Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[27] Wróć do mnie

*** 7 lipca ***

          Polska był podłączony do respiratora. Lekarze mówili, że nie ma zagrożenia życia, ale Feliks dalej się nie obudził. Już cały świat obiegła informacja o jego próbie samobójczej i mimo zapewnień lekarzy, nie można było jeszcze stwierdzić czy jest nieudana, czy może wręcz przeciwnie. Wszyscy wierzyli w pierwszą opcję. Była bardziej sprzyjająca dla świata i kraju.

          Prusy siedział obok blondyna. Trzymał jego dłoń i co jakąś chwilę wycierał twarz z łez. Tak jak pozostali, obwiniał się o jego skok z dachu. Mógł go przypilnować, ale trochę trudno, żeby być przy Polsce już o piątej nad ranem, żeby patrzeć gdzie idzie i w jakiej sprawie. Mocniej ścisnął jego dłoń i spojrzał na jego bladą twarz.

          -Feliks, obudź się. - Powiedział cicho, chociaż wiedział, że jego prośba nic nie da. Nie miał na to wpływu. Tak bardzo chciał, żeby Polska się już obudził, chciał go przytulić, powiedzieć jak bardzo go kocha i najlepiej zostać ponownie parą. Słysząc, że ktoś wchodzi do sali, odwrócił się i zauważył pielęgniarkę. 

          -Coś zmieniło się w stanie pacjenta? - Spytała kobieta i sprawdziła rytm bicia serca blondyna. - Mam na myśli, czy się rusza, szepcze coś pod nosem, czy sposób oddychania się zmienił. - Dodała widząc niezrozumienie na twarzy albinosa. 

          -Nic się nie zmieniło. - Odpowiedział ze smutkiem w głosie. Pielęgniarka przytaknęła i sprawdziła coś w dokumantach z wynikami badań Feliksa. 

          -Poza złamaną nogą i siniakami nie ma żadnych powikłań. Tak jak już mówili inni lekarze, nie ma zagrożenia życia, ale jeszcze minie trochę czasu aż Polska się obudzi. Wylądował w dość szczęśliwej dla nas pozycji, a też nie skoczył z jakiejś ogromnej wysokości. - Gilbert przytaknął i ponownie spojrzał na twarz ukochanego. Miał nadzieję, że zaraz otworzy oczy i będzie dalej żył. 

          -Nie możecie go sami obudzić?

          -Wolimy, żeby sam to zrobił. Trochę cierpliwości. - Prusy nic nie odpowiedział i schylił głowę. Kobieta westchnęła na ten widok. - Nie chcę wyjść na nie miłą, ale chciałabym przeprowadzić jeszcze kilka dokładnych badań, a pańska obecność trochę przeszkadza. 

          -Przeszkadzam? No dobrze, rozumiem. Przepraszam za robienie kłopotów. Ile będą trwały te badania? 

          -Zależy jak będą przebiegały. Najwyżej przyjdzie pan jutro. - Białowłosy zgodził się na taki układ i wyszedł z sali. Nie chciał jeszcze wychodzić, ale innej opcji nie było. Nie miał zamiaru kłócić się z lekarzami, że on zostaje czy tego chcą czy nie. Chwilę szedł po korytarzu, aż nagle spotkał Francję i Węgry. 

          -I jak się sprawa prezentuje? - Spytał Francis, puszczając Erizabetę. Było jej słabo i pewnie by się przewróciła, gdyby nikt jej nie trzymał. Teraz było z nią odrobinę lepiej. 

          -Bez zmian. Dzisiaj będą jeszcze robić jakieś badania i mamy przyjść jutro. 

          -Ja wracam do Wiednia, więc nie będzie mnie jutro. Rano mam samolot. - Odpowiedziała niepewnie Eliza, a pozostali spojrzeli na nią zdziwieni. 

          -Dlaczego wracasz do domu? I czemu do Wiednia, a nie Budapesztu?

          -Chcę zobaczyć się z Austrią i nie widzę sensu w dalszym siedzeniu u Litwy. Kiedy Feliks się obudzi, to przyjadę. - Powiedziała i szybko się odwróciła. Nie miała ochoty na dalszą rozmowę i jedyne czego chciała, to szybki powrót do domu i położenie na łóżku. Pragnęła oddać się smutku i poczuciu winy. Odeszła trochę od towarzystwa i w pewnym momencie poczuła jak ktoś łapie ją za ramię. 

          -Gdzie ty leziesz? - Spytał Prusy, nie żeby się martwił o Węgry. - Nie podoba mi się twoje zachowanie. 

          -Idę do domu i moje zachowanie jest normalne. Nie interesuj się, bo zaraz i ty wylądujesz w szpitalu. - Erizabeta nie życzyła sobie towarzystwa Gilberta, ale wiedziała, że łatwo się go nie pozbędzie. - Idź popatrzeć co robią z Feliksem, przez okienko w drzwiach. 

          -Nie pójdę, bo mnie zauważą i wygonią. I pewnie wyjdę na obsesyjnie zakochanego w Polsce w ich oczach, a tego wolę uniknąć. 

          -Już na takiego wyszedłeś. Daj mi spokój. - Albinos prychnął i tylko bardziej uczepił się dziewczyny. Ta westchnęła głośno i stwierdziła, że skoro Gilbert i tak nie da jej spokoju, to trochę sobie z nim pogada. - Nie wracasz do Berlina? 

          -Jak przetransportują Feliksa do Warszawy, to jadę z nim. Chcę się nim zająć. - Eliza spojrzała na niego zaciekawiona. Taka odpowiedź lekko ją zdziwiła, ale jednak satysfakcjonowała. 

          -Więc teraz nie będziesz go unikać? - Zaśmiała się, nawet jeśli sytuacja nie była dobra do śmiechu. Białowłosy spojrzał na nią trochę urażony. Znowu będzie mu wypominać czasy jego idiotyzmu. 

          -Chcę otoczyć go swoją opieką. 

          -Powodzenia. - Odpowiedziała ironicznie i przyśpieszyła trochę kroku, byle spławić Prusaka. Po chwili, zwolniła gdyż pomyślała o jednym istotnym pytaniu. - Gdzie będziesz siedział, będąc w Warszawie? Tak w ogóle, to nie opłaca ci się jechać do Warszawy, skoro zamkną Feliksa w psychiatryku. 

          -Zamkną go w psychiatryku? 

          -Rozmawiałam z lekarzami. Powiedzieli, że nie ma innej opcji. Przecież to logiczne. - Prusy przytaknął. Można było się tego spodziewać. - Odpowiedz mi na pytanie, gdzie będziesz siedzieć.

          -U Feliksa w domu. To również logiczne. - Erizabeta spojrzała na niego niezrozumiale. 

          -Chyba nie myślisz, że dam ci klucze do mieszkania, prawda? 

          -Właśnie tak myślę. - Eliza uderzyła się w czoło, aż kilku ludzi na nią spojrzało. 

          -Ty debilu, zapomnij o tym. Wracasz do Berlina, albo bierzesz sobie pobyt na kilka tygodni w hotelu. Nie będziesz grzebał Feliksowi po domu. 

          -Dobrze zajmę się tym mieszkaniem! Już niedługo będę tam mieszkał. Chociaż muszę przyznać, że to mieszkanie jest do dupy i Polska jest totalnym bezguściem w doborze mebli, więc pewnie kupi się nowe. Albo lepiej, dom nad morzem! 

          -Najpierw się ogarnij i wyznaj mu miłość, a dopiero potem kupujcie domek nad morzem. - Węgry na dobre się oddaliła, zostawiając zbitego z tropu Prusaka. Poczuł się zgaszony. Fuknął i odwrócił się. Nie miał zamiaru odprowadzać tej baby do wyjścia. Sama sobie wyjdzie. Musiał wrócić do Francji, który pewnie dalej siedział pod salą, w której leżał Polska. 

*** 8 lipca ***

          Węgry stanęła przed drzwiami do domu Austrii. Była strasznie niepewna tego spotkania, ale nic złego się przecież nie stanie. Uniosła rękę, żeby zapukać i zanim to zrobiła, Roderich już jej otwierał. Była tym zdziwiona, ale nie narzekała. Uśmiechnęła się na widok partnera i nieśmiało pomachała mu dłonią. 

          -Tak się cieszę, że już jesteś. - Powiedział Austria i przytulił Węgierkę. Wolał pohamować łzy wzruszenia i radości. Tak dawno jej nie widział i mimo nieszczęścia jakie miało miejsce, mógł spędzić z nią trochę czasu. 

          -Też się cieszę. Czy stałeś cały czas przed drzwiami i czekałeś aż przyjdę? 

          -Tak. - Erizabeta zmarszczyła lekko czoło, ale wolała nic na to nie odpowiadać. Obydwoje weszli do domu i usiedli na kanapie. - Jak się czujesz? - Spytał Austria i przytulił partnerkę. 

          -Przez to co zrobił Polska nie czuję się najlepiej, ale lekarze mówią, że nie ma zagrożenia życia, więc o tyle dobrze. Powiedzieli też, że Feliks zostanie zamknięty w psychiatryku. Boję się tego wszystkiego. - Z słowa na słowo mówiła coraz ciszej. To wszystko ją przerastało. Chciała cofnąć czas i wszystko naprawić, ale było to niemożliwe. 

          -Będzie dobrze, zobaczysz. Jeszcze z Polską będzie dobrze i znowu będzie zachowywał się jak kilka wieków temu. Wszystko się ułoży. 

          -To tylko moja wina. - Erizabeta wtuliła się w Rodericha i uroniła kilka łez. Ciężko było w takiej sytuacji nie płakać. Potrzebowała tego bardziej, niż zdzielenia Prus patelnią. 

          -Nie obwiniaj się. To nie twoja wina, nikt tu nie jest winny. 

          -Wiedziałam, że Feliks będzie chciał się zabić u Litwy, a jednak nic z tym nie zrobiłam. Jestem okropną przyjaciółką. Jeśli jednak przeze mnie Polska umrze, nie wiem jak sobie poradzę. - Austria westchnął i przytulił mocniej Węgry. 

          -Nawet tak nie myśl. Naprawdę będzie i wszystko się ułoży. Polska przeżyje, zostanie wysłany na leczenie i będzie kontynuować podróż. Jak jeszcze Prusy się ogarnie, to będzie cud i wycieczka w końcu zacznie sprawiać wam wszystkim przyjemność. Wystarczy poczekać. 

          -Pewnie masz rację... - Powiedziała cicho Eliza. Wystarczy poczekać i być dobrej myśli. Tylko to im pozostało. 

***

          Prusy ponownie siedział przy Polsce i czekał, aż ten się obudzi. To była jedyna rzecz jakiej teraz chciał. Miał już w głowie plan tego, żeby wyznać Feliksowi ponownie swoją miłość, ale pewnie stchórzy, a jak nie, to nieumiejętność bycia w związku z kimkolwiek znowu się obudzi i będzie trzeba zerwać, co nie wpłynie dobrze na stan psychiczny Polski. 

          Czuł się samotny. Chciał, żeby ktoś był przy nim, i żeby ta osoba była przytomna. Mocniej ścisnął dłoń Feliksa i zdziwił się, kiedy on również ścisnął jego dłoń. Czyżby siły wyższe wysłuchały jego próśb i błagań? Byłoby wspaniale i będzie mógł nazwać się szczęśliwym człowiekiem. Polska kiwnął głową, ale nic więcej nie zrobił. Gilbert na wszelki wypadek wstał i poszedł po lekarza. 

          Kiedy lekarz już przyszedł, sprawdził jak ma się stan Feliksa. Uśmiechnął się, gdy skończył sprawdzać. Powiedział, że już w najbliższym czasie Polska się obudzi, co było niczym upadnięcie kamienia z serca Prus. Czekał kolejne minuty, a nawet godziny, aż w końcu jego obecne pragnienie zostało zrealizowane. 

          Polska otworzył powoli oczy i rozejrzał się. Strasznie bolał go kark i każdy najdrobniejszy ruch przyprawiał go o ból. Na razie wszystko się rozmazywało, ale po chwili widział już wyraźniej. Spojrzał na Prusaka i otworzył szerzej oczy.

          -Gilbert? - Spytał i spróbował wstać, ale ból w plecach mu to uniemożliwił. 

          -Tak się o ciebie bałem. - Odpowiedział albinos i przytulił blondyna. - Już myślałem, że nigdy się nie obudzisz. 

          -Nie udało się... - Powiedział cicho zielonooki i otarł napływające do oczu łzy. - Nawet nie umiem się zabić. - Znowu zaczął mieć w sobie uczucie pustki i wiedział, że depresja już za chwilę się pojawi. Dlaczego świat tak bardzo chciał, żeby żył? Przecież nic nie znaczy. 

          -Feliks, proszę nie płacz. Teraz będzie dobrze. Będziesz się leczył i za kilka tygodni wrócimy do dalszego podróżowania. 

          -Słucham? Robimy przerwę? Nie możemy! - Polska czuł się coraz gorzej. Nie chciał lądować w szpitalu psychiatrycznym, tym bardziej, że wiedział jak go tam traktowano przy poprzedniej wizycie. To było ostatnie czego chciał. 

          -Musimy to zrobić, dla twojego dobra. - Prusy starał się zachować spokój, ale szło mu to coraz gorzej. Nie rozumiał dlaczego Feliks nie potrafi zrozumieć, że wszystko co jest dla niego robione, jest dla jego dobra. 

          -Jakiego dobra?! Jedyne co dobrze na mnie wpłynie, to dalsze podróżowanie i bycie z tobą. - Polska mógł w końcu się swobodniej poruszać, chociaż plecy dalej go mocno bolały. Był też niepocieszony faktem, że jego lewa noga była złamana. Prusy westchnął i wstał z krzesła. Blondyn patrzył na niego zdziwiony. - Gdzie idziesz? 

          -Idę po lekarza. On dokładnie ci wszystko powie. - Mimo dalszych sprzeciwów Feliksa, Gilbert wyszedł i zaczął szukanie doktora. Nie trwało to długo. Jeden z lekarzy od razu powędrował do Polski i zaczął sprawdzać jego stan. Prusy wszedł za nim i przyglądał się sytuacji. Jego humor znacznie się pogorszył, ale i tak wysilił się na uśmiech, żeby poprawić minimalnie samopoczucie Feliksa. 

          -Zapewne nie muszę ci tłumaczyć co zrobiłeś. - Powiedział mężczyzna i zaczął zapisywać coś w zeszycie. Blondyn nic nie odpowiedział i tylko spojrzał na albinosa. - Feliks, proszę odpowiedzieć. - Ten tylko kiwnął głową, co nie do końca było jasną odpowiedzią dla lekarza. - Jak się czujesz? - Polska dalej nic nie odpowiadał. Nie był chętny do rozmowy, co denerwowało zgromadzonych.

          -Proszę cię Feliks, odpowiadaj. - Prusy usiadł ponownie na krześle i złapał dłoń Polski. - Przecież wiesz, że te pytania są do udzielenia ci odpowiedniej pomocy. - Feliks dalej milczał. Gilbert pogłaskał go delikatnie po głowie, chcąc go jeszcze przekonać do konwersacji, ale nic to nie dało. Doktor westchnął i odłożył zeszyt na półkę. 

          -Teraz nie nawiążemy współpracy. Jeśli pan chce, to może zostać z Feliksem i jakoś przekonać go do odpowiadania na pytania. - Powiedział mężczyzna i wyszedł z sali. Białowłosy przytaknął na jego słowa, chociaż ten już tego nie widział. Ponownie zlustrował blondyna spojrzeniem. Zielonooki patrzył tępo przed siebie. 

          -Dlaczego nic nie chciałeś mówić?

          -Oni nie chcą dla dobrze. - Feliks nie przejął się faktem, że kilka łez spłynęło mu po twarzy. Gilbert otarł je swoją dłonią. - Robią to wszystko, bo muszą. To samo będzie w psychiatryku. Oni tylko pilnują tego, bym się nie zabił i każą brać jakieś tabletki, które ponoć mają pomóc, a tylko pogarszają mój stan. Wszyscy pacjenci są traktowani jak jakieś gówna, lekarze oceniają nas z góry i nie przejmują się naszymi problemami. Chcą tylko pieniędzy. 

          -Znowu sobie coś ubzdurałeś. Lekarze tacy nie są i na pewno nie będą wobec ciebie. - Feliks spojrzał załzawionymi oczami na Gilberta. W jego oczach można było dostrzec urazę, smutek i zawiedzenie. 

          -Nie obchodzi ich, że jestem personifikacją. Jestem dla nich jak zwykły, bezużyteczny człowiek. Nieważne jakie stanowisko, my, osoby chore, zawsze będziemy dla nich gorsi. W ich oczach zawsze będziemy ofiarami życia. - Prusy przytaknął, nawet jeśli nie chciał wierzyć w te słowa. Brzmiały tak absurdalnie, ale wyglądało na to, że Polska mówił całkowicie poważnie i nie był to bełkot osoby przewrażliwionej. 

          -Zrobimy wszystko, żebyś w Warszawie został otoczony jak najlepszymi lekarzami, którzy faktycznie będą chcieli twojego dobra. A jak będzie się działo coś złego, to powiedz. Zajmę się tym. Proszę cię też o pogadanie z tym lekarzem. Nawet jeśli nim gardzisz, zrób to dla świętego spokoju. - Feliks niepewnie przytaknął i wytarł oczy. 

          -Naprawdę nie chcę przerywać wycieczki. 

          -Jeśli wszystko dobrze pójdzie, już za miesiąc będziemy dalej podróżować, ale musisz dać się leczyć. - Ostatecznie, blondyn zgodził się na oddanie leczeniu, ale nadal miał kilka zastrzeżeń. Odpowiedział grzecznie na pytania i dał przeprowadzić jeszcze kilka badań. Chciał, żeby Gilbert był obok niego w każdej chwili, ale musiał wrócić do domu. W każdej chwili, w której nie byli obok siebie, Feliks tęsknił. 

*** 12 lipca ***

          Białoruś siedziała zdenerwowana na fotelu. To, co powiedział jej Rosja, było po prostu karygodne. Nigdy by nie pomyślała, że jej własny brat i ukochany powiedziałby takie rzeczy. Wypiła do końca zieloną herbatę, ale wbrew pozorom, nie pomogła w uspokojeniu się. Jedyne co mogłoby ją, chociaż odrobinę, uspokoić, to wbicie komuś druta w oko. 

          -Mogłabyś chociaż spróbować, Natalio. - Ivan ponowił próbę przekonania siostry do pewnej rzeczy. Już wiedział, że ta próba nic nie da, ale nie można tak łatwo się poddawać. 

          -Zapomnij, że to zrobię! Nigdy nie zacznę podrywać Litwy, nawet dla żartów, bo masz taki kaprys! - Ręce jej się trzęsły, przez co ledwo trzymała filiżankę z herbatą, którą by najchętniej wylała na głowę brata, gdyby go tak bardzo nie kochała. Naprawdę przydałby się jej drut i oko jakiegoś nieszczęśnika. Najlepiej Łotwy lub Estonii, bo Litwa zasługuje na większe tortury. 

          -No proszę, Natalko! Towarzysz Litwa jest załamany po próbie samobójczej Polski i niewinny flirt z twojej strony byłby idealnym pocieszeniem. Przecież nic więcej z tego nie musi wychodzić. 

          -Jeszcze się przyzwyczai i nie pozbędę się go do końca życia. To znaczy, będę mogła się go pozbyć, ale użycie siły nie wchodzi w grę od momentu, w którym postanowiliśmy być lepszymi osobami. - Rosja spuścił głowę. A miał już taką nadzieję, że siostrzyczka mu ulegnie po raz kolejny, ale w temacie Litwy pozostawała nieugięta. Naprawdę musiała go nienawidzić. 

          -A gdybym zrobił coś dla ciebie w zamian? - Białoruś od razu się odwróciła, a jej oczy tak jakby stały się żywsze. 

          -Co masz na myśli? - Spytała szybko i odłożyła filiżankę na stół. Podeszła do Ivana i kucnęła przy nim, oczekując na jego dalsze słowa. 

          -No wiesz... - Rosja czuł, że się wkopał. - Zawsze chciałaś, żebym ci się oświadczył, więc jak ładnie zajmiesz się Litwą, może ci się oświadczę. - Natalia aż podskoczyła z radości po usłyszeniu tych słów. Ivan wiedział, że właśnie skreślił całe swoje życie, ale może małżeństwo z Natalią nie będzie takie złe, jak przypuszcza. 

          -Tak się cieszę! Mam nadzieję, że po moim poświęceniu, naprawdę mi się oświadczysz. - Nic nie było już w stanie zniszczyć humoru dziewczyny, ale pewnie zostanie zniszczony, kiedy wykręci numer do Taurysa. 

          -Już obiecałem, więc nie mogę tego złamać. - Białoruś przytuliła mocno Rosję i pobiegła do swojego pokoju. Chciała czym prędzej zrobić to, o co prosił ją Ivan, żeby jeszcze szybciej stanąć na ołtarzu wraz z nim. 

***

          Litwa leżał na łóżku i rozmyślał o ostatnich wydarzeniach. To było dla niego za wiele i tak jak wiele innych osób, miał poczucie winy. Może gdyby lepiej zadbał o Polskę, nie byłby teraz w szpitalu psychiatrycznym. Pozostawało mu być tylko dobrej myśli, że niedługo wypuszczą Feliksa i znowu będzie mógł podróżować. 

          Nagle usłyszał dzwonek swojego telefonu. Zastanawiało go kto do niego dzwoni, więc sięgnął po komórkę. Miał tylko nadzieję, że to nie Rosja. Serce mu szybciej zabiło, widząc że dzwoniła Białoruś. Uśmiechnął się szeroko i szybko odebrał połączenie. Musiał czym prędzej usłyszeć Natalię. 

          -Witaj Natalio! Tak się cieszę, że dzwonisz. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się teraz telefonu od ciebie. Naprawdę poprawiłaś mi humor! - Białoruś powstrzymywała się od rzucenia komórką w ścianę. Głos Litwy tak bardzo ją irytował, a jeszcze nadawał tak szybko, że nie można było czegokolwiek zrozumieć. Jedno było pewne, był szczęśliwy. 

          -No cześć Taurysie. - Natalia wymusiła na sobie uśmiech. Wielka szkoda, że się zmarnuje, skoro Taurys nie może tego zobaczyć, ale może się domyśli. - Stwierdziłam, że dawno nie rozmawialiśmy, więc dzwonię. Bardzo się stęskniłam. 

          -Ty się za mną stęskniłaś? - Litwa zaczął wyczuwać tu kłamstwo. Białoruś nigdy by się za nim nie stęskniła, a nawet jeśli, to chyba za łamaniem mu palców, ale przyzwyczaił się do tego i trochę to polubił. Wiedział, że sprawia to przyjemność ukochanej, więc jej pozwalał. - Wiesz, nie narzekam, ale to trochę dziwne. 

          -Za każdym można się stęsknić. - Blondynka z trudem powstrzymywała się od płaczu. Ta czynność okazała się trudniejsza, ale zrobi wszystko dla oświadczyn. - Pewnie ci ciężko po tym co się stało. Postanowiłam cię jakoś pocieszyć. 

          -Z Feliksem będzie już lepiej, więc nie widzę powodów do martwienia się, ale w ciągu dalszym mam poczucie winy za jego próbę samobójczą. 

          -Bardzo ciekawe. - Nawet Litwa poczuł kłamstwo w tych słowach, ale kontynuował rozmowę. Taka okazja rzadko się zdarza. - Powiedz mi, jak się czujesz? - Białoruś próbowała wychodzić na martwiącą się i troskliwą koleżankę i chyba jej to wychodziło, bo Litwa dalej nie spytał o co tu chodzi. Miłość to jednak piękne uczucie. 

          -Bywało lepiej, ale nie mogę narzekać. Ostatnio mam nagły napływ energii i chcę zrobić coś konstruktywnego. Zapisałem się nawet na zajęcia robienia origami, chodzę na nie od prawie tygodnia. Nie sądziłem, że to taka ciekawa i relaksująca czynność. Jak chcesz, to będę mógł cię nauczyć, ale sam nie jestem jeszcze w tym mistrzem. Postanowiłem też podszkolić się w gotowaniu. Ostatnio wziąłem się za kuchnie rosyjską, nawet jeśli Ivana nie lubię i mam do niego urazę, ma bardzo dobrą kuchnię. Ogólnie, to kuchnia słowiańska jest świetna i smaczna. Momentami wam, Słowianom, zazdroszczę, ale nie mogę narzekać na to co mam ja. Jeśli byś chciała, mogę zaprosić cię na obiad. Gwarantuję ci, że domowe jedzenie jest lepsze od tego z restauracji. Będzie ci na pewno smakować, a wiem, że lubisz kuchnie rosyjską, więc postaram się zrobić jak najlepszy obiad. Może też zaproszę Rosję, ale wolę nie narażać swojego życia. Ostatnio też wróciłem do rysowania. Odstawiłem politykę trochę na bok, raczej nie wpłynie to negatywnie na kraj i wróciłem do swojej starej pasji. Jak możesz wiedzieć, kiedyś bardzo dużo rysowałem, malowałem i trochę wyszedłem z wprawy, ale myślę, że za miesiąc już będę tak dobry, jak w średniowieczu. A tam w ogóle, to Estonia do mnie ostatnio dzwonił i nie uwierzysz co się stało! Estonia i Łotwa poszli sobie nad morzę, bo wiesz, ciepło jest i można sobie popływać. I nagle, wiesz co się stało? Raivis zaczął się topić, sam nawet nie wiem czemu, i zrobił zamieszanie dookoła. A w hotelu, to jakaś stara babcia prawie wbiła druta w oko Estonii, bo za głośno puścił muzykę. Trochę się rozgadałem, nie przeszkadza ci to?

          -Nie, nie przeszkadza. - Białoruś była wdzięczna, że chociaż na chwilę Litwa zakończył swój wywód i pozwolił jej dojść do słowa. - Możesz kontynuować jeśli chcesz. - Natalia wiedziała, że właśnie skazała się na kolejne minuty nudnych historii z życia Taurysa. 

          -No dobrze, więc kontynuujmy. - I w tym momencie, Litwa zaczął kolejną przemowę o tym co mu się w życiu wydarzyło. Białoruś w połowie przysypiała, ale nie mogła zasnąć, wtrącić słowo w monolog Taurysa, czy po prostu się rozłączyć. To by było nieuprzejme, a musiała wyjść na dobrą koleżankę, żeby Rosja się jej oświadczył. - To koniec mojej historii. - Powiedział chłopak. - Nie zanudziłem cię, prawda? 

          -Oczywiście, że nie! Historia o tym jak zgubiłeś się z Estonią w lesie i Finlandia musiał was szukać, była bardzo ciekawa i czym prędzej chciałam znać jej zakończenie. I bardzo się cieszę, że Łotwa nie ma raka płuc. Gdyby miał, stracilibyśmy bardzo ważną personifikację dla Europy jak i całego świata. Co byśmy zrobili z Łotyszami? Twoje historie bardzo mnie zafascynowały i przekonały do tego, jak wiele zła jest na tym świecie. 

          -Cieszy mnie, że w tej kwestii się zgadzamy. Może chciałabyś się umówić na jakiś obiad? - Natalia wzięła głęboki wdech. Wiedziała, że to tak się skończy. Bardzo chciała uniknąć jakiegokolwiek spotkania z Litwą, ale to chyba będzie nieuniknione. Jeśli to ma sprawić, że Ivan się jej oświadczy, jest gotowa na wszystko. 

          -W porządku, możemy się kiedyś spotkać. U Polski w Wilnie? - Natalia zaśmiała się z swojego świetnego żartu, ale Taurys jedyne co zrobił, to milczenie. - Jesteś tam? No wybacz za ten żart, wiem że był nieśmieszny. To już nie lata dwudzieste i trzydzieste, ale nie mogłam się powtrzymać. 

          -Żart był nieśmieszny, ale wybaczam ci go. Możemy spotkać się u mnie w Wilnie. 

          -Ależ oczywiście! Jeszcze będę dzwonić w sprawie dokładnego umówienia się na ten obiad, dobrze? 

          -No dobrze, czekam na twój telefon. - Białoruś zaczęła naprawdę nienawidzić swojego życia. Jedynym rozwiązaniem będzie zmienienie numeru, albo lepiej, telefonu. A jeszcze lepszą opcją jest wyprowadzenie się do Honolulu i jeszcze dalej. 

          -Cudownie... Wiesz, muszę już kończyć. Przypomniało mi się, że mam do zrobienia kilka rzeczy. Miło się gadało, do usłyszenia!

          -Mam nadzieję, że już niedługo znowu pogadamy. Na razie! - Natalia szybko się rozłączyła i rzuciła telefon w brzeg łóżka. Udało jej się i Rosja będzie z niej dumny i się jej oświadczy. Już miała w głowie wizję tego jak stają na ołtarzu, a księdzem jest Chiny. 

***

          Polska leżał na łóżku. Z chęcią by się ruszył, ale dalej miał nogę w gipsie, przez co chodzenie było trochę uniemożliwione, a chodzenie z kulami dalej sprawiało problemy. Nie widział różnicy w swoim samopoczuciu. Od kilku dni chodził na te wszystkie terapie, dostawał lekarstwa, ale nie sprawiało to, że był chociaż odrobinę zdrowszy. Czuł się tak samo źle. 

          Tak jak przypuszczał, lekarze traktowali go źle, tak samo jak innych pacjentów. Nikogo nie obchodziło, że jest personifikacją. Już wolał szpital w Wilnie, bo tak chociaż udawali, że go szanują, i że się z nim liczą. I niby to miejsce miało poprawiać zdrowie psychiczne ludzi, a tylko pogarszało sytuacje. 

          Próbował postawić na swoim i ubłagać służbę zdrowia o chociaż minimalny szacunkiem wobec niego, ale nic to nie dało. Powiedział Prusom, który go odwiedzał, o tym jak jest traktowany, ale nawet rozmowa Gilberta z lekarzami nic nie dała. Tu już nie chodziło o to, że uważał się za kogoś ważnego i wszyscy mają darzyć go respektem, ale chciał poczuć się dobrze, a szacunek i wrażenie, że ktoś chce dla ciebie dobrze, jest pierwszym stopniem do dobrego samopoczucia. 

          Nagle drzwi od jego pokoju się otworzyły. Nie miał ochoty na rozmowę z kimkolwiek. Skrzywił się widząc jednego z lekarzy, z którym najczęściej miał pogadanki o swoim zdrowiu psychicznym. Odwrócił się na drugi bok, byle nie patrzeć na tego faceta. 

          -Panie Feliksie, pora na kolejne badania. - Doktor podszedł do łóżka, chcąc pomóc Polsce we wstaniu. - Bardzo proszę o wstanie. Te badania są dla pańskiego dobra. 

          -Gówna, a nie dobra. Takie badania to sobie serwujcie osobą zdrowym, którym nic nie dolega i są silne psychicznie. - Feliks odepchnął rękę lekarza od siebie, pokazując jak bardzo nim gardzi. Jacy oni dla niego, taki on dla nich. - Jak będę miał ochotę na rozmowę, to przyjdę. 

          -Tu nie ma tak, że jak poczujesz się samotnie, to przyjdziesz pogadać z psychiatrą. Mamy też innych pacjentów. - Feliks nic nie odpowiedział. Lekarz ponownie westchnął i postanowił, że da mu spokój. W ten sposób nigdy się nie wyleczy. Wyszedł z pokoju, a Polska się uśmiechnął. 

*** 20 lipca *** 

          Polska czuł się już minimalnie lepiej. Nawet jeśli lekarze dalej go traktowali jak gówno i definitywnie dalej się z nim nie liczyli, czuł się lepiej. Terapie i leki chyba zaczęły w końcu działać. Położył się na drugim boku i lekko skrzywił się na ukłucie w nodze. Nie przejął się tym jakoś bardzo i zamknął oczy. Było już późno i chciał iść spać. 

          Dawno nie szedł spać tak wcześnie, a było to głównie spowodowane ilością lekarstw jaką w niego pakowano, a od wczoraj nic takiego mu nie dawali. Po raz pierwszy od wielu miesięcy, czuł się naprawdę dobrze. Nagle, usłyszał jak ktoś biega po korytarzu. Na początku pomyślał, że jakiś szaleniec uciekł ze swojego pokoju, ale lekarze raczej by go już złapali. 

          Hałas nie ustawał, co wyraźnie przeszkadzało w zaśnięciu. W pewnym momencie, usłyszał jak ktoś puka do jego drzwi. Trochę się obawiał, ale postanowił otworzyć. Wziął kule i wstał, kierując się do drzwi. Był zaciekawiony tym, kto i dlaczego zakłóca mu spokój. Otworzył wyjście i rozejrzał się po korytarzu. Nikogo nie widział, ale w oddali słyszał dziecięcy śmiech i bieganie. W szpitalu nie było obecnie żadnych dzieci. 

          Wiedział, że to niezgodne z regulaminem, ale ciekawość była większa niż zdrowy rozsądek. Korytarz był tylko lekko oświetlony. Lampy co chwilę migały, wydając nieprzyjemny dźwięk. Gdzieś na korytarzu dalej bawiły się dzieci, co cholernie intrygowało Polskę, ale też lekko przerażało. Szedł powoli, aż w końcu dostrzegł dwie dziewczynki, które chyba się bawiły, albo biły. Podszedł do nich. 

          Widok mu się rozmazywał. W głowie zaczęło mu szumieć i ledwo słyszał. Już nie potrafił stwierdzić jaką ekspresję twarzy mają te dwie dziewczynki. Te spojrzały na niego zaciekawione, a po chwili rozpromieniły się, ledwo powstrzymując się od rzucenia na niego. 

          -Mama? - Spytała blondynka. Feliks niekoniecznie rozumiał to co usłyszał. Dlaczego jakieś nieznajome dziecko nazwało go mamą? Po chwili, zaczął rozpoznawać te dzieci. Poznawał tą wyższą dziewczynkę, o długich białych włosach i zielonych źrenicach. Druga miała średniej długości blond włosy i czerwonawe źrenice. Anastazja i Matylda, jego córki, które nigdy nie urodzą się naprawdę. 

          -Co tu robicie? - Spytał, tak jakby były one prawdziwymi osobami, które tu naprawdę stoją. Oczywiste było, że to tylko wyobrażenie i ma coś nie tak z głową, ale coś mu mówiło, że to nie są zwidy, a prawda. - Nie jesteście prawdziwe. 

          -Jak to nie jesteśmy? Sam nas urodziłeś i wychowałeś, wraz z tatą! Trochę nieudolnie, ale jednak. Przyszłyśmy cię odwiedzić. 

          -O tej porze?

          -Nigdy nie jest za późno, żeby odwiedzić rodziców. - Matylda przytuliła mamę i przez długi czas trwała w uścisku. Polska cieszył się obecnością córek. Przez coraz większy ból w głowie, przestawał myśleć racjonalnie i wierzył w ich obecność. - Jak się czujesz? - Spytała niższa z dziewczyn. 

          -Bywało lepiej, ale wasza obecność dobrze na mnie wpływa. 

          -Cieszy nas, że nie zginąłeś. Życie bez ciebie byłoby trudne. - Feliks pogłaskał Matyldę po głowie, a ta się uśmiechnęła, co ostatnio było dla niej trudne. - Nie rozwiedziesz się z tatą, prawda? - Feliks nie rozumiał o co chodzi białowłosej. Nie lubił, kiedy temat był tak nagle zmieniany. 

          -Co masz na myśli?

          -Ostatnio nie jest najlepiej między tobą, a tatą. Dużo się kłócicie, przeszkadzają mu twoje próby samobójcze. Wmawiasz sobie, że jest już lepiej, że leki i terapie zaczynają działać, ale dalej jest tak samo. Boimy się, że pewnego dnia nie wytrzymacie ze sobą i wasz związek się skończy. Nie chcemy tego. - Polska przypomniał sobie jak obecnie wyglądają jego relacje z Prusami. Nie były najlepsze, ale zawsze można było je naprawić. Westchnął i spojrzał gdzieś w bok. Dziewczynki oczekiwały odpowiedzi. 

          -Ja i wasz tata za bardzo się kochamy, żeby się rozwieść. Nawet jeśli teraz nie układa się dobrze, będzie lepiej i wszystko wróci do normy. - Feliks chciał kontynuować odpowiedź, ale poczuł ogromny ból w klatce piersiowej i się za nią złapał. 

          -Wszystko w porządku? - Spytała czerwonooka i złapała blondyna za ręke. 

          -Tak, wszystko dobrze. Czasami mnie kłuje w sercu i nie ma żadnego zagrożenia. Tak jak mówiłem, nie musicie się martwić. Ja i Gilbert zrobimy wszystko, żeby nasz związek dalej trwał. - Obydwie córki przytaknęły i uśmiechnęły się. Ich uśmiech bardzo dobrze wplywał na Feliksa i mógłby oglądać go godzinami. Nagle, poczuł ponowne ukłucie, które było jeszcze silniejsze od tego poprzedniego. 

          -Na pewno wszystko dobrze? Może pójdę po lekarza, ich tu jest pełno. - Zaoferowała się Anastazja, widząc zły stan rodzica. - Zrobiłeś się strasznie blady. 

          -Naprawdę jest dobrze. - Kolejne ukłucie. Wszystko zrobiło się takie ciemne, rozmazane. Polska nie potrafił ustać na nogach, w głowie jeszcze bardziej mu szumiało i niektóre elementy otoczenia zaczęły po prostu znikać. 

          Może się leczysz, ale to nie znaczy, że nie będę utrudniać ci życia. Sprawianie, że masz halucynacje, to cudowna robota, a jeszcze umiem sprawić, że masz atak serca! Nigdy się mnie nie pozbędziesz, będę podążać za tobą do końca twoich dni. A teraz, pożegnaj się z córeczkami. 

          Mimo tego, że depresja się odezwała, Feliks jej nie słyszał. Wszystko było już kompletnie czarne i widział tylko przebłyski. ''Mamo? Co się dzieje?'' było ostatnią rzeczą jaką usłyszał. Potem stracił przytomność i padł na podłogę. 

          -Mamo! - Krzyknęła Anastazja i uklękła przed blondynem. - Odezwij się, błagam! Pomocy, niech ktoś przyjdzie, ktokolwiek! - Z oczu dziewczyny zaczęły spływać łzy. - Matylda, idź po kogoś, bo zaraz go stracimy! - Odwróciła się, ale młodszej siostry nigdzie nie było. Zniknęła, jak wszystko dookoła. Po chwili, zniknęła i ona, zostawiając matkę w potrzebie. Co poradzić? Była tylko jego wyobrażeniem, które nigdy nie będzie żyć w rzeczywistości. 

*** 21 lipca *** 

          Polska otworzył powoli oczy, a dookoła niego było mnóstwo lekarzy. Nie widział dokładnie. Wszystko było zasłonione lekką mgłą, co spowodowało, że nie wiedział gdzie jest. Zapewne w szpitalu, ale w ogóle nie potrafił połapać się w sytuacji. Spróbował się ruszyć, ale szybko poczuł ból w mięśniach i kościach. 

          -Budzi się. - Powiedział jeden z lekarzy, co dla Feliksa było tylko niezrozumiałym szumem. Jedyne co potrafił porządnie usłyszeć i stwierdzić co to jest, to pikanie maszyny sprawdzającej bicie serca i puls. Przekręcił lekko głowę i jego wzrok skierował się na drzwi i małe okno w nich. Widział w oknie jakąś sylwetkę, ale nie wiedział kto to jest. Nie potrafił tego stwierdzić. 

          Przez jeszcze długie minuty lekarze kręcili się koło niego. A może to były godziny? Nie wiedział i na chwilę obecną, nie chciał wiedzieć. Ciekawiło go tylko, kim jest ta sylwetka stojąca w oknie. Zamknął oczy, by ponownie oddać się słodkiemu snu. Pikanie maszyny przyśpieszyło. 

***

          Prusy cieszył się, że pozwolono mu na chociaż chwilowe wejście do Polski. Cholernie się o niego martwił i chciał, żeby już się obudził, ale mogło to nie nastąpić przez długie dni, a może już za chwilę jego prośba zostanie spełniona. Martwił się jeszcze bardziej, gdyż lekarze nie potrafili potwierdzić, czy Feliks przeżyje. Nic nie zdiagnozowali, ale możliwe, że będzie trzeba przeprowadzić przeszczep serca, jeśli takie problemy będą się powtarzać. 

          Polska ruszył się i coś szepnął pod nosem. Wybudzał się. Prusy poszedł po lekarza, żeby sprawdził co się dzieje. Ten powiedział, że raczej Feliks przeżyje, ale nic poza tym. Minęło kilka kolejnych minut. Dłużyły się niemiłosiernie, ale Gilbert musiał wytrzymać. Nie mógł tak po prostu sobie pójść. Obiecał, że otoczy Feliksa opieką. 

          Minęły prawie trzy godziny, aż w końcu blondyn się obudził. Dalej towarzyszył mu ból i szum w głowie. Kompletnie nie wiedział gdzie jest i co się dzieje. Po kilku chwilach, zaczął orientować się w sytuacji. Albinos ponownie poszedł po lekarza, a kiedy ten przyszedł, zdjął z Polski respirator, widząc że ten może samodzielnie oddychać i wygląda dobrze. 

          -Gdzie one są? - Spytał Polska, ale Prusy i doktor nie wiedzieli o co mu chodzi. Mężczyzna podrapał się po głowie i zaczął myśleć o tym co stało się wcześniej. - Gdzie one są?! - Spytał dosadniej Feliks i poderwał się, co nie wpłynęło dobrze na jego kości. Oczy mu się zaszkliły. Chciał czym prędzej wiedzieć gdzie są teraz Anastazja i Matylda. 

          -O kim mówisz? - Spytał Gilbert i pogłaskał Feliksa po policzku. 

          -Chyba wiem o co ci chodzi. - Powiedział lekarz, a swoje słowa kierował do blondyna. - Przypuszczamy, że masz schizofrenię. - Polska i Prusy spojrzeli na lekarza jak na wariata. Obydwoje nie rozumieli tego co właśnie usłyszeli. 

          -O czym pan w ogóle gada?! Nie mam schizofrenii! To jest niemożliwe. 

          -Niech pan dokładnie powie o co chodzi. - Powiedział Gilbert. Jeszcze bardziej nie rozumiał. Nagle jego ukochany ma zawał serca, a teraz mu wmawiają, że ten ma schizofrenię. 

          -W nocy Feliks wyszedł ze swojego pokoju i szedł po korytarzu. Nagle się zatrzymał i rozmawiał z kimś, ale tam nikogo nie było. Kamery wszystko zarejestrowały. Pytanie Polski o to gdzie rzekome one są, jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że może mieć schizofrenię. - Polska rozszerzył oczy. To co mówił ten facet było absurdalne. 

          -To wszystko nieprawda! One tam naprawdę były i z nimi rozmawiałem. 

          -O kim mówisz? - Na te pytanie, Feliks skierował się do Gilberta. Prusy dalej patrzył na niego zmartwiony i chętny wytłumaczeń. 

          -Mówię o naszych córkach, Anastazji i Matyldzie. - Zaczął niepewnie Polska. Albinos odsunął się i spuścił wzrok. - Naprawdę wczoraj były tutaj w szpitalu i z nimi rozmawiałem. Pytały jak się czuję i czy się z tobą nie rozwiodę. - Prusy jak i lekarz nie wierzyli w te słowa. Polska ewidentnie miał coś z głową. 

          -Feliks, nie mamy jeszcze dzieci, więc ich obecność jest na pewno kłamstwem. Naprawdę jesteś chory, musisz się leczyć. - Feliks nie wierzył, że nawet Gilbert mu się sprzeciwił. - Poza tym, one ponoć mówiły, że nie chcą, żebyśmy się rozwiedli, a nie jesteśmy małżeństwem i nic nie zapowiada, żebyśmy zostali. 

          -Nigdy wcześniej nie miałem jakichkolwiek zwidów, więc to kolejny dowód na brak schizofrenii u mnie. - Powiedział poważnym tonem blondyn. Nie było mu teraz do śmiechu i do płakania jak jakaś pizda. Musiał postawić na swoim i pokazać, że nie jest chory na łeb. - Chcę zobaczyć nagrania z monitoringu. - Doktor westchnął. Chyba musiał to zrobić. To będzie idealny dowód na to, że Polska jednak jest chory na to. 

          -Niech będzie, ale pozwól przeprowadzić jeszcze kilka badań dotyczących twojego serca. - Polska przystanął na taki układ. Może zaczekać. Na wygraną zawsze warto czekać. 

*** 

          Usiedli przy stole, na którym były monitory z nagraniami z kamer. Polska był pewny swojej racji, ale w środku miał obawy co do niej. Co jeśli naprawdę jest chory? Ale przecież jeden zwid, który był niezwykle realny, nie może oznaczać schizofrenii i chorób tym podobnych. Spojrzał na Prusaka, który od momentu dowiedzenia się o tych dwóch córkach, nie za bardzo chciał z nim rozmawiać. 

          Lekarz włączył nagranie z zeszłej nocy i przewinął do odpowiedniego momentu. Urywek przedstawiał jak Feliks idąc powoli, nagle zatrzymuje się i zaczyna rozmawiać z kimś, ale tego kogoś nie było. Mówił sam do siebie. Jego słowa można było dokładnie usłyszeć, chociaż w tle były jakieś szmery. Blondyn rozszerzył oczy. A więc jednak nie miał racji. Czuł jak coś w nim pęka. Przytulił się do Gilberta i zaczął płakać, a ten niepewnie odwzajemnił uścisk. 

          -Więc jednak jestem chory? - Spytał cicho, przez łzy. 

          -Niestety. - Odpowiedział albinos i pocałował zielonookiego w czoło. - Będzie dobrze. Dasz radę się wyleczyć. 

          -Możliwe, że był to tylko jednorazowy zwid i więcej się to nie powtórzy, więc to nie musi być od razu schizofrenia czy inna tym podobna choroba. - Feliks i Gilbert spojrzeli na lekarza, ale nic nie odpowiedzieli. Nie wiedzieli co. 

          -Będzie dobrze, prawda? - Spytał jeszcze Polska.

          -Oczywiście, że będzie. Pomogę ci. - Powiedział Prusy i mocniej ścisnął ukochanego. 

*** 25 lipca ***

          Obydwoje leżeli na łóżku, przytuleni do siebie i milczący. Ponownie nie wiedzieli co mówić, ale milczenie było chyba lepszą opcją. Prusy zmienił pozycję i spojrzał w oczy Polski, które od ostatnich dni były strasznie puste. Były to oczy trupa, niedosłownie oczywiście. Pogłaskał go po głowie, na co ten wydał cichy jęk niezadowolenia. W rzeczywistości, nie przeszkadzał mu ten gest. 

          -Miałeś mi mówić o swoich snach. - Zauważył Gilbert i rozciągnął się. - Już wiesz o tym, że ja również mam takie, jakby to ująć, może prorocze sny, więc teraz powiedz jakie dokładnie masz ty. - Feliks westchnął i usiadł, a następnie oparł się o ścianę. 

          -Śni mi się mój wymarzony świat, ale coś mi mówi, że to może być przyszłość. Brzmi absurdalnie, co nie? - Albinos zaprzeczył głową, co nie spowodowało dobrej reakcji u blondyna. Mimo tego, postanowił kontynuować. - Śnią mi się głównie dobre sny. Raz nasz ślub, raz jeden ogólny dzień z mojego szczęśliwego życia, czasami jakieś momenty z naszymi dziećmi. Różnie bywa. - Białowłosy przytaknął i podrapał się po głowie. Nie za bardzo wiedział co odpowiedzieć. 

          -Naprawdę będziemy mieć dwie córki i będą miały na imię Anastazja i Matylda?

          -Tobie również się śni ''przyszłość'', więc nie rozumiem pytania. Raczej już to wiesz. 

          -Myślałem, że masz jakąś inną wersję. - Polska zaśmiał się cicho. Śmiech był wymuszony, ale i tak sprawił, że Prusy się ucieszył. - Myślisz, że to będzie prawdą?

          -Oczywiście, że nie. Nigdy nie będziemy już parą. Straciłem nadzieję. - Gilbert spojrzał na Feliksa z urazą. Może nie pokazywał, że chce być ponownie parą, i że mu zależy, ale zależało mu i to bardzo. - Nigdy mi się nie oświadczysz, bo przecież nie lubisz ślubów, a też nigdy nie będziemy mieć dzieci, bo nie jesteś gotowy i pewnie nigdy nie będziesz. 

          -Wątpisz we mnie? Dla ciebie mogę zrobić wyjątek w każdej tej sprawie. I mówiąc, że nie lubię ślubów, miałem na myśli, że nie lubię na nie chodzić, a swój własny może bym polubił. - Zamilkli na chwilę. Zrobiło się niezręcznie. - Jeszcze kiedyś będziemy parą i rozwiniemy nasz związek, zobaczysz. - Feliks przytaknął i odwrócił się tyłem do Gilberta. Nie oznaczało to, że chce kończyć rozmowę, ale Prusy chyba to tak odebrał. Ciężkie było błaganie go o zostanie. 

           -Gilbert, kiedy wrócimy do podróżowania? - Prusy westchnął. Dlaczego spodziewał się tego pytania? 

           -Jak będzie z tobą lepiej, a nie wiem kiedy to się stanie. - Polska prychnął i uderzył swoją stopą w nogę Prusaka. - Zrozum, że musisz się wyleczyć. Jeśli dalej będziemy podróżować z twoją depresją, nie będziesz czerpać z tego przyjemności i co drugi dzień będziesz chciał się zabić. Tak nie może być. 

          -A jak ma być? - Feliks zaczynał tracić ochoty na dalszą rozmowę. - I tak jest już ze mną lepiej. Możemy do tego wracać. - Gilbert od razu zaprzeczył tym słowom. Można powiedzieć, że blondyn się obraził, ale albinos tego tak nie odebrał. Przytulił Polskę od tyłu i z trudem powstrzymywał się przed ponownym pocałowaniem go. Nie mógł tego robić za wiele razy, bo jeszcze sobie Feliks nadzieję zrobi i będzie myśleć, że już niedługo będą znowu parą. 

          -Zrobię wszystko, żeby było ci lepiej, a niedługo możesz spodziewać się niespodzianki. - Feliks spojrzał zaciekawiony na Gilberta. Jego oczy jakby się rozjaśniły. 

          -Uwielbiam niespodzianki! Gadaj co planujesz. - Polska odwrócił się szybko i popchnął Prusaka do pozycji leżącej. Zawisł nad nim i ich twarze były zbyt blisko siebie. - No powiedz. 

          -Nie mogę powiedzieć, bo nie będzie niespodzianki. - Gilbert się zaśmiał i próbował odepchnął Feliksa, ale nie udało mu się. Szczerze mówiąc, odpowiadała mu ta sytuacja. 

          -No błagam, powiedz. Nie przeżyję jak nie dowiem się teraz. 

          -Czekanie na tą niespodziankę jest motywacją dla ciebie, żeby dalej żyć. - Blondyn fuknął i położył się na albinosie. Takie zwisanie było dość niewygodne i zaczynały boleć go ręce. - Feliks, zejdź ze mnie, ciężki jesteś. 

          -Sam jesteś ciężki. - Odgryzł się blondyn. - Dopóki mi nie powiedz co planujesz, nie zejdę z ciebie. - Prusy westchnął. Nie przyszedł do Polski, żeby teraz leżeć z ciężarem na sobie. Zaczął rozglądać się po sali, chcąc wymyśleć sposób na uwolnienie się. Przypomniał sobie, że powinien posprzątać w domu Feliksa. Tak, ubłagał Węgry, żeby dała mu klucze. Aż w pewnym momencie go olśniło. Pomysł nie był jakiś błyskotliwy, a raczej głupi i dziecinny i właśnie ten plan się wpasowywał w zakres jego pomysłów. 

          -Co ty robisz? - Spytał cicho Feliks, czując że Gilbert przejeżdża po jego boku i następnie po biodrach. Nie podobało mu się to uczucie. Przyprawiło go to o dreszcz, który nie był przyjemny. Odepchnął ręce Prus od siebie i zszedł z niego. Gilbert był niepocieszony tym, że ledwo zaczął, a Feliks już zszedł. Postanowił kontynuować swoją zabawę. - Zostaw mnie, przecież wiesz, że nie lubię łaskotek. 

          -Myślisz, że mnie to obchodzi? - Spytał Prusy i zbliżył się do Polski. 

          -Powinno, bo jak nie przestaniesz, to pójdę do lekarzy i powiem, że mnie obmacywałeś i chciałeś zgwałcić. - Gilbert zaśmiał się i zaczął łaskotać Feliksa. Wiedział, że blondyn nie nakłamie tak lekarzom, tylko po to, żeby zemścić się za łaskotanie. Zielonooki próbował się bronić, ale trochę mu tu nie wychodziło. Uderzył tylko kilka razy Prusaka, ale nie były to na tyle mocne ciosy, żeby zmusić go do przestania. 

          -Proszę, przestań! - Powiedział, a raczej krzyknął, przez śmiech Polska. Te prośby satysfakcjonowały białowłosego, co za tym idzie, nie przestawał, żeby dostać takich próśb więcej. - Nie rozumiesz jak się do ciebie mówi?! Mam gadać po niemiecku? 

          -Jeśli umiesz. 

          -Umiem, ale nie dam ci tego usłyszeć. - Gilbert tylko nasilił swój swoje tortury nad Feliksem, który od śmiechu ledwo oddychał. Niespodziewanie, zaczęło go kłuć w sercu. Złapał się za klatkę piersiową i skrzywił z bólu. - Błagam, przestań. - Prusy widząc, że z Polską jest coś nie tak, zaprzestał swoją zabawę. 

         -Co się stało?

         -Zabolało mnie tylko. Ty nie masz tak, że jak ledwo oddychasz, to zaczyna cię boleć w sercu? - Gilbert przytaknął. Zmartwił się i to bardzo. 

         -Też tak mam, ale myśląc o twoim ataku serca... 

         -Lekarze nic nie zdiagnozowali, więc jest dobrze. - Prusy uśmiechnął się lekko. Miał nadzieję, że naprawdę nic nie dolega Polsce. Widząc, że Feliks już trochę się uspokoił, zbliżył się do niego i zaczął go delikatniej łaskotać, byle nie sprawić, że znowu zakłuje go w sercu. - Co ty masz z tym łaskotaniem? - Spytał blondyn, nie mając już niż przeciwko tej czynności. 

         -Czas odwiedzin dobiegł końca. Bardzo proszę o wyjście, bo musimy... - Pielęgniarka spojrzała niepewnie na to co robią Polska i Prusy. Tamci tylko zerknęli i od razu się od siebie odsunęli. 

         -To nie tak jak pani myśli! - Powiedział szybko Gilbert. Dlaczego ktoś musiał teraz wejść? 

         -W szpitalu nie można uprawiać seksu, a szczególnie z pacjentami. 

         -Na pornosach można! Niech pani dam nam jeszcze chwilę pobyć razem. - Kobieta westchnęła i wyszła z sali. Tak to właśnie jest z tymi zakochanymi ludźmi. Każdą chwilę chcą spędzić razem, nawet kiedy nie można. Polska wiedząc, że lekarka już poszła, zwrócił się do Prus. - Już możemy to robić. 

         -Nie będziemy uprawiać seksu. 

         -O czym ty myślisz?! Jak będzie już lepiej, to na pewno będziemy kontynuować wycieczkę? 

         -Przecież mówiłem ci, że tak. - Gilbert przytulił Feliksa. Chwilę jeszcze porozmawiali i niestety musieli się pożegnać. Już nie będą wkurzać tej pielęgniarki. Kiedy Prusy wyszedł, Polska nagle posmutniał. Znowu jest skazany na samotność przez kilka następnych godzin. 

*** 31 lipca *** 

          Był kompletnie sam. Nie lubił tego, zawsze na to narzekał. Spojrzał na nóż, który zabrał ze  szpitalnej stołówki. To było jego jedyne towarzystwo. Nie chciał go używać, ale czuł wewnętrzną potrzebę zrobienia sobie czegoś tym ostrzem. Przyłożył go do nadgarstka, a w głowie miał jeszcze więcej wątpliwości. Nie powinien tego robić. 

          Chciał się wyleczyć. Chciał, żeby jego życie było w końcu dobre, chciał uśmiechać się szczerze i czerpać radość z życia. Jeśli teraz się potnie, nie będzie lepiej, chociaż myśli, że go to zrelaksuje, odpręży i będzie mieć spokój. Chciał czym prędzej wrócić do podróżowania, żeby realizować swoje marzenie, które już w połowie zostało spełnione. Jeśli teraz się potnie, na dłużej go tu zamkną i będzie czekał w nieskończoność. Musiał chociaż udawać zdrowego. 

          Nie powstrzymuj się. Kilku małych cięć nikt nie zauważy. Doskonale wiesz, że jak się potniesz, to na jakiś czas dam ci spokój. No zrób to. 

          Feliks rzucił nóż na drugi koniec pokoju, aby się nie pociąć i nie zrobić sobie innej krzywdy. Tak było bezpieczniej. Wyszedł szybko z pokoju i pokierował się na korytarz, gdzie był telefon. Stanął przed i wrzucił tam złotówkę, znalezioną w kieszeni. Wykręcił numer do Węgier. Chciał z nią porozmawiać, a dawno tego nie robił. Po chwili, dziewczyna odebrała. 

          -Feliks? Tak się cieszę, że dzwonisz. Co u ciebie? - Polska przez chwilę nie odpowiadał. Nie wiedział co. - Hej, odpowiedz. Bardzo się o martwię. 

          -Wszystko u mnie w porządku. Stęskniłem się, więc dzwonię. Wiesz, też nie będę mógł długo gadać. Inni również chcą do kogoś zadzwonić. 

          -Rozumiem to. Powiedz jak się czujesz. - Blondyn nie do końca chciał mówić o tym co czuje. Miał udawać zdrowego, chociaż wolał naprawdę poczuć się zdrowy. Wolał nie mówić o tym, że jeszcze przed chwilą trzymał nóż w dłoni i chciał się pociąć. 

          -Generalnie, to czuję się nawet dobrze. Może nie jestem jeszcze w pełni zdrowy, ale czuję się lepiej niż wcześniej. - Po części, to była prawda. Czuł się lepiej, niż miesiąc temu, ale ostatnio znowu było gorzej. 

          -Cieszy mnie to. Mam nadzieję, że już niedługo wyjdziesz ze szpitala. 

          -Również mam taką nadzieję. Trochę tu nudno, ale daję radę. Mogło być gorzej. - Erizabeta przytaknęła i uśmiechnęła się lekko. Cieszyło ją, że już minimalnie lepiej z jej przyjacielem. Na całe szczęście przeżył i liczyła na to, że przez długi czas Feliks nie będzie narażał swojego życia. Jego śmierć była ostatnią rzeczą, jaką by chciał świat. 

          -Tęsknisz za domem? - Spytała nagle Eliza. Pytanie zostało wzięte znikąd, ale trzeba było jakoś poprowadzić rozmowę. 

          -Oczywiście, że tęsknie. Chciałbym chociaż na chwilę tam wejść. Liczę na to, że Gilbert nie zrobił z mojego mieszkania śmietnika. 

          -Też na to liczę, a jest niestety do tego zdolny. - Obydwoje się zaśmiali. Humor Polski był już lepszy, ale dalej nie perfekcyjny. Feliks odwrócił się i zobaczyć dwóch ludzi czekających w kolece na telefon. Był tym niezadowolony, ale każdy mógł z tego telefonu korzystać, nie mógł być jedyny. 

          -Wiesz Eliza, zrobiła się kolejka i niestety muszę kończyć. Bardzo nie chcę tego robić, ale muszę. 

          -Oh, no dobrze, rozumiem. Skoro musisz. Do usłyszenia! 

          -Ta... Cześć. - Blondyn odłożył szybko telefon, sprawiając że rozmowa została zakończona. Odszedł od tego miejsca i poszedł do swojego pokoju. Poczuł nieopisywalną chęć pójścia spać. Położył się na łóżku i zamknął oczy. Ponownie usłyszał śmiech dzieci na korytarzu, ale nie poszedł sprawdzić kto to. Wiedział, że to nie spotka tam kogoś prawdziwego. 

*** 4 sierpnia *** 

          Nastał kolejny piękny dzień, chociaż zależy dla kogo piękny. Dla Polski był wręcz błogosławieństwem, ponieważ dzisiaj miał zostać wypisany ze szpitala. Czekał na to od miesiąca i w końcu się doczekał. Z jednej strony udawał zdrowego, ale z drugiej naprawdę czuł się lepiej i można powiedzieć, że po części się wyleczył. 

          Pakował swoje rzeczy do torby, a temu wszystkiemu towarzyszyła Węgry. Prusy i Francja czekali już na korytarzu, przy recepcji. Feliks chciał jak najszybciej to zrobić, żeby jeszcze szybciej opuścić szpital. 

          -Nie musisz się tak śpieszyć. - Powiedziała Erizabeta i postanowiła pomóc przyjacielowi w pakowaniu się. - I tak zanim się wypiszą, minie jeszcze trochę czasu. 

          -No właśnie! Chcę to zrobić jak najszybciej, żeby nie marnować czasu przy recepcji. - Minęło jeszcze kilka minut aż skończyli pakować torbę. Kiedy to zrobili, od razu wyszli z sali. Feliks pobiegł do recepcji, - był dzisiaj dziwnie szczęśliwy - a Eliza szła za nim powoli. Gilbert widząc blondyna, podszedł do niego i mocno przytulił. Feliks nie spodziewał się tego, ale cieszył się. 

          -Widzę, że czujesz się już lepiej. - Powiedział Francja, na co Polska przytaknął. - Cieszy mnie, że już jest lepiej. Wszystkich to cieszy. 

          -Żeby tylko się nie pogorszyło. - Dodała Węgry i uwolniła blondyna od albinosa. Definitywnie za mocno go przytulał. Podeszli do recepcji, Feliks dostał zwolnienie z szpitala, jeszcze zaczepił ich lekarz i powiedział coś na temat zdrowia Polski i mogli odejść. Na całe szczęście, nic poważnego Polsce już nie dolegało. Pozostały tylko resztki depresji, ale jak będzie brać antydepresanty, to minie. 

          Szli w stronę samochodu. Polska i Węgry byli bardziej na przodzie, dzięki czemu Prusy i Francja mogli w spokoju sobie porozmawiać. Francis zwrócił się do Gilberta i szturchnął go w ramię. Ten spojrzał na niego lekko zdziwiony. 

          -Mam nadzieję, że teraz wszystkiego nie spieprzysz. - Białowłosy nie wiedział o co chodzi kumplowi. Zresztą, prawie nigdy nie wiedział o co mu chodzi. 

          -Co masz na myśli? 

          -Mam na myśli, że teraz nie zrujnujesz psychiki Polski i będziesz faktycznie o niego dbać. 

          -Przecież wiesz co planuję. Wszystko pójdzie zgodnie z planem i Feliks będzie znowu ze mną szczęśliwy. - Francja przytaknął na te słowa i spojrzał na to co dzieje się przed nimi. Polska i Węgry stali przy samochodzie, a Erizabeta szukała czegoś w torebce. Na początku pomyślał, że szuka kluczy, ale potem sobie przypomniał o prezencie jaki mieli dla Feliksa. 

          -Czego tak szukasz? - Spytał blondyn widząc, że dziewczyna dalej grzebie w torebce. - Już z dziesięć razy miałaś te klucze w dłoni. 

          -Nie szukam kluczy. - Polska przytaknął i dalej czekał na to co ma się stać, o ile w ogóle coś ciekawego ma się stać. Po chwili, Węgry wyciągnęła zwykłą, białą kopertę. - Proszę bardzo. - Powiedziała i podała przedmiot w dłonie Feliksa. Ten przyjął podarek zaciekawiony i od razu otworzył kopertę. Francja z Prusami podeszli i przyglądali się zainteresowani, ale nie z powodu tego co jest w kopercie, a byli ciekawi reakcji Polski. Ten wyciągnął z niej cztery bilety do Finlandii. 

          -Żartujecie sobie, prawda? - Feliks nie chciał wierzyć w to co dostał. Serce mu szybciej zabiło z zaskoczenia i radości. 

          -Obiecaliśmy ci, że jak wyjdziesz ze szpitala, to będziemy kontynuować wycieczkę. - Odpowiedział Francis i uśmiechnął się promiennie. Już widział jak Feliks zaczyna skakać z radości. Była to przyjemna wizja. 

          -Bardzo dziękuję! - Odpowiedział Polska i rzucił się na Prusaka, obdarzając go mocnym uściskiem. Gilbert był przez to zdezorientowany, ale nie przeszkadzało mu to. - Dziękuję ci za to. - Eliza zaśmiała się, a Francis lekko posmutniał. 

          -Właściwie, to Francis wyłożył kasę na bilety i je kupił. - Powiedział Prusy i odepchnął lekko Polskę od siebie. Feliks był tym niepocieszony, ale był też lekko zdziwiony, że jednak zrobił to Franca. 

          -Oh, dzięki. - Powiedział szybko blondyn i z powrotem przytulił Prusaka. Francja był wdzięczny za chociaż te lipne podziękowania. Cała czwórka weszła do samochodu i pojechali do domu Feliksa. 

***

I mamy kolejny rozdział. Jednak się wyrobiłam. 

Pora na trochę narzekania z mojej strony. Moim skromnym zdaniem, ten rozdział jest słaby. Nie działo się zbyt wiele ciekawych rzeczy, a jak coś było, to wyszło słabo i bardziej śmiesznie i głupio niż poważnie. Ogólnie, to od kilku ostatnich rozdziałów nie biorę tego opowiadania na poważnie, bo to co się tutaj dzieje, to komedia, a nie dramat. 

Jak już możecie się spodziewać, Wycieczka nie będzie już tak bogata w dramaty i będzie spokojniej jak na początku, ale od czasu do czasu, będzie jakieś mocniejsze wydarzenie. Możecie pisać w komentarzach co sądzicie o tym rozdziale i dawać jakieś propozycje na wydarzenia, a może coś wykorzystam. 

Pora na kolejną sprawę. Na końcu lipca, lub na początku sierpnia, zaczynam nowe opowiadanie. Chcę jeszcze skupić się na Wycieczce, a potem wezmę się za coś nowego. To nie tak, że przestanę pisać Wycieczkę, bo jednak wypadałoby skończyć to opowiadanie i za bardzo je kocham, żeby tak po prostu je przerywać. Zakończenie Wycieczki jest datowane na wrzesień, albo październik. Jeszcze się zobaczy. 

To nowe opowiadanie będzie w tematyce szkoły, więc idealnie się wpasuje w czas wakacji. Mam nadzieję, że ten fakt wam nie przeszkadza. Ogólnie, to planuję ogromnie dużo opowiadań i zostawię tylko te najciekawsze pomysły, które zobaczycie... No, nie niedługo. 

Ostatni temat na dziś. Mianowicie, temat Ocen Shipów. Wiem, że od długiego czasu nie ma ocen, ale nie mam ochoty na to. Niedługo powinna pojawić się kolejna ocena i będzie to RusAme, o którym nie wiem co pisać, bo jest to... Dziwny ship. Szczególnie jeśli mówimy o dzisiejszych relacjach USA i Rosji i nie tylko. 

Więc, to na tyle w tym rozdziale! Mam nadzieję, że wam się podobał i nie bolą was po nim oczy. Do zobaczenia w następnym rozdziale, który najprawdopodobniej będzie w czwartek! 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro