[47] Szczęśliwe pary
*** 24 października ***
Włochy na początku nie przejmował się za bardzo tą informacją. Można nawet powiedzieć, że miał na to wszystko wywalone i zajmował się innymi rzeczami, jak gotowanie z USA i zabawa na mieście z przyjaciółmi. Dopiero teraz zdał sobie całkowicie sprawę z tego co się zbliża i jakie może to mieć skutki, a wpłynęło to na niego tak bardzo, że od razu wyciągnął Polskę i Węgry na zakupy, żeby zakupić wszystkie rzeczy, jakie mogą przydać mu się na nadchodzącej randce z partnerem. Przecież to mogły być zaręczyny, musi wtedy był wręcz idealny! No dobra, Ludwigowi spodoba się we wszystkim, ale trochę starań do tego dnia nie zaszkodzi.
Feliks i Erizabeta nie rozumieli o co chodzi z tym cyrkiem, lecz jedno było pewne. Feliciano był cholernie podekscytowany, a z jego oczu wręcz wylewało się szczęście i brak cierpliwości w sprawie czekania do tego pięknego dnia. Cieszyło ich szczęście przyjaciela, jednak mógł znaleźć umiar w swoich zachowaniu, bo jak na razie trochę przesadzał. Wparowali do sklepu z ubraniami, gdyż każda dobra randka, musi mieć również dobre ubrania. A przynajmniej tak zawsze mówił Francja, ciekawe ile w tym prawdy.
-Możemy wiedzieć dlaczego jesteś taki podekscytowany? - Spytał w końcu Feliks, trochę odzyskując siły po tym dramatycznym biegu do centrum handlowego. Przyjaciel spojrzał na niego z uśmiechem i zastanowił się nad sensem tego pytania. A jaki mógłby być powód jego ekscytacji? Chyba jedynie Niemcy, spaghetti, i wieść o ciąży, w czym to ostatnie jeszcze długo u niego nie zawita.
-Ludwig wczoraj zaprosił mnie na romantyczną kolację w restauracji trzydziestego pierwszego października. To cudownie, prawda? Chciałbym już zacząć się przygotowywać, żeby ta noc nie była piękna jedynie ze strony Lulu, ale również z mojej. - Erizabeta uśmiechnęła się szeroko wiedząc, że ten kretyn nareszcie zacząć się przygotowywać porządnie do tych oświadczyn, a przynajmniej tak myślała, że to oświadczyny. Wszystko na to wskazywało, a Niemcy należał to tych bardziej ogarniętych, więc pewnie niedługo pierścionek wyląduje na palcu Włoch.
-Naprawdę myślisz, że ta randka będzie wyróżniała się czymś specjalnym? Założysz zwykłą koszulę, jakieś spodnie i buty, włosy ładnie ułożysz i tyle. Nie ma potrzeby, żeby kupować specjalnie coś nowego i odwalać jakieś cyrki. - Eliza uderzyła delikatnie Feliksa w ramię, słysząc jego słowa. Łatwo można było zauważyć, że rudowłosy posmutniał odrobinę po tych słowach, ale nie na tyle, żeby zniechęcać się do nadchodzącej randki.
-Coś mi mówi, że ten wieczór będzie cudowny, wyróżniający się i wiele wniesie do mojego związku z Ludwigiem. Nie moja wina, że Gilbert skutecznie zaprzepaścił szansę na rozwinięcie waszego związku, przez co nie wierzysz w to, że mi może ułożyć się lepiej. - Włochy nie chciał, żeby z tej rozmowy powstała jakaś kłótnia, lecz słowa Polski bolały i nie miał zamiaru ich tak po prostu zostawiać. Zdecydowanie zdenerwował Feliksa, widział to po jego wzroku i mimice twarzy. Już miał przepraszać, ale rozmowę postanowiła zakończyć Węgry.
-Darujcie sobie kłótnię o taką głupotę. Ty Feliciano nie nastawiaj się na oświadczyny, a ty Feliks nie wykluczaj ich. Ogólnie, to będzie najlepiej jak nie będziecie myśleć o zaręczynach, bo tylko sobie psujecie niespodziankę lub nastawiacie się na jakieś cuda. Od waszych ukochanych zależy czy się wam oświadczą, a jak jesteście tacy niecierpliwi, to sami im się oświadczcie. Tego nikt nie będzie się spodziewał. - Węgry dała właśnie Włochowi i Polsce doskonały pomysł, jednak realizowanie go będzie co najmniej głupie i bezsensowne. Ważniejszy było to, że uniknęli kłótni i mogli spokojnie przejść do zakupów.
Feliciano miał mały zarys tego, jak chciałby wyglądać na tym spotkaniu. Stwierdził, że czerwona koszula będzie się dobrze prezentować z czarnymi spodniami i butami, chociaż gdy dłużej się nad tym zastanawiał, to dochodził do wniosku, że czarny raczej nie jest dobrym rozwiązaniem na randkę, lecz nic innego nie pasowało za bardzo do czerwieni i przy okazji jego wyglądu. Potrzebował niezawodnej pomocy Feliksa, a on znał się na kolorach i dobrym stylu.
-Feliks, pomożesz trochę? - Blondyn spojrzał na rudowłosego i oderwał się od przeglądania ślicznych sweterków, które znalazł. Były naprawdę piękne i nie pogardziłby kupnem jednego. Podszedł do złotookiego i skinął głową dając mu znak, że może zacząć swoją przemowę. - Ty znasz się na takich rzeczach, a ja niekoniecznie. Myślisz, że czerwona koszula będzie dobra z czarnymi spodniami? - Polska zastanowił się nad tym pytaniem, wyobrażając sobie Włocha w takim stroju. Musiał przyznać, że Włochy prezentowałby się w takim zestawieniu bardzo ładnie, ale jak widać, miał do tego zastrzeżenia. Gdyby ich nie miał, to już brałby tę ładną koszulę, na którą obecne obydwoje patrzyli.
-Nie wiem do czego masz obawy, przecież będziesz wyglądać w tym świetnie. Zresztą, Ludwig doceni cię nawet w worku po ziemniakach, więc nie masz co się martwić. Nie przejmuj się tym, że możesz trochę ponuro wyglądać, bo i tak szybko to zasłonisz swoim zachowaniem. - Obydwoje cicho się zaśmiali i lekko zarumienili. Wygląda na to, że nie było już większych problemów z ubiorem na randkę. Teraz wystarczyło poszukać czegoś bardziej konkretnego i to kupić. - Wybacz za to co powiedział o twojej randce z Ludwigiem, wiesz jaka jest moja sytuacja. Życzę ci z całego serca, żeby wasz związek niedługo się udoskonalił.
-Nie przepraszaj za coś takiego, masz prawo do takich reakcji. Trochę zabolało, ale przynajmniej powiedziałeś co myślisz. - Feliciano uśmiechnął się do przyjaciela i wziął się za dokładne przeglądanie czerwonych koszul, które były zaraz obok. Wzięło go też na zastanawianie się nad słowami Węgry, a dały mu one sporą nadzieję na zaręczyny. Ostatnio zachowanie Erizabety było dość podejrzane i mówiła dziwne rzeczy. - Myślisz, że Elizka wie coś o planach Ludwiga i Gilberta? O ile cokolwiek planują. - Feliks pomyślał nad tym i zaśmiał się kpiąco. A co mogło być planowane? No dobra, zielone pudełeczko mogło mu wiele powiedzieć, lecz nawet jeśli jest tam pierścionek zaręczynowy, to woli nie psuć sobie niespodzianki, a w dniu oświadczyn zaskoczenie i szczęście będą większe.
-Coś może być na rzeczy, ale lepiej o tym nie myśleć. Tak jak powiedziała Eliza, nie zaprzątajmy sobie tym głowy, a jeżeli zostaniemy zaszczyceni zaręczynami lub coś w tym stylu, to będziemy bardziej zaskoczeni. - Takie nastawienie było dość logiczne. Ciężkie będzie nie myślenie o tym, lecz skoro czegoś mocno pragną, to mogą trochę się poświęcić. Wystarczyło jedynie zaczekać, a niedługo ich życie stanie się lepsze. Obecnie były ważniejsze sprawy na głowie, jak na przykład wybieranie stroju na ten wielki wieczór.
***
Hiszpanii było źle ze świadomością, że Włochy Południowe odwzajemnia jego uczucia, a jednak dalej wyrzeka się miłości do niego i mówi, że nie mogą być razem. Nawet nie był w stanie podać powodu tego i odchodził wielce obrażony, pozostawiając Antonia ponownie zbitego z tropu i przybitego. Takie życie było trudne, a samopoczucia nie mogli poprawić również najlepsi przyjaciele, którzy wyciągnęli go do baru na piwo, chociaż Francja wiecznie musiał być inny i zamówił sobie zwykłego szejka. Liczył na przynajmniej minimalną pomoc od nich. Może dzięki temu poczuje się lepiej, byłoby miło.
-Opowiedz nam jaka dokładnie jest twoja sytuacja z Lovim. Jak mamy ci pomóc, skoro nie widzieliśmy się tyle miesięcy i nie wiemy jak u ciebie jest? - Spytał Francja, uśmiechając się pogodnie, na chwilę odrywając się od swojego truskawkowego napoju. Prusy dołączył się do tego pytania, używając w tym samym czasie swojej wspaniałej umiejętności otwierania butelki piwa zębami. A potem narzekał, że go bolą, lecz było warto dla dania swoim kubkom smakowym tego bóstwa.
-Doskonale wiecie, że jestem w Lovino zakochany od wielu, wielu lat, ale bałem się mu o tym powiedzieć. Po prostu obawiałem się, że nie odwzajemnia moich uczuć i wolałem nie ryzykować, jednak od ostatniego czasu to uczucie tak się nasiliło, że nie mogłem dać sobie rady. Tęskniłem za nim, a nie widzieliśmy się wiele tygodni, więc zaprosiłem Loviego do siebie na tydzień Chciałem na więcej, lecz powiedział, że nie ma za bardzo czasu. Przyleciał, spędzaliśmy ze sobą czas, a kiedy miał dołka spowodowanego planami oświadczenia się Feliciano przez Ludwiga, wyznałem mu, że mi się od dłuższego czasu podoba, i że go kocham. - Tutaj Antonio przerwał, przypominając sobie tamten dzień. Minęło od tego kilka dni, a nadal bolało i rozrywało go od środka. Gdyby mógł, cofnąłby czas i nigdy nie powiedział tego do Romano. Wtedy uniknąłby zbędnego cierpienia.
-I co dalej? - Spytał ponownie Gilbert widząc, że przyjaciel się zamyślił. Antonio spojrzał na niego rozproszony, ponownie się zamyślił i oddał myśleniu o idealnym świecie w najmniej odpowiednim momencie. Nie było teraz czasu na myślenie o tym, zrobi to w domu.
-Przez ten cały czas próbowałem przekonać go do siebie i związku, ale pozostaje nieugięty. Powiedział, że potrzebuje czasu i może, któregoś dnia zostaniemy parą, lecz nie jest to coś pewnego. - Blondyn i albinos przytaknęli, szczerze współczując zielonookiemu. Po części, mogli zrozumieć co teraz czuli, chociaż to oni zazwyczaj przedłużali czas do rozpoczęcia związku ze swoimi ukochanymi. Zawsze mówili jacy oni są szczęśliwi w miłości i jak bardzo się na niej znają, a w rzeczywistości byli jedynie przegrywami życiowymi, którzy często nie potrafili dać szczęścia swoim skarbom.
-Jeszcze będziecie razem, musisz zaczekać. Daj Romano zrozumieć swoje uczucia, przemyśleć kilka spraw i oswoić się z wiadomością, że ktoś może go kochać. Doskonale wiesz, że zawsze czuł się jak ten gorszy brat, który był w cieniu tego młodszego. Możliwe, że nie potrafi zrozumieć jak wiele może dla kogoś znaczyć. Poza tym, też pewnie denerwuje się przyszłymi zaręczynami Feliciano i Ludwiga, nie radzi sobie za bardzo. Wesprzyj go, a nie dodajesz mu presję z tego, że oczekujesz związku z nim. - Odpowiedział Prusy, starając się, żeby jego odpowiedź była jak najbardziej logiczna i pomocna. Chyba się udało, gdyż Hiszpania uśmiechnął się szczerze. Lubił, kiedy uśmiechano się z jego powodu. Liczył na to, że ta porada będzie chociaż minimalnie pomocna.
-Tak w ogóle, Tosiek... - Zaczął Francja, dopijając swojego szejka. A był taki smaczny, chyba kupi sobie jeszcze jednego na drogę do domu. - Mógłbyś bardziej przygotować się do tego wyznania miłości, a wyskakujesz z tym w najmniej spodziewanym i odpowiednim momencie. Lovino mógł się wystraszyć i odebrać to negatywnie. Następnym razem zabierz go do jakiegoś romantycznego miejsca, niech ma małe przekonanie, że coś za chwilę się wydarzy i może się czegoś spodziewać.
-Co w takim razie proponujesz? - Francis zastanowił się nad tym pytaniem i odruchowo wziął słomkę do ust, chcąc jeszcze napić się swojego nowego ulubionego napoju, którego nie było. Stany Zjednoczone mówił, że jutro wylatują na Hawaje, a tym chyba było kilka bardziej romantycznych miejsc, jakie byłyby świetnym miejscem do rozpoczęcia z kimś związku. Nie dość, że będą podwójne zaręczyny, to jeszcze rozpocznie się nowy związek. No lepiej końcówka podróży nie mogła się potoczyć.
-Niedługo lecimy na Hawaje, wykorzystaj to i tam przekonaj do siebie Romę. Mówię ci, że będzie to najlepsze wyznanie miłości i rozpoczęcie związku jakie mogłeś sobie wymarzyć. - Francja cieszył się, że ponownie sypnął jakąś wspaniałą radą. Pomógł kolejnej osobie, teraz tylko czekać na szczęśliwe zakończenie. - A ty Gilbert mógłbyś wziąć się za oświadczenie się Feliksowi. Ile mamy jeszcze na to czekać? Ludwig już się szykuje, a ty nic. - Prusy westchnął i schylił głowę. Co mógł poradzić na to, że za bardzo się denerwował i nie wiedział co ze sobą zrobić? Oczywiście, że niedługo to zrobi, lecz musiał jeszcze znaleźć upragnioną odwagę i wymyślić piękny przebieg zaręczyn. A mógłby to zrobić nawet łazience.
-Daj mi trochę więcej czasu, a sam zajmij się Matthew. Ponoć miałeś mu przygotować jakąś niespodziankę, a nic obecnie nie robisz. Jedynie pouczasz mnie i Tośka na tematy miłosne, samemu zaniedbując swój związek. - Gilbert musiał się jakoś odgryźć i udało mu się to idealnie zrobić. Mina Francis była cudowna i gdyby tylko mógł, to zrobiłby mu zdjęcie, ale zapomniał telefonu z domu.
-Doskonale wiem co dla mojego związku jest najlepsze, a wy sami prosicie mnie o pomoc. Ciężko mi odmówić takim ofiarom życiowym. - Hiszpania i Prusy poczuli się obrażeni tym, że nazwano ich ofiarami życiowymi, lecz w sumie, to nimi trochę byli. Nic nie mogli na to poradzić i zaakceptowali siebie takich, jakimi byli. Feliks kochał Gilberta jakim był, a Antonio dalej był w niewiadomej, lecz dajmy na to, że Romano też ko kocha takiego jakim jest.
-Nie musisz się o nas tak martwić. Niedługo oświadczę się pchle, a Antonio będzie miał Lovino za swojego jedynego. - Tutaj Gilbert postanowił zakończyć rozmowę, na dobre oddając się piciu piwa i myśleniu o Polsce i zaręczynach. Ten temat coraz bardziej zaśmiecał mu głowę i chyba to dobrze, bo jest duże prawdopodobieństwo, że weźmie się za siebie i uszczęśliwi Feliksa.
*** 1941, grudzień ***
Alfred siedział na fotelu, patrzył tępo przed siebie i z trudem powstrzymywał się od głośnego płakania. Wystarczył mu fakt, że pozwalał łzą na spływanie po jego twarzy i pokazywanie wszystkim, że nie daje sobie teraz rady i jest wyczerpany, taki słaby. Problem był w tym, że nie było kogokolwiek obok i był tutaj kompletnie sam. Nie oczekiwał od innych pomocy, ten atak był niespodziewany, nie mieli jak pomóc. Problem w tym, że inne personifikacje nie wykazywały nim zainteresowania i zajmowali się swoimi problemami, co było oczywiście dla niego zrozumiałe, lecz przecież stała się tragedia. Jedno było pewne, teraz będzie brał udział w wojnie i nie pozwoli im na wygraną. Nie spodziewał się tego, że jeden z polityków teraz do niego zawita i poinformuje o tym, że przyszedł do niego jakiś tajemniczy, niespodziewany gość.
-Panie F. Jones, ktoś przyszedł w odwiedziny. - USA niechętnie spojrzał w stronę mężczyzny, który uśmiechał się w kącikach ust. Jak mógł uśmiechać się w takiej sytuacji, kiedy byli świeżo po ataku na Pearl Harbor? Takie zachowanie było po prostu nie na miejscu, powinien za to ponieść odpowiedzialność. Albo znowu dramatyzuje i wszyscy wrócili do swojego starego zachowania, a jedynie on nadal przeżywa.
-Niech ten ktoś wejdzie. - Odpowiedział niechętnie i rozluźnił się, nie chcąc wyglądać na takiego smutnego i załamanego. Musiał przynajmniej stwarzać pozory silnego i wytrzymałej personifikacji, która nie załamuje się po takich wydarzeniach. Cóż, udawanie może nie wychodziło mu perfekcyjnie, lecz starał się. Mocno się zdziwił, kiedy zobaczył Anglię, wchodzącego do jego biura. Nie spodziewał się go teraz. - Co tutaj robisz?
-A co mogę tutaj robić? - Spytał pretensjonalnie Arthur, zamykając za sobą drzwi. Nie powinien odzywać się tak oschle, łatwo mógł zauważyć w jakim stanie jest Alfred, a jeszcze tak go traktował. - Wybacz za ten ton, jestem zdenerwowany i bałem się o ciebie. - Dodał po chwili i kucnął przed niebieskookim, patrząc na ślady łez na jego policzkach i lekko zaczerwienione oczy. Na samą wieść o całym ataku, ubłagał swoje władze, żeby pozwolili mu polecieć do Waszyngtonu i móc wesprzeć przyjaciela w tym momencie.
-Dlaczego przyjechałeś? Nie odpowiedziałeś mi na to pytanie w pełni. - Blondyn spuścił wzrok i wziął głęboki wdech. Trudne było przyznanie komuś ile może dla niego znaczyć i jak cholernie bardzo zależy mu na nim. Samo powiedzenie, że bał się o USA było niczym w porównaniu do słów, które chciał mu powiedzieć dawno temu, lecz za bardzo się bał.
-Boję się o dalsze losy świata. - Boję się o ciebie, idioto. - Obawiam się, że teraz będzie tylko gorzej i świat pogrąży się w kompletnym zniszczeniu. To co dzieje się w Europie, to istny rozpierdol. Tego już nie można nazwać kontynentem, a zwykłym kawałkiem ziemi do walki. - Bałem się, że cię straciłem, że stała ci się jakaś krzywda. Nie chcę, żebyś cierpiał i gdybym mógł, to trzymałbym cię o od tej wojny jak najdalej, byle twój kontynent nie skończył jak Europa. - USA przytaknął na te słowa, ale nic nie odpowiedział. Nie było mu nic innego potrzebne. Najważniejszego się dowiedział, więcej nie potrzebował.
-A dla mnie przyjechałeś? - Anglia był zdziwiony tym pytaniem, kompletnie się go nie spodziewał. Porządnie zastanowił się nad dalszym sensem kłamania i ukrywania swoich prawdziwych uczuć i doszedł do wniosku, że nie warto dalej się ukrywać, jednak powiedzenie prawdy jest tak cholernie trudne. Bał się reakcji Stanów Zjednoczonych, chociaż wiedział, że ten go kocha.
-W pewnym stopniu, tak. - Arthur starał się odpowiadać jak najbardziej wymijająco, ale mógł zauważyć tę nutkę rozbawienia w oczach Alfreda. Przynajmniej udało mu się poprawić jego humor i miał delikatny uśmiech na twarzy. Cieszyło go, że udało mu się zrobić taką trudną rzecz, a bez wątpienia, USA potrzebował teraz pomocy. - Nie śmiej się tak, debilu! Może i dla ciebie przyjechałem, a nie jakiejś polityki, ale to nie jest ważne! - Blondyn nie był znieść tego nagłego śmiechu niebieskookiego, lecz narzekanie będzie po prostu nie na miejscu. Był powodem tego śmiechu i nawet jeśli to go nie cieszyło, ten śmiech nadal był cudowny. I irytujący.
-Momentami jesteś strasznie uroczy. Podoba mi się to w tobie. - Stany Zjednoczone uśmiechnął się i stwierdził, że towarzystwo Anglii było tym, czego było mu trzeba od samego początku. Jego humor zdecydowanie się poprawił i dałby wszystko, żeby mieć Arthura już zawsze przy sobie. Niestety, było to niemożliwe i pewnie jeszcze poczeka na to wiele wieków.
-Sam jesteś uroczy... - Odgryzł się niewyraźnie Arthur, wywołując u Alfreda jeszcze większe rozbawienie. Widocznie musiał zaakceptować fakt, że przez najbliższe dwie godziny będzie obiektem żartów i śmiechów. Nie przeszkadzało mu to tak długo, jak USA będzie znał umiar w swoim zachowaniu, a pewnie odwali mu już za dziesięć minut.
***
Czechy była zmęczona po tych wszystkich badaniach i jedyne o czym teraz marzyła, to długi, kilkogodzinny sen, który pozwoli jej na porządną regenerację. Dalej była cała obolała po tym wypadku i mało z niego pamiętała. W pewnym stopniu, nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że ten wypadek miał kiedykolwiek miejsce, lecz przecież jej stan był idealnym dowodem na to, że taka rzecz stała się całkiem niedawno. Niestety, odpoczynek został przerwany przez Słowację, który postanowił ją odwiedzić i porozmawiać o ostatnich wydarzeniach i jakichś pierdołach, które nie były już tak ważne. Tak się złożyło, że przypadkowo zeszli na temat przyszłych zaręczyn Prus i Polski, a że nie mieli nic przeciwko temu tematowi, to go spokojnie kontynuowali.
-Myślisz, że to skończy się dobrze? - Spytała Radmila, niepewnie patrząc na brata. Wygląda na to, że Jakub nie przejmował się tym za bardzo i cieszył z nadchodzącego szczęścia Feliksa, jednak ona dalej miała pewne obawy. Nie miała pewności czy może kompletnie zaufać Gilbertowi, wiedziała na co go stać i jakie zachowania potrafił wykazywać. Mimo tego, było widać jak bardzo kocha jej brata i jak bardzo chce dla niego dobrze. Więc dlaczego nadal miała obawy? Chyba to była zwykła troska starszej siostry.
-A dlaczego miałoby skończyć się źle? Przecież Prusy dba o Polskę i chce dla niego dobrze, nie ma potrzeb do obawiania się. Rozumiem, że możesz się martwić jako starsza siostra, ale powinnaś spróbować zaufać Gilbertowi. Pozwoliłaś mu na oświadczenie się Feliksowi, nie zmieniaj swojej decyzji.
-Pozwoliłam mu na to pod twoim naciskiem. Mówiłeś, że będzie dobrze, że Feliks będzie na pewno zadowolony, i że będzie nową, wielką, szczęśliwą rodziną. Nie miałam zamiaru kłócić się na ten temat w szpitalu przy wszystkich, więc łaskawie pozwoliłam Gilbertowi na dalsze planowanie zaręczyn. Oczywiście, nie zabronię mu rozwijania związku z Feliksem, lecz powinien wiedzieć, że jeden zły ruch i sytuacja nie będzie zabawna. - Słowacja zaśmiał się nerwowo, widząc szczerą złość w oczach Czech. Jeszcze przed chwilą było tam tylko osłabienie, a teraz chęć zemsty na wszystkich, którzy skrzywdzili i chcą skrzywdzić Polskę. Przerażała go ta nagła zmiana.
-Czasami się ciebie boję. - Powiedział krótko Jakub, niepewnie uśmiechając się do Radmili, która jedynie się zaśmiała w odpowiedzi. Jej wzrok ponownie utkwił na niewielkim okienku, który był w sali jej przydzielonej. Miała naprawdę ładne widoki, chociaż nie zawsze miała okazję do oglądania ich. Chciałaby wyjść z tego szpitala, lecz jeszcze sobie poczeka.
-Nie ma potrzebny do obaw. Sam mówiłeś, że musimy zaufać Gilbertowi, więc postaram się dostosować do tej prośby. Jestem pewna, choć z momentami na zmartwienia, że Prusy dobrze zajmie się naszym małym braciszkiem i da mu szczęście, na jakie zasługuje. Mam nadzieję, że te oświadczyny będą czymś wartym Feliksa. - Szatyn przytaknął na słowa siostry i zastanowił się nad sensem siedzenia w domu. Radmila jeszcze będzie siedzieć w szpitalu z dwa tygodnie, ale po tym mogliby gdzieś wyjechać, żeby zrelaksować się po tych wielu ciężkich miesiącach.
-Chciałabyś może gdzieś wyjechać? Tak na dłużej, taki urlop sobie zrobić. - Czechy dziwnie zerknęła na młodszego, myśląc nad jego słowami. Urlop był dobrym pomysłem, ale musiała porządnie się wyleczyć, przeprowadzić szereg badań, a ciężko będzie liczyć na jakiekolwiek dni wolne od rządu. Chociaż, mają obowiązek dania jej urlopu, żeby wróciła do siebie po wypadku, więc gdyby tak dobrze pomyśleć, to może te dni wykorzystać do odpoczęcia, lecz za granicą swojego kraju.
-Zależy gdzie byś chciał wyjechać i na ile. Jeszcze z tydzień będą mnie tutaj trzymać, a gips z nogi zdejmą za niecały miesiąc. Możemy wyjechać gdzieś w grudniu, a na święta wrócić. - Słowacja westchnął i stwierdził, że Czechy ponownie psuje mu plany. To chyba było jedno z jej ulubionych zajęć.
-Wczoraj wieczorem pisałem trochę z Feliksem i powiedział, że chętnie by się z nami spotkał u Kanady, a to będzie ostatni kraj na liście. U Kanady również będą wypadały urodziny Feliksa i tak sobie pomyślałem, że naprawdę miło będzie go odwiedzić, szczególnie po tak długim okresie nie odzywania się do niego. - Radmila uśmiechnęła się szeroko i tak jakoś, zaczęła zastanawiać się nad prezentem urodzinowym. Zawsze tak miała, kiedy ktoś jej wspominał o czyichś urodzinach. Polecenie do Kanady będzie dobrym pomysłem, o ile zgodzi się na to, żeby jeszcze oni się do niego wpakowali.
-Zastanowię się nad tym, a teraz chciałabym iść spać. - Jakub przytaknął, wstał i ucałował krótko Radmilę w głowę, życząc jej miłych snów. Tak na wszelki wypadek, postanowił planować wylot za granicę i szukać biletów w dobrej cenie, najlepiej w obniżonej, bo czemu by nie? Wystarczyło tylko zaczekać do odpowiedniego momentu, a spotka się z bratem.
*** 25 października ***
Hawaje były naprawdę cudownym miejscem. Takim malowniczym, pięknym i USA zdecydowanie nie kłamał mówiąc, że poczują się tutaj jak w raju. Może byli tutaj od dopiero kilu godzin i nie zobaczyli większości tego miejsca, lecz już mogli stwierdzić, że świetnie będą wspominać pobyt tutaj i może za kilka lat, miesięcy, powrócą tutaj, żeby na nowo oddać się przyjemnym uczuciom, które teraz mieli w sobie. Na dobry początek, wsiedli na jacht i płynęli, rozmawiając o różnych pierdołach, jednym ważnych, drugich niekoniecznie. Hiszpania dalej próbował wymyśleć przebieg ponownego wyznawania miłości Lovino, książęta gadali o oświadczynach, a USA i Francja rozmawiali o Anglii.
Księżniczki nie powstrzymywały się od obgadywania swoich ukochanych, którzy pozostawali wszystkiego nieświadomi i niech tak pozostanie. Głównie ich tematy opierały się na nachodzącej randce, rzekomych oświadczynach i jakichś wspomnieniach, które mało wnosiły do całej rozmowy. Węgry zaczęła odczuwać silną chęć wygadania się z wiedzy jaką posiadała na temat planów Prus i Niemiec, lecz przecież im obiecała, że ich sekrety są u niej bezpieczne i nie mogła tego zniszczyć. Musiała tej tajemnicy dochować.
-Mam wrażenie, że jednak coś wiesz. - Powiedział Polska, wnikliwie patrząc na Węgry. Sprawiało to, że czuła się co najmniej niezręcznie i najchętniej by stąd uciekła, byle nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego. A myślała, że jazda jachtem przepłynie w lepszej dla niej atmosferze. Włochy postanowił dołączyć się do patrzenia na przyjaciółkę z zamiarem wyciągnięcia od niej pewnych wiadomości.
-Przecież nic nie wiem, o co wam chodzi? Co wy właściwie chcecie ode mnie wiedzieć? - Feliks i Feliciano zaśmiali się, po raz kolejny stwierdzając, że Erizabeta kompletnie nie umie kłamać. Wychodziło jej to cholernie źle i nawet idiota mógł to zauważyć. A jednak Eliza nadal próbowała coś zdziałać i kryć tych dwóch idiotów, którzy stali po drugiej stronie jachtu i rozmawiali o czymś "niezwykle ważnym, nie przeszkadzajcie nam".
-Ludwig pewnie mówił ci o szczegółach randki, którą dla mnie planuje. Zdradź chociaż odrobinkę! Doskonale wiesz, że ja długo nie wytrzymam w niewiedzy. - Rudowłosy uśmiechnął się słodko, ale nie był to uśmiech na tyle silny i piękny, żeby przekonać tak silną osobę, jak Eliza, do gadania takich rzeczy. Dyskretnie zerknęła na Niemca, który nadal konwersował z braćmi, pewnie o swoich planach. Gdyby tylko wiedział, jak ciekawość zżera jego księżniczkę.
-Dowiedziałam się o randce dopiero od ciebie, więc skąd mam wiedzieć co zaplanował Niemcy? Wytrzymasz, został niecały tydzień i okres oczekiwania będzie z głowy. Jestem prawie pewna, że spotka się coś wyjątkowego, lecz za nic nie wiem co. - Węgry poczuła, że na dobre uwolniła się od ciekawskich spojrzeń Włocha, ale dalej pozostawał Polska. Wygranie z nim może być już cięższe.
-Pewnie wiesz o co chodziło z tym zielonym pudełeczkiem w walizce Gilberta. Jest tam pierścionek zaręczynowy, czy coś innego? - Erizabeta mogła spodziewać się tego pytania, ale nie pomyślała o nim i nie przyszykowała sobie jakiejś sensownej wymówki. Naprawdę wolała uniknąć przypadkowego wydania się sekretów, które miały pozostać nieodkryte do dnia zaręczyn. Dlaczego jej przyjaciele muszą być takimi ciekawskimi duszyczkami? Aż nagle, poczuła jak jej telefon wibruje. Wyciągnęła go szybko i bardzo się zdziwiła, kiedy okazało się, że osobą dzwoniącą jest Prusy. Jakby nie mógł jej po prostu zawołać.
-Wybaczcie, ale Gilbert ma do mnie jakąś sprawę. Muszę na chwilkę iść. - Eliza momentalnie odbiegła od przyjaciół sprawiając, że ci mieli wobec niej jeszcze więcej podejrzeń. Zdecydowanie coś kombinowała z tamtą dwójką i nie będę zdziwieni, jeżeli okaże się, że Austria również coś ciekawego wie. Najchętniej poszliby zobaczyć co chciał Gilbert od Erizabety, lecz postanowili im chwilowo odpuścić.
-Co było tak ważne, że musiałeś aż zadzwonić? - Spytała Węgry, wpychając się między Niemca i Prusaka. Tak szczerze mówiąc, to nie chciało jej się teraz z nimi rozmawiać, ale czy miała inne wyjście? Może jeszcze chcieli obgadać jakieś poważniejsze kwestie tego, co nadchodziło. Naprawdę nie mogła doczekać się tych zaręczyn, a jeszcze bardziej ślubu i rozpoczęcia kariery cioci Węgier dzieci jej przyjaciół i tych dwóch idiotów.
-Mam nadzieję, że nie powiedziałaś im niczego ważnego. Chciałbym, żeby to wszystko pozostało chociaż w połowie tajemnicą, a czymś czego Feliciano mógł spodziewać się na samym początku. - Erizabeta westchnęła i znowu miała w głowie fragmenty sprzed chwili. Starała się jak może, a jak wyszło, to już nie będzie oceniać. Raczej Polska i Włochy nie byli całkowicie pewni zamiarów swoich książąt, więc niespodzianka nie została kompletnie zamordowana.
-Nic im nie mówię i staram się omijać temat. Nie moja wina, że znaleźliście sobie wyjątkowo ciekawskie księżniczki, które chciałyby wszystko od razu wiedzieć, najlepiej ze szczegółami. Teraz Feliciano pytał o randkę, a Feliks o pudełko z pierścionkiem zaręczynowym, które było w walizce. Udało mi się ominąć jakoś te tematy, lecz naprawdę wam radzę jakoś ostudzić ich emocje z tym związane. Teren jest niebezpieczny. - Ludwig czuł, jak zaczyna się denerwować. A mówił temu Włochowi, żeby nie pytał o szczegóły, bo nikt nic nie wie poza nim, a on sam nie będzie mu zdradzać niespodzianki. Gilbert za to ponownie przeklął swoją głupotę i to, że ukrył wtedy pierścionek w tak słabym miejscu. Chwila nieuwagi, a całe oświadczyny poszłyby się jebać.
-Zajmij ich czymś do czasu zaręczyn, niech nie myślą o tym za bardzo. Za wszelką cenę nie poruszaj tematów związanych z oświadczynami, ślubami, czy rozwijaniem związków, a najlepiej pomijajcie wszystkie tematy związane z miłością. Tak będzie najbezpieczniej, a my będziemy mogli się przygotować. - Odpowiedział Prusy, trochę zdenerwowany patrząc przed siebie. Nawet te piękne widoki nie potrafiły go w pełni uspokoić. Mógł posłuchać Radmili w wieku XIII i postarać się zwalczyć razem z nią ciekawość Polski, lecz oczywiście musiał powiedzieć, że on w Feliksie nie będzie zwalczać czegokolwiek.
-A masz już zaplanowany dzień na oświadczenie się? - To pytanie zatkało Prusaka i sprawiło, że zamknął się do końca podróży jachtem. Zamilknięcie nie było spowodowane tym, że kompletnie nie miał jakichkolwiek pomysłów, a miał w głowie już lekki zamysł. Chodziło o tym, że zaczął zastanawiać się nad sensem tego pomysłu. A zresztą, Feliks i tak go doceni, nieważne jaką głupotę odwali.
***
Niemcy spokojnie siedział na ławeczce w ślicznym parku, który pozwolił mu na zrelaksowanie się i przemyślenie wszystkich spraw. Zdenerwował się tym, że Włochy tak bardzo nie potrafił uszanować tego, że planuje coś dla niego i ma to pozostać niespodzianką do dnia tego czegoś. Na spokojnie mu wytłumaczył, żeby tak się nie pytał i dał mu spokój w tym temacie. Wyglądało na to, że zadziałało, bo Feliciano uspokoił się po tej rozmowie i niestety, miał również wrażenie, że posmutniał i w ten swój specyficzny sposób się obraził. Przynajmniej nie wybuchła z tego jakaś kłótnia, a była to ostatnia rzecz jakiej chciał. Wolał, żeby było dobrze między nim, a tym rudzielcem.
Prusy i Polska mieli zdecydowanie gorzej. Gilberta trochę poniosło i nakrzyczał na Feliksa, żeby nie mieszał się do jego planów i dał mu normalnie żyć. Feliks źle zareagował na to i rozpłakał się, uciekając. Taka reakcja nie była dziwna, gdyż padły wyjątkowo mocne słowa, a niektóre wykraczały poza sam temat rzekomych oświadczyn i zielonego pudełeczka z walizki. Dalej nie wiedział co się później wydarzyło, bo wyszedł z tego małego domku USA, idąc do tego pięknego parku.
Nie spodziewał się, że nagle przed nim pojawi się dłoń trzymająca kawę z jakiegoś okolicznego baru, a w drugiej było czekoladowe ciastko z kremem. Spojrzał przed siebie i zobaczył Feliciano, niepewnie do niego się uśmiechającego. Mógł zobaczyć w jego oczach smutek, lecz nie tyle ile wcześniej. Żałował, że go tak potraktował, ale jedynie poprosił go o nie bycie tak ciekawskim i uspokojenie się. Raczej poczucie winy nie było tutaj adekwatne, chociaż Francja by powiedział, że bardzo dobrze, że chciałby cofnąć swoje słowa.
-Doskonale wiesz, że nie lubię czekolady. - Powiedział cicho i niechętnie przyjął podarunki. Kawę wziął z chęcią, przyda mu się teraz, a ciastko prawdopodobnie zostanie zjedzone przez Włocha. Włochy usiadł obok niego, przy tym nadal milcząc. - Ale i tak dziękuję, nie musiałeś mi tego kupować. - Feliciano kiwnął niezrozumiale głową i oparł się o oparcie ławki. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział jak. Czuł się dziwnie z tym, że zachował się tak źle i nieodpowiednio. Naprawdę mógł zniszczyć sobie niespodziankę i dalsze chęci Ludwiga do realizowania tej niespodzianki.
-Nie musiałem, ale chciałem. - Rudowłosy zaśmiał się cicho, lecz szybko ucichł, widząc brak reakcji u blondyna. Nie wiedział jak teraz się z nim dogadać, więc lepiej będzie milczeć, a może zrozumienie samo przyjdzie i jakiś temat do rozmowy. Mimo tego, nie lubił tej niezręcznej ciszy, która była momentami przerywana szumem wiatru, bieganiem okolicznych dzieci, i piciem kawy przez słomkę przez niebieskookiego. Tak jak można było się domyśleć, ciastka nie ruszył.
-Jak sprawa ułożyła się między Gilbertem, a Feliksem? - Spytał Niemcy, nie chcąc siedzieć w takiej ciszy. Jakiś temat trzeba było poruszyć. Ten wydawał mu się najmniej ryzykowny i taki, jaki mogli na spokojnie poruszyć. Włochy nie sądził, że ukochany podejmie się takiego tematu, ale nie mógł narzekać. Temat, który chciał, był nie na miejscu.
-Niby się pogodzili. Gilbert wyskoczył z przeprosinami, Feliks mu wybaczył i teraz jest między nimi dobrze, a przynajmniej tak mi się wydaje. Zaraz po ich pogodzeniu się, wyszedłem z domu, więc nie wiem co dzieje się u nich teraz. Wydaje mi się, że jest już dobrze. - Ludwig cieszył się, że też u jego brata sytuacja się uspokoiła. Teraz wystarczyło pozbyć się tej niezręczności między nim, a Feliciano. Wziął ciastko, które dalej trzymał w dłoni i spojrzał na rudzielca, który patrzył przed siebie i głęboko nad czymś myślał. Wyjął czekoladową słodkość z opakowania i podłożył ją pod usta rudowłosego, przyprawiając go o nie małe zaskoczenie. - Co ty robisz?
-Nie pytaj, tylko jedz. Przecież widzę, że masz ochotę na to ciastko. - Włochy uśmiechnął się głupawo i ugryzł trochę słodkości, oczywiście nie pomijając tradycji pobrudzenia się, a konkretnie kremem. Dla Niemiec było to cholernie urocze i chciałby oglądać takie widoki częściej, jednak ostatnio Feliciano nauczył się jedzenia wielu potraw bez potrzeby ubrudzenia całej twarzy, a często również ubrań.
-Dlaczego sam tego nie zjesz? - Spytał rudzielec, po wzięciu kolejnego ugryzienia tej pyszności. Blondyn zastanowił się nad tym, czy złotooki pamiętał jego słowa sprzed chwili o tym, że nie lubi czekolady. Widocznie nie dotarło, ale nie było tego złego. Przynajmniej mógł mieć pewność, że Włoch chciał, żeby coś zjadł, a w sumie, to dzisiaj zjadł tylko dwa posiłki i to takie dość biedne.
-Już ci mówiłem, że nie lubię czekolady. - Włochy nie rozumiał jak można nie lubić czekolady i ogólnie słodkich rzeczy. Niemcy zaprzeczał sam sobie mówiąc, że nie lubi słodkiego, a jednak dalej byli w związku, który może niedługo będzie czymś więcej, ale po tej rozmowie z partnerem obiecał sobie, że nie będzie o tym wszystkim tak myśleć.
-Ale krem śmietankowy lubisz. - Odpowiedział Feliciano, uśmiechając się promiennie. Atmosfera trochę się złagodziła, przez co też Ludwig poczuł się bardziej komfortowo i wpadł na świetny, według niego, pomysł. Owszem, bardzo lubił krem śmietankowy, lecz w odpowiedniej ilości, a taka ilość gościła na twarzy jego karmelka, a konkretnie w okolicach jego ust. Postanowił to wykorzystać, więc rozejrzał się czy ktoś nie zwraca na nich zbyt dużej uwagi, a kiedy miał pewność, że są bezpieczni, zbliżył się do rudowłosego i zlizał z niego całą białą masę. Kompletnie nie przeszkadzało mu takie zagranie, a nagły rumieniec i zdziwienie Włoch dawały mu ogromną satysfakcję ze swoich czynów. Na końcu jeszcze krótko pocałował Włochy w usta i odsunął się od niego, uśmiechając się w kącikach ust.
-Nie musisz za to dziękować. - Niemcy wrócił do picia kawy, która była wyjątkowo smaczna i chętnie by wypił jej więcej, a już została końcówka. Feliciano nic nie odpowiadał, jedynie patrzył zszokowany na Ludwiga i zastanawiał się co miało właśnie miejsce. Czuł jak jego policzki i nos są coraz bardziej czerwone z każdą kolejną sekundą, a jego dłonie zaczynają się trząść. Kompletnie się tego nie spodziewał i nawet jeśli wywołało to na nim taką reakcję, to cieszył się z tego wszystkiego i chciał więcej.
***
Hiszpania i Włochy południowe szli spokojnie po jakimś spokojniejszym miejscu na Hawajach. Byli niedaleko domu USA, więc też daleko nie odchodzili. Zależało im na tym, żeby później wrócić szybko do ich dotychczasowego miejsca zamieszkania. Przekonanie Lovino do spaceru było strasznie trudne, ale kiedy Tośkowi na czymś bardzo zależało, był gotowy zrobić wszystko, byle osiągnąć swój cel. Udało się i teraz planował wyznać ponownie swoje uczucia Romano. Miał nadzieję, że tym razem się uda.
Byli już prawie na ustalonym miejscu. Antonio chciał, żeby ten moment był wyjątkowy, a po dłuższej rozmowie z Alfred okazało się, że niedaleko jest taki słodki i piękny park, który jest idealny do wyznania miłości i rozpoczęcia idealnego związku. Romano podchodził do tego sceptycznie i najchętniej wróciłby do domu, żeby posiedzieć w lipnym towarzystwie, lecz może ten wypadek do parku nie będzie taki zły i przyjaciel czymś go zaskoczy. Miał wrażenie, że wiedział co się odwali za kilka chwil.
-O co ci chodzi, że mnie tutaj przyprowadziłeś? - Spytał Włochy, patrząc na Hiszpana, który uśmiechał się jak głupi. Coś mu mówiło, że będzie to ponowne wyznanie miłości, jednak nie mógł się tak na to nastawiać. Możliwe, że chodziło o coś innego, co w ogóle nie dotyczy miłości. Kogo on próbował oszukać, siebie? To oczywiste, że Hiszpania znowu wyskoczy z tym romantycznym "Kocham cię".
-Jesteśmy już na miejscu, więc mogę ci powiedzieć. - Lovino rozejrzał się i dostrzegł piękne kwiaty, drzewa, cudownie ozdoby, a gdzieś w oddali śpiewały ptaki. Dzięki temu wszystkiemu, klimat był magiczny i poczuł się wyjątkowo dobrze, ale był pewny, że niedługo jego dobre samopoczucie zostanie zniszczone. - Wiem, że możesz nie lubić tego tematu i na pewno znowu cię zdenerwuję, lecz bardzo cię proszę, żebyś wysłuchał mnie do końca i starał się panować nad swoimi emocjami.
-Nie przedłużaj i zaczynaj swoją przemowę. - Z jednej strony, Romano nie chciał kolejnego wyznania miłości. Znowu poczułby się źle z tym, że rząd zabrania mu związku z Antoniem, jednak z drugiej strony chciał tego jak najszybciej. Związek z nim byłby cudowny i może jego życie nabrałoby lepszych barw.
-Już doskonale wiesz o moich uczuciach. Powiedziałem ci o nich dawno i trochę ciężko, żeby po kilku dniach tak sobie zniknęły. Naprawdę chcę być z tobą, dać ci szczęście i piękne życie, na jakie zasługujesz. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mnie nadal odrzucasz, skoro widzę, że również mnie kochasz i chcesz być ze mną. Obiecuję, że dobrze o ciebie zadbam i nasz związek ułoży się najlepiej jak to tylko możliwe. Proszę, daj mi szansę. - Lovino westchnął i schylił głowę, długo nic nie odpowiadając. Antonio obawiał się, że znowu nic z tego nie będzie i nawet nie liczył na szczęśliwe zakończenie dla siebie. Ten cichy głosik w jego głowie, który mówił, żeby się nie poddawać, zniknął i nie dawał o sobie znać. Stracił wszystkie nadzieje i nie oczekiwał jakiejkolwiek dobrej reakcji od ukochanego.
-Myślę, że mogę dać ci szansę... - Zaczął cicho i nieśmiało Włochy, nadal nie nawiązując kontaktu wzrokowego z rozmówcą. To było dla niego zawstydzające i dałby wszystko, żeby znaleźć jakiś sposób na ucieczkę stąd, ale nie miał jak uciec. Czuł na sobie zdziwiony wzrok Hiszpanii i narastające w nim szczęście. Nie spodziewał się, że Lovino teraz go nie odrzuci. Oficjalnie stwierdził, że to jeden z lepszych dni w jego życiu. Trudne było powstrzymanie się od skakania z radości, płakania i wzięcia Romano na ręce.
-Mówisz poważnie? Możesz to dla mnie zrobić?! - Włochy nie był zadowolony z tej przesadnej reakcji Hiszpanii, ale przecież nie zabroni mu być szczęśliwym. Też się cieszył, lecz przynajmniej tak się nie ekscytował.
-Masz problemy ze słuchem? Powiedziałem, że mogę dać ci szansę. - Lovino ponownie westchnął i niechętnie przytulił Antonia, dla którego ten gest był tak piękny i wiele znaczący, że zaczął płakać, jak małe dziecko. Romano mógł zaprzeczać, lecz było to cholernie urocze i sam zaczął czuć, jak jego oczy robią się coraz to bardziej mokre i był prawie pewny, że za moment również się rozryczy. Był tylko jeden, malutki problem. W oddali zauważył Feliciano i tego debila, co nie umie się oświadczyć bez wcześniejszych przygotować.
-Coś się stało, Lovi? - Spytał Hiszpania przez łzy i spojrzał za siebie, chcąc zobaczyć co tak źle wpłynęło na jego nowego partnera. - Odpuść już im i daj być szczęśliwymi. Ludwig nie ma złych zamiarów, a Feliciano jest z nim szczęśliwy, więc po co się tak denerwujesz? - Romano nic nie odpowiedział i jedynie patrzył. Niepokoił go fakt, że rudowłosy był taki zestresowany i zdziwiony, a blondyn wyglądał na tak dziwnie zrelaksowanego. Według niego, powinno być na odwrót. Ale co on tam wiedział? Nawet dobrze nie wiedział co tam zaszło i szczerze mówiąc, to go to za bardzo nie interesowało.
-Mam nadzieję, że nie odjebał czegoś głupiego. - Włochy odwrócił wzrok od tamtej dwójki i poświęcił całkowicie uwagę swojemu nowemu ukochanemu. Liczył na to, że ich związek utrzyma się na długi wieki, a najlepiej na zawsze. Postanowił nie przejmować się tak bardzo związkiem brata, a lepiej będzie zająć się swoim. Zobaczymy jak wyjdzie.
*** 1945, maj ***
Już jutro miał być pierwszy dzień czerwca, lato nadchodziło wielkimi krokami, a oni dalej nie potrafili uwierzyć, że to koniec. Co prawda, wojna nadal trwała, lecz u nich większe zagrożenie zniknęło. Skończyło się, byli na swój sposób wolni, chociaż atmosfera była cholernie napięta. Nie dziwiło ich to, byli po sześciu latach wojny. Ciężkiej wojny, pochłaniającej wiele ofiar, nerwów. Nie mieli zamiaru tego powtarzać kiedykolwiek później, ale coś im mówiło, że to nie był jeszcze całkowity pokój. On nie mógł nastać tak łatwo, jeszcze muszą się pomęczyć, jednak nie wiedzieli na chwilę obecną co odwiedzi ich życia.
Włochy niepewnie stanął przed sporą rezydencją, nieco zniszczoną, ale jakimś cudem nadal się trzymała i nic nie zapowiadało, że za chwilę runie. Bał się tego spotkania, lecz wycofać się nie mógł. Zdecydował już, nie mógł ponownie stchórzyć. Zresztą, nie tylko jego winą było, że wojna potoczyła się w ten sposób. Stuknął trzy razy w drzwi budynku, oczekując tego, że ktoś mu otworzy. Długo musiał czekać, aż ktoś pozwoli mu na wejście tutaj.
-Feliciano? - Austria był zdziwiony, kiedy dostrzegł Włocha, stojącego przed tymczasowym domem Niemiec. Nie sądził, że postanowi ich teraz odwiedzić, szczególnie w takiej sytuacji. Nie był zbyt zadowolony z tych odwiedzin, ale wygonienie Feliciano stąd będzie nie na miejscu. - Wejdź. - Powiedział krótko i pozwolił gościowi na przejście. - Pewnie chcesz spotkać się z Ludwigiem, prawda? - Rudowłosy niepewnie przytaknął. Bał się, że przyjechał tutaj na nic i będzie musiał za moment wracać do siebie.
-Niech zgadnę, czytasz mu w myślach i za niego powiedziałeś czy chce mnie widzieć, czy nie? - Włochy spojrzał na Austrię, który był nieco zdziwiony jego słowami. Z jego oczu wręcz lało się zdenerwowanie, a od rozwalenia wszystkiego dookoła powstrzymywały go jedynie nadzieje na to, że za chwilę spotka przyjaciela, sojusznika, ukochanego. Sam nie wiedział jak nazywać teraz III Rzeszę, o ile on jeszcze sobie życzył nazywać go tak.
-Nie będę zabraniać ci spotkania z Ludwigiem, ale nie wiem czy... - Roderich zamknął się w odpowiedniej chwili i pozwolił Feliciano pójść do jego brata. Rudowłosy od razu zaczął szybko iść do tego pokoju, prawie biegł, a jego serce biło tak szybko. Po kilku chwilach, znajdował się przed sypialnią blondyna. Już chciał do niej wchodzić, lecz z pokoju wyszła właśnie Węgry, dość zdziwiona obecnością przyjaciela.
-Co tutaj robisz?
-Mogłabym zadać ci to samo pytanie. - Włochy westchnął i starał się spojrzeć co dzieje się w pokoju, ale Erizabeta zamknęła już drzwi. - Więc, dlaczego tu jesteś? Nie zabraniam ci, ale po prostu nie zapowiadałeś się w jakikolwiek sposób.
-Przyszedłem odwiedzić Ludwiga. Wiem, że może teraz nie być w dobrym humorze, a jego samopoczucie nie pozwala mu na wizytę kogokolwiek, lecz naprawdę chciałbym go zobaczyć i chwilę porozmawiać. - Feliciano miał nadzieję, że pozwolą mu złożyć taką krótką wizytę. Nie miał złych zamiarów, jedynie dobre intencje. - A ty czemu tutaj jesteś? Przecież...
-A weź przestań. Wojna dla nas się już skończyła, nie zachowujmy się jak zwierzęta. Nie możemy zapomnieć o tym co miało teraz miejsce, lecz nie zachowujmy urazy i wybaczmy sobie. Ta wojna nawet w połowie nie zależała od personifikacji, więc obwinianie Ludwiga za wszystko jest głupotą. Może zrobił wiele złych rzeczy i mocno mnie skrzywdził, ale nie jestem Feliksem lub kimkolwiek innym, żeby nie martwić się o swojego przeciwnika i trzymać do niego żal za jego akcje. - Rudowłosy przytaknął i bez zbędnych słów, wyminął przyjaciółkę, wchodząc do pokoju niebieskookiego.
Nie spodziewał się jakichś luksusów. Nie uważał, żeby ten pokój był największej klasy i zawierał ogromne atrakcje. Tak jak sobie wyobrażał, było tylko łóżko, szafa, komoda, biurko z krzesłem i lustro, który i tak było krzywo zawieszone. Sypialnia również nie była zbyt duża, lecz na spokojnie mogłaby jeszcze zmieścić jedną szafeczkę. I oczywiście był on, Niemcy, III Rzesza, jego przyjaciel, jakkolwiek inaczej go nazwać. Zamknął cicho za sobą drzwi, nie zwracając na siebie uwagi blondyna, który nadal siedział na łóżku odwrócony do niego plecami.
Podszedł powoli, usiadł obok i spojrzał na niego. Ludwig dalej nic nie mówił, a jedynie patrzył w lustro załzawionymi oczami. Widział w nich ból, cierpienie, żal do samego siebie, przerażenie, niepewność, i ogrom innych negatywnych uczuć. Feliciano złapał Ludwiga za dłoń, delikatnie ją ściskając. Mógł poczuć jak po ciele blondyna przejeżdżają dreszcze. Pewnie jego serce szybciej zabiło. Niebieskie oczy na niego spojrzały, jednak ilość negatywnych emocji nie zmniejszyła się. Można powiedzieć, że było ich nawet więcej.
-Uważasz, że jestem potworem? - Włochy nie spodziewał się tego pytania, jak zresztą jakichkolwiek słów z jego strony. To pytanie było trudne, a odpowiedź mogła zaważyć o ich relacjach. Zresztą, cała ta wojna zmieniła ich relacje i obawiał się, że już nigdy nie będzie tak dobrze jak przed tym okropnym wydarzeniem. - Uważasz, że zasługuje na życie? - Teraz w oczach Niemiec pojawiła się niecierpliwość, złość. Pogarda do samego siebie.
-Nie obwiniaj się za to wszystko, to nie jest tylko twoja wina. Nie zawiniłeś ty, a oni. Starałeś się nad sobą panować, a że nie wyszło, to nie twoja wina. Jesteś chory, nie panujesz nad sobą, potrzebujesz dobrego lekarza, a nie zatapiania się w swoich smutkach i ciągnięcia straconej wojny dalej. Nie jesteś potworem i zasługujesz na życie, musisz je tylko naprawić. Z pomocą innych oczywiście. - Feliciano starał się, żeby odpowiedź nie wpłynęła zbyt źle na Ludwiga. Martwił się o niego i nie chciał, żeby życie mu się jeszcze bardziej zawaliło. Od jakiegoś roku stan psychiczny blondyna był tak zły, że zdarzały mu się ataki agresji, paniki, przesadna brutalność i brak panowania nad sobą. Potrzebował pomocy, a inni tego nie dostrzegali mówiąc, że jedyne na co teraz zasługuje, to śmierć i zniszczenie jego kraju do końca.
-Będziesz ze mną do samego końca, prawda? - Spytał niepewnie Niemcy, przytulając Włocha i zatapiając palce w jego rudych włosach. Włochy nie wiedział co na to odpowiedzieć. Tak, bardzo chciał spędzić z Ludwigiem resztę wieczności, lecz nie mógł ukrywać faktu, że przez jego choroby, czuł się lekko niekomfortowo w jego towarzystwie. Zanim zadba się o osobę chorą, trzeba zadbać o swoje własne bezpieczeństwo.
-Postaram się być z tobą i ci pomóc. Nie gwarantuję ci, że dam radę, ale na pewno będę się starać. - Feliciano mógł poczuć na swoim karku oddech Ludwiga, ręce zaciskające się wokół niego, i nie było to przyjemne. Był to moment, w którym autentycznie zaczął obawiać się o przyjaciela i stwierdził, że jest z nim naprawdę źle. Mimo tego, obiecał sobie i mu okazanie pomocy, a słowa trzeba dotrzymać.
-Dziękuję za to. Jako jedyny teraz mnie rozumiesz. - Odpowiedział Niemcy, dość cichym i ochrypłym tonem. Pocałował krótko Włocha w policzek, powodując u niego ciarki i większe przerażenie. Włochy nie spodziewał się tego i możliwe, że spodobałby mu się ten gest, gdyby tylko nie był wykonywany przez osobę chorą, która nie jest w pełni świadoma swoich czynów.
*** 26 października ***
Manekin siedział w kącie pokoju, a oni zastanawiali się nad tym, jak mają przebiec te oświadczyny. Był to dla nich denerwujący moment, gdyż naprawdę nie wiedzieli co ze sobą zrobić w tej sytuacji, jak ma to się potoczyć, a przecież musieli również liczyć się z różnymi reakcjami ich księżniczek. Prusy stwierdził, że gdyby Polska miał mu odmówić, to krzyknie, że był to tylko żart, ledwo powstrzymując się od łez, a Niemcy w razie odmowy Włoch, zaakceptuje to i będzie czekać w cierpieniu. Austria i Francja już zganili ich za takie negatywne nastawienie, a USA powiedział, że wszystko może się zdarzyć, lecz niech nie gadają takich głupot.
-Więc, zabierzesz go do restauracji i co dalej? - To pytanie zmusiło Ludwiga do jeszcze dokładniejszego zastanowienia się nad randkę. A co miało być dalej? Pójdą do restauracji, zamówią coś do jedzenia, porozmawiają i zjedzą, a kiedy minie trochę czasu, wyjdą z restauracji, pójdą do jakiegoś ładnego miejsca, a tam dojdzie do zaręczyn. Raczej Kuba mu doradzi w kwestii wybierania miejsca do tego wydarzenia.
-Jakoś to poprowadzę, nie musisz się martwić. - Odpowiedział Francji Niemcy i oparł się o ścianę, myśląc nad tym wszystkim. Nie zostało mu wiele czasu, zaledwie niecały tydzień, kilka dni, szybko zleci. Chciał już przeżyć jeden z najpiękniejszych chwil swojego życia, jednak również się nimi denerwował, co było zrozumiałe dla każdego. - A ty Gilbert, coś już wykombinowałeś? - Prusy oderwał się od pisania czegoś w zeszycie i spojrzał zirytowany na brata. Miał zamiar spokojnie napisać wiersz, lecz wesołe towarzystwo mu na to nie pozwalało.
-Powoli się zastanawiam. Chciałbym to zrobić w urodziny Feliksa, a są już niedługo. Podejrzewam, że już wtedy wrócimy wszyscy do domów, więc będzie miał miły prezent z okazji powrotu. Myślę, że kolacja w domu lub zwykłe odpoczywanie po wielomiesięcznej podróży będzie dobrym materiałem na oświadczenie się. - Gilbert odłożył swój ledwo zaczęty wiersz na bok i zlustrował Francisa morderczym spojrzeniem, kiedy ten już chciał zobaczyć co napisał. Alfred sięgnął po kalendarz, który był obok niego, i dokładnie obliczył ile jeszcze zajmie ta podróż. Uśmiechnął się zaraz po zakończeniu tej czynności.
-Tak się składa, że jedenasty listopada wypada w ostatni dzień pobytu u Kanady. Teraz masz jeszcze lepszy materiał na oświadczyny, bo ostatni dzień wycieczki. Takie zakończenie tej przygody będzie piękne, nie uważasz? - Białowłosy był zadowolony z takiego obrotu spraw. Nie spodziewał się, że ostatni dzień podróży będzie w taki dzień, który dla jego kochanej pchły wiele znaczył. Oświadczyny będą świetnym prezentem.
-Masz okazję na sprawienie, że ten dzień będzie dla Polski cudowniejszy i będzie kojarzyć mu się jeszcze lepiej kojarzyć. Nie zwal tego i się postaraj, a dostaniesz pewnie ładne wynagrodzenie. - Dodał Austria, planując już wyjście z tego pokoju i udanie się do Węgry. Prusy musiał wykorzystać taką szansę i porządnie wziąć się za przygotowania. Może miał jeszcze przeszło dwa tygodnie, lecz lepiej zabrać się za coś wcześniej, niż później latać jak głupi i denerwować się, że coś nie wyjdzie.
-Na pewno to wykorzystam i sprawię, że urodziny Feliksa będą jednymi z najlepszych, jakie kiedykolwiek miał. - Gilbert ponownie sięgnął po zeszyt i ołówek, chcąc kontynuować swój kolejny wiersz, a uderzyła w niego spora wena. Musiał to wykorzystać i miał nadzieję, że coś z tego wyjdzie, jak też to, że pozostali nie będą mu za bardzo przeszkadzać. W tym samym czasie, Roderich wyszedł z pokoju, zauważając że drzwi są lekko uchylone i zza nich wygląda Erizabeta. Nie miała co robić, a tylko podsłuchiwać.
-Nudzi ci się? - Spytał cicho i odszedł gdzieś dalej z partnerką, byle tamci ich nie usłyszeli. Kiedy byli w odpowiedniej i bezpieczniej odległości od tamtego pokoju, mogli na spokojnie rozpocząć swoją rozmowę, do której miało dojść już rano, ale nie za bardzo mieli okazję do porozmawiania.
-Można powiedzieć, że tak. Zaczęli na poważnie się przygotowywać? - Eliza wiedziała, że to pytanie jest bezsensowne, gdyż doskonale znała na nie odpowiedź, jednak rozmowa musiała się jakoś pociągnąć, a nie miała zamiaru tkwić w męczącej i niezręcznej ciszy, która naprawdę potrafiła zniszczyć relacje z kimś. Zależało jej na Roderichu, więc rozmawiali. Dużo ze sobą rozmawiali.
-Widać, że Ludwig się stara i zaczyna dobrze się brać za tę randkę, a Gilbert dopiero przed chwilą ustalił sobie dzień, w którym oświadczy się Feliksowi. Nie uważam, że ma nieprofesjonalne podejście do sprawy, bo nie ma, lecz trochę mam wrażenie, że mu nie zależy na tym jakoś bardzo. Moje wrażenie może mocno mijać się z rzeczywistością, która na pewno jest inna. - Węgry przytaknęła i pomyślała nad zachowaniem Prus. Zachowywał się prawie identycznie do Niemiec, więc nie powiedziałaby, że jego zachowanie jest mało profesjonalne, i że się nie angażuje, gdyż angażował się i starał. Po prostu księżniczki trochę przeszkadzały.
-Dramatyzujesz, nastawienie ich obydwóch jest dobre i nie ma powodów do obaw. Może Ludwig faktycznie bardziej się interesuje, ale weź pod uwagę, że mu zostały tylko, nie licząc tego dnia i dnia randki, cztery dni. A Gilbert sobie ustalił z waszą pomocą, że oświadczy się Feliksowi dopiero w jego urodziny, a do nich zostały jeszcze przeszło dwa tygodnie. Jest spora różnica między tymi odstępami czasowymi.
-Gilbert chce oświadczyć się Feliksowi? - Austria i Węgry panicznie się odwrócili, a ich oczom ukazał się Włochy Północne. Przynajmniej nie Polska, bo wtedy byłoby naprawdę słabo, lecz nawet jeśli był to Feliciano, to dalej źle, gdyż może wszystko Feliksowi wygadać, a tego musieli uniknąć. Byli gotowi zrobić wszystko, żeby rudzielec dochował tajemnicy.
-Powiedz, że nie słyszałeś całej rozmowy. - Roderich starał się pozostać dobrej myśli, ale coś mu to nie wychodziło. Jak się wszystko wyda, to będzie na niego i Erizabetę, która nie była w stanie czegokolwiek z siebie wydusić przez zdenerwowanie.
-Słyszałem jedynie to, że Gilbert chce oświadczyć się Feliksowi w jego urodziny. - Włochy uśmiechnął się niewinnie i podszedł do przyjaciółki i szatyna. Zdecydowanie chciał wiedzieć więcej na ten temat, jednak byłoby to nie na miejscu i pewnie zaszkodziłby całej sprawie. Wolał nie ryzykować, a zależało mu na szczęściu przyjaciela. Przynajmniej teraz mniej więcej wiedział o co chodziło z tym zielonym pudełeczkiem w walizce Prus. - Spokojnie, nie mam zamiaru wydać komukolwiek tego sekretu, a na pewno nie Feliksowi.
-Kamień z serca... Nie masz zamiaru wiedzieć więcej na ten temat? Wiesz, spodziewałam się wielu pytań z twojej strony. - Feliciano zaśmiał się nerwowo i przypomniał sobie słowa Ludwiga, żeby nie być takim ciekawskim, bo może sobie albo komuś zniszczyć niespodziankę. Wolał uniknąć tego, że Feliks za szybko dowie się o wszystkim i oświadczyny pójdą na nic.
-Nie będę mieszać się w nie swoje sprawy. Mam tylko nadzieję, że zaręczyny Feliksa i Gilberta dobrze się skończą i będą ze sobą szczęśliwi. A teraz wybaczcie, ale muszę iść do łazienki. - Rudowłosy wyminął Elizę i Rodericha, kierując się do toalety, żeby załatwić swoje potrzeby. Węgry była zaniepokojona tym, że Włochy był taki przygaszony i dość smutny, a Austria po prostu się dziwił, że Włoch nie zalał ich tysiącem pytań. Będą później musieli go dopytać o co chodzi. W najlepszym przypadku, Feliciano ma jedynie spokojniejszy dzień i wszystko u niego dobrze, a w najgorszym przypadku, stało się u niego coś złego i potrzebował pomocy, lecz bał się zapytać o nią kogokolwiek. Woleli, żeby prawdą okazała się wersja pierwsza.
*** 1945, czerwiec ***
Polska spokojnie leżał na łóżku, udało mu się zasnąć, co było ewidentnym cudem, patrząc na to jakie miał problemy ze snem i ile sypiał w trakcie wojny. Nadal nie był spokojny i się bał, a jego kraj był ruiną, lecz miał przy sobie ukochaną osobę, która obiecała, że spędzi obok niego całą noc i będzie go pilnować. Miał okazję do spokojnego zaśnięcia i odpoczęcia, a takie coś było mu teraz zdecydowanie potrzebne. Mimo tego, że spał, dalej słyszał cudowną grę na flecie, która w jego snach była spokojnym szumem drzew i wiatru. To był jeden z niewielu momentów, w którym czuł się szczęśliwy i nie musiał obawiać się o swoją przyszłość.
Prusy dalej grał na flecie wiedząc, że jest to jedyny sposób, dzięki któremu Feliks będzie nadal spał i nie będzie panikować, budzić się co chwilę, zachowa spokój i będzie mógł odpocząć. Nie miał zamiaru grać całą noc, też by chciał trochę pospać, lecz zdecydowaną większość tej nocy będzie chciał poświęcić pchle. Zasługiwała na dostanie uwagi i spokoju, a że miał możliwość zaoferowania tego blondynowi, postanowił mu to dać.
Księżyc świecił wysoko na niebie, w niektórych miejscach były gwiazdy, które układały się w piękne konstelacje. Miło się na to patrzyło, a stąd miał na to wszystko idealny widok. Starał się grać spokojną melodię, jednak emocje jakie mu doskwierały sprawiały, że nie był w stanie powstrzymać się od zagrania czegoś emocjonującego, dramatycznego, zabójczo pięknego. Przeszły po nim dreszcze, kiedy usłyszał czyjeś kroki w domu. Było przecież zamknięte, nikt nie mógł tutaj tak po prostu wejść. Odłożył instrument i wstał z łóżka, ale szybko się okazało, że to tylko Czechy, gdyż weszła do pokoju.
-Co tutaj robisz? - Spytał cicho Gilbert, już spokojniej się zachowując i siadając na łóżku obok śpiącego Feliksa. Radmila powinna liczyć się z tym, że jest środek nocy i jej kochany brat może już spać. Widocznie nie było to dla niej jakoś bardzo znaczące. Dziewczyna usiadła na krześle przy biurku i spojrzała na młodsze rodzeństwo. Dawno nie widziała Feliksa takiego spokojnego.
-Dotarła do mnie informacja, że jesteś u Polski, więc przyjechałam. Po prostu, domyślam się jakie czasy nadchodzą. Rosja nie spocznie, dopóki nie osiągnie swoje celu, czyli komunizmu w jak największej ilości krajów, a pozostali alianci pewnie nie chcą z nim wojny. Wojna z Rosją, to wyznacznik pewnej przegranej, czasami nawet kalectwa i śmierci. Chciałabym, żebyś liczył się z faktem, że nie uda ci się ochronić Feliksa przed wszystkim. Mi również się to nie uda, nikomu się to nie uda, a Polska jest zbyt słaby, żeby samemu przystąpić do walki do Ivanem lub kimkolwiek innym. Ciężkie dla nas czasy jeszcze się nie skończyły. - Czechy oparła się mocniej o krzesło i powstrzymała od rzucenia wiązanki przekleństw na obecną Europę. Gorzej od średniowiecza, już tamte czasy potrafiły być bardziej ogarnięte.
-Mówisz mi to, żeby mnie wystraszyć i zdołować? Sam doskonale wiem, że obecne czasy nie są bezpieczne, a Rosja może nam narzucić swoje ideologie, robiąc z nas kraje komunistyczne. Nawet jeśli nasze życie bardziej się posypie i nie będzie potrzeby doszukiwania się w nim sensu, bo go już nie będzie, to obiecałem już kilka wieków temu, że będę bronił twojego brata, doskonale to pamiętasz. - Radmila znowu miała przed sobą widoki z tego pięknego dnia, wiek XIII, sala główna w zamku i składana obietnica. Mogła kłamać, lecz zrobiło jej się ciepło na sercu, kiedy o tym pomyślała. Myślała, że Gilbert już dawno o tym zapomniał, a tutaj taka miła niespodzianka.
-Sądziłam, że to już nieaktualne, wybacz. - Odpowiedziała brązowowłosa i zamilkła na dłuższą chwilę, co chwilę spoglądając na śpiącego blondyna i Prusaka, który głaskał go po głowie. Było to dla niej urocze, chociaż rozrywała ją od środka świadomość tego, że Feliks kocha Gilberta, jednak bez wzajemności. Nie tylko dla niego to było bolesne. Coś czuła, że przez takie krzywdzenie jej brata, nie będzie mogła w pełni zaufać albinosowi. - Kochasz Feliksa? Jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że już nie jesteś w nim zakochany. To nie mogło tak po prostu minąć.
-A jednak minęło. Wybacz, ale twój brat nie ma szans na to, żebyśmy zostali parą. Nie kocham go już od kilkudziesięciu lat i niejednokrotnie ten fakt podkreślałem. Kocham go, lecz tylko tak przyjacielsko. - Czechy zaśmiała się cicho i kpiąco. Polska zasługiwał na kogoś porządnego, opiekuńczego, zabawnego i ten ktoś właśnie głaskał go po głowie, przed chwilą grał mu na flecie, żeby spokojnie spał, i wyrzekł się miłości do niego. Po raz kolejny od odzyskania przez niego niepodległości.
-Nie wykluczaj tego wszystkiego tak łatwo. Wszystko może się wydarzyć, każdego dnia o każdej porze. Bardzo możliwe, że niedługo znowu się w nim zakochasz i będziecie razem, a coś mi mówi, że Feliks szybko się nie odkocha. Jego uczucie do ciebie trwa zbyt długo, żeby ot tak sobie zniknąć. Nie będę wam już przeszkadzać, chciałam tylko zobaczyć czy wszystko obecnie w porządku, ale jak widzę, nie masz problemów z moim bratem. Życzę wam jak najlepiej, a teraz muszę iść. - Radmila wyszła z sypialni bez mówienia ani słowa więcej, a po chwili nie było jej nawet w domu. Poszła w tylko sobie znane miejsce. Ta krótka rozmowa sprawiła, że zaczął porządnie się zastanawiać nad swoimi uczuciami do Feliksa, które były bardziej skomplikowane, niż by chciał.
Po dłuższym namyśle stwierdził, że to niemożliwe, żeby nadal był zakochany w Feliksie. To uczucie dawno minęło, jest jedynie piękną przeszłością, która nigdy nie wróci, a nawet gdyby miała jeszcze kiedykolwiek pojawić się w jego życiu, to i tak nic z tego nie będzie. To się nie uda, to nie wyjdzie. Oszukuję się dalej. Wszyscy i tak będą mi gadać, że nadal jestem zakochany w tej pchle i pewnie doprowadzą do tego, że naprawdę się w nim zakocham.
***
I mamy kolejny rozdział, który nie przypadł mi za bardzo go gustu, ale moje zdanie i tak się nie liczy, więc wam może się podobać. Bez mojej końcowej gadaniny, rozdział ma 9651 słów, więc nadal nie przekroczyłam 10k słów.
Sama nie wiem co sądzić o tym rozdziale. Z jednej strony, ważne że jest i można powiedzieć, że jest do zniesienia, a z drugiej strony, wiele rzeczy bym w nim poprawiła. I tak finalna ocena należy do czytelników, więc chętnie dowiem się co sądzicie o tym rozdziale. Liczę na konstruktywną krytykę, przez którą będę płakać po nocach, bo jestem słabym pisarzem, eh.
Tak swoją drogą, to do 2k gwiazdek zostało już naprawdę mało, więc jestem zadowolona. Może do czasu epilogu Wycieczka dobije takiej ładnej ilości gwiazdek, typowe marzenie głupiego człowieka. No cóż, pozostaje mi być tylko dobrej myśli, a ostatnio jest to dość trudne u mnie. Ogólnie, to ostatnio nie czuję się zbyt dobrze, ale nie musicie się martwić. I tak daję radę z rozdziałami, więc nie ma tragedii.
Nie za bardzo mam już co tutaj gadać, kompletnie wyczerpałam tematy, więc dzisiaj krótko. Powiem jeszcze tylko, że do końca tego opowiadania pozostały jedynie cztery rozdziały i epilog, co za tym idzie, szybko zleci i niedługo zacznę nowe opowiadanie, którego mam już prolog i możliwe, że niedługo wezmę się za pisanie pierwszego rozdziału. TAK MOCNO SIĘ TYM OPOWIADANIEM DENERWUJĘ.
To na tyle w tym rozdziale, mam nadzieję, że wam się podobał i czekacie na więcej. Następny rozdział oczywiście w czwartek, więc wyczekujcie. Do zobaczenia już niedługo!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro