Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[2] Masz szansę

           Otworzył oczy i się przeciągnął. Kilka kości skrzypnęło podczas tej czynności. Uroki życia ponad tysiąc lat. Spojrzał na zegar, który wskazywał godzinę za piętnaście ósmą. Oznaczało to, że za chwilę będzie śniadanie. Zaczął grzebać w torbie, aż w końcu znalazł mały telefon. Jego, że tak to ujmę, główny telefon został zabrany. Udało mu się przemycić inny sprzęt, dzięki czemu mógł kontaktować się z innymi. Znalazł numer Węgier i napisał do niej SMS-sa.

''Nie chcę tu być.'' – Wysłał wiadomość i czekał na odpowiedź. Nie musiał długo czekać. Szybko poczuł wibrację komórki.

''Wytrzymasz. To dla twojego dobra.''

''Ugh. Kiedy do mnie przyjdziesz?''

''Niedługo. Może za jakieś 2-3 dni.''

''Dopiero?''

''Przykro mi. Mam kilka rzeczy do zrobienia.'' – Feliks prychnął i machnął telefon na dno plecaka.

           Nawet jego przyjaciółka się nim nie interesuje. Położył się na łóżku i znowu poczuł tą narastającą pustkę. Chyba nie powinieneś nazywać jej przyjaciółką, skoro się tobą nie interesuje. Znowu usłyszał cichy głos w jego głowie. Nie był to jego głos, ani nikogo kogo mógłby znać. Zawsze starał się go ignorować, ale zaczynało to się stawać coraz bardziej uporczywe. No dawaj Feliks. – zaczął głos – Przyznaj, że nie masz kogoś kto mógłby ci pomóc. Jesteś kompletnie sam. Twoja śmierć pójdzie wszystkim na rękę. – Polska zaczął cicho płakać. A co jeśli to coś ma rację? Co jeśli naprawdę nie ma już nikogo? Ale czy wtedy oni wszyscy tak bardzo by się przejęli jego nieudanym samobójstwem, że chcą spełnić jego marzenie? Miał mętlik w głowie. Rozmyślanie nad tym i gadanie dziwnego głosu przerwały otwierające się drzwi. Pora na śniadanie.

***

           Prusy, jak zwykle się opierdalał. Teraz jego zawodowe opierdalanie się polegało na bezczynnym leżeniu i odbijaniu piłeczki o ścianę. Nie myślał o niczym konkretnym. Co jakiś czas po głowie przeleciało przypomnienie by wieczorem nakarmić Gilbirda, wyprowadzić psa na spacer lub wystarczająco dużo razy wspomnieć Ludwikowi o jego rzekomym romansie z Feliciano.

           W wykonywaniu tej czynności przerwał mu Niemcy wchodzący do pokoju brata. Gilbert obojętnie spojrzał na młodszego i wrócił do odbijania piłki. Wyraźnie widział zirytowanie Ludwika. Satysfakcjonowało go to. Lubił denerwować ludzi. Jedynymi, którzy z nim wytrzymywali to Francja i Hiszpania, chociaż ostatnio kontakt się trochę urwał.

          -Mógłbyś się, chociaż spytać czego chcę. – Jak zwykle Ludwig zaczął wywód. Albinos machnął piłkę na drugi koniec pokoju i zwrócił się w stronę blondyna.

          -Czego chcesz? Jeśli znowu masz zamiar mnie jechać za nic nierobienie to sobie daruj. I tak nic z tym nie zrobisz. – Gilbert uśmiechnął się, i wstał z czerwonej pufy.

          -Nie wiem jak za dzieciaka mogłeś być dla mnie autorytetem.

          -Widzę, że nie żałujesz pójścia z Austrią. Czasami zastanawiam się jaki byś był, gdybym to ja miał na ciebie większy wpływ.

          -Też się czasami zastanawiam. Ale ja nie w tej sprawie. – Niemcy usiadł na łóżku. Najchętniej by je dokładnie pościelił, ale po co skoro kochany starszy brat za chwilę zrobi tu rozpiernicz?

           -Więc co tym razem?

          -Mógłbyś się bardziej zainteresować. Cały czas wszyscy zastanawiamy się co z Feliksem, a ty jako jedyny zachowujesz się tak jakby to nie była twoja sprawa.

          -Bo nie jest.

          -Nie jest? Pragnę ci przypomnieć, że między innymi ty sprawiłeś, że Feliks jest jaki jest.

          -W jaki niby sposób?! To, że kilka razy nazwałem go idiotą i się z niego wyśmiewałem, sprawiło, że jest na granicy życia ze śmiercią?! – By zaakcentować swoje oburzenie Prusy wstał i zaczął wymachiwać rękoma we wszystkie strony. Wyglądało to przezabawnie.

          -Mam ci kupić książkę z historią Polski, byś zrozumiał?

          -Nie trze-

          -Skoro tak bardzo chcesz, to ci kupię. A tak całkiem serio, mógłbyś chociaż do niego zadzwonić, przeprosić, bo z tego co wiem dalej tego nie zrobiłeś.

          -On też mógłby mnie przeprosić, a ma za co!

          -Więc, bądź chociaż raz tym mądrzejszym i zrób to pierwszy. – Niemcy wstał i wyszedł z pokoju. Gilbert – jak zwykle – nic sobie z tej rozmowy nie zrobił. Chociaż, w sumie... zadzwonić by mógł.

***

           Gilberta obudziły promienie słońca, przedzierające się przez firanki. Przetarł oczy, ziewnął i spojrzał na godzinę w telefonie. Było po dwunastej. Dość wcześnie jak na mnie. Pomyślał, a jego wzrok utkwił na grubej książce z napisem ''Historia Polski dla początkujących". W lekturę były wpakowane małe kolorowe karteczki zaznaczające strony do przeczytania. Obok leżała karteczka zostawiona przez Ludwika, o treści:

          ''To dla ciebie. Nie musisz dziękować. Pojechałem do Rzymu na tydzień."

           Prusy oburzył się. I na co mu to? Przecież znał historię tej pchły wystarczająco dobrze! Nawet jest członkiem tej historii!

           Po śniadaniu zadzwonił do brata.

          -Halo? – Niemcy nie był zaskoczony tym telefonem.

          -Po cholerę mi to kupiłeś – Prusy jeszcze raz spojrzał na książkę. Głośno by tego nie powiedział, ale kusiło go przeczytanie jej.

          -Żebyś wiedział za co przepraszać i nie być kompletnym idiotą w tym temacie.

          -Ja idiotą w tym temacie?! Wiem dosłownie wszystko o historii Polski!

          -Tak? To kiedy odbyła się bitwa pod Kircholmem? – Po drugiej stronie słuchawki nastała cisza. Ludwik delikatnie się uśmiechnął. Albinos naprawdę nie wiedział.

          -No dobra. Może jestem idiotą.

          -Masz szansę poprawić swoje relację z Feliksem. Nie zmarnuj tego. Kończę, pa. – Niemcy się rozłączył. Gilbert odłożył telefon i jeszcze raz spojrzał na nowy znienawidzony przedmiot.

          Muszę to przeczytać.

***

           Pociąg spóźniał się już dobre dziesięć minut. W Berlinie to rzadkość. Gilbert przeklął pod nosem i spojrzał się jeszcze raz w stronę gdzie miał nadjeżdżać pociąg. Dlaczego zawsze gdy naprawdę chciał gdzieś jechać świat musiał robić mu na złość. Ten jeden raz chciał bez nerwów pojechać do Warszawy by normalnie porozmawiać z Polską. Choć pewnie pokłócą się podczas spotkania z dziesięć razy.

           Pociąg przyjechał. Przyczyną spóźnienia był jakiś kretyn, który chciał się zabić. Z niewiadomych przyczyn, Prusy pomyślał o Polsce. Ta wizja bardzo mu się nie podobała. O dziwo. Zanim dojechał do Warszawy było już po dwudziestej. Trochę to trwało. W końcu był na miejscu.

           Jako, że nie chciał wydawać pieniędzy na hotel poszedł do domu Feliksa. Doskonale wiedział, że zastanie tam Węgry. Doskonale też wiedział, że pewnie to babsko nie pozwoli mu przenocować, ale zawsze warto spróbować, nie?

           Stanął przed drzwiami i zastanowił się jeszcze raz nad plusami hotelu. Dochodziła już dwudziesta pierwsza i mało kto – w tym Węgry – chciałby o tej godzinie gości. I to jeszcze niezapowiedzianych. Zapukał. Po chwili usłyszał kroki i otwierający się zamek. Tak jak myślał, drzwi otworzyła mu Erizabeta. Dziewczyna spojrzała zdziwiona na gościa.

          -Co tu robisz? – Spytała

          -Chcę jutro odwiedzić Feliksa, a nie chce mi się wydawać pieniędzy na hotel.

          -Ty chcesz odwiedzić Feliksa? Wybacz, ale wątpię żeby chciał cię teraz widzieć. Potrzebuje spokoju.

          -Chcę z nim tylko pogadać, przeprosić za to i owo. To wszystko!

          -Kto cię do tego zmusił?

          -Ludwik, ale nawet bez jego biadolenia bym tu przyjechał!

          -Ta, jasne. Właź. – Eliza otworzyła drzwi i bez słowa zaczęła rozkładać kanapę. Gilbert zdjął buty i kurtkę, po czym rozejrzał się po salonie. Nawet nieźle urządzone.

          -Chcesz coś jeść?

          -Nie, ale herbaty bym wypił. – Dziewczyna poszła do kuchni i wyjęła pudełko z torebkami ziół do owego napoju. Po dwóch minutach herbata parowała już w kubku na stole.

           -Co cię naszło na te odwiedziny? To, że Niemcy ci o tym gadał nie znaczyło, że masz się zgadzać. Walnęło cię poczucie winy za te wszystkie wieki?

          -Może i mnie walnęło. Nie twoja sprawa.

          -Owszem moja. Troszczę się o Feliksa i podejrzane jest, że tak po prostu chcesz z nim porozmawiać. Skąd mam nie wiedzieć, że nie chcesz przypadkiem mu nagadać jakichś głupot? Wątpię też, że będzie to pogadanka dwóch dobrych kumpli. Od wielu wieków jesteście przecież wrogami. Poza tym, ty też jesteś odpowiedzialny za obecny stan Feliksa.

          -Chcę go tylko przeprosić. Zacząć od początku, czy coś. – Prusy oparł się mocniej o fotel. Nie przyszedł tu tłumaczyć się ze swoich planów. Oczywiście nie były to plany negatywne. Wręcz przeciwnie. Po całej nocy rozmyślania o błędach przeszłości i wspominaniu jak to jeszcze w średniowieczu dobrze mu się z Polską układało, stwierdził, że trzeba ten cyrk zakończyć. Na dodatek na wieczór musiał się odezwać Francja i zeszło na temat Feliksa. Francis – jak to miał w zwyczaju – zaczął snuć teorie na temat rzekomej miłości Prus do byłego przyjaciela. Gilbert pewnie bardziej by się zdenerwował z słów tej żaby, gdyby nie fakt, że Francis takie teorie wytwarzał praktycznie o każdym. Choć i tak poczuł się urażony.

          -Tak po prostu chcesz go przeprosić?

          -Tak! A teraz pozwól, że pójdę się umyć i spać. Dziękuje. – Albinos dopił herbatę i poszedł do łazienki. Ta dość krótka rozmowa nieźle go zdenerwowała.

***

           Węgry wstała, skorzystała z toalety i wzięła się za coś bardzo trudnego. Budzenie Prus. Tyle wieków jak go znała wiedziała, że obudzenie go jest prawie, że niemożliwe. Nawet trudniejsze od budzenia Włoch. A to już poważne. Zaczęła od delikatnego szturchania, które i tak nic nie dało. W końcu zaczęła majtać nim na wszystkie strony, i jedyne co to dało to ciche jęki niezadowolenia. Bicie poduszką, zimna woda czy disco polo włączone na cały regulator też nic nie dało. Albo nie. Przy disco polo Gilbert powiedział coś pomiędzy ''Wyłącz to'' a ''Za głośno''. Erizabeta postanowiła spróbować innego sposobu.

          -Wycofują piwo ze sprzedaży. – Szepnęła mu do ucha, ale to nic nie dało.

          -Skończyły się ziemniaki. – Zero reakcji.

          -Ludwik jest heteroseksualny. – Nic.

          -Austria założył te seksowne rurki, z których tak bardzo lubisz się śmiać. – Cisza.

          -Litwa został zabity przez Rosję. – Prusy delikatnie się uśmiechnął.

          -Feliks nie żyje.

          -Co?! – Gilbert wstał i przez przypadek walnął Elizę ręką.

          -Ale jak to? To niemożliwe! – Zaczął panikować co dla Węgry – i pewnie dla każdego innego - było dziwne.

          -Spokojnie. Feliks żyje. Chciałam cię tylko obudzić. – Zaśmiała się.

          -Nigdy więcej tak nie rób. – Powiedział z powagą wymalowaną na twarzy Gilbert.

          -Twoja reakcja była śmieszna. Choć muszę przyznać, że dziwi mnie, że zareagowałeś akurat na to. – Zielonooka zniknęła w kuchni i pewnie zaczęła przygotowywać posiłek. Prusy złapał się za głowę z zażenowania. Świetnie, teraz zacznie sobie myśleć o nie wiadomo czym.

***

           Stanęli przed szpitalem psychiatrycznym. Budynek nie prezentował się zbyt dobrze, ale ponoć był najlepszą placówką leczniczą w całej Warszawie. Akurat był czas odwiedzin. Podeszli do recepcjonistki i spytali się gdzie leży Feliks Łukasiewicz. Siedział na drugim piętrze.

           Polska leżał bezczynnie na łóżku i myślał o swoim – i tak nic nieznaczącym – życiu. Jego współlokatorki wyszły bo ktoś przyszedł je zobaczyć. Sam nie spodziewał się kogokolwiek. Przecież nic nie znaczy. Węgry przestała się nim interesować, siostra go nie kocha, a reszta świata chce jego śmierci. A tak przynajmniej twierdził głos w jego głowie. Myślenie przerwała mu pielęgniarka wchodząca do środka.

          -Ktoś przyszedł do pana.

          -Kto? – Spytał od niechcenia.

          -Na pewno pani Węgry i jakiś albinos. – Albinos. Polska skrzywił się na te słowo. Jaki inny albinos miałby do niego przyjść, jak nie Prusy? Pytanie jest, czego od niego chce?

          -Nie idę.

          -Mówili, że bardzo chcą się z tobą spotkać. Proszę chociaż pogadać z nimi przez chwilę.

          -No dobra. Proszę im powiedzieć, że za chwilę będę. – Pielęgniarka skinęła głową i wyszła. Z jednej strony chciał się z nimi zobaczyć, a z drugiej nie. Ostatecznie wyszedł z pokoju.

***

           Feliks powoli podszedł do dwójki gości stojących przy kanapie na korytarzu. Tak jak przypuszczał, albinosem, który do niego przyszedł był Gilbert. Przywitał się z nimi i usiedli na sofie. Na początku było trochę niezręcznie, ale potem jakoś poszło. Między Polską a Prusami rozmowa bardzo się nie kleiła. Głównie Erizabeta musiała ciągnąć konwersację. Niestety w pewnym momencie musiała iść do łazienki. Pozostała dwójka milczała. Ciszę przerwał Feliks.

          -Po co przyszedłeś? Bardzo dobrze mogła przyjść tylko Elka.

          -Nie cieszysz się, że ktoś po za nią się martwi?

          -Ty się o mnie, generalnie, martwisz? Nie rozśmieszaj mnie. – Blondyn odwrócił głowę od Gilberta. Zajebiście. Ja do niego przychodzę, staram się wytwarzać pozory zainteresowanego sytuacją, a ten jeszcze narzeka! Mogłem nie przychodzić. Pomyślał Prusy.

          -Chcę cię przeprosić. Za wszystko. Za ten cały Grunwald, za inne bitwy, za rozbiory, za drugą wojnę światową, za to co ci robiłem za komu- Śmiech Polski przerwał Gilbertowi wywód. W innych momentach mógłby przyznać, że ten śmiech jest cudowny, ale teraz chciał zabić Polskę za tą reakcję.

          -Naprawdę dopiero teraz stwierdziłeś, że musisz przeprosić? Dlaczego nie zrobiłeś tego od razu? Dwa, kurwa, wieki czekam aż mi się wytłumaczysz z tych rozbiorów i za nie przeprosisz. Myślisz, że teraz tak po prostu ci wybaczę?!

          -Żałuję tego co zrobiłem. Ciesz się, że w ogóle cię przepraszam.

          -I jeszcze mi łaskę robisz, że w ogóle przepraszasz! Daruj sobie. – Feliks wstał z kanapy i pomaszerował do swojego pokoju. Nawet nie obejrzał się za siebie. Gilbert był trochę zbity z tropu. Wiedział, że Polska nie zareaguje za dobrze na to wszystko, ale żeby aż tak? W tym momencie żałował jeszcze bardziej tego co zrobił. Wiedział, że gdyby rozegrał sprawę inaczej Feliks pewnie dalej by tu siedział, a może nawet by mu wybaczył i teraz byłoby lepiej. A może gdyby nawet wcześniej inaczej to rozegrał to Polska by nie musiał się teraz leczyć psychicznie. Nawet nie umiał wskazać punktu, w którym ich relację zaczęły się walić.

           Węgry wyszła z toalety i podeszła do kanapy. Prusy na niej siedział widocznie załamany sprawą. Erizabeta usiadła obok i spojrzała na niego.

          -Gdzie Feliks? – Spytała.

          -Źle zareagował na moje przeprosiny.

          -Czy ty zawsze musisz zrobić coś źle? – W głosie dziewczyny było słychać złość i żal.

          -To nie moja wina, że tak zareagował! Chciałem dobrze. – Węgry westchnęła.

          -Idź już do samochodu. Ja pójdę na chwilę do niego. – Gilbert za poleceniem poszedł do auta.

***

          Po kąpieli Prusy leżał na kanapie, przeglądając Facebooka. Nie było tam nic ciekawego. Aż nagle usłyszał dzwonek przychodzącego SMS-sa. Od Polski.

          ''Przepraszam za moją reakcję. Dziękuję za przeprosiny.'' – Gilbert był dość zdziwiony tą wiadomością.

          ''Wow. Ty mnie przepraszasz.''

          ''Elka ma rację. Postąpiłem chamsko.'' – A więc to zasługa Erizabety.

          ''Wybaczam. Więc już nie jesteś zły?''

          ''Nie. Sorry, ale muszę kończyć. U mnie już światła trzeba gasić. :D Dobranoc.''

          ''Dobranoc.''

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro