[10] Motocykl
*** 27 kwietnia***
Prusy otworzył bramę od domu. W końcu był u siebie i mógł robić co mu się tylko podobało. Ruchem pana i władcy wpuścił swoich gości do domostwa przy tym nie męcząc się pomocą w formie wniesienia walizek i toreb do domu. Otworzył drzwi, bo oczywiście młodszy braciszek nawet nie zorientował się, że ktoś przyjechał.
Francja i Węgry weszli do rezydencji. Już na wstępie zostali przywitani przez trzy psy, które były skore do zabawy. Erizabeta pogłaskała zwierzaki po grzbiecie przy tym się cicho śmiejąc. Francis starał się unikać stworzeń żeby mu nie uwaliły ubrań.
Gilbert rozejrzał się za Polską. Zauważył, że Feliks przygląda się jego motocyklowi. Podszedł do niego i pacnął go w plecy.
-Podoba ci się?
-Jest... Fajny. – Dużo siły wymagało od Feliks nie dotknięcie lub co gorsza usadowienie się na tym cacku. Był świetny i perfekcyjny pod każdym względem. Sam kiedyś chciał sobie taki kupić i wyrobić prawo jazdy, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu.
-Chciałbyś się przejechać?
-Może kiedy indziej. – Gilbert się zaśmiał i wziął skuter do garażu. Nie do końca wiedział co robi przed domem.
***
To był ostatni dzień jego wolności. Już od kilku lat jego kontakty z bratem zostawały stopniowo zmniejszane, ale dopiero tydzień temu został poinformowany, że to koniec niezależności. Budowa Muru Berlińskiego już się kończyła, a co za tym szło Berlin został podzielony. Od teraz nie był Prusami, ani nawet tym przeklętym Zakonem Krzyżackim.
Jego nowe imię to Niemiecka Republika Demokratyczna, w skrócie NRD.
Każdego dnia mógł zapukać Rosja z swoimi komunistycznymi władzami i go zabrać do jego nowego kraju. Mógł zostać oddzielony od brata i przyjaciół, na cholera wie ile lat. O ile nie na wieczność.
Niemcy wszedł do jego pokoju wyraźnie zaniepokojony. Dalej nie pozbierał się po przegraniu wojny, choć minęły już cztery lata. Gilbert spojrzał obojętnie na młodszego. Nie miał ochoty na pogawędki, nawet jeśli to miała być ich ostatnia. Obydwoje wiedzieli co niedługo może się zdarzyć.
-Jutro twoje urodziny. – Powiedział albinos spoglądając na widoki za oknem.
-Wiem. Masz jakieś plany?
-A jakie mam mieć? Bardzo dobrze jutro mogą mnie zabrać.
-Zawsze coś wymyślałeś. Myślałem, że w tym roku też coś zorganizujesz, zważając na to, że to moje ostatnie urodziny spędzone z tobą.
-Nie będzie żadnej imprezy, ale mam prezent. Nikt nie przyjdzie bo każdy ma swoje sprawy. – Ludwik przytaknął. Nie wiedział co robić. Tak cholernie się bał, ale nie chciał tego przyznawać. Musiał grać silnego.
-Też się boisz? – Spytał, przy tym przytulając Gilberta.
-Może trochę... Trochę bardzo. Nie chcę cię tracić.
-Jeszcze kiedyś będziemy razem. Komunizm nie może przecież trwać wiecznie.
***
Tak jak zapowiadał Prusy, nikt nie przyszedł. Obydwoje siedzieli w salonie nic przy tym nie mówiąc. Prusy wstał od stołu, po chwili wrócił z niewielkim pudełkiem w dłoniach. Usiadł obok Ludwika i podał mu pakunek.
-Co to?
-Otwórz, a się dowiesz. – Niemcy rozerwał ozdobny papier i otworzył paczkę. Znajdowała się w niej pozytywka. Wyjął ją i dokładniej się jej przyjrzał.
-Czy przypadkiem Fritz nie dał ci jej na twoje urodziny?
-Dał, ale teraz ja ci ją daje na pamiątkę po mnie.
-Nie musisz mi jej dawać. Wiem, że wiele dla ciebie znaczy.
-Kiedy będzie ci mnie brakowało to będziesz mógł sobie ją włączyć. Weź ją. – Niemcy odłożył przedmiot na stół i przytulił się do Prus.
-Dziękuje. Kocham cię.
-Ta... Też cię kocham. – Gilbert odwzajemnił uścisk.
Cztery dni później przyszli po niego.
Już mógł oficjalnie nazwać się NRD. Miał swój nowy kraj.
Stracił brata i tak do 1990.
Wtedy był już nikim.
***
Prusy wpatrywał się tępo w pozostałości Muru Berlińskiego. Wszyscy nie wiedzieli czemu tu przyszli. Tak ich nogi pokierowały. To miejsce nie było ładne, nie było ciekawe i nawet nie przywracało miłych wspomnień. Wręcz przeciwnie.
Polska zauważył, że Prusy jest czymś przytłoczony. Sam też nie miał jakiegoś perfekcyjnego humoru, ale przynajmniej nie gapił się w jeden punkt i nie miał miny jakby chciał się zabić tu i teraz. Albo miał. Sam nie wiedział. Podszedł do niego i stanął obok. Gilbert nawet na niego nie zerknął.
-Co ci jest? – Dopiero teraz albinos zwrócił uwagę na blondyna. Spojrzał się jeszcze raz na pozostałości muru i postanowił odpowiedzieć.
-Nic. Po prostu nie kojarzę tego miejsca z dobrymi rzeczami. Czemu w ogóle tu przyszliśmy?
-Sam nie wiem. Tak wyszło. – Gilbert zwrócił się w stronę Ludwika. Rozmawiał z Francją.
-Masz minę jakby ci znowu go zabierano. – Prusy spiorunował spojrzeniem Feliksa. Ten tylko spuścił głowę.
-Tęsknie za nim.
-Przecież jesteście razem.
-Nawet jeśli minęło już osiemnaście lat od naszego ponownego spotkania nadal nie jesteśmy ze sobą tak blisko jak przed komuną. Nie potrafimy wrócić do naszych dawnych relacji, nie ważne jak bardzo się staramy. – Polska złapał Prusaka za rękę w ramach pocieszenia. Nie wiedział jak to ma pomóc, ale zawsze coś. Gilbert mocniej ścisnął dłoń Feliksa.
-Jeszcze kiedyś będziecie ze sobą blisko, a teraz chodź bo chcę mi się rzygać tym miejscem.
***
Prusy ścielił kanapę w salonie. Jak dobrze, że się okazało, że dla wszystkich starczy miejsca do spania. Obecnie był remont w pokoju gościnnym, ale na szczęście był jeszcze drugi i sofa w salonie. Do pokoju wszedł Niemcy.
-Co ty robisz?
-Nie widać? Ścielę łóżko.
-Po co?
-Po to żeby Feliks miał gdzie spać. Myślę, że to oczywiste, ale jak widać nie. – Ludwik podrapał się po głowie. Czasami się zastanawiał czemu jego brat jest taki tępy. Z kolei Gilbert się zastanawiał czemu jego najukochańszy, młodszy braciszek jest taki niedomyślny.
-Ah, rozumiem. Myślałem, ze Polska będzie spać w twoim pokoju. Trochę głupio kazać spać gościowi na kanapie. – Prusy spojrzał na blondyna zdziwiony jego słowami.
-Idąc tym tokiem rozumowania, Feliks może spać u ciebie w pokoju.
-W przeciwieństwie do ciebie moje łóżko jest jednoosobowe.
-Powinieneś to zmienić, bo Feliciano może się nie zmieścić. – Niemcy prychnął. Bardzo śmieszne. Pomyślał i chciał już wychodzić z pokoju, ale Prusy go zatrzymał.
-Gdzie jest materac?
-Jaki materac? – Ludwik zaczął wątpić w inteligencję starszego.
-No, Feliks musi gdzieś spać przecież. Chyba nie myślisz, że będzie spać ze mną w jednym łóżku.
-Właśnie tak myślę.
-Jesteś tak samo pojebany jak Francis i Eliza.
***
Polska poszedł do pokoju Prus z chęcią uzyskania odpowiedzi na pytanie gdzie będzie spać przez ten tydzień. Wszedł do sypialni, a tam zastał Gilberta leżącego na swoim łóżku bez koszulki i lekko mokrymi włosami, a kropelki wody skapywały z włosów na ramiona, następnie spływając po jego klatce piersiowej sprawiając, że Feliks był jeszcze bardziej rozmarzony. Gilbert go zauważył.
-Masz minę jakbyś miał orgazm. Ja wiem, że jestem zniewa-
-Zamknij się! Przyszedłem spytać gdzie śpię.
-Tutaj.
-Co? – Feliks poczuł, że mu duszno. Czyli przez tydzień będzie spać w jednym łóżku z tym bóstwem? Jego problemy momentalnie stały się mniejsze. Gdyby wcześniej wiedział, że Prusy wygląda tak zajebiście w tym stanie.
-Ah, no dobrze. Spoko. Mi pasuje. A mógłbym już iść spać? Jestem trochę zmęczony i wiesz...
-Jasne. Kładź się. – Feliks położył się koło Gilberta i starał się zasnąć.
Z naciskiem na starał się.
*** 28 kwietnia ***
Polska wszedł szybko do salonu. Nigdzie nie mógł znaleźć Prus. Nie można powiedzieć, że się martwił, ale... No dobra. Martwił się i to bardzo. Od samego rana nie było Gilberta w domu i nikt nie wiedział gdzie może być. Podszedł do Niemiec, który obecnie czytał gazetę.
-Naprawdę nie wiesz gdzie on może być?
-Mówiłem ci już, że nie.
-A nie wiesz gdzie mógł pójść? Nie ma gdzieś takiego ulubionego miejsca, do którego chodzi? – Ludwik zastanowił się przez chwilę.
-Jakieś dwie ulice stąd jest bar. Gilbert lubi tam chodzić na piwo, szczególnie rano gdy nie ma wielu ludzi. Sprawdź tam.
-Dobrze. Dzięki za pomoc. – Feliks wyszedł z domu i zaczął szukać owego baru.
W lokalu go nie było. Kelner też nie kojarzył by przychodził dziś jakiś albinos. Polska dalej rozglądał się po mieście, aż nagle w oddali, przy pomniku Holocaustu zobaczył znajomą sylwetkę.
Naprawdę nie wiedział czemu Prusy przyszedł akurat tam.
Szybko pobiegł w jego stronę przy tym prawie się przewracając. Gdy był obok niego, uderzył go w plecy. Prusy spojrzał na niego zaskoczony.
-Co tu robisz?
-To ja powinienem się ciebie o to spytać. Po co żeś tu przylazł? – Gilbert zamyślił się. Wyjdzie na masochistę jeśli powie, że lubi chodzić do miejsca, które go tak krzywdzi. Co z tego, że to tylko pomnik?
-Więc, czemu tu przyszedłeś?
-Nie wiem.
-Jak nie wiesz?! Musisz mieć jakiś powód. – Prusy nic nie odpowiadał. Feliks wetchnął.
-Już nie mów. Mamy plany by iść dzisiaj do Reichstagu. Chcesz iść z nami?
-Mogę iść. – Polska uśmiechnął się. Prusy momentalnie poczuł się lepiej.
***
Prusy szedł powoli przy tym obserwując co jest dookoła. Był tu niejednokrotnie i znał to miejsce. Zdecydowanie ciekawsze było obserwowanie zachwycającego się Polski.
-Zawsze myślałem, że ten kraj jest brzydki... W sumie to nadal uważam, że ten kraj jest brzydki, ale to miejsce jest wyjątkowo ładne. – Powiedział Feliks, kręcąc się w kółko. Prusy prychnął.
-Skoro Niemcy to taki brzydki kraj, czemu chciałeś tu przyjechać?
-By zrobić ci przyjemność z odwiedzenia domu. – Blondyn posłał albinosowi kpiarski uśmiech. Odwrócił się i podszedł do Węgier. Gilbert za to poszedł w stronę Ludwika.
Chwilę stali w ciszy, aż w końcu Niemcy postanowił zacząć rozmowę, co było nowością, bo zazwyczaj Prusy ją rozpoczynał.
-Francja już mi opowiadał co robiłeś z Feliksem.
-Nawet ty zaczynasz? Dajcie mi z tym spokój bo to zaczyna się robić nudne.
-Nigdy nie byłem specem w miłości, ale-
-Wiem, że nigdy nim nie byłeś. Gdybyś był to już dawno spodziewałbyś się dzieci z Feliciano, nawet jeśli to biologicznie niemożliwe. – Niemcy spuścił głowę. Naprawdę chciał uniknąć tego tematu.
-Nie mówny o nim.
-To nie mówmy o Feliksie. Proste. – Obydwoje się zrozumieli.
***
Spacerowali po jednym z korytarzy. Polska patrzył na wszystko z zachwytem, z kolei Prusy opowiadał mu różne opowieści z historii tego miejsca. Feliks słuchał z zaciekawieniem. W pewnym momencie kompletnie zjechał z tematu.
-Ej, Gilbert. A ty masz jakieś marzenia? – Prusy zerknął zaskoczony na Polskę. Nie spodziewał się takiego pytania.
-Nasze dobre relacje trwają zbyt krótko bym ci mówił o moich marzeniach. Nie żebym jakieś miał czy coś.
-No dawaj! Nikomu nie wygadam. – Gilbert jakoś nie chciał wierzyć Feliksowi. Zresztą, co mu szkodzi? Zastanowił się przez chwilę.
-Sam nie wiem... Ciężko to nazwać marzeniem, ale chciałbym znaleźć osobę, z którą mógłbym związać się na całe życie. Wiem, że to głupie i-
-To nie jest głupie. Też bym chciał znaleźć taką osobę. Chciałbym też wyzdrowieć. Nie pamiętam już czasów kiedy byłem zdrowy.
-A masz coś co można by zrealizować teraz? – Blondyn na chwilę odleciał. Musiał dłużej się nad tym zastanowić.
-Nie nazwę tego marzeniem, ale chciałbym przejechać się z tobą twoim motocyklem. – Zielonooki spojrzał przekonująco na albinosa. Prusy się chwilę zastanowił. W sumie... To nie jest taki zły pomysł.
-Jeśli chcesz możemy to zrobić.
-Naprawdę?! To wspaniale! – Feliks rzucił się na szyję Gilberta i mocno go przytulił. – Zawsze chciałem się przejechać motocyklem, w nocy bez żadnych ograniczeń. To będzie cudowne przeżycie. Już nie mogę się doczekać. – Białowłosy uśmiechnął się lekko.
-Tak... ja również nie mogę się doczekać.
*** 29 kwietnia ***
Pałac Nymphenburg był jednym z najpiękniejszych miejsc jakie Polska odwiedził przez te niecałe cztery tygodnie. Na początku nie był przekonany co do tego miejsca, ale po kilku chwilach zwiedzania przekonał się co do piękności tej okolicy.
Cieszy mnie, że nadal żyjesz. Przynajmniej możesz nacieszyć się tym miejscem. Ale już niedługo... To będzie koniec.
Feliks spojrzał na kolejne lustro. Oczywiście zauważył siebie. Znajdował się w sali lustrzanej. Takie pomieszczenia zawsze go przerażały. Sam nie wiedział czemu. Czuł się tak magicznie. Zapomniał o rzeczywistości. Teraz był tylko on i depresja.
Teraz masz szansę zobaczyć jak bardzo bezużyteczny jesteś. Mam nadzieję, że już przejrzałeś na oczy.
-Jestem wartościową osobą. Wszyscy tak mówią. Eliza, Feliciano, Radmila, Francis, Gilbert...
Naprawdę im wierzysz? Już ci kiedyś powiedziałam kim oni są. Nie możesz nazywać ich swoimi przyjaciółmi. Oni krzywdzą cię jeszcze bardziej. Oni tylko udają. W rzeczywistości mają cię gdzieś.
-Masz dowody? Nie. Ja im wierzę. Wiele dla nich znaczę.
Bardzo byś się zdziwił gdyby powiedzieli ci to osobiście.
Polska spojrzał na swoje ręce. Były pełne blizn. Mniej i bardziej widocznych. Mniejszych i większych. Było ich pełno. Zaczął płakać głośno nie zważając na to, że za drzwiami są inni ludzie. Padł na kolana. Tak bardzo nie chciał wierzyć depresji, ale jak zwykle okazała się silniejsza. W porównaniu do niej był taki słaby. Taki mały i bezwartościowy.
Do pomieszczenia wszedł Prusy. Nie chciał mieć racji w tym kto zaczął płakać. Za nim weszła Węgry. Szybko podbiegła do przyjaciela i go przytuliła. Polska odwzajemnił uścisk. Gilbert podszedł powoli do blondyna i mu się przyglądał.
-Wiem, że tylko udajecie. Możecie już odejść!
-Feliks, nie słuchaj się depresji. Powiedzielibyśmy ci wprost gdybyś dla nas nic nie znaczył. – Erizabeta zaczęła głaskać Feliksa po plecach w geście uspokajającym. Polska już nie wiedział komu wierzyć.
Najlepszej przyjaciółce, która jest dla niego jak siostra, czy jakiejś chorobie psychicznej.
***
Polska był gotowy iść się już myć. Dzień był niezwykle męczący i jedyne czego pragnął to położenie się do łóżka. Sam nie wiedział co musiałoby się stać by odzyskał siły.
W jednej ręce trzymał szlafrok, a pod pachą ręcznik. Tak bardzo chciał już mieć to z głowy. Miał wchodzić do łazienki, ale Prusy musiał mu przerwać. Westchnął niezadowolony. Spojrzał na Prusaka, który był ubrany w zajebistą skurzaną kurtkę, a w dłoni trzymał kask.
-Co robisz? – Spytał albinos, tak jakby nie widział co Feliks chce zrobić.
-Umyć się i iść spać.
-Oh... Więc nie będziesz chciał się przejechać motocyklem po mieście? – Oczy momentalnie się rozszerzyły blondynowi. Od razu odzyskał siły.
-Chcesz to zrobić już teraz?
-Jeśli chcesz to tak. – Feliks uśmiechnął się delikatnie i podszedł do Gilberta.
-Kąpiel może poczekać. Chodźmy już.
Po przebraniu się w coś porządniejszego niż dres, wyszli z domu. Przed budynkiem stał już czarny motocykl, na który spokojnie zmieściłyby się dwie osoby. Polska zerknął niepewny na Prusaka. Ten tylko podał mu kask i zapiął swoją kurtkę. Usiadł na przodzie pojazdu i spojrzał ponaglająco na Feliksa.
-Siadaj za mną. I lepiej trzymaj się mnie mocno. – Feliks przytaknął i usiadł na tyle skutera.
-Dopóki nie wjedziemy na autostradę to będę jechał wolno, dobrze?
-No dobrze, ale uważaj. Trochę się boję.
-Po prostu załóż porządnie kask, trzymaj się mnie mocno i wyluzuj. – Prusy ruszył.
Na początku faktycznie było spokojnie. Gilbert jechał powoli, żeby przyzwyczaić Feliksa do tej sytuacji. Potem stopniowo przyspieszał, aż w końcu wjechali na autostradę gdzie nie było jakichkolwiek ograniczeń prędkości i było bardzo mało innych kierowców. Oczywiście Gilbert dalej zachował ostrożność. Pewnie gdyby jechał sam to przywiązywałby mniejszą uwagę przepisom drogowym.
Polska bawił się świetnie. Nawet jeśli była to zwykła jazda motocyklem to czuł w tym coś ekscytującego. Coś co sprawiało, że chciało mu się żyć, a była to rzadkość. Zaśmiał się i wyciągnął jedną rękę w górę. Emocje były świetne. Chciał w tym trwać już wiecznie. Szczególnie gdy u boku miał Gilberta.
A co myślał Prusy o tej wycieczce?
Nic. Był zbyt skupiony ostrożną jazdą by myśleć o czymkolwiek. W ciągu dalszym cieszył się, że mógł spędzić tą noc z Feliksem w sposób inny niż spanie i bicie się poduszkami.
***
Prusy chciał już iść do swojego pokoju, ale Francja mu to uniemożliwił. Odwrócił się zrezygnowany. Nie chciał by Polska długo na niego czekał. Już pewnie tam leżał, gotowy na wszystko co Prusy chciał mu wyrządzić. Aż Gilberta korciło by przywalić Francisowi i powiedzieć mu ''Na przyszłość nie przerywaj mi i Feliksowi, dobrze?''.
-Byłeś na przejażdżce z Feliksem, racja?
-Tak. A co?
-Nic. Tak tylko pytam. Jak ci się podobało?
-Było naprawdę fajnie. Mogę już iść?
-Nie chcesz ze mną gadać? Spoko, jak nie to nie. Chciałem ci tylko zrobić wykład o tym jak bardzo kochasz Feliksa, ale skoro nie chcesz... - Francja zrobił smutną minę. Nie wiedział jak to miało przekonać Gilberta do rozmowy z nim. Pewnie go tylko zniechęcił. Jak zwykle.
-Wybacz, ale ja i Feliks będziemy... robić rzeczy. – Francis spojrzał dwuznacznie na przyjaciela.
-Ohonhonhon.~ W takim razie wam nie przeszkadzam. – Blondyn odszedł przy tym coś szepcząc pod nosem. Gilbert postanowił to zignorować. Wszedł do sypialni gdzie czekał na niego Feliks, gotowy na wszystko.
*** 30 kwietnia ***
Szli spokojnie przez Wąwóz Breitach. Polska czy chciał, czy nie, musiał trzymać się Węgier. Już niejednokrotnie tego dnia chciał skoczyć z mostu, więc dla bezpieczeństwa Eliza trzymała go przy sobie. Prusy, jako że był tu już niejednokrotnie szedł po prostu przed siebie. Starał się ignorować dziwne uśmiechy Francji. W końcu nie wytrzymał.
-Co się tak na mnie gapisz?!
-Tylko się zastanawiam i wyobrażam co robiłeś z Feliksem w nocy.~ - Gilbert zaczął myśleć czemu nazywa Francisa swoim przyjacielem. Naprawdę go to zastanawiało.
-Jeśli myślisz o tym to jesteś w błędzie. Nic między mną, a Feliksem nie zaszło.
-Ta, jasne. A ja jestem prawiczkiem. Czujesz to kłamstwo?
-Nos mnie boli. Ale serio. Ja i Polska nie robiliśmy tego.
-Skąd możesz wiedzieć, że chodzi mi o seks? – Francja zrobił minę niewinnego dziecka. Kogo on w ogóle próbował zgrywać?!
-Tobie zawsze chodzi o seks w takich momentach.
-No dobrze. Tu masz rację, ale nie wymigasz się z tego, że ty i Feliks byliście ze sobą bardzo blisko tej nocy. – Albinos westchnął. Jak dobrze, że nie ma tu Hiszpani, bo by miał kompletnie przechlapane.
-Nic między nami nie zaszło. Robiliśmy kompletnie co innego.
-W takim razie co? – Francis nachylił się by lepiej słyszeć.
-Biliśmy się poduszkami.
-Aha, jasne. Gilbert, czy ty mnie masz za naiwne dziecko? Podczas bitwy nie da się wydawać takich dźwięków! Ściany są cienkie. Wszystko słyszałem. – Francja zaśmiał się myśląc, że wygrał. Prusy nie miał zamiaru dalej się kłócić.
Oni naprawdę tylko bili się poduszkami.
Co mógł poradzić na to, że w pewnym momencie Feliksowi odwaliło i zaczął się zachowywać jakby faktycznie robił to.
To nie tak, że słowo seks nie potrafiło przejść Gilbertowi przez gardło.
To wcale nie tak.
***
I mamy kolejny rodział!
Już się bałam, że się nie wyrobię. Na szczęście byłam w błędzie. Jak widać szczęście nadal mi towarzyszy i uniknęłam kolejnej dawki wkurzenia. Nie chcę mi się nawet używać brzydkich słów. Osiągnęłam dziś swój limit w tej czynności.
A co jest powodem mojego wkurzenia?
-Kolejna jedynka z fizyki. Ku mojemu szczęściu moja mama jest bardzo litościwą kobietą.
-Musiałam zostać godzinę dłużej w szkolę żeby napisać zaległy test z informatyki, do którego i tak nic nie umiałam. Z niewielką pomocą ściąg udało mi się zdobyć trójkę.
Za tą trójką idzie kolejny powód mojego złego humoru. Mianowicie - Pogorszyła mi się ocena z informatyki! W pierwszym półroczu wychidziła mi piątka, a teraz przez mój spadek w dobrych ocenach wychodzi mi taka słaba czwórka. Nie jest źle, ale i tak jestem zawiedziona.
Ale nie ma tego złego! Poprawiłam się z innego przedmiotu. Matematyki. W pierwszym półroczu byłam zagrożona, a teraz wychodzi mi dwója! Pani powiedziała, że jak się postaram to może i zdobędę trójkę. Byłoby fajnie i świadectwo nie bolałoby tak bardzo w oczy. Nigdy nie byłam orłem z matematyki, więc uważam, że ta dwója to ogromne osiągnięcie.
Mam bardzo niskie standardy w tej sprawie.
Więcej nie będę mówić o moim złym humorze. Już się trochę wygadałam i jest mi lepiej. Teraz pogadajmy o opowiadaniu.
Z góry mówię, że nie wiem czy rozdział pojawi się w czwartek. Zawsze tak mówię przed nowym rozdziałem... Ale teraz naprawdę nie jestem tego pewna! Mam nadzieję, że rozumiecie. Ja też mam życie.
Tak jak napisałam poprzednio.
''Nie sztuką jest napisanie rozdziału. Sztuką jest bycie z niego dumnym.'' Czy jakoś tak.
W tym momencie nie dokonałam jakiejkolwiek sztuki, ale i tak nie jest źle. A przynajmniej tak sądze.
Do zobaczenia w czwartek! Chyba.
PS. Przepraszam za kolejne zboczone fragmenty w tym opowiadaniu, ale po prostu musiałam. Feliks i Gilbert naprawdę tylko się bili poduszkami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro