Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[30] Chęć zmiany

*** 17 sierpnia *** 

          Długa nieobecność w Sztokholmie miała swoje wady. Jak naprzykład, kompletna nieznajomość tego miasta i łatwe zgubienie się. Wystarczyło tylko trochę się oddalić, a już można było stracić orientację w terenie, szczególnie kiedy było aż tylu turystów. Taki los spotkał Polskę, który tylko chciał do końca przeczytać co oferowała jedna z kawiarni, a już pozostali się oddalili i nie mógł ich znaleźć, a na stolicy Szwecji kompletnie się nie znał. 

          Błądził między ludźmi i uliczkami, ale dalej nie potrafił znaleźć kogoś znajomego. Chciał nawet zadzwonić do Węgier i powiedzieć, że tak trochę mu się odeszło od grupy i nie wie gdzie jest, ale szybko mu się przypomniało, że zostawił telefon w jej torebce. Westchnął i jeszcze raz rozejrzał się po okolicy. Mieli iść do jakiegoś baru coś zjeść i nazwa tego miejsca bardzo go śmieszyła, ale już nie pamiętał jaka to była, więc zapytanie się kogoś gdzie jest ten bar wychodziło z gry. Pozatym, nie lubił rozmawiać z obcymi. 

          Kolejną opcją było chwilowe pożyczenie telefonu od jakiegoś przechodnia, ale jak już zostało wspomniane, nie lubił zaczepiać i rozmawiać z obcymi, a co gorsza, pożyczać czegoś od nich. Czuł przed tym ogromną blokadę i strach. Jedyne miłe wspomnienie z poznawaniem lub zaczepianiem kogoś obcego, to kiedy poznawał Erizabetę. Wtedy też odczuwał ogromny strach, ale tak jakoś miło mu się kojarzyło. 

          Jeśli nie chciał dłużej samotnie chodzić po mieście i martwić się, że już nigdy nie wróci do domu, musiał pożyczyć ten telefon i szybko zadzwonić do Węgier czy Prus. Na szczęście pamiętał ich numer telefonu, ale zawsze zdarzało mu się mylić końcówki ich numerów. Już wyobrażał sobie ich przerażenie, kiedy orientują się, że go nie ma obok nich. Był takim idiotą. Ta kawiarnia i tak nie wyróżniała się czymś specjalnym. 

          Spojrzał na pierwszą lepszą osobę z ulicy i postanowił, że to właśnie od niej pożyczy telefon. Facet, którego wybrał, nie wyglądał zbyt przyjaźnie i zastanawiał się dlaczego nie wybrał tej miło wyglądającej kobiety w sukience, która na pewno by mu pożyczyła komórkę na moment. Wziął głęboki wdech i zaczął zmierzać do groźnie wyglądającego mężczyzny z motocyklem.

           Zaczął się nawet zastanawiać dlaczego wszyscy faceci z motocyklami wyglądają tak groźnie, ale Gilbert również miał taki sprzęt, a groźnie nie wyglądał. Chociaż, gdyby się tak zastanawiać, to Prusy potrafił czasami wyglądać jak morderca z horrorów. Szczególnie, kiedy się zdenerwuje, albo trzyma w dłoni siekierę do rąbania drewna, by mieć czym napalić w kominku. 

          Kiedy miał już podchodzić do mężczyzny i pytać o szybkie pożyczenie telefonu, zauważył w oddali Prusaka. Szczęście ostatnio bardzo mu sprzyjało, co go cieszyło. Z ogromnym uśmiechem na twarzy podszedł do Prus i mocno go przytulił. Martwił go fakt, że Gilbert w ogóle się nie uśmiecha mimo znalezienia go. Nie dziwił się. Pewnie napędził mu dużego przerażenia, że może znowu poszedł sobie coś zrobić, albo ktoś go porwał. 

          -Nie cieszysz się, że mnie znalazłeś? - Spytał Polska i odsunął się widząc coraz większe zdenerwowanie Prus. Miał tylko nadzieję, że nie zacznie się na niego drzeć przy wszystkich. To nie jego wina, że nie zna się na Sztokholmie i boi się ludzi. 

          -Dlaczego odszedłeś? - Spytał Gilbert, zachowując resztki spokoju. - Wiesz jak bardzo mnie i pozostałych wystraszyłeś?! Myśleliśmy, że stała ci się jakaś krzywda, że znowu nawiedziły się myśli samobójcze, albo ktoś cię porwał, zaprowadził do mało uczęszczanego miejsca i zgwałcił! Zdajesz sobie w ogóle sprawę z powagi sytuacji?! Węgry to prawie na zawał zeszła i Francja ze Szwecją musieli ją uspokajać! - Białowłosy zaprzestał swojego gadania, kiedy zauważył, że do oczu blondyna naleciały łzy. To się porobiło. 

          -Nie zrobiłem tego specjalnie... Chciałem tylko coś sprawdzić i was zgubiłem. Nie musisz od razu krzyczeć. - Powiedział niewyraźnie Polska. Prusy poczuł się głupio z jego wybuchem złości, ale miał prawo tak zareagować. Był wystraszony i zdenerwowany. 

          -No już dobrze, Feliks. Nic złego się nie stało, to znaczy, stało, ale nie ma potrzeby płakać. Przecież wszystko się fajnie ułożyło. No nie roń już tych łez, no błagam. - Gilbert złapał Feliksa za dłonie i pogłaskał je. Nie sprawiło to, że blondyn poczuł się lepiej. Przytulił go, pogłaskał po głowie, powiedział kilka czułych słów do ucha i pocałował go w policzek! W ciągu dalszym, to nie pomagało. Był tym faktem załamany. 

          -Nie jesteś już zły? - Wyszeptał blondyn i delikatnie odwzajemnił uścisk. Cieszyły go czułości jakie otrzymał od białowłosego, żeby zostać pocieszonym. 

          -Na pewno jestem spokojniejszy. Nie rób już tak więcej. - Polska przytaknął na tą prośbę i uśmiechnął się lekko. - Dlaczego w ogóle nas zostawiłeś? - Spytał Prusy. Feliks podrapał się po głowie i zaśmiał głupawo. Gilbert już wiedział, że powód był głupi. 

          -Chciałem zobaczyć co oferuje taka jedna kawiarnia, ale pismo było nieczytelne i trochę zajęło przeczytanie tego, a kiedy skończyłem, to już was nie było. - Albinos westchnął i stwierdził, że jest zakochany w idiocie, ale rozum nigdy nie słucha w takich tematach i tylko robi swoje. - Poza tym, mogliście mnie lepiej pilnować! - Dodał jeszcze blondyn, ale białowłosy go już nie słuchał i myślał nad swoimi decyzjami w życiu. 

*** 

          Prusy chciał zrobić coś co poprawi humor mu i Polsce. Miał wrażenie, że przez dzisiejsze wydarzenie Feliks jest taki przybity, a w powietrzu dalej panowała niezręczna atmosfera. Po długiej rozmowie z Francją o tym, co można zrobić, żeby związać się bardziej z osobą, która ci się podoba i mówieniu mu, że to nie ma być jeszcze wyznanie miłości lub seks, udało im się coś wykombinować. Wspólne gotowanie. 

          Podszedł do Szwecji, chcąc spytać czy może skorzystać z jego kuchni. Wiedział, że Berwald podchodzi do takich próśb sceptycznie, bo już kiedyś Finlandia się go pytał czy może skorzystać z jego kuchni i reakcja nie była zbyt pozytywna, choć Szwecja nie zareagował krzykiem i zdenerwowaniem. Po prostu wtedy odmówił. 

          Trochę obawiał się tego spotkania, jak zresztą całego przyjazdu do Szwecji. Od zawsze bał się spojrzenia tego typa, ale musiał wykazać się teraz odwagą. Zresztą, ostatnio Berwald stał się taki łagodniejszy i pogodniejszy. Co prawda, dalej jego twarz nie miała konkretnego wyrazu, ale nie wiało od nie aż tak chłodem jak kiedyś. 

          -Hej, Berwald. - Zaczął niepewnie Prusy. Szwecja spojrzał się na niego, nie pokazując zainteresowania, ale w środku był zaciekawiony tym czego chciał od niego Prusy. Skinął głową chcąc, żeby Gilbert zaczął mówić. - Więc, chciałbym pogłębić swoje relacje z Polską i Francja rzucił bardzo fajną propozycję i jest to wspólne gotowanie i chcę wiedzieć, czy zgadasz się na to bym trochę pogotował w twojej kuchni z Feliksem? - Gilbert uśmiechnął się głupio. Berwald zmarszczył czoło, co było wystarczającą oznaką, że się nie zgadza. Ten gość nie musiał nawet mówić, żeby go zrozumieć. 

          -Wybacz, ale dalej pamiętam co zrobiłeś z Feliksem w kuchni Grecji, więc odmawiam. - Blondyn wrócił do przeglądania instrukcji kolejnej szafki z Ikei. Nie miał już gdzie kłaść książek i miał dzisiaj tą szafkę składać, ale goście mu to uniemożliwiają, a gdyby zaczął tak po prostu ją teraz składać, wyszedłby na nieuprzejmego, a przynajmniej w swoich oczach. 

          -No proszę cię! Pomyśl o tym jakie cudowne skutki może mieć twoje pozwolenie! Może uda się mi i Feliksowi zrobić obiad, który będzie smaczny i nie będzie trzeba zamawiać jedzenia z miasta. Poza tym, zbliżę się do Feliksa i nabiorę odwagi na zostanie jego chłopakiem. Widzisz ile pozytywów? - Szwecja zamyślił się i podrapał po głowie. Dalej nie był pewny co do zgadzania się. To, że dostanie obiad i PrusPol może stanie się kanonem, nie było odpowiednimi powodami do zgadzania się. 

          -Dalej się nie zgadzam. - Prusy już nie wiedział jak ma rozmawiać ze Szwecją. Ten facet pozostawał nieugięty, nieważne co mu się zaproponuje. - Może bym się zgodził, gdyby Finlandia odwzajemnił moje uczucia. 

          -Da się to zrobić! - Berwald spojrzał zaciekawiony na Gilberta. - Co prawda, zajmie to trochę czasu, ale jak już rozpocznę mój związek z Feliksem, będę mógł spróbować zakończyć twoją karierę singla. Oczywiście, będę chciał skupić też się na swoim związku, więc nie zawsze będę mógł się skupić na pomaganiu tobie, ale zrobię wszystko, żeby odwdzięczyć się za pozwolenie korzystania z kuchni. 

          -Mówisz poważnie? 

          -Całkowicie poważnie. - Berwald chciał się uśmiechnął, ale nie lubił pokazywać aż tak swojej łagodnej strony. Jeśli to ma sprawić, że będzie z Tino, zgadza się. 

*** 

          Polska wszedł niepewnie do kuchni, bo prosił go o to Francja. Bał się co kombinuje, ale możliwe też było, że nie miał z tym czegoś wspólnego. Sądził, że zastanie tam Francisa z dwuznaczną miną, ale jedyna osoba, która była obecnie w kuchni poza nim samym, to Prusy kręcący się wokół kuchenki gazowej i bujający biodrami. Był to ciekawy widok. 

          -Ty prosiłeś Francję, żeby mnie tutaj przysłał? - Spytał Feliks i podszedł do Gilberta, który na jego widok się uśmiechnął. Nie podobał się blondynowi ten uśmiech, ale nie mógł narzekać. Lepsze to od patrzenia na płaczącego Prusaka, a ten widok nigdy nie należał do najlepszych. - Wyglądasz uroczo w fartuszku w truskawki. 

          -Szwecja innego nie miał, a wolę nie pobrudzić ubrań. I tak, ja cię tu wezwałem. - Polska czuł się jakby to była jakaś bardzo ważna sprawa, ale nie potrafił brać sytuacji na serio, kiedy Prusy nosił taki uroczy fartuch. Jeszcze tylko brakowało uszu wilka, puchatego ogonka i słodkiej minki. Ta wizja była tak piękna, że aż Feliks się uśmiechnął. 

          -Więc, o co chodzi? 

          -Wiesz co zbliża do siebie dwóch ludzi? - Blondyn już domyślał się o co chodzi Gilbertowi. To było coś więcej niż domyślał się. On już wiedział i potrafił przewidzieć co albinos powie i zrobi. Nie bez powodu znajdowali się teraz w kuchni i nie bez powody białowłosy nosił słodki fartuch w truskawki. Będą gotować. 

         -Niech zgadnę... Zostanie parą? - Polska wyszczerzył się i zaczął czerpać satysfakcję z zdziwionej miny Prus. Tak bardzo nie spodziewał się takiej odpowiedzi. 

         -To też, ale nie chodzi mi teraz o to. Gotowanie bardzo zbliża ludzi! Dlatego stwierdziłem, że wyręczę trochę Szwecję w gotowaniu i zrobię obiad za niego razem z tobą. Co ty na to? - Feliks długo nic nie odpowiadał. Z jednej strony z chęcią by pogotował z Gilbertem, ale z drugiej strony, może to mieć opłakane skutki. Wolał, żeby to się nie skończyło jak u Grecji. 

          -Mogę się na to zgodzić, jeśli mnie pocałujesz w usta. Może to być krótki całus, byle było. 

          -Może jeszcze cię do orgazmu doprowadzić? 

          -Już to zrobiłeś zakładając ten fartuszek. To był najlepszy niekontrolowany orgazm, jaki kiedykolwiek miałem. 

          -Co? - Prusy już naprawdę nie rozumiał Polski. On przekraczał możliwości jego umysłu, który i tak stał się ograniczony od momentu poznania tej pchły. - Nie będę wnikać w twoje zachowanie. Nie będę cię codziennie całować. 

          -Jesteś moim chłopakiem, więc powinieneś. 

          -Jeszcze nie jestem twoim chłopakiem. - Gilbert odwrócił się, żeby wziąć potrzebne rzeczy z szafki. Nawet jeśli Feliks nie będzie z nim gotować, obiecał Berwaldowi, że zrobi ten obiad, a zdania trzeba dotrzymać. Kiedy wyciągał garnek na wodę, usłyszał cichy szloch. Przez moment miał zawiał. Pewnie pchła przez niego płakała, chociaż powiedział tylko prawdę. Nie są jeszcze parą. 

          -Wyrzekasz się swojej miłości do mnie? - Spytał blondyn przez łzy. Był genialnym aktorem, który potrafił się rozpłakać w każdej chwili, niezależnie od sytuacji. - Ja się o ciebie, kurwa, staram, a ty mnie jeszcze odrzucasz! Powiedz mi, co robię źle, że dalej nie jesteśmy parą? - To był ten moment, w którym Prusy zaczął panikować. Płacz Polski i jego obecne zachowanie było zbyt realistyczne, żeby było tylko grą aktorską. Zjebał po całości i musiał to teraz naprawić. 

          -Spokojnie, Feliks. Naprawdę cię kocham, ale musisz jeszcze poczekać na nasz związek. Wszystko się ułoży. - Mimo słów Gilberta, Feliks dalej płakał i to nawet głośniej. Miał nadzieję, że nikt nie przyjdzie zobaczyć co się dzieje, a mieszkanie było małe i nie trudne było usłyszenie rzeczy z kuchni. - Naprawdę cię kocham i zrobię dla ciebie wszystko, ale nie płacz. - Blondyn dalej ryczał. Nie przestanie, dopóki nie wymusi na Prusaku tego całusa, albo nawet namiętnego pocałunku. 

          -Tylko chcesz, żebym przestał płakać! Te słowa są kawałkiem bzdur, które nie mają podłoża w rzeczywistości! - Prusy westchnął. Chyba to będzie konieczne. Złapał Polskę za ramiona, co go lekko zdziwiło, ale też ucieszyło. Dostanie to czego oczekuje i będzie szczęśliwym człowiekiem. Gilbert przybliżył swoją twarz do Feliksa i pocałował go krótko, ale namiętnie. Zwykły całus nie ugasi tego płaczu i pisku. 

          -Zadowolony? - Spytał albinos i odsunął się. Blondyn bardzo się rozpromienił, co go cieszyło. 

          -Niezmiernie. - Odpowiedział szybko Polska i nawet podskoczył z radości. Dla Prus był to bardzo uroczy widok, ale wszystko co robiła pchła, było cholernie urocze. - Teraz mogę z tobą gotować. Co wymyśliłeś na obiad? 

          -Postanowiłem iść na łatwiznę i zrobić spaghetti. - Odpowiedział Gilbert, dalej patrząc na Feliksa z miną typu "Boże, jaki on jest piękny i kochany. Chcę go tylko dla siebie, a reszta niech płonie". Blondyn przytaknął na tą propozycję i wziął garnek, a następnie wlał go niej wody i dodał trochę soli, żeby się już woda gotowała na makaron. Prusy nie wiedział co takiego miał Polska w ustach, że do końca gotowania traktował go jak jakieś bóstwo. 

*** 

          Był piękny i dość ciepły wieczór. Niektórzy woleli już zamknąć się w domowym zaciszu, a inni jeszcze chcieli wyjść na krótki spacer, żeby przewietrzyć organizm. Trzeba było korzystać, kiedy była taka cudowna pogoda. Takie krótkie, wieczorne spacerki pomagały w zaśnięciu i pozytywnie wpływały na sam sen, dlatego takie wyjście z domu, po nawet osiemnastej, było naprawdę fajną sprawą. 

          Prusakowi udało się przekonać Polskę na krótki spacer po Sztokholmie. Nie można było tego nazwać romantycznym spacerem, ale zwykłym wyjściem dwójki kumpli, którzy niedługo będą parą. Nagle Prusy zauważył wypożyczalnię rowerów. Zawsze lubił jeździć na rowerze, więc i teraz złapała go ochota na skorzystanie z tego sprzętu. 

          -Może pojeździmy sobie na rowerach? - Zaproponował Gilbert. Feliksowi nie do końca podobała się ta propozycja. Już wolał chodzić, a było to mniej wymagające od jazdy na czymś. Był jeszcze jeden, mały problem. Nie umiał jeździć na rowerze, a przyznanie się do tego Prusakowi było naprawdę zawstydzające. 

          -Wolę dalej spacerować. To ciekawa czynność, szczególnie kiedy wykonuję ją z tobą. - Blondyn uśmiechnął się przekonująco, ale kiedy Prusak czegoś chce, to trzeba to zrobić. Wiedział o tym nie od dzisiaj i nie od wczoraj. Albinos potrafił być niesamowicie uparty i umiał postawić na swoim. Pewnie dlatego też się tak dogadywali. 

          -Każda czynność ze mną jest ciekawa i zajebista. No dawaj, nie będziesz żałować. - Prusy pociągnął Polskę w stronę wypożyczalni, a wszystko działo się wbrew woli niższego chłopaka. Był bliski krzyku, kiedy wchodzili do budynku, Gilbert wypożyczał dwa rowery na godzinę, płacił i wychodzili ze sklepu. Feliks spojrzał niepewnie na swój rower, a następnie na Prusaka. Może uda mu się udawać, że umie jeździć. 

          -Jak długo jeździsz na rowerze? - Spytał Polska, byle pociągnął jakoś rozmowę. Usiadł ostrożnie na rowerze i zachwiał się, prawie lądując na ziemi. Spowodowało to śmiech u Prus. Przynajmniej go rozbawił. Zawsze znajdą się jakieś pozytywy. 

          -Jeżdżę na nich od kiedy je stworzono. 

          -Oh, to długo. - Feliks zaśmiał się nerwowo i spuścił wzrok. Wyglądał na zakłopotanego i Gilbert czuł, że jest coś na rzeczy i pchła coś ukrywa. Ledwo trzymał się na rowerze, co go niepokoiło. Może wypożyczanie tego roweru nie było dobrym pomysłem. 

          -Coś się dzieje? Nie wyglądasz najlepiej. 

          -Wydaje ci się. Wyglądam zajebiście, zresztą jak codziennie. - Blondyn zrobił jakąś dziwną pozycję, co spowodowało upadek na ziemię. Czerwonooki od razu się zerwał z roweru, żeby pomóc pchle. Ten wydał z siebie jęk bólu. 

          -Powinieneś bardziej uważać. Jeszcze sobie zrobisz krzywdę. Nie wygłupiaj się tak i nie popisuj przede mną, bo głupota mi nie imponuje. 

          -To był tylko wypadek, a nie celowe zagranie. - Polska wstał z pomocą Prusaka. Ręka bardzo go bolała, ale dawał radę i mógł przeżyć. Odczuwał w życiu gorszy ból i żył, chociaż ledwo. - Więc zaczynami podróż? Czas nam ucieka. - Prusy był niepewny co do tego jeżdżenia rowerem. 

          -Na pewno umiesz jeździć na rowerze? Nigdy nie widziałem i nie jestem tego pewny. 

          -Oczywiście, że umiem! Kto by nie umiał takiej rzeczy? No na pewno nie ja. - Feliks zachichotał myśląc, że tym zatuszuje swoje kłamstwo. Wzrok Gilberta podtrzymywał go w fakcie, że nie udało się. - No dobrze, totalnie nie umiem jeździć na rowerze. Zadowolony z tej informacji? 

          -Lepsze to od dalszego oszukiwania mnie. Wolę, żebyśmy nie mieli przed sobą tajemnic. Skoro nie umiesz, to cię nauczę. 

          -Słucham?! Już wolę tego nie umieć. - Albinos mimo sprzeciwów blondyna, podszedł do niego i usadził na rowerze. - Co zrobisz ze swoim rowerem? 

          -Jesteśmy w parku i będziemy po nim jeździć. Raczej będę widział jak będą kraść mi rower. - Odpowiedział Prusy i mając pewność, że Polska siedzi stabilnie na rowerze, postawił swój przy jednej z ławek. - Jesteś gotowy na lekcję ze swoim ulubionym nauczycielem wszystkiego? 

          -Jeśli mój nauczyciel wszystkiego nie wyrządzi mi krzywdy fizycznej i psychicznej, to tak. Możemy zacząć lekcję. - Gilbert uśmiechnął się. Cieszyło go jak teraz wyglądają jego relacje z Feliksem. Szkoda, że takie nie były od samego początku podróży, ale lepiej później niż wcale. Liczy się teraźniejszość, a nie przeszłość. 

          -Nie musisz się obawiać o urazy na swoim zdrowiu. - Albinos uśmiechnął się zadziornie i pocałował krótko blondyna w policzek, zjeżdżając na szyję, również ją całując i przejeżdżając trochę językiem. Wywołało to natychmiastowego rumieńca i zawstydzenie u Polski. Podniecił się tym i chyba mu nawet penis stanął, ale teraz to nie było ważne. Liczył się tylko dotyk Prus. Kiedy Gilbert chciał odejść i przejść do odpowiedniej części amatorskich zajęć, Feliks złapał go za koszulkę i spojrzał głęboko w oczy. 

          -Daj mi tego więcej. Doskonale wiesz, że pragnę twojego dotyku jak niczego innego. Oddam ci całego siebie, ale daj mi swój dotyk. - Powiedział zielonooki bardzo poważnym i przepełnionym pożądaniem tonem. Białowłosy był tym lekko zaniepokojony, ale podobało mu się. Również pragnął dotyku pchły. Byli siebie tak bardzo spragnieni, że to pewnie przewyższa zboczone możliwości umysłu Francji. 

          -Jak wrócimy do domu, to dam ci tego dotyku ile tylko chcesz. - Odpowiedział Prusy zniżonym tonem, który przyprawiał Polskę o jeszcze większe podniecenie. Najchętniej rzuciłby te rowery w cholerę i wygodnie usadowił się na ławce obok razem z Prusakiem, żeby przeżyć ze sobą szybki numerek, ale teraz było to niemożliwe i pewnie jak wrócą do domu, zapomną o całym zajściu. 

          -Wystarczy mi fakt, że przytulisz mnie w trakcie spania. - Feliks uśmiechnął się, a Gilbert cicho zaśmiał. Może myślenie o seksie nie było teraz zbyt dobrym posunięciem. - Przejdźmy już do lekcji. 

          -Niech ci będzie. - I tym oto sposobem, zaczęła się niecała godzina pełna śmiechu, denerwowania się, niezręcznych sytuacji, kilku siniaków, żartowania się z siebie nawzajem i jednego przypadkowego pocałunku, który miał miejsce kiedy oddawali już rowery. Feliks jakoś chciał podziękować Gilbertowi za nauczenie go jeździć na rowerze i wybrał pocałowanie go. Zawsze jakaś oznaka wdzięczności. 

*** 18 sierpnia *** 

          Polska od dłuższego czasu potrzebował zmiany w swoim życiu. Wszystko wydawało mu się takie monotonne, nudne i codzienne i nic nie potrafiło go za bardzo rozweselić. Były tylko krótkie momenty, kiedy naprawdę czerpał przyjemność z wykonywanej czynności i sytuacji. Powiedział o tym dziwnym uczucie Węgry, więc ta na jego nieszczęście, zaproponowała wyjście do parku rozrywki, a pomysł ten podpasował wszystkim. 

          Dlaczego na jego nieszczęście? Normalnie Feliks bardzo by się cieszył z takiej atrakcji, ale wiedział co kombinuje Prusy. Wiedział to po jego wzroku, sposobie mówienia i zachowaniu wobec niego. Zastanawiało go jakim cudem Gilbert nie zapomniał o takiej bzdecie, jak ten przeklęty skok na bungee, a taka atrakcja była w tym parku rozrywki. 

          -Wiesz co cię czeka, prawda? - Spytał z uśmiechem albinos. Blondyn fuknął i postanowił odejść od niego, ale niewiele to dało. Białowłosy poszedł za nim i przez cały czas go zaczepiał, wydawał jakieś dziwne dźwięki i śpiewał po niemiecku, co przyprawiało zielonookiego o ogromne zdenerwowanie i ból uszu. Tu już nie chodziło o język niemiecki, bo jest znośny. Chodziło o brak dobrych umiejętności śpiewackich Prusaka. 

          -Gilbert, uwielbiam twój wkurzający głos, ale śpiew jest już nie do zniesienia. Zlituj się nade mną i ludźmi, którzy obok nas przechodzą. - Powiedział Polska i uśmiechnął się nerwowo, kiedy jakaś kobieta z dzieckiem spojrzała się na nich krzywo. - Biorą nas za dziwaków. - Dodał ciszej i schylił głowę. Prusy zaśmiał się i spojrzał przed siebie. Na jego twarz wstąpił wielki uśmiech i szturchnął niższego chłopaka w ramię. 

          -Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miał to z głowy. - Gilbert wskazał na bungee, skierowując wzrok Feliksa na to ustrojstwo. - Gwarantuję ci, że będziesz chciał jeszcze raz. 

          -Jeszcze raz, to mogę chcieć ci wpierdolić, albo cię pocałować. - Prusak westchnął i odsunął się trochę. Miał wrażenie, że pchła naprawdę go zaraz uderzy, ale pewnie to będzie z miłości. Wszystko co robi blondyn, jest robione z miłości. - Mogę to zrobić, jeśli wejdziesz na górę ze mną, a potem sam skoczysz. - Powiedział Polska i zrobił minkę grzecznego dziecka z piekła, które tylko czeka, aż rodzice pójdą spać, żeby zabrać ich pieniądze z portfela, a następnie zrobić bałagan w całym domu, by potem sprzątali przez cały dzień. 

          -Nie tak się umawialiśmy. Masz sam tam pójść i skoczyć. Ja mogę co najwyżej wyłożyć na to pieniądze. Jeśli bardzo chcesz wiedzieć co planuję z Nową Zelandią, skoczysz, ale widzę, że ci nie zależy na tym. - Nagle uderzyła w zielonookiego wielka ciekawość. Musiał wiedzieć co ta dwójka kombinuje. - Zwykły skok na bungee cię przerasta. Nie uda ci się tego zrobić. 

          -Ja tego nie zrobię?! Zaraz się przekonamy. - Prusy wiedział, że w ten sposób aktywuje kartę pułapkę Polski. Po raz kolejny, ten sposób się udał i był z siebie dumny. Feliks od razu powędrował w stronę bungee. Musiał udowodnić tej pruskiej gnidzie, że umie to zrobić i wcale nie jest taką pizdą za jaką go bierze. Gilbert postanowił iść za pchłą, żeby dokładnie obserwować każdy jego ruch. Musiał być świadkiem tego wszystkiego i miał też nadzieję, że pozostali uwierzą w to co się za chwilę wydarzy. 

          Minęło kilka znaczących minut dla życia Polski. Bardzo dobrze, może się za chwilę zakończyć, a nie chciał tego. Automatycznie pokochał swoje życie i nie chciał go kończyć w taki sposób. Już widział w głowie, jak podczas sekcji zwłok wszyscy się śmieją z powodu jego śmierci. Skok na bungee, czyż to nie brzmi komicznie? Do oczu napłynęło mu kilka łez, ale nie miał zamiaru płakać, jak Prusy, który był bliski histerii przez dużą wysokość na jakiej byli. 

          -Ja pierdolę, jak wysoko... - Skomentował Gilbert, kiedy z ciekawości spojrzał w dół. Obawiał się, że spadnie i zginie, a jego życie było zbyt piękne, żeby tak szybko je kończyć. Miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje, chociaż wolałby nie. Byłaby siara i takie zachowanie nie jest raczej chciane przez innych, jak i niego samego. 

          -Pizda jesteś i tyle w temacie. - Zaśmiał się Feliks i złapał mocniej linę, która była punktem głównym w całym skoku. Denerwował się, ale z chwili na chwilę był coraz bardziej podjarany sytuacją. Może jednak nie będzie tak źle? 

          -W przeciwieństwie do mnie, ty nie masz lęku wysokości! - Odgryzł się Gilbert i mocniej złapał ogrodzenie. Naprawdę nie chciał spać, a upadek równał się śmiercią. Instruktor westchnął. Od samego początku, jak ta dwójka tutaj weszła, to sobie dogryzali sobie i śmiali z siebie nawzajem. Nie mógł z nimi wytrzymać, ale też nie mógł wybuchnął złością i wygonić ich stąd. Zostałby wylany z roboty, a musiał mieć za co jedzenie kupić i rachunki opłacić. 

           -Stań na krawędzi i wybij się. - Blondyn zaśmiał się nerwowo. Nie miał zbyt dobrych wspomnień ze skakaniem. Może gdyby poprzednio skoczył z aż takiej wysokości, jego marzenie o śmierci zostałoby spełnione. Następnym razem spróbuję w ten sposób. Czekaj, co? Przecież nie ma zamiaru się zabijać, pokochał życie. 

          -Jak wielkie jest ryzyko śmierci? 

          -Jeśli nie będziesz się za bardzo wiercić i nie zerwie się lina, to nie zginiesz. Możesz jeszcze stracić przytomność przez napływ nerwów i innych emocji, a to często skutkuje śmiercią, ale tak to powinieneś przeżyć. 

          -Pocieszające... - Odpowiedział szybko blondyn i jeszcze raz zaczął rozważać pozytywy dalszego życia i negatywy tego skoku. Spojrzał na albinosa, chcąc znaleźć w nim pocieszenie i ratunek, ale nawet on nie mógł wiele zrobić. Zrezygnowanie z tego tak nagle, będzie co najmniej nieuprzejme i stratą czasu instruktora i osób, które stoją w kolejce i naprawdę chcą tego skoku. Miał nadzieję, że w niebie lub piekle dobrze go przyjmą, czy gdzie tam trafi po śmierci. 

          -Pamiętaj o tym co ci obiecałem, Feliks. - Powiedział jeszcze Prusy widząc, że Polska już przymierza się do skoku. Martwił się o niego i lepiej by było gdyby jednak nie skakał, ale obydwoje zdecydowali i nie mogli zmienić zdania. Feliks nieśmiało przytaknął i odwrócił się. Nie mógł stchórzyć, trzeba to zrobić. Odmówił sobie jeszcze szybko modlitwę, chociaż ostatnio jego wiara była dość znikoma, i skoczył. Zrobił to! Udało mu się. 

          -No w końcu to zrobił. - Skomentował instruktor i uśmiechnął się. Prusy od razu podszedł do krawędzi, dalej trzymając się barierki, i patrzył jak Polska chyba czerpie z tego przyjemność. Na razie się tylko darł, ale raczej podobało mu się, bo krzyk szybko zamienił się śmiech. Gilbert już wiedział, że wszystko skończy się dobrze. 

*** 

          Słońce już zachodziło i robiło się chłodniej. Nie przeszkadzało to jednak w zjedzeniu na mieście, bo w domu i tak nic nie było. Wczorajszy obiad przygotowany przez Polskę i Prusaka, szybko się skończył, a nie było go też jakoś dużo, więc sprawą oczywistą było, że nie starczy na następny dzień. 

          Polska w końcu wrócił i chował coś do torby. Miał pójść coś sprawdzić i trochę mu to zajęło. Pozostali byli ciekawi w jakiej sprawie poszedł, ale teraz nie był czas na takie pytania. Poza tym, Feliks może nie mieć ochoty na mówienie. Może stało się coś poważnego, ale to mało prawdopodobne. Blondyn usiadł przy stoliku i zapiął torbę. Wyglądał na zakłopotanego i zdenerwowanego. 

          -Stało się coś? - Spytała Węgry, widząc nie zbyt dobry humor przyjaciela. Może tylko jej się wydawało, albo naprawdę było coś nie tak z blondynem. - Nie wyglądasz najlepiej. 

          -Wydaje ci się. Wszystko ze mną dobrze. - Zapewnił Polska i przeszedł do jedzenia swojego posiłku, który przez jego nieobecność i tak trochę wystygł. Jego twarz szybko pozbyła się uśmiechu i zastąpiła go bezemocjonalną ekspresją, co jeszcze bardziej zaniepokoiło pozostałych. 

          -Na pewno wszystko dobrze? - Francja chciał się upewnić co do słów zielonookiego. Obawiał się, że depresja znowu się objawia, ale było to mało prawdopodobne. Na papierach ze szpitala wyraźnie pisało, że stan pacjenta jest dobry i jeśli będzie spożywać antydepresanty przez jeszcze miesiąc, góra dwa miesiące, nie będzie trzeba się bać o powrót depresji. Feliks brał leki, a przynajmniej tak im się wydawało po ich mniejszej ilości każdego dnia. 

          -Przecież mówię, że dobrze się czuję! Nie będę się cały czas uśmiechać jak debil. Nie musicie się martwić. - Wszyscy przytaknęli, co cieszyło blondyna. Nie będzie im wszystkim mówić o nudzie i potrzebie zmiany w sobie, bo jeszcze go znowu zaprowadzą do lekarza, a nie chciał być zamknięty w psychiatryku na następny miesiąc. W torbie schował farbę do włosów. Może głupie, ale takie małe zmiany w sobie mogą pomóc. 

          -Mam nadzieję, że nam nie kłamiesz. Byłoby źle, gdybyś ukrywał jakieś swoje problemy. Powiedział Prusy, a następnie włożył do ust kolejną porcję ziemniaków. Były takie smaczne. Może z nimi pierogi smakowałyby lepiej. Trzeba to kiedyś sprawdzić. 

          -Nigdy bym was nie okłamał... No, może kilka razy mi się zdarzyło, ale w sprawie swojego zdrowia psychicznego i samopoczucia nie kłamię. - Zapewnił Polska i ponownie się uśmiechnął, chociaż słabiej. Chciał już być w domu i farbować te włosy. Tak bardzo potrzebował w sobie zmiany i jak jeszcze trochę poczeka, to ją dostanie. 

*** 

          Polska siedział w wannie, spłukując z włosów pianę. Jedyna część ubioru jakiej się pozbył, to koszulka, a tak to dalej siedział w spodniach, które były całe mokre. Nie przejmował się tym za bardzo, bo teraz liczyła się tylko satysfakcja jaką czerpał z popełnionego czynu. Cieszył się ze zmiany jaką w sobie przeprowadził. Czekał na nią od bardzo długiego czasu. 

          Sięgnął ręcznik i wytarł nim włosy i ciało. Ratowanie spodni było bezsensowne i marnowaniem czasu. Wyszedł z wanny, o mało nie przewracając się na podłogę i nie rozwalając głowy na umywalce. Stanął na równych nogach i westchnął na widok bardzo mokrej podłogi. Trochę nachlapał. Trochę bardzo. Nie pozostanie mu nic innego, jak posprzątanie tego. 

          Wziął suszarkę, podłączył ją do gniazdka i po chwili rozległ się w łazience hałas, który cholernie irytował Feliksa. Musiał to przeżyć, przecież to nie będzie trwało kilka godzin. Za chwilę będzie mógł w pełni rozkoszować się nowym kolorem swoich włosów. Nie obchodziła go reakcja innych osób. Mogą krytykować, krzyczeć na niego i mówić, że ma to szybko zmyć i nic z tym nie zrobi. Słowa pozostałych się nie liczyły. 

          Przeraźliwy dźwięk ustał, kiedy zielonooki odłączył suszarkę od kontaktu. Sięgnął po szczotkę do włosów i zaczął je czesać. Trzeba było je jakoś konkretnie ułożyć, zanim pokaże się innym. Po ogarnięciu ich, przejrzał się w lustrze i przeżył pozytywne zaskoczenie. Wyglądał lepiej niż przypuszczał. Przefarbował sobie kilka pasem włosów na niebiesko i efekt był niezwykle zadowalający. Musiał czym prędzej się pochwalić tym co zrobił, nieważne jaką reakcje dostanie. 

*** 

          Dochodziła godzina dwudziesta trzecia, na dworze było coraz ciemniej i za jakąś godzinę, czy dwie, wypadałoby kłaść się spać. Dzień ten był naprawdę miło spędzony i z chęcią będą go wspominać. Dla Szwecji była to cudowna odskocznia od życia codziennego i po raz pierwszy, od wielu lat, zjadł watę cukrową. Na długo zapamięta ten dzień. 

          Francja znowu pobawił się w podrywacza, ale w ciągu dalszym, wolał bliskość takiej innej osoby, która chyba nie odwzajemnia jego uczuć, ale trzeba żyć dalej. Nie będzie się nikogo prosić o miłość, ale ta świadomość bardzo bolała. Węgry była lekko zmartwiona zachowaniem Polski, ale raczej nic złego się nie działo. Trochę też denerwowało ją zachowanie Francji, ale nie znała się na medycynie, więc nie umiała wyleczyć jego idiotyzmu. 

          Prusy również był zadowolony z tego dnia, chociaż dalej miał za złe Polsce, że kazał mu wejść tak wysoko, ale dalej był z niego dumny, że skoczył na tym bungee. Miał jednak wrażenie, że coś niedługo się zepsuje, ale nie wiedział dlaczego. Pewnie był przewrażliwiony przez poprzednie wydarzenia. 

          Do salonu wszedł Polska z ogromnym uśmiechem na twarzy. Wszyscy na niego spojrzeli i przez moment mieli zawał. Tego się nie spodziewali i byli zaskoczeni. Nie sądzili, że Feliks posunie się do czegoś takiego i szczerze mówiąc, takie niebieskie pasemka bardzo mu pasowały. Zastanawiali się tylko co go nakłoniło do takiej zmiany w sobie. 

          -I jak się podoba? - Spytał zielonooki, widząc niezbyt uśmiechnięte wyrazy twarzy. 

          -Jest naprawdę dobrze! - Odpowiedział Francis, żeby skończyć tą niezręczną ciszę. 

          -Do twarzy ci w niebieskim. - Dodał Berwald i wysilił się na lekki uśmiech, który bardziej wyglądał jak grymas niezadowolenia. Ważne, że się starał. 

          -Bardziej podobało mi się, kiedy miałeś zwykłe, blond włosy, ale z niebieskim też może być. - Do rozmowy dorzuciła swoje również Erizabeta. Miała mieszane uczucia co do tej zmiany. Jedyną osobą, która wolała się nie wypowiadać, to Gilbert. O ile pozostałym podobało się to co zrobił Feliks, on podchodził do tego sceptycznie i szczerze mówiąc, to nie podobało mu się. Polska spojrzał na niego zaniepokojony. To właśnie na ocenie Prus najbardziej mu zależało. 

          -A tobie się podoba? - Spytał Polska i przybliżył się do Prus. Po jego minie mógł już stwierdzić, że nie doczeka się od niego zbyt miłych słów. Mógł się na taką możliwość przygotować, ale cały czas się łudził, że wszyscy zareagują pozytywnie. 

          -Nie za bardzo mi pasuje ta zmiana. Ale jeśli tobie się podoba, to mi też pasuje. - Gilbert wyszczerzył trochę zęby i poczochrał Feliksa po głowie, targając mu przy tym włosy. - Nie łam się moim zdaniem. - Powiedział, widząc minę pchły. - Ważne, że tobie się podoba. - Pocałował jeszcze zielonookiego w policzek, wywołując u niego zawstydzenie i rumieńca. Pozostali stwierdzili, że oni już dawno powinni być parą. 

*** 19 sierpnia *** 

          Szwecja westchnął, widząc srebrnego mercedesa parkującego pod jego domem. Tak bardzo zapomniał powiedzieć gościom, że na kilka dni przyjeżdżają Niemcy i Włochy. Teraz będzie się działo kompletne piekło w jego życiu, ale już za pięć dni wyjeżdżają i będzie mieć spokój. Musiał wytrzymać. Tylko spokój go uratuje. Podszedł do drzwi wejściowych i otworzył już nowym gościom. Był wielce zdziwiony, kiedy zobaczył jeszcze Austrię. 

          -Tak się za tobą stęskniłem! - Krzyknął Feliciano i rzucił się na Bogu winnego Berwalda, żeby go przytulić. Ludwik ledwo wszedł do mieszkania z walizkami, a już się wstydził za swojego chłopaka. Czasami nachodziło go zastanawianie się nad swoimi decyzjami życiowymi i zawsze dochodził do wniosku, że już gorzej być nie może. Przynajmniej Feli dbał o jego dietę, i żeby się wysypiał. Na ich życie seksualne też nie mógł narzekać. 

          -Również się cieszę. - Odpowiedział speszony blondyn i odepchnął lekko rudowłosego od siebie. Lubił swoją przestrzeń osobistą. - Co tu robisz? - Pytanie było skierowane do Rodericha, który wprowadzał swoje bagaże do mieszkania. 

          -Chciałem zobaczyć się z Węgry, a kiedy się dowiedziałem, że Włochy i Niemcy do ciebie lecą i Eliza akurat jest u ciebie, postanowiłem się z nimi zabrać. Na początku Ludwik mnie nie chciał, ale jak mu pogroziłem wałkiem, to od razu się zgodził. - Odpowiedział brunet i zaczął rozglądać się za swoją partnerką. 

          -Przez Austrię nie mogłem zrobić dobrze Lulu w samochodzie. - Powiedział z dezaprobatą w głosie Włochy, ale od razu się rozpromienił widząc Polskę i Węgry, który już do niego biegli. Przytulili się do siebie mocno i przez następne dwie minuty mówili jak bardzo się za sobą stęsknili. 

          Z kolei Prusy, Niemcy i Austria patrzyli się na siebie nawzajem, jakby chcieli dokonać na sobie brutalnego mordu i co chwilę spoglądali na ten uroczy widok, przytulających się Feliksa, Feliciano i Erizabetę. Ten widok był cudowny i był niczym plaster na serce i psychikę po bliższym spotkaniu z rodzeństwem. 

          -Ale nas się tutaj teraz namnożyło. - Zaśmiał się Francja i postanowił dołączyć do oglądania słodkich widoków. - Prawda, że mają zajebiste dupcie? - Spytał jeszcze i skorzystał z faktu, że kochane, germańskie rodzeństwo ustawiło się dość blisko siebie. Owa trójka spojrzała na niego jak na wariata i z trudem powstrzymywali się od uderzenia tego debila. Całe szczęście, że tamte trzy niewinne słodkości, które dalej się przytulały, tego nie usłyszały. 

           -Rozgośćcie się. - Rzucił jeszcze krótko Szwecja i ewakuował się. Francja postanowił zrobić to samo i zostawił swoje trzy OTP same. Później napatrzy się na te trzy aniołki z piekła rodem. Widok całej tej trójki razem, było błogosławieństwem dla oczu i czasami zazdrościł tamtej germańskiej trójce, ale miał już Kanadę. 

*** 

         Ten dzień nie miał zlecieć na czymś konkretnym. To miało być zwykłe spędzanie ze sobą czasu trójki przyjaciół i nie lubiącego się rodzeństwa, które jest skazane na siebie przez tą trójkę przyjaciół. Byli również skazani na noszenie ich rzeczy, bo oczywiście kochani partnerzy muszą pokazać kto tu rządzi, muszą się wywyższać i zaniżać samoocenę swoich ukochanych. 

          Przynajmniej na chwilę mogli odpocząć. Niestety, nie mogli usiąść w kawiarni przy jednym stoliku z księżniczkami, bo księżniczki muszą o nich poplotkować. Austria ponownie westchnął, chcąc pokazać, że siedzenie w tym samym miejscu co rodzeństwo, nie odpowiada mu. Nikt nie kazał mu tu być, ale nie odejdzie, by nie wychodzić na aż tak wyrodnego brata. 

          Węgry z wielką ochotą by spędziła teraz czas z Austrią, ale teraz była rzadka okazja, żeby pobyć ze swoimi przyjaciółmi od kilku miesięcy. Spojrzała na Polskę ponaglająco, bo zadano mu pytanie, ale dalej nie odpowiadał. Nawet Włochy się tym irytował. 

          -Miałeś powiedzieć jak ci się układa z Gilbertem. - Zauważył Feliciano i wziął kolejny łyk soku. O mało nie wypluł tej pyszności, na myśl o Prusaku. Kiedy mu się przypominało jak Prusy próbował go kiedyś poderwać, to aż skręcało go w brzuchu. To nie były miłe wspomnienia i wolał nie mówić o tych wydarzeniach Feliksowi. Obawiał się jego reakcji, gdyż ostatni taki podryw był jeszcze w lutym. Miał jednak wrażenie, że blondyn o wszystkim już wiedział. 

          -A jak ma mi się z nim układać? 

          -Dobrze albo źle. Możesz jakoś rozwinąć ten temat. - Zielonooki zaśmiał się nerwowo na słowa Erizabety. Zastanowił się chwilę nad tą sprawą. Raz było dobrze, a raz źle. Nie mógł jednoznacznie stwierdzić jak ma się sytuacja. 

          -Jest raczej dobrze. Miło nam się ze sobą spędza czas. Robimy razem wiele ciekawych rzeczy i jakoś ten czas leci. - Odpowiedział Polska, ale nie wiedział czy taka odpowiedź satysfakcjonuje pozostałych. Wziął do ust kolejną porcję szarlotki, chcąc uniknąć dalszej wypowiedzi. 

          -Za ile będziecie parą? - Spytał Włochy. Musiał wiedzieć więcej, bo inaczej nie wytrzyma. Węgry spojrzała na niego karcąco, jakby było to pytanie nie na miejscu. 

          -Daj Gilbertowi trochę czasu. Wiesz, że jest niedorozwinięty. U nich to rodzinne. - Powiedziała dziewczyna i zerknęła na tamtą trójkę, która się na nich bezczelnie gapiła. - Oni zawsze mieli problemy ze zrozumieniem miłości, nawet takiej rodzinnej. Tak się cieszę, że minimalnie się ogarnęli, chociaż Gilbert dalej zachowuje się jak idiota. 

          -Nauczcie się szeptać! - Powiedział Prusy, słysząc tyle negatywnych słów na siebie. Niemcy i Austria wcale się lepiej nie czuli. Te słowa bolały, ale przekazywały stuprocentową prawdę. Byli ułomami w sprawach miłosnych, ale już było lepiej! Księżniczki zaśmiały się cicho i wróciły do dalszych rozmów o tym co się w ich życiu wydarzyło. Oczywiste było, że nie postanowili się przestawić na szept. 

*** 

          Po spędzeniu czasu w kawiarni, przyszedł czas na chodzenie po Sztokholmie. Miasto było bardzo ładne i pewniej im się tutaj spacerowało, kiedy mieli przy sobie telefony i w razie czego, będą mogli zadzwonić po kogoś, żeby ich szukali i ratowali. Węgry twierdziła, że miasto nie wyróżnia się czymś specjalnym, ale dalej jest ładnie. Włochy był wniebowzięty. Polska miał nadzieję, że telefony ich nie zawiodą i będą mogli wrócić do domu. 

          -Zobaczcie jakie ładne! - Powiedział Feliciano, wskazując na pierścionki zaręczynowe, które były wyłożone na wystawie w sklepie z biżuterią. Wszystkie tak ślicznie mieniły się w promieniach słońca. Chciał je wszystkie przymierzyć i zobaczyć, jak będzie się w nich prezentować, ale nie było teraz na to czasu. 

          -Mam już dwa. Nie potrzebuję trzeciego. - Odpowiedziała Eliza i również zaczęła oglądać wystawę. Kątem oka jeszcze spojrzała na to, co znajduje się w reszcie sklepu. Nie miała teraz ochoty i funduszy na kupowanie biżuterii, ale tamten naszyjnik, który i tak ledwo widziała z tej odległości, był naprawdę ładny. 

          -Nie dobijajcie mnie bardziej, bardzo proszę. - Powiedział Feliks, widocznie przybity sytuacją. - Ty masz już męża i to chyba porządnego, Elcia. Ty masz chłopaka, który ma w głowie rozum i zaczyna coraz bardziej miłość, Feli. A co ja mam powiedzieć? Ja nawet nie mam co liczyć na związek, a wy mi z zaręczynami wyskakujecie. 

          -Gilbert nie jest aż tak głupi. - Odpowiedziała dziewczyna i poklepała przyjaciela po plecach. - Ponoć już niedługo wyzna ci miłość i będziecie parą, więc może za kilka lat, ewentualnie wieków, doczekasz się oświadczyn. 

          -Elizka ma rację! Prusy na pewno ci się kiedyś oświadczy, zostaniecie małżeństwem i może założycie rodzinę. A nawet jeśli Gilbert tego nie zrobi, zawsze możesz przejąć inicjatywę i być tym, który jest facetem w związku. W sensie, tym bardziej dominującym facetem, bo jestem pewny, że Prusy nie zmieni płci. - Oczy Polski rozjaśniły się. Nagle poprawił mu się humor. 

          -Przecież to jest genialny pomysł! Co prawda, wolę robić za tego bardziej uległego, co nie znaczy, że nie uda mi się zdominować Gilberta, ale w sprawie tego związku i oświadczyn będę musiał przejąć inicjatywę. - Węgry zaczęła obawiać się tego planu. Już widziała te oświadczyny. Ten widok będzie co najmniej śmieszny, albo traumatyczny. - Będę musiał zmusić go do związku ze mną. - Dodał po chwili Polska, niesamowicie szczęśliwy ze swojego planu. 

          -Czekaj, co?! Nie będziemy nikogo zmuszać do związku! Do końca cię pogrzało? - Włochy przeraził się słowami przyjaciela, ale od zawsze wiedział, że ten czasami gada straszne i niepokojące rzeczy. Nikt nie wiedział czym to jest spowodowane. - Lepiej nie tworzyć toksycznego związku, gdzie tylko jedna strona czuje się dobrze i jest zadowolona. 

          -Nie jestem na tyle chory, żeby zamieniać się w jakieś chore yandere, czy jak mnie tam kiedyś nazwał Japonia, bo takim jednym incydencie. 

          -Wolę nie wiedzieć co to za incydent. Wchodzimy? - Erizabeta była zaciekawiona tym, co jeszcze oferował ten sklep, a w środku mogła dojrzeć wiele ciekawych rzeczy. Może kiedyś przyjedzie i coś kupi, ale u siebie też pewnie znajdzie jakieś ładne cudeńka. 

          -Możemy wejść, ale i tak nic nie kupimy. - Odpowiedział Feliks i weszli do środka. Czuli jak ich portfele płaczą, widząc te ceny. Eliza poszła oglądać naszyjniki, bo to właśnie one najbardziej ją zainteresowały. Już nawet nie patrzyła ile kosztują, bo bardziej się załamie, a oszczędności zostawiła u siebie w domu. Nagle zauważyła prosty, złoty naszyjnik z wisiorkiem w kształcie "F". 

          Od razu wpadł jej do głowy pomysł, żeby kupić tą błyskotkę dla Polski lub Włoch. Na pewno by się ucieszyli, ale sama nie miała pieniędzy na kupno, więc pozostawali Prusy i Niemcy. Feliciano mówił kiedyś, że już ma łańcuszek z pierwszą literą swojego imienia, więc kupowanie mu drugiego, będzie bezsensowne. Pozostawał tylko Feliks. I Francis, ale mu nie będzie kupować prezentów. Ma od tego Kanadę i Monako. 

          Mimo powieszonej na szybie kartki z napisem "Nie robić zdjęć", wyjęła telefon i sfotografowała ozdobę, żeby później pokazać Prusakowi co ma kupić. Co prawda, nie musiał zgadzać się na kupno, ale od czasu do czasu, można kupić swojej miłości jakiś drobny upominek. Chwilę jeszcze posiedzieli i wyszli ze sklepu, żeby dalej zwiedzać Sztokholm, chociaż nie było już nic ciekawego do roboty. 

*** 

          W kłótniach nigdy nie było jakiejś ciekawej atrakcji. No chyba, że dochodziło do naprawdę ciekawej wymiany zdań, albo rękoczynów. Wtedy było bardzo ciekawie. Niestety, kłótnie rodzeństwa nie były już interesujące za setnym, czy tysięcznym razem. Szczególnie jeśli było do kłótnie Prus i Niemiec. Austria zazwyczaj siedział obok i się przyglądał, ewentualnie dorzucał swoje zdanie, kiedy argument jednego z kłócących się był słaby. 

          Roderich bardzo chciał, żeby ta dwójka przestała się drzeć i dała pozostałym spokój, ale jego nadzieje były brutalnie mordowane. Bardzo dobrze, mógł wyjść z pokoju i posiedzieć w salonie czy jadalni, ale tam też było ich słychać, a tak, to posłucha "bardzo ciekawej" kłótni. I tak nie miał przy sobie pianina, wiec musiał się czymś zająć. 

          Aż nagle, to pokoju weszła Węgry, podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Podekscytowana, bo czym prędzej chciała przekonać Prusaka do kupienia tego naszyjnika Polsce. Zdenerwowana, bo znowu dwa debile się ze sobą kłóciły i nawet nie wiedziała dlaczego. Mina Austrii wskazywała na to, że również nie wiedział. 

          -Przestańcie drzeć mordy! - Krzyknęła Erizabeta i na szczęście, Gilbert i Ludwik postanowili na nią spojrzeć. - Dziękuję za danie mi dojść do słowa. Mam sprawę do ciebie. - Wskazała palcem na albinosa i podeszła do niego. Prusy był trochę zaniepokojony, ale nic nie przeskrobał ostatnio, więc przeżyje. - Kupisz to Feliksowi? - Zapytała Węgry i pokazała zdjęcie naszyjnika. Gilbert spojrzał na nią dziwnie. 

          -Po co mu to kupować? - Spytał, dalej patrząc na naszyjnik. Był ładny, ale nie miał pieniędzy, a została również ujęta cena. 

          -Nie bądź taką sknerą i mu to kup. Czasami można kupić coś bez okazji swojej miłości życia. - Odpowiedział Ludwik, co bardzo ucieszyło Elizę. Widocznie nie musi sama się męczyć z kretynami tego świata. Gilbert kompletnie nie rozumiał sensu w kupowaniu tego. Miłość nie opiera się tylko na rzeczach materialnych, a od ostatniego czasu cały czas okazuje Feliksowi sympatię przez właśnie rzeczy materialne. 

          -Nie mam pieniędzy. Poza tym, wątpię, żeby Polsce spodobało się takie coś. 

          -Masz na koncie bardzo dużo pieniędzy i z tego co się orientuje, Polska lubi taką skromną biżuterię. - Niemcy dalej brał udział w rozmowie. Musiał się w końcu na coś przydać, a kiedy widział coraz większe wkurzenie na twarzy brata, ogarniała go satysfakcja. 

          -Co będę miał z kupienia tego? 

          -Uśmiech i radość Feliksa. To przecież logiczne, ale widocznie twój mózg tego nie ogarnia. - Węgry odwróciła się i czekała na ostateczną odpowiedź Prus. Miała ogromną nadzieję, że zgodzi się na kupienie tego prezentu. Najwyżej Polska nic nie dostanie. Przecież kupowanie naszyjnika nie było konieczne. 

          -Jeśli jego uśmiech i radość są gwarantowane, to mogę kupić. - Wszyscy się uśmiechnęli, chociaż nie wiedzieli, czy Gilbert tymi słowami mówi, że na pewno kupi wisiorek. Tak czy inaczej, byli zadowoleni z tego decyzji. 

*** 

          Nie każdej nocy jest nam dane spać. Czasami po prostu nie możemy zasnąć, sąsiedzi hałasują, pies szczeka w mieszkaniu obok, młodzież postanowiła wypić piwo przed blokiem i towarzyszy im głośny śmiech, a czasami twoi współlokatorzy postanowili się ze sobą pobawić. Od nich zależy jaką formę przyjmie zabawa. 

          Czasami to będzie za głośna muzyka, czasami zbyt ambitne rozmowy o miłości i życiu, a momentami zwykły seks, który był najbardziej irytujący, chociaż zależy dla kogo. Francja lubił słuchać dźwięków, które były obecne podczas stosunku seksualnego. Niestety, Prusy nie był wielbicielem tych odgłosów i denerwował się, słysząc co robią w sąsiednim pokoju Włochy i Niemcy. 

          Polska podchodził do tego neutralnie. Starał się zasnąć, ale to co słyszał, skutecznie go podniecało i chciał zrobić to samo z Prusakiem. Wiedział jednak, że spytanie Gilberta o to, czy mogą się ze sobą przespać w ten niegrzeczny sposób, będzie nie na miejscu. Ale nie umiał już dłużej wytrzymać. Usiadł i szturchnął albinosa w ramię. Na szczęście jeszcze nie spał, więc "budzenie go", było naprawdę łatwym zadaniem. 

          -Czego chcesz? - Spytał Prusy. Próbował ułożyć myśli w głowie, ale wydarzenia z pokoju obok bardzo mu to uniemożliwiały. Polska zarumienił się lekko, co go niepokoiło. Miał tylko nadzieję, że nie chodzi mu o to. Niestety, znając jego szczęście, pewnie chodziło o seks. 

          -Mam prośbę. 

          -Jaką? - Gilbert przygotowywał się psychicznie i fizycznie na to, co za chwilę usłyszy. 

          -Bo ja mam taką dużą ochotę na seks z tobą i pomyślałem, że moglibyśmy to ze sobą zrobić. - Feliks uśmiechnął się niewinnie, jakby pytał co najwyżej o kupno lizaka albo balona. 

          -Zapomnij, że to zrobimy. Nie mam teraz ochoty. - Odpowiedział białowłosy i odwrócił się plecami do blondyna. Widział przed sobą jego zrozpaczoną i zawiedzioną minę. 

          -Zawsze nie masz ochoty! Zachowujesz się jak żona, którą ciągle boli głowa. 

          -Pragnę zauważyć, że nie jesteśmy jeszcze parą. 

          -To nic nie znaczy. - Polska nie cieszył się z zachowania Prus. Chciał dostać jego bliskości, a wiadome jest, że każdemu w pewnym momencie przestaje wystarczać przytulanie i całowanie w policzek lub czoło. Przez długą chwilę jeszcze siedział i patrzył na Prusaka, który dalej był od niego odwrócony. Wymyślił pewną głupią propozycję, która pewnie jeszcze bardziej zniechęci Gilberta do stosunku seksualnego, ale trzeba próbować nawet tych najgłupszych i najbardziej ryzykownych opcji. 

          -Feliks, przestań mnie szturchać w plecy. Próbuję zasnąć. - Powiedział cicho białowłosy, ale jego słowa wiele nie zmieniły w zachowaniu blondyna. Szczerze mówiąc, miał ochotę na seks z Feliksem, ale czuł obawy wobec tego. 

          -Może spróbujemy sześciokąta z Elizą, Roderichem, Feliciano i Ludwikiem? 

          -Do końca cię popierdoliło?! - Prusy oficjalnie przestał rozumieć Polskę. Ta pchła miała czasami takie pomysły, że jedyną rzeczą jaką można było zrobić, to załamanie się. Nie miał zamiaru ruchać się z własnymi braćmi i dwójką uroczych istotek, na których jeszcze na początku roku, miał crusha. - Jak ty sobie to w ogóle wyobrażasz?! 

          -Coś się wymyśli. Jeśli cała nasza szóstka wystarczająco mocno wysili umysł, przeżyjemy najlepszą grupową orgię w całym naszym życiu! - Gilbert miał minę, jakby umarł w środku. W sumie, to nie różniło się za bardzo od rzeczywistości. Nie miał zamiaru dłużej słuchać pchły. 

          -Idź spać, bo bredzisz głupoty. 

          -Nie bredzę głupot! Eliza i Feliciano również wykazali chęci takiego grupowego seksu! No zgódź się, proszę. - Albinos nic już nie odpowiadał. Ta rozmowa zaszła za daleko. Już by zrozumiał, gdyby blondyn chciał się przespać tylko z nim, ale on chciał zjebanego, grupowego seksu. Musiał wybić mu to z głowy. Jeśli szczęście chociaż trochę mu dopisze, Polska jutro nie będzie pamiętać tego pomysłu. - Skoro nie chcesz rozmawiać, to nie. Miłej nocy. - Feliks położył się i również zaczął się starać zasnąć. 

*** 20 sierpnia *** 

          Ten dzień był niezwykle męczący dla Prus. Już wolał pominąć fakt, że Polska nie zapomniał o pomyśle z grupowym seksem, a nawet proponowali mu to Włochy i Węgry. Niestety, Niemcy i Austria również dowiedzieli się o tym "niesamowitym" planie i przez kilka godzin chodzili z miną człowieka zmarnowanego życiem. 

          Zaraz po śniadaniu, zawitał do niego Francja informując go, że dzisiaj jest ten słynny dzień wyznawania miłości. Nie wiedział od kiedy i dlaczego, ale ponoć dzisiaj wypadał ten dzień w kalendarzu świąt znanych i mniej znanych, jak to ujął Francis. Przekonywał go do wyznania uczuć Feliksowi, ale na nic się to zdało. Gilbert czuł, że to jeszcze nie ten moment. 

          Do rozmowy postanowili dołączyć się Ludwik i Roderich. Dalej patrzyli na siebie trochę z obrzydzeniem, przez propozycje ich partnerów, - w przypadku Prus, jeszcze nie partnera - ale to nie przeszkodziło im w przekonywaniu starszego brata do wyznania swoich uczuć miłości swojego życia. Białowłosy czuł się przez nich jeszcze bardziej onieśmielony. 

          Pozostawał nieugięty przez długi czas. W końcu postanowił iść na kompromis, bo wiedział, że inaczej się od nich nie uwolni. Zaproponował krótkie, romantycznie wyjście z Polską, żeby jeszcze bardziej się do siebie nawzajem zbliżyć. Obiecał też, że kupi mu ten naszyjnik, więc następną rzeczą jaką zrobił, to szybkie pójście do tamtego sklepu z biżuterią. 

          Z bólem serca kupił ową ozdobę i dokupił do tego ładne, jasnozielone pudełeczko, żeby trzymać ozdóbkę w bezpiecznym miejscu. Miał nadzieję, że ten prezent spodoba się Feliksowi, bo jak nie, to wydawał pieniądze na darmo. W przeliczeniu na polską walutę, wyniosło go z niecałe sześć stów. Aż nie chciało mu się wierzyć, że jakaś błyskotka i pudełko mogą tyle razem kosztować. 

          Następnym zadaniem do wykonania, było szybkie zaproszenie Polski na tą "randkę". Oczywiście, sam tego nie zrobił i wysłał Węgry, żeby ta spytała przyjaciela czy chciałby wyjść wieczorem z Prusakiem do parku, żeby razem spędzić miło czas. Ku jego szczęściu, Feliks był bardzo chętny do takiego spotkania z Gilbertem. Obydwoje nie wiedzieli co o tym myśleć. To był bardzo nieoczekiwany zwrot wydarzeń, ale nie mogli narzekać. 

          Spotkali się przed domem, ubrani w dość eleganckie ubrania i w raczej dobrych humorach. Zaczęli swój powolny spacer w stronę tamtego umówionego parku, co jakiś czas zamieniając ze sobą słowo. Minęło kilka minut, aż do niego dotarli. Te kilka minut zeszło w przyjacielskich i można nawet powiedzieć, że w romantycznych warunkach. 

          -W końcu jesteśmy. - Powiedział Polska, widząc przed sobą ustalony park. - Dlaczego chciałeś przyjść akurat tutaj? - Spytał jeszcze. Nie przeszkadzało mu przyjście akurat tutaj, a był po prostu ciekawy. 

          -Sam nie wiem. Zobaczyłem je, kiedy szliśmy do parku rozrywki i stwierdziłem, że jest dobrym materiałem na randkę, o ile można ten wypad tak nazwać. 

          -Oczywiście, że można. Może nie jest do końca zaplanowany i spodziewany, ale można go nazwać randką. - Odpowiedział Feliks na słowa Gilberta i weszli do parku. Było tu naprawdę pięknie. Miejsce to nie wyróżniało się za bardzo od innych tego typu, ale było zadbane i miłe dla oka. Prusy chciał już rozwinąć sytuację, ale trzeba zaczekać. Nie powinno się to dziać za szybko. 

          -Może usiądziemy? - Zaproponował białowłosy, na co blondyn się zgodził. Nie wiedział co mówić, ale wycofanie się będzie nieodpowiednie. Polska usiadł obok niego, dalej mając na twarzy uśmiech. Pewnie na coś liczył i wiedział doskonale na co, ale musiał go zawieść jeszcze ten jeden raz. 

          -Masz zamiar milczeć przez cały czas? - Prusy odwrócił się do ukochanego, który irytował się panującą ciszą między nimi. Nie przyszli tu siedzieć cicho. Mieli rozwijać swoje relacje i porządnie spędzić czas. 

          -Nie mam takiego zamiaru, ale nie wiem jak ciągnąć rozmowę. - Feliks westchnął, słysząc te słowa. Ich największym problemem, było brak umiejętności rozmawiania ze sobą. Musieli to czym prędzej zmienić, bo nie dogadają się ze sobą. - Może lepiej będzie jak ci to teraz dam. - Powiedział po chwili Gilbert i wyjął z kieszeni marynarki niewielkie, zielone pudełko. 

          -Z jakiej to okazji? - Spytał blondyn i dokładniej przyjrzał się temu, co kombinuje albinos. Znowu miał w głowie wizję oświadczyn, ale było za wcześnie. Jeszcze nawet nie byli parą, nie wspominając o narzeczeństwie. Odrzucił tą myśl i wysilił się na uśmiech. 

          -Bez okazji, a teraz zamknij oczy. - Polska trochę się obawiał, ale ufał Prusakowi. Nic złego się nie stanie. Zamknął posłusznie oczy i czekał na dalsze wydarzenia. Po chwili, poczuł na swojej szyi coś małego i chłodnego. Po jego ciele przeszedł delikatny dreszcz, ale nie przeszkadzał mu. - Możesz otworzyć. - Powiedział po kilku chwilach Gilbert. Feliks spojrzał na to co dostał i uśmiechnął w pełni szczerze. 

          -Naprawdę nie musiałeś mi tego kupować. - Powiedział i jeszcze dokładniej przyjrzał się upominkowi. Nie spodziewał się. Dzień stał się momentalnie lepsze. 

          -Ale chciałem. - Odpowiedział Gilbert i lekko przytulił blondyna. Miał wrażenie, że sytuacja jest przesłodzona, ale kogo by to obchodziło? Ważne, że czuli się ze sobą komfortowo, nieważne co się dzieje. Chciał, żeby takie piękne uczucie panowało między nimi już na zawsze. 

*** 

Kolejny rozdział, który można zaliczyć to tych przesadnie przesłodzonych. Mam nadzieję, że wam się podoba, bo mi nawet przypadł do gustu. 

Dopóki mam jeszcze waszą uwagę, pobawię się w wattpadową wersję polskich youtuberów. Bardzo proszę o dawania gwiazdek pod tą częścią, jak i tymi poprzednimi, gdyż statystyki płaczą. O więcej was naprawdę nie proszę. 

Koniec tego wymuszania gwiazdek. Przejdźmy do czegoś ważniejszego. No dobra, nie jest to jakoś bardzo ważne, ale mam potrzebę poruszenia tego tematu. O ile jestem zadowolona z tego jak wyszła mi postać Francji i Węgier, to Prusy i Polska zaczynają mi coraz bardziej zgrzytać i nasiliło się to po tym rozdziale. 

Ich relacje wyszły mi za bardzo przesłodzone i jak patrzę na inne opowiadania z PrusPolem, to czuję się, jakbym stworzyła na nowo ich charaktery i ułożyła inaczej relacje. Nie będę wspominać o Feliksie, bo na rzecz jego depresji, trzeba było zmienić trochę charakter, ale Gilbert... GILBERT. Gdyby nie przypominał siebie z innych opowiadań, nie byłoby aż tak źle, ale u mnie, to on nawet nie przypomina siebie z kanonu. 

Staram się jak mogę, żeby przynajmniej jego pojedyncze zachowania były takie jak wskazuje na to jego kanoniczny charakter, ale różnie to wychodzi. Wyszedł mi strasznie OOC i ja to wiem. Chciałabym to zmienić i uczynić go chociaż trochę bardziej podobnym do siebie z mangi czy anime, ale taka nagła zmiana charakteru, mogłaby bardzo zmienić jego relacje z Feliksem. 

Teraz te relacje są przesłodzone, jest między nimi dobrze. Gilbert zamienił się w romantyka pokroju Francji, a przynajmniej stara się takim być. Najprawdopodobniej znowu uderzyły mnie kompleksy twórcze i wszystko jest z nim dobrze, ale kiedy oglądam po raz kolejny momenty z nim z anime, i kiedy myślę o tym opowiadaniu, to czuję się jakbym widziała dwie różne postacie, które tylko tak samo wyglądają. 

Wiem, że w innych opowiadaniach, jak i anime i mandze, jest inna sytuacja Gilberta i Feliksa, ale charaktery postaci u mnie nawet nie próbują udawać kanonu. Pora skończyć użalanie się nad sobą i przejść do czegoś luźniejszego. 

Jak było na zakończeniu roku szkolnego? Macie jakieś plany na wakacje? Ja w drugim tygodniu sierpnia wylatuję do Szwecji, ale możliwe, że nie dojdzie do tego wylotu, bo chcą przesunąć urlop mamy na ostatni tydzień lipca i może być problem. Ale i tak jestem dobrej myśli, że do wylotu dojdzie. 

Zejdźmy z tego tematu. Wycieczka ma jeszcze nowszy opis i prolog. Teraz opis nie jest aż taki obszerny, a ma z pięć zdań. Z kolei prolog, to krótka rozmowa Feliksa z Gilbertem. Jeśli dalej macie poprzednie wersje, to odświeżcie stronę, albo przelogujcie się. Jestem pewna na 100%, że to już są oficjalne wersje opisu i prologu i więcej razy zmieniać już nie będę. Mam nadzieję, że te wersje się wam podobają. 

Kolejna sprawa! Zauważyłam, że tego również jest pełno na wattpadzie, a mianowicie, headcanony. Dla osób, które nie wiedzą o co chodzi. Headcanon, to wymyślony fakt przez kogoś innego niż twórcę jakiegoś anime, mangi, gry, itp. Do Hetalii tego również jest pełno, ale jak w przypadku oceniania shipów, mam swoje do powiedzenia i swoje w głowie trzymam. 

Headcanony nie opierałyby się na wszystkich postaciach, chociaż bardzo mnie kusi zrobienie "książki", gdzie headcanony dotyczyłyby każdej postaci. Bardziej mi tu chodzi o moje OTP, a wszyscy je doskonale znają i nawet miały zaszczyt pojawienia się w tym i następnym rozdziale. Teraz mam do was pytanie. Chcecie coś takiego? Nawet gdybyście nie chcieli, to bym to zrobiła, ale chcę wiedzieć czy wyrażacie zainteresowanie takim projektem. 

Nie wiem kiedy to zrobię, ale kiedyś na pewno. Będę informować o swoich postępach w tej sprawie, a na razie mi się nie chce. Co do oceniania shipów, będzie kontynuacja, ale dajcie mi nazbierać sił i ochoty do robienia tego. Poczekajcie jeszcze trochę. 

To na tyle w tym rozdziale. Mam nadzieję, że wam się podobał. Do zobaczenia w niedzielę! 



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro