Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[37] Miłe dni

*** 1939, sierpień *** 

          Słońce grzało, a czasami zawiał delikatny wiatr. Sierpień tego roku był cudowny, można było wyjechać nad morze i spędzić tam trochę czasu. Nieopłacalne było siedzenie w domu, skoro można było wyjechać gdzieś i tam posiedzieć. Polska nie miał zamiaru dalej być w Warszawie, jak miał swój, ale jednak nie swój Gdańsk. Wiedział, że dziwnie to brzmi, ale taka była sytuacja i nieważne jak się starał, dalej nic nie zdziałał. To tylko kwestia czasu. 

          Jedyne co mu nie odpowiadało, to samotność. Węgry i Włochy gdzieś wcięło, Niemcy udawał, że nie istnieje, tylko po to, żeby pewnie coś niedługo odwalić, a Prusy dalej go unikał, chociaż starał się nawiązać jakiś kontakt. Czechy dalej była obrażona za wydarzenia sprzed lat, Słowacja ewidentnie coś kombinował i pozostali mieli go kompletnie gdzieś. Martwiło go to, lecz swoje własne towarzystwo również jest świetne. 

          Wiedział, że w Europie szykuje się rozłam i każda minuta była niepewna, ale dopóki mógł, to chciał spędzić miło czas nad swoim kochanym morzem. Tym bardziej, że już niedługo wrzesień i będzie trzeba wrócić do codziennych obowiązków. Musiał skorzystać, bo potem znowy zbierze mu się na narzekanie i gadanie, że nie wykorzystał tego lata odpowiednio. 

          Rząd już się szykować, ludzie żyli w niepokoju, przed nawet nie wiadomo czym. Wojną pewnie. Wieku jednego bez wojny nie mogą wytrzymać, wariaci jedni, ale dalej ich uwielbiał. Nawet jeżeli wojna wybuchnie, to ma sojusz z Francja i Anglią, więc jest jako tako bezpieczny. Przecież mu pomogą i nie ma co się martwić. Dlaczego miał jednak obawy? Chyba każdy je miał przed niebezpieczną sytuacją. 

          Było dość spokojnie, jak na popołudnie na plaży. Ludzi wielu nie było i można spokojnie odpocząć, bez zbędnego hałasu obok. Dzieciaki też jakoś nie miały ochoty na wygłupy w wodzie. Ciekawe czym było to spowodowane. Bomby nie ma w morzu, nie zginą. Może sam powinien wejść na chwilę do wody i się ochłodzić. Było naprawdę gorąco i już dawno nie było tak ciepłego sierpnia. I tak niedługo się schłodzi i będzie jesień, a do zimy i świąt szybko zleci. O ile święta będą w tym roku. 

          -Idioci. - Skomentował Feliks, patrząc na jakichś dziwnych facetów, który popisywali się przy grupkce młodych dziewczyn. Ciekawe czy tak chętnie będą wstępować do wojska, jak teraz chętnie robią z siebie debili przed kobietami. W końcu, wojsko kojarzy się z siłą i odwagą. Wiele dziewczyn lubi takich mężczyzn. Blondyn bał się samego siebie. Nie było nawet wojny, a jego myśli kręciły się wokół niej. Coś mu mówiło, że ta sielanka już długo nie potrwa i zacznie się piekło. To było bardziej niż oczywiste. To była ich przyszłość. 

          -Co tak siedzisz? - Polska odwrócił się zdziwiony do tyłu, słysząc bardzo znajomy głos. Nie chciało mu się wierzyć, że przyszła Węgry, ale jego oczekiwania zostały spełnione i nawet zjawił się Włochy. Nie sądził, że spotkają się jeszcze w tym miesiącu. Nie wiedział co odpowiedzieć, był bardzo zdziwiony. Goście zaśmiali się i usiedli obok niego, czekając na jakąkolwiek reakcje. 

          -Co tu robicie? - Powiedział w końcu Feliks, wygodniej siadając na swoim kocyku. Zapowiadała się długa rozmowa i wolał się do niej przygotować, szczególnie jeśli Feliciano się rozgada, a ma do tego skłonności. 

          -Dawno się nie widzieliśmy, więc postanowiliśmy cię odwiedzić. To takie dziwne? 

          -Po prostu się zdziwiłem. - Feliciano i Erizabeta przytaknęli i spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Trzeba poruszyć ten temat, dla którego tutaj przyjechali. Nie mieli zamiaru sobie gadać o codzienności, co zjedli na obiad i w co się ubiorą na następną konferecję światową. Sytuacja była poważna i trzeba było ją poruszyć, nieważne jak bardzo się nie chce. 

          -Feliks. - Zaczęła poważnie Węgry, patrząc na przyjaciela, który kompletnie nie odnajdował się w sytuacji. Przytaknął, żeby dziewczyna zaczęła mówić i nie marnowała czasu. Pewnie nie przyjechali na długo. - Już za kilka dni Trzecia Rzesza się zaatakuje. - Walnęła prosto z mostu Erizabeta i została szturchnięta przez Feliciano. Według niego, nie powinna tak szybko wyskakiwać z takimi informacjami, ale czasu faktycznie nie pozostało wiele. 

          -Słucham? - To było jedyne słowo, które Feliks mógł teraz powiedzieć. Uderzyła w niego ogomna fala zimna i przerażenia. Wiedział, że będzie wojna i pewnie bardzo mu się dostanie podczas niej, ale nie sądził, że nastanie tak szybko i najprawdopodobniej zacznie się od ataku na niego. - Przecież to niemożliwe... 

          -Przykro mi, ale tak będzie. Radzę powiedzieć o tym twoim ludziom, przygotować wojsko, zrobić jakąś obronę granic, nie wiem. - Odpowiedział Rudowłosy i zastanowił się jeszcze raz nad sensem tego wszystkiego. Dalej nie był pewny czy zaczynanie wojny jest sensowne, lecz dalsze opóźnianie działań Trzeciej Rzeszy nie skończy się dobrze. Cudem było, że znalazł z Elizą czas na ostrzeżenie Feliksa. Wiedzieli, że zalicza się to jako zdrada sojusznika, ale nie mogli tak pozostawić przyjaciela. Musieli walczyć po dwóch stronach.  

          -Dziękuję za tą informację, ale co ja mam zrobić? Kiedy dokładnie będzie ten atak? - Blondyn naprawdę był wystarszony. Nie chciał znowu tracić swojego kraju i być od kogoś zależny. Nienawidził tego uczucia i nie miał zamiaru ponownie go odczuwać. Znowu nie będzie mógł się pozbierać, nikt mu nie pomoże i ponownie zostanie wrakiem człowieka. 

          -Wiemy tylko, że niedługo. Ludwik nie chciał podawać dokładnych informacji. - Cała trójka zamilkła na chwilę, myśląc o tym co niedługo nadejdzie. Przyszłość nie miała być dla nich łaskawa, ale musieli to przeboleć i z nią żyć. Jakoś dadzą sobie radę i będzie lepiej. 

          -Nie możecie się im zbuntować? Wojna nie jest czymś dobrym, a widzę, że jej nie chcecie. - Węgry i Włochy westchnęli. To było trudniejsze niż przypuszczali. Rozumieli, że Polska chce uniknąć straty kraju i pogorszeniu relacji z innymi, lecz wojna była nieunikniona i jakieś bunty nic nie dadzą, a mogą tylko pogorszyć sytuację. 

          -I tak nic nie zdziałamy. Wszystko zostało postanowione i już niedługo...

          -Nawet nie chcecie spróbować! - Feliks nie mógł dłużej wytrzymać. Wstał i odszedł od przyjaciół bez jakiegokolwiek pożegania. W sumie, to jego złość jest odpowiednim pożegnaniem. Erizabeta i Feliciano nie chcieli próbować go zatrzymać, bo i tak im się nie uda. Pozostawali bezsilni i jedyne co mogli zrobić, to czekać na dalsze rozkazy od rządu. Obydwoje spojrzeli na morze i smutno się uśmiechnęli. 

          -Już niedługo, to miejsce zostanie kompletnie zniszczone. 

          -Na pewno nie będzie tak źle. Przecież dadzą sobie radę. 

*** 14 września *** 

          Polska dalej obawiał się pływania, ale teraz nie musiał tego robić. Mimo tego, czuł obawy, że wpadnie do wody, a jazda Prus na skuterze wodnym była dość przerażająca. Umiał wiele rzeczy, lecz bał się ich robić. Po prostu nie był siebie pewny. Gilbert jednak się tym nie przejmował i dalej robił swoje, ryzykując życie ukochanego, co nowością nie było. 

          -Gilbert, bardzo cię proszę, zwolnij. - Powiedział Feliks, mocniej go łapiąc. Gilbert tylko się zaśmiał i nic nie zmienił w swojej jeździe twierdząc, że pchła przesadza i jest cholernie urocza. Przecież nic złego się nie stanie. Jest zbyt zajebisty, żeby doprowadzić do wypadku i tragedii. Blondyn westchnął i czekał na cud w formie zwolnienia tego zjebanego pojazdu. 

          -Za bardzo się martwisz, powinieneś trochę się rozerwać. - Odpowiedział białowłosy i zaśmiał się. Zielonookiemu to naprawdę się nie podobało, więc postanowił sam zwolnić ten pojazd, nawet jeżeli będzie ryzykować swoje życie swoimi akrobacjami. Była to bardzo ryzykowna akcja, ale jeżeli wszystko pójdzie w dobrym kierunku, to uda mu się i Prusak jeszcze będzie mu wdzięczny. - Co ty odwalasz?! - Spytał Prusy, widząc dziwne zachowanie Polski. Nie potrafił tego opisywać, ale to było cholernie dziwne. 

          -Ratuję swoje życie. - Odpowiedział Feliks i dobrał swoje rączki do tych różnych, kolorowych przycisków, a jeden z nich na pewno spowolni pojazd. Gilbert oficjalnie stwierdził, że jego chłopak jest największym idiotą tego stulecia, który niby ratuje sobie życie, a w rzeczywistości bardziej je naraża. Nigdy go nie zrozumie. 

          -Tak je ratujesz, że zaraz wpadniesz do wody! Jedziemy na jednej z mniejszych prędkości i tobie dalej nie pasuje. - Albinos powoli się denerwował. Odepchnął blondyna najdelikatniej jak było to możliwe i wrócił do jazdy pilnując, żeby pchła już tutaj nie grzebała. Życie jednak okazało się trudniejsze i jeszcze raz skłoniło go do rozmyślań, czy związek z tym diabłem był dobrym pomysłem. Łatwo się od niego nie uwolni. 

          -Nie robiłbym tego, gdybyś się mnie chociaż raz posłuchał! - Prusy nie mógł już wytrzymać i odepchnął mocno Polskę od siebie, byle zdobyć całkowitą władzę nad skuterem. Feliks i tak wystarczająco nim porządził niedawno i wyczerpał swój limit na następny wiek, albo nawet tysiąclecie. Zanim się obejrzał, pchła już wpadła do wody i to z jego winy, więc jeśli mu nie pomoże, to zamkną go w więzieniu za morderstwo. Idealny dzień. 

          -Jeszcze tego brakuje, żeby zginął... - Powiedział cicho Gilbert, wyłączył skuter, upewnił się, że wszystko ładnie stoi i zaczął ratowanie swojej nierozumnej królewny. Oczywiście, Feliks musiał postawić na swoim i zdjąć swój kapok, bo przecież wyglądał w nim głupio, a on jeszcze głupszy się na to zgodził i ryzykował życie ukochanego. Węgry przecież go zabije, a Czechy jeszcze posypie solą jego rany. Takiego bólu nie życzył komukolwiek. 

          -Co tam się dzieje? - Spytał Francja, odwracając wzrok od ładnych widoków. Australia prowadził skuter, więc mógł obserwować co jest dookoła. Jett sprawdził kątem oka, co dzieje się niedaleko i jedyne co zauważył, to pusty skuter Prus i Polski. Ciekawe gdzie zniknęli. Węgry również tam spojrzała, ale w przeciwieństwie do swoich tępych przyjaciół, od razu zrozumiała co się wydarzyło. Pewnie Feliks wylądował w wodzie i Gilbert go teraz ratował. Bez zastanowienia, popłynęła w tamtą stronę. Miała ogromną nadzieję, że jej blond przyjacielowi nic się nie stanie i przeżyje, bo ten rudy już ledwo wyszedł z życiem, kiedy gaz zaczął się ulatniać w domu. Ludwik już dostał opierdol, a Feliciano pochwalił sytuacją. 

          Podpłynęła do miejsca zdarzenia i niecierpliwie czekała, aż Prusy zjawi się z Polską. Po chwili, Gilbert pojawił się kompletnie zmęczony i zdenerwowany. Rozbawił ją ten widok, ale najpierw trzeba ratować życie Feliksowi, a potem ewentualnie śmiać się z sytuacji, która nie była zabawna nawet minimalnie. Białowłosy rzucił pchłą na skuter i rozpoczął swoją akcję ratunkową. Miał nadzieję, że Erizabeta jakoś udzieli pomocy, ale tylko patrzyła i karciła go wzrokiem. Miała do tego prawo, ale mogłaby też pomóc. 

          -Jak umrze, to masz przejebane. - Skomentowała Eliza, kiedy Gilbert był trakcie ratowania Feliksa. Pomoc medyczna raczej nie będzie konieczna i dadzą sobie radę sami. Przecież byli w gorszych sytuacjach i Polska żył, więc teraz chwilowy pobyt w wodzie bez tlenu go nie zabije. A przynajmniej tak sądzili. Minęło kilka minut i tragedii nie było, bo Feliks dalej oddychał i coś mruczał pod nosem. Bardzo to uspokajało Elizę i ratowało życie Gilberta, który również był szczęśliwy, że jego głupia pchła dalej będzie żyć. 

          -Zjebany idioto, mówiłem przecież, żebyś zwolnił! - Krzyknął blondyn, dalej ledwo ogarniając sytuację i czując posmak wody w ustach, chociaż jej tam nie było. Zielonooka się zaśmiała, widząc zdenerwowanie przyjaciela i zmieszanie przyjacielo-podobnego-czegoś. Prusy zarumienił się i przyznał, że również do najinteligentniejszych nie należy, lecz naprawdę nie płynęli szybko, a Polska zachował się nieodpowiednio ze swoimi akrobacjami i upartością. Zanim wrócił do stanu trzeźwości po swoim zawstydzeniu, został uderzony w twarz przez ukochanego. 

          -Za co to?! - Spytał szybko i złapał się za bolące miejsce. Może nie zrobił dobrze, ale nie musiał być od razu bity. Feliks zaśmiał się uroczo i dzięki temu słodkiemu śmiechowi, Gilbert był w stanie wybaczyć zadany mu cios, lecz i tak dalej bolało. Erizabeta również się zaśmiała, chociaż jej śmiech nie był taki cudowny jak śmiech pchły, chociaż Roderich pewnie ma odmienne zdanie w tym temacie. 

          -To było z miłości. - Odpowiedział zielonooki i rozłożył się wygodnie na skuterze, jakby to było łóżko. Pewnie niedługo zleci im czas wypożyczania tego skutera i będzie trzeba oddać i zająć się czymś innym, a szkoda, bo mimo swojego strachu, bawił się bardzo dobrze. Spojrzał niewyraźnie na słońce, które powoli zachodziło i dawało znak, że już zbliża się wieczór, a noc nadejdzie jeszcze szybciej i będzie kolejny dzień z głowy i koniec podróży będzie bliższy. Nie cieszył się z tego, bo nawet jeżeli mieli masę problemów po drodze, to jednak świetnie mu się po świecie podróżowało. 

          -Zostało nam niedużo czasu na dalszą jazdę. - Rzuciła cicho Węgry, kończąc romantyczną ciszę między Polską i Prusami. Zrobiła to z bólem serca, ale trzeba było to w końcu zrobić. Szybko postanowili, że zrobią sobie jeszcze mały wyścig, którego zaproponowanie przyprawiło Feliksa prawie o zawał, lecz wyjdzie na pizdę jeśli się nie zgodzi. Teraz będzie mocno się trzymać Gilberta, więc nie wpadnie do wody i będzie żyć. A przynajmniej takie były plany. 

*** 

          Słońce było coraz niżej, niebo przybierało różowo-pomarańczowy odcień, a wiaterek lekko muskał ich ciała. Klimat niezwykle romantyczny, ale nie dla nich. Nawet nie byli sobą zainteresowani w kontekście romantycznym. Pozostawali tylko znajomymi, którzy próbowali polepszyć relacje i wychodziło to różnie. Teraz znaleźli chwilę spokoju dla siebie, żeby porozmawiać o głupotach i codzienności. 

          Szczerze mówiąc, to nie wiedzieli o czym mają rozmawiać i czym mają się zająć, więc po prostu siedzieli i milczeli, próbując wykombinować jakiś temat do konwersacji. Szczerze mówiąc, to zwykłe siedzenie obok siebie również było dobrym sposobem na spędzenie wspólnie czasu. Przynajmniej się nie kłócili i nie próbowali zabić, jak to czasami robili. Czasy się zmieniają, chociaż od ostatniej próby mordu na Francji nie minęło dużo czasu, bo kilka tygodni. 

          Węgry nie rozumiała jak mogła polubić Francję. Zawsze ją irytował, ale te wszystkie spędzone razem tygodnie pokazały jej, że w sumie, to jego towarzystwo jest w porządku. Miała nadzieję, że Austria jej za to nie znienawidzi, bo będzie jej smutno, a francuskie gówno znowu dostanie po łbie patelnią za zniszczenie jej związku. Nie chciała tracić ponownie Rodericha. 

          Francis cieszył się, że teraz może być bezpieczny w towarzystwie Erizabety. Ani trochę nie tęsknił za czasami, jak próbowała go zabić. Satysfakcjonowała go ta zmiana i miał nadzieję, że utrzyma się na dłużej. Wiedział, że momentami zachowywał się wobec niej głupio, ale taki już był i nie mógł tego zmienić. Chociaż, w sumie to mógł, ale lubił siebie takiego, jakim był teraz. 

          Spojrzał dwuznacznie na dziewczynę, która dalej patrzyła na morze i rysowała palcem w piasku. Raczej ten rysunek nie przedstawiał czegoś konkretnego. Było to zwykłe kółeczka, lecz znając Elizę, pewnie mają ukryte znaczenie. Węgry zawsze lubiła doszukiwać się dziury w całym i zdążyła wszystkich do tego przyzwyczaić. Postanowił, że doda trochę atrakcji do bycia na plaży, więc wziął trochę piasku do dłoni i uderzył nią prosto w twarz dziewczyny. 

          -Ty debilu! - Krzyknęła Węgry i zaczęła pozbywać się piasku z oczu. I tak większość wpadła jej do ust i nosa i trzeba uwierzyć, że nie jest to miłe uczucie. Francja jedyne co robił, to się śmiał i pomału odsuwał się od wściekłej Węgierki, a każdy wiedział, że wściekła Węgierka, to niebezpieczna Węgierska. Przynajmniej nie miała teraz przy sobie patelni, ale jednak miała do dyspozycji wiele innych niebezpiecznych rzeczy. 

          -Tylko nie rób mi krzywdy. - Powiedział żartobliwie blondyn i zaczął powoli biec, kiedy Eliza wstała i sama zaczęła do niego podchodzić, ewidentnie wkurzona. Wolał uniknąć kontaktu ze śmiercią i totalnie nie powinien rzucać w Węgry piaskiem, ale przynajmniej było śmiesznie przez moment. Z naciskiem na moment. Zanim się obejrzał, Erizabeta już biegła do niego, gotowa do uduszenia go gołymi rękoma. Tak właśnie kończy się takie głupie żartowanie na osobach typu Węgry. 

***

          Noc była śliczna, gwiazdy i księżyć świeciły i dodawały cudownego klimatu i jeszcze Prusy puścił z telefonu spokojną, dość romantyczną muzykę. W skrócie, było świetnie i Polska doskonale bawił się podczas lotu balonem. Nie sądził, żeby możliwy był taki lot nocą, ale jednak wszystko jest możliwe, nawet jeżeli trzeba bardzo dużo zapłacić. 

          Cieszył się z tego. Takie drobnostki dawały mu poczucie, że jest kochanym. Doceniał również poświęcenie Gilberta, bo przecież miał lęk wysokości. Nie sądził, żeby białowłosy czerpał jakąś ogromną przyjemność z tej atrakcji, ale przecież dla miłości zrobi się wszystko i z nią życie jest prostsze. Może nie zawsze, lecz w wielu przypadkach tak było. Prusy spojrzał na Polskę i uśmiechnęli się do siebie, podchodząc również trochę bliżej. 

          -Podoba ci się? - Spytał Gilbert, rozglądając się dookoła i starając nie patrzeć w dół. Mimo swoje strachu, musiał przyznać, że jest tu naprawdę pięknie i nie dziwił się, że Australia zaproponował im akurat to miejsce na podróż balonem. Ta decyzja była serio dobra i było widać, że Feliksowi się podoba, więc pytanie było zbędne. 

          -Oczywiście, że mi się podoba. - Odpowiedział blondyn i przytulił partnera, myśląc o rzeczach, które mogą jeszcze ze sobą zrobić. Przed nimi jeszcze tyle rzeczy, przygód i przeżyć. Na całe szczęście, do śmierci jeszcze trochę czasu mają, więc zdążą zrobić ze sobą przynajmniej połowę. Przecież ma być teraz dobrze i nic ich nie rozdzieli. Będą ze sobą szczęśliwy, nieważne jakie czasy nastaną. 

          -Bardzo mnie to cieszy. - Białowłosy cmoknął krótko zielonookiego w policzek i wrócił do obserowania wszystkiego dookoła. Może w ten sposób pozbędzie się swojego lęku. Byłoby fajnie i życie stałoby się łatwiejsze. Polska zmarkotniał, nie wiedząc czemu, przypomniał sobie o dawnych czasach, kiedy jeszcze miał depresję. Możliwe, że dalej gdzieś w nim siedziały jej resztki, ale czuł się już lepiej, lecz teraz poczuł się jak wtedy. Naprawdę nie wiedział czym to jest spowodowane. Miało być dobrze. 

          Prusy wiedział, że z jego pchłą jest już lepiej. Widział to po jego zachowaniu i nawet sposobie mówienia. Widział tą radość z życia, jaką czerpał Feliks. Jego cierpliwość wobec każdego następnego dnia i nadzieję, że następny dzień będzie jeszcze lepszy i będzie bawić się równie dobrze co poprzednio, a może jeszcze lepiej. Nie musiał się o niego martwić aż tak jak kiedyś, ale dalej pozostawały pewne obawy. Jak to, że wszystko może się spieprzyć w pewnym momencie. 

          Feliks stanął blisko ogrodzenia balonu i spojrzał w dół. Byli tak wysoko i wszystko było takie małe z takiej wysokości. To uczucie było na swój sposób cudowne, lecz również przerażające. Po części rozumiał, co muszą czuć osoby z lękiem wysokości. Melancholia uderzyła w niego jeszcze mocniej i wręcz pchnęła go bardziej do ogrodzenia. Miał w sobie uczucie ciężkości, nie lubił tego i chciał się tego pozbyć. Nie widział innej opcji. Kto by chciał się tak męczyć? Na pewno nie on. 

          Zrób to. 

          Usłyszał znajomy głos, który mógł mu jakoś pomóc. Znał go, a jednak nie pamiętał zbyt wiele. Jakby wszystkie wspomnienia sprzed lat nagle zniknęły i zamieniły się w zwykłą mgłę, przez którą można czasami było coś zobaczyć. Drobne przebłyski i wspomnienia, takie niewyraźne, mało znaczące, a mimo tego takie ważne i dużo wnoszące. Wychylił się bardziej, podnosząc jedną nogę. Robił to głównie z ciekawości. 

          -Feliks, co ty kombinujesz? - Spytał Prusy, szybko podchodząc do partnera, a daleko nie miał. Złapał go w pasie i przyciągnął do siebie, żeby uniknąć tragedii. Nie rozumiał zachowania Polski i wyglądało na to, że też właśnie nie działał zbyt trzeźwo. Feliks spojrzał zdziwiony na ukochanego. Przed chwilą się czuł, jakby świata nie było dookoła i teraz ponownie się w nim znalazł. Do jego oczu naleciały łzy, kiedy w pełni zdał sobie sprawę z tego, co chciał zrobić. 

          -Przepraszam, nie powinien... - Blondyn wtulił się w albinosa i na dobre pozwolił się sobie rozpłakać. Tylko to było w stanie go uspokoić i przy okazji ramiona białowłosego, który właśnie delikatnie głaskał go po głowie, zjeżdżając na plecy i tak od początku. 

          -Wiem, że nie powinieneś. Po prostu nie rób tak więcej i się kontroluj. - Polska przytaknął i odrobinę się uspokoił. Niedługo ta podróż balonem się skończy i będą mogli wrócić do domu. Może to i lepiej, nie będzie narażać swojego życia i Prus. Oderwali się od siebie i spojrzeli sobie głęboko w oczy, delikatnie się przy tym uśmiechając. Nic nie mówili, tylko patrzyli. Nie musieli mówić. I bez tego się rozumieli. 

*** 15 września *** 

          Prusy dawno nie miał kontaktu z większym wysiłkiem fizycznym, poza bieganiem za Polską i ratowaniem sobie życia przed Węgry, a już to potrafiło być strasznie męczące. Na myśl przychodziły mu czasy, kiedy jeszcze miał świetną budowę ciała, bo chodził na siłownie i teraz zrobiło się z niego takie nie wiadomo co. Trzeba było to zmienić i nawet jeśli surfing nie był zbyt ambitny, to zawsze był jakimś sportem i dobrym zajęciem. 

          Surfingu miał go uczyć Australia. Francja też postanowił załapać się na darmowe lekcje, bo czymś musi popisywać się przed dziewczynami i Kanadą, a w szczególności tym drugim. Na Matthew mu bardziej zależało, niż na jakichś randomowych laskach, które były niestety nieodłączną częścią jego życia. Tak czy inaczej, obydwoje chcieli się tego nauczyć i pokazać swoje nowe umiejętności innym. Niemcy się poszcza, jak zobaczy świetną jazdę na desce starszego braciszka. 

          Było dość wcześnie rano i sama plaża się porządnie nie obudziła. W sumie, to oni też, ale czym wcześniej zaczną, to szybciej skończą i będą mieli więcej dnia na ciekawsze zajęcia. Oczywiście, nauka surfingu również jest ciekawa, a tak przynajmniej zapewniał Jett, który w tej dziedzinie był mistrzem. Francja podchodził do tego trochę sceptycznie, lecz i tak miał nadzieję na sporą zabawę. Prusy chciał już zacząć, żeby mieć czym się popisywać przed Polską, który już kątem oka go obserwował z uśmiechem. 

          -Mam nadzieję, że umiecie zachować równowagę, nie panikujecie na widok dużej ilości wody i jesteście cierpliwi w tym, co robicie. - Powiedział Australia, patrząc na swoich dwóch i jedynych uczniów. Obydwoje przytaknęli na te słowa, chociaż Gilbert czasami nie umiał być cierpliwy i niejednokrotnie to udowadniał. - No dobrze, więc możemy zacząć. - Wszyscy weszli do wody i postawili na niej swoje deski. Najpierw Australia miał pokazać jak to robić, a dopiero potem Francja i Prusy mieli próbować. 

          Tak jak się domyślali, Jett z samego początku zaczął się popisywać i przykuwał uwagę innych ludzi, nie było ich dużo o tej godzinie, ale jednak byli i mieli co podziwiać. Niedługo Gilbert im pokaże, że jego umiejętności i pozostałości umięśnienia są lepszym widokiem. I pewnie o wiele seksowniejszym. 

          -I o to właśnie chodzi w surfingu! Jedną nogą delikatnie stajecie na desce, a drugą się odpychacie i płyniecie na większą wodę! Ważne jest, żeby zachować spokój i równowagę, nie warto też od razu się popisywać, bo tylko wam nie wyjdzie i zrobicie z siebie idiotów. 

          -A jeżeli nauczymy się szybko, to będziemy mogli się popisywać? - Pytanie niby głupie, ale Francis mądrze z nim pomyślał. Przecież mogą robić co im się żywnie podoba, i tak nie utoną. Są na to zbyt zajebiści. Białowłosy spojrzał na swoją kochaną pchłę i posłał jej uśmiech, chociaż była odwrócona tyłem i nie mogła tego zauważyć. Zobaczyła chyba jednak Węgry, bo się zaśmiała z niego. 

          -No, jeżeli szybko załapiecie tą czynność, to róbcie co chcecie, ale ostrożnie. - Odpowiedział Australia i obiecał sobie, że będzie musiał dokładnie pilnować tej dwójki, bo jeszcze wpadną na jakiś głupi pomysł i będą skargi od Polski i Kanady. Wolał uniknąć kontaktu z tamtą dwójką, kiedy jest bardzo wkurzona. W sumie, to Matthew chyba nie jest taki agresywny, ale słyszał wiele rzeczy o Feliksie i trochę się go obawiał, lecz wolał tego nie przyznawać. 

          I tym oto sposobem, rozpoczęli tą karuzelę prób i błędów, śmiania się z siebie nawzajem i ogólnego spierdolenia. Australia miał naprawdę ogromną polewkę z tej sytuacji i już dawno nie widział aż takich idiotów. Francja zawsze najpierw musiał robić z siebie debila, żeby potem osiągnąć perfekcję. To była ciężka droga, by Erizabeta i Feliks nie śmiali się tam w oddali. Prusy oczywiście też popełniał błędy i nie wychodziło mu, ale był w tym jakiś element wysokich umiejętności, nieważne jak absurdalnie to brzmi. 

          -Oni potrafią być tacy głupi. - Skomentowała Węgry i stłumiła dalszy śmiech dłonią. Polska przytaknął i przyjrzał się dalszym próbom Prus. To było takie słodkie i działało jak miód na jego serce. Było widać, że Gilbert się popisuje i znajdował w tym coś zajebistego. W końcu, ktoś chciał mu zaimponować, a takie cuda się rzadko zdarzają. Czuł niewyobrażalne ciepło w sobie, żyjąc ze świadomością, że komuś na tobie zależy. 

          -Tak bardzo go kocham. - Powiedział cicho Feliks i wytarł oczy. Nie sądził, że próby surfingu przez Gilberta tak go wzruszą, ale patrząc na niego, miał w głowie ich wszystkie wspólne wspomnienia, spędzone razem chwile, te gorsza jak i lepsze. Czasami chciałby cofnąć się w czasie i przeżyć te cudowne momenty ponownie, lecz musiał cieszyć się tym co miał teraz. Dzisiejsze czasy również były piękne i uwielbiał je. Nie zastąpiłby ich na cokolwiek innego. 

          -Wiem jakie to uczucie, kochać kogoś ponad życie. - Erizabeta zachichotała i pomyślała o wspólnych chwilach z Austrią. Nie zawsze było im łatwo, ale jakoś się układało. Raz lepiej, raz gorzej, lecz zawsze starali się wspierać siebie nawzajem. Nie wiedziała, co by zrobiła bez Rodericha i jakby sobie poradziła. Życie na pewno byłoby utrudnione. Również otarła łzy i stwierdziła, że cholernie tęskniła za partnerem. Może uda jej się go przekonać, żeby przyjechał na chociaż tydzień. To raczej nie będzie problem. 

          -Może koniec tych rozmyślań? - Zaśmiał się blondyn, a zielonooka przytaknęła. Nie ma co dalej rozmyślać. Było dobrze w życiu i niech tak pozostanie. Nie powinni stać w miejscu, trzeba korzystać i bawić się na miarę swoich możliwości. - Pójdziemy się gdzieś przejść? - Spytał jeszcze chłopak i rozejrzał się po okolicy, a może znajdzie wzrokiem coś ciekawego niedaleko. 

          -To dobry pomysł. Oni i tak zanim się nauczą porządnej jazdy na desce, to minie sporo czasu, nie ma co tutaj stać i czekać na cud. - Polska stwierdził, że Węgry ma w tej kwestii rację i poszli szukać jakiegoś konkretnego miejsca na spędzenie czasu, jak lodziarnia, bar czy może jakaś kawiarnia. Tam również można świetnie spędzać czas, a Prusy, Francja i Australia mogą poczekać. W trakcie rozmowy i szukania miejsca do przekąszenia czegoś, myśleli o swoich partnerach i o tym jak dobrze teraz im jest w życiu. 

*** 

          Minęło trochę czasu od tego, jak Polska i Węgry oddalili się od plaży i poszli w bliżej nieokreślone miejsce. Prusy trochę był zdziwiony, że nie powiedzieli gdzie idą, ale w sumie, to nie muszą się tłumaczyć w jakiej sprawie sobie odchodzą. Miał tylko nadzieję, że nic złego im się nie stało, a w szczególności jego pchle. O Erizabetę również się martwił, lecz nie tak bardzo. Wiedział, że ona sobie poradzi, a jego Felcia to przecież takie "bezbronne" stworzonko. 

          Szczerze mówiąc, to chciał, żeby już wrócili, to by im pokazał swoje świetne umiejętności w dziedzinie surfingu. Nawet sam Australia przyznał, że jest z niego dumny, więc jego umiejętności na pewno są na wysokim poziomie, jak na amatora, powtarzając słowa Francji, który ewidentnie był zazdrosny, bo mu dalej nie wychodziło, chociaż się starał, a Jett powiedział, że starania są najważniejsze. Po prostu chciał pocieszyć Francisa. 

          Białowłosy znowu obejrzał się za siebie i zobaczył w końcu Polskę i Węgry. Jedli lody i rozmawiali bardzo energicznie. Był to naprawdę słodki widok, chociaż pewnie jego obecny światopogląd runie, kiedy dowie się o czym oni rozmawiają. Pewnie go obgadują, albo planują podbicie świata. To drugie było bardziej prawdopodobne, zważając na ich ostatnią rozmowę, którą udało mu się podsłuchać. Szczerze mówiąc, to nie chciał jej słuchać. 

          -No nareszcie wrócili. - Skomentował Francja i wyszedł na chwilę z wody, żeby odpocząć i zyskać może motywację do dalszej nauki. Zresztą, woda była dość chłodna, a na słońcu zawsze cieplej. Księżniczki podeszły bardziej do wody i przyjrzały się Prusakowi, który już próbował coś zdziałać w kwestii popisywania się swoimi umiejętnościami. Feliks był bardzo tym zaciekawiony i z chęcią zobaczy co umie jego chłopak. 

          -Chcesz zobaczyć moją zajebistość? - Spytał Gilbert, patrząc na Feliksa. Ten się zaśmiał i przytaknął głową na "tak", czekając aż albinos zacznie swoje show. Podchodził do tego bardzo sceptycznie, lecz przecież może dać mu szansę. Erizabeta nawet nie chciała ukrywać, że ta sytuacja ją śmieszy i bardzo mocno kpi sobie z czerwonookiego. Prusy to widział, ale stwierdził, że nie będzie marnować swojego humoru na takich idiotów. 

          Ustawił sobie deskę na wodzie, rozejrzał się i pomyślał o słowach Australii, żeby nie przesadzać. Jeżeli nie chciał tracić życia, to musiał zachować umiar w swoim zachowaniu i pokazać Polsce, że umie zrobić coś porządnego, bez zbędnego wygłupiania się i robienia z siebie debila. To nie był na to moment. Odepchnął się jedną nogą, złapał równowagę i rozpoczął swój występ, co jakiś czas spoglądając na Feliksa, który był bardzo tym podekscytowany i ewidentnie też był pod wrażeniem. 

          -Nie sądziłem, że będzie taki w tym dobry. - Powiedział blondyn dalej patrząc na występ albinosa i chyba zapeszył, bo ten wpadł do wody. Serce mu szybciej zabiło, kiedy Prusy długo się nie pojawiał, lecz na całe szczęście wyszedł z wody cały zdyszany i wszedł z powrotem na deskę, już chcąc wracać na piasek, bo się zmęczył.

          -No faktycznie, jest w tym zajebisty. - Węgry zaśmiała się głośno, kiedy Prusy już do nich podszedł. Spojrzeli na siebie trochę z pogardą, ale taką przyjacielską pogardą, jakkolwiek to brzmi. Gilbert przytulił Feliksa, co go trochę zaskoczyło i przyprawiło o ciarki, bo białowłosy był cały mokry i zimny, jednak był w stanie to przeboleć. 

          -Najbardziej podobał mi się koniec. - Zażartował Polska, na co Prusy fuknął i puścił pchłę. Wiele od niego wymagało, żeby nie zabrać mu tego loda, ale przecież może kupić sobie sam. Zabrał chyba ze sobą pieniądze, a nawet jeśli nie, to Feliks mu pożyczy, zawsze pożycza. Wszyscy wrócili do swoich luźnych zajęć, a blondyn spokojnie usiadł na kocyku, dalej jedząc lody i patrząc na to piękne morze. Niestety, jego spokojne życie zostało zakłócone przez pewnego osobnika, którego strasznie się bał od dzieciaka, a była to pszczoła. 

          -Jeszcze tego mi brakowało... - Szepnął i minimalnie się odsunął, byle tej pszczoły nie denerwować, bo jeszcze go użądli, a naprawdę wolał tego uniknąć. Zasłonił swój słodki przysmak i odsunął się jeszcze bardziej, ale niewiele to dało, gdyż pszczoła dalej nie dawała mu spokoju. Musiał sobie jakoś poradzić. Tylko bez agresji i płaczy, jeszcze serio mu się krzywda stanie i przyprawi innych o zmartwienie. Długo jednak nie wytrzymał i kiedy to małe gówno usiadło mu na słodyczy, po prostu zaczął piszczeć, rzucił loda w piasek i zaczął biec jak debil najdalej od miejsca zdarzenia sprawiając, że inni ludzie na niego dziwnie patrzyli. 

          -Co ty odwalasz?! - Krzyknął Prusy, kiedy Polska wpadł mu w ramiona i zaczął głośno płakać, dalej przyciągając uwagę innych. Trochę robił siarę, ale jeżeli chodzi o coś poważnego, to może mu to wybaczyć, lecz pewnie wydarzyła się jakaś głupotka. Zaczął głaska Feliksa po głowie i plecach, żeby chociaż minimalnie go uspokoić, a wyglądało na to, że będzie to trudna robota. - Co się w ogóle stało? - Blondyn pociągnął nosem i zebrał wszystkie myśli w głowie. Wiedział, że to będzie dla niego zawstydzające, ale wypadało przecież powiedzieć. 

          -Pszczoła... - Gilbert ponownie przyznał sobie, że zakochał się debilu, ale za to jakim uroczym! Musiał przyznać, że pewnie sam by tak zareagował na pszczołę, lecz jest zbyt zajebisty, żeby się tak zachować, a szczególnie w miejscu publicznym. Westchnął i mocniej przytulił blondyna, byle ten przestał już płakać, bo to naprawdę zrobiło się nieznośne. 

          -Już jest dobrze, przecież nic złego ci się nie stanie. - Polska przytaknął i wyrwał się z uścisku Prus, wycierając twarz z mokrych śladów. Nie zachował się zbyt dobrze, ale przecież mógł spanikować i nic innym do tego. Rozejrzał się po plaży i okazało się, że już nikt nie pokazuje swojego zainteresowania jego osobą, co go niezmiernie cieszyło. Najbardziej żałował, że stracił swojego loda, ale może kupić kolejnego. Byle tylko następna pszczoła się do niego nie przyczepiła, bo będzie słabo. 

*** 1939, listopad *** 

          Dokonali już oficjalnego podziału granic, walka się skończyła, chociaż dalej próbowali coś zdziałać, lecz na nic. Przegrał, nieważne jak bardzo by się starał i tak byłby na straconej pozycji. Ponownie stracił kraj i ponownie sojusznicy pokazali jak bardzo nic dla nich nie znaczy. Niech później nie przychodzą i nie proszą o pomoc. 

          Warszawa niczym nie przypominała siebie sprzed tego ataku. Wiedział, że pewnie niedługo będzie gorzej, ale już teraz stolica została mocno zniszczona i oszpecona swastyką i sierpem i młotem. O ile o ataku III Rzeszy wiedział, to ZSRR kompletnie się nie spodziewał. Nie sądził, że rodzina ponownie tak go potraktuje. Jeszcze Słowacja postanowił się dołączyć do podbijania jego terenów, a Czechy udawała, że nic nie widzi. Później wszyscy się dziwią, że nienawidzi swojej rodziny. 

          Oczekiwali od niego, żeby był posłuszny i pogodził się z tą sytuacją. Może był osłabiony po wielotygodniowej walce, lecz nie miał zamiaru się poddawać. To nie był jeszcze koniec i odzyska swoją siłę, nieważne ile krwi będzie musiał przelać i ile żyć będzie musiał zakończyć. Będzie wolny i jego życie odzyska sens, jednak to był dopiero początek i będzie musiał przejść bardzo długą drogę, zanim zdobędzie swoją wolność i znowu świat będzie się z nim liczyć. 

          Za trzy dni miał mieć urodziny, ale to święto i tak już nie ma znaczenia. Swoje zwycięstwo w 1918 odeszło w niepamięć, chociaż wszyscy Polacy dalej pamiętali i chcieli poczuć się jak wtedy. Wątpił, że ktokolwiek złoży mu chociaż życzenia, bo i tak nie ma na to warunków. Świat i tak o nim zapomniał, sojusznicy się odwrócili, rodzina pokazała, że nic dla nich nie znaczy, a przyjaciele pili sobie herbatkę z jego wrogiem. Został sam. 

          Włochy i Węgry byli przerażeni tym, co wydarzyło się w tym mieście. Jeszcze kilka miesięcy temu Warszawa była cudownym miastem, które było tak piękne, że nie można było oderwać od niego wzroku, a teraz to była ruina. Musieli znaleźć Polskę i mieli ogromną nadzieję, że nie stała mu się krzywda, i że jest gdzieś tutaj, a nie w jakimś więzieniu w niewoli u Niemców lub Rosjan. Szukali od przeszło godziny, zaglądali do każdego kąta, pytali ludzi, którzy starali się przeżyć, lecz dalej nie wiedzieli gdzie jest Feliks. W głowach mieli najgorsze scenariusze. 

           I kiedy chcieli już się poddać i wrócić do domu, zauważyli chudą sylwetkę, siedzącą na ruinie jednego z budynków. Osoba ta miała rozczochrane, blond włosy, zielony mundur i była również chuda. To musiał być Feliks, nawet z daleka byli w stanie go rozpoznać. Szybko podbiegli do tamtego miejsca i przemieścili się do konkretnego piętra, gdzie siedział blondyn. Usiedli obok niego i zlustrowali wzrokiem, ale ten w ogóle nie reagował. 

          -Czego chcecie? - Spytał w końcu Polska, bez ani krzty emocji w swoim głosie. Nie chciał ich towarzystwa w tej chwili. Wolał zostać sam i pomyśleć nad sensem tego wszystkiego. Życie kompletnie straciło dla niego wartość, lecz skończenie go będzie bezsensowne. Musiał ratować swój naród i siebie samego. 

          -Przyszliśmy cię odwiedzić. Niedługo masz urodziny i kupiliśmy ci drobny prezent. - Odpowiedział Włochy i wyjął z kieszeni munduru małe, niebieskie pudełko. Chcieli zrobić przyjacielowi chociaż małą przyjemność, choć wiedzieli, że w takiej sytuacji jest to bez znaczenia. Węgry liczyła na to, że rozweselą tym zielonookiego. 

          -Czy tym prezentem jest wiadomość o tym, że ten atak na mnie był zwykłym żartem i niedługo odzyskam swój kraj? - Feliks wiedział jak bardzo niemożliwy jest taki prezent, ale nie mógł się powstrzymać od zadania tego pytania. Przynajmniej powiedział na czym mu najbardziej zależy. Feliciano po prostu podał mu prezent, a jego wzrok wręcz mówił, żeby otworzył pudełeczko i powiedział, co sądzi o tym podarunku. Feliks niechętnie je otworzył i przyjrzał się temu co dostał. 

          -Nie musieliście... - Powiedział cicho i wyjął z pudełka naszyjnik ze złota z wisiorkiem w kształcie i kolorach jego flagi narodowej. Nie był to najpiękniejszy prezent pod słońcem w kwestii wykonania, lecz miał ogromne znaczenie i był za to wdzięczny. Uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od kilku miesięcy i było to cudowne uczucie. - Bardzo dziękuję. - Odłożył naszyjnik do opakowania i westchnął, patrząc na to co miał przed sobą. 

          Nie mieli już o czym rozmawiać. Dookoła był bałagan i tyle w temacie. Woleli nie poruszać tematu wydarzeń sprzed kilku tygodni, bo to ciężki temat i zrobi się niezręcznie. Mieli ogromną nadzieję, że jeszcze kiedyś na świecie zapanuje pokój i wszystko dobrze się ułoży. Teraz musieli wytrzymać, zacisnąć zęby i walczyć, nieważne jak bardzo nie chcą. Na wojnie przyjaźń i miłość musi zejść na drugi plan, lecz też nie mogą z tego całkowicie zrezygnować. 

*** 

          Prusy trochę tęsknił za swoim starym trybem życia. Spanie do południa, spożywanie śmieciowego jedzenia co drugi dzień, picie piwa z bratem i bawienie się w komentatora sportowego, chodzenie na siłownię, zajmowanie się Gilbirdem, którego mu tak brakowało i gra na flecie. W szczególności tęsknił za tym ostatnim. Uwielbiał muzykę, którą sam tworzył i nawet przez głowę mu przeleciała myśl, żeby kupić sobie następny flet na tą podróż, lecz i tak niedługo wracają do domu, więc się nie opłaca. 

          Chciał tylko pochodzić po domu, żeby może znaleźć coś ciekawego i zająć się czymś na chociaż pięć minut i szczęście mu sprzyjało. Znalazł bardzo interesującą rzecz, którą zajmie się nawet na godzinę, a był to flet. Nieużywany flet Australii, taki piękny i pewnie drogi. Gra na nim musi być czystym zaszczytem i musiał z tego skorzystać. Normalnie aż ręce go swędziały, tak bardzo musiał coś zagrać. 

           Problem był w tym, że nie miał swoich kompozycji przy sobie, ale przecież sobie poradzi. Był w gorszych sytuacjach i wychodził z nich cało. Wystarczyło tylko pójść do Jett'a i zapytać się go, czy może skorzystać z jego instrumentu. Z tym oto postanowieniem, poszedł do jego sypialni, chcąc uzyskać pozytywną odpowiedź na swoje pytanie. Miał ogromną nadzieję, że Australia mu pozwoli. Był takim spoko gościem, więc na pewno nie będzie miał czegoś przeciwko. 

          Życie go polubiło i Jett chyba też, bo mógł sobie pograć na flecie. Poszedł uradowany do swojego pokoju, usiadł na łóżku i przypomniał sobie jakim cudownym uczuciem jest gra na flecie poprzecznym. Był w tym absolutnym mistrzem i nikt nie potrafił go przebić. Ludzie uwielbiali jego grę, a niektórzy patrzyli na niego z zazdrością w oczach, co na swój sposób, bardzo go satysfakcjonowało. 

          Polska chciał się trochę zrelaksować. Poszedł więc do łazienki, nalał wody do wanny i zrobił sobie relaksującą kąpiel i myślał o życiu, przeszłości, przyszłości, swoich wygranych i przegranych i ogólnie mówiąc, myślał o sobie i swoich najbliższych. Było to niezwykle relaksujące i miłe uczucie, kiedy poświęcało się czas tylko sobie. Powinien robić takie rzeczy częściej, bo naprawdę zaczął czuć się ze sobą zajebiście dobrze. 

          Kiedy myślał sobie o swojej wspaniałości z wieku XVII, do jego uszu doszła cudowna muzyka, która pojawiła się tak nagle. Musiał przyznać, że była bardzo przyjemna i z chęcią jej słuchał, chociaż nie wiedział co to za utwór i przez kogo grany. Może ktoś włączył radio, albo telewizję. Prusy nie brał ze sobą fletu, więc to na pewno nie on grał. 

          Bardzo chciał tą muzykę usłyszeć dokładniej, ale nie wyjdzie z wanny tak szybko. To był czas na relaks, a teraz również było nawet dobrze. Aż mu się przypomniały czasy, jak Gilbert grał mu swoje kompozycje w wolnych chwilach, a raz próbował go nauczyć gry na tym instrumencie. Z naciskiem na próbował. Zrobiło mu się ciepło na sercu, myśląc o tym. Chętnie by znowu zaczął brać lekcje od Gilberta w tej dziedzinie, lecz najpierw niech skończą tą podróż. Dopiero potem zajmą się czymś równie sensownym. 

          Jedyne czego mu brakowało podczas tej kąpieli, to jakiegoś dobrego drinka. Takiego drogiego i smacznego, najlepiej z dodatkiem wódki. Wtedy byłoby mu jeszcze bardziej przyjemnie i na pewno na dłużej by stąd nie wyszedł. Niestety, nie miał jakiegokolwiek picia i już chyba wiedział do czego wykorzysta Prusaka. Tak, ten pomysł jest genialny, musi go wykorzystać. 

          -Gilbert, przynieś mi tego soku, co stał na lodówce w kuchni! - Blondyn był z siebie dumny, że na to wpadł. Niestety, pytanie o sok poskutkowało tym, że cudowna muzyka się zakończyła. Nie wiedział dlaczego, ale jego uszy z tego powodu cierpiały, lecz nie ma tego złego! Niedługo dostanie soczek, a tak przynajmniej myślał. Białowłosy mu nie odpowiedział. 

          Prusy był zirytowany faktem, że przerwano mu grę, ale czym prędzej spełni życzenie Polski, tym szybciej będzie mógł wrócić do jednej ze swoich ulubionych czynności. Wstał z łóżka i dalej trzymając flet w dłoni, poszedł do tej kuchni po ten przeklęty sok. Wziął go, nalał trochę do szklanki i pokierował się do łazienki, bo tam najprawdopodobniej siedziała pchła. Coś tam wspominał, że chce sobie zrobić relaks i chyba to będzie kąpiel z bąbelkami. 

          -Proszę bardzo, królewno. Twój upragniony sok. - Gilbert wszedł do łazienki i podał napój Feliksowi, który bardzo promiennie się uśmiechał. Uwielbiał ten uśmiech i nie żałował zaprzestania swojej gry, skoro nagrodą było właśnie to. Feliks spojrzał zaciekawiony na flet, chciał wiedzieć skąd Prusak go ma. 

          -Bardzo dziękuję. A skąd masz ten flet? - Białowłosy spojrzał na ten przedmiot i z powrotem na blondyna, który już przyssał się do szklanki z sokiem. Był to zabawny i na swój sposób również rozczulający widok. 

          -Pożyczyłem od Australii. Nawet nie wiedziałem, że ma flet. - Polska przytaknął na te słowa i odstawił pustą już szklankę na szafeczkę obok. Szczerze mówiąc, to nie wiedział o czym ma jeszcze porozmawiać z Prusami i nie zdziwi się jak ten po prostu sobie pójdzie, ale jednak chciał spędzić z nim trochę czasu i miał do tego okazję. Może wciągnie go do wanny? 

          -Chcesz ze mną posiedzieć w wodzie? - Spytał Feliks z miną niewinnego i uroczego człowieka. Gilbert podchodził sceptycznie do tej propozycji i nie miał zamiaru ponownie ulec pchle, więc był zmuszony odmówić. Po prostu nie miał na to teraz ochoty. Nie może też nagle się zgodzić, kiedy księżniczka posmutnieje, bo to jest oznaka słabości, a słaby nie jest. No, może czasami, ale rzadko. 

          -Wybacz, ale nie mam na to ochoty. Wolę teraz pograć na flecie. 

          -Możesz pograć w trakcie kąpieli ze mną. - Feliks pozostawał nieugięty i chciał zrobić wszystko, byle Gilbert się rozebrał i wszedł do tej cholernej wanny i się z nim umył. Przecież to będzie takie romantyczne i zbliży ich to do siebie. W sumie, to już teraz byli bardzo siebie blisko, lecz mogą być jeszcze bardziej. 

          -Wolę nie narażać cudzego instrumentu na kontakt z wodą. - Albinos już chciał wychodzić z łazienki, ale mokra dłoń zielonookiego go zatrzymała. Po jego ciele przejechał dreszcz, jednak nie mógł narzekać. To był jeden z niewielu dreszczy, który mu się podobał tym bardziej, że został spowodowany bezpośrednio przez pchłę. Lubił to. 

          -To chociaż tutaj ze mną posiedź i mi pograj. - Prusy naprawdę czasami nie rozumiał Polski, lecz schlebiało mu, że nawet w takiej sytuacji chcą słuchać jego świetnej gry. Był w stanie teraz zrobić swój mały występ Feliksowi, jeżeli dostanie odpowiednią zapłatę i raczej nie musiał tłumaczyć o co mu chodzi. To było przecież takie zrozumiałe. 

          -Pogram ci, jeśli dostanę potem nagrodę. - Feliks skrzywił się i odruchowo odsunął. Uśmiech Gilbert nie napawał go optymizmem, a tylko przerażeniem i niepewnością. Nie miał teraz ochoty na seks i Prusak musiał to uszanować. Poczuł się bardzo niezręcznie w tej sytuacji i zakrył dłońmi swoje miejsce intymne, chociaż piana i tak wszystko zakrywała. Białowłosy zaśmiał się głośno i kucnął przy blondynie. - Zboczony jesteś, wiesz Feliks? 

          -Sam jesteś zboczony. - Odpowiedział Polska, bardzo mocno się rumieniąc. Może faktycznie nie chodziło o coś związanego z seksem, ale miał prawo się zawstydzić. Prusy zaśmiał się jeszcze raz i oparł się o ścianę, zaczynając swój mały koncert dla jednej osoby. Liczył na to, że Feliksowi przypadnie jego gra do gustu, lecz raczej by o nią nie prosił, gdyby mu się nie podobała. 

          Blondyn był zauroczony w tej muzyce. Mógł jej słuchać całymi godzinami, a jeszcze była grana przez albinosa co tylko dodawało wielu punktów do przyjemności w słuchaniu tego. Było widać i słychać, że Gilbertowi szło znakomicie, mimo przerwy w graniu na flecie. Feliks naprawdę chciał, żeby Prusy wrócił do tego na dobre, lecz musiał jeszcze poczekać. Pozostawało mu tylko cieszyć się tą chwilą, która pewnie niedługo dobiegnie końca. Bardzo go to smuciło, lecz wszystko się kiedyś kończy. Szybciej, wolniej, ale kończy się. 

*** 16 sierpnia *** 

          Polska był cholernie wystraszony, tak bardzo, że prawie płakał. Naprawdę nie był pewny wobec tego i najchętniej by stąd uciekł, ale ponownie by wyszedł na pizdę, a musiał być odważny. Wszyscy tego od niego wymagali, on sam zresztą też. Musiał sobie jakoś poradzić, tym bardziej, że nie będzie w tym sam i ktoś go wesprze w tym wszystkim. Już wolał nie komentował tego jak zachował się, wychodząc z domu. 

          Prusy również bardzo się bał. Wszyscy doskonale wiedzą, że ma lęk wysokości i jeszcze go wyciągają na paralotnie, a nie może odmówić, bo wyjdzie na tchórza, którego może tak łatwo pokonać duża wysokość. W skrócie, Gilbert w chujowym towarzystwie w chujowej sytuacji. Widać, że wszyscy tutaj go bardzo lubili i szanowali. Chcieli, żeby zginął jak znajdzie się wysoko. To takie miłe uczucie wiedzieć, że nic nie znaczysz dla innych. 

          Francja i Węgry zapewniali swoim przyjaciołom, że będzie dobrze, lecz oni nie chcieli im wierzyć. Zaufanie do siebie nawzajem bardzo mocno spadło i nie poprawi się to przez następne kilka godzin, nawet po powrocie do domu. Teraz liczyło się tylko przetrwanie, a nie jakieś przyjaźnie, czy inne gówna. Za chwilę mieli się znaleźć na tej paralotni i musieli znaleźć w sobie odwagę, a było to trudne zadanie. 

          -Życie to gówno. - Skomentował krótko blondyn zanim wszedł na paralotnię, po krótkiej gadaninie instruktora. Nie mógł już zrezygnować. Może będzie mieć dobre wspomnienia i w rzeczywistości będzie fajnie. W końcu, spędzi te kilka minut w górze z Erizabetą, a z przyjaciółmi zawsze jest wesoło w takich sytuacjach, jednak teraz nie był tego taki pewny. 

          -Oj, bez przesady. Będzie dobrze i pewnie będziesz chciał jeszcze raz. - Odpowiedziała Eliza i usiadła na tylnym siedzeniu paralotni. Po chwili, Feliks zrobił to samo, porządnie zapiął pasy i pożegnał się ze wszystkimi swoimi bliskimi w myślach, bo na mówienie czegokolwiek nie było go stać. Za bardzo się bał, żeby cokolwiek z siebie wydusić. 

          -Gilbert, jeżeli zginę, to wiedz, że cię kocham i możesz sobie wziąć mój domek letniskowy na mazurach! Wiem, że uwielbiasz te tereny. - Jednak blondyn coś z siebie wydusił i było to cudowne wyznanie miłości. Albinos uśmiechnął się, ale przerażało go, że pchła już nastawiała się na złe zakończenie ze swoją śmiercią. 

          -Też cię kocham, ale nie umieraj! - Odpowiedział Prusy, jeszcze bardziej się uśmiechając. Francja zaśmiał się, słysząc to komiczne wyznanie miłości, ale przynajmniej wszyscy mieli pewność, że miłość Gilberta i Feliksa jest prawdziwa, a nie tylko na pokaz. To było na swój sposób bardzo satysfakcjonujące, lecz również piękne, widzieć dwie kochające się osoby, które nie chcą śmierci tego drugiego. 

          Aż w końcu ruszyli. Unieśli się wysoko, niczym młody ptak, który jeszcze nie wie, że idzie na pewną śmierć. Tylko, że oni wiedzieli, że idą na spotkanie ze śmiercią, a przynajmniej się tak czuli. Pewnie będzie bardzo dobrze i zapamiętają tę atrakcję na długo. Chociaż dalej Polska panikował jak głupi, a Węgry udawała, że jej to nie rusza, choć w rzeczywistości przepraszała już świat za wszystkie swoje błędy. 

          Podróżowali wśród pięknych widoków, jednak jedyne co widzieli, to swoją pewną śmierć. Chociaż, Erizabeta już się trochę uspokoiła i zaczęła czerpać przyjemność z tej podróży. Naprawdę, widoki były świetne i żałowała, że nie można robić zdjęć. W sumie, to miała przy sobie telefon i mogła porobić zdjęć. Nieważne jak bardzo ryzykowne to jest. Liczy się to, żeby później mieć co pokazywać znajomym. 

          -Elcia, ja się boję. - Powiedział Feliks, patrząc w górę, bo jak spojrzy w dół, to zwymiotuje, a nie będzie to fajne uczucie. Poza tym, pewnie jeszcze go instruktor opierniczy, że uwalił mu sprzęt i będzie musiał płacić, a nie wziął ze sobą pieniędzy. Za wszystko płacił Francja i był mu za to niezmiernie wdzięczny. 

          -Wyobraź sobie, że nie jesteś na górze. 

          -Wow, dzięki, bardzo pomogłaś. - Odpowiedział ironicznie blondyn i odruchowo spojrzał w dół. Od razu zrobiło mu się duszno i strasznie zbladł. Nie chciał tego widzieć, ale świat miał inne zdanie na ten temat. Świat chciał jego śmierci i tego, żeby zwymiotował. Takie najskrytsze pragnienia miała nasza kochana Ziemia. - Eliza, ja się boję! - Polska zaczął się miotać i wiedział, że w ten sposób nie poprawia sytuacji. Węgry była zirytowana tym postępowaniem, ale tak długo jak znała Feliksa, to wiedziała, że uspokojenie go w takiej sytuacji łatwe nie będzie. 

          -Po prostu zachowaj spokój. Tylko to może nas uratować. 

          -To nie jest takie łatwe! 

          -Gdy się urodziłam, to też nikt nie mówił, że będzie łatwo i jakoś żyję! - Feliks fuknął i postanowił się jakoś uspokoić. Przecież nie jest źle. Gilbert by nie chciał, żeby panikował i pewnie w takiej sytuacji by go rozśmieszył, ale go tutaj nie było. Dałby wszystko, żeby jednak z nim przelecieć się paralotnią, to by chociaż go porządnie uspokojono, lecz nie. Franca musiała go wyprzedzić i zabrać jego kochanego Prusaczka. Jak skończą ten cały cyrk, to tak wpierdoli Francisowi, że przez tydzień na dupie nie będzie mógł usiąść. Musi się nauczyć, że Gilbert jest tylko jego. Tylko i wyłącznie Polski. 

*** 1944, październik *** 

          Warszawa została kompletnie zniszczona po powstaniu. To miasto nie przypominało niczym siebie sprzed lat. Jedna, wielka ruina, która pewnie zostanie jeszcze bardziej zniszczona zanim wojna się skończy. Jakimś cudem, udało mu się schować i schronić między zniszczonymi budynkami. Szukali go od samego zakończenia Powstania Warszawskiego i wiedział, że długo nie będzie już mógł się ukrywać. Jego czas dobiegał końca. 

          Chcieli go zabić, nawet się z tym nie kryli. Pozostawali bezwzględni wobec niego i uważali za jedno z największych zagrożeń. Sam nie wiedział ile czasu mu zostało, ale byli blisko, czuł to. Zginęło tylu młodych jak i starszych ludzi, a to wszystko na nic. Szanse na wolność zostały jeszcze bardziej pogrzebane, lecz był to bohaterski czyn, o którym pewnie będzie się pamiętać. 

          Polska otarł oczy z łez i mocniej się skulił. Było mu tak zimno, październik nigdy nie był dla niego łaskawy, i jeszcze dochodziła ta przegrana. Nie dawał już sobie rady i chciał ze sobą skończyć, lecz musiał dla nich wytrzymać. Przecież obiecał im, że będzie dobrze i musiał dotrzymać obietnicy. Innej opcji nie było. Dopóki mógł żyć, to musiał z tego korzystać. Już chciał mocniej się opatulić swoim mundurem, ale poczuł coś o wiele cieplejszego. Na początku pomyślał, że to wróg, więc odwrócił się gotowy do walki, lecz wtedy ujrzał kogoś, kogo bardzo kochał. 

          -Gilbert? - Spytał cicho Feliks, a przybyły tylko usiadł obok niego i obdarzył czułym uśmiechem i swoim płaszczem. Blondyn znowu poczuł te motylki w brzuchu, rumieńca na policzkach i przyjemne dreszcze. Dalej kochał Gilberta i chciał być z nim, ale wojna im na to nie pozwalała. Musieli zaczekać. - Co tu robisz? - Prusy zamyślił się i cicho zaśmiał. Nie wiedział co mówić. Te wszystkie widoki sprawiły, że zaniemówił. Nie potrafił uwierzyć w to, co przeżyli ci ludzie i sam Polska. 

          -Na samą wieść o powstaniu, chciałem przyjechać i jakoś ci pomóc, ale nie mogłem. Przez cały ten czas myślałem o tobie i się martwiłem. Kiedy dowiedziałem się, że powstanie upadło, wszystko rzuciłem i przyjechałem do ciebie. Strasznie się martwiłem. - Gilbert z trudem się powstrzymał od wybuchnięcia płaczem. To wszystko go przerastała i miał wrażenie, że stracił najbardziej mu ukochaną osobę na świecie. 

          -Dziękuję... - Odpowiedział Feliks i mocno przytulił przyjaciela, pozwalając sobie na cichy płacz. Tak cholernie się cieszył, że ktoś o nim pomyślał w tych czasach. Wiedział, że Gilbert dla niego się postara i zrobi dla niego wszystko. - Ja już nie daję rady. - Zaczął cicho i ledwo przez łzy. - Ja nie chcę żyć. To mnie przerasta i wiem, że moje życie i tak jest zagrożone. Jestem stracony, rodzina mnie porzuciła, a przyjaciele na dobre olali. - Białowłosy doskonale rozumiał blondyna. Przytulił go mocniej i pogłaskał po głowie, całując delikatnie w policzek, mokry od łez. 

          -Musisz przeżyć. Zrób to dla swojego kraju, dla swoich ludzi... Dla mnie. - Polska przytaknął i wyrwał się trochę z uścisku, dalej jednak upierając się o klatkę piersiową Prus. Zrobiło mu się cieplej i lżej na sercu, chociaż biło strasznie szybko. 

          -Chciałbym znowu poczuć się żywy. Ja już nie mam życia, nie mam nic. Mam nadzieję, że pewnego dnia, ucieknę stąd i odzyskam wszystko, nawet jeżeli zajmie to wiele dni, a może nawet tysiące lat. - Gilbert spojrzał na chude ciało przyjaciela, do którego żywił uczucie, którego za nic nie rozumiał. Życie teraz było trudne, za trudne dla niektórych. 

          -Dasz radę, wierzę w ciebie. Przecież ty nigdy się nie poddajesz, jesteś silny i taki musisz pozostać. Wiem, że ci ciężko i nie widzisz w tym wszystkim ratunku, lecz też nie możesz się poddać. Znajdź w tym cień nadziei i szansy dla siebie. - Zielonooki nie wiedział, co by zrobił bez tego głupiego Prusaka. - Zawsze będę tutaj dla ciebie. - Powiedział jeszcze krótko Prusy i ścisnął chłodne ciało Polski. 

          -Skoro zawsze dla mnie będziesz, to muszę zostać. - Feliks uśmiechnął się i cicho zachichotał. Ten śmiech sprawił, że niezrozumiałe uczucie Gilberta tylko się nasiliło. Naprawdę tego nie rozumiał i pewnie gdyby spytał o to Francję, to by odpowiedział, że to miłość, ale to nie mogło być to. To na pewno nie było to. Nie mógł zakochać się w tej pchle. 

          -Cieszy mnie twoja decyzja. - Blondyn czuł się nieziemsko, kiedy obok niego był ten albinos. Kochał jego towarzystwo, zresztą, kochał go całego. Dałby wszystko, żeby byli parą i mogli w końcu być szczęśliwi. Było to jednak odległe marzenie, które pewnie nigdy się nie spełni. Feliks jednak musiał to zrobić, nieważne jak bardzo niepoprawne to będzie. Podniósł się trochę i pocałował krótko Gilberta w usta, przejeżdżając dłońmi po jego twarzy. Prusy był zdziwiony tym gestem, ale nie mógł narzekać. Mimo tego, nie mógł tego robić, a szczególnie w miejscu publicznym. 

          -Bardzo przepraszam, ale nie... 

          -Po prostu nie rób tak więcej. Nie możemy tego robić teraz. - Powiedział stanowczo białowłosy, lecz na swój sposób również łagodnie. Blondyn przytaknął i obiecał sobie, że tak nie zrobi więcej, chociaż pewnie będzie musiał toczyć ze sobą ciężką walkę w tej sprawie. 

***  

          Trzeba było się zabawić w końcu w sposób nie niebezpieczny i nie przyprawiający Polskę o strach. Musieli również mu dać trochę przyjemności, a ta podróż była w głównej mierze, tylko dla niego. Po prostu nie chciał być sam, więc pojechali z nim w świat. Teraz musieli za nim latać i sprawiać mu frajdę, lecz musieli przyznać, że to zajęcie było całkiem w porządku, jak na swój obowiązek i poprzednie wydarzenia. 

          Ponownie, pokierowali się do jakiegoś lipnego parku rozrywki, bo Feliks uwielbiał tutaj chodzić. Zawsze doskonale się tutaj bawił i ciągnął Gilberta na różnorakie atrakcje, z których niejednokrotnie wychodził bladszy, niż jest zazwyczaj. Pchła czasami przesadzała w kwestii wybierania kolejek górskich, jednak odmawianie jej równało się z automatycznym obrażeniem, a czasami nawet płaczem. 

          Prusy już się obawiał, co ponownie wybrał Polska. Miał nadzieję, że będzie to coś z umiarem, ale pewnie głupi się tylko łudzi i Feliks znowu mu dokopie. Zresztą, jak zwykle. Znał to małe cholerstwo wystarczająco długo i mógł przewidzieć takie pierdoły. Akurat kiedy myślał o swoim skarbie, ten skarb do niego energicznie biegł z uśmiechem na twarzy. Musiał już przygotować się psychicznie i fizycznie na to, co niedługo będzie się z nim działo. 

          -Gilbert, możemy iść tam? - Blondyn wskazał na jakieś kręcące się siedzenia, które były również na kręcącym się podeście. Nie wyglądało to sympatycznie i przyjemnie, więc oczywiste było, że albinos będzie się obawiać swojego bezpieczeństwa i życia zielonookiego. Polska patrzył na niego tak ładnie, jego oczy były wypełnione nadzieją i radością i nie mógł mu odmówić, chociaż bardzo chciał. 

          -Nie sądzę, żeby był to dobry pomysł. - Feliks zaśmiał się kpiąco z partnera twierdząc, że ten jest pizdą i boi się takich mało strasznych rzeczy. Przechodzili razem przez gorsze rzeczy i jakoś Gilbert nie panikował, a przynajmniej tego nie okazywał. - Nie możesz wybrać czegoś łagodniejszego? - Blondyn zaśmiał się głupawo i wyjął z kieszeni dwa bilety na tamtą atrakcję. 

          -Wybacz, ale już kupiłem nam bilety. - Albinos westchnął i spojrzał na Węgry, która rozmawiała przed telefon pewnie z Austrią. Francja był zajęty czymś z Australią, więc pewnie też nie będą mogli spełnić obecnego pragnienia Polski. Prusy był jedyną osobą, która była obecnie wolna i mogła pójść do tego piekła ze swoją pchełką. 

          -Niech ci już będzie, możemy tam pójść. - Gilbert postanowił zlitować się nad Feliksem, który słysząc zgodę, zaczął skakać jak wariat i dziękować mu, że się zgodził i mogą tam pójść się zabawić. Cieszyła go ta reakcja, chociaż mogłaby być mniej wylewna w kwestii uczuć. - Uspokój się. - Powiedział jeszcze cicho i przytrzymał pchłę, żeby ta na pewno uspokoiła się ze swoimi reakcjami. 

          -Nie podoba ci się moja radość? 

          -Bardzo mi się podoba, ale mógłbyś się trochę uspokoić. - Feliks przytaknął i zaczął udawać wielce obrażonego, lecz trochę mu to nie wyszło. Zaśmiał się głośno, odwrócił i zaczął biec w stronę kolejki, nie za bardzo patrząc pod nogi. Gilbert zaczął iść powoli za nim, dalej trzymając swój wzrok na pchle pilnując, żeby nie zrobiła sobie jakiejś krzywdy. Niestety, świat miał inne plany i blondyn źle stanął, upadając na ziemię i cicho piszcząc. 

          -No kurwa! - Krzyknął Polska i złapał się za bolącą kostkę, którą chyba skręcił. Jeszcze tego mu brakowało, żeby skończyć z bandażem, albo gipsem na kilka tygodni. Cholernie go to bolało i z trudem hamował łzy, szczególnie musiał je hamować, bo był w miejscu publicznym i nie wypadało dorosłemu chłopakowi tak ryczeć, przez byle skręcenie. 

          -Dobry Panie, Feliks... - Prusy kucnął przy ukochanym i sprawdził jego kostkę. - Ewidentnie ją skręciłeś, ale nie jakoś bardzo. - Gilbert kompletnie nie wiedział co mówi, bo nie znał się na medycynie, więc będzie trzeba pójść z tym do lekarza. I tyle wyszło z wyjścia do wesołego miasteczka i dobrego bawienia. 

          -Boli. - Powiedział cicho blondyn, aż ściskając dłonie z bólu. Jego reakcja i zły humor były zrozumiałe i teraz białowłosy debil musiał coś z tym zrobić. Postanowił zrobić coś, co zrobiłby raczej każdy w takiej sytuacji. Pocałował bolącą kostkę, a następnie wziął pchłę na ręce. Dość romantycznie się zrobiło, chociaż Polskę dalej bolało. Miał nadzieję, że nie jest to poważne skręcenie, bo wyląduje znowu w gipsie, a nie lubił gipsu. Oczekiwał też od Prus odpowiedniej opieki i wystarczającej ilości uwagi. 

*** 9538 słów bez Grupy Światowej. Nie musicie jej czytać, no chyba, że chcecie jeszcze zmarnować trochę swojego czasu i pośmiać się ze słabych żartów. *** 

USA: Czy przypadkiem nie miał niedawno wybuchnąć świat, czy tam niedługo? 

Rosja: Sam nie wiem, ale cieszę się, że jednak dalej żyjemy. 

Dania: Niemcy nas oszukał. 

Niemcy: Sam robiłeś z siebie idiotę, więc postanowiłem ci w tym pomóc. 

Dania: Sam jesteś idiotą. I to jeszcze słabszym ode mnie! 

Belgia: Niemcy x Dania jest piękne. 

Hiszpania: A ty jesteś piękna, kiedy się gadasz głupot. <3 

Hiszpania: Ale serio, ładna jesteś. 

Belgia: Ojej, dziękuję.~ 

Włochy Południowe: Nie. 

Włochy Południowe: Kurwa, nie. 

Hiszpania: ??? 

Włochy Południowe: To dla mnie za dużo. 

Włochy Północne: Chyba się zdenerwowałeś. 

Włochy Południowe: Wypierdalam stąd. 

Włochy Południowe opuścił grupę. 

Hiszpania: Później go dodam, niech się najpierw uspokoi. 

Dania: Jaki słaby, nawet nie potrafi sobie poradzić z nowym potencjalnym związkiem. 

Włochy Północne: Jakim związkiem? 

Dania: Ja i Ludwik. 

Niemcy: Feliciano, nie słuchaj go. Tylko gada głupoty. 

Włochy Północne opuścił grupę. 

Węgry: To musiało go bardzo zdenerwować i zasmucić. 

Francja: Szkoda mi go... 

Polska: Dania, ty debilu. 

Dania: Skąd miałem wiedzieć, że tak zareaguje?! 

Hiszpania: Mogłeś się domyślić. 

Niemcy: Później z nim porozmawiam. 

Dania: Słaby jesteś. Nawet partnera przy sobie utrzymać nie możesz. 

Niemcy: A przypomnieć ci kwiecień 1940? 

Rosja: A przypomnieć ci lipiec 1943? 

Finlandia: A przypomnieć ci wojnę zimową? 

Rosja: I tak wygrałem, więc nie wiem co chcesz zdziałać tą wiadomością. 

Finlandia: Ale przynajmniej się wybroniłem! 

Rosja: Tutaj masz rację, bardzo ładnie walczyłeś. 

Anglia: Przypomnieć wam, że jesteście idiotami? 

Francja: Dalej to pamiętamy, ale dziękujemy za twoje chęci. 

USA: A przypomnieć ci jak odzyskałem niepodległość, Artie? 

Kanada: Alfred, zlituj się nad nim. Doskonale wiesz, że to dla Anglii bardzo delikatny temat, a jeszcze go poruszasz w towarzystwie innych. Ponoć tak mocno go kochasz. 

Francja: Przypomniało mi się, że miałem rozwiesić pranie, do napisania! 

Monako: Siedź tutaj. 

Francja: No dobrze... 

Australia: Ale nie robiłem ostatnio prania. 

Anglia: Jeszcze ty przylazłeś... 

Australia: Hej, nie moja wina, że historia potoczyła się tak, a nie inaczej! 

Hiszpania: To nie nasza wina, że historia była taka jaka była, to tylko wina zjebanych polityków. 

Francja: Piękne słowa, ale nic nie wnoszą do tej rozmowy. 

Hiszpania: Jak to nic?! Wnoszą tyle, że jesteśmy bez winy, chociaż jakąś tam winę mamy. 

Anglia: To ma bardzo dużo sensu. 

Dania: Nie gadajmy o przeszłości, bo mi się smutno robi. 

Niemcy: Gdybym był na twoim miejscu, to też by mi się robiło smutno. 

Rosja: Nie musisz być na miejscu towarzysza Danii, żeby było ci smutno z powodu twojej historii. 

USA: Powiedział komuch. 

Rosja: Co w tym złego? 

Polska: Wszystko. 

Rosja: Też racja... 

Dania: Tak mnie zaczęło zastanawiać, dlaczego wszyscy gadają o II wojnie światowej, a o I wojnie światowej nikt nie gada? To też ciekawe wydarzenie. 

USA: Hej, to prawda! 

Anglia: To były czasy... 

Polska: Węgry, Austria, wypowiedzcie się. 

Austria: To było dawno i nie ma o czym mówić. 

Rosja: Jest o czym mówić. 

Hiszpania: Dobra, pogadajmy o dwudziestoleciu międzywojennym. To bardzo spoko czasy. 

Polska: No, bardzo spoko czasy, ale ktoś musiał je rozjebać. 

Niemcy: Mieliśmy nie rozmawiać o II wojnie światowej. 

Anglia: Dlaczego ta rozmowa w ogóle istnieje?! 

USA: Bo chcemy sobie powspominać. 

Rosja: To sobie powspominajmy coś przyjemniejszego. 

Francja: Pogadajmy o miłości, to bardzo przyjemny temat. 

Monako: Masz całkowitą rację. Może powiesz jakie zrobiłeś postępy wobec Kanady? 

Francja: Cofam wszystko. Pogadajmy o tym jakimi kiedyś byliśmy potęgami, a potem wszystko zniszczyliśmy i byliśmy nikim. 

Hiszpania: Nie, nie, nie. Ty i Kanada jesteście ciekawsi od jakiejś potęgi i zaprzepaszczenia jej. 

Francja: No błagam cię, ja nie mieszam się w życie twoje i Romano. 

Prusy: Ale mieszasz się w życie moje i Feliksa. 

Węgry: I próbujesz wyciągnąć ode mnie różne historie z Austrią. 

Francja: To szczegół. 

Hiszpania: Bardzo ważny szczegół. Jest gdzieś tutaj Kanada? 

USA: Może obserwuje tą konwersację, albo poszedł coś zjeść, bo się zrobiło nudno. 

Dania: Obstawiam to drugie, bo naprawdę tu nudno. Ludwik, dodaj Feliciano. 

Niemcy: Daj mu ochłonąć po twojej głupocie. 

Węgry dodała na grupę użytkownika Włochy Północne. 

Węgry: Nie potrzebowaliśmy twojej pomocy. 

Włochy Północne: Dziękuję za ponowne dodanie mnie tutaj, ale obecnie mam ciekawsze zajęcie, niż pisanie tutaj z wami. 

Rosja: A co to za zajęcie? 

Włochy Północne: Nic ważnego, co by wniosło coś pożytecznego do waszego życia. 

Dania: Mam się bać? 

Włochy Północne: Muszę już iść, do napisania! 

Dania: Więc mam się bać... 

Hiszpania: Miło było cię poznać. 

Rosja: Jakie chcesz kwiatki na grobie? 

Dania: Jakiekolwiek, byle były ładne. 

USA: Tutaj zakończmy tą rozmowę. 

*** 

10285 słów z Grupą Światową, której szczerze mówiąc, bardzo nie chciało mi się pisać, ale obiecałam. 

Ogólnie, to moja ładowarka od laptopa jest zjebana i nie chce ładować, więc jak zniknę na trochę, to laptop mi padł, a z telefonu nie chce mi się pisać. Jeżeli macie jakieś świetne porady, co zrobić w takiej sytuacji, to z wielką chęcią was wysłucham i skorzystam z waszych porad, bo naprawdę męczące są codzienne walki z ładowarką. 

Z takich przyjemniejszych wiadomości, to jak dobrze pójdzie, już 16 lipca będą te obiecane headcanony, więc możecie już czekać. Mam sporo rozdziałów do przodu i jeszcze się zastanawiam, czy dawać rozdziały codziennie, a może co drugi dzień, zastanowię się. Mam nadzieję, że przyjmiecie ciepło nową "książkę". U mnie na profilu będą pojawiać się jeszcze następne wiadomości na ten temat. 

Nie mam też za bardzo pomysłów na wydarzenia u Nowej Zelandii, lecz coś się zawsze wykombinuje w trakcie pisania tego do zeszytu. Naprawdę chcę już skończyć to opowiadanie i pociesza mnie, że już za kilka tygodni będę mogła zacząć coś nowego i pewnie lepszego od Wycieczki. 

Więc, to na tyle w tym rozdziale. Mam nadzieję, że się podobało i do zobaczenia - chyba - w czwartek! 






Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro