Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[25] Co za cudowny świat

*** 28 czerwca ***

           Dzień zapowiadał się naprawdę dobrze. O dziwo, wszyscy mieli nawet dobry humor, ale coś im mówiło, że niedługo ta miła atmosfera minie i to w bardzo brutalny sposób. Woleli cieszyć się miłym nastrojem, niż zamartwiać się smutkiem i strachem, który niedługo pewnie znowu zapanuje i długo nie minie.

           Nawet Polska miał znośny humor. Depresja nie przywitała go z samego rana, a zrobiły to promienie słońca padające na jego twarz zza okna. Dobre samopoczucie było bardzo mocne, co go niezmiernie cieszyło. Chciał to wykorzystać na zwiedzanie kraju, gdyż pogoda w końcu była idealna na plątanie się po mieście.

           Mimo obudzenia się o późnej godzinie i ewidentnym przegapieniu pory na śniadanie, Feliks dalej chodził z uśmiechem na twarzy. Po wstaniu z łóżka, – które tej nocy było dziwnie wygodne – skorzystaniu z toalety i przebraniu się w normalne ubrania, zaczął szukać Węgier. Musiał się jej czym prędzej pochwalić tym co wydarzyło się zeszłego dnia.

           Po kilkuminutowych poszukiwaniach, nareszcie ją znalazł. Erizabeta leżała spokojnie na łóżku i chyba nadal próbowała się obudzić. Miała delikatny uśmiech na twarzy, a dawno on u niej nie gościł. Blondyn cieszył się radością przyjaciółki. Usiadł obok niej i szturchnął delikatnie w bok, żeby ta na niego spojrzała.

           -Coś się stało, Fela? – Spytała Eliza. Feliks zarumienił się lekko. Dawno nikt go tak nie nazwał. Na myśl przyszły mu dni swojego dzieciństwa, kiedy to prawie do wszystkich mówiło się zdrobnieniami.

           -Muszę ci powiedzieć coś świetnego! Padniesz jak to usłyszysz.

           -Wolałabym nie padać, żeby potem ci pogratulować, bo to jest coś dobrego, prawda?

           -No jasne, że dobrego! – Polska był bardzo podekscytowany. Było to widać i Węgry nie chciała ukrywać swojego szczęścia spowodowanego radością przyjaciela.

           -W takim razie, mów co się stało. – Feliks wziął głęboki wdech i wyszczerzył się jak debil. Erizabeta zdusiła śmiech rękawem od koszulki.

           -Znowu jestem z Gilbertem. – Teraz Eliza uśmiechnęła się jak niedorozwinięta umysłowo. Tego się nie spodziewała. Czuła, że dzień staje się jeszcze lepszy. Już nic nie potrafiło jej zepsuć humoru. Wystarczy tylko napisać o tym na Grupie Światowej i będzie spełnionym człowiekiem.

           -Nie mówisz poważnie.

           -Mówię jak najbardziej poważnie. Wczoraj uprawialiśmy seks i tak jakoś wyszło, że znowu jesteśmy razem. Co prawda, nie powiedział tego wprost, ale i tak nią jesteśmy. – Eliza delikatnie się skrzywiła. Skoro Prusy nie powiedział tego wprost, to oni wcale nie muszą być parą. Ta myśl bardzo ją przytłoczyła.

           -Jesteś pewny, że Gilbert wie o waszym ponownym związku?

           -A dlaczego miałby nie wiedzieć? Przespał się ze mną, to raczej chce, żebyśmy znowu byli razem. Przecież to logiczne.

           -Mam nadzieję, że to również logiczne dla niego. Życzę wam szczęścia, a teraz idź do niego. Skoro jesteście parą, pewnie chce spędzać z tobą bardzo wiele czasu. – Węgry czuła, że robi źle mówiąc Polsce, żeby poszedł do swojego ''chłopaka''. Miała wrażenie, że ta radość się za chwilę skończy, ale muszą sobie wszystko wytłumaczyć.

           -Właśnie miałem do niego iść. A cieszysz się z mojego ponownego związku z nim?

           -Oczywiście, że tak. Twoje szczęście jest dla mnie najważniejsze. Mam nadzieję, że teraz będziecie ze sobą dłużej.

           -Też mam taką nadzieję. Teraz jednak Gilbert jest raczej gotowy. Dobrze, już idę. Do zobaczenia! – Powiedział Feliks i wyszedł z pokoju. Erizabeta schowała twarz w dłoniach, myśląc o tym, że to już koniec szczęścia.

***

           Polska wbił radośnie do pokoju Prus i rzucił mu się na łóżko, prawie lądując na Prusaku. Gilbert spojrzał zdziwiony na Feliksa. Ostatnio rzadko widział go w aż tak dobrym humorze. Był mile zaskoczony, ale obawiał się o co pchle może chodzić. Już chciał spytać o co chodzi, ale blondyn pocałował go w usta, co go jeszcze bardziej zdziwiło. Chętnie odwzajemnił pocałunek, ale i tak nie rozumiał co się dzieje.

           Feliks odsunął się od ukochanego i patrzył mu się w oczy. Były takie cudownie czerwone. Prawie jak jego krew, którą widział ostatnio bardzo często. W tych pięknych oczach malowało się zdziwienie, zakłopotanie, przerażenie, ale też na swój sposób radość. Polska przytulił się do niego mocno. Prusy odwzajemnił uścisk, dalej nie wiedząc co się odwala.

           -Wiesz, że cię kocham, prawda? – Powiedział blondyn, wtulając się w klatkę piersiową albinosa. Już dawno nie był taki szczęśliwy.

           -Tak, wiem o tym już od dawna.

           -A ty mnie kochasz?

           -Nie zadawaj głupich pytań, Feliks. Oczywiście, że cię kocham. – Prusy nie rozumiał po co te wszystkie pytania. I co najważniejsze, co naszło Polskę na takie czułości. To nie było codziennością, więc go to dziwiło.

           -Tak się cieszę, że znowu jesteśmy parą. – Gilbert poczuł, że robi mu się duszno. Nie, to niemożliwe. Feliks nie mógł pomyśleć, że znowu są razem po tym seksie. Chociaż, to było nawet logiczne i wytłumaczyło całą sytuację. Czyli cała radość tego dnia, właśnie wyparuje i to znowu będzie jego wina.

           -Chyba wszystko zrozumiałeś nie tak, jak powinieneś.

           -Co masz na myśli? – Zielonooki zwrócił wzrok na partnera, lekko zdziwiony jego słowami. Był zaciekawiony.

           -My nie jesteśmy parą. – Te słowa mocno uderzyły w Polskę. Nie spodziewał się ich teraz. Czuł jak coś w nim pęka na dobre. Depresja znowu budziła się do życia i była gotowa na dalsze utrudnianie mu jego bezsensownej egzystencji. Radość z niego wyparowała. Wstał i dalej patrzył przerażony na Prusaka.

           -A-ale jak to? Przecież po wczorajszym, powinniśmy być parą. To wszystko nie ma sensu...

           -Wczorajsze wydarzenie było zwykłym wypadkiem. Poniosło nas obydwóch. Wybacz mi za to. – Dla Gilberta ta sytuacja również była trudna. Trudno było ze świadomością, że wszystko znowu jest zniszczone przez jego głupotę, i że Feliks znowu będzie cierpiał. Już teraz do jego oczy nalatywały łzy.

           -To nie mógł być wypadek. A nawet jeśli, to przecież się kochamy! Dlaczego nie możemy być po prostu razem?! Przecież damy sobie radę!

           -Mówiłem ci, że nie jestem jeszcze gotowy.

           -A na seks to już jesteś gotowy! – Polska wstał i na dobre się rozpłakał. Dlaczego szczęście zawsze musi tak szybko mijać?

           -To nie tak jak myślisz.

           -Tylko mnie wykorzystałeś... Jestem dla ciebie nikim, tylko seksualną zabawką! – Feliks wybiegł z sypialni i poszedł do siebie. Znowu czuł się jak kompletne, bezużyteczne gówno, które jest tylko do zabawy i sprawiania komuś przyjemności. Znowu nie chciał żyć i myśli samobójcze latały mu po głowie.

*** 29 czerwca ***

           Prusy w ogóle nie wychodził ze swojego pokoju. Za bardzo się bał. Wiedział, że wszyscy są już świadomi tego, co zrobił, a nie chciał wysłuchiwać obraźliwych słów od nich wszystkich. Już teraz się jak się jak kompletne gówno, które nie ma prawa do dalszej egzystencji. Rosja miał rację. Nie nadaje się na partnera Polski.

           Leżał na łóżku i tępo wpatrywał się w sufit. Serce dalej mu szybko biło, nawet jeśli nic emocjonującego się dzisiaj nie działo. Chwila, działo się. Feliks pewnie płakał w swoim pokoju i zastanawiał się dlaczego zakochał się w takim idiocie. Na jego miejscu, również by o tym myślał. Tak bardzo na niego nie zasługiwał.

           Przewrócił się na drugi bok i sięgnął swój telefon. Sam nie wiedział po co go wziął. Dalej nie rozumiejąc swoich ruchów, wszedł w galerię. Zrobił to tylko chyba po to, żeby się bardziej dobić. Co drugie zdjęcie było jego i Polski. Zaczął je przeglądać i wspominać czasy, kiedy dobrze im się układało. Wszystko się popsuło po ich zerwaniu, a to wszystko z jego winy.

           Rzucił komórkę za siebie i zamknął oczy. Wyleciało z nich kilka łez. Tak bardzo zjebał sprawę. Chciałby cofnąć czas i zmienić swoje czyny. Nigdy by nie zerwał z Feliksem, a budowałby z nim ich związek, a nie by stchórzył jak ostatni debil. Robiąc to, myślał tylko o sobie, a nie powinno to tak wyglądać. W ogóle, nie powinno się to zdarzyć.

           Miał wrażenie jakby ręce Polski owijały się wokół niego. Poczuł cudowne ciepło i od razu było mu lepiej. Odwrócił się chcąc przytulić i przeprosić Feliksa za wszystko co mu zrobił, ale go tutaj nie było. Te ciepłe, kochające ręce były tylko wyobrażeniem, spowodowanym tęsknotą i nienawiścią do samego siebie. Wariował bez Polski.

***

           Polska ledwo wytrzymywał. Trząsł się i wszędzie słyszał jakieś szmery i głosy. Głowa go bolała jak cholera i nie mógł nic z tym zrobić. Żadne lekarstwa nie były w stanie ukoić jego bólu, przez który nie mógł w ogóle myśleć. Owinął się mocniej kocem, ale to nic nie dało. Dalej czuł się beznadziejnie. Potrzebował Prus.

           Wszyscy już wiedzieli o tym co się wydarzyło. Węgry była zawiedziona, na Francji nie zrobiło to żadnego wrażenia, chociaż też był smutny. Rosja starał się wyglądać na przygnębionego sprawą, a Białoruś poczuła jeszcze większą niechęć do tego Prusaka. Twierdziła, że Feliks i Gilbert nie powinni mieć ze sobą kontaktu.

           Blondyn chciał się komuś wygadać. Wiedział, że ledwo mówił, bo głos mu drżał, ale czuł, że rozmowa dobrze mu zrobi. Sięgnął po telefon i wybrał numer do Litwy. On był jego ostatnim kołem ratunkowym. Chwilę czekał na to, aż Taurys odbierze, ale w końcu się doczekał. Cieszyło go to.

           -Witaj, Feliks. Dawno nie rozmawialiśmy. Co się stało? – Polska nie odpowiadał przez chwilę. Wszelkie myśli zamieniły się w jeszcze większy bałagan, a głowa rozbolała go mocniej, niż kiedykolwiek. – Hej, Feliks. Odpowiedz coś. Martwię się.

           -Muszę ci coś powiedzieć. To nie jest dobra wiadomość. – Litwa zmartwił się. Co znowu mogło się wydarzyć? To nie mogło dobrze wpłynąć na Polskę. Słyszał to po jego głosie.

           -Mów wszystko. Postaram ci się pomóc. – Feliks jeszcze raz wziął głęboki wdech i starał się ułożył myśli w głowie. Czuł się jakby miał w gardle wielką gulę, przez którą nie może się wysłowić. Odchrząknął i postanowił co ma powiedzieć na samym początku.

           -Nie będziesz się denerwować, prawda?

           -Oczywiście, że nie będę. Najwyżej naskoczę na osobę, która cię skrzywdziła, a już za kilka dni będę mieć do tego okazję. – Taurys się zaśmiał, a blondyn delikatnie uśmiechnął. Wolał uniknąć jakichkolwiek kłótni, a szczególnie między Litwą, a Prusami. Tylko tego brakowało, żeby załamał się do końca.

           -Więc, co się stało? – Spytał brązowowłosy.

           -Eh... Od ostatniego czasu moje relacje z Gilbertem nie układają się najlepiej. Wczoraj wylądowaliśmy razem w łóżku i się ze sobą przespaliśmy. Pomyślałem, że po tym znowu jesteśmy parą i byłem bardzo szczęśliwy. Wczoraj poszedłem do niego i powiedziałem mu, że się cieszę z naszego ponownego związku, a on mi wyskakuje z tym, że coś źle zrozumiałem, i że nie jesteśmy parą. Czuję się jak jakaś zabawka do zaspokajania kogoś. – Taurys nic nie odpowiadał. Był w zbyt dużym szoku.

           -Naprawdę nie wiem co powiedzieć. To okropne. Nie rozumiem postępowania Prus. Rozmawialiście ze sobą od tamtego odrzucenia?

           -Jak mamy ze sobą rozmawiać po czymś takim? Jestem pewien, że Gilbert również się boi, tak jak ja. Obydwoje nie jesteśmy w stanie przeprowadzić jakiejś sensownej rozmowy.

           -Nie możecie się unikać. To źle wpłynie na wasze relacje. Wiem, że wam ciężko i nie układa się wam najlepiej, ale musicie pogadać. Znajdź w sobie odwagę i idź do niego. Wytrzymaj jeszcze trochę jako jego przyjaciel. Na pewno nie jesteś dla Prus tylko seksualną zabawką do zaspokajania się. – Na moment zapanowała cisza. Polska by chyba się załamał gdyby nie miał takiego przyjaciela jak Litwa. On potrafił mu doradzić.

           -Dzięki, Taurys. Jak znajdę w sobie siły, to pójdę do niego, dobrze?

           -Nie będę cię do niczego zmuszać, ale serio starajcie się poprawić relacje. Jeśli to będzie tak wyglądać, to nigdy nie zostaniecie znowu parą. Macie budować wasze relacje. – Feliks zaśmiał się cicho. Taurys miał rację.

           -Jeszcze raz, dziękuję. Wybacz, ale muszę już kończyć. Głowa mnie strasznie boli i ledwo mówię.

           -Rozumiem. Nie będę ci już przeszkadzać. Do usłyszenia!

           -Ta... Do usłyszenia. – Polska rozłączył się i odłożył telefon na bok. Schował twarz w nogach i ledwo powstrzymywał się od płaczu. Dlaczego hamował tą czynność? Przecież był tutaj sam. Wizja rozmowy z Gilbertem, była na swój sposób przerażająca. Chciał się jakoś z niej wymigać, ale wiedział, że to niemożliwa. Rozmowa była konieczna.

***

           Prusy ściskał pięści i starał się znaleźć ukojenie w widokach zza okna. Nie potrafił w ogóle się uspokoić, co go jeszcze bardziej denerwowało. Ogród, na który Gilbert miał widok, mimo swojej urody, nie potrafił go ułagodzić. Czuł jak wszystko w nim buzuje. Kiwał się niespokojnie i szeptał sobie jakieś słowa pod nosem.

           Płonął od środka. Nie potrafił wytrzymać ze sobą. Wariował nie mogąc być obok Polski. Mógł do niego pójść i rzucić mu się w ramiona, powiedzieć jak bardzo go kocha i jak bardzo nie może bez niego żyć, ale strach powstrzymywał go od zrobienia tego. Przed sobą miał widok płaczącego Feliksa przez niego.

           To wszystko go przytłaczało. Oczy mu się zaszkliły i oparł się o zimną ścianę. Jej chłód przyprawił go o dreszcze. Tak bardzo potrzebował czyjegoś ciepła. Mówiąc czyjegoś, miał na myśli oczywiście Polskę. Krzywdził samego siebie. Po chwili, kilka, pojedynczych łez, zamieniły się w głośny płacz, zmieszany z histerycznym śmiechem.

           Wstał i zaczął swoje destrukcyjne dzieło, poprzez zwalanie wszystkiego z szafek czy półek. Przez to wszystko, niejednokrotnie uderzył się w rękę lub nogę. Bolało jak cholera, ale właśnie to go uspokajało. Dalej śmiał się jak wariat, a w jego oczach można było ujrzeć czysty obłęd. Już nie umiał panować nad sobą.

           Padł na kolana i dalej chichocząc pod nosem, wpatrywał się w szarawy sufit. Wkurzało go, że nie był perfekcyjnie czysty. Wszelkie niedociągnięcia go denerwowały. Przejechał paznokciami po twarzy, zostawiając na niej czerwone ślady. Dalej miał mokre ślady od łez, których z chwili na chwilę, było coraz więcej.

           W ciągu dalszym, bujając się, zaczął myśleć o swoim szczęśliwym świecie, w którym miał swoje wymarzone życie z Feliksem. Śnił o tym świecie prawie każdej nocy. Miał te obrazy przed oczami. Szczęśliwy związek, prawdziwi przyjaciele, kochające rodzeństwo i wymarzona, własna rodzina. Bolał go fakt, że to tylko sen. Głupie marzenie, które nigdy się nie spełni.

           Wstał, ocierając oczy dłonią i wyszedł z pokoju. Nie mógł tutaj siedzieć całą wieczność. Ledwo się trzymał na nogach, ale dalej szedł. Nie mógł również upaść fizycznie. Wtedy byłby kompletnym wrakiem człowieka. Musiał znaleźć ukojenie gdzieś indziej.

***

           Prusy wszedł do salonu, gdzie siedział Rosja. Mógł się go tutaj spodziewać. Praktycznie cały czas tutaj siedzi. Usiadł na drugim fotelu i patrzył się przed siebie. Czuł się odrobinę lepiej, ale nie na tyle, żeby nazwać się człowiekiem szczęśliwym lub spokojnym. Ivan spojrzał na niego lekko zaciekawiony i zmartwiony. Był ciekawy w jakiej sprawie Gilbert przyszedł.

           -Nie wyglądasz najlepiej, towarzyszu.

           -Wiem, od kilku miesięcy nie byłem na siłowni.

           -Nie o to mi chodziło. – Rosja westchnął. Do głowy wpadł mu pewien pomysł. Wiedział, że Prusy nie ma teraz najłatwiej w życiu i potrzebuje odprężenia, a nic nie potrafiło tak odprężyć człowieka, jak odpowiednia ilość alkoholu. Wstał i podszedł do jednej z szafek, żeby wyjąć wódkę i dwa kieliszki. Przecież Gilbert nie będzie pić sam.

           -Po co mi to dajesz? – Spytał białowłosy, widząc, że blondyn stawia przed nim kieliszek, a na środku stołu wódkę.

           -Musisz się jakoś opanować. Dobrze ci to zrobi. – Gilbert nic nie odpowiedział, tylko patrzył jak Ivan nalewa mu alkoholu. Może on miał rację? Picie zawsze mu pomagało, kiedy miał trudniejsze momenty. Bez czekania na to, aż i Rosja sobie naleje, Prusak wypił to co mu nalano i czekał na więcej.

***

           Polska w końcu zebrał się na pogadanie z Prusami. Szedł trochę niepewnym krokiem w stronę salonu, po pewnie tam siedział Prusak. Wymusił na sobie delikatny uśmiech, który wyglądał bardziej dziwnie niż sztucznie. Poczuł jak serce zaczyna szybciej bić, kiedy ujrzał na swojej drodze Gilberta. Szedł trochę chwiejnym krokiem, a głowę miał spuszczoną.

           Feliks trochę się obawiał, ale nie poprzestawał dalszej drogi. Już zdecydował, że porozmawiają, czy będą chcieli, czy nie. Białowłosy podniósł głowę, żeby zobaczyć kto jest przed nim. Blondyn wzdrygnął się lekko, widząc zamglone źrenice wyższego chłopaka. Otworzył usta, chcąc zacząć rozmowę. Prusy raczej nie był zainteresowany jego obecnością.

           -Możemy pogadać? – Polskę niepokoił fakt, że od Prus jechało alkoholem. Pewnie sobie wypił z Rosją. Nie cieszyło go to.

           -Nie mamy o czym. – Sposób w jaki mówił Gilbert też utwierdzał Feliksa w przekonaniu, że jest pijany. Od razu stracił ochotę na rozmowę z nim. Może powinien to zrobić, kiedy wytrzeźwieje? Wiele złych rzeczy mogło się teraz wydarzyć. Mimo obaw, nie odszedł, a pozostał. Za chwilę miał się przekonać, że to będzie błędem.

           -Owszem, mamy o czym. Bardzo cię proszę. To dla mnie ważne.

           -Daj mi spokój. Widzisz, że nie mam ochoty na gadanie z tobą.

           -To znajdź tą ochotę. To dla mnie naprawdę ważne, a sam kiedyś mówiłeś, że powinniśmy budować nasze relacje, a nie się unikać. Co prawda, już niejednokrotnie sam sobie zaprzeczyłeś, ale teraz mógłbyś wykazać się inteligencją, mimo wypicia kilku promili.

           -Mam gdzieś budowanie naszych relacji. Już nie da się ich odbudować, bo są zjebane do końca. Daj mi przejść. – Prusy starał się minąć Polskę, ale ten mu na to nie pozwolił. – Czego nie rozumiesz?! Daj mi odejść.

           -Nie możesz skreślić naszych relacji tak łatwo. Wiem, że jesteś pijany i nie mówisz tego wszystkiego na poważnie, ale wykaż się odrobinę trzeźwym myśleniem.

           -Nawet gdybym był trzeźwy, też bym tak powiedział. Doszedłem do wniosku, że trzeba to skończyć. – Gilbert spojrzał przed siebie, jakby coś zauważył. Wszystko mu się rozmazywało i mózg nie pracował tak jak powinien.

           -Powinniśmy pogadać, kiedy będziesz trzeźwy... Teraz gadasz głupoty.

           -Nie gadam głupot! Zrozum, że nie da się zrobić czegoś dla nas! Nasze relacje, to jedna, wielka chujnia. Spierdolenie, które nie ma racji bytu. Czego nie rozumiesz?! – Polska czuł jak coś w nim pęka. Starał się wierzyć, że Prusy nie mówi serio, i kiedy wytrzeźwieje, to powie co naprawdę myśli, ale te nadzieje powoli znikały.

           -Jesteś jeszcze gorszy po alkoholu, niż na trzeźwo. Brzydzę się tobą. Nie wiem jak mogłem się w tobie zakochać. – Prusy prychnął i postanowił odejść. Nie miał zamiaru dalej słuchać tych głupot. Odejście utrudnił mu Polska, łapiąc go za rękaw koszulki.

           -Skoro mnie ''kochasz'', to mnie puść! Daj mi, kurwa, odejść!

           -Chyba tylko w snach tak łatwo się poddam. Jutro pogadamy, dobrze?

           -Nie będę z tobą rozmawiać.

           -Jeszcze zmienisz zdanie i będziesz błagać o rozmowę ze mną. – Feliks puścił Gilberta i spróbował go przytulić. Chciał chociaż tego od niego. Po chwili, zaczął się zastanawiać ile on musiał wypić, że odepchnął go z całej siły i podniósł na niego rękę.

           -Nie dotykaj mnie. – Powiedział bardzo poważnym tonem Prusy.

           -Nawet nie pozwalasz okazywać sobie żadnych czułości? Jesteś skończonym debilem.

           -Nie nazywaj mnie tak! – Gilbert nie wytrzymał. Już wystarczająco długo trzymał swoje negatywne emocje w środku. Musiał je wyładować i uderzył Feliksa pięścią z całej siły w policzek. Blondyn aż się zachwiał i poleciał na ścianę. Złapał się za uderzone miejsce i rozpłakał się. Czerwonooki nie chciał poprzestawać na tylko jednym ciosie. Znowu podniósł rękę, a po chwili poczuł jak coś, albo ktoś, uderza go w bok.

           -Zostaw go. – Powiedział szybko Francja i podszedł do Polski, który dalej kulił się z bólu.

           -Co tu robisz? – Spytał wkurzony Prusy.

           -Ku twojemu nieszczęściu, przechodziłem obok. Zostaw Feliks w spokoju i nie podchodź do niego. Chodźmy już. – Ostatnie dwa słowa były skierowane do blondyna. Obydwoje odeszli z miejsca zdarzenia i pokierowali się do pokoju poszkodowanego. Gilbert dalej stał i patrzył zdenerwowany na odchodzącą dwójkę. Oparł się o ścianę i przeklął siebie w myślach.

***

          Francja przyglądał się siniakowi, będącemu na pod okiem Polski. Feliks dalej płakał i zastanawiał się, dlaczego jego głupota kazała mu dalej rozmawiać z Prusami. Odepchnął dłoń Francisa, w której trzymał wilgotną chusteczkę do przetarcia guza. Niebieskooki westchnął.

           -Nie wyrywaj się. Chcę ci tylko pomóc.

           -Nie potrzebuję niczyjej pomocy, a w szczególności twojej. – Odpowiedział niewyraźnie Feliks przez łzy. Otarł się bluzką i pociągnął nosem. – Dlaczego zamiast odejść, ja dalej z nim rozmawiałem? To tylko moja wina.

           -Nie obwiniaj się. Chciałeś dobrze, a że Gilbert cię uderzył, to tylko jego sprawa. Proponuję ci unikać go przez pewien czas. Wiesz, tak dla własnego bezpieczeństwa.

           -Ale po co? On będzie pijany tylko dzisiaj, a jutro będzie już dobrze. Wtedy z nim normalnie pogadam. Poza tym, Eliza i Taurys mówią, że nie powinienem go unikać.

           -Oni nie wiedzą co się stało.

           -I co z tego? To jest tylko jeden taki incydent. Jutro przecież będzie dobrze. – Francja nic nie odpowiedział i tylko spuścił wzrok. Nie wiedział już co ma robić. Skorzystał z zagapienia Polski i przetarł siniaka chustką.

           -Nie boisz się go po tym?

           -Mam lekkie obawy, ale przecież jest pijany. Ty nigdy nie zrobiłeś głupiej rzeczy, po pijaku? – Francis znowu miał w głowie wspomnienia z dni, których cholernie żałował. Wolał nie mówić o tamtych dniach.

           -Były takie dni. Nie mówmy o tym.

           -No właśnie. W sumie, to straciłem wszelkie ochoty na rozmowę z nim, ale... Uh, ja już nie wiem co robić.

           -Nie zamęczaj się. Połóż się spać i zobaczymy co zrobimy jutro. – Francja wstał i skierował się w stronę drzwi. – Miłej nocy. – Powiedział i wyszedł z sypialni. Polska położył się westchnął. Nie pozostało mu nic innego jak zaśnięcie, a przynajmniej spróbować zasnąć. Łóżko nie było już takie wygodne, jak wcześniej.

*** 30 czerwca ***

           Prusy wiedział, że Polska nie będzie chciał z nim rozmawiać. Mimo potrzeby porozmawiania ze sobą i wytłumaczenia sobie wszystkiego, Feliks za bardzo się bał. Nawet jeśli Gilbert był już trzeźwy, obawiał się konwersacji i jakiejkolwiek interakcji z nim. Gilbert nie był tym faktem zdziwiony. Definitywnie za dużo wypił i przesadził.

           Krążył po całym pokoju, dalej zastanawiając się co ze sobą zrobić. Musiał jakoś przeprosić Feliksa, ale jak, skoro ten go unikał i jasno powiedział, że na chwilę obecną nie życzy sobie z nim rozmowy? Nie chciało mu się czekać. Stanął w miejscu i westchnął. Nie ma chyba niczego co by miało mu pomóc.

           Usiadł na krześle przy biurku i sięgnął po butelkę wody. Oczywiste było, że po dużej ilości alkoholu, będzie kac. Go również to spotkało. Odłożył butelkę i wziął swój pamiętnik, żeby wyrwać z niego jedną kartkę. Chciał przelać swoje myśli na papier w poetycki sposób. Tak, chciał napisać wiersz, a jeśli coś z tego wyjdzie, to może da go Polsce.

           Długo mu zajęło napisanie czegoś. W głowie miał bałagan, którego chciał się pozbyć właśnie przez stworzenie tego poematu. Uważał, że to co napisał, jest kompletnym gównem, ale nie mógł go wyrzucić. Tutaj były zawarte jego uczucia, ból, poczucie winy, emocje i szczere nadzieje na wybaczenie ze strony Feliksa. Musiał to zachować.

           Schował niedbale wyrwaną kartkę do pamiętnika. Liczył na to, że nikt jej tutaj nie znajdzie, i że nikt nie będzie na tyle ciekawski, żeby grzebać mu w rzeczach. Wstał od biurka i wyszedł z pokoju. Chciał się przejść, ale jeszcze nie wiedział gdzie. Postanowił, że da Polsce ten wiersz, ale najpierw musi ułożyć sobie w głowie myśli, które jeszcze w niej pozostały.

***

Czy dasz radę kochać,

Kiedy ja cię krzywdzę,

Czy będziesz chciał mnie znać,

Skoro dalej w uczuciach swych błądzę.


Czy mimo łez po twej twarzy spływających,

Słów, które paść nie powinny,

Dasz żyć swoim uczuciom do mnie dalej spoczywających,

I nie zdobędzie Cię inny.


Czy dasz radę kochać,

Kiedy ja bez ciebie rady sobie nie daję,

I pozwolisz mi znowu Cię w sobie rozkochać,

I rację w mojej okropności ci przyznaję.


Czy dasz mi szansę,

I znowu wszystko zaczniemy,

I nie przerwie tego bolesne cięcie,

Przy wspólnym naszym marzeniu przysiądziemy.


Czy dasz radę kochać,

Kiedy me wady nasilać się będą,

I będziesz chciał pomoc zaoferować,

Bym w otchłań obłędu nie wpadł niepotrzebną.


Nie wierzysz w słowa mej miłości,

Okryte one niepewnością są,

I okazujesz płacz złości,

Nie dając nadziei szansą.


Czy dasz radę kochać,

Mimo długiego oczekiwania swojego,

Czy stwierdzisz, że chcesz dalej czekać,

I nie pójdziesz szukać szczęścia u wroga mojego.


Ten wiersz ssie,

Uczuć swych dalej nie rozumiem,

Pogadaj ze mną, proszę cię,

I rozmowę naszą oznaczymy porozumieniem.


Dalej Cię kocham,

Strach mnie dobija,

Lecz ja Ciebie znam,

I wiem, że miłość Twa mnie dalej nie pomija.

***

           Po ułożeniu wszystkich myśli w swojej głowie i zaczerpnięciu świeżego powietrza, Prusy wrócił do domu. Ten krótki spacer dobrze mu zrobił i czuł się lepiej sam ze sobą. Wszedł do pokoju i szybko sprawdził czy wiersz jest na swoim miejscu. Na szczęście, był i nikt go nie ruszał. Był pewien, że pozostali ,nawet nie wiedzieli o egzystencji tego czegoś.

           Wziął kartkę i pokierował się do pokoju Polski. Miał nadzieję, że go tam nie ma i będzie mógł spokojnie zostawić tam wiersz. Stanął przed drzwiami i rozejrzał się. Nikogo nie było w pobliżu, więc otworzył cicho drzwi. Przez moment miał wrażenie, że jednak Feliks jest w sypialni, ale było to tylko wyobrażenie spowodowane strachem.

           Podszedł do szafki nocnej, która stała obok łóżka. Przeczytał jeszcze raz wiersz i położył go na meblu. Był pewny, że Polsce się spodoba i na pewno przyjdzie z nim porozmawiać. Muszą sobie wszystko wytłumaczyć i co najważniejsze, przeprosić za wczorajsze wydarzenia. Głównie to Prusy będzie przepraszać, o ile nie tylko on.

           Chwilę jeszcze stał w pokoju Feliksa. Sam nie wiedział czemu. Czuł psychiczną potrzebę posiedzenia tutaj i zobaczenia co tutaj kryje jego miłość. Zapewne nic ciekawego, poza pamiętnikiem. Wiedział, że nie powinien go czytać, ale ciekawość znowu wygrała. Sięgnął po ową książkę i otworzył na najnowszym wpisie.

''Drogi pamiętniku...

Po ostatnich wydarzeniach nie wiem jak sobie radzić. To wszystko mnie przerasta i wiem, że niedługo nie wytrzymam i uda mi się popełnić samobójstwo. Śmierć to właśnie to, czego potrzebuję. Inaczej nie dam sobie rady.

Zadzwoniłem dziś do Taurysa i powiedział, żebym budował moje relacje z Gilbertem. Posłuchałem się go i poszedłem z nim porozmawiać. Był pijany. Pokłóciliśmy się i mnie uderzył. Sam już nie wiem co było bardziej bolesne. Słowa, które do mnie powiedział, czy cios jaki mi zadał w twarz. Mogę powiedzieć, że obydwa były – i nadal są – bolesne.

Nie wiem czy chcę dalej z nim pogadać. Za bardzo się boję. Francja powiedział, żebym przez jakiś czas unikał Prus, ale nie umiem. Za bardzo go kocham, żeby tak po prostu go unikać. Pewne jest, że boję się rozmowy z nim, po dzisiejszym. Powinienem iść spać, a nie wstawać w środku nocy i pisać co się wydarzyło. Jutro może będzie lepiej.

29.06.2008.''

           Prusy nie czuł się lepiej po przeczytaniu tego, a nawet gorzej. Stracił ochotę na dalsze czytanie. Odłożył pamiętnik na swoje miejsce i wyszedł z pokoju, mając w głowie słowa Rosji. Nie jest odpowiednim kandydatem na partnera Feliksa.

***

           Polska wszedł do pokoju. Jego humor znowu się zepsuł, ale przynajmniej wygadał się przyjaciółce. Dzięki temu, czuł się minimalnie lepiej, ale nie na tyle, żeby znowu tryskać energią jak kilkaset lat temu. Brakowało mu dawnego siebie. W głębi serca, miał nadzieję, że niedługo znowu będzie optymistą, sprzed kilku wieków.

           Położył się na łóżku, z zamiarem pójścia spać. Może nie robił dzisiaj nic konkretnego, ale płakanie i staranie się nie słuchać depresji, też było męczące. Zanim zamknął oczy, jego wzrok utkwił na kartce, której tu wcześniej nie było. Wziął ją i przeczytał jej treść.

           Serce szybciej mu zabiło, kiedy uderzyła w niego świadomość, że Gilbert żałuje wczorajszych wydarzeń i chce porozmawiać. Tak bardzo się z tego cieszył, że nie da się opisać jego radości. Przycisnął do siebie wiersz, który wywołał u niego nieopisywalne wzruszenie i oczywiście, kilka, pojedynczych łez.

           Odłożył kartkę na szafkę i zamknął oczy. Teraz był zbyt zmęczony na rozmowę, więc jutro ją przeprowadzi. Prusy raczej się nie pogniewa jak zaczeka jeszcze jeden dzień z tą rozmową. Jeśli mu zależy, to wytrzyma. Po kilku chwilach, Feliks oddał się snu.

***

           Pogoda za oknem była piękna. Słońce świeciło wysoko na niebie i powiewał delikatny wiatr. Nie było mowy o deszczu lub innych negatywnych rzeczach. Wszystko było tego dnia idealne, tak samo jak wszystkich poprzednich. Oczywiście, zdarzały się potknięcia, ale nie trwały one długo i nie przynosiły wielkich szkód.

           Polska ponownie rozejrzał się dookoła. Tak się cieszył, że Prusy wyciągnął go na ten spacer. Park, w jakim się znajdowali, był piękny pod każdym względem. Tak samo, jak wszystko inne. Spojrzał na ukochanego i uśmiechnął się do niego. Gilbert odwzajemnił uśmiech i złapał Feliksa za rękę. Co prawda, popychanie wózka z dzieckiem jedną ręką było trochę trudne, ale zajebisty Prusy zawsze da radę.

           Feliks znowu spojrzał na krzaki czerwonych róż, które pięknie ozdabiały park. Jeszcze nigdy nie widział tak pięknych kwiatów i nie miał na myśli tylko tych róż. Uwielbiał wszystkie kwiaty i z chęcią znowu by porobił wianków jak za dawnych czasów. Na chwilę wyrwał się Prusakowi, który zerknął na niego lekko zdziwiony.

           Polska urwał kilka stokrotek i dmuchawców. Ten skromny bukiecik, podarował Gilbertowi i znowu złapał go za rękę. Poczuł zimną obrączkę ślubną i na myśl przyszedł mu dzień ich ślubu. Jeden z najpiękniejszych dni jego życia. Czasami chciał do niego wrócić, ale teraz było jeszcze lepiej.

           Prusy znowu poczuł wibrację telefonu. Wziął go niechętnie i zobaczył, że brat po raz kolejny dzwonił. Aż tak się stęsknił? Cóż, od momentu ślubu z Polską, nagle wszyscy stali się bardzo koleżeńscy i kochającymi przyjaciółmi. Cieszyło go to. Mimo tego, że kochał brata, nie odebrał połączenia. Schował komórkę i oddał się ponownie spędzaniu czasu z Feliksem i śpiącą w wózku pociechą.

          Nagle obydwoje usłyszeli cichy śmiech dziecka. Spojrzeli na malutką dziewczynkę, która się obudziła. Polska uśmiechnął się na widok już lekko zielonych oczu i krótkich, jasnych włosków. Znowu przypomniał mu się dzień, w którym dowiedział się, że będzie mieć dziecko. Nigdy nie zapomni swojej radości i pozytywnego zdziwienia Prus.

           Odeszli na bok i usiedli na ławce. Feliks oparł głowę na ramieniu Gilberta i obydwoje patrzyli na dziecko. Byli tak bardzo z siebie dumni. Spisywali się nawet dobrze w roli rodziców, ale i tak znajdywały się osoby, które twierdzili, że ich metody wychowawcze są do niczego. Zawsze ignorowali takie uwagi i robili swoje.

           Polska miał już wizję tego jak kochana córeczka dorasta i staje się jednym z najsilniejszych krajów, jakie widział świat. Tak bardzo chciał, żeby coś osiągnęła. Wiedział, że tak będzie. Przecież jest córką jednym z najwspanialszych personifikacji i na pewno uda jej się wejść na najwyższy szczebel potęgi.

           -Gilbert, kochasz mnie, prawda?

           -Tyle razy ci mówiłem, żebyś nie zadawał takich głupich pytań. Oczywiście, że cię kocham. Gdyby tak nie było, już dawno bym zostawił ciebie i dzieci. – Prusy pocałował Polskę w czoło. – Dlaczego w ogóle dalej zadajesz to pytanie?

           -Czasami się boję, że to wszystko jest snem i obudzę się w czasach, kiedy jeszcze byliśmy na tej wycieczce, w czasach dla nas najgorszych, jak na przykład u Chorwacji, Rosji, czy Litwy.

           -Głupi jesteś, wiesz? – Gilbert zaśmiał się, a Feliks cicho zachichotał.

           -Wiem to, ale ty nigdy nie bałeś się tego?

           -Czasami również tak myślę, ale to nie jest sen. To rzeczywistość. – Na chwilę zapanowała cisza. Polska cieszył się, że był teraz w tym miejscu. Cieszyło go, że to nie jest sen. Satysfakcjonowało go, że pozbył się depresji i założył swoją własną rodzinę, o której marzył tyle wieków.

           -Wiesz, kiedy byliśmy jeszcze na tej podróży, miałem sny tego typu, że też to marzenie o byciu z tobą i własną rodziną się spełniło. Zawsze potem budziłem się z płaczem.

           -Zapomnij o tych czasach. Po co o nich myśleć, skoro teraz prowadzisz szczęśliwe życie? Po prostu się tym nie przejmuj. – Feliks wtulił się mocniej w Gilberta.

           -Będziemy ze sobą na zawsze, co nie?

           -Obiecałem ci, że tak.

           -Kocham cię.

           -Też cię kocham. – Blondyn uśmiechnął się i przejechał dłonią po brzuchu. Cieszyło go, że już za kilka miesięcy na świat przyjdzie kolejne dziecko.

***

           Polska otworzył szybko oczy, a po chwili wypłynęły z nich łzy. Nie, to nie mogło się dziać. To nie mógł być znowu, kurwa, sen. Ale niestety, jego marzenia znowu legły z gruzach. Dlaczego ten sen zawsze musi być taki realistyczny?! Pozwolił sobie na dobre się rozpłakać na utraconym szczęściem.

           Znowu miał przed sobą obraz swojego ślubu z Gilbertem, informowania go o dziecku, wspólnych miło spędzonych nocy z przyjaciółmi i oficjalnego zwalczenia depresji. Tak bardzo chciał, żeby to wszystko było już prawdą, a nie snem, z którego zawsze budził się z płaczem.

           Co za cudowny świat.

***

A jednak udało mi się wstawić dzisiaj rozdział!

Czy tylko dla mnie ten rozdział jest strasznie smutny? Możliwe, że tylko ja jestem taką emocjonalną mendą, którą można szybko i łatwo doprowadzić do płaczu, ale jeśli wy też jesteście smutni, to przepraszam.

Przejdźmy teraz do snu Feliksa z końca rozdziału. Kiedy pisałam ten fragment, słuchałam piosenki Louis'a Armstrong'a ''What a wonderful world'' i to właśnie z niej czerpałam inspirację. Polecam do posłuchania tej piosenki, bo jest naprawdę świetna. Lubię takie.

Pora na drugą sprawę. Wybaczcie za to mpreg. Przepraszam wszystkie osoby, które tego nie lubią, ale to był tylko sen Feliksa, a w snach może się zdarzyć wszystko, więc bardzo proszę o wybaczenie.

A teraz, pora na pogadanie o tym ''pięknym'' wierszu, napisanym przez Gilberta dla Feliksa. Tak, to ja pisałam ten wiersz i siedziałam nad nim bitą godzinę. Ogólnie, to czasami napiszę sobie jakiś wiersz, ale nie uważam swoich umiejętności za jakieś cudowne, bo są słabe i udowodniłam to tym rozdziałem. Mam jednak nadzieję, że ten wiersz jest dobry, nie bolą was przez niego oczy i może nawet się wam podobał.

I mam prośbę. Tak jak was prosiłam o przygotowanie się do rozdziału z zerwaniem, teraz was proszę do przygotowania się na następny rozdział. Nie mówię co w nim będzie, ale na pewno do wesołych należeć nie będzie. Postaram się nie zepsuć tego rozdziału w trakcie pisania. Pewnie mi to nie wyjdzie, ale można pomarzyć.

Tak w ogóle, to od przyszłego tygodnia, wracam do oceniania shipów. To fakt, zrobiłam sobie małą przerwę od pisania ocen, ale potrzebowałam tego i teraz mam nowe siły, do robienia tego. W środę lub czwartek będzie kolejna ocena, więc czekajcie.

*żebrak Furiee*

Jeśli chcecie być wzorowym czytelnikiem, zachęcam do czytania, gwiazdkowania i komentowania nowych, poprzednich rozdziałów i oczywiście tego rozdziału, bo statystyki płaczą. Możecie też robić kilka innych rzeczy związanych z tym opowiadaniem, jak na przykład, polecanie swoim znajomym, dodawaniem do różnych bibliotek, czy jak to się tam nazywa, modlić się do Wycieczki, śnić o niej dniami i nocami i takie inne czynności, które się robi, kiedy lubi się jakieś opowiadanie. Oczywiście, do niczego was nie zmuszam.

*koniec żebraka Furiee*

Więc, to na tyle w tym rozdziale! Mam nadzieję, że wam się podobał i do zobaczenia w czwartek!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro