrok. - Słowa te schlebiały Feliksowi, nawet jeśli zostały powiedziane w pełni sarkastycznie. Gilbert zaśmiał się jeszcze i pomyślał nad zakończeniem podróży. Przecież to będzie najcudowniejsze możliwe zakończenie jakie tylko może być. - Obiecuję ci, że ostatnie dni podróży będą tak piękne i wyjątkowe, że będziesz je miło wspominał do końca świata i jeszcze dłużej. - Blondyn zerknął na albinosa i uśmiechnął się podejrzliwie. Mówiąc całkiem szczerze, to nie wiedział o co może chodzić Prusakowi, więc zaczął się poważnie ekscytować.
-Nie będę wnikać w twoje plany. Powiem tylko, że nie mogę doczekać się zobaczenia tego, co kombinujesz. - Odpowiedział Polska i bez jakichkolwiek pytań nabił na widelec ostatni kawałek ciasta Prus, zjadając pyszność po paru sekundach. Gilbert postanowił tego nie skomentować i zabrać kawałek ciasta Feliksa. Blondyn jakoś nie przejął się tym za bardzo, a nawet uważał to za cholernie rozczulające i słodkie.
*** 2008, styczeń ***
Prusy niepewnie stanął przed drzwiami do domu Polski. Podobał mu się ten dom, a jeszcze bardziej jego otoczenie i całe to miejsce. Uwielbiał mazury i był niesamowicie szczęśliwy, że ponownie mógł się tutaj zjawić. Mimo tego, powód jego obecności nie był zbyt pozytywny i był tutaj przez liczne prośby Węgier. Ponoć coś niedobrego działo się ostatnio z Feliksem i nie mogła się z nim skontaktować, a niestety miała sporo roboty ze swoim krajem i nie mogła sama przyjechać, więc ubłagała go do przyjazdu. Zrobił to niechętnie i jedynie sam fakt, że był na mazurach był w stanie go pocieszyć i sprawić, że zapukał do drzwi tej pchły. Wolał pominąć fakt, że było cholernie zimno i nie chciał stać na tym zimnie ani chwili dłużej.
Niestety, nikt mu nie otworzył i nawet nie słyszał, żeby ktokolwiek był w domu. Stwierdził, że pewnie Feliksa nie ma obecnie u siebie, chociaż było to mało prawdopodobne, bo kto chciałby wychodzić z ciepłego domku w taki mróz? Pchła na pewno siedziała w domu i możliwe, że spała albo była czymś naprawdę zajęta, więc nie usłyszała pukania. Postukał w drzwi ponownie, lecz dalej pozostawał zignorowany. Wiedział, że taki ruch jest niegrzeczny, jednak nie zrezygnował z tego. Ścisnął klamkę i pchnął drzwi do przodu. Co dziwne, dom był otwarty i spokojnie do niego wszedł. Brama od podwórka też była otwarta, ale to nie było zaskakujące, gdyż Feliks rzadko ją zamykał, jedynie jak dłużej nie było go w tym miejscu.
Wszedł do mieszkania, zdjął szybko kurtkę, szalik i buty, a po chwili kierował się już do salonu, gdzie zastał śpiącego Polskę. Mogłem się tego spodziewać. Usiadł na łóżku i spojrzał dokładnie na Feliksa. Nie wyróżniał się niczym specjalnym, poza tym, że miał pod oczami mocne cienie, dające znak o tym, że najprawdopodobniej się nie wysypia. Jego włosy też były potargane i niemyte od paru dni. Był też strasznie chudy, jednak nie na tyle, żeby doszukiwać się jakichś zaburzeń odżywania.
-Do jakiego stanu ty siebie doprowadziłeś, Feliks. - Powiedział cicho Prusy, byle nie obudzić Polski. Pewnie dopiero teraz udało mu się zasnąć, wolał tego nie zmieniać. Pogłaskał Feliksa po głowie, wydobywając z niego cichy pomruk. Na całe szczęście, nie obudził go. Wstał z kanapy i zaczął rozglądać się za jakimś kocem, bo w domu też było strasznie zimno, a blondyn siedział w cienkim sweterku. Pewnie było mu chłodno, a nawet o tym nie wiedział.
Najchętniej by przeniósł Polskę do jego sypialni, jednak graniczyło to z pewnym obudzeniem go i wolał nie ryzykować. Zajrzał do pokoju Feliksa i wziął kołdrę z jego łóżka, następnie wracając do salonu, żeby przykryć... Przyjaciela, chyba właśnie tak mógł nazwać tę pchłę. Ich relacje były dobre i dbali o siebie, problem był w tym, że Polska faktycznie ostatnio izolował się od świata. Czasami się kłócili i wypominali jakieś porażki, ale dalej pozostawali tymi przyjaciółmi. Wyparł te wszystkie myśli ze swojej głowy i przykrył w końcu zielonookiego.
Nic więcej do roboty mu nie pozostawało. Mógł wracać do siebie, choć ciągnęło go coś do pozostania tutaj jeszcze z moment. Ponownie usiadł obok Polski i przyglądał mu się, przez co nawet się uśmiechnął. Ten widok był słodki i z chęcią częściej oglądałby Feliksa w takim stanie. Przeszły po nim dreszcze, kiedy Feliksa zaczął się wiercić, a po chwili już nie spał i powoli otwierał oczy. Sytuacja była słaba.
-Gilbert, co tutaj robisz? Włamałeś mi się do domu, czy co? - Polska nie miał siły na kłócenie się, więc zachowywał spokojny ton głosu i rozespany patrzył na swojego niespodziewanego gościa. Prusy wyglądał na zawstydzonego swoim zachowaniem, przez co w ogóle się nie odzywał. - I dziękuję za przykrycie mnie. Było mi zimno, a nie chciało mi się wstawać.
-Nie musisz dziękować. Zrobiłem to, bo chciałem i miałem na to ochotę. Mógłbyś nauczyć się zamykać drzwi od domu i bramę, ryzykujesz tym, że ktoś się włamie i może zrobi ci krzywdę. Węgry się martwiła, że nie odbierasz od niej telefonów i nie dajesz znaków życia i kazała zobaczyć co się u ciebie dzieje, więc przyjechałem. Nie wyglądasz najlepiej. - Feliks przytaknął i mocniej opatulił się kołdrą. Chciał, żeby Gilbert go przytulił, lecz wtedy byłoby za dużo dobrego.
-Wiesz, że sam jesteś włamywaczem, prawda? - Blondyn uśmiechnął się niewinnie i o dziwo, całkiem szczerze. Ostatnio udawał wszelkie szczęście, a towarzystwo albinosa poprawiało mu w jakimś stopniu samopoczucie. Przynajmniej na chwilę mógł poczuć się lepiej i pewnie byłoby jeszcze lepiej, gdyby powiedział o swoich problemach psychicznych, jednak wolał nikogo nie martwić i nie zwalać na innych obowiązku zajęcia się nim.
-Nie dramatyzuj, powinieneś się cieszyć, że tutaj jestem. Lepiej powiedz, dlaczego nie kontaktujesz się z kimkolwiek i jesteś w takim złym stanie. - Polska westchnął i schylił głowę. Mógł spodziewać się tego tematu, a tak bardzo chciał go uniknąć. Odruchowo zakrył ręce rękawami od swetra, nie chcąc, żeby Prusy zauważył jego rany, które sobie niedawno zrobił, żeby odreagować. Bez słowa przytulił się go Gilberta wiedząc, że rozmowa będzie trudna, a tak, to przynajmniej mógł sie w kogoś wtulić i poczuć pewniej.
-Wszystko u mnie w porządku. Ostatnio czuję się trochę słabiej, ale to pewnie wina pogody. Nie czuję się też najlepiej, jakiś kaszel i katar mnie zaatakował i wolałem minimalnie odciąć się od innych i zyskać odrobiny spokoju. - Feliks nie miał zamiaru mówić o swojej depresji, która niedawno została oficjalnie u niego zdiagnozowana. Wolał nie zamartwiać Gilberta, który i tak pewnie nie zrobiłby wiele z jego chorobą.
-Mam ci w to uwierzyć? - Spytał białowłosy, mocniej przytulając pchłę. - Przecież możesz mi zaufać i mieć pewność, że zawsze w jakiś sposób ci pomogę. - Zielonooki westchnął i zastanowił się nad tym. Może i mógł zaufać białowłosemu i mieć w nim psychiczne oparcie, lecz lepiej nie ryzykować i zachować swoje problemy dla siebie, nadal wmawiając całemu światu, że wszystko z nim dobrze.
-Mówię prawdę, nie doszukuj się kłamstwa tam gdzie go nie ma. - Prusy postanowił na chwilę obecną odpuścić Polsce, ale nie miał zamiaru na dobre oddalać się od tej sprawy. Widział i czuł, że z Feliksem dzieje się coś niedobrego i wolał go nie pozostawiać kompletnie samego. Feliks potrzebował wsparcia i je dostanie. Zobaczymy jakie będą efekty.
-Mam nadzieję, że mówisz prawdę i naprawdę nie trzeba się o ciebie obawiać. Wiedz, że zawsze ci pomogę, niezależnie od czasu i sytuacji. - Blondyn cicho się zaśmiał i z trudem powstrzymał się od rozpłakanie. Piękna była świadomość, że ktoś był w stanie się dla ciebie poświęcić i zrobić dla ciebie wszystko. A niestety, Polska mimo znalezienia takiej osoby, nadal ukrywał swoje problemy, które później doprowadziły do głębszej depresji, większych problemów i załamania, aż w końcu do tragedii międzynarodowej.
*** 31 października ***
W domu wszyscy podzielili się na dwie grupy. Pierwsza grupa, pomagająca przygotować się Feliciano do tej pięknej randki, i grupa druga, pomagająca wyszykować się Ludwigowi i starająca się opanować jego stres. Nadchodziły bardzo ważne chwile w życiu tych obydwu osób i obydwoje musieli prezentować się doskonale tego wieczoru. Włochy domyślał się o co chodzi i co będzie miało niedługo miejsce, jednak wolał nie psuć sobie niespodzianki takimi domyśleniami, a przecież Niemcy tak się stara. Wystarczyło pozostać cierpliwym i czekać na szczęśliwe zakończenie dla wszystkich.
-Czy wyglądam wystarczająco dobrze? - Spytał Włochy, odwracając się do pozostałych. Według niego, prezentował się świetnie i na pewno spodoba się partnerowi, ale wolał znać też opinię innych. Nadal miał trochę niepewności wobec tej czerwonej koszuli, czarnych spodni i butów, i starannie uczesanych włosów, które poza tym, że były bardziej ogarnięte, nie wyróżniały się czymś specjalnym od jego codziennej fryzury.
-Dobrze, to za mało powiedziane. Wyglądasz przepięknie i Ludwig oniemieje na twój widok! - Węgry była naprawdę podekscytowana całą sytuacją i nie mogła doczekać się powrotu przyjaciela i Niemiec z tej randki, żeby zobaczyć zadowolenie Feliciano i pierścionek ślicznie prezentujący się na jego dłoni. Rudowłosy uśmiechnął się, słysząc opinię przyjaciółki, a po chwili spojrzał zadowolony na Polskę i USA.
-Podzielam zdanie Erizabety. Wyglądasz fantastycznie, tylko pozazdrościć. - Odpowiedział Alfred i posłał Włochowi pocieszający uśmiech, który dodał wiele pewności siebie Włochom. Feliks już szykował się na wygłoszenie długiej przemowy na temat tego, jak cholernie pięknie Włochy obecnie wygląda i jak bardzo życzy mu powodzenia, lecz postanowił ograniczyć się do jednego, przyjacielskiego gestu. Podszedł do Feliciano i go przytulił.
-Wyglądasz pięknie, nie musisz się przejmować. Życzę powodzenia na tej randce, i żeby zakończyła się dla ciebie pozytywnie. - Włochy poczuł jak robi mu się ciepło na sercu po usłyszeniu tych słów. Był za nie wdzięczny Polsce i miał nadzieję, że faktycznie ta randka skończy się w piękny sposób. W tym samym czasie, w sąsiednim pokoju, szykował się Niemcy w wyjątkowo ciekawym towarzystwie i warunkach.
-I pamiętaj, zjebie, że jak skrzywdzisz moje brata, to ci tego nigdy nie wybaczę i będziesz mógł obawiać się o swoje dalsze życie! - Włochy Południowe zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego człowieka, ale też nie można było powiedzieć, że jest w stu procentach wściekły. Wiedział, że Ludwig swoimi zagraniami sprawi Feliciano przyjemność, lecz zawsze była okazja i czas do nakrzyczenia na niego i zwyzywania.
-Lovi, nie denerwuj się tak. Przecież doskonale wiesz, że Ludwig dobrze zajmie się Feliciano. - Hiszpania starał się uspokoić ukochanego, ale szło mu to wyjątkowo opornie. Lovino kompletnie zignorował jego słowa, nadal patrząc morderczym wzrokiem na Niemca, który miał go tak trochę gdzieś. Niemcy jedynie przeglądał się w lustrze i poprawiał swój garnitur, znaleziony w odmętach walizki. Jak dobrze, że pomyślał o możliwości bardziej uroczystego wydarzenia i wziął bardziej odświętne ubranie. Przydało się teraz idealnie.
-To nie jest teraz ważne. Ważniejsze jest, żeby ta randka się udała i wrócili z dobrymi wieściami. - W rozmowę postanowił wtrącić się Francja, który siedział między Prusami i Kubą, i uważnie przyglądał się Austrii, który pomagał bratu porządnie ułożyć garnitur na sobie. - Bardzo się denerwujesz? - Pytanie było skierowane do Ludwiga, lecz ten nie zareagował na nie od razu. Dopiero po delikatnym uderzeniu przez Rodericha postanowił zareagować i odpowiedzieć.
-Oczywiście, że się denerwuję, ale staram się o tym nie myśleć. Jestem pozytywnie nastawiony, zobaczymy jak będzie to wyglądać, kiedy będę na miejscu z Feliciano. - Taka odpowiedź była wystarczająca i satysfakcjonująca dla wszystkich. Niemcy był już gotowy, wystarczyło zaczekać na Włochy, a raczej nie będzie to trwało zbyt długo. Ten moment nadchodził ogromnymi krokami, co sprawiało, że troszkę byli zestresowani, jednak mieli też w głowie mnóstwo pozytywnych myśli, które niwelowały to zdenerwowanie.
-No dobra, wychodź już i idź zadziwiać miłość swojego życia. Czekamy na dobre wieści! - Prusy wstał z łóżka i wygonił brata z pokoju widząc, że ten jest już całkowicie gotowy i niepotrzebne przedłuża. Im szybciej, tym lepiej. Wszyscy momentalnie zaczęli się bardziej denerwować, ale woleli tego nie okazywać. Jedynie by zniszczyli cudowny klimat, jaki powstał.
***
Włochy nie spodziewał się, że cała restauracja będzie tylko dla nich. Myślał, że będzie to standardowa kolacja we dwoje, romantyczna rozmowa, wspólny posiłek, i miłe spędzenie razem czasu, a to wszystko okazało się bardziej oficjalne i piękne, niż przypuszczał, że będzie. Cieszył się z takiego prezentu i nie mógł doczekać się reszty. Siedzieli razem przy stole, prawie kończąc jedzenie. Zamieniali ze sobą kilka słów i naprawdę cudownie im się ze sobą rozmawiało, a będzie to jeszcze cudowniejsze, kiedy Niemcy w końcu postanowi zrobić to, na co czekali wszyscy.
-Naprawdę się cieszę, że mnie tutaj zabrałeś! Jest cudownie i doskonale się z tobą bawię. - Niemcy cieszył się z radości Włoch, ale nie był to jeszcze koniec niespodzianek. Był w miarę gotowy do zrobienia tego, a według niego, był też idealny moment, żeby zrealizować jedno ze swoich marzeń. Niepewnie wyjął pudełeczko z kieszeni garnituru i spojrzał na nie z delikatnym uśmiechem. - Ludwig, wszystko w porządku? Trochę zbladłeś.
-Tak, wszystko u mnie dobrze. - Odpowiedział szybko blondyn i ułożył sobie w głowie przemowę, która i tak pewnie na nic mu się przyda. Rudowłosy wyglądał na zmartwionego, co było w pełni zrozumiałe. Pewnie nie wyglądał za dobrze i zrobiło mu się lekko duszno, lecz zignorował te fakty i postanowił kontynuować całą akcję. - Feliciano, mam do ciebie ważną sprawę. Denerwuję się, więc jakbym nagle stracił wątek, to się nie przejmuj.
-No dobrze, w takim razie, mów co się dzieje. - Włochy uśmiechnął się przekonująco i złapał Niemca za rękę, nadal uśmiechając się do niego tak czarująco i uroczo. Niemcy mocniej się zarumienił i wziął głęboki wdech. To było trudniejsze niż przypuszczał, ale musiał dać radę i wytrwać dla siebie i Włoch. To był dla nich ważny moment, a Feliciano powoli domyślał się o co chodzi, więc radość wypełniała go w całości.
-To jest takie trudne... - Szepnął Ludwig i ponownie spojrzał na Feliciano, który wykazywał o dziwo sporą cierpliwość. Normalnie, to by już dawno błagał o zrobienie tego czegoś i mógłby dostrzec w jego oczach lekkie zdenerwowanie i zniecierpliwienie, a obecnie było tylko szczęście i cierpliwość. - Feliciano, wiele dla mnie znaczysz i chciałbym dla ciebie jak najlepiej, więc...
-Spokojnie, możesz dalej mówić. Nikt nas nie podgląda, a ja uważnie cię słucham. - Z twarzy Włoch nie schodził uśmiech. Niemcy poczuł się dzięki temu pewniej i miał w sobie świadomość, że Feliciano na pewno nie zareaguje negatywnie. Ponownie wziął głęboki wdech i wrócił do swojej przemowy, która wcale nie musiała być jakaś skomplikowana.
-Bardzo cię kocham i chciałbym wiedzieć, czy wyjdziesz za mnie? - Ludwig otworzył przed Feliciano pudełeczko z pierścionkiem, o mało go nie upuszczając przed trzęsące się ręce. Rudowłosy spojrzał zszokowany na partnera, który zdecydowanie pytał się go o to na poważnie i nie był to jakiś żart. Jego serce szybciej zaczęło bić, a do oczu naleciało kilka łez, które szybko spłynęły mu twarzy. Oparł się o krzesło, nadal uważnie patrząc na pierścionek. To było do przewidzenia, a jednak wywarło na nim takie wrażenie.
-Nie pytasz poważnie. - Powiedział cicho Włochy i zerknął na ukochanego, który również denerwował się tą sytuacją. Niemcy zaczął się obawiać, że może zostać odrzucony i nie skończy się to tak kolorowo, lecz negatywne myśli od razu zniknęły, kiedy Feliciano zaczął się śmiać i szeroko się do niego uśmiechnął. - Oczywiście, że za ciebie wyjdę! - Ludwig poczuł niesamowitą ulgę i radość po usłyszeniu tych słów. Sprawiło to, że nawet się uśmiechnął. Wstał od stołu i klęknął przed płaczącym Feliciano, który dalej nie wierzył, że to naprawdę się dzieje, ale to się działo. To było najpiękniejsza prawda i moment, jaki było dane mu przeżyć.
-Kocham cię. - Ludwig założył pierścionek na palec Feliciano i go przytulił, pozwalając mu na głośne rozpłakanie się. Był prawie pewien, że Włochy był słyszany nawet przez pracowników tej restauracji, którzy siedzieli gdzieś na zapleczu czy innym miejscu. Sam pozwolił sobie na kilka drobnych łez wzruszenia, a ten moment był cudowny. Teraz wystarczyło nacieszyć się sobą i niedługo zacząć planować ślub, pewnie nie będzie to łatwe zadanie, lecz razem sobie poradzą.
-Też cię kocham. - Odpowiedział cicho rudowłosy i spojrzał na pierścionek, pięknie świecący się przez wszystkie światła ich otaczające. Naprawdę to był jeden z piękniejszych momentów w jego życiu, którego nigdy nie zapomni i będzie go wspominał z uśmiechem nawet za wiek i jeszcze później. Zaczęła się nowa droga ich wspólnego życia.
*** Rozdział jest już długi i ma 9891 słów, ale ten rozdział aż sam się prosi o Grupę Światową, a też dawno jej nie było, więc proszę bardzo. Grupa Światowa dla chętnych. ***
Niemcy: Zrobiłem to.
Dania: Co znowu odjebałeś?
USA: JEZUS MARIA, TAK. <3
Rosja: Pochwal się, towarzyszu, swoimi nowymi osiągnięciami.
Anglia: Jak coś związanego ze związkami, to rzygne.
Prusy: No gadaj co Feliciano powiedział, a nie nas w niepewności trzymasz!
Belgia: Ale o co chodzi?
Monako: No właśnie, o co to całe zamieszanie?
Niemcy: Oświadczyłem się Feliciano.
USA: O MAMUSIU.
Japonia: Nie mówisz poważnie, Ludwig.
Niemcy: Mówię w pełni poważnie.
Japonia: TAK DŁUGO NA TO CZEKAŁEM.
Włochy Południowe: Ja pierdolę.
Administrator Rosja wyciszył użytkownika Włochy Południowe na minutę.
Hiszpania: To nie było konieczne, ale niech będzie.
Rosja: Było konieczne, bo by zniszczył ten moment. I co odpowiedział Feliciano, towarzyszu?
Niemcy: Powiedział...
USA: NO MÓW, A NIE.
Francja: Ludwig, nie denerwuj nas i chwal się narzeczeństwem.
Anglia: Nawet nie powiedział zakończenia tej historii, a ja już mam ochotę na wymiotowanie. To jest za słodkie!
Niemcy: Powiedział, że za mnie wyjdzie.
USA: TAAAAAAK!!! <333333333
Kanada: Alfred, trochę spokoju. A wracając do głównej sprawy, to gratulacje!
Rosja: Życzę powodzenia na nowej drodze życia~.
Dania: MOJE OTP JEST NA WYŻSZYM POZIOMIE.
Belgia: Gratuluję!
Monako: Pora na życzenia od cioci Monako. No więc, życzę powodzenia i mam nadzieję, że po ślubie wasze relacje nie ulegną zniszczeniu i dalej będziecie kochającą się parą. Liczę na to, że będziecie mieć dużo dzieci, którymi będziemy mogli się zajmować, bo ważne jest, żebyście w małżeństwie nie zaniedbywali swoich relacji przez dzieci. Musicie o siebie dbać i być ze sobą zgodni.
Hiszpania: Życzę szczęścia, i żeby Lovino cię nie zabił, Ludwig!
Włochy Północne: Jestem taki szczęśliwy i nie mogę doczekać się ślubu!
Polska: To zrozumiałe i gratuluję wam!
Prusy: Mój mały braciszek w końcu to zrobił! Jestem taki dumny, uczył się ode mnie.
Polska: Ciekawe czego. Chyba jąkania się w stresujących sytuacjach.
Węgry: Ah, jestem szczęśliwa razem z wami! Mam szansę na bycie druhną na ślubie?
Włochy Północne: Oczywiście, że tak, Elizka. <3
Austria: Jestem zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Mam nadzieję, że Ludwig nie zniszczy tego wszystkiego i będziecie ze sobą szczęśliwi już do końca.
Szwecja: Nie sądziłem, że Niemcy kiedykolwiek zdecyduje się na taki ruch. Razem z Finlandią życzymy szczęścia.
Japonia: Tyle lat ile na tym świecie żyję, nie widziałem tak pięknej pary jak Feliciano i Ludwig... Jesteście ze sobą cudowni, pasujecie do siebie jak dwie krople wody. Nie mogę doczekać się ślubu i dzieci.
Włochy Północne: Haha, dzieci może jeszcze nie będzie, ale ślub możliwe, że już za kilka miesięcy~.
Niemcy: Bez pośpiechu.
Prusy: Z pośpiechem, bo inni nie wytrzymają.
Włochy Południowe: Zacięliście mi telefon tym spamem i nie mogłem od razu zareagować!
Hiszpania: Wybacz Lovi, ale świat jest w euforii. XD
Belgia: A już miałam nadzieję, że skończyłeś z tym "XD"...
USA: DIJSODJSOIDJSDSAHDHUAHFSID.
Rosja: Widzę, że towarzysz Alfred przesadnie dobrze zareagował.
USA: Nie ma czegoś takiego, jak przesadnie dobra reakcja.
Włochy Południowe: Pewnie wielu to zdziwi, lecz jestem szczęśliwy. Wiem, że mój brat jest w dobrych rękach i Ludwig pewnie dobrze o niego zadba, więc nie boję się i nie jestem jakoś mocno zdenerwowany. Oczywiście, trochę się denerwuję jak potoczy się ta sprawa, jednak nie mam zamiaru robić dramatycznych scen i awanturować się, bo związek mojego brata wskoczył na nowy poziom. Życzę wam powodzenia i mam nadzieję, że nie jesteście jakoś bardzo źli za to, co kiedyś robiłem wobec waszego związku.
USA: Oh wow.
Austria: Tego chyba nikt się nie spodziewał.
Rosja: Jaka miła reakcja. Aż się ciepło na sercu robi.
Hiszpania: Widzę postępy w zachowaniu, Lovi! Ah, i tak w ogóle, to jest jeszcze jedna świetna informacja. Nie było okazji, żeby wcześniej o tym powiedzieć, więc mówię teraz. Od kilku dni jestem z Lovino.
Belgia: Dzień pełen pięknych i wzruszających nowinek! <3
Włochy Południowe: Nie musiałeś z tym wyskakiwać teraz.
Dania: Zacząłem piszczeć z radości i Norwegia na mnie dziwnie spojrzał.
Szwecja: Też bym zaczął dziwnie patrzeć, gdyby jakiś idiota obok mnie zaczął wydawać dźwięki, jakby go ze skóry obrywali.
Anglia: No więcej cukru nie mogliście sprzedać!
Prusy: Powiedziałbym coś, ale niespodzianka poszłaby się jebać, a tego nie chcę.
Polska: Jaka niespodzianka?
Węgry: Bardzo ciekawa, masz na nią zaczekać i sobie jej nie psuć.
Rosja: Szykuje się pewnie coś pięknego. Czekamy na kolejne dobre informacje!
Prusy: Nie zawiedziecie się, mówię wam.
Polska: No, ale o co chodzi?
***
Nie wiem skąd się to wzięło, ale z Grupą Światową ten rozdział ma 10622 słowa, więc niestety przekroczyłam próg 10k słów. Nie podoba mi się to, ale Grupa Światowa nie była obowiązkowa do czytania i mogliście ją pominąć.
Zadowoleni z wydarzeń w tym rozdziale? Co wam się najbardziej podobało? Mam nadzieję, że moment oświadczyn nie został przeze mnie bardzo zjebany i wam się podobał, a się starałam. Nie jestem z niego jakoś mocno zadowolona, lecz już lepiej nie będzie i nawet po wielu poprawach nie byłam w stanie wyciągnąć z tej sceny czegoś lepszego. Tak czy inaczej, liczę na pozytywne oceny z waszej strony.
Tak w ogóle, to pod Wycieczką wybiło już 2k gwiazdek, za co bardzo dziękuję i jestem za to wdzięczna! Mam nadzieję, że będzie tego więcej, tak samo jak wyświetleń, bo autorowi opowiadania często jest mało.
Tak w ogóle, to zostały jeszcze trzy rozdziały i epilog, więc już naprawdę nie dużo do zakończenia. Będę miała tyle cudownych wspomnień z tym opowiadaniem i będą tęsknić za pisaniem go, ale nie ma co się dołować i łamać, bo przecież będzie nowe opowiadanie i mam nadzieję, że na nie również zareagujecie pozytywnie. Mam już do niego prolog i skończyłam rozdział pierwszy. Myślę, że warto czekać na to opowiadanie, lecz pewnie nie będzie to coś zbyt dobrego. Tak czy inaczej, wyczekujcie na nowe opowiadanie i inne takie.
Nie za bardzo jest już co gadać, więc tutaj urwę swoją końcową gadaninę. Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i czekacie na więcej. Następny rozdział najprawdopodobniej w niedzielę, więc do zobaczenia już niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro