[13] Współpraca
*** 1921 ***
Polska znowu zmienił pozycję, w której siedział. Bardzo się niecierpliwił. Nie chciał bezczynnie siedzieć. Ile można rozmawiać z psychiatrą? Aż w końcu się doczekał. Węgry wyszła z gabinetu. Jej uśmiech był bardzo przygaszony. Jeszcze się nie pozbierała po wojnie.
-Ile zamierzałaś tam siedzieć?
-Wystarczająco długo żebyś pytał. – Feliks prychnął urażony. Nie lubił gdy tak do niego mówiono.
-Co ci powiedział lekarz?
-Powiedział, że jest już ze mną lepiej. Przypisał mi leki. Powiedział też, że niedługo będę znowu mogła brać aktywny udział w życiu kraju i chodzić na konferencję światowe.
-To świetnie! W końcu nie będę musiał sam się użerać z tymi wszystkimi idiotami. Uwierz, że jeszcze nie wszyscy się przyzwyczaili do mojej ponownej obecności na konferencjach. Po trzech latach! – Erizabeta się zaśmiała. Tak dawno nie widziała szczęśliwego Feliksa. Ogólnie dawno go nie widziała. Teraz chcieli nadrobić ten stracony przeszło wiek.
-Wierzę ci. Wychodzimy?
-Jasne. Po co mamy tu siedzieć? – Obydwoje podeszli do wieszaka i wzięli swoje kurtki. Założyli je i zaczęli kierować się w stronę wyjścia. Aż nagle uwagę Polski przykuła pewna dziewczyna.
Miała całe ręce w bliznach. Feliks zaśmiał się cicho. Eliza to zauważyła.
-Z czego się śmiejesz? – Spytała Węgry.
-Nie rozumiem jak można się ciąć. To głupie. W jaki niby sposób to ma pomóc? – Dziewczyna uśmiechnęła się. Polska nie rozumiał jeszcze tylu rzeczy.
-Niektórzy potrzebują odreagować po bliższym spotkaniu z rzeczywistością. Osoby z depresją tak mają.
-Ale to takie głupie! Jest tyle sposobów na odreagowanie, a oni wybierają właśnie to.
-W takim razie, co proponujesz?
-Alkohol. Mi zawsze pomaga i nie zostawia blizn na całe życie.
-Niektórzy używają też alkoholu. Wiesz, ten twój sposób też jest głupi. Po alkoholu ludzie też giną i może dojść do większych szkód. Poza tym nie każdy jest pełnoletni.
-Takie gadanie. Ja wiem lepiej. Byłbym zajebistym psychiatrą. -Węgry westchnęła. Polska nie wiedział jeszcze tylu rzeczy o życiu. Dla niego wszystko było takie łatwe, bo był wolny i nic ani nikt go nie ograniczał. I pomyśleć, że sam jeszcze niedawno był na skraju załamania.
-Nie życzę ci tego, ale pewnego dnia możesz się sam przekonać jak bardzo normalne jest cięcie się dla osób z depresją.
-Ta, jasne. Prędzej znowu będę podbitym krajem niż zachoruję na tą całą depresję.
Miał tutaj rację. W 1939 znowu zniknął z map.
A po krótkim czasie zachorował na depresję.
*** 1942 ***
Bunkier był jedynym schronieniem w tym miejscu. Nie przejmował się faktem, że był to bunkier nazistów. Musiał się gdzieś schować. Jego racjonalne myślenie zostało ograniczone do minimum.
Z zewnątrz dochodziły dźwięki strzelanin i wybuchów. Chciało mu się płakać. Czuł się taki słaby. Bycie podbitym krajem uniemożliwiało mu wiele rzeczy. Był osłabiony, ciężej mu się myślało i nie miał na nic siły. Walka o swoje państwo i życie było bardzo trudne, ale musiał przetrwać. Jego ludzie tego od niego wymagali.
Ani mu się śniło ruszanie stąd. Musiał przeczekać przynajmniej do nocy, kiedy to będzie bardziej bezpiecznie. Oczy mu się zaszkliły. Łzy zaczęły spływać mu po twarzy. Czuł się taki bezsilny. Już na początku '41 zabrali go do psychiatry, gdzie zdiagnozowali u niego silną depresję. Życie z nią było ciężkie. Wręcz niemożliwe.
Wyjął z kieszeni munduru niewielki nóż. Przyjrzał mu się dokładniej. Był bardzo ostry. Bez problemu przeciąłby mu żyły, ale chciał tylko się trochę odstresować, a nie umrzeć. Musiał żyć dla nich. Potrzebowali go.
Przyłożył nożyk do nadgarstka i przeciął skórę. Skrzywił się mocno. Bolało bardziej od dostania kulki w nogę. Mimo tego bólu, kontynuował tą czynność i nie miał zamiaru przestawać. To było tak dziwnie uspokajające. Czuł satysfakcje gdy patrzył na te wszystkie strużki krwi spływające po jego rękach, a następnie skapujące na kamienną podłogę. Podobało mu się to.
W pewnym momencie usłyszał otwieranie się drzwi.
Poderwał się jak poparzony i nie zważając na pociachane ręce, szybko wyjął pistolet i strzelił w przybyłego.
-Oh, fuck... - Feliks otrząsnął się. Dopiero teraz zdał sobie sprawę do kogo strzelił. Podbiegł do Anglii. Na całe szczęście rozerwał tylko trochę skóry na brzegu ramienia.
-Dlaczego do mnie strzeliłeś?! – Krzyknął wkurzony Arthur.
-Myślałem, że jesteś Niemcem. Wybacz. Co w ogóle tutaj robisz?
-Szukałem cię po całym lesie. Martwiliśmy się o ciebie. Czekaj... - Arthur zwrócił uwagę na ręce Feliksa. – Co ty sobie zrobiłeś?! Do końca cię pogrzało?
-To nie tak jak myślisz! Mogę to wytłumaczyć.
-Nie ma na to czasu. Nie dość, że ja się zaraz wykrwawię to jeszcze ty. Musimy wracać. – Anglia pociągnął Polskę i wyszli z bunkra.
Nikt nie miał go na tym przyłapać.
*** 9 maja ***
Był już wieczór. Po całym dniu spędzonym na zwiedzaniu Prusy był niemiłosiernie zmęczony. Leżał na kanapie i myślał nad dzisiejszym dniem. Nagle z rozmyślań wyrwał go dzwonek telefonu Polski. Starał się to zignorować, ale ciekawość była silniejsza. Zainteresowany podszedł do stołu gdzie leżała komórka Feliksa.
Dzwonił Litwa.
Czego ten debil może od niego chcieć? Pomyślał Gilbert i bez zastanowienia odebrał połączenie.
-Cześć Feliks! Wybacz, że tak długo nie dzwoniłem, ale byłem strasznie zajęty.
-Hej Toris.~ Oczywiście, że ci wybaczam. To oczywiste, że obowiązki są ważniejsze od twojego najlepszego, najukochańszego i najwspanialszego przyjaciela! – Na chwilę po drugiej stronie zapanowała cisza.
-Prusy? Gdzie jest Feliks?
-Chwilowo nie może odebrać.
-Co robisz z jego telefonem? – Powiedział stanowczym głosem Litwa. Nie chciał psuć sobie humoru poprzez rozmowę z tym idiotą.
-A nic. Leżał obok, więc stwierdziłem, że odbiorę by cię nie niepokoić. W końcu Feliks zawsze odbiera.
-Słuchaj, nie wiem w co ty ze mną pogrywasz, ale wiedz, że jak nie przestaniesz to źle skończysz.
-Ale o co ci chodzi? Teraz to ty zaczynasz kłótnię. Ja ci tylko kulturalnie wytłumaczyłem czemu nie odebrał Feliks tylko ja.
-Mogłeś go zawołać, albo do niego pójść.
-Mój błąd. Nie pomyślałem. Czemu w ogóle jesteś taki zły, że nie ma Feliksa? Zakochałeś się?
-Nie twój interes.
-Właśnie, że mój.
-Od kiedy? – Taurys się zaśmiał. Ta gnida gadała same głupoty.
-Od momentu, w którym mnie i Feliksa coś łączy. – Po drugiej stronie znowu zapanowała cisza. Litwa nie wiedział co odpowiedzieć.
-Co niby was łączy? Przecież Feliks od zawsze był mój i nadal jest.
-Od 1795 Feliks jest singlem. Tak tylko przypominam.
-Nie odbierzesz mi go. – Teraz to Gilbert się zaśmiał. Ta rozmowa była taka ekscytująca.
-Jesteś pewien? W takim razie pragnę przekazać ci bardzo smutną wiadomość.
-Jaką?
-Ja i Feliks spędziliśmy razem noc. Było cudownie. – Litwa prawie upuścił filiżankę z herbatą. To było dla niego za dużo.
-C-co? – Powiedział roztrzęsionym tonem.
-Widzę, że nie rozumiesz. Ja i Feliks uprawialiśmy seks. Tak jak powiedziałem. Było cudownie. Gdybyś tylko wiedział co straciłeś...
-Ty skurwielu... Nie zrobiłeś tego! - Taurys sam nie mógł uwierzyć, że używa takich słów.
-Zrobiłem.~
-To niemożliwe. Feliks mi niejednokrotnie mówił, że jeszcze nie jest na to gotowy.
-Widocznie kłamał. Mi pozwolił bardzo szybko się do niego zbliżyć.~
-Zdechnij.
-Nieładnie tak życzyć komuś śmierci. Wiesz o tym? – Toris nic nie odpowiedział. Był zbyt zdenerwowany by dalej gadać z tym idiotą.
-Nic nie powiesz? Szkoda. – Prusy musiał już kończyć tą rozmowę. Słyszał, że nadchodzi Polska. Byłoby źle gdyby przyłapał go na korzystaniu z jego telefonu.
-Miło się gadało, ale muszę kończyć. Może kiedy indziej porozmawiamy. Cześć! – Gilbert się rozłączył. Do pokoju akurat wszedł Feliks.
-Co robisz z moim telefonem?
-Sprawdzałem tylko godzinę. – Powiedział, odkładając telefon na blat.
-Słyszałem jak z kimś rozmawiasz.
-Musiało ci się wydawać. – Blondyn przytaknął i odebrał swoją komórkę od albinosa. Kiedy Polska był wystarczająco daleko Gilbert zaczął się śmiać. Bawił się wybornie podczas tej rozmowy.
***
Prusy w spokoju przeglądał FaceBooka. Robienie tego przerwał mu telefon od Rosji. Czego on może ode mnie chcieć? Gilbert trochę się wahał czy odbierać od niego. Po dłuższych namysłach postanowił odebrać.
-Halo?
-Witaj towarzyszu! Wiem, że rozmawiałeś dzisiaj z Litwą. – Gilbert się trochę wzdrygnął.
-Skąd możesz to wiedzieć? Podglądasz mnie?
-Nic z tych rzeczy! Jak to w ogóle wpadło ci do głowy? Mam podsłuch w telefonie Litwy. Wiem, że Taurys dzwonił dziś do Polski, ale odebrałeś ty. Słyszałem całą rozmowę.
-Po co mi to mówisz?
-Podoba mi się to co robisz. Imponujesz mi.
-W jaki niby sposób?
-Szanuję zachowanie kiedy ktoś walczy o swoją własność. A teraz mi powiedz. Naprawdę przespałeś się z Polską?
-Nie powinno cię to interesować. - Prusy chciał się już rozłączać.
-Uważaj, bo się pogniewamy. Ja chcę tylko nawiązać współpracę. To jak w końcu było z tym seksem?
-Ugh... Do niczego nie doszło. Chciałem tylko zdenerwować Litwę. O jakiej współpracy mówisz? – Ivan się zaśmiał. Już się bał, że Prusy się rozłączy.
-Doskonale powinieneś wiedzieć, że nie przepadam za Litwą.
-Tak, wiem to. Co w związku z tym?
-Nie chcę jeszcze wiele mówić. Nadal się zastanawiam czy to robić. Ten plan jest dość okrutny, a ja zmieniłem się na lepsze. Pewnie w to nie wierzysz, ale tak jest. Większość ludzi to już zauważyła.
-Chcesz zrobić krzywdę Litwie?
-Oj tam, od razu krzywdę! Chcę go tylko nauczyć, że nie można zabierać komuś czyjeś własności. Litwa postępuje bardzo chamsko, a szczególnie chamskie jest jak cię wyzywa. Tak nie powinno się robić.
-Feliks nie jest moją własnością. Jest niczyj.
-Masz rację. Źle to określiłem, ale wiesz o co chodzi. Więc, co ty na to żeby nauczyć Litwę dobrych manier?
-Sam nie wiem... Nawet jeśli go nienawidzę to wolałbym żebyś nie robił mu krzywdy. Jeśli nie ucierpi mogę się na to zgodzić.
-Oczywiście, że nie ucierpi. Obiecuję ci to. Więc się zgadzasz?
-Na chwilę obecną mogę się zgodzić. W razie czego będę mógł się wycofać?
-Tak. – Prusy zastanowił się przez chwilę. Nie był pewien słów Rosji. Coś mu tu bardzo nie pasowało.
-Dlaczego w ogóle chcesz karać Litwę za jego zachowanie wobec mnie? – Ivan się zamyślił. Doskonale wiedział, że jeśli powie, że robi to po to by towarzysz Prusy miał łatwiejszą drogę do serca Polski, to się zdenerwuje. Wolał uniknąć rozmowy z wściekłym Gilbertem.
-Pałam do ciebie dużą sympatią. Chcę ci pomóc, a przy okazji nie lubię Litwy.
-No dobrze. Rozumiem. To wszystko?
-Tak. Do usłyszenia!
-Ta... Cześć.
*** 10 maja ***
Polska miał zamiar kłaść się spać. Był strasznie zmachany po tym dniu. Jedyne o czym teraz marzył to czym prędzej zasnąć. Oczywiście jego plany musiały zostać pokrzyżowane.
Dzwonił Litwa. Bo kto by inny?
Pełen niechęci odebrał, chociaż najchętniej olałby ten telefon.
-Cześć Feliks. – Powiedział Litwa. W jego głosie można było usłyszeć smutek i żal.
-No hej. Coś się stało?
-Właściwie to tak. Chodzi o Gilberta. – Feliks się skrzywił. Co ta pruska menda już zrobiła?
-Co on ci zrobił?
-Nic mi nie zrobił. Raczej powiedział.
-Konkretnie, Toris. Konkretnie.
-Czy między tobą, a Gilbertem coś się stało? Chodzi mi o coś w stylu romansu. – Polska zastanowił się chwilę. Sprawa musiała być poważna skoro Litwa o to pytał.
-Skąd do pytanie? Gilbert sam mi powiedział, że jesteśmy tylko kumplami.
-Mi powiedział coś innego. Chyba, że źle zrozumiałem.
-Dzwonił do ciebie?
-Nie, ale wczoraj chciałem z tobą pogadać i odebrał Prusy. – Feliks czuł, że zaczyna w nim buzować. Co ta gnida zrobiła?
-Co ci powiedział?
-Powiedział, że ty i on się ze sobą przespaliście, i że jest między wami romans. To prawda? – Polska o mało nie spadł z łóżka z tego wszystkiego. Jedno było pewne. Prusy ma przechlapane.
-To nie prawda! Nie słuchaj go. To znaczy... Co do tego spania ze sobą, to prawie. Długa historia. Nie chcę o tym teraz mówić.
-Co za ulga! Już się wystraszyłem, że wy randkujecie. – Litwa się zaśmiał. Automatycznie poczuł się lepiej.
-Nie chciałbyś żebym był w związku z Gilbertem?
-Wiesz, niekoniecznie. Oczywiście gdybyście zostali parą to musiałbym to zaakceptować. Muszę już kończyć.
-No dobrze. W takim razie pa. – Feliks chciał już się rozłączać, ale usłyszał jeszcze głos Taurysa.
-Zaczekaj! Mam jeszcze jedno pytanie.
-Jakie?
-Gdybyś miał wybrać między mną, a Gilbertem, to kogo byś wybrał? – Polska się zaśmiał. Litwa potrafił być taki dziecinny.
-Nie baw się w dziecko, Toris.
-No powiedz. Proszę. – Feliks jeszcze raz zachichotał i zastanowił się.
-Gilbert. Na sto procent Gilbert. – Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Litwa miał nadzieję, że Feliks tylko żartuje.
-A tak na serio?
-Mówię serio. Po tylu tygodniach spędzonych z Gilbertem, wiem, że to go wybieram. Nie jesteś zły, prawda?
-Oczywiście, że nie jestem! No co ty? Dobra. Teraz na serio muszę kończyć. Pa.
-Na razie. – Polska rozłączył się i położył telefon na szafce nocnej.
Musiał porozmawiać z Gilbertem.
***
Prusy słuchał muzyki. Sprawiało to, że się relaksował. Już miał zaczynać śpiewać refren ulubionej piosenki, aż nagle do pokoju wszedł Polska. Wyraźnie zdenerwowany. Gilbert wrócił do świata rzeczywistego i spojrzał na Feliksa oczami pełnymi urazy.
-Czego chcesz? – Spytał, przy tym wyjmując słuchawki z uszu.
-Gadaj co naopowiadałeś Litwie!
-Już ci się skarżył? – Gilbert zaśmiał się. Doskonale wiedział, że to się tak skończy.
-Żebyś wiedział, że mi się skarżył. A teraz gadaj!
-I tak pewnie wszystko już wiesz. Nie widzę sensu w mówieniu ci co powiedziałem Litwie. – Feliks westchnął. Zakochał się w debilu. Usiadł obok Prus i zbierał nerwy i ochoty do dalszej rozmowy.
-Dlaczego mu powiedziałeś, że mamy romans, i że się pieprzyliśmy?
-Żeby go zdenerwować. Wiesz, że lubię to robić. Powiedziałeś mu już prawdę?
-Tak. – Na chwilę zapanowała cisza. Spojrzeli na siebie. Polska nie umiał być na niego dłużej zły. Gilbert też długo by nie wytrzymał z obrażonym Feliksem.
-Nigdy więcej tak nie rób. A jak chcesz komuś kłamać na mój temat to się mnie pytaj o zgodę i ewentualnie jakieś pomysły, żeby żart był lepszy. – Blondyn wstał i pokierował się w stronę wyjścia. Na pożegnanie rzucił krótkie ''dobranoc'' i wyszedł.
Prusy się zastanawiał jakie to pomysły może mieć Polska.
*** 11 maja ***
Rosengarten było jednym z piękniejszych miejsc w Szwajcarii jakie Polska zwiedził w tym tygodniu. Spacerowanie uliczkami między tymi wszystkimi kwiatami sprawiało, że mógł się wyciszyć i zapomnieć na chwilę o swoich problemach. Właśnie dlatego tak bardzo lubił przebywać wśród kwiatów.
W każdym miejscu panował inny zapach. W jednych zakątkach panował słodki aromat, a w innym miejscu woń bardzo intensywna, mocno uderzająca w nozdrza. Feliks wolał przebywać w tych delikatnych, słodkich i miłych dla jego czułego nosa terenach. Tylko dzięki nim mógł się w pełni uspokoić i zaznać tej odrobiny szczęścia.
Rosengarten sprawiało, że Prusy czuł się dziwnie. Ta dziwność w jego środku nie działała na zasadzie niezręczności lub strachu. Wręcz przeciwnie. Czuł się dziwnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. O ile zazwyczaj czuł się ciężko, był cały czas zmęczony i robienie nawet najdrobniejszej czynności przyprawiało go o narzekanie, to teraz chciało mu się żyć i to było dziwne.
Lubił to uczucie. Mógłby z nim żyć cały czas.
Spacerowanie tymi uliczkami między tą całą roślinnością pozwalało mu na zregenerowanie sił, odzyskanie kreatywności i inspiracji i na odzyskanie chęci do zrobienia czegoś.
Chodził głównie w miejscach z intensywnym, mocnym aromatem. Miejsca te były przepełnione kwiatami o wyrazistych i rzucających się w oczy barwami. Lubił takie kwiaty. Zawsze myślał, że muszą one swoim kolorem i zapachem podkreślać charakter, zachowanie, wygląd i zamiary właściciela. Gdyby miał te wszystkie piękności na własność, one by idealnie opisywały jego osobę.
Aż nagle te dwa światy się spotkały. Zderzyły się ze sobą tak mocno, że nawet mieszkańcy tych dwóch światów to odczuli.
Gilbert przyglądał się z uwagą Feliksowi. Patrzył na jego delikatne i zmysłowe ruchy. Analizował każdy najdrobniejszy szczegół w jego osobie, przy tym dalej wyrzekając się jakichkolwiek romantycznych uczuć do niego. Niedługo miał się przekonać, że bardzo nieskutecznie.
Feliks starał się nie zwracać uwagi na Gilberta. Gdyby teraz na niego spojrzał to by go spłoszył, a bardzo mu się podobał fakt, że ten za nim podąża, co za tym idzie, wstąpił do jego delikatnego, uroczego świata pełnym słodkiej woni jasnych kwiatów.
A Prusy trwał w tym jak głupi nie wiedząc, że idzie za nim Francja i wytwarza w swojej głowie różnorakie teorie.
Francis szedł za nimi. Słodki aromat kwiatów dodawał romantyzmu całej tej sytuacji. Pewnie gdyby to wszystko się odgrywało po tej mocniejszej stronie to zapach dodawałby erotyzmu. Teraz jednak ten szczegół się nie liczył. Liczyły się tylko zamiary Gilberta, który nadal podążał za swoim blondwłosym bóstwem, które stawiało drobne kroki i przejeżdżało delikatnie dłonią po kwiatach.
Francis mógłby napisać miliony książek o tym pięknym widoku. Każda ta książka zawierałaby poetyckie opisy, przemyślane i realistyczne dialogi, dobrze oddane charaktery bohaterów i mnóstwo pikanterii. Oddałby całe swoje serce tym książką, ale teraz wolał oddać je dalszym obserwacją i zastanawianiu się czy psuć tą magię poprzez wystraszenie Prus. Ostatecznie stwierdził, że wszystko co dobre i piękne kiedyś się kończy.
Podszedł do Gilberta i wziął go od tyłu. Jako odpowiedź dostał mały podskok strachu do góry. Urocze.
-Czego ode mnie chcesz? – Powiedział tonem pełnym pretensji Prusy.
-Chcę wiedzieć czemu stalkujesz Feliksa. To trochę straszne.
-Nie stalkuję go!
-Wcale. Łazisz za nim od jakichś dziesięciu minut. Ogarnij się.
-Jestem ogarnięty i nie strasz mnie tak więcej.
-Ta... Ogarnięty.
***
Prusy trzymał w dłoni bukiet składający się z siedmiu czerwonych róż. To nie tak, że on postanowił dać ten bukiet Polsce. To był pomysł Francji! Kogo on chciał oszukać? To był jego pomysł, ale bał się przyznać.
Trochę mu zajęło aż znalazł tą blond gnidę. Jego starania się opłaciły. Feliks siedział na jednej z ławek, przy tym przyglądając się kwiatom dookoła. Ten widok sprawiał, że nogi Gilberta zamieniały się w watę. Niepewny podszedł do niego i usiadł obok. Feliks spojrzał na niego zaskoczony.
-Coś się stało? – Spytał zielonooki. Nie sądził, że ten bukiet jest dla niego. Pewnie Prusy sobie pozbierał bo miał taki kaprys.
-Ch-chciałem ci coś d-dać. – Powiedział, a może raczej wydukał Gilbert. Tak bardzo się denerwował. Miał nadzieję, że Polska przyjmie ten skromny prezent.
-Oh, to dla mnie?
-Nie. Tak sobie pozbierałem. Bierz to. – Albinos wepchnął róże w ręce blondyna. Ten tylko nieśmiało przyjął prezent i schylił głowę. Nic więcej do siebie nie mówili.
***
Był środek nocy. Polska chciał iść tylko do toalety, ale dzisiaj wręczony bukiet róż sprawił, że musiał się zatrzymać w salonie i na nie popatrzeć. Były piękne. Cieszył się, że Prusy dał mu to. Nawet jeśli to nic nie znaczyło. Z rozmyślań wyrwał go Francja, który stanął obok niego.
-Cieszysz się, hm? – Spytał Francis obracając przy tym jedną z róż w palcach.
-Bardzo.
-Ah, żebyś tylko wiedział jak ogromne znaczenie ma akurat ten bukiet.
-W sensie?
-Czerwone róże... Symbol miłości, namiętności, pożądania i erotyzmu, ale w szczególności tej miłości. Na dodatek jest ich siedem. Siedmioma różami daje się znak, że jest się w kimś zauroczonym. Teraz to wszystko połączmy. Gilbert jest w tobie definitywnie zakochany. – Francis się zaśmiał i poklepał Feliksa po plecach.
-Głupie przesądy. Siedem róż bardzo dobrze, może oznaczać, że się kogoś nienawidzi.
-Może to są zwykłe zabobony, ale zabobonem nie jest to, że Gilbert cię kocha. To się widzi.
-Skąd możesz mieć tą pewność? Mówił ci?
-Nie, ale już ci powiedziałem. To się widzi. – Polska zaśmiał się cicho. Nagle ogarnęło go wielkie zmęczenie. Chciał się ewakuować do swojego łóżka.
-Czas pokaże. Dobranoc. – Feliks odwrócił się z zamiarem pójścia spać. Francja go zatrzymał.
-A ty jesteś w nim zakochany? – Polska spojrzał zdziwiony pytaniem na Francisa. Jego mina była mieszaniną wielu emocji.
-Twój wyraz twarzy mówi wiele. – Zaczął Francis. – Mówi, że jesteś w nim zakochany i bardzo z tego powodu cierpisz, bo myślisz, że Gilbert nie odwzajemnia twoich uczuć, ale mówi też żebym się łaskawie odpierdolił bo to nie mój interes.
-Tutaj masz rację. Nie interesuj się. – Blondyn poszedł do swojego pokoju, by w końcu pójść spać. Francja się uśmiechnął.
Są siebie warci.
***
Rosja siedział spokojnie przy biurku w swoim gabinecie. Cieszyło go, że Prusy postanowił z nim pracować. Ivan nie kłamał mówiąc, że nie zrobi Litwie krzywdy. Naprawdę chciał być lepszym człowiekiem, ale towarzysz Toris chodził tam gdzie chodzić nie powinien. Drzwi od pomieszczenia się otworzyły. Do gabinetu wszedł Estonia z tacą, a na niej były dwie kawy. Rosja uśmiechnął się na jego widok.
-Kawa już jest gotowa. Mówił pan, że chce ze mną porozmawiać. Co się stało?
-Dziękuje za przygotowanie kawy. I proszę, nie mów na mnie pan.
-Oczywiście, przepraszam. Więc, co się stało?
-Chcę wiedzieć czy powstrzymujesz Litwę od robienia jakichkolwiek ruchów w stronę Polski. – Eduard postawił filiżanki na stole i usiadł naprzeciwko byłego szefa, a teraz wspólnika.
-Tak. Ostatnio przekonałem go żeby nie planował żadnej większej akcji.
-Jakiej akcji? – Ivan zabrzmiał groźnie. W sumie to on prawie zawsze brzmi groźnie.
-Nie wiem. Nie powiedział mi, proszę pana. – Rosja postawił z hukiem naczynie z kawą na biurko. Estonia się wzdrygnął.
-Co ci powiedziałem, towarzyszu? Jeśli nie przestaniesz do mnie mówić proszę pana to mój pacyfizm zakończy się bardzo szybko, a ponowne ludobójstwo zacznie się od ciebie. Rozumiesz?
-T-tak. Przepraszam. Już będę uważać. To z przyzwyczajenia.
-Po prostu uważaj na przyszłość. Mówisz więc, że wykonujesz przydzielone ci zadania, tak?
-Dokładnie tak.
-W takim razie mam dla ciebie złą wiadomość. Niedawno, jakieś dwa dni temu, do Polski dzwonił nasz towarzysz Litwa. Odebrał Prusy i wytworzyła się ciekawa kłótnia. Wczoraj też dzwonił. To jest właśnie twoja praca?
-Bar-bardzo przepraszam, ale już wczoraj jechałem do ciebie, Rosjo. Nie mogłem pilnować Torisa.
-Ale przedwczoraj jeszcze u niego byłeś. Wytłumacz mi to.
-Jeszcze raz bardzo przepraszam. Na przyszłość będę lepiej pracować. – Estonia czuł chłód oczu Ivana na swojej skórze. Musiał przyznać, że spieprzył sprawę.
-Mam taką nadzieję. Nie ma jednak tego złego. Teraz wiemy, że Prusy jest zakochany w Polsce. A tak w ogóle to bardzo dobra kawa.
-Dziękuje. Starałem się. – Eduard uśmiechnął się delikatnie. Jedyny pozytyw tego dnia.
***
I mamy kolejny rozdział!
Który się, kurna, składa w 60%-70% z dialogów. A przynajmniej ja tak sądze.
Wiele się w tym rozdziale nie wydarzyło. Był dość nudny, ale o to chodzi. Wiecznie nie będą się działy dramaty i nie wiadomo jak ogromne romanse. Mimo tego rozdział mi się nawet podoba. Powoli zaczynamy się zbliżać do bardziej interesujących wydarzeń.
Swoją drogą, jest nowa okładka dla opowiadania! Niektórzy może już widzieli, a niektórzy nie. Oto ona:
Jest definitywnie lepsza od tej poprzedniej. A wy co o niej myślicie?
Teraz pogadajmy o mnie. Źle się czuję. Wymiotuję i nie poszłam do szkoły. Są pozytywy tej sytuacji! Jednym z pozytywów jest to, że teraz mam więcej czasu dla opowiadania. Mogę na spokojnie wziąść się za czwartkowy rozdział.
Skoro już o rozdziałach mówimy. Następny pojawi się w czwartek, a następny kraj na naszej liście to Austria. Będzie ciekawie.
Raczej nie uda mi się was przekonać do tego, że Litwa nie jest antagonistą. Rosją się nie przejmujcie. On naprawdę nie ma złych zamiarów. Pewnie mi nie wierzycie, ale tak jest.
To na tyle z mojej gadaniny. Do zobaczenia w czwartek!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro