[23] Powrót
*** 20 czerwca ***
Okna były zasłonięte roletami, więc światło nie wpadało do pokoju. Sypialnia była zamknięta, co za tym idzie, nikt nie mógł wejść. Wyraził się jasno, że chce zostać sam. Wszyscy nie wiedzieli na jak długo będzie chciał pogrążać się w smutkach. Na pewno nie za wieczność. Przecież przechodził gorsze rzeczy i się tak nie załamywał.
Sufit był trochę brudny, co irytowało Polskę. Gdyby nie ta ciemna plama, byłby idealnie biały. Ten brud tylko go bardziej rozdrażniał. Wszystko go dzisiaj denerwowało. Zaczynając od twardej poduszki, a kończąc na krzywo zawieszonym zegarze. Nigdzie nie mógł znaleźć ukojenia. Głowę cały czas zaprzątały mu ponure myśli i oczywiście sama depresja.
Feliks ponownie rozejrzał się po pokoju jakby chciał znaleźć coś ciekawego. W rzeczywistości, nie było konkretnego celu do robienia tego. Chciał się czymś zająć, ale nie wiedział czym. Kompletnie był wyprany z chęci do życia i zrobienia czegoś. Mógł już przyznać, że depresja wygrała. Starał się, ale i tak przegrał. Jak zwykle, nie udało mu się.
Ktoś zapukał do pokoju. Polska nie przejął się tym. Niech sobie pukają. I tak im nie otworzy. To ich sprawa, że nie rozumieją prostych informacji, jak ta, że chce być sam. Odwrócił się tyłem do drzwi i zamknął oczy. Nie miał w zamiarach zaśnięcia. Musiał jednak przyznać, że na głowie mu ciążyło i sen byłby świetnym rozwiązaniem.
Nagle drzwi od pokoju się otworzyły. Feliks odwrócił się powoli, by zobaczyć kto nie rozumie jego próśb. Ten drobny ruch przyprawił go o ból. Od długich godzin tylko leżał. Był jeszcze bardziej niezadowolony, kiedy ujrzał Węgry. Miał nadzieję, że to właśnie ona wykaże się zrozumieniem i da mu spokój. Tak bardzo się pomylił.
Erizabeta usiadła na progu łóżka i zlustrowała przyjaciela zmartwionym spojrzeniem. Ten od razu spuścił z niej swój wzrok. Nie miał ochoty na rozmowę i jakąkolwiek inną interakcję. Gdyby chciał, to by sam powiedział, że potrzebuje się wygadać. Nie życzył sobie sztucznej i wymuszonej pomocy.
-Nie schodzisz na obiad? – Spytała Eliza, przy tym delikatnie przejeżdżając dłonią po plecach blondyna.
-Zjedzcie sami. Nie jestem głodny.
-Już jedliśmy. Poza tym, jesteś strasznie chudy. Musisz jeść. Zobacz jak ty wyglądasz.
-Wyglądam świetnie. Daj mi spokój. – Polska skulił się jeszcze bardziej. Tak bardzo chciał coś zjeść, ale z doświadczeń z ostatnich dni wiedział, że to co zje, od razu zwymiotuje. Nie lubił tego robić, więc tego unikał. Mimo tego, zdawał sobie sprawę, że musi jeść. Jeśli nie będzie tego robił, życie skończy się bardzo boleśnie. Ale czy tego właśnie nie chciał? Bolesnej śmierci, która zakończy jego żywot raz na zawsze.
-Mam cię siłą zaprowadzić do kuchni, czy zjesz tutaj?
-Czego nie rozumiesz?! Nie jestem głodny. Daj mi spokój.
-Cały dzień leżysz na łóżku i nic nie robisz! Ogarnij się, bo twoje humorki jeszcze doprowadzą do tragedii! To co robisz jest po prostu samolubne! – Węgry już nie mogła się pohamować. Musiała powiedzieć co myśli o zachowaniu Polski. Nie umiała dalej udawać troskliwej i wyrozumiałej przyjaciółeczki. Po chwili, usłyszała płacz Feliksa. Już nie wiedziała czy to na serio, czy Feliks stara się wzbudzić w niej poczucie winy.
-Myślisz, że po tym wszystkim tak łatwo mi jest się pozbierać? Ty nigdy nie straciłaś ukochanego przez swoją głupotę.
-Straciłam i doskonale o tym wiesz.
-Ale teraz z nim jesteś... Ja straciłem Gilberta na zawsze. – Węgry westchnęła. Nie lubiła mówić o swoim rozstaniu z Austrią, ale jeszcze bardziej nie lubiła, kiedy Polska gadał, że już nigdy nie będzie z Prusami.
-Nie straciłeś go. Jeszcze z nim będziesz. Gilbert wróci i będzie cię błagał o wrócenie do niego. Mówię ci, że tak będzie. – Feliks zaśmiał się ironicznie. To był wystarczający dowód na to, że w to nie wierzy.
-Chciałbym zobaczyć Gilberta błagającego mnie o wrócenie do niego. Ta wizja jest śmieszna. – Humor Feliksa odrobinę się poprawił. Wiedział jednak, że Prusy by nigdy czegoś takiego nie zrobił. Duma mu nie pozwoli.
-To pójdziesz zjeść?
-Za kilka minut będę w kuchni. Daj mi się ogarnąć. – Dziewczyna przytaknęła i wstała z łóżka. Pokierowała się do wyjścia i jeszcze raz spojrzała na blondyna. Naprawdę już nie wiedziała jak ma mu pomóc. Wyszła z pokoju, żeby zacząć szykowaniu obiadu.
***
Polska spokojnie jadł obiad. Był nawet smaczny, ale jadał lepsze rzeczy. Węgry spojrzała na niego z uśmiechem. Cieszyło ją, że Feliks w końcu w spokoju jadł. Wyszła z kuchni i spotkała na korytarzu Francję. Delikatnie się uśmiechał pod nosem.
-Co ty taki wesoły? – Spytała Erizabeta. Francis długo ogarniał, że te słowa są skierowane do niego.
-Nie mogę się uśmiechać? Po prostu, jest ładna pogoda. Dobrze to na mnie wpływa. – Eliza prychnęła i minęła blondyna. Ten po chwili ją zatrzymał.
-Czego chcesz?
-Chcę wiedzieć co u Feliksa.
-To idź go spytać. Teraz je. – Francja westchnął. Niedomyślność Węgier czasami go irytowała. On też ją irytował.
-Sam mi nie powie prawdy. Jesteście ze sobą blisko, a się o niego martwię.
-Nie czuje się najlepiej. Ledwo go przekonałam do zjedzenia. Nie zaczepiaj go. Potrzebuje spokoju. – Francis przytaknął i przez chwilę się zastanawiał jak dalej poprowadzić rozmowę.
-Gdzie dzisiaj będziemy szli?
-Nie wiem czy w ogóle gdzieś wyjdziemy. Sam wiesz jak jest z Feliksem. Zwiedzanie i dobra zabawa to ostatnie czego chce.
-Wiesz, bo niedaleko jest takie fajne muzeum i myślałem, że moglibyśmy je zwiedzić.
-Jakie? – Eliza się zaciekawiła, tym bardziej, że Francis nie przepadał jakoś bardzo za muzeami.
-Bo niedaleko jest ''Museum of Broken Relationships'' i moglibyśmy tak pójść. – Eliza się zapowietrzyła. Ten żart był po prostu nie na miejscu.
-Myślisz, że to było śmieszne?!
-Wiem, że moje poczucie humoru nie jest zbyt fajne, ale to akurat było śmieszne. – Eliza w mgnieniu oka złapała Francisa za włosy zaczęła je ciągnąć.
-Ten żart nie był śmieszny. Był żałosny. Ciesz się, że Feliks go nie słyszał.
-Dobrze, rozumiem! Przepraszam! Puść mnie już. – Dziewczyna prychnęła i puściła niebieskookiego. Francja wykazał się ogromnym idiotyzmem, ale to żadna nowość.
-Idź już. I nawet nie próbuj zaczepiać Polski ze swoimi ''żartami''.
-Spokojnie. – Francis się zaśmiał i odszedł. Erizabeta potrafiła być naprawdę niebezpieczna.
***
Prusy siedział na kanapie. Oddawał się w pełni smutkom, złości na samego siebie i tęsknocie. Te wiele dni bez Polski źle na niego wpłynęły. Wyjazd ewidentnie nie był dobrym pomysłem. Tęsknił za Feliksem i chciał do niego wrócić, ale za bardzo się bał. Dlaczego strach musiał mu tak bardzo utrudniać życie? Ah, jak łatwiej by było na świecie bez miłości.
Niemcy był zirytowany zachowaniem brata. Zachowywał się jak rozwydrzony nastolatek w etapie dojrzewania. Czasami się zastanawiał kto tutaj jest tym starszym. Usiadł obok niego na kanapie i chwilę na niego patrzył. Gilbert może nie wyglądał jak wrak człowieka, ale i tak miał sińce pod oczami i oczy tak jakby wyprane z emocji. Wiedział jednak, że emocje bardzo doskwierały Prusom.
-Co tak siedzisz i gapisz się w ten sufit jak skończony idiota? Zrobiłbyś coś pożytecznego. – Albinos spojrzał na młodszego, a po chwili znowu się odwrócił. Nie miał ochoty na rozmowę, ale czuł, że ta jest nieunikniona.
-Tęsknie za Feliksem.
-To do niego wróć. – Prusy zerknął na blondyna jak na wariata. On poważnie gadał?
-To nie jest takie proste. Wiem, że jesteś szczęśliwy ze swojego związku z Feliciano, ale myśl realistycznie jak dawniej.
-Nie chodzi mi o to, żebyście znowu byli parą. Po prostu pojedź do niego i towarzysz mu podczas tej wycieczki. Tak ciężko zrozumieć? – Prusy westchnął. Żeby to było jeszcze takie łatwe. Powroty zawsze są ciężkie.
-Jak sobie to wyobrażasz?
-Pakujesz się, dajesz mi spokój, idziesz na lotnisko, kupujesz bilet do Chorwacji i lecisz.
-Bardzo śmieszne. Co będę z tego miał? – Niemcy odwrócił się na chwilę. Myślał, że odpowiedź jest oczywista.
-Będziesz mieć Feliksa. Myślę, że to wystarczający powód do wrócenia. – Gilbert nic nie odpowiedział i po prostu wstał. Już postanowił. Wrócenie będzie najlepszą decyzją. Przecież nie może zostać w domu na zawsze. Polska go potrzebuje.
*** 21 czerwca ***
Sam przyznałeś, że przegrałeś. Dlaczego dalej walczysz? Dlaczego dalej starasz się przeżyć, skoro nie ma dla ciebie żadnego ratunku? Wmówiłeś sobie, że wytrzymasz, że przeżyjesz, że dasz radę dożyć końca tej podróży. Naiwny jesteś.
Polska skulił się jeszcze bardziej. Z dnia na dzień, było z nim coraz gorzej. O ile wczoraj nie chciało mu się żyć, tak teraz, był już martwy, ale tylko w przenośni. Wolał być nieżywy dosłownie. Musi w końcu posłuchać się depresji. Ona ma rację. Sam przyznał, że już przegrał, więc czemu dalej się buntuje i próbuje żyć?
Miałeś już tyle okazji do zabicia się i każdej z nich nie wykorzystałeś. Albo sam się rozmyślałeś, albo ktoś cię ratował, bo nie umiałeś się zabić wystarczająco szybko. Teraz masz idealną okazję. Pamiętasz tą linę co jest na korytarzu? Sama nie wiem po co ona Chorwacji, ale możesz ją dobrze wykorzystać. Raczej nie muszę mówić w jaki sposób.
Feliks chciał śmierci, ale nie był na nią gotowy. Był jeszcze za młody, żeby umierać. Ale co mógł zrobić, kiedy depresja była tak silna? Bał się jak nigdy. To pora na napisanie testamentu. Miał nadzieję, że nikt nie będzie miał mu tego za złe. Chciał tylko spokoju.
***
Na korytarzu nie było nikogo. Nikt też nie zainteresował się tym, że Polska w końcu wyszedł z pokoju. Tak jak podejrzewał, na szafce leżała owa lina. Wziął ją i chwilę się na nią patrzył, tak jakby się zastanawiał co ma z nią zrobić. Wiedział jednak co chce z nią zrobić. Już postanowił.
Miał wrażenie, że powieszenie się w czyimś domu będzie co najmniej nieuprzejme, ale przecież będzie już martwy. Nie powinno go to obchodzić. Pokierował się do pokoju i zamknął w nim. To jeszcze nie był ten moment. Najpierw musiał ogarnąć jak tą linę zawiązać.
***
Prusy stanął przed drzwiami do domu. Sam już nie wiedział czy pukać, czy może wrócić do domu i mieć wszystko gdzieś. Wracanie było nie na miejscu. Zmarnowałby tylko pieniądze na bilet i te urocze kwiatki. Co prawda, były to zwykłe, oklepane tulipany, ale Polska lubi takie proste kwiaty. Miał tylko nadzieję, że ten skromny podarek nie zrobi mu nadziei na coś.
Podniósł rękę i się zawahał. Bał się reakcji pozostałych. Mogą nie być zadowoleni z jego powrotu. Czuł, że Feliks raczej nie będzie wściekły, a bardziej zadowolony. Wiedział, że między nimi może panować niezręczność spowodowana zerwaniem. Nie ukrywajmy, było to jeszcze dość świeże wydarzenie. Wiele osób dalej tym żyło.
Nareszcie zapukał. Serce biło mu jak szalone, a pot spływał po jego plecach. Może to było spowodowane ogromnym gorącem? Bardzo możliwe. Po chwili, usłyszał jak ktoś zbliża się do drzwi. Zapragnął szybkiej ewakuacji. Drzwi otworzył mu Francja. Przez długą chwilę patrzyli się na siebie jakby zobaczyli ducha. Francis otworzył usta tak jakby chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił nic z siebie wydusić.
-Co ty tu robisz? – Spytał prawie niedosłyszalnie blondyn.
-Nie widać? Wyjazd do Berlina był głupim pomysłem, więc wróciłem. Nie powinienem zostawiać Feliksa samego po tym wszystkim. Mogę wejść? – Francja przytaknął i przepuścił Prusaka w przejściu.
-Francis, dlaczego trzymasz te drzwi otwarte? Przeciąg jest. – Powiedziała Węgry idąc po korytarzu. Zatrzymała się przez napływ szoku. – Co ty tu robisz? – W jej głosie można było usłyszeć gniew i mocne zaskoczenie.
-Stoję i chcę iść do Polski. – Erizabeta przez chwilę nic nie odpowiadała. Po chwili, westchnęła i uśmiechnęła się delikatnie w kącikach ust.
-Dobrze, że wróciłeś. Feliks za tobą tęskni i cię potrzebuje. – Gilbert w ramach odpowiedzi, zaśmiał się. Eliza nie rozumiała dlaczego.
-I pomyśleć, że tak bardzo się cieszyłaś i mnie wyganiałaś, kiedy wracałem do domu. Szkoda, że wtedy nie myślałaś o konsekwencjach w formie samopoczucia Feliksa.
-Mogłeś nie być takim samolubem i zostać. – Węgry powoli się denerwowała. Prusy również nie należał teraz do najweselszych osób. Zaraz wyjdzie na to, że to jego wina.
-Wiem, że stchórzyłem, ale nie musisz od razu się na mnie za to rzucać. Ty też nie zachowałaś się za dobrze.
-Niby dlaczego?!
-Kochani! – Kłótnie przerwał Francja. – Nie kłóćcie się. To nie poprawia sytuacji. Lepiej się cieszmy, że Gilbert wrócił i Feliks teraz nie będzie aż tak smutny. Tak właściwie, to gdzie on teraz jest?
-Pewnie w swoim pokoju. – Odpowiedziała już spokojniej Erizabeta.
-Może sprawdzisz co u niego?
-Ja pójdę. – Zaoferował się Prusy. – Powinienem z nim porozmawiać.
-Nie jestem pewna czy Feliks jest gotowy na rozmowę z tobą. Najpierw powinnyśmy poinformować go o twojej obecności, a dopiero potem przekonywać do rozmowy z tobą.
-Po co ta ostrożność? Ty do wszystkiego chcesz Feliksa przygotowywać. Jest dorosły i potrafi sam sobie poradzić w pewnych sytuacjach. Gdzie on ma pokój?
-Na pierwszym piętrze, korytarzem w lewo. – Odpowiedział Francis i dał przyjacielowi odejść. Nie podobała mu się ta sytuacja. Obawiał się też rezultatów tego niespodziewanego spotkania. Nawet jeśli Polska chciał, żeby Prusy wrócił, to nagłe spotkanie może źle na niego wpłynąć. Musiał być dobrej myśli. Tylko to mu pozostało.
*** Włączcie sobie jakąś smutną muzykę, czy coś. Lepszy klimat będzie. ***
Polska stanął na niewielkim taborecie. Lina była już zawiązana i zawieszona na żyrandolu. Zostało jeszcze kilka minut i będzie człowiekiem spełnionym. A może powinien powiedzieć, że będzie spełnionym trupem? To nie jest teraz ważne. Trochę żałował, że nie pożegna się ze wszystkimi. Wtedy by się nie udało.
Jeszcze raz życie przeleciało mu przed oczami. Te lepsze, jak i gorsze momenty. Uśmiechnął się mimowolnie i kilka łez spłynęło mu z oczu. Nie powinien tego robić. To nie ma już znaczenie. Za chwilę będzie martwy. Pozostało jeszcze kilka bolesnych minut i koniec. Nagle usłyszał otwierające się drzwi.
Odwrócił się szybko i doznał szoku. Zrozumiałby gdyby przyszła Węgry lub Francja. Zrozumiałby gdyby przyszedł nawet Chorwacja, ale dlaczego on? Nie wierzył, że to dzieje się naprawdę. Pewnie już umiera i widzi to co chciał zobaczyć. Przynajmniej śmierć była na tyle łaskawa, żeby dać mu zobaczyć po raz ostatni ukochanego.
Ale to nie były wyobrażenia. To była smutna rzeczywistość. Dalej był żywy i Prusy naprawdę tutaj stał. Spodziewał się wszystkiego i przyszedł go uratować? Nie, to niemożliwe. Więcej łez zaczęło spływać po jego twarzy. Nie był w stanie wytrzymać. A miało być już tak pięknie. Dlaczego wszyscy tak desperacko chcieli trzymać go przy życiu?
Gilbert nie chciał uwierzyć w to co wierzy. A więc tak został przywitany przez Feliksa? Patrzyli się na siebie przez długie chwile, ale nie umieli powiedzieć ani słowa. Prusy nie wytrzymał i sam zaczął cicho płakać. Ledwo trzymał kwiaty w dłoni.
-Feliks, proszę cię. Zejdź. – Powiedział cicho. Blondyn zacisnął zęby. Nie miał zamiaru się poddawać w tej sprawie. Będzie musiał przejść do awaryjnego planu. Odwrócił się. Nie chciał odpowiadać, lub co gorsza, zgadzać się na dalsze życie.
-Błagam cię, posłuchaj się mnie! Nie rób tego. – Gilbert ponowił próbę. Feliksa dalej nie reagował. Zaczął do niego podchodzić. Blondyn zwrócił się w jego stronę i prawie spadł z taboretu.
-Nie podchodź! – Krzyknął i wyjął z kieszeni spodni niewielki nóż. Przyłożył go sobie do gardła. Jak sobie je porządnie poderżnie, to nie będzie dla niego ratunku. W taki sposób też przecież może umrzeć.
-Nie rób tego! Nie zostawiaj mnie i pozostałych. Potrzebujemy cię.
-Takie pierdolenie, żebym się nie zabijał. Jak tak bardzo chcesz, żebym żył, to podaj prawdziwy powód do mojej dalszej egzystencji. – Feliks brzmiał na bardzo poważnego. Z jednej strony chciał umrzeć, a z drugiej chciał dalej żyć dla Gilberta. Prusy zastanawiał się co może powiedzieć. Wiedział, że byle co nie zatrzyma Polski przy życiu. Postanowił powiedzieć o swoich dalej istniejących uczuciach do niego.
-Proszę, nie odchodź. Wiem, że życie z depresją nie jest łatwe, ale nie możesz tak łatwo się poddać. Nadal cię kocham.
-C-co? Kłamiesz... To nie może być prawda! Wszyscy, kurwa, kłamiecie! – Polska dławił się już swoimi łzami. Nie mógł uwierzyć w to wyznanie. Gdyby to była prawda, Prusy by z nim nie zrywał. Nie chciał w to wierzyć. Przycisnął nożyk do szyi. To był ten moment.
-Nie kłamie! Uwierz mi! – Gilbert nie chciał już się patyczkować. Pociągnął Feliksa do siebie, aż ten upuścił broń. Przytulił go mocno i pozwolił łzą lecieć.
-Nie rób tak więcej... Proszę cię.
-To nie ode mnie zależy. W każdej chwili mogę się zabić. – Polska odwzajemnił uścisk. Był już spokojniejszy. – Poważnie mówiłeś, że mnie dalej kochasz? – Prusy spodziewał się tego pytania. Udzielenie odpowiedzi nie było jakieś bardzo trudne.
-Tak, mówiłem poważnie. W ciągu dalszym cię kocham, ale dajmy sobie jeszcze trochę czasu, dobrze? – Feliks w głębi serca miał nadzieję, że do siebie wrócą. Wtedy życie byłoby trochę lepsze. Ale nawet jeśli teraz nie będą parą, to niedługo znowu nią zostaną. A przynajmniej to wnioskował po słowach albinosa.
-W porządku... Zaczekam.
***
Prusy wparował wkurzony do salonu. Pozostała trójka spojrzała na niego zdziwiona. Nie rozumieli dlaczego Gilbert jest taki wkurzony. Pewnie niedługo się dowiedzą. Może pokłócił się z Polską?
-Muszę was pochwalić. – Powiedział Gilbert.
-Co się stało?
-Bardzo ładnie pilnujecie Feliksa. – Węgry zaczęła mieć złe obawy. Francja i Chorwacja dalej nie ogarniali.
-Co masz na myśli? – Spytała zrezygnowana.
-Znowu próbował się zabić! To mam na myśli! – Erizabeta westchnęła i wstała z fotela. Musiała porozmawiać z przyjacielem. – Gdzie ty leziesz? Musimy pogadać. – Powiedział Gilbert. Eliza zignorowała jego słowa i poszła do pokoju Polski. Francja wstał i pociągnął Prusaka do innego miejsca.
-Czego ode mnie chcesz?
-Jak ci wyszło z Polską?
-Jest dobrze. Wszystko sobie wytłumaczyliśmy. – Francis przytaknął. Cieszył się, że wszystko się dobrze skończyło, ale jednak dalej miał obawy co do tego wszystkiego. Bał się, że któregoś dnia Feliksowi się uda. Każdy się tego bał.
-Cieszy mnie to, ale nie rób już tego ani razu więcej. Doskonale wiesz, że Feliks cię potrzebuje.
-Wiem to. Nie ma potrzeby, żeby mi o tym mówić. To wszystko? – Blondyn przytaknął i dał białowłosemu odejść. Miał naprawdę złe przeczucia. Miał wrażenie, że niedługo Feliksowi uda się popełnić samobójstwo.
*** 22 czerwca ***
Prusy wyglądał przez okno. Widoki były nawet ładne, ale widział lepsze rzeczy. Czuł, że musi coś zrobić. Nie chciał tego, ale musiał. Było to nieuniknione. Czuł się zobowiązany, żeby poinformować Rosję o swoim powrocie. Nie chciał z nim rozmawiać. Czuł się wtedy dziwnie, ale musiał. Innego wyjścia z tej sytuacji nie ma. Co prawda, jutro już u niego będą, ale nie chciał zwlekać z informowaniem go o takich rzeczach.
Sięgnął po telefon i wybrał numer do Ivana. Po jego ciele znowu przeszły ciarki. Po kilku dłużących się minutach, odebrał. Gilbert powoli zaczynał żałować swojej decyzji. Mógł jutro o tym powiedzieć Rosji i byłoby dobrze.
Polska przechodził obok pokoju, w którym siedział Prusy. Zatrzymał się obok i wyjrzał delikatnie zza drzwi, żeby zobaczyć co robi Gilbert. Pewnie nic ciekawego, ale przecież może sprawdzić. Zobaczył, że Prusy do kogoś dzwoni. Wiedział, że to nie na miejscu, ale chciał wiedzieć czego ta rozmowa dotyczy i z kim będzie przeprowadzona.
-Witaj towarzyszu! W jakiej sprawie dzwonisz? Stwierdzam, że stało się cos ważnego.
-Tak, stało się, ale to raczej nic złego.
-W takim razie, opowiadaj. – Gilbert wziął głęboki wdech. Stąd już nie ma odwrotu. W sumie, to nie wiedział czego się tak bał. Musiał tylko powiedzieć, że wrócił.
-Znowu biorę udział w wycieczce. Chcę znowu starać się o Feliksa. – Ivan przez chwilę nic nie odpowiadał. Był mile zaskoczony postępowaniem Prus.
-Bardzo mnie to cieszy. Mam nadzieję, że teraz ci się lepiej potoczą relacje z Polską.
-Też mam tą nadzieję... Jeszcze bym chciał pogadać o naszej współpracy. – Feliks się zainteresował. O jakiej współpracy Gilbert mówił? Od razu przypomniały mu się słowa Litwy o rzekomej współpracy Prus z Rosją. – Chciałbym znowu ''zająć się'' Litwą. – Po Polsce przeszły ciarki. Więc Taurys przez cały czas mówił prawdę?
-Mówisz poważnie, towarzyszu? Dziwi mnie, że chcesz wznowić współpracę.
-Tak, chcę. Nie życzę sobie, żeby jakiś idiota korzystał z sytuacji i mi odbijał ukochanego. – Polska nie wytrzymał i wszedł do pokoju. Prusy od razu na niego spojrzał. Ewidentnie był zaskoczony.
-Okłamałeś mnie. – Powiedział od razu Feliks.
-To nie tak jak myślisz. Dlaczego w ogóle podsłuchujesz moich rozmów?
-Bo mogę! Szybko się tłumacz! – Blondyn usiadł na łóżku obok albinosa i czekał na wytłumaczenia. Nie dość, że z nim zerwał, to go jeszcze okłamał.
-Co się tam dzieje? – Spytał Rosja, który nie był w temacie.
-Dawaj na głośnik. – Rozkazał Polska Prusom.
-Nie sądzę, żeby to było konieczne.
-Szybko! – Gilbert poważnie się bał. Wiedział, że długo tego ukrywać nie będzie mógł. Życie go chyba nie lubi.
-Dobrze, już daję. – Albinos dał na głośnik. Ivan ledwo powstrzymywał śmiech. Już wiedział kto będzie rządzić w tym związku.
-Witaj towarzyszu! Jak ci życie mija?
-Jest dobrze, ale mogłoby mijać szybciej.
-Oh... Rozumiem. Więc, o czym chcesz rozmawiać?
-O waszej współpracy polegającej na udupianiu Litwy. – Rosja i Prusy nic nie mówili. Obydwoje się zastanawiali jak wybrnąć z tej sytuacji.
-Ale jakiej współpracy? – Zaczął Ivan. – Przecież my bardzo lubimy towarzysza Litwę.
-Ta, jasne. Może teraz ty powiesz coś, Gilbercie?
-No właśnie! Ty też coś powiedz, bo tylko ja się tłumaczę, a ty tej współpracy chciałeś.
-Mogę po prostu przeprosić? – Spytał albinos. Nie chciało mu się teraz kłócić i tłumaczyć. Miał ciekawsze rzeczy do roboty.
-Macie przeprosić Taurysa i zerwać tą całą współpracę. Nie życzę sobie, żebyście robili takie rzeczy. – Zapanowała głucha cisza. Gilbert nie wiedział co mówić. Czuł się nieswojo w tej sytuacji. Ivan też miał pustkę w głowie.
-Czyli musimy ze sobą zerwać, towarzyszu...
-To źle brzmi. Ale niestety musimy to zrobić. – Feliks westchnął. To jeszcze bardziej zepsuło jego dzień, ale co mógł z tym zrobić? Szczerze mówiąc, to nic.
-Wiecie, Natalia mnie woła muszę kończyć. – Rosja szybko się rozłączył. Widać, że ta rozmowa była dla niego również niewygodna. Prusy odłożył telefon i spuścił głowę. Nie miał ochoty na konwersowanie z Polską, ale było to nieuniknione.
-Dlaczego to zrobiłeś? – Spytał spokojnie blondyn. Nie chciało mu się kłócić.
-Bo byłem zazdrosny o Taurysa i go nie lubię. Pasuje ci taka odpowiedź? – Polska zaśmiał się cicho. Śmiech może był sztuczny, ale to była jedyna reakcja na jaką go było stać.
-Nie musisz być o niego zazdrosny. Nawet jeśli on jest we mnie zakochany, ja nie odwzajemniam jego uczuć. Kocham tylko ciebie. – Feliks pocałował Gilberta w czoło i go przytulił. Ten gest i tak nic nie znaczył, skoro nie byli parą. Mimo tego, Prusy poczuł się lepiej.
-Masz przeprosić Torisa. Nie wymagam tego już od Ivana, bo i tak zrobi swoje, ale ty masz to zrobić. – Białowłosy przytaknął. Korciło go, żeby pocałować Polskę w usta. Spojrzał na niego. Wyglądał już na trochę weselszego, ale dalej były w głowie wspomnienia z dnia wczorajszego.
-Niech ci będzie... Przeproszę go.
-Dzięki. – Feliks wstał i już chciał wychodzić z pokoju, ale został pociągnięty w stronę Gilberta. Po chwili, ten go całował delikatnie usta. Odwzajemnił nieśmiało pocałunek, a po kilku chwilach, oderwali się od siebie.
-Co to miało znaczyć? – Spytał cicho blondyn. Bardzo się zarumienił.
-Sam nie wiem. Nie rób sobie nadziei. Na razie tylko przyjaciele.
-To czemu mnie pocałowałeś?
-No nie wiem... W ramach wdzięczności, że nie zrobiłeś mi większego opierdolu? – Zielonooki nic nie odpowiedział, wstał i wyszedł z pokoju. Po raz kolejny, dał się tak łatwo temu Prusakowi.
***
I mamy kolejny rozdział! Trochę czekaliście... Ta część jest też krótsza od tego co wam dawałam ostatnio, ale ważne, że coś jest.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy ortograficzne i logiczne, jakie się pojawią w tym rozdziale. Nie chciało mi się ich sprawdzać. Jak jakieś znajdziecie, to mi to piszcie. Nie gwarantuję, że je poprawię. Powinnam to napisać na początku rozdziału... Walić to.
Mam też nadzieję, że nie zwaliłam sceny z próbą samobójczą, i że przekazałam tam wszystko co chciałam przekazać. W trakcie pisania kompletnie zapomniałam, że Gilbert miał kwiaty dla Feliksa, ale kto by się tym przejmował? Nikt się nie popłakał, prawda? Nawet nie wiem czemu ktoś by miał się popłakać.
Swoją drogą, możecie na mnie mówić Fujarka! Nie chcę mi się tłumaczyć dlaczego. Jak macie ochotę, to tak na mnie mówcie.
Pora na ważniejsze sprawy.
Teraz będzie kilkudniowa przerwa. Jutro - w niedzielę - rozdziału oczywiście nie będzie. Nie bez powodu wstawiam go dzisiaj, co z tego, że to jest czwartkowy rozdział? Następny pojawi się dopiero w przyszłym tygodniu w czwartek, a przynajmniej mam taką nadzieję. Na wtorek nawet nie macie co liczyć.
Gdybym chciała napisać rozdział na wtorek, to i tak by mi się nie udało, ze względu na to, że jutro będę cały dzień poza domem przez chrzciny brata, a w poniedziałek też nie będzie mnie cały dzień w domu przez wycieczkę szkolną, na którą cholernie nie chcę jechać, ale muszę. Więc nawet jakbym bardzo chciała, to nie mam czasu.
Moja niepewność co do czwartku jest spowodowana powrotem do szkoły. No chyba, że nauczyciele u mnie dalej będą chcieli strajkować, ale to jest mało prawdopodobne, bo ile można? Przez powrót do szkoły, mogę mieć mniej czasu, ale skoro wcześniej dawałam radę, to teraz też dam.
Ale i tak jestem tego niepewna, bo przez ten strajk jest teraz sporo zaległości, które trzeba nadrobić. Słyszłam, że nauczyciele z tymi zaległościami poradzą sobie, na któryś z tych sposobów:
a) Zakończenie roku szkolnego zostanie przesuniętę.
b) Lekcje będą trwać dłużej.
Osobiście, mi bardziej pasuje przesunięcie zakończenia roku szkolnego, bo przez dłuższe lekcje mogę nie wyrabiać się z pisaniem rozdziałów. Oczywiście mówię o tym jak chce poradzić sobie moja szkoła, bo w innych strajki się już dawno skończyły.
Bądźmy dobrej nadziei. Do zobaczenia w czwartek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro