[4] Przygodę czas zacząć
*1 kwietnia*
Hiszpania otworzył drzwi od swojego mieszkania i wpuścił Polskę i Węgry. Goście odłożyli swoje walizki i torby na podłogę, a następnie zaczęli rozglądać się po mieszkaniu. Pierwsze co zrobił Feliks to podejście do okna i zobaczenie widoków. Już w drodze z lotniskach widział mnóstwo cudownych miejsc, które chciał dokładniej zobaczyć. Miał już jednak listę miejsc do jakich chciał pojechać.
-Jak tu pięknie. – Powiedział cicho blondyn. Antonio podszedł do niego i stanął obok.
-Dla ciebie może tak. Dla mnie to wszystko jest już nudne. Od wielu lat widzę cały czas te same kamienice, ulice i ludzi. Jesteś w nowym miejscu i oczywiste jest, że ci się podoba. Gdybym pojechał do Warszawy też bym się zachwycał.
-Warszawa nie jest taka piękna jak Madryt czy jakiekolwiek inne miasto.
-Widziałem zdjęcia. Masz piękny kraj. Nie wiem jak możesz uważać, że jest okropny.
-Zdjęcia są zawsze koloryzowane. Gdybyś do mnie przyjechał bardzo byś się zawiódł. – Rozmowę przerwał im dzwonek do drzwi.
-Oh! Pewnie już przyjechał Gilbert. – Brązowowłosy otworzył przybyłemu i przywitał go masą uścisków. Prusy wszedł do domu i odłożył bagaże. Stanął na chwilę w przejściu wyraźnie zaskoczony widokiem Feliksa. Nawet nie wiedział czemu był zdziwiony. Jeszcze bardziej walnęła go świadomość, że spędzi kilka miesięcy z tą pchłą.
Erizabeta, która dotychczas siedziała w pokoju Antonia, weszła do salonu i rzuciła suche ''Cześć'' albinosowi. Odpowiedział jej to samo i znowu spojrzał na Polskę. Ten nawet nie zwrócił na niego uwagi. Przyjaciel poklepał go po plecach.
-Jeszcze się na ciebie napatrzy – Zaśmiał się – Co wy na to by się trochę rozejrzeć po okolicy?
*2 kwietnia*
Poprzedni dzień zleciał bez większych turbulencji. Turbulencjami były oczywiście kłótnie Polski i Prus. Co z tego, że się pogodzili? Wczoraj tylko popatrzyli co jest niedaleko, Antonio powiedział kilka ''ważnych'' rzeczy, a na wieczór poszli do kawiarni. Dopiero dzisiaj zaczyna się odpowiednia część tej historii.
Kierowali się właśnie w stronę placu Puerta del Sol, znanego również jako serce Madrytu. W trakcie drogi Hiszpania zdążył się naopowiadać o historii owego placu i co tam ciekawego można znaleźć. Gilbert już trzy razy tego dnia zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo złą decyzje popełnił lecąc tu.
Pierwszy raz kiedy wszyscy musieli czekać, aż Feliks się wyszykuje. Dokładnie to przeszło pół godziny. Nawet Węgry to szybciej zrobiła!
Drugi raz gdy musiał wyłożyć kasę na lody.
Trzeci kiedy ratował Polskę (i przy okazji małego pieska) od rozjechania przed grupkę rowerzystów.
Feliks, mimo tej wycieczki nadal był przybity. Ale musiał przyznać, że jest tu pięknie. Do ogółu nie pasował oczywiście Prusy, ale co zrobić. Sam go tu zabrał. Byli już na miejscu. Plac miał kształt półkola i otaczały go różnorakie kamienice. Dookoła było mnóstwo ludzi, przez co łatwo można było się zgubić. Węgry cały czas wychwalała to miejsce, a Prusy nie stwarzał większego zainteresowania sprawą. Gapił się tylko w swój telefon i coś w nim przeglądał.
-Jak ci się podoba Feliks? – Spytała Erizabeta. Polska spojrzał na nią zaskoczony. Znowu się zamyślił.
-Może być. – Blondyn znowu spuścił wzrok. Ot, zwykły plac jak ich mało. Nie wyglądasz na szczęśliwego. A nie mówiłam, że ta wycieczka jest bez sensu? Tylko marnujesz swój czas. Blondyn prychnął. Znowu ten głos. Czemu nie może tak po prostu zniknąć? Czemu nie da mu spokoju? Naprawdę ciężko być szczęśliwym gdy cały czas towarzyszy ci coś co chce twojej śmierci.
-Zamknij się. – Powiedział najciszej jak mógł. Miał nadzieje, że rozmowy innych ludzi zagłuszą jego słowa, ale jak zwykle nadzieje okazały się daremne. Wszystko usłyszał Prusy.
-O co ci chodzi? Przecież nic nie mówię!
-To nie było do ciebie idioto! – Albinos wrócił do patrzenia w telefon. O co tej pchle mogło chodzić? Podrapał się znowu po ręce. Skóra zaczynała go bardzo swędzieć i piec. Jak miał w zwyczaju, nie przejął się tym. To był błąd.
Polska spojrzał przed siebie. Może to był zwykły plac, ale był naprawdę piękny. Miał w sobie to coś. Jestem twoją jedyną przyjaciółką i wiem co dla ciebie dobre. Lepiej żebyś skończył ze sobą czym prędzej. Brakowało tylko myśli samobójczych. Feliks zerknął na jeden z najwyższych budynków i wyobraził sobie siebie, stojącego na krawędzi dachu i szykującego się do skoku. Zacisnął mięśnie i zganił za te myśli. Był bliski płaczu.
-Chcecie zrobić sobie tam zdjęcie? – Spytała Eliza wskazując na dość ładne miejsce przy jednej z kamienic. Na bokach były różnokolorowe kwiaty i z tyłu fontanna. Gilbert kiwnął głową na ''nie''.
-Nie mam ochoty. Chcesz to idź. – Odpowiedział Polska i znowu spojrzał się na dach budowli. Samobójstwo wcale nie było tak złym rozwiązaniem. Węgry i Hiszpania poszli we wcześniej wspomniane miejsce by porobić kilka zdjęć. Polska i Prusy zostali sami. W końcu uwagę blondyna przykuł rudo-biały kot. Był przepiękny! Od dzieciaka uwielbiał koty. Są takie słodkie, małe, milusie i tak słodko miałczą! Szybko się zerwał i pobiegł za zwierzęciem.
-Zaczekaj! Gdzie ty biegniesz?! – Krzyknął Gilbert za Feliksem, który z każdą sekundą był coraz dalej. Gdy zobaczył kota pacnął się w czoło. Idiota. Zaczął biec za nim co okazało się trudniejsze niż przypuszczał. Sytuacji nie poprawiały inne osoby, krzywy chodnik i odległość między nim a Polską. W pewnym momencie był w miejscu, którego kompletnie nie znał. Nie przeszkodziło mu to jednak w gonieniu tej pchły.
Zielonooki dalej leciał za kotem, któremu ani się śniło zostać złapanym przez tego kociarza. Ku jego nieszczęściu zaczęło mu powoli brakować sił. Zaczął zwalniać. Prusy był coraz bliżej Feliksa. Złapanie go stawało się planem realnym. Serce jeszcze szybciej zaczęło mu bić, gdy zobaczył, że pchła mknie w stronę bardzo aktywnej ulicy. Jeśli ten debil zginie to będzie na mnie. To myślenie dodało mu motywacji by biec szybciej. Polska już wyskakiwał na ulice. W końcu nic nie jechało.
Oprócz tych dwóch ciężarówek.
W ostatniej chwili od potrącenia i pewnej śmierci uratował Feliksa, Gilbert. Samoocena Prus podskoczyło bardzo wysoko, ale jego złość jeszcze bardziej. Czym prędzej stanął z Polską na chodniku i spojrzał na niego piorunującym spojrzeniem.
-Czy ty jesteś mądry?! Mogłeś zginąć! Co ci w ogóle do tego pustego łba wpadło, by biec za tym kocurem? – Niższy chłopak spuścił tylko głowę i szepnął ''Przepraszam". Zaczął płakać. Gilbert nie wiedział co zrobić. Dobrze postąpił dając mu ochrzan, ale za cholerę nie wiedział co zrobić z płaczącym Polską. Czuł się właśnie jak rodzic, który za bardzo nakrzyczał na swoje dziecko.
-No już spokojnie, nic złego się przecież nie stało, to znaczy stało, ale... ugh. – Zielone oczy znowu utkwiły na nim. Skóra piekła go coraz bardziej. Co się dziwić. Jest albinosem i stoi na słońcu.
-Gilbert, ty...
-Tak, wiem. Musimy znaleźć Tośka i Elkę. – Prusy złapał blondyna na rękę i zaczęli iść w stronę Puerta del Sol. Wyglądało to bardzo gejowsko. O dziwo, nie przeszkadzało im chodzenie rąsia w rąsie. Oczywiście było trochę niezręcznie. Gilbert jednak wolał mieć pewność, że Feliks się go trzyma. Nie chciał pozwu od Węgier i Czech za śmierć Polski.
*3 kwietnia*
Hiszpania i Prusy już czekali przed domem na Polskę i Węgry. Było niesamowicie ciepło jak na początek kwietnia. Nawet cieplej niż wczoraj. Bez problemu można było założył podkoszulkę i krótkie spodnie. W końcu wyszli. Erizabeta miała na sobie przewiewną sukienkę trochę za kolana i spięte włosy w kitkę, a Feliks zwykłą białą bluzkę z nadrukiem i szorty. Wyglądał naprawdę ładnie. A przynajmniej tak twierdził Gilbert.
Plan na dziś był prosty. Iść na zakupy, a potem do parku Retiro. Cała czwórka po kilkuminutowej drodze była na miejscu. Weszli do pierwszego sklepu. Może kupowanie ubrań nie było najciekawszą atrakcją turystyczną, ale nie było nic ciekawszego do roboty. Antonio zniknął w dziale męskim, za to Erizabeta i Feliks poszli do działu damskiego. Prusy stanął przy drzwiach i obserwował. Obecnie nic nie potrzebował z ubrań. Nawet nie czuł potrzeby kupowania rupieci. Na samym początku myślał, że Polska tylko poszedł z Węgry by jej towarzyszyć lub podpowiedzieć co kupić. Szybko się okazało, że nie. Blondyn wyszedł z przymierzalni w nawet ładnej sukience. W sumie to Gilbert nie powinien być zaskoczony. Przecież te szorty, w których Polska przyszedł są dla dziewczyn.
-Ładnie wygląda, co nie? – Spytał Hiszpania podchodząc do przyjaciela.
-Co? Ah, tak. Całkiem ładnie Elce w tej koszulce.
-Ja o Feliksie mówię. Kto by pomyślał, że facet tak dobrze się prezentuje w damskich ciuszkach. Ty nic sobie nie kupujesz, amigo?
-Nie czuję takiej potrzeby. Mam wszystko.
-No dawaj, Gilbo! – Bez czekania na odpowiedzieć Antonio pociągnął albinosa w aleje z ubraniami i zaczęli je przeglądać. Hiszpania szybko wypatrzył granatową koszulę i czarną marynarkę. -Ładnie byś się w tym prezentował.
-Na co mi to? Nie chcę. – Gilbert znowu spojrzał się na Polskę. Musi przestać. Nie powinien tego robić.
-Chociaż przymierz! No dawaj. – Brązowowłosy wcisnął w ręce przyjaciela owe przedmioty i wepchnął do przymierzalni. – Jak założysz to się pokaż.
Polska i Węgry dobrze się bawili poszukując fajnych ubrań. Obydwoje już sobie kilka rzeczy upatrzyli. Erizabeta spojrzała się w stronę Hiszpani i Prus. Antonio właśnie zmuszał Gilberta do przymierzenia ubrań. Białowłosy trzymał szykowne ubrania. Też by wypadało wcisnąć coś Feliksowi. Pomyślała i zaczęła rozglądać się za czymś w guście jej przyjaciela.
-Fela, a gdybyś miał iść z kimś na randkę to ubrałbyś normalnie spodnie czy może sukienkę?
-Zależy czy to chłopak czy dziewczyna. Jak dziewczyna to spodnie, a jak chłopak to zależy. Gdyby był to Litwa to założyłbym kieckę, a jeśli Francja to spodnie.
-A gdyby był to, no niewiem... Gilbert?
-Sugerujesz mi coś? Odrazu ci mówię, że jak chcesz mnie z nim swatać to odpuść.
-Tylko się pytam. Może poszukamy czegoś wyjściowego?
-No dobrze... – Blondyn spojrzał wzrokiem pełnym podejrzeń na przyjaciółkę. Polska i Węgry wzięli się za szukanie czegoś eleganckiego. Po jakichś dwóch minutach trzymali dwie sukienki. Jedną krwistoczerwoną sięgającą do ziemi i drugą granatową do kolan. Feliks poszedł je przymierzyć.
-Utknąłeś tam? Ile można ubrania zakładać?
-Chwila. Muszę dobrze wyglądać.
-Na razie tylko przymierzasz. Nie idziesz jeszcze randkę. – Hiszpania wszedł do przymierzalni. Prusy obecnie poprawiał materiał ubrań by dobrze wyglądały. -No i proszę! Wyglądasz świetnie.
-Świetnie to za mało powiedziane. Wyglądam zajebiście.
-Szczególnie w tych spodniach. – Antonio cicho się zaśmiał na ten widok. – To kupujesz?
-Mogę kupić, ale obawiam się, że nie będzie okazji by to kiedykolwiek włożyć.
-Ja już zadbam byś to założył. – Albinos spojrzał podejrzliwie na przyjaciela.
-Możesz wyjść? Chce się przebrać. – Antonio posłusznie wyszedł z przebieralni. Gdy wyszedł jego oczom ukazał się Polska w długiej czerwonej sukience. Po chwili obok stanął Gilbert. Jego wzrok również utkwił na Polsce. Węgry poprawiała sukienkę i coś tam mówiła. Blondyn się na te słowa zaśmiał i zauważył, że Prusy i Hiszpania go obserwują. Zarumienił się i pośpiesznie poszedł przymierzyć drugą sukienkę. Czerwonooki spuścił wzrok i również się zarumienił.
-Ładnie mu w niej było. A ty co o tym myślisz?
-N-nie wiem. Chodźmy do kasy.
Zakupy były udane. Obecnie cała trójka spacerowała po parku Retiro. Czemu tylko trójka? Antonio poszedł do domu odwieźć zakupy. Aura jaka tu panowała była bardzo przyjemna. Wszędzie była masa drzew, krzaków i co najważniejsze kwiatów. Humor Feliksowi ewidentnie się poprawił. Już dawno tak dobrze się nie czuł. Można rzec, że był szczęśliwy, i nie jest to za mocne określenie.
-Elka, zróbmy tu sobie zdjęcie! – Krzyknął blondyn siadając na ławce, za którą były duże krzaki róż. Widok był urzekający. Eliza podała aparat Gilbertowi i usiadła obok Polski.
-Uśmiechnijcie się. – Powiedział Prusy szykując się do zrobienia zdjęcia. Po chwili fotka była gotowa. Feliks i Erizabeta podeszli do Gilberta by zobaczyć efekt. Zdjęcie nie było najwyższej klasy, ale miało swój urok.
-Od biedy ujdzie. – Skomentował blondyn i poszedł w swoją stronę. Erizabeta poszła za nim, a Gilbert spojrzał jeszcze raz na fotografie i się lekko uśmiechnął. Odwrócił się w tył i podbiegł do Węgier i Polski.
-Chcecie iść na łódki? – Spytała dziewczyna spoglądając na jezioro i inne osoby pływające. Feliks i Gilbert nie wykazywali większego zainteresowania tą atrakcją. Co innego jeśli chodzi o pałac kryształowy.
Pałac był cudowny. Prusy był w nim już niejednokrotnie, ale za każdym razem miał te same przeżycia. Zerknął na Polskę, który oglądał widoki za oknem. Węgry gdzieś sobie poszła. Nawet nie wiedział gdzie. Podszedł do niego i stanął obok. Feliks spojrzał na niego i spuścił wzrok. Nagle spochmurniał. Pamiętasz kiedy mówiłam, że przegrasz tą walkę? Już niedługo Gilbert stanie obok ciebie. A konkretnie obok twojego grobu. Blondyn ścisnął oczy. To coś wróciło. Jak zwykle w najgorszym momencie. Zwrócił wzrok na wyższego chłopaka.
-Gilbert... Gdybym umarł, to co byś zrobił? – Prusy spojrzał zdziwiony na Polskę. Skąd w ogóle to pytanie?
-Nie wiem. Czemu pytasz?
-Tak jakoś. Po prostu chcę wiedzieć.
-Pewnie bym był smutny, jak każdy inny... Jezu, nie wiem.
-Byłoby ci przykro? Płakałbyś?
-Nie jestem w stanie odpowiedzieć ci na to pytanie. Musiałbym zobaczyć w praktyce. – Feliks skulił się nieco. Widzisz? On chce twojej śmierci. Każdy jej chce. -To znaczy – Zaczął panicznie albinos – Nie chcę dowiadywać się w praktyce. Chcę żebyś żył. Nie chcę wiedzieć jakbym zareagował na twoją śmierć. – Blondyn się słabo uśmiechnął i objął drugiego. Głośno przecież nie powie, że chce żebyś zdechł.
*4 kwietnia*
Sagrada Familia prezentowała się świetnie. Już w momencie kiedy szli w stronę tej budowli i nie było jej widać aż tak dobrze, to zapierała dech w piersiach. Oczywiście nie wszystkim się podobało. Prusy skomentował świątynie jako ''Wielki, nieurodziwy cementowy klocek, który nigdy nie dostał pozwolenia na budowę''. Z brakiem zgody miał racje. Z resztą niekoniecznie.
Bilety mieli już skasowane. Ludzi przyszło multum, lecz spokojnie można było wszystko zwiedzić. Hiszpania opowiadał cały czas o tym, jak to kiedyś wyglądała budowa tego miejsca i jak wspaniałym gościem był architekt. Mówił też o przygodach podczas tworzenia tej świątyni. Polska i Węgry z zaciekawieniem słuchali co Antonio ma do powiedzenia. Gilbert niekoniecznie. Co chwile patrzył godzinę w telefonie i spoglądał za okno, by prychnąć na widok ekipy budującej. Kompletnie nie dostrzegał piękna tego miejsca.
Znaleźli się w kompletnie pustej sali. Pustej pod względem ilości osób. Poza nimi nie było ani żywej duszy. W sumie mebli też nie było. Tylko kolorowe witraże, z różnymi wzorami. Prusy oparł się o ścianę i gapił jak kolorowe trio świetnie się bawi w pustej sali.
-Ciekawi mnie, czy gdyby skończyli wcześniej budowę tego miejsca to odbywałyby się tu jakieś bale. – Powiedziała Węgry i podeszła do okna.
-Pewnie tak. Sala jest nawet spora. Pomieściła by nawet z pięćdziesiąt osób. – Odpowiedział Hiszpania podchodząc do brązowowłosej.
-Organizowałbyś przyjęcia? – Zagadał Polska kręcąc się w kółko.
-Bardzo możliwe. Zapraszałbym samą europejską elitę. Te spotkania byłyby rewelacyjne. – Feliks na te słowa się uśmiechnął. Gilbert to zauważył.
-Nie masz co się tak cieszyć, pchło. Wtedy nie byłeś już elitą. – Albinos zaśmiał się. Mina blondyna była cudowna.
-Może i nie był, ale i tak bym go zaprosił. Głównie po to by cię zdenerwować, ale też dlatego, że Polska był wzorem dla każdego innego przyszłego, potężnego kraju.
-Właśnie widać efekty. Zniszczył sam siebie. – Czerwonooki spojrzał z wyższością na Feliksa. Znowu był bliski płaczu.
-Dosyć! – Krzyknęła Węgry. – W ogóle nie poruszajmy tego tematu. Nie po to tu przyjechaliśmy. Masz rację Tosiek. Feliks był, i dla niektórych, nadal jest wzorem do naśladowania, ale nie mówmy o tych czasach. Z kolei ty Gilbert, lepiej pamiętaj co ci powiedziałam. Masz się odpowiednio zachowywać, albo odeślę cię do Berlina, a w ciągu dalszym pamiętam jak bardzo w samolocie mi mówiłeś, że zależy ci na tej podróży. – Dwaj chłopcy lekko przytaknęli i spojrzeli na Polskę. Oczy mu się błyszczały od nalatujących łez. Erizabeta szybko do niego podeszła i przytuliła. Zerknęła jeszcze raz karcąco na Gilberta.
-Może pójdziemy teraz gdzie indziej? – Spytał Hiszpania, a pozostali przytaknęli na taki układ.
*** Ta część została napisana przez napływ gimbusiarskiego humoru u autorki. Jeśli nie chcesz psuć sobie tego rozdziału to nie czytaj.***
Lody, które kupili były naprawdę dobre. Szli powolnym krokiem po uliczce jakiegoś przydrożnego parku i rozmawiali o niczym konkretnym. W pewnym momencie powstały dwie rozmowy. Elki i Feliksa, i Antonia i Gilberta. Pierwsza dwójka usiadła na jednej ławce, za to druga na drugiej.
Prusy spojrzał znowu na Polskę i się skrzywił. Sposób w jaki Feliks jadł te lody był bardzo dwuznaczny. Albo Gilbert miał coś z głową. Pewnie to drugie bo Tosiek nadal nic nie zauważył. Starał się spuścić wzrok z blondyna, ale po prostu nie umiał.
-Coś nie tak, Gilbo?
-Wszystko w porządku.
-Na pewno? Masz dziwną minę. Jak coś cię trapi to mi powiedz. Mi możesz wszystko powiedzieć. Przecież wiesz. – Latynos złapał przyjaciela za ramię. Gilbert jeszcze raz spojrzał na ruchy języka Feliksa, na jego oblizywanie się i na kropelki lodów skapujących na jego koszulkę. Biedak, będzie musiał prać.
-Wszystko byłoby dobrze, gdyby Feliks normalnie jadł, a nie odwalał jakieś dziwne... ugh. Wiesz o co mi chodzi?
-Przecież normalnie je, co ci przeszkadza?
-Naprawdę tego nie widzisz? Przecież on tak się zachowuje jakby komuś ssał pałkę! – Prusy starał się nie krzyknąć. Niestety powiedział to głośniej niż chciał. Węgry się cicho zaśmiała, a Polska zarumienił.
-Co? Zazdrościsz waniliowemu lodowi? Aż do tego doszło?
-Nie zazdroszczę!
-Spokojnie Gilbert. Ja cię rozumiem. – Prusy schował twarz w dłoniach. Hiszpania się zaśmiał i kontynuował swoje lody. Feliks za to oddał swojego Elizie po usłyszeniu słów Gilberta. Gdyby tylko wiedział jak to wygląda... Był tak bardzo zawstydzony. Elka tylko go uspokajała. Bardzo jej to nie wychodziło, ale się starała.
*** 5 kwietnia ***
Blanes było cudownym miastem. Tak malowniczym, żywym, pięknym. Aż chciało się tu być. Ludzie byli tak bardzo mili. Tylko pozazdrościć. Nawet Prusy odpuścił i postanowił się wyciszyć. Bardzo odpowiadało to pozostałym. Ich następnym przystankiem był ogród botaniczny. Polska musiał się przyznać, że jeszcze nigdy w takowym nie był. Czuł tak ogromną ekscytację, że trudno to opisać.
Powietrze, jak nigdzie indziej, było bardzo świeże. Feliks chciał tu być już zawsze. Czuł się jak w jakiejś bajce. Z zachwytem przyglądał się tym wszystkim kwiatom, ptakom, drzewami o cudownym, wręcz baśniowym wyglądzie. Był taki spokojny. Z przyjemnością wdychał zapachy, które mu towarzyszyły. W końcu dostrzegł pewną dróżkę. Miał wrażenie, że prowadzi ona do miejsca, dzięki któremu jego ból zostanie całkowicie ukojony. To uczucie było tak głupie, ale piękne. Bez namysłu i zwracania uwagi na innych, skręcił w tą alejkę. Hiszpania chciał go zatrzymać, ale Węgry go złapała za rękę.
-Daj mu odejść. Nie zgubi się, a poczuje lepiej. – Powiedziała i poszła z chłopakami w swoją stronę.
Nie wiedział ile minut szedł. Jedyne co wiedział to, to, że tu jest pięknie. Dłonią przejeżdżał powoli po liściach drzew i kwiatów. Z zachwytem spoglądał na to co jest dookoła. Czuł jak to wszystko przejmuje nad nim kontrolę. W końcu coś innego, niż depresja. Pomyślał i się uśmiechnął. Znowu skręcił i trafił do nawet piękniejszej uliczki. W oddali było słychać szum fal rzeki. Nie wiedział skąd tu się wzięła rzeka, ale dodawała klimatu. Przez to czuł się jeszcze bardziej jak w bajce. Bał się jednak, że to piękno okaże się być snem i obudzi się w swoim łóżku w szpitalu.
Prusy wyjrzał zza kolejnego drzewa, ale po Polsce nie było ani śladu. Węgry poprosiła go by poszukał Feliksa. Chciał, czy nie musiał to zrobić. Od odejścia tej pchły minęło prawie pół godziny. W końcu go dostrzegł. Feliks szedł powoli, wyraźnie zamyślony. Gilbert szybko do niego podbiegł i złapał za rękę. Blondyn nie zareagował. Szedł dalej, tak jakby świat się nie liczył. Albinos siłą odwrócił niższego chłopaka. W jego oczach dostrzegł pojedyncze krople łez. Spojrzał zdziwiony na zielonookiego, który był jakby w transie.
-Feliks, wszystko w porządku?
-Tak, tylko się zamyśliłem. – Polska przetarł oczy i spuścił głowę w dół. – Po prostu tu jest tak pięknie... Czuję się tu tak dobrze. Na chwilę poczułem się jak osoba zdrowa. Na chwilę zapomniałem o problemach jakie mam i o przeszłości. – Po twarzy Polski spłynęły łzy. Sam nie wiedział czy smutku, czy radości. Prusy wytarł je swoją dłonią.
-Już niedługo będziesz mógł się tak czuć cały czas. – Gilbert przytulił Feliksa. – Chodźmy. Elka i Tosiek na nas czekają. – Blondyn przytaknął i poszli. Plany jednak uległy zmianie. Po drodze stwierdzili, że chcą przepłynąć się łódką. Jak można to trzeba korzystać.
Hiszpania i Węgry wyszli z jednej alejki. Nie dość, że muszą znaleźć Polskę to jeszcze ten cholerny Prusak się zgubił. Nagle ich wzrok przykuła jedna rzecz. Feliks i Gilbert w łódce.
-Ale romanse – Skomentował Antonio. – Nie przeszkadzajmy im. – Powiedział po chwili. Erizabeta się tylko uśmiechnęła. Wyjęła telefon i napisała SMS-sa do Prus.
''Ja i Tosiek czekamy przy wyjściu. Później opowiesz jak było z Feliksem.''
***
Nie rób sobie nadziei. Chciał cię tylko pocieszyć. Jeszcze przed chwilą czuł się dobrze. Chciało mu się żyć, ale teraz? Wszystkie negatywne uczucia, które w sobie kotłował wróciły ze zdwojoną siłą. Na łódce z Gilbertem czuł się szczęśliwy. Czuł się tak jakby te wieki przepełnione walkami, krwią i płaczem nie miały już znaczenia. Gdy wracali nawet ze sobą normalnie rozmawiali! Kolacje zjedli w wspólnym towarzystwie śmiejąc się. I nagle to wróciło. Gdybyście tylko wiedzieli jak ciężko jest być zakochanym gdy ma się depresje. Chcesz żyć dla tej osoby bo ją kochasz, ale nie masz na to siły. Nawet nie wiesz czy ta osoba te uczucie odwzajemnia. Naprawdę chcesz ryzykować? Przecież on cię nienawidzi.
-Przeprosił mnie... - Powiedział cicho Feliks opierając się o barierki balkonu. Noc była piękna. Księżyc i gwiazdy świeciły wysoko na niebie. Wiatr delikatnie muskał jego skórę. On cię nie kocha. Co ty w ogóle sobie ubzdurałeś? To co się dziś wydarzyło nic nie znaczy. Zastanów się porządnie. Gdy cię odrzuci będzie z tobą tylko gorzej. Węgry cię nie uratuje. Nikt cię nie uratuje. A wiesz dlaczego? Bo nie masz kogoś kto mógłby to zrobić. Masz okazje zakończyć swoje cierpienie. Dawaj Feliks. Przecież się przyjaźnimy.
-Nie... Nie mogę tego zrobić. Oni wszyscy na mnie liczą. Nie mogę ich zawieźć. Dam radę się ciebie pozbyć. – Odwrócił się w stronę ulicy. Co jakiś czas przejechał jakiś samochód, bezdomny pies zaszczekał, a kot wszedł przez okienko do piwnicy, by tam przenocować. Postawił bosą stopę na jednym szczebelku, potem drugą. Sam nie wierzył, że to robi. Nie może się tak łatwo poddać! Przed chwilą mówił, że da radę, a właśnie depresja go pokonywała. Już miał robić duży krok, gdy usłyszał, że ktoś wchodzi na balkon. Odwrócił się.
-Feliks, co ty robisz? Obiecałeś, że... - Zaczęła Węgry podchodząc do przyjaciela. – Przecież dzisiaj było tak dobrze.
-Przepraszam, ale ty nie wiesz jak ciężko jest obiecywać osobie z depresją, że da radę żyć. Starałem się. – Kilka łez spłynęło po twarzy blondyna. Wpadł w ramiona Erizabety i mocno ją przytulił. Ta odwzajemniła uścisk. – Staram się jak mogę, ale nie potrafię. Totalnie nie daję sobie rady. Potrzebuję cię... Potrzebuję was wszystkich.
-Już, spokojnie Feli. Będę z tobą by ci pomóc. Taka jest moja rola. – Eliza pogłaskała czule chłopaka po głowie. Wytarła jego łzy kawałkiem szlafroka i weszli z powrotem do ich tymczasowej sypialni. – Pamiętaj Feliks. Jesteśmy tu dla ciebie, a nie dla naszej przyjemności.
Prusy westchnął. Wolał jednak nie widzieć i nie słyszeć tego wszystkiego. Dopiero teraz zrozumiał jak bardzo egoistycznie się zachował. Wykorzystał depresję Polski żeby sobie odpocząć od obowiązków. Wziął głęboki wdech i wydech. Teraz będzie musiał wziąć się za siebie. Tak jak powiedziała to Erizabeta. ''Jesteśmy tu dla ciebie, a nie dla naszej przyjemności''. Teraz będzie lepiej. Pomyślał i poszedł do łóżka. Muszę się nim zaopiekować.
***
Nie jestem dumna z tego rozdziału. Jak dla mnie jest taki sztuczny. Jak widać jest też dłuższy od pozostałych. Teraz tak będzie. Rozdziały będą długie i treściwe. Jedyna scena, z której jestem zadowolona to ta ostatnia na balkonie. Przekazałam w niej to co chciałam.
Rozdziały będą się pojawiać w wtorki, czwartki, soboty i niedziele. Gdyby nowa część miała się nie pojawić danego dnia to o tym poinformuje. Dziękuje za przeczytanie i mam nadzieję, że zostaniecie na dłużej.
Przepraszam za scenę po wizycie w Sagrada Familia. Po prostu musiałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro