Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[15] Obsesyjny taniec

*** 17 maja ***

           Nawet jeśli dzień dobiegał już końca, to miał w sobie wiele energii. Słońce powoli zachodziło, przez co niebo przybierało pomarańczowo-różowy kolor. Przyprawiało to Polskę o marzycielski nastrój. Z radością chodził między dużymi kłosami trawy i szedł w stronę mniej zarośniętej części łąki. Tam bowiem znajdowały się kwiaty wszelkiej maści, z których chciał zrobić wianki. Nie robił ich już masę lat i naszło go żeby znowu zrobić te piękności, a był w robieniu ich bardzo dobry.

           Prusy dziwił się sam sobie, że tak łatwo dał się tej pchle. Miał, tak samo jak pozostali, iść do domu po całodniowym zwiedzaniu, ale Feliks tak ładnie go prosił żeby poszli na tą pobliską łąkę. Nie potrafił mu odmówić. Szedł obecnie za uradowanym Feliksem. Dawno nie widział go tak szczęśliwego. Cieszyło go, że Polska nareszcie mógł odpocząć od depresji. Oczywiście ona dalej tam była, ale nie dawała teraz o sobie tak bardzo znać.

           Polska przystanął. To było miejsce, do którego chciał dotrzeć od samego początku. Wszędzie były różnokolorowe kwiaty i pachniało tak cudownie. Delikatny wietrzyk muskał jego skórę przyprawiając go o przyjemny dreszcz. Na myśl przychodziły mu dni, kiedy to chodził z starymi znajomymi na łąki, by również porobić te piękne wiązanki. Były to czasy jeszcze przed drugą wojną światową. Wtedy wianki były bardzo popularne i dziewczęta lubiły je robić, by dodać całości swojemu wyglądowi. Feliks też lubił je robić.

           Z ogromną uwagą, zaczął szukać miejsca, gdzie rośliny miały więcej kolorów i nie ograniczały się do bieli i żółci. Bardzo oczekiwał czerwonego, z którego chciał szczególnie zrobić wiązankę. Spojrzał za siebie by się upewnić, że Gilbert dalej tu jest. Nie byłby zdziwiony gdyby go tutaj nie było. Posłał mu delikatny uśmiech i wrócił do szukania wymarzonego miejsca.

           Gilbert poczuł ukłucie w brzuchu. Po raz kolejny tego dnia. Zawsze tak miał kiedy Feliks się do niego uśmiechał lub miał jakąkolwiek bliższą interakcję z nim. Nie lubił mieć tego uczucia. Nie było to spowodowane tym, że było nieprzyjemne, a tym, że miał wrażenie, że jest to zakochanie. Nie chciał by okazało się, że kocha Feliksa. Sam nie do końca wiedział dlaczego. Po prostu nie chciał.

           Feliks usiadł tam gdzie miał dużo czerwonych i białych kwiatów. Wziął dwa i zaczął je ze sobą wiązać. Po chwili był tak wciągnięty w tą czynność, że nie zauważył Gilberta siadającego obok. Prusy nie był jakoś bardzo zainteresowany tym co robi Polska. Bardziej był ciekawy samym Polską, niż czynnością przez niego wykonywaną.

           Jego blond włosy powoli powiewały przez delikatny wiatr. W blasku słońca miały odcień jasnego złota. Źrenice, które od dłuższego czasu miały bardzo martwy wyraz, teraz lśniły żywo, przybierając kolor intensywnej zieleni. Oczy były skupione na powstającym wianku i pilnowały by każdy ruch został wykonany poprawnie. Policzki nadal były lekko różowe od zmęczenia, spowodowanego biegiem. Sprawiało to, że Feliks wyglądał jeszcze piękniej.

           Gilbert mógł zaprzeczać, że nie kochał Feliksa, ale już nie umiał. Odmawianie temu, że kocha Polskę było już męczące. Trudnym jednak było potwierdzenie swoich prawdziwych uczuć, dlatego miał zamiar dalej się kłócić w tym temacie. Pewne było jednak, że kochał tą pchłę, nawet jeśli było mu ciężko to zaakceptować. Nie miał zamiaru mu jeszcze tego mówić. Za bardzo się bał.

           Polska znowu czuł się obserwowany. Zerknął na Prusaka, który bezczelnie się na niego gapił. Spalił jeszcze większego rumieńca. Dlaczego ta menda tak na niego patrzyła? Wzrok jaki ofiarował mu Prusy był dziwny. Taki delikatny, czuły i kochający. Serce zaczęło mu szybciej bić. Uśmiechnął się nieśmiało. Czuł ogromne zmieszanie.

          -Co tak na mnie patrzysz? – Spytał blondyn. Albinos odsunął lekko. Wyglądało to tak, jakby otrząsnął się z jakiegoś transu lub zamyślenia. Również się zaczerwienił i spuścił głowę.

          -Przepraszam... Nie powinienem.

          -Nie przepraszaj! – Powiedział lekko spanikowany Feliks. – Jeśli chcesz to możesz się patrzeć, ale to trochę dziwne. – Polska schylił głowę i zamyślił się. Szalenie kochał tą pruską mendę, ale bał mu się to powiedzieć. Przecież byli tylko kumplami. Nie widział sensu w niepotrzebnym krzywdzeniu się poprzez odrzucenie. Depresja tylko by się nasiliła i nie dawałaby mu normalnie żyć. Wolał milczeć. To ciche cierpienie było lepsze.

           Spojrzał triumfalnie na gotowy wianek. Prezentował się naprawdę dobrze. Mimo długiej przerwy w robieniu wiązanek, ta wyszła mu bardzo ładnie. Skierował wzrok na Gilberta, który był bardzo zadumany. Na ten widok, cicho zachichotał. Bez słowa położył mu na głowie gotowy wianek, jednocześnie wyrywając go z rozmyślań.

           -Po co mi to dajesz? – Spytał albinos, łapiąc się za głowę. Zdjął ozdobę i dokładnie się jej przyjrzał.

          -Zrobiłem to dla ciebie. Nie przyjmuję zwrotu.

          -Oh... Dziękuję. – Gilbert niepewnie założył na siebie przedmiot. Był tym wszystkim taki zawstydzony. Jego uczucia do tej pchły tylko się nasilały.

          -Wiesz, te czerwone i białe kwiaty idealnie kontrastują z twoim wyglądem. – Polska się zaśmiał. Prusy w ramach odpowiedzi prychnął.

           Tak bardzo był w nim zakochany, ale nie umiał tego pojąć.

*** 18 maja ***

           Prusy poprawiał materiał marynarki. Nie wierzył, że dał się na to namówić. Wyjście do opery było tak kiczowatym pomysłem, ale, jak zwykle, nie potrafił odmówić Polsce. Kiedy skończył układać marynarkę spojrzał na Austrię. Miał dopilnować tego czy dobrze wygląda.

          -Jest dobrze. – Powiedział Roderich, przy tym samemu przeglądając się w lustrze. Obydwoje wyglądali świetnie. Gilbert westchnął. Tak bardzo nie chciał tam iść.

          -Co ci jest?

          -A jak myślisz? Po prostu uważam, że wyjście do opery jest głupie. Już teatr jest lepszy.

          -Nie przesadzaj. W operze można się dobrze bawić. – Albinos prychnął.

          -Chyba tylko ty masz takie moce. – Szatyn postanowił nie odpowiadać. Bez słowa wyszedł z pokoju i pokierował się w stronę salonu. Chciał wiedzieć czy pozostali są już gotowi.

           Polska wyjrzał zza ściany. Uśmiechnął się na widok wychodzącego Austrii. Kiedy ten był wystarczająco daleko, podszedł do drzwi pokoju gdzie siedział Prusy. Schował się i zaczął go obserwować. Lubił to robić. Kiedy się nudził, nie pozostawało mu nic innego do roboty, jak oglądanie swojej miłości. Czasami przez to bał się samego siebie, ale i tak to robił.

           Gilbert wyglądał przepięknie. Jego białe włosy były ułożone na jedną stronę, czerwone źrenice błyszczały w świetle żarówek niczym dwie gwiazdy. Koszula idealnie układała się na ciele, nie wspominając już o marynarce, która uzupełniała całość. Do tego wszystkiego były eleganckie buty, które mimo, że do Gilberta nie pasowały, wyglądały naprawdę ładnie. Feliks mógł go oglądać godzinami. Wyglądaliby ze sobą tak ładnie.

           Polska nie uważał, że jego strój był nie wiadomo jak urzekający, ale na pewno prezentował się dobrze. Włosy miał spięte w koka, założył długą bordową sukienkę – wcale nie zakoszoną od Węgier – i czarny , równie długi, sweter. Dużą rolę odgrywał również złoty naszyjnik. Definitywnie by ze sobą pięknie wyglądali.

           Bardzo chciał znać reakcję Gilberta na strój, który założył na ten wypad. Erizabeta już swoje na ten temat powiedziała.

           ''Czasami się zastanawiam, czy aby na pewno jesteś facetem.''

           Polska nie pozostał dłużny w chamskich odzywkach.

           ''Powiedziała dziewczyna, która jako dzieciak myślała, że jest chłopcem.''

           Obydwoje się zrozumieli.

           Nagle Feliks poczuł, że ktoś za nim stoi. Jak zwykle postanowił to zignorować. Teraz miał ciekawsze rzeczy do roboty, jak na przykład, obserwowanie swojej miłości. Czasami się zastanawiał czy to już nie jest obsesja. Potem po takich rozmyślaniach walił się w głowę i zastanawiał jak mu to do niej wpadło. Po za depresją był zdrowy.

           -Every breath you take. Every move you make. Every bond you break. Every step you take, I'll be watching you. Every single day. Every word you say. Every game you play. Every night you stay, I'll be watching you.* – Polska spojrzał zdziwiony na Francję, który stał za nim i śpiewał jakąś piosenkę. Była definitywnie o obsesyjnej miłości i stalkingu.

          -Co ty robisz?

          -Śpiewam twoją piosenkę przewodnią. Pasuje idealnie. – Feliks posłał Francisowi wzrok pełny politowania. Czasami się zastanawiał czy ma coś takiego jak mózg.

          -Co? – To pytanie było bardzo niepotrzebne.

          -Nie znasz piosenki Every breath you take od The Police? Błagam cię... Żeby takiego hitu nie znać, to naprawdę trzeba być zacofanym.

          -Znam tą piosenkę, ale nie rozumiem dlaczego uważasz, że jest moją piosenką przewodnią.

          -Piosenka jest ewidentnie o stalkingu i obsesji na czyimś punkcie. Ty masz obsesję na pukcie Gilberta.

          -Chory na łeb jesteś. – Polska postanowił wrócić do swoich obserwacji.

          -No chyba ty. Cały czas się na Gilberta gapisz, chodzisz za nim, mówisz o nim i piszesz o nim w swoim pamiętniku.

          -Czytałeś mój pamiętnik?!

          -Zostawiłeś go na wierzchu, a z natury jestem bardzo ciekawski. – Zielonooki prychnął i postanowił nie zwracać dalej uwagi na tego kretyna. Po chwili usłyszał bardzo cieniutki głos, który miał chyba imitować jego własny.

          -Dzisiaj nie działy się ciekawe rzeczy, pomijając to, że Gilbert mnie wylizał. Zrobił to przy wszystkich. Tak bardzo się tego nie spodziewałem. Byłem taki zawstydzony, ale podobało mi się. Chciałem żeby zrobił mi coś więcej, ale ostatecznie do niczego więcej nie doszło. Szkoda. W ramach rewanżu też zacząłem go lizać. Po chwili zrozumiałem jak wielki błąd popełniłem. Kiedy się myłem to chciałem się trochę odprężyć, więc zacząłem się masturbować. Po chwili do łazienki wszedł Gilbert. To najbardziej zawstydzający dzień w moim życiu! – Polska czuł jak zalewa go krew. Chciał rzucić się na Francję i powyrywać mu te jego blond kudły.

          -Co ty, kurwa, robisz?!

          -To jeden z wpisów tego typu. Ten akurat jest z naszego ostatniego dnia u mnie w kraju. Nawet jeśli danego dnia wydarzyło się coś ciekawego, ty zawsze piszesz tylko o Gilbercie. I ty próbujesz mi wmówić, że to nie jest obsesja? – Feliks nie wytrzymał i kopnął Francję w kolano. Ten tylko się skulił i bez piśnięcia nawet słówka, odszedł przy tym kulejąc. Polska wrócił bardzo usatysfakcjonowany do obserwacji Prus.

***

           Polsce bardzo podobał się występ. Miło mu się oglądało i z wielką chęcią obejrzałby go jeszcze raz. Obecnie znajdowali się przed wejściem do opery. Feliks szukał wzrokiem Gilberta, ale nie potrafił go odnaleźć. Postanowił porozglądać się między zgromadzonymi.

           Aż w końcu go zlokalizował. Na jego widok się uśmiechnął. Serce mu szybciej zabiło i poczuł jak mu motylki zaczynają latać w brzuchu. Szybko jednak te motylki zdechły kiedy zobaczył, że jego ukochany rozmawia z jakąś kobietą.

           Momentalnie stracił dobry humor. Czuł zazdrość kiedy widział, że Prusy woli gadać z jakąś obcą babą, a nie z nim. Nie powinien być zazdrosny. A co jeśli z tej przypadkowej rozmowy powstanie coś więcej? Wtedy na pewno nie będzie miał szans na zdobycie serca Prus. Wiele od niego wymagało by nie podejść do tej dwójki i nie zabrać swojego Gilberta od tej jędzy.

           -Oh, can't you see you belong to me? How my poor heart aches, with every step you take.** – Francja jak zwykle musiał przyjść w najmniej odpowiednim momencie. Polska nie miał ochoty nawet na niego krzyczeć.

          -Odejdź. Nie mam humoru.

          -Widzę przecież. Ten widok źle na ciebie wpłynął. Naprawdę jesteś obsesyjnie zakochany w Gilbercie. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że on też ma na twoim punkcie obsesję. To smutne, że taka piękna miłość zamieniła się w chorą paranoję. – Słowa Francisa, bardzo zainteresowały Feliksa. Chciał dowiedzieć się więcej.

          -Gilbert mnie kocha?

          -Nie przyznaje się do tego, ale sądzę, że tak. Wszystko na to wskazuje. Cały czas się na ciebie gapi, mówi o tobie. Dla mnie to jest przerażające. Jesteście siebie warci, ale wolałbym żebyście nie wariowali z miłości do siebie. Wolimy was zdrowych. – Zielonooki rozpromienił się. Już nie denerwował się gdy patrzył na Prusaka konwersującego z tą kobietą.

          -Dziękuję za tą informację. – Polska jeszcze raz obdarzył swoim spojrzeniem albinosa i odszedł. Chciał się przejść i pomyśleć o tym wszystkim.

***

           Feliks szedł chwilę, pogrążony w rozmyślaniach. Czyli jednak był cień szansy na to, że Prusy go kocha? Był z tego powodu bardzo szczęśliwy. Chciał rzucić mu się w ramiona i powiedzieć jak bardzo darzy go swoją miłością, ale za bardzo się bał. Ale czemu, skoro była ta niewielka szansa na odwzajemnione uczucia? Momentami nie rozumiał samego siebie.

           Nagle przystanął. Jego uwagę przykuł średniej wielkości plac na środku parku. Był on otoczony drzewami, a oświetlały go pobliskie latarnie i światełka zawieszone na drzewach. Dawało to niesamowity efekt teraz w nocy. Z ogromną ochotą poszedł na placyk i rozejrzał się. Podłoga nadawała się do tańca. Była gładka, dzięki czemu można było w spokoju tańczyć. Niedaleko było słychać zespół grający na instrumentach smyczkowych. Feliks postanowił to wykorzystać. Stanął na środku wykładziny i zaczął swój taniec w rytm granej muzyki.

***

           Prusy szedł powoli uliczkami parku. Zanim wróci do domu chciał jeszcze urządzić sobie krótki spacer. Miał naprawdę dobre samopoczucie po rozmowie z dopiero poznaną kobietą. Spotkanie było całkowicie przypadkowe. Pomógł jej wstać, gdyż ta się przewróciła i rozpoczęli pogawędkę na delikatne tematy. Wątpił, że spotka niejaką Helgę jeszcze raz w swoim życiu. Może to i lepiej? Nie czuł potrzeby zaprzątania sobie umysłu nowymi osobami.

           W pewnym momencie usłyszał melodię walca. Nigdy nie był fanem tego tańca, ale miał do niego ogromny sentyment. Miło mu się wspominało kiedy tańczył walca nałogowo na różnych uroczystościach. Po chwili zwrócił uwagę na plac, na którym tańczyła pewna osoba. Zaciekawiony podszedł bliżej i ujrzał Polskę pięknie tańczącego w rytm muzyki. Stanął jeszcze bliżej i z przyjemnością oglądał to show.

           Feliks dalej wirował wokół siebie, przy tym nie zwracając uwagi na otoczenie. Nie chciał sprawdzać czy ktoś go ogląda, nagrywa czy nawet obgaduje. Teraz liczyła się tylko muzyka. Aż w końcu skończył. Ukłonił się przed wyimaginowaną publicznością i odwrócił się. Prawie przeżył zawał.

           Oglądał go Prusy. Już wolał żeby to była Węgry, Austria czy nawet Francja. Był tym faktem taki skrępowany. Skulił się delikatnie, licząc na to, że Gilbert sam sobie pójdzie.

          -Pięknie tańczysz. Masz talent. – Ten komplement nie poprawiał sytuacji.

          -Jak długo tu stoisz? – Spytał prawie niedosłyszalnie Feliks.

          -Z trzy minuty. – Prusy zaczął podchodzić do Polski. Feliks zerknął na niego nieśmiało. Gilbert słysząc, że zaczyna się nowa kompozycja, ukłonił się i ujął w swoją dłoń, dłoń blondyna. Pocałował ją delikatnie i uraczył swoim wzrokiem drugiego chłopaka. Polska czuł, że panikuję. Było mu z tego wszystkiego słabo, ale nie zamierzał tracić przytomności.

          -Zrobisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną? – Feliksa piekły policzki od rumieńców.

          -A ty umiesz tańczyć? – Prusy spuścił wzrok i się cicho zaśmiał. Polska zrobił to samo. Obydwoje mieli wrażenie, że przez tą uwagę sytuacja się trochę rozluźniła.

          -Oczywiście, że z tobą zatańczę. – Odpowiedział już trochę pewniej Polska i również się ukłonił. Nawet jeśli nie wyglądał na takiego spanikowanego, to w środku czuł wielki strach. Przyjęli pozycje do walca, a kiedy muzyka się bardziej rozkręciła, rozpoczęli taniec.

           Ale w pewnym momencie muzyka z walca zaczęła zmieniać się w coś bardziej żywego, uczuciowego i namiętnego. Oboje stwierdzili, że trzeba zmienić klimaty tańca. Postanowili zacząć jeszcze raz.

           Ponowili tą czynność, tym razem stawiając na zupełnie inne ruchy. Teraz byli siebie bliżej. Częściej stykali się różnymi częściami ciała, wymieniali się spojrzeniami wypełnionymi pożądaniem i miłością. Niejednokrotnie prawie się musnęli wargami i nieomal dochodziło do namiętnych pocałunków.

           W trakcie tego tańca mówili sobie więcej niż podczas zwykłej rozmowy. Ale nawet w ten sposób nie potrafili tego zrozumieć. Ich ruchy były przepełnione erotyką. Byli siebie bliżej niż kiedykolwiek.

           Aż w końcu skończyli. Pozycja, w której zakończyli była idealna by się pocałować. Gilbert przypierał Feliksa do siebie, a blondyn oplątał swoje ręce wokół szyi albinosa. Ich twarze były naprawdę blisko. Patrzyli na siebie chwilę i zaczęli przybliżać się do siebie. Ich usta już prawie się stykały. Oboje tego chcieli, ale pytanie było czy coś z tego wyniknie?

           Niestety Prusy zaczął się odsuwać. Pocałował tylko Polskę w policzek. Feliks był szczerze zawiedziony.

          -Dlaczego to robisz? – Spytał zielonooki z wyraźnym żalem w głosie.

          -W sensie?

          -Chcesz mnie pocałować, a potem się odsuwasz. Możesz w końcu przestać robić mi nadzieję? – Gilbert spojrzał zmieszany na Feliksa.

          -Zależy ci?

          -Bardzo. – Polska odwrócił się i wyszedł placu. Nie chciał tu dłużej być. Prusy tą odpowiedź traktował jako wyznanie miłości.

***

           -Czy oni kiedykolwiek zostaną parą? – Powiedział Francja, bliski płaczu. Naprawdę to było dla niego krzywdzące.

          -Kiedyś tą parą zostaną. – Odpowiedział Austria.

          -Ale kiedy?! Tyle wieków już czekamy, aż oni wreszcie będą razem. Teraz pewnie się pokłócili i znowu będzie trzeba ich godzić.

          -Po czym to wnioskujesz?

          -Po tym jak się ze sobą pożegnali. Miny wielce obrażone i szybka ewakuacja z miejsca zdarzenia. – Francis o mało nie krzyczał. Węgry postanowiła go uspokoić.

          -Spokojnie. Jeszcze na tej wycieczce będą razem. Dopilnuję tego.

          -Już prawie minęło sześć tygodni!

          -Myślisz, że to będzie tak szybko? Z ich upośledzeniem umysłowym nie będzie łatwo. Tutaj będzie się trzeba namęczyć.

          -Konkretnie?

          -Musimy robić wszystko żeby jak najdłużej zostawali sam na sam, żeby między nimi zapanowywała romantyczna sytuacja i takie tam.

          -Ambitne plany. Swoją drogą, jaki jest następny kraj?

          -Mój. – Odpowiedziała szybko Erizabeta. Francja uśmiechnął się na te słowa.

          -Musisz to wykorzystać.

          -I to właśnie zrobię.

*** 19 maja ***

           Francja schował twarz załamany w dłoniach. Nie wierzył, że Prusy jest aż takim idiotą.

           -Dlaczego to zrobiłeś? – Powiedział rozżalony. – Dlaczego chciałeś go pocałować, skoro ponoć go nie kochasz?! – Ostatnie słowo wręcz krzyknął. Gilbert starał się unikać wzroku przyjaciela. Faktycznie – zrobił głupotę.

          -Tak wyszło! Teraz mi powiedz jak mam mu to wytłumaczyć. W ogóle nie chce ze mną rozmawiać.

          -Nie ma, że tak wyszło! Dopóki nie dasz mi porządnego wytłumaczenia, ja ci nie pomogę.

          -Wkurzasz mnie.

          -Ty mnie też. – Francis prychnął urażony. Postanowił jednak okazać dobre serce i pomógł przyjacielowi. – Po prostu idź do niego, powiedz, że nie chciałeś żeby to się tak potoczyło, pochwal za ładny taniec i proszę bardzo. Nie wiem co jest w tym trudnego. – Gilbert przytaknął, szybko podziękował i wyszedł z pokoju. Chciał znaleźć Polskę.

***

           Wyglądało na to, że cały świat go nienawidzi. Feliksa nie było w domu, a Węgry nie chciała mu mówić gdzie jest. Musiał sam go znaleźć. Na nic się zdały błagania czy obiecywanie. Był zdany na siebie samego.

           Polska nie mógł pójść daleko. Po długim szukaniu w centrum Wiednia, postanowił poszukać gdzieś dalej. Postanowił iść na łąkę, na którą szło się pieszo z pół godziny. Kiedy był na miejscu zaczął się rozglądać. Nareszcie go znalazł.

           Siedział na ziemi i robił wianki. Podszedł do niego niepewnie i usiadł obok. Feliks spojrzał na niego. Przez długą chwilę nic do siebie nie mówili.

          -Hej... Przepraszam za wczoraj. Głupio wyszło. – Polska zaczął się śmiać. – Dlaczego się śmiejesz?! Co jest teraz takiego zabawnego?

          -Wybacz, ale to słowo jest takie zabawne kiedy pada z twoich ust. – Blondyn z trudem hamował łzy. Z tego wszystkiego popsuł wiązankę, ale nie przejmował się tym.

          -Ugh... Więc wybaczasz?

          -Oczywiście. Tobie bym nie wybaczył? – Feliks przytulił się do Gilberta i położył mu na głowie – i tak zepsuty – wianek. Prusy się delikatnie zarumienił. Znowu miał w głowie bałagan. Na głowie zresztą też.

          -Mam nadzieję, że tego nie wyrzucisz. Dlaczego w ogóle wywaliłeś tamten wianek?

          -Tak wyszło.

          -To twoja odpowiedź na wszystko? – Prusy przytaknął. – Jak ten wyrzucisz to będzie z tobą źle. Wracamy do domu?

          -Niech będzie. – Wstali i zaczęli kierować się w stronę domu. Prusy był strasznie zawstydzony kiedy szedł z tą wiązanką przez miasto. Tak bardzo chciał ją zdjąć, ale Feliks mu nie pozwalał.

***

           Austria wszedł do pokoju Prus. Miał wrażenie, że zostawił tu swój telefon. Wszedł, a jego uwagę od razu przykuł Gilbert piszący coś. Zaciekawiony podszedł do niego i zerknął mu przez ramię.

          -Co piszesz? – Spytał, starając się rozczytać Prusaka.

          -Wiersz. – Roderich zdziwił się odpowiedzią. Nie spodziewał się.

          -Piszesz wiersz? To nowość. O czym jest?

          -O niczym ważnym... - Prusy niepewnie podał kartkę z swoją pracą. Nie był pewny czy się tym dzielić z kimkolwiek, ale miał zaufanie do Austrii. Wiedział, że nikomu nie powie o tym wierszu. Szatyn wziął do ręki poemat i zaczął go czytać. Bardzo się przy tym starał.

Chciałbym być***

szalonym wiatrem w twoich włosach,

palcami muskać ich jedwab czule.

Chciałbym

całować każdy skrawek twojego ciała.

Być lustrem by móc podglądać twoją

ukrytą anielską intymność.

Być aromatem wina na wargach aby

zmysłowością napoić moje.

Poduszką do której tulisz się nocą.

Poznał bym ciche marzenia.

Bryzą w skwarze południa,

powietrzem,

bez którego nie można żyć.

Twoim kochankiem do końca czasu.

           Austria nie sądził, że ten wiersz będzie tak dobry. Naprawdę mu się podobał. Spojrzał na Gilberta, który był ewidentnie zawstydzony. Oddał mu poemat.

          -Jest naprawdę dobry. Widać, że się starałeś.

          -Dz-dzięki. Naprawdę tak uważasz?

          -Tak. Mam pytanie. Czy to jest wiersz dla Feliksa?

          -Słucham?

          -Tak tylko spytałem. Wiersze miłosne piszesz tylko wtedy kiedy jesteś w kimś zakochany. – Prusy spuścił wzrok. Wkopał się tak bardzo.

          -Tak tylko sobie napisałem. Nie snuj żadnych teorii, proszę.

          -No dobrze. Rozumiem. – Roderich wziął swój telefon i odszedł. Gilbert nie mógł tak po prostu mu powiedzieć, że jest w Feliksie zakochany.

           Tak. Zdał sobie już z tego sprawę.

***

           Francja wszedł do pokoju Prus z zamiarem pogadania z nim. Zamiast go zastał Austrię. Podszedł do niego.

          -Wiesz gdzie jest Gilbert? – Spytał, przy tym spoglądając na to co trzyma w rękach.

          -Nie wiem.

          -A co tam masz?

          -Wiersz Gilberta. Myślę, że jest dla Polski. – Francis się zaśmiał i zaciekawiony wziął kartkę. Zaczął czytać poemat. Gdy skończył, był pod naprawdę ogromnym wrażeniem.

          -Mam świetny pomysł. Dajmy to Feliksowi. – Francja był naprawdę podjarany tym co wymyślił. Bardzo chciał to zrealizować. Roderich zamyślił się na chwilę. Też miał ochotę to zrobić. Nawet jeśli Gilbert potem będzie wściekły.

          -Dobry pomysł. Możemy to zrobić. – Francis uśmiechnął się i wziął wiersz ze sobą.

***

           Kanał Dunaju prezentował się naprawdę ładnie wieczorem. Nie było teraz wielu ludzi. Polska i Węgry w spokoju szli przed siebie, przy tym rozmawiając o tym co będą robić u Erizabety w kraju. W pewnym momencie rozmowę przerwał im Francja. Odwrócili się niezadowoleni. Francis wyglądał na szczęśliwego i rozbawionego. Ciekawe czym.

           -Czego chcesz? – Spytała Eliza.

          -Gilbert napisał to dla ciebie. – Francis podał Feliksowi trochę już pogniecioną kartkę. Dalej jednak zawierała te same uczucia. Polska przyjął niepewnie wiersz i zaczął go czytać. Nie chciało mu się wierzyć, że Prusy napisał to dla niego, ale wszystko na to wskazywało.

           Uśmiechnął się. Nawet jeśli nie chciał wierzyć, że to dla niego to musiał przyznać, że wiersz jest piękny i zrobiło mu się ciepło na sercu. Z trudem powstrzymywał łzy szczęścia.

           -Sam ci powiedział, że to dla mnie?

          -Nie. Tylko się domyślam, ale uwierz mi, że to pewne, że napisał to dla ciebie. Pamiętasz co powiedziałem ci przed operą, prawda?

          -Tak, pamiętam. – Feliks mocniej ścisnął kartkę. Spojrzał na Gilberta, który rozmawiał w oddali z Roderichem. – Dziękuję za przekazanie mi tego. – Odwrócił się i poszedł w bliżej nieokreślone gdzieś. Węgry poszła za nim.

***

           Prusy opierał się o belki mostu. Dunaj wyglądał naprawdę ładnie. Mógłby go oglądać już zawsze z osobą, którą kocha. Co on w ogóle za głupoty gada? Przecież nie kocha Polski... No dobra. Kocha go i to bardzo. Zerknął na Austrię.

          -Miałeś mi coś powiedzieć. – Zaznaczył trafnie Roderich.

          -Zrobiłem coś bardzo nie zajebistego.

          -W sensie?

          -Zakochałem się w Feliksie.

***

*Fragment piosenki ''Every breath you take'' zespołu The Police.

**Kolejny fragment piosenki ''Every breath you take'' zespołu The Police.

***Jest to wiersz wzięty z internetu. Poprosiłam koleżankę żeby mi jakiś znalazła i żeby pasował do sytuacji. Przysłała mi go. Został wzięty ze strony www.klamerka.pl/52-1-milosne.html. Nie podała mi jednak autora. Jeśli ktoś jest ciekawy to może zobaczyć na stronie i poszukać. Od razu mówię, że zmieniłam trochę słowa w wierszu.

***

I mamy kolejny rozdział! Podoba mi się.

Mam wrażenie, że zlamiłam moment z tańcem, ale o wszystkim zadecydujecie wy. Reszta rozdziału jest dobra, według mnie.

Pogadajmy o tym co się dzieje u mnie w życiu. Mam potrzebę powiedzenia o tym wszystkim komuś.

Od wtorku siedzę w domu. Jest to spowodowane tym, że wymiotowałam i gorączkowałam. Teraz czuję lepiej i w tym jest problem. Dlaczego? Dlatego, że jutro będę musiała iść do szkoły, której nienawidzę. Moja klasa i niektórzy nauczyciele skutecznie pozbawiają mnie chęci do dalszej egzystencji. Na dodatek w tym tygodniu, który zaczyna się jutro, mam trzy testy.

We wtorek z matematyki.

W czwartek z biologii.

A w piątek z fizyki.

Jestem pewna, że z testu z matmy i fizyki dostanę jedynki. Jestem na to mentalnie gotowa. Nie ważne jak bardzo bym się uczyła, moje starania i tak pójdą się walić. Zresztą jak zwykle.

Cholernie nie chcę iść do tego ośrodka dla upośledzonych. Idealne określenie szkoły. Co prawda zostały jeszcze z 2-3 miesiące, ale ja już nie daję sobie tam rady. Wątpie żebym też zdała do następnej klasy. Szczerze, to mam to już gdzieś. Co będzie to będzie.

Teraz pogadajmy o opowiadaniu.

Tak jak już napisałam. Rozdział mi się podoba. Pytanie jest czy wam się podoba? Pewnie tak, ale możecie napisać.

Następny kraj na naszej liście to Węgry.

Rozdział oczywiście pojawi się we wtorek, ale nie jestem pewna. Ledwo wytrzymuję z tym wszystkim i chyba sobie ten wtorek odpuszczę. Tylko ten. W każdy inny oczywiście rozdział będzie, ale teraz naprawdę czuję się słabo pod względem psychicznym i potrzebuję odpoczynku. Jeśli rozdział nie pojawi się we wtorek, to się nie przejmujcie. U mnie wszystko dobrze. Chyba.

Do zobaczenia - chyba - we wtorek!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro