Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[26] Nasza przyszłość nigdy nie nastąpi

Witam was! Dawno nie było rozdziałów, prawda? Jak już możecie wiedzieć, zepsuł mi się laptop i w ciągu dalszym jest w naprawie. Rozdział ten jest pisany na telefonie, a nadal nie jestem przyzwyczajona do pisanie obszernych tekstów na telefonie, więc jeśli ten rozdział wyjdzie słabo, to przepraszam.

Niektórzy mogą już wiedzieć, ale jeśli nie, to mówię teraz. Wycieczka zbliża się do osiągnięcia 10k wyświetleń. Co prawda, wybicie tej sumy jeszcze trochę zajmie, ale już teraz oferuje wam bonus z tej okazji. Tym bonusem, jest ten rozdział. Mam zamiar napisania tutaj 10k słów bez mojej gadaniny, a przynajmniej coś koło tego. Jeśli to wam nie wystarcza, planuję jeszcze napisać 10k słów Grupy Światowej, która już gościła w poprzednich rozdziałach.

Co do rozdziału, przepraszam bardzo osoby, które nie lubują się w mpreg. W tym rozdziale i pewnie w następnych będzie tego dużo, więc jeśli wam to nie odpowiada, zmieńcie sobie Feliksa, na Felicję, czy jak tam ma na imię Nyo!Polska. Proszę tylko o nie pomijanie tych fragmentów, bo są ważne dla fabuły.

Ten rozdział może być też wyjątkowo smutny i pewnie zapragniecie brutalnego mordu na mnie, jak skończycie czytanie. Mam nadzieję, że mimo tego, rozdział wam się spodoba i moja przerwa w pisaniu, nie wpłynęła negatywnie na jakoś pisania. Miłego czytania!

***

          Feliks wyszedł z łazienki, trzymając w dłoni malutki przedmiot, który bardzo wpłynie na losy świata. Narodziny nowej personifikacji były, i nadal są, niezwykle ważnym wydarzeniem dla wszystkich.

          Trzeba było obgadać kwestie polityczne, ale nie tylko do tego ograniczały się nadchodzące narodziny. Był to również czas radości i ekscytacji dla świata, a szczególnie przyszłych rodziców.

          Polska, mając już w głowie wizję wychowywania dziecka, wyszedł z pomieszczenia i pokierował się do salonu, gdzie pewnie siedział Prusy. Trochę obawiał się jego reakcji, ale na pewno nie zostanie wyrzucony z domu. Gilbert taki nie jest.

          Szczęście, jakie towarzyszyło Feliksowi, było nie do opisania. Od długich wieków marzył o swoich dzieciach, i ogólnie o założeniu rodziny. Niestety, ta piękna nowina o dziecku miała też swoje minusy. Nie były jakieś ogromne i mocno odczuwalne, ale jednak były.

          Minusem, który przyprawiał blondyna o łzy rozpaczy, były wspomnienia jeszcze z wieku osiemnastego. Nikt o tym nie wiedział, poza nim. Sam nie lubił o tym myśleć, ale czasami to było konieczne. Jedyna osoba, która mogła się domyślać o co chodzi, była Węgry, ale wolała się nie pytać, bo wiedziała, że to może być krępujące pytanie.

          Zielone oczy zaszły trochę łzami. Po chwili, Polska otarł je i przejachał dłonią po brzuchu. Nie ma co się łamać. Przecież to przeszłość, nawet jeśli bolesna. Teraz na pewno czeka na niego szczęśliwa przyszłość.

          Feliks wszedł do salonu i tak jak się spodziewał, Gilbert siedział na fotelu i przeglądał coś w telefonie. Białowłosy w ogóle nie spojrzał na blondyna, co go lekko zirytowało. Podszedł do niego i kucnął obok.

          –Nawet nie spytasz czego chce? — Powiedział Polska i walnął delikatnie partnera w ramie. Prusy, nareszcie, zwrócił na niego uwagę.

         –Co chcesz, Fela? — Feliks zmarszczył czoło, słysząc to zdrobnienie. Od dłuższego czasu, to zdrobnienie go denerwowało i nie życzył sobie, żeby ktoś do niego tak mówił.

          –Nie nazywaj mnie tak.

          –Jeszcze niedawno oczekiwałeś, żebym używał zdrobnień. — Albinos przejechał ręką bo blond włosach drugiego chłopaka. Ten fuknął, jakby robiono mu ogromną krzywdę. — Więc, czego chcesz?

          –Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego. — Odpowiedział zielonooki i usiadł na kolanach białowłosego. — Mam nadzieję, że nie będziesz zły.

          –Zależy co się stało. Po prostu powiedz, a potem oceń, czy dalej będziemy małżeństwem. — Prusy się zaśmiał, ale jedyne co zrobił Polska, to delikatne uśmiechnięcie się. Jego oczy bardzo mocno posmutniały.

          –Więc... Uh, to jest trudne do powiedzenia. Nawet jeśli wiem, że twoja reakcja będzie dobra, to się boję.

          –Nie musisz. Będzie dobrze, Fela. — Gilbert przytulił Feliksa i pocałował go w policzek. Blondyn się lekko zarumienił.

          –Naprawdę obiecujesz, że będzie dobrze?

          –Raczej tak. — Polska uśmiechnął się szerzej i odwzajemnił uścisk. Poukładał myśli w głowie i powiedział sobie, że Prusy go nie okłamie. Na pewno będzie dobrze.

          –Wiem, że niejednokrotnie mówiłeś, że nie jesteś na to jeszcze gotowy, i że wolisz zaczekać, ale rzeczy których chcemy uniknąć, zawsze przychodzą w najmniej oczekiwanym momencie. Chociaż, to nie jest rzecz.

           –Mów konkretnie, Feliks.

           –Jestem w ciąży. Będziesz ojcem. Chciałeś konkretnie. — Gilbert rozszerzył oczy. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Feliks pewnie sobie żartował, a ostatnio miał skłonność do głupich żartów.

          –Nie mówisz poważnie.

          –Mówię całkowicie poważnie. Tutaj masz test. — Polska podał Prusakowi małe urządzenie, które sprawiło, że ten jeszcze bardziej nie rozumiał. Próbował ułożyć myśli w głowie, ale szło mu to bardzo nieudolnie.

          –Gilbert, powiedz coś. — Feliks zaczął się martwić, tym że jego partner tak milczy. Pewnie jest zły i zaraz na niego nakrzyczy. Łzy zaczęły mu się nabierać do oczu. W środku zaczęło się pojawiać nieopisywalne uczucie pustki.

          –J-jak to się stało?

          –Czy ja muszę ci tłumaczyć, jak działa seks?

          –Nie musisz, ale po prostu nie mogę w to uwierzyć. — Blondyn westchnął. Sam nie wiedział co o tym myśleć. Cieszył się, ale dopóki Prusy nie wyda ostatecznej reakcji, ich przyszłość jest pod znakiem zapytania.

          –Więc, co z tym zrobisz?

          –Jak to co? Nie pozostaje mi nic innego, jak zajęcie się tobą i dzieckiem. I oczywiście, pochwalenie się Francisowi i Tośkowi. — Polska zaśmiał się cicho, mając wiedzę o tym, że Prusy się cieszy. Już chciał znać reakcje pozostałych, ale na to jeszcze sobie poczeka.

          –Cieszysz się? — Spytał jeszcze Feliks i wtulił się w Gilberta, wcale nie po to, żeby zobaczyć jak opisuje swoją euforię w wiadomościach.

          –Oczywiście, że się cieszę, ale dalej się denerwuję. Przecież wiesz, że nie byłem i nie jestem gotowy na ojcostwo.

          –Wiem, ale będzie dobrze. Razem sobie poradzimy, a na pewno dostaniemy jeszcze pomoc innych personifikacji. — Białowłosy zaśmiał się cicho i wysłał wiadomość z nowiną do Francji i Hiszpanii.

          –Masz jakieś pomysły na imiona? — Polska wiedział, że teraz jest za wcześnie na myślenie nad imieniem dla dziecka, kiedy nie zna się jego płci i ilości tych dzieci, ale chciał wiedzieć, czy Prusy ma już jakieś wstępne pomysły.

          –Nie za wcześnie na myślenie o tym? Przecież wiesz, że jak będzie córka, to nawet bez twojej zgody, nazwę ją Anastazja.

          –Jesteś taki przewidywalny.

          –Ty też, kotek. — Gilbert ucałował Feliksa w czoło i wziął się za czytanie odpowiedzi Francisa i Antonia.

*** 2 lipca ***

          Polska czuł jak coś, a raczej ktoś, głaszcze go po ramieniu. Miał wrażenie, że to Prusy, ale szybko się okazało, że już dawno opuścił krainę marzeń i szczęśliwych snów. Przetarł oczy i otworzył je powoli. Rozejrzał się po pokoju i zdał sobie sprawę z tego, że są już u Litwy w domu.

          –Moje gadanie było aż tak nudne, że zasnąłeś? - Spytał Taurys, uśmiechając się pogodnie.

          –Dobry Boże, przepraszam! To było bardzo nieuprzejme z mojej strony, wybacz. Po prostu jestem zmęczony, nie czuję się ostatnio najlepiej.

          –Nie musisz się tłumaczyć. Twoje dobro jest najważniejsze dla nas wszystkich. Idź się jeszcze prześpij.

          –Mieliśmy rozmawiać.

          –Jaki sens ma rozmowa, kiedy źle się czujesz? — Litwa uśmiechnął się przekonująco, a Polska westchnął. Nie podobało mu się takie rozwiązanie spraw, ale drzemka zdecydowanie mu się przyda.

          –No dobrze... Jeszcze raz przepraszam.

          –Naprawdę nie musisz. Jest dobrze. — Feliks spuścił głowę i wyszedł z salonu. Czuł się źle z zostawianiem Taurysa samego. Cały czas, tylko on, troszczył się o niego i nie odwdzięczył się w żaden sposób. Chciał zrekompensować Taurysowi tą opiekę zwykłą rozmową, ale nawet to mu się nie udało.

          Szedł powoli przez korytarz, kierując się do przeznaczonego mu pokoju. Czuł się coraz gorzej. Złapał się szybko za brzuch, jakby chciał sprawdzić czy dziecko nadal tam jest. Niestety, na dobre wyszedł ze swojego wymarzonego świata.

          Łzy zaczęły spływać mu po twarzy. Znowu stracił swoje kochane dziecko, które nawet jeszcze nie istniało. Nie wiedział czy kiedykolwiek będzie istnieć. Prędzej się zabije, niż założy własną rodzinę. Pozostawała mu tylko pamięć o tym, co mógł mieć kiedyś.

          Na dobre się rozpłakał. Nie potrafił tego hamować. Życie tak bardzo mu udowodniło, że nie powinien istnieć. Tylko czekał, aż ktoś przyjdzie zobaczyć co się z nim dzieje. Po długiej drodze, dotarł do swojego pokoju i położył się na łóżku. Chciał jeszcze raz poczuć, jak to jest być szczęśliwym.

***

          Węgry oglądała widoki, jakie były za oknem. Jej samopoczucie było bardzo słabe, przez co nie miała na nic siły. Nie potrafiła radzić sobie z depresją Polski, więc postanowiła się minimalnie odciąć od jego problemów, żeby zadbać o siebie.

          Mocniej ścisnęła nóż, który trzymała w dłoni. Nie wiedziała dlaczego go wzięła. Idąc do przydzielonego niej pokoju, przechodziła obok kuchni i jej uwagę przykuł właśnie ten nóż i te go otaczające.

          Miała wrażenie, że wzięcia tego noża źle o niej świadczy. W głowie nawet przeszła myśl tego, że wariuje, ale szybko to wykluczyła. Nie mogła zwiariować. Nawet jeśli teraz było jej ciężko, zawsze była silna psychicznie i nie mogła oddać się swoim chorym fantazjom.

          Czuła, że musi go do czegoś wykorzystać. Miała potrzebę skrzywdzenia kogoś, czegoś, żeby poczuć ukojenie. Nie była na tyle powalona, żeby od razu się ciąć jak Feliks. Byli przyjaciółmi i robili wiele tych samych rzeczy, ale w przeciwieństwie do niego, Eliza była zdrowa.

          Spojrzała na zwykłą roślinkę w doniczce. Głupio jej było niszczyć cudzą własność. Litwa może się zdenerwować, ale nie pasował on nigdy do typu osoby, która wkurza się i obraża o byle bzdury. Roślinka również była bzdurą. Bezużytecznym przedmiotem, który był tylko elementem ozdobnym.

          Przesunęła do siebie przedmiot i ujęła w palce jeden liść. Po chwili, zaczęła go odcinać z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zawsze czerpała przyjemność z zadawania komuś, lub czemuś, cierpienia i teraz nie było inaczej.

          Odcięła jeden liść, drugi, trzeci, aż w końcu pozbyła się wszystkich, co sprawiło, że roślina wyglądała na bardzo pustą. Taką ponurą. Zaczęła czuć w środku niewyobrażalny ból, jakby poczucie winy atakowało ją za zniszczenie niewinnej rzeczy.

          Ten kwiatek również miał prawo do dalszego rozwoju. Miał prawo do czerpania promieni słonecznych, rośnięcia i picia wody, która była tak niezbędna do życia, a ona właśnie to zakończyła. Nagle posmutniała. Odebrała kolejne piękne życie.

          Ścisnęła mocniej ostrze i położyła się na łóżku. Wzięło ją na rozmyślanie o życiu. Nigdy tego nie lubiła. Nie widziała siebie w roli smętnego myśliciela, który ma poczucie winy po zakończeniu żywota niewinnej istoty. Zaczęła rozglądać się po pokoju, jakby szukała czegoś ciekawego, co również mogłaby skończyć.

          Sypialnia ta nie wyróżniała się niczym szczególnym. Białe ściany, szafa, komoda, zdjęcie Łotwy i Estonii, łóżko, niebieski dywan i trzy roślinki, w tym jedna zniszczona. I ona, Węgry. Nie pasująca kompletnie do schematu pokoju. Za bardzo się wyróżniała.

          Była tylko chwilowym dodatkiem, nowością, która i tak za chwilę zniknie. Zdała sobie sprawę z tego, jak bardzo ludzie mogą nie pasować do ogółu, jak bardzo mogą zakłócać spokój w danych miejscach, jak bardzo mogą wpłynąć na przyjęty kanon.

          Jednocześnie poczuła się tak słaba i bezużyteczna, ale też poczuła się silna, jak pani całego świata. Zdała sobie sprawę z tego, że mimo swojej bezużyteczności i przemijalności, może wpłynąć na przyjęty wygląd i charakter danych osób, rzeczy, czy zjawisk. Może wpłynąć na kanon siebie samej.

          Mogła się zmienić. Mogła zmienić siebie samą. Mogła zmienić to, co inni przyjęli jako kanon, chociaż ten kanon nigdy nie powstał, bo każdy się cały czas zmienia. Najdrobniejsza zmiana w niej, mogła stać się jej nową wersją, chociaż dalej będzie tą samą osobą.

          Spojrzała na nóż, pomyślała o kilku rzeczach, i stwierdziła, że bardzo miło by było się zmienić. Tak, że wszyscy będą niedowierzać, przecierać oczy i pytać czy to naprawdę ona. Zawsze chciała wiedzieć, jak to jest świadomie zadać sobie ból, na własne życzenie. Psychika masochistów od zawsze ją interesowała.

          Przyłożyła ostrze do brzucha i zamknęła oczy. To będzie tylko jedno, niewinne ciachnięcie. Mała rysa, która mimo tego, że nie zmieni wiele w kanonie, zrobi z niej kogoś nowego. Nowy wygląd, nowe doświadczenie i nowa część charakteru. Tego chciała od kilku ostatnich lat.

          Już chciała wbić nóż w swoje ciało, aż nagle usłyszała jak ktoś wchodzi do pokoju. Była zniesmaczona faktem, że jej przerwano. Zawsze w takich momentach ktoś musi przeszkodzić. W głębi serca, była szczęśliwa, że jej przerwano. Gdyby mogła to w spokoju zrobić, pewnie doszłoby do tragedii, a ktoś musi zająć się Feliksem.

          Francja stanął zszokowany w przejściu, dalej patrząc na Węgry. To wyglądało bardzo źle. Szybko do niej podszedł i usiadł obok. Tylko tego brakowało do kompletnego zawalenia harmonii w świecie, żeby Erizabeta się zabiła.

          –Co ty myślisz, że robisz?! — Spytał i wyrwał dziewczynie nóż z dłoni. — Przecież to mogło zakończyć się tragedią. Kompletnie postradałaś zmysły? Feliks sobie bez ciebie nie poradzi! Austria pewnie też by się załamał!

          –Przepraszam, poniosło mnie.

          –Jeśli myślisz, że przeprosisz i będzie okej, to jesteś w błędzie. Dlaczego chciałaś się dźgnąć? Coś ci w życiu nie pasuje? — Eliza westchnęła. Nie chciała się tłumaczyć ze swoich rozmyślań i chorego zamiłowania do zadawania bólu. Francis by nie zrozumiał.

          -Powiedziałam, że mnie poniosło. Tyle informacji ci wystarczy.

          –Nie wystarczy, bo się martwię. Wszyscy cię potrzebujemy i byłaby ogromna strata, gdybyśmy cię stracili. Powiedz co się dzieje. — Francja przybliżył się odruchowo, przez co Węgry poczuła się niekomfortowo. Wiele od niej wymagało, żeby nie uderzyć tego debila w twarz.

          –To był tylko jeden taki incydent. Więcej się to nie powtórzy. Czasami robię dziwne rzeczy, ale nigdy nie mają złych skutków. Nie musisz się martwić.

          –Gdybym teraz nie przyszedł, to pewnie byś się zadźgała. Wiem, że to nie mój interes, ale łatwiej będzie mi cię zrozumieć, kiedy będę wiedział o co chodzi. — Erizabeta odwróciła wzrok i ponownie rozejrzała się po pokoju. Zaczęła dostrzegać więcej szczegółów, jak na przykład, brud na suficie.

          –Powiem dlaczego chciałam to zrobić, jeśli powiesz po co przyszedłeś. — Eliza uśmiechnęła się przekonująco. Wiedziała, że udało jej się odwrócić uwagę Francisa od głównego tematu i na chwilę ma spokój. Interesowało ją również, dlaczego Francja uraczył ją swoim widokiem.

          –Uh... Martwię się o Gilberta i Feliksa. Znowu coś jest coś z ich relacjami nie tak, a na dodatek wbił do historii Taurys i wszyscy doskonale wiedzą, że on i Gilbo się nie lubią, Taurys ma crusha na Feliksie, który z kolei jest zakochany w Gilbercie. Zawsze nie lubiłem trójkącików miłosnych. Czuję się źle z tym wszystkim, tym bardziej, że jestem świadom tego, że nic w tym nie zmienię.

          –Dlaczego po prostu nie pogadasz, z którymś z nich? Jestem pewna, że rozmowa tobie, jak i im, zrobi dobrze. Jestem też prawie pewna, że Feliks mniej sobie życzy interakcji z tobą, mówił, że nie chce się denerwować. Ostatnio narzeka na jakieś sny.

          –Jakie sny? — Francja się zainteresował. Okazuje się, że ta historia jest bardziej ciekawa niż przypuszczał, albo to kolejny nieistotny szczegół, który nic nie wnosi do fabuły.

          –Sama nie wiem, nie chce mi mówić. Jedyne co mi powiedział, to że twierdzi, że są prorocze, ale sam wyśmiał swoją teorię.

          –To zabawne, bo Gilbert też ostatnio narzeka na jakieś sny. Myślisz, że są jakoś ze sobą powiązane? — Erizabeta zaśmiała się, jakby usłyszała jakiś dobry żart.

          –To brzmi absurdalnie. Każdy ma jakieś dziwne sny i koszmary, nie muszą być od razu powiązane. Wiesz co konkretnie się Gilbertowi śni? — Francis zamyślił się na chwilę i podrapał po brodzie. Prusy jakoś nigdy nie rozbudowywał tematu swoich snów i mówił tylko tak ogólnie.

          –Na pewno są o tym co jeszcze się nie wydarzyło. Gilbert również twierdzi, że są prorocze, ale nie wyśmiał tej tezy.

          –Zainteresowałeś mnie, mów dalej. — Eliza się przybliżyła, żeby lepiej słyszeć i pokazać swoje zaciekawienie.

          -Raz Gilbertowi śnił się jego ślub z Feliksem. Ponoć będzie dobry tort. Mówił też coś o dzieciach, że będą mieli dwie córki. Mówił też, że w tych snach ma wspomnienia z tej wycieczki. Ponoć, kiedy będziemy u Finlandii, Feliks ucieknie z domu, żeby się zabić. — Węgry nie chciała wierzyć w to co słyszy.

          –Gilbert wie co będzie się działo, przez całą wycieczkę?

          –Tylko fragmenty. Musisz przyznać, że bardzo ciekawa sprawa.

          –Tak... — Erizabeta zamyśliła się. Nagle przypomniała sobie o jednym śnie, o którym opowiadał jej Polska. — Feliks raz mi mówił, co mu się śniło.

          –Co? — Spytał od razu Francis.

          –Mówił, że ma tylko przebłyski. Będzie to u Litwy, — Na te słowa serca ich obojga szybciej zabiły. — widział dach, swój wymarzony świat i miał uczucie jakby spadał. Obudził się z ogromnym bólem nogi i pleców. — Blondyn nic nie odpowiadał przez chwilę.

          –To na pewno ma duże znaczenie dla przyszłych wydarzeń. — Odpowiedział po chwili. — Musimy bardzo zwrócić uwagę na Feliksa, jeśli nie chcemy, żeby doszło do tragedii. I powinniśmy pogadać z nimi o tych snach, które mają. One wszystkie mogą znaczyć ważne rzeczy.

          –Dziwię się sobie samej, ale muszę przyznać ci rację. — Francja prychnął urażony.

          –Gilbert też mówił, że pewnego wydarzenia śnią mu się dwie wersje. Raz szczęśliwa, raz zła.

          –Daj przykład.

          –Zakończenie wycieczki, u Kanady. — Węgry denerwowała się jeszcze bardziej. Przyszłość była niezwykle niepewna. — Dobra wersja, gdzie Feliks i Gilbert zostają parą i wszyscy są zadowoleni, i zła wersja, gdzie Feliks zabija się na oczach Gilberta i jest tragedia.

          –Skąd mamy wiedzieć, która wersja jest prawdziwa? Czy jakakolwiek z tych jest prawdziwa?

          –Musimy doprowadzić do takiego zakończenia, o jakim marzymy, czyli o dobrym. — Eliza przełknęła ślinę. Zapowiadały się ciężkie czasy.

          –Idź już, muszę przetworzyć te informacje. — Węgry spuściła głowę i zamyśliła się. Nie reagowała już na słowa Francji o tym, dlaczego chciała się zadźgać. Francis postanowił odpuścić i wyszedł z pokoju. Zapragnął pogadania z Prusami.

***

          Węgry spoglądała na gwieździste, nocne niebo. Widok ten był cudowny i mogłaby go oglądać każdej nocy. Przyprawiał ją o marzycielski nastrój, chciała zrobić coś konstruktywnego, chciała żyć. Pozwoliło jej to się wyciszyć po rozmowie z Francją.

          Mimo tego, że by już lipiec, nocą miał miejsce dość chłodny wiatr. Opatuliła się mocniej kocem i pomyślała o wieczorach, kiedy Austria ją mocno przytulał i całował. To były cudowne wspomnienia.

          Nagle usłyszała dzwonek telefonu. Sięgnęła po niego, zastanawiając się kto dzwoni o tej porze. Była mile zaskoczone widząc, że to właśnie Austria. Niewiadomo czemu, poczuła zapach jego zdecydowanie za drogich perfum.

          –Halo? — Powiedziała cicho, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy. Serce mocniej jej zabiło, gdy usłyszała oddech Rodericha.

          –Witaj, Elizo. Wybacz, że dzwonię tak późno, ale musiałem zrobić dzisiaj jeszcze kilka rzeczy.

          –Nie musisz przepraszać. Masz swoje życie, o które musisz zadbać.

          –Ale mam też dziewczynę, z którą nie kontaktowałem się od prawie dwóch tygodni. — Obydwoje się zaśmiali. — Tęsknię za tobą. — Dodał po chwili Austria. — Życie bez ciebie jest nudne. Ile zostało jeszcze tej wycieczki?

          –Też za tobą tęsknię, ale już niedługo się zobaczymy. Obecnie jesteśmy u Litwy i jest nawet dobrze.

          –Co u Feliksa? — Erizabeta na chwilę zamilkła. Nie miała ochoty na mówienie o tym, ale było to chyba nieuniknione. Roderich, jak każdy inny, miał prawo wiedzieć.

          -Mogło być lepiej... Gilbert skutecznie pogarsza jego stan, ale bez niego, Feliks się załamuje. Ja już nie wiem co robić. Feliks chce się zabić kilka razy dziennie, cały czas się tnie, płacze. Czuję się w tym taka samotna. — Roderich przez długą chwilę nic nie odpowiadał. Zastanawiał się nad odpowiedzią.

          –Skoro jest tak źle, to wyślijcie Feliksa do szpitala psychiatrycznego. Jestem pewien, że to mu zrobi lepiej niż jakieś podróżowanie. Zostało powiedziane, że ta wycieczka ma sprawiać mu przyjemność, a na razie sprawia mu tylko cierpienie.

          –Też chcę go wysłać do leczenia się, ale on nie chce. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, ale wiem, że przerwanie podróży źle na niego wpłynie.

          –Wolisz, żeby się męczył?

          –Nie chcę...

          –No właśnie. Zostańcie jeszcze u Litwy na ten tydzień i powiedz Polsce, że tutaj trzeba zrobić przerwę i wysłać go na leczenie. Musi zrozumieć. — Eliza westchnęła. Roderich miał tutaj rację i musiała przystać na jego słowa. Dobro Polski było najważniejsze, ale tym dobrem teraz była porządna opieka lekarzy.

          –A jeśli nie zrozumie i zrobi aferę?

          –To nie jest ważne. Jeśli cały czas będziesz mu ulegać, nie wyleczy się. To wszystko zaszło już za daleko, jego depresja jest zbyt silna i może przejąć kontrolę w każdej chwili. Lepiej, żeby Feliks zaczął się leczyć w ten sposób, niż żeby zgodził się na to dopiero po nieudanej próbie samobójczej.

          –Dobrze, zrobię to. Postaram się, żeby było już tylko lepiej. — Ponownie zapanowała cisza, która była przerywana ich oddechami i szumem wiatru. Węgry mocniej przykryła się kocem, chcąc żeby teraz był obok niej Austria. — Niedługo znowu się zobaczymy. — Powiedziała po chwili.

          –Mam taką nadzieję. Może my również kiedy wybierzemy się na taki długi, wspólny urlop. Byłoby fajnie.

          –Dobry plan. Będzie to dobry sposób na zrekompensowanie tych wszystkich miesięcy, kiedy nie byliśmy razem. — Roderich przytaknął, chociaż Erizabeta nie była w stanie tego zobaczyć. Wiedziała jednak, że ten zgadza się z jej słowami.

          –Jest późno. Powinnaś iść spać. Musisz zyskać dużo sił na jutro.

          –Dlaczego ty zawsze musisz mieć rację? Już idę spać. Nie musisz się tak martwić. — Obydwoje się zaśmiali. — Dobranoc. — Dodała po chwili dziewczyna.

          –Miłej nocy. — Odpowiedział Austria i rozłączył się.

***

          Prusy siedział na jednym z krzeseł w szpitalu. Dookoła było mnóstwo ludzi, uśmiechniętych czy smutnych. Każdy został tu zwabiony z innego powodu, a on czekał podekscytowany aż lekarz przyjdzie i oświadczy mu, że poród przeszedł pomyślnie.

          To miała być już jego druga córka. Pierwsza spokojnie czekała w domu, pod opieką Węgier, aż rodzice i młodsze rodzeństwo wróci do domu. Nie potrafił ukrywać swojego szczęścia, nawet tego nie chciał. Każdy powinien wiedzieć, że za chwilę zobaczy swoją drugą pociechę.

          Byli z nim Francja i Austria. Potrzebował towarzystwa, w czasie oczekiwania. Bez nich by tylko mocniej się denerwował, a na dodatek, nudził. Rozejrzał się zniecierpliwiony. Chciał, żeby lekarz już przyszedł i pozwolił na spotkanie się z Polską.

          –Nie kręć się tak, bo ludzie dziwnie patrzą. — Skomentował Roderich, zauważając że Gilbert się wierci.

          –Gdybyś ty czekał aż lekarz pozwoli ci na zobaczenie się z Elizą i waszym dzieckiem, również byś się niecierpliwił. Zrozum mnie.

          –Rozumiem cię, ale to nie znaczy, że masz się zachowywać jak idiota. — Austria odszedł, a Prusy prychnął w odpowiedzi. Nie zachowywał się jak idiota.

          –Bardzo się niecierpliwisz. Trochę spokoju. Za chwilę lekarz pewnie przyjdzie. — Skomentował Francis i usiadł obok przyjaciela. — Jakie będzie mieć imię córeczka? — Francja przybliżył się. Gilbert zamyślił się, jakby szukała pierwszego lepszego imienia, byle Francis się odczepił.

          –Poprzednio ja wybierałem, więc teraz chyba pozwolę na to Feliksowi. Nie wiem co wymyśli. — Blondyn przytaknął i zmrużył oczy. To nie był jeszcze koniec rozmowy.

          –Jeśli mam być szczery, myślałem że wymyślisz jakieś dziwne, niespotykane imię, a ty wyskoczyłeś z Anastazją, dla pierwszego dziecka. Dalej jestem mile zaskoczony, chociaż minęło już trochę lat.

          –Nie jestem fanem krzywdzenia dzieci, już na starcie ich życia. Poza tym, Feliks by mnie zabił za wymyślenie jakiegoś dziwnego imienia. — Najprawdopodobniej rozmowa byłaby kontynuowana, ale Prusy zauważył lekarza. — Muszę iść. — Dodał szybko i wstał ze swojego miejsca.

          Francja i Austria poszli za nim. Oni również chcieli już zobaczyć Polskę, i co najważniejsze, dziecko. Prusy pełny radości podszedł do doktora, mając na ustach delikatny uśmiech. Zatrzymał się przed nim.

          –Pan Beilsmichdt? — Spytał mężczyzna, na co Prusy przytaknął. — Poród dobiegł końca.

          –Domyślam się. — Powiedział albinos, uśmiechając się coraz szerzej. — Mogę iść zobaczyć Feliksa? — Doktor skrzywił się i spuścił głowę. Zakaszlał, żeby ponowić swoją wypowiedź.

          –Właśnie tu jest problem. — Gilbert zaczął się martwić. Nie sądził, żeby stało się coś złego, ale słowa lekarza, jego mimika twarzy i sposób w jaki mówił, wskazywały na najgorsze zakończenie. Francja i Austria stanęli za Prusakiem.

          –Co się stało?

          –Jakby to powiedzieć... Z dzieckiem wszystko dobrze, ale Polska... — Dla doktora również sytuacja nie była łatwa. Przekazywanie takich informacji zawsze było trudne.

          –Proszę mówić. — Powiedział poważnym tonem albinos.

          –Gilbert, denerwowanie się nic nie da. — Dodał Francis i złapał przyjaciela za ramię.

          –Feliks nie przeżył porodu. — Prusy nagle poczuł, jak cały jego świat się wali. Nie mógł w to uwierzyć. Wszystko miało być dobrze. Miał wychowywać z ukochanym dwójkę dzieci, mieszkać razem i dzielić ze sobą każdy dzień. To nie mogło się stać.

          –Nie mówi pan poważnie. — Powiedział Francja, widząc że Prusy nic z siebie nie wydusi.

          –Bardzo mi przykro, ale to niestety prawda. — Lekarz odwrócił się i odszedł. Gilbert dalej wpatrywał się tępo przed siebie. Słowa lekarza dalej nie zostały zaliczone do prawdziwych.

          –To nie może być prawda... To nie mów być, kurwa, prawda! — Prusy zaczął płakać. Rzucił się w ramiona Austrii, a ten delikatnie go przytulił. Przyszły ciężkie czasy. — Wszystko miało się dobrze potoczyć... Miałem wrócić z Feliksem i dzieckiem do domu, być z nim szczęśliwy, wszystko miało być dobrze! Dlaczego to się tak skończyło?! — Prusy nie zwracał uwagi na ludzi, którzy się na niego patrzyli. Cierpiał i nie obchodzili go.

          –Tego nie wiemy... — Powiedział Roderich i puścił kuzyna. Ten otarł łzy dłonią.

          –Płacz nic nie da. — Zaczął Francja. – Znajdź w tym pozytywy. Masz dziecko. — Gilbert odwrócił się powoli w stronę Francisa. Nie mógł uwierzyć w to, że jego przyjaciel powiedział coś takiego.

          –Pozytywy? Przepraszam bardzo, ale jakie pozytywy? Na co mi dziecko, kiedy nie mam z kim go mieć?! I jak według ciebie mam nie płakać?! — Prusy darł się na cały szpital. Jeden z pielęgniarzy, przechodzących obok, nawet nie chciał go uspokajać. Sam znał ból straty ukochanej osoby. — To oczywiste, że będę po nim płakał... Oczywiste jest, że będę cierpiał! Wszystko zawaliło się tak szybko...

          –Gilbert, wiem że teraz ci ciężko, ale nie możesz się załamać. Musisz zająć się dziećmi, musisz dla nich żyć.

          –Nie chcę takiego życia. — Albinos odwrócił się i odszedł. Chciał zobaczyć Polskę ten ostatni raz, pożegnać się z nim. Już wyobrażał sobie ból pozostałych. Płacz Czech, bo straciła brata, cierpienie Węgier, bo straciła przyjaciela. Załamanie Włoch, bo stracił bliską mu osobę, pytające się dzieci gdzie mama.

          Szedł już spokojniej po korytarzu, chociaż w środku dalej trzymał ból. Życie tak nagle straciło sens. Chciał znaleźć tego lekarza. Sam nie mógł wejść do sali, gdzie leżał Feliks. W końcu go znalazł.

          –Przepraszam, mogę zobaczyć Polskę? — Starał się, żeby jego głos brzmiał jak najbardziej wyraźnie. Lekarz zmarszczył czoło.

          –Sądzę, że to niemożliwe.

          –Bardzo proszę. Chcę go jeszcze raz zobaczyć. — Doktor zamyślił się, aż w końcu postanowił się zgodzić. Jeśli taka była wola Prus, musiał ją zaakceptować.

          –Niech będzie, ale tylko na chwilę. — Gilbert przytaknął i zaczął iść za mężczyzną. Serce mu szybciej zabiło, kiedy byli już przed tą salą. Lekarz otworzył drzwi i przepuścił albinosa w przejściu. Odszedł bez słowa. Prusy jeszcze przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno chce to robić. To będzie trudne. Aż w końcu, wszedł z ogromnymi obawami.

          Z pod białego prześcieradła, wystawała blada dłoń. Prusy doskonale wiedział do kogo należy. Nie umiał powstrzymywać łez. Powoli podszedł do łóżka i dostawił sobie krzesło. Usiadł na nim i złapał dłoń w swoje dłonie. Była zimna, bez życia. Więcej łez poleciało, kiedy dostrzegł pierścionek zaręczynowy i ślubny. Miał przed sobą wspomnienia z zaręczyn i ślubu. Jeszcze wtedy był szczęśliwi. Razem byli szczęśliwi.

          Odkrył trochę ciało spod prześcieradła, jakby chciał zobaczyć czy to aby na pewno jego Feliks. Oczywiste było, że to on. Jego twarz była równie blada, co reszta ciała. Usta były lekko rozchylone i nie miały tego cudownego różanego koloru. Na policzkach dalej było widać zaschnięte ślady łez. Prusy przejechał palcem po mokrym śladzie. Kontakt z zimnym, martwym ciałem przyprawił go o dreszcze.

          Pocałował blondyna w czoło i jeszcze raz spojrzał załzawionymi oczami na pierścionki na jego dłoni. To było dla niego za dużo. Tak bardzo chciał cofnąć czas, naprawić wszystko. Doskonale wiedział, że te koszmary sprzed kilku lat okażą się prawdą. Dlaczego łudził się, że jednak te szczęśliwe sny będą wyznacznikiem jego przyszłości?

          Nagle usłyszał jak ktoś wchodzi do sali. Odwrócił się i cicho westchnął, widząc lekarza, którego wcześniej prosił o pozwolenie na wejście tutaj. Nie chciał jeszcze wychodzić. Chciał być z Feliksem, tak jak wcześniej.

          –Bardzo proszę pana o wyjście. Musimy jeszcze powiadomić polski rząd o śmierci personifikacji. — Gilbert nic nie odpowiedział. Spojrzał znowu na ukochanego, nie zwracając uwagi na lekarza. — Panie Beilsmichdt, proszę wyjść.

          –Dlaczego go nie ratowaliście? Dlaczego?! — Doktor wzdrygnął się słysząc podniesiony głos Prus.

          –Robiliśmy co w naszej mocy, żeby go uratować.

          –Gówno prawda! Nic nie zrobiliście! Dlaczego nie spytaliście się mnie kogo ratować?!

          –Była możliwość ratowania tylko dziecka. Woli pan stracić dwie ukochane osoby? — Gilbert nic nie odpowiedział. Otarł łzy i pocałował dłoń ukochanego. Wstał, przeleciał wzrokiem po nim i jeszcze raz i szepnął ciche "żegnaj".

          –Przepraszam za robienie kłopotu. — Powiedział na pożegnanie i wyszedł. Nie chciał tu być ani chwili dłużej.

***

          Deszcz lał się z nieba, przez co droga na cmentarz była utrudniona. Wszystkim towarzyszył zły humor, co dziwne nie było. Na pożegnanie Polski przyszła prawie cała Europa, Ameryka i kilka personifikacji z Azji. Nawet jeśli nie zjawiły się wszystkie kraje, cały świat był pogrążony w żałobie.

          Trumna miała już zostać rzucona do dołu. Cmentarz wypełniał płacz i jęki bólu. Czasami ktoś coś skomentował cicho, ale mało kogo to obchodziło. Ksiądz powiedział jeszcze resztę swojej kwestii i trumna została złożona do dołu.

          Węgry mocniej ścisnęła dłoń Austrii i kątem oka spojrzała na albinosa. Było widać, że Prusy ledwo się trzyma. Wytarła oczy i spojrzała na trumnę. Dlaczego wszystko potoczyło się w ten sposób?

          –Musimy z nim porozmawiać. On również potrzebuje wsparcia. — Powiedziała Czechy, spoglądając na Gilberta. Węgry przytaknęła na jej słowa.

          –Zrobimy to na stypie. — Odpowiedział Słowacja, mocniej przytulając siostrę.

          –Gilberta najprawdopodobniej nie będzie na stypie. — Do rozmowy postanowił dołączyć Austria. Pozostali spojrzeli na niego zaciekawieni. — Ciężko mu. Jeszcze w kościele mi mówił, że ledwo sobie radzi, i że chce wrócić do domu, do dzieci.

          –To jego decyzja i musimy ją uszanować. — Odpowiedział Jakub i zerknął na Gilberta. Zdecydowanie będzie lepiej jak wróci do domu. Musi się oszczędzać.

          –Gilbert, jak się czujesz? — Spytał Niemcy. Wiedział, że to pytanie było głupie i niepotrzebne.

          –A jak mam się czuć? Trochę ciężko, żebym teraz się uśmiechał i śmiał. — Ludwik przytaknął.

          –Będziesz zostawał na stypie? — Gilbert nic nie powiedział, tylko wzruszył ramionami. To była wystarczająca odpowiedź.

***

          Na cmentarzu zostało tylko kilku ludzi. Prusy usiadł na ławeczce, która była przed grobem. Spojrzał na wyryte w kamieniu imię "Feliks Łukasiewicz, Polska" i otarł jedną, samotna łzę. Chciał, żeby Polska teraz tu był, obok, ale było to po prostu nie możliwe.

          Węgry i Francja usiedli obok niego. Oni również byli tym przytłoczeni, ale tak jak Gilbert, musieli dać radę. Teraz ich obowiązkiem była pomoc mu w zajęciu się dziećmi. Wiedzieli, że nie będzie to łatwe zadanie, ale innego wyjścia nie było.

          –Co teraz zrobimy? — Spytał Francis, opierając głowie o ręce. — Nie możemy się załamać.

          –Dla mnie to najlepsze rozwiązanie. — Odpowiedział Prusy, bez ani jednej nuty żartu w głosie. Nie miał nastroju na żarty. Erizabeta spojrzała na niego niewyraźnie, jakby jego słowa ją zdenerwowały. Można powiedzieć, że tak właśnie było.

          –Nie możesz tego zrobić. Dzieci cię potrzebują. Musisz się nimi zająć, wychować je i dać im opiekę, którą powinny dostać. Przecież ci pomożemy.

          –I co z tego? Życie bez Feliksa nie ma sensu. Za bardzo go potrzebuję, żeby dać sobie radę bez niego. Chcę być z nim. — Węgry westchnęła i spojrzała za siebie. Austria, Niemcy i Włochy czekali przy bramie. Znowu spojrzała na grób i uśmiechnęła się lekko, na wszystkie dobre wspomnienia z Polską.

          –Pamiętacie tą wycieczkę?

          –Pamiętamy, wszyscy pamiętamy. — Odpowiedział Francja i zerknął na Prusaka. – Pewnie te wspomnienia ci nie pomagają, prawda Gilbert?

          –Dla Feliksa pewnie druga połowa wycieczki była lepsza niż ta pierwsza. Chciałbym wrócić do tamtych czasów. Życie było łatwiejsze.

          –Zależy, które momenty. — Eliza wstała i zwróciła się w stronę bramy. — Powinniśmy się już zbierać. Niektórzy już pewnie dojechali na stypę. Nie zaczną bez nas. — Nie czekając na odpowiedź pozostałych, Węgry odeszła. Francja zwrócił wzrok na przyjaciela, który tkwił w zamyśleniu.

          –Idziemy? — Spytał.

          –Możemy zostać jeszcze chwilę?

          –Powinniśmy już iść. Nie tylko dzisiaj przychodzisz na grób Feliksa.

          –I tak nie idę na stypę, więc po co mam iść? — Francja westchnął. Sytuacja była dość trudna.

          –Naprawdę nie chcesz iść?

          –Nie.

          –Jak chcesz. Trzymaj się. — Francis poszedł w stronę wyjścia, zostawiając Gilberta samego. Kiedy Prusy upewnił się, że nie ma nikogo dookoła, pozwolił sobie na rozpłakanie jeszcze jeden raz.

***

          Już nie dawał rady. Życie było trudniejsze niż przypuszczał. Życie bez Polski było okropne i nie do wytrzymania. Nie umiał sam wychować dzieci, zająć się krajem Feliksa i jeszcze ogarnąć samego siebie. Był na skraju wytrzymałości.

          Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze komentarze innych osób. Wiele ludzi zwalało za niego winę za śmierć Feliksa. Czechy, Słowacja, Białoruś, Litwa i parę innych osób, twierdziła że przyczynił się do śmierci Polski. Te słowa bolały.

          Najgorsze było, że mieli rację. Po części był odpowiedzialny za śmierć Feliksa. Polska niedługo przed porodem narzekał na słabe samopoczucie, które nie wynikało z samej ciąży, a czegoś więcej. Prusy mówił, że nie na potrzeby pójścia do lekarza, a teraz za to płacił. Zabił go. Był jedynym, którego można osadzić za śmierć Polski.

          Nie mógł żyć z tą świadomością. Była zbyt bolesna i prawdziwa. Gdyby wiedział, że to wszystko potoczy się w ten sposób, zrobiłby wszystko inaczej. Ale przecież wiedział. Miał te koszmary. Dlaczego z nich nie skorzystał? Od lat wiedział, że podczas ciąży będą jakieś problemy, ale nie zareagował. Wykazał się brakiem odpowiedzialności.

          Stanął na krześle i przywiązał linę do żyrandola. Takie zakończenie będzie odpowiednie. Zasługiwał na śmierć. To była jego kara za nie zadbanie o Feliksa, jako jego partner.

          Spojrzał na dwa łóżeczka dla dzieci. Przepraszał je w myślach za stchórzenie w wychowywaniu ich. Nie nadawał się na ojca, a jeszcze musiał zastąpić im matkę. Najwyżej ktoś inny się nimi zajmie. Obecnie siedziały u Austrii i Węgier, więc może oni zgodzą się na rolę nowych rodziców.

          Życie przeleciało mu przez oczami, aż nagle poczuł ciepłe przelatujące mu po ciele. Pokój wypełniło światło, które bardzo oślepiało. Na szyi pojawił się ból, ale nie zwracał na niego uwagi. Był już wolny. Mógł znowu być szczęśliwy.

*** 3 lipca ***

          Prusy otworzył szybko oczy. Znowu ten koszmar. Wstał i przetarł powieki, a następnie rozejrzał się po pokoju. Był w przydzielonym mu pokoju u Litwy. Poczuł mokre ślady na twarzy, które szybko otarł dłonią.

          Czuł się źle. Bał się, że Polska skończy tak samo jak w jego koszmarze, ale przecież też miał dobre sny z narodzinami drugiego dziecka, gdzie Feliks przeżywał, a dziecko rodziło się zdrowe. Już nie wiedział, która wersja jest prawdziwa.

          Poczuł się zobowiązany do powiedzenia Polsce o swoich snach i koszmarach. Wiedział, że on zrozumie, a miał wrażenie, że Feliks zmaga się z podobnym problemem co on. Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Musiał go znaleźć.

          Szedł szybkim krokiem i oddychał głośno. Naprawdę nie czuł się najlepiej. Głowa go bolała, ciężko mu się oddychało, nogi same się uginały i widok przed nim się rozmazywał. Aż nagle, zauważył Feliksa, stojącego przy drzwiach wyjściowych. Podbiegł do niego.

          –Feliks, możemy pogadać? — Spytał albinos, stając przed blondynem.

          –Oh, Gilbert... Wiesz, teraz nie za bardzo mam czas na rozmowę. Idę z Taurysem się przejść na miasto. — Prusy poczuł nie opisywalny gniew wewnątrz siebie. Znowu zaczął się zastanawiać co ten litwin ma czego on nie ma, ale przecież Polska był zakochany w nim, a nie w tym całym Litwie.

          –Nie zajmę ci dużo czasu, a to naprawdę ważne. Bardzo cię proszę o te dziesięć minut.

          –Gilbert, przez te wszystkie tygodnie spędzaliśmy razem każdy dzień, a z Taurysem nie widziałem się od kilku miesięcy. Chcę trochę z nim pobyć, bo zaraz znowu ruszamy w dalszą podróż. Obiecuję, że jak wrócę to pogadamy, dobrze?

          –Niech ci będzie. — Gilbert był szczerze niezadowolony, ale nic na to poradzić nie mógł. Kilka godzin może poczekać, chociaż jego duma trochę ucierpi. — Ale obiecaj, że jak wrócisz, to na pewno pogadamy.

          –Objecuję, przecież wiesz, że ja cię nigdy nie okłamie.  —Polska przytulił Prusaka. Tak dawno nie czuł jego ciepła.

          –Feliks, idziesz już? — Spytał Litwa, wyglądając zza drzwi. Gilbert, widząc go, poczuł jeszcze większe zdenerwowanie. Definitywnie Taurys próbował mu odebrać Feliksa, albo znowu sobie coś ubzdurał. Przez te sny i koszmary zrobić się bardzo przewrażliwiony.

          –Zaczekaj chwilę. — Odpowiedział Litwie Polska. — Jeśli ci bardzo zależy na tej rozmowie, to wytrzymasz. — Feliks uśmiechnął się i wyszedł z domu. Gilbert westchnął i patrzył jak blondyn opuszcza dom. Czuł niewyobrażalny gniew.

          –Uhuhu, ktoś tu jest zazdrosny.~ — Powiedział Francja, łapiąc przyjaciela za ramię. — Co jest tak ważne, że chciałeś z nim pogadać już w tej chwili?

          –Nie twój interes. — Odpowiedział szybko Gilbert i wyrwał się blondynowi.

          –Dlaczego jesteś taki nie miły? Ja ci wszystko mówię! No pochwal się. — Prusy westchnął i pomyślał sobie o tym, jakiego ma irytującego najlepszego przyjaciela. Już Hiszpania był lepszy. Chociaż nie...

          –Ty mi się nie spowiadasz ze swoich rozmów z Kanadą.

          –Ale na nie jestem w nim zakochany. — Francis się uśmiechnął, jakby myślał, że się uwolnił z tego niezręcznego tematu.

          –Twoje zachowanie i pamiętnik mówi co innego. — Francja odsunął się jak poparzony. To był cios poniżej pasa.

          –Czytałeś mój pamiętnik?!

          –Czytałem go tak samo, jak ty czytałeś pamiętnik mój i Feliksa.

          –Ty parszywy chuju. — Odpowiedział blondyn i założył ręce na piersi. Gilbert cicho się zaśmiał i zaczął odchodzić.

         – Hej, gdzie idziesz?! Jeszcze z tobą nie skończyłem! Wracaj tutaj! Dlaczego czytałeś mój pamiętnik? To moja własność. Wiem, że nie powinienem czytać twojego i Feliksa pamiętnika, ale ciekawość nie zjadła. Nie słuchasz mnie już, prawda? Nah, szkoda ślinę marnować. — Francja odwrócił się i poszedł do swojego pokoju.

***

          –Długo będziemy jeszcze szli do tego miejsca? — Spytał zniecierpliwiony Polska. — Nudzę się, a idziemy już z pół godziny.

          –Jesteśmy już prawie na miejscu. Wytrzymaj tą chwilę. — Odpowiedział Taurys i mocniej ścisnął dłoń Feliksa. Chciał go zaprowadzić do iście magicznego i pięknego miejsca, które na pewno poprawi mu humor.

          –Dlaczego w ogóle założyłeś mi ta opaskę na oczy? — Blondyn wskazał na czarną szmatkę, którą przyjaciel mu założył w trakcie drogi. Nie wytłumaczył dlaczego to zrobił, więc spytał.

          –Chcę, żeby to miejsce było kompletną niespodzianką. Uwierz mi, że nie będziesz żałować przyjścia tutaj. — Polska westchnął. Zapowiadały się jeszcze długie minuty drogi. Miał nadzieję, że Litwa nie kłamał z tym nie byciem zawiedzionym. Po kilku minutach, byli już w wyznaczonym przez Taurysa miejscu.

          –Już jesteśmy. — Litwa uśmiechnął się i zdjął opaskę z oczu przyjaciela.

          –No w końcu. Już myślałem, że nigdy tutaj nie dotrzemy. — Polska przetarł powieki i spojrzał na miejsce, w którym się znajdował. — Dobry Boże... — Feliks aż zaniemówił z wrażenia. To miejsce było cudowne. — Tu jest pięknie! Dziękuję za zabranie mnie tutaj. — Polska czuł jak jego dzień i humor od razu stają się lepsze.

         –Nie musisz dziękować. Gdyby nie było pięknie, to bym cię tutaj nie zabierał. — Taurys podszedł bliżej Feliksa i przyglądał się zachwytowi, który widniał w jego oczach. Znajdowali się na jakiejś górce, przy skarpie. Z tej wysokości był widok na łąkę, na której były kwiaty we wszystkich kolorach tęczy.

          –Bardzo dziękuję. Aż żałuję, że nie wziąłem telefonu czy aparatu. Byłyby piękne zdjęcia. — Taurys przytaknął i obydwoje usiedli przy skarpie, patrząc na łąkę.

          –Nie jesteś zły za moje przerośnięte ego? — Spytał Polska. Litwa nie do końca zrozumiał pytanie.

          –Co masz na myśli?

          –Przez cały ten czas, tylko ty dałeś o mnie, a ja nawet nie spytałem co u ciebie. Myślałem jedynie o swoich potrzebach i zapomniałem o tobie. Nie jesteś za to zły?

          –A wyglądam na takiego, który jest zły? Zrozum, że twoje zdrowie jest ważniejsze od tego co robiłem danego dnia. Nie ma nic złego w tym, że nie pytałeś co u mnie. — Feliks uśmiechnął się. Poczuł się głupi i przewrażliwiony. Może faktycznie nie ma co się się martwić.

          –Dziękuję za tą całą troskę. Potrzebowałem jej ostatnio, a wiesz, że teraz nie najlepiej mi się dzieje z Gilbertem.

          –Wiem o tym, więc chcę ci pomóc. Jak teraz sytuacja się prezentuje? — Blondyn zamyślił się na chwilę. Nie wiedział co ma mówić. Sprawa teraz nie była zbyt interesująca, a nie miał potrzeby mówienia o swoich snach.

          –Jakoś to leci. Teraz chyba będzie dobrze. Oczywiste jest, że moje relacje z Gilbertem uległy zniszczeniu, ale dalej go kocham i w ciągu dalszym chcę z nim być. — Taurys przytaknął, ale musiał przyznać, że te słowa go raniły. Miał duża świadomość tego, że już nigdy nie będzie z Polską. Zaprzepaścił swoją szansę.

          –Uważasz, że jest on dobrym kandydatem na partnera dla ciebie? Po tym co ci zrobił, bym to kwestionował.

          –Bez przesady. Gilbert będzie dobrym chłopakiem i ojcem.

          –Ojcem? Planujesz już założenie z nim rodziny? — Polska poczuł, że za bardzo podzielił się ze swoimi fantazjami.

          –Ty nigdy nie marzyłeś o dzieciach z Białorusią? To raczej normalne zachowanie.

          –Nie pamiętam, żebym myślał o takich rzeczach. Uważam, że Prusy nie nadaje się na ojca i twojego partnera. — Feliks spojrzał na Taurysa, lekko urażony. — Pomyśl o tym. On nawet nie potrafi zająć się sobą, a co dopiero osobą z depresją.

          –Każdemu ciężko zająć się osobą z depresją... Jesteś o niego zadrosny?

          –Może jestem, może nie. Tylko mówię co myślę i czuję. Wiesz, chciałbym żebyś dał mi jeszcze jedną szansę. Wiem, że poprzednio nie wykazałem się zbyt dobrze, ale dojrzałem i myślę, że moglibyśmy spróbować jeszcze raz. — Polska westchnął i spuścił wzrok. Obawiał się tego tematu. Nie chciał o tym rozmawiać, gdyż nie wspominał dobrze związku z Litwą.

          –To nie będzie miało sensu, Taurys. Do spróbowania ponownego związku obydwie strony muszą być chociaż minimalnie sobą zainteresowane, żeby stworzyć w miarę dobry związek, a ja nigdy nie byłem tobą zainteresowany w sposób romantyczny. Zawsze byłeś dla mnie tylko przyjacielem.

          –Rozumiem... — Litwa spojrzał na te piękne kwiaty, chcąc znaleźć w nich jakieś pocieszenie, ale nic to nie dało. Zawiódł się jeszcze bardziej. Spojrzał na Feliksa, a ten czując, że ktoś mu się przygląda, zaczął patrzeć na Taurysa. Zanim się obejrzeli, zaczęli się do siebie zbliżać. Polska nie wierzył w to co robi, ale to było silniejsze od niego. Nie nazwałby tego miłością, czy zauroczeniem, a zwykłą ciekawością.

          Ich usta złączyły się w czułym i delikatnym pocałunku. Polska musiał przyznać, że Litwa bym w tym całkiem dobry, ale niczym się miały jego pocałunki do pocałunków Prus. Taurys był bardzo szczęśliwy, ale wiedział, że nic z tego nie wyjdzie. To było do przewidzenia.

          –Co to miało znaczyć? — Spytał nieśmiało Feliks, kiedy oderwali się od siebie. Taurys zarumienił się i unikał kontaktu wzrokowego z blondynem.

          –Przepraszam... Może po prostu wrócimy do domu i o tym zapomnimy?

          –Tak będzie chyba najlepiej. — Polska zaczął odczuwać mocne poczucie winy za ten pocałunek z Litwą. Czuł się jakby zdradził Gilberta, ale wiedział że przecież nie jest z Prusami. Ale w ciągu dalszym, obydwoje się dalej kochali, więc chyba można to zaliczyć pod zdradę. Miał bałagan w głowie.

           Wstali i zaczęli kierować się w stronę domu. Taurys widział, że Feliks po tym wydarzeniu jest taki jakiś smutny, więc również zaczął nie mieć poczucie winy. Nie powinien tego robić, mógł się powstrzymać. Nie rozumiał dlaczego żądza ponownie przejęła nad nim kontrolę.

***

          Nie porozmawiali. Zaraz po powrocie do domu, Polska poszedł dalej spędzać czas z Litwą. Prusy czuł się okłamany. Czuł się jakby nic już nie znaczył w oczach ukochanego. Nie lubił tego uczucia. Ostatnio towarzyszyło mu za często.

          Jeszcze bardziej dobił go fakt, że Feliks teraz wesoło bawił się kąpiąc się z Taurysem. Byli siebie za blisko. To on powinien być teraz na miejscu Litwy. Chciał jakoś im przeszkodzić, ale nie wiedział jak. Można było wyczuć od niego zazdrość z odległości jednego kilometra.

          Podszedł do drzwi łazienki, z której dochodził śmiech blondyna i jakieś słowa Litwy. Nie mógł ich zrozumieć, nie chciał ich zrozumieć. Oparł się o ścianę i słuchał cudownego śmiechu Polski. Pragnął go, ale wiedział że jeszcze nie może go zdobyć. Było za wcześnie.

          Musiał go zobaczyć. Chciał chociaż trochę zaczerpnąć czegoś dobrego z tej sytuacji. Wiedział, że jest ryzyko bycia zauważonym, ale nie obchodziło go to jakoś bardzo. Otworzył lekko drzwi i przez mały otwór zaczął obserwowanie Feliksa.

          Był, jak zwykle, piękny. Gilbert nie potrafił, i nawet nie chciał, ukrywać zachwytu nim. Chciał go tylko dla siebie. Denerwowała go bliskość jaką otrzymywał teraz Litwa. Nie zasługiwał na nią. Powinien ją dostać ktoś inny, taki ktoś jak Gilbert.

          Zdenerwował się jeszcze bardziej, kiedy Taurys przejechał dłonią po biodrze Feliksa. To nie był ruch jaki powinien wykonywać przyjaciel. Jeszcze gorsze było to, że Polska nie miał nic przeciwko, a chyba ten gest nawet mu odpowiadał. Czuł potrzebę wejścia do łazienki i przerwania im, ale nie mógł. To by było nie na miejscu.

          Z zepsutym humorem, odszedł z miejsca zdarzenia. Czym prędzej chciał porozmawiać z Litwą o tym co się stało. Mógł powiedzieć, że ich relacje jako tako się polepszyły, ale teraz znowu się psuły. Musiał powiadomić Taurysa o jednej, istotnej rzeczy. Feliks był tylko Gilberta.

*** 4 lipca ***

          Wiesz, że koniec się zbliża? Nie pozostało ci wiele życia. To są już ostatnie godziny, niedługo wygram i doskonale o tym wiesz.

          Polska obrócił się na drugi bok i starł łzę. Depresja wróciła i ponownie zakłócała mu życie. Miała rację, już niedługo będzie martwy i jedyne co po sobie pozostawi, to wspomnienia.

          Nie chciał już walczyć. Walka została zakończona już dawno temu, a teraz tylko czekał na śmierć. To była idealna kara dla niego. Zasługiwał na nią. Pozostawało mu jeszcze pożegnanie się ze wszystkimi, ale nie był to dzień na to. Zrobi to niedługo. Miał w planach jeszcze trochę pożyć.

          Dlaczego leżysz bezczynnie? Pozwalam ci na wykorzystanie swoich ostatnich godzin życia produktywnie. Powinieneś to docenić. Bardzo dobrze, mogę już teraz zmusić cię do samobójstwa.

          –Nie mam czego robić. — Odpowiedział cicho Polska. Nie wiedział co ma zrobić. Był kompletnie wyprany ze wszelkich pomysłów, kreatywności i dobrego samopoczucia.

          Możesz już się pożegnać. Oczywiście nie dawaj mocnych znaków, że chcesz się zabić. Zrób to dość dyskretnie.

          Feliks przytaknął na te słowa i wstał. Koniec był bliski. Czuł wewnątrz siebie, że nie powinien tego robić, ale innego wyjścia nie miał. Życie było ciężkie i trzeba było je zakończyć. Wytarła jeszcze oczy i wyszedł z pokoju. W głębi serca myślał, że rozmowa z kimś powstrzyma go od myśli samobójczych.

***


        Litwa spokojnie siedział w salonie, czytając książkę. Teraz, kiedy chwilowo miał spokój od gości, chciał się zrelaksować i poświęcić sobie trochę czasu. Niestety, spokój nie był mu dany, gdyż do pokoju wszedł zdecydowanie wkurzony Prusy.

          –Coś się stało? — Spytał Taurys, odrywając się od lektury.

          –Musimy pogadać.

          –O czym? — Litwa przez cały czas zachowywał spokój, ale Gilbert nie dawał już rady. Brunet wstał i spojrzał dokładnie na albinosa. — Nie wyglądasz na wesołego.

          –Co ty nie powiesz? Za kogo ty się w ogóle uważasz?

          –Co masz na myśli? Wybacz, ale nie jestem w temacie. — Taurys zaczynał się powoli denerwować. Miał wrażenie, że Gilbert w każdej chwili go zaatakuje. Nie był bezpieczny. Chciał jakoś wymigać się z rozmowy, ale wiedział, że to niemożliwe.

          –Próbujesz odebrać mi Feliksa. Myślisz, że skoro z nim nie jestem, masz wolną drogę. Mam dla ciebie złe wieści. Nie masz wolnej drogi, bo dalej kocham Feliksa, a on kocha mnie i to tylko kwestia czasu, aż znowu będziemy razem.

          –Skąd zarzut, że próbuje ci go odebrać? Już dawno pogodziłem się z faktem, że już nigdy nie będę z Polską. Zaprzepaściłem swoją szansę i wiem, że nie mam drugiej. Feliks mi jej nie da. — Prusy przez chwilę nic nie odpowiadał. Układał myśli w głowie. Litwa myślał, że się wybronił, ale prawdziwe piekło miało dopiero się zacząć.

          –Podrywasz go. Przecież widzę! Cały czas z nim jesteś, rozmawiasz z nim, chodzisz z nim na romantyczne spacery, a wczoraj nawet się z nim kąpałeś! I ty mi wmawiasz, że go nie podrywasz?

          –To, że jestem w nim zakochany, nie znaczy że wszystkie moje zagrywki są robione w romantycznym kontekście. Nie rozumiem o co się tak denerwujesz. — Litwa chciał już wychodzić z pokoju, ale Prusy go zatrzymał. — Czego jeszcze chcesz?

          –Chyba nie myślisz, że odpuszczę ci tak łatwo?

          –Daj mi już spokój! — Taurys nie potrafił dłużej ukrywać wkurzenia. Był oskarżany o coś, co go nie dotyczyło. — To, że go przez przypadek pocałowałem, nic nie znaczy! — Brunet zamilkł. Właśnie się wkopał. Przerażało go jak szybko oczy albinosa wypełniają się zdenerwowaniem, zaskoczeniem i frustracją.

          –Coś ty zrobił? — Litwa nie odpowiadał przez długą chwilę. — Mów! — Taurys nie odpowiadał dalej, chociaż bał się. Nie wiedział co mówić.

          –To był wypadek. — Zaczął spokojnie Litwa. — Chociaż, Feliksowi się podobało. Z chęcią odwzajemnił ten pocałunek. Radzę ci zastanowić się nad prawdziwością jego miłości do ciebie. — Prusy odsunął się odruchowo. Nie potrafił już ukrywać złości i chęci brutalnego mordu na Litwinie.

          –Pożałujesz za to co zrobiłeś, skurwysynie... Będziesz błagał o litość.

          –Nie wydaje mi się. Jedyne o co mogę błagać, to o to, żebyś przestał być takim debilem i dał mi zdobyć Feliksa. — Taurys czuł się dziwnie z prowokowaniem Gilberta, ale poczuł nagły napływ odwagi i chęci jeszcze większego zdenerwowania go.

          –Naprawdę prosisz się o wpierdol.

          –Tylko mówię jak jest. Nie masz ponownych szans u Polski. — I nagle, Litwa poczuł ogromny ból na twarzy. Prusy podszedł do niego i uderzył go centralnie w nos. Taurys aż upadł na ziemię i złapał się za uderzony obiekt, z którego już lała się krew.

          –Sam się o to prosiłeś! Nie masz jebanego prawa mówić, że nie mam szans u Feliksa! On jest tylko mój i będziemy szczęśliwi, czy tego chcesz czy nie! — Litwa spróbował wstać, ale na nic się to zdało. Przez uderzenie, kręciło mu się w głowie i było mu niedobrze przez napływ lecącej krwi.

          –Zostaw mnie już. — Powiedział niewyraźnie Taurys, widząc że Prusy przy nim siada i już szykuje się do następnych ciosów.

          –Zapomnij, musisz ponieść karę za powiedziane rzeczy. — Gilbert podniósł pięść, a za nim brunet się obejrzał, dostał w głowę. Wszytko jeszcze bardziej się rozmazywało. Ledwo wytrzymywał i najlepiej by było, gdyby stracił przytomność. Wtedy, najprawdopodobniej, Gilbert by dał mu spokój.

           –Błagam, przestań... — Wyszeptał brunet, ale jego słowa nic nie dały. Dostawał kolejną serię uderzeń w klatkę piersiową, brzuch, ręce i na szczęście już nie w głowę. Krew dalej leciała mu z nosa i nic nie zapowiadało, żeby przestała.

          –Możesz sobie błagać. I tak nikt cię nie uratuje. — Taurys starał się od tego powstrzymywać, ale kilka łez wypłynęło mu z oczu. Nie potrafił dłużej wytrzymywać. Nagle usłyszeli jak ktoś wchodzi do salonu.

          –Co tu się dzieje?! —Wykrzyczał szybko Polska i podbiegł do Litwy. Odepchnął Prusaka i pomógł przyjacielowi wstać. — Dlaczego go biłeś?! — Pytanie Feliksa było skierowane do Gilberta. Blondyn nie umiał trzymać łez, spowodowanych tym co zobaczył. Albinos wyglądał na skołowanego. Nie umiał się wytłumaczyć i zaczął mieć poczucie winy.

          –Przepraszam, poniosło mnie... Nie powinienem tego robić.

          –Mnie przepraszasz?! To Taurysa pobiłeś! Chodźmy już, zanim jeszcze coś ci zrobi. — Polska pomógł wstać Litwie i szybko wyszli z pokoju. Obydwoje nie chcieli być w towarzystwie Prus. Gilbert westchnął i usiadł na fotelu. Ponownie odwalił głupotę i nie mógł kontrolować emocji. Może faktycznie powinien dać Taurysowi zdobyć Feliksa.

***

          –Raczej nie jest złamany. — Powiedział Polska i wytarł kolejny ślad krwi z twarzy Litwy. Dalej był zszokowany tym co zobaczył. To wszystko sprawiło, że poczuł się jeszcze bardziej beznadziejnie.

          –To dobrze... — Odpowiedział słabo Litwa westchnął. Chciał, żeby ktoś przyszedł i mu pomógł, ale wolał, żeby to nie był Polska. Teraz było z nim gorzej. Widział to.

          –O co w ogóle poszło? — Spytał Feliks i wziął kolejną mokrą chusteczkę do przetarcia siniaków.

          –To tylko moja wina. Prowokowałem niepotrzebnie Gilberta. Czytałem książkę i nagle przyszedł, oskarżając mnie, że cię podrywam i chcę mu ciebie odebrać. Padały jakieś argumenty, a ja się broniłem i przez przypadek wygadałem, że wczoraj się pocałowaliśmy, co źle wpłynęło na Gilberta. Zdenerwował się, ja zacząłem jeszcze gadać głupoty i mnie pobił.

          –To nie jest tylko twoja wina. Prusy mógł tak nie reagować. Nie obwiniaj się. — Blondyn odłożył chustkę i schował twarz w dłoniach. Ponownie się rozpłakał. — Już nie daje rady... Co mam zrobić, żeby w końcu było dobrze? Nawet nie potrafię sprawić, żeby mój przyjaciel i ukochany się ze sobą dogadywali.

          –Moje relacje z Prusami nie są twoim problemem. Może nie należą do najlepszych, ale damy sobie radę. To był tylko jeden taki incydent. Nie musisz płakać. – Litwa otarł łzy z twarzy Polski i ucałował go, przyjacielsko, w czoło.

          –Nie chcę, żebyście się tak nienawidzili. Zależy mi na tym, żeby wasze relacje były dobre. — Oczy Feliksa świeciły od płaczu. Jedyne czego tego chciał, to żeby wszystko się dobrze ułożyło, jak w jego snach.

          –Jeszcze zobaczysz, że ja i Prusy będziemy chodzić na piwo jak dwójka, dobrych przyjaciół.

          –Próbujesz mnie pocieszyć. Tak nigdy nie będzie. — Taurys nic nie odpowiedział. To chyba nie był odpowiedni moment na takie tematy. Feliks pewnie chciał spokoju.

          –Dam sam sobie radę. Możesz iść. — Blondyn przytaknął i wyszedł z sypialni przyjaciela. Musiał pobyć sam.

***

          Polska spokojnie leżał na łóżku i myślał o sensie życia. Po chwili stwierdził, że myślenie o czymś co i tak nie istnieje, jest głupie i stratą czasu. Był niezadowolony, słysząc że ktoś wchodzi do pokoju. Na początku pomyślał, że to Węgry się martwi i wie już o całym zdarzeniu, ale ona by zapukała i spytała czy może wejść.

          Potem wziął pod uwagę Francję, ale on raczej też by zapukał i raczej by się tak nie zainteresował. Następnie pomyślał o Litwie, ale on wiedział, że Polska chce spokoju. Ostatnią opcją być Prusy i to właśnie on zawitał w pokoju blondyna.

          Feliks spojrzał na Gilberta, który nadal był zdenerwowany, ale spokojniejszy niż wcześniej. Nie chciał teraz nawet jego towarzystwa, ale nie mógł go ot tak wygonić. To by było nieuprzejme, a jednak chciał spędzić ostatnie godziny życia z kimś. Taki był jego zamysł, dopóki nie zastał Litwy i Prus bijących się.

          –Dlaczego mu na to pozwoliłeś? — Było widać, że Prusy ledwo zachowuje spokój, ale nie chciał wyładowywać złości na Polsce, kiedy ten był w takim stanie.

          –Co masz na myśli? – Feliks nie rozumiał o co chodzi Prusakowi. Gilbert usiadł na brzegu łóżka i spojrzał w zielone oczy blondyna.

          –Dlaczego dałeś się pocałować Litwie? Myślałem, że to mnie kochasz, a nie jego. — Zielonooki spuścił wzrok i westchnął. Tego tematu, jak kilku innych, chciał uniknąć. To nie poprawiało mu humoru, tym bardziej, że właśnie ten pocałunek był powodem pobicia Taurysa.

          –Nie chcę o tym rozmawiać. Nie czuję się najlepiej.

          –Nie pozwolę ci na wymiganie się z tej rozmowy. Już za wiele razy pozwoliłem ci odejść. Mieliśmy pogadać, kiedy wrócisz, a zamiast tego poszedłeś sobie gadać z Litwą. Nie dam ci teraz odejść.

          –Rozumiem, że chcesz być stanowczy. Doceniam to, ale naprawdę nie czuję się najlepiej. Ten temat jest dla mnie ciężki. Pogadamy o tym kiedy indziej, dobrze? — O ile te kiedy indziej nastąpi. Planował już samobójstwo.

          –Przynajmniej powiedz, czy dalej mnie kochasz i co tak naprawdę czujesz do Litwy. — Polska westchnął i podrapał się po głowie. Nie sądził, że Prusy zwątpi w jego miłość do niego, ale po takim wydarzeniu, to było raczej oczywiste.

          –Dalej cię kocham i nie mogę się doczekać, aż znowu będziemy razem. Taurys jest tylko moim przyjacielem i ten pocałunek był kompletnym przypadkiem. Nie wiem czemu tak łatwo mu się dałem, przepraszam... — Gilbert nic nie powiedział i tylko przytulił Feliksa.

          –Dobrze, rozumiem. Przepraszam, że w to zwątpiłem, nie powinienem. Wybacz też za pobicie Litwy. Poniosło mnie. — Blondyn nic już nie mówił. Albinos wstał i wyszedł z pokoju, kierując się do Taurysa. Musiał go w końcu przeprosić.

*** 5 lipca ***

          Ból, cierpienie, płacz, depresja. Właśnie to towarzyszyło Polsce, kiedy wchodził na dach. To by ten dzień. Już zdecydował. Nie było odwrotu. Wiedział, że już za chwilę dostanie upragniony spokój i wolność. Marzył o tym od wielu lat.

          Żałował, że nie pożegna się ze wszystkimi, ale gdyby chociaż napisał im SMS-sa z informacją co chce zrobić, by go uratowali, a tego chciał uniknąć. Śmierć była jedyną rzeczą jaką chciał spotkać.

          Stanął na krawędzi dachu i spojrzał na dół. Dość wysoko, uda mu się zabić i wszystko skończy się powodzeniem. Nie myślał o tym, co inni będą czuć po dowiedzeniu się o jego śmierci. Oni się teraz nie liczyli. Był tylko on i jego potrzeby. Może było to egoistyczne zachowanie, ale nic innego zrobić nie mógł. Chciał być tylko szczęśliwy, a życie mu tego nie da.

***

"Witajcie.


Przepraszam was za to co zrobiłem, ale była to jedyna opcja dla mojego życia. Byłem już na dnie, więc musiałem się zabić. Nie musiałem, chciałem.„

***

          Polska wyszedł z domu, niosąc w dłoniach blachę z ciastem. Uśmiechnął się widząc dwójkę dzieci bawiących się ze sobą i partnera ich pilnującego. Usiadł przy stoliku i położył ciasto, wraz z talerzami i sztućcami, na nim.

          –Matylda, nie bij siostry! — Powiedział Prusy, widząc jak młodsza córka uderza tą starszą w ramię.

          –Ale to ona zaczęła!

          –No chyba nie. — Odpowiedział Gilbert i zaśmiał się cicho. — Oh, zrobiłeś ciasto. — Dodał po chwili, spoglądając na dzieło ukochanego.

          –No zrobiłem, zrobiłem. — Feliks uśmiechnął się i spojrzał na córki. Tak szybko urosły. Był z nich dumny, tak samo Gilbert. — Nie mogę uwierzyć w to, że kiedyś chciałem śmierci. Gdybym tylko wiedział co wydarzy się w, wcale nie takiej dalekiej, przyszłości.

          –Wiedza o tym co nam się przydarzy, jest chujowa. — Odpowiedział albinos i wziął sobie kawałek ciasta.

***

"Nie mam zamiaru czekać na przyszłość, bo i tak wiem, że będzie zła. Nie ma co wierzyć snom, które mam. One wszystkie są kawałkiem bzdur, które mają mi namieszać w głowie i w sumie, już to zrobiły.

Chcę wam podziękować za pomoc w realizacji tej wycieczki. Może nie udało się odwiedzić wszystkich krajów jakie zaplanowałem, ale przynajmniej byliśmy w połowie.„

***

          –O kurwa, ciasto! — Krzyknęła Anastazja i pobiegła do rodziców. Zaraz po niej, Matylda zrobiła to samo.

          –Nie przeklinaj. Jesteś na to za młoda. — Polska zwrócił uwagę córkom i przyglądał się im jak biorą po kawałku ciasta.

          –Wy notorycznie przeklinacie, więc my nie możemy być gorsze! — Stwierdziła Matylda, nie męcząc się połknięciem jedzenia. — Tak w ogóle, to mieliście nam opowiedzieć jak było na tej waszej wycieczce w 2008. — Dodała po chwili blondynka.

          –Nie możemy wam o tym opowiedzieć kiedy indziej? Teraz nie mamy ochoty.

          –Ale cały czas odkładacie opowiedzenie nam o tym, a my naprawdę jesteśmy ciekawe! — Powiedziała Anastazja, wykonując metodę oczu zbitego szczeniaczka.

          –Byśmy się spytały cioci Węgier, albo starucha, ale oni prawie nic nie pamiętają.

          –Tyle razy wam mówiliśmy, żebyście nie nazywały Francji staruchem. Może jest stosunkowo starych krajem, ale sam Francis jest raczej młody.

          –Dla nas wujek Francis zawsze będzie staruchem, mamo.

***

"Bardzo też dziękuję Węgry i Francji za to, że zgodzili się na towarzyszenie mi podczas tej wycieczki. Gdyby nie wy, prawdopodobnie bym sobie nie poradził.

Wielkie podziękowania dla krajów, u których już gościłem. Wiem, że przynosiłem momentami wiele problemów, ale mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.„

***

          –A kiedy przyjadą ciocia Węgry i wujek Austria? — Spytała albinoska, bawiąc się widelcem. Prusy delikatnie uderzył ją w ramię, żeby ta przestała.

          –Wiecie przecież, że teraz, kiedy Eliza spodziewa się własnego dziecka, nie ma za bardzo czasu na odwiedzenie nas. Roderich pewnie tak samo.

          –A Włochy i Niemcy? Ich też dawno nie było. — Matylda miała nadzieję, że jak się ładnie uśmiechnie, to rodzice się zgodzą na ich przyjazd.

          –Oni również są zajęci.

          –Uh, a staruch?

          –On może przyjechać. — Odpowiedział Gilbert i pomyślał o tym, że dawno nie poszedł na piwo z Francisem.

          –No w końcu ktoś nas odwiedzi!

***

"I w końcu, ty Gilbert. Pewnie ty najbardziej ubolewasz, ale nie mi to teraz oceniać. Liczyłeś na mnie, a ja cię zawiodłem. Przepraszam za to.

Dalej cię kocham i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się zobaczymy. Proszę, nie załamuj się. Musisz żyć dalej, nieważne czy ja jestem żywy, czy nie.

Kocham cię.

Feliks Łukasiewicz, Polska.

05.07.2008.„

***

          Dziewczynki odeszły znowu się bawić. Patrzenie jak to robią nie było jakąś wymarzoną rozrywką, ale na pewno było lepsze od kwitnięcia przed telewizorem. Polska spojrzał na Prusaka, a ten po chwili spojrzał na niego.

          –Coś się stało? — Spytał Gilbert i wstał od stołu. Kucnął przy Feliks i złapał jego dłonie.

          –Wszystko w porządku. Tak tylko, na ciebie spojrzałem. — Blondyn się zaśmiał i pocałował albinosa w policzek, ale ten od razu przekierował go na swoje usta.

          –Wiesz, że cię kocham? — Spytał Polska, a odpowiedź na to była oczywista.

          –Nie, nie wiem. — Prusy się zaśmiał, a Polska prychnął. — Oczywiscie, że wiem. — Przytulili się do siebie i przez chwilę trwali w uścisku.

***

          Polska czuł jak kolejne łzy spływają mu po twarzy. Wytarł je i ponownie spojrzał w dół. Jeszcze raz zaczął rozważać plusy dalszego życia, ale odpuścił. Nic nie było w stanie go uratować.

          Spojrzał za siebie, mając nadzieję że Prusy za nim stoi i chcę uratować mu życie, ale go nie było. Był kompletnie sam, jak zwykle. Zwrócił wzrok na górę i zastanowił się gdzie trafi, czy coś jest po życiu, ale po krótszej chwili, przestał o tym myśleć.

          Wychylił się, wytarł łzy i skoczył. W końcu mógł być wolny.

***

Udało się!  Równe 10k słów! Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i nie pisałam tego wszystkiego na marne. 

Wybaczcie też za kończenie rozdziału w najciekawszym momencie, ale ten rozdział i tak jest już długi i nie chciałam upychać niepotrzebnie więcej rzeczy. Mam też nadzieję, że nie zabijecie mnie za ten rozdział i będziecie dalej z chęcią czytać następne. 

Mogłabym teraz pożartować i powiedzieć, że to jest ostatni rozdział, ale nie zrobię tego, bo i dla ten żart jest nieśmieszny. Jeśli bardzo chcecie, napiszę jeszcze 10k słów Grupy Światowej, no chyba że macie ciekawsze pomysły. 

Jako, że przez moją przerwę, statystyki mocno spadły, proszę was o dawanie gwiazdek, komentowanie i inne tym podobne czynności. Liczę na to, że wszystkie osoby czytające Wycieczkę zorientują się, że już jest kontynuacja. 

Jeśli są jakieś błędy, to przepraszam, ale mimo sprawdzania całego rozdziału, czegoś mogłam nie zauważyć. Jeśli coś zauważycie, to piszcie, ale nie gwarantuje, że te błędy poprawie, bo po prostu mi się nie chce.

Jeszcze jedna sprawa. Rezygnuję z rozdziałów w konkretne dni. Teraz będą wstawiane, kiedy napiszę, ale to nie znaczy, że teraz będzie jeden rozdział na miesiąc. Dalej będą się pojawiać często i chcę wstawiać chociaż jeden rozdział w tygodniu. Mam nadzieję, że rozumiecie moją decyzję. 

Planuję też zacząć nowe opowiadanie z Hetalii, ale na razie nic nie mówię. W wakacje możecie spodziewać się czegoś nowego ode mnie. Jestem pewna, że nie wszystkim podpasuje to co będzie w tym opowiadaniu, ale sadzę że swoich wielbicieli zdobędzie. 

Możecie pisać w komentarzach co sądzicie o tym rozdziale i czego spodziewacie się w następnych. Jeśli macie jakieś pomysły na wydarzenia, to je piszcie, a może coś wykorzystam. Ogłaszajcie również światu, że Wycieczka jest już kontynuowana, bo na pewno ten rozdział będzie mieć mało wyświetleń po takiej przerwie. 

To na tyle dzisiaj! Do zobaczenia może jeszcze w niedzielę! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro