Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[18] Szczęście

*** 30 maja ***

           Prusy zawsze lubił odczuwać satysfakcję. Nieważne z czego. Po prostu lubił. Satysfakcjonował go już związek z Polską, ale chciał więcej i doskonale wiedział w jaki sposób dostać więcej. Postanowił skorzystać z tego, że na chwilę obecną jest całkowicie sam. Sięgnął po swój telefon i wybrał numer do Litwy. Nie mógł się doczekać poznania jego reakcji na wiadomość o tym, że Feliks nigdy nie będzie jego. Po chwili Taurys odebrał.

           -Czego chcesz? – Spytał z pretensją. Nie miał ochoty na rozmowę, a w szczególności z nim. Mimo tego, był ciekawy dlaczego Gilbert zadzwonił.

           -Muszę ci o czymś powiedzieć. – Gilbert chciał wytwarzać pozory tego, że sprawa jest ważna. W sumie, to jest.

           -Co takiego?

           -Weź lepiej gdzieś usiądź i upewnij się, że masz ubezpieczenia na życie. Zawał gwarantowany. – Prusy zaśmiał się. Toris tylko prychnął. To nie mogło być coś dobrego.

           -Nie wygłupiaj się i mów.

           -Serio chcesz wiedzieć już teraz?

           -A mam inną opcję? Sam zadzwoniłeś. – Białowłosy zaśmiał się. A już miał okazać mu litość i poprosić Feliksa, żeby sam powiedział Litwie o ich związku.

           -Od dwóch dni jestem z Feliksem. – Po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Gilberta to cieszyło. Udało mu się osiągnąć to co chciał. – Jesteś tam? – Spytał po chwili.

           -Nie mówisz poważnie.

           -Mówię bardzo poważnie. Chcesz, to spytaj się Polski. – Znowu cisza. Litwa nie wiedział co mówić. Był w szoku. Czuł się jeszcze gorzej niż przedtem.

           -To niemożliwe...

           -A jednak.

           -Cóż... Nic z tym zrobić nie mogę. Jedyne co mi pozostało, to życzyć wam powodzenia. – Teraz Prusy zaniemówił. Był zaskoczony.

           -Wow... To znaczy, wow. Nie spodziewałem się takiej reakcji z twojej strony.

           -W sensie?

           -Myślałem, że będziesz wkurzony, zrobisz awanturę i będziesz mnie wyzywał, czy coś.

           -Nie jestem tobą.

           -Hahaha, bardzo śmieszne. – Po raz kolejny zapanowała cisza. Już nie mieli o czym rozmawiać.

           -To wszystko? – Spytał Taurys.

           -Tak. To wszystko. – Litwa bez słowa rozłączył się i odłożył telefon na stół. Nie wiedział co dalej robić. Z jednej strony był zadowolony, że Feliks teraz jest szczęśliwy – a przynajmniej miał taką nadzieję – a z drugiej strony był zdołowany, że to nie on będzie mógł dać mu to szczęście. Miał już jednak swoją szansę i ją zmarnował.

           Gilbert odłożył komórkę na blat i oparł się mocniej o kanapę. Jego satysfakcję wywaliło poza skalę, ale i tak był jeden mały problem. Zresztą, jak zwykle. Z jednej strony był zadowolony z tego, że Litwa zareagował z ludzki sposób, ale z drugiej strony, miał wrażenie, że teraz Toris będzie chciał w jakiś sposób zniszczyć jego związek z Polską. Możliwe, że był przewrażliwiony, ale i tak miał zamiar pilnować tego Litwina.

***

           Polska był szczęśliwy. Nie chciał by ten moment się kiedykolwiek kończył, ale wiedział, że niedługo pewnie nadejdą lepsze. Właśnie dlatego pozwolił czasu dalej płynąć. Chociaż, nawet gdyby nie chciał by czas mijał, on i tak by leciał dalej. To było nieuniknione. Ale nie przejmował się tym jakoś bardzo. Miał Gilberta i to się teraz liczyło.

           Mimo, że było strasznie gorąco, to dobrze się ze sobą bawili. Zawsze jeśli, któremuś będzie gorąco, to drugi może wrzucić tego pierwszego do fontanny. Nie obchodziło ich, że ludzie się dziwnie patrzą. Teraz byli tylko oni. Nie obchodziło ich też, że Francja, Rumunia i Węgry dostają cukrzycy gdy na nich patrzą.

           Vladimir obracał parasolkę w dłoniach. Nie robiło to na nim większego wrażenia, ale i tak twierdził, że Polska i Prusy to dobrana para. W myślach życzył im szczęścia. Głośno by tego nigdy nie powiedział.

           -Gdybym wiedział, że to będzie tak wyglądać, to bym nie przekonywał Gilberta do związku z Feliksem. – Powiedział Francis z dezaprobatą z głosie.

           -O co ci chodzi? – Spytała Erizabeta. Nie rozumiała dlaczego Francja jest taki niezadowolony.

           -Spójrz na nich jeszcze raz. – Eliza spojrzała. Jedyne co dostrzegła, to szczęśliwą parę, która miło spędza ze sobą czas.

           -No co? Są szczęśliwi i tyle.

           -No właśnie! Cukrzycy można dostać! Nawet śpiący Kanada nie jest taki słodki, a Matthew, kiedy śpi jest bardzo słodki. – Dziewczyna prychnęła i wróciła do dalszych obserwacji. W sumie, to nie wiedzieli czemu się na nich gapią. Nie mieli nic innego do roboty. Francis po raz kolejny wydał z siebie jęk rozżalenia.

           -Po prostu na nich nie patrz. – Odpowiedział z pretensją Rumunia.

           -Ale nie umiem!

           -Chciałeś ich związku, to teraz cierp. – Odpowiedziała Eliza i odeszła z tego miejsca. Francja postanowił iść w jej ślady.

*** 31 maja ***

           Prusy czuł się dziwnie, ale jednocześnie był szczęśliwy. Cieszyło go, że jest z Polską, ale miał wrażenie, że jeszcze nie jest gotowy na związek z kimkolwiek. Czuł się niegotowy, ale i tak miał zamiar w tym trwać. Wierzył, że któregoś dnia ta niepewność zniknie. Poza tym, nie chciał psuć dobrego humoru Feliksa tak szybkim zerwaniem. Obydwoje się kochali i nie widział sensu w zrywaniu ze sobą, bo ma jakieś tam wątpliwości.

           -Gilbert, wszystko w porządku? – Prusy wyrwał się z zamyślenia i spojrzał na Feliksa. Przez chwilę nie wiedział gdzie jest. No tak. Byli w ogrodzie botanicznym, bo przecież to tak piękne miejsce. Problem w tym, że to był jeden z najgorszych ogrodów botanicznych w jakich kiedykolwiek byli.

           -Wszystko dobrze.

           -Masz dziwną minę.

           -Tylko się zamyśliłem. – Blondyn przytaknął i ścisnął mocniej dłoń albinosa.

           -Nie wyglądasz na zadowolonego. – Skomentował po chwili Gilbert.

           -Po prostu nie podoba mi się to miejsce. Jesteś jedynym ładnym obiektem tutaj. – Obydwoje się zaśmiali i stanęli na chwilę. Spojrzeli sobie w oczy i po chwili zaczęli się całować. Teraz to była codzienność. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak bardzo lubili to ze sobą robić. Po paru chwilach, oderwali się od siebie.

           -A może teraz ci się chociaż trochę bardziej podoba? – Wyszeptał do ucha Feliksowi.

           -Dalej jest brzydki, ale przynajmniej będzie się dobrze kojarzyć. – Znowu się zaśmiali. Było im tak dobrze ze sobą, że aż niemożliwe, że ta harmonia między nimi długo będzie się jeszcze trzymać. Byli tego świadomi, ale przez jedną kłótnię ze sobą nie zerwą. Zbyt długo czekali na związek ze sobą, by kończyć ze sobą tak szybko.

           -Ty byś chciał siedzieć tylko w ładnych miejscach.

           -A ty byś nie chciał?

           -Dla mnie każde miejsce jest piękne, kiedy jesteś ze mną. – Polska zaśmiał się.

           -Weź mi tak nie słodź, bo robisz cukru konkurencję.

           -Ale to prawda!

           -Nie zgrywaj romantyka i idealnego chłopaka, bo ci nie wychodzi. – Feliks zaśmiał się jeszcze głośniej i odszedł. Prusy fuknął i poszedł za blondynem. Złapał chłopaka w pasie i przycisnął do siebie. Ten tylko spojrzał na niego zaskoczony i spróbował się wyrwać.

           -Co ty robisz? Puść mnie!

           -Nie puszczę dopóki nie powiesz, że jestem idealnym partnerem. – Polska westchnął. Już wiedział co miał na myśli Feliciano, kiedy mówił, że zakochał się w niedorozwoju umysłowym.

           -Jesteśmy ze sobą tylko dwa dni. Nie mogę jeszcze tego zrobić.

           -Gdybyś mnie kochał, to byś powiedział, że jestem najlepszy na całym świecie. – Odpowiedział Prusy. W jego głosie można było usłyszeć pełno urazy.

           -Kocham cię, ale jesteśmy ze sobą za krótko.

           -I co z tego? – Feliks spuścił głowę. Zakochałem się w idiocie. Pomyślał i zaczął myśleć nad sposobami uwolnienia się.

           -Zróbmy tak. Teraz będziesz musiał się starać, żebym powiedział, że jesteś idealnym chłopakiem, a jak będziemy u Grecji, to ci powiem czy ci się udało. – Gilbert przystanął na taką propozycję i puścił Feliksa. Pocałowali się jeszcze raz – tym razem w policzek – i poszli dalej spacerować po ogrodzie.

***

           Obydwoje siedzieli w kawiarni i ze sobą rozmawiali. Czas w tym miejscu mijał im bardzo miło i szybko. Cieszyli się swoim towarzystwem. W trakcie jedzenia szarlotki i planowaniu rzeczy na jutro, przeszkodził Polsce, Litwa. Mógł się tego spodziewać.

           -Kto to? – Spytał zaciekawiony Prusy.

           -Litwa do mnie pisze. – Gilbert spochmurniał. Dlaczego ten debil musiał im zawsze przeszkadzać? Doskonale wiedział, ze Taurys będzie chciał im zaszkodzić. Wolał jednak nie robić teraz awantury. Przecież chciał dostać miano idealnego chłopaka.

           ''Hej Feliks! Nie przeszkadzam?''

           ''Trochę przeszkadzasz. Jestem w kawiarni z Gilbertem.''

           ''Oh. W takim razie nie będę wam przeszkadzał.''

           ''Spokojnie. Możesz pisać. Co się stało?''

           ''Gilbert do mnie dzwonił i powiedział, że jesteście parą. To prawda?''

           Polska spojrzał na Prusaka i się delikatnie uśmiechnął. Wcale nie było to spowodowane tym, że Gilbert uwalił się bitą śmietaną. Prusy zauważył, że Feliks na niego patrzy.

           -Co się gapisz?

           -Brudny jesteś. – Blondyn się zaśmiał. Albinos zaczął wycierać całą twarz dłonią, przy tym doprowadzając Feliksa do jeszcze większego rozbawienia.

           -Już lepiej?

           -Zdecydowanie. – Polska już się trochę uspokoił. – Tak w ogóle, to nie mogłeś się powtrzymać, co? – Prusy posłał Polsce pytające spojrzenie.

           -O co ci chodzi?

           -Musiałeś powiedzieć Torisowi o naszym związku?

           -To źle, że mu powiedziałem? Ma prawo wiedzieć.

           -Oczywiście, że ma prawo, ale zastanawiam się czy powiedziałeś mu o tym, bo jak każdy inny, powinienem wiedzieć, czy może dlatego, bo go nienawidzisz. – Feliks uśmiechnął się. Gilbert starał się unikać kontaktu wzrokowego. Bardzo mu to nie wychodziło.

           -To nie jest teraz ważne. Lepiej mu odpisz, bo jeszcze się bardziej załamie. – Obydwaj się zaśmiali i blondyn wrócił do pisania z przyjacielem.

           ''Hej, Feliks. Jesteś?''

           ''Jestem, jestem. Tylko chwilę pogadałem z Gilbertem. Odpowiadając na twoje pytanie, tak jestem z nim w związku.''

           Trochę Feliks musiał czekać, aż Toris stwierdzi, że trzeba odpisać. Gilbert oczywiście musiał z tego długiego oczekiwania na odpowiedzieć żartować.

           -Powiedziałeś mu prawdę? – Spytał albinos. Trudne było powstrzymywanie głośnego śmiechu.

           -Raczej nie będę kłamać.

           -Pewnie się załamał. – Polska nie chciał ukrywać rozbawienia. Nagle poczuł wibrację telefonu. Litwa – w końcu! – odpisał.

           ''Gratuluję. Pewnie jesteś szczęśliwy?''

           ''Oczywiście, że jestem. Zawsze chciałem z nim być.''

           ''Cieszy mnie twoje szczęście.''

           ''A to co o tym sądzisz?''

           ''A co mam sądzić? Nic z tym nie zrobię. Jedyne co mogę zrobić, to życzyć wam powodzenia.''

           ''Dzięki. Gilbert pewnie też by podziękował, ale cię nie lubi.''

           ''Wiem o tym. Cóż, nie będę już wam przeszkadzać. Trzymaj się!''

           ''Do napisania!''

           Polska schował telefon do kieszeni i wrócił do jedzenia szarlotki. Ponownie spojrzał na ukochanego i znowu się zaśmiał. O mało nie zakrztusił się ciastem, przez śmiech. Prusy znowu się ubrudził, ale tym razem czekoladą.

           -Z czego się śmiejesz?

           -Znowu się pobrudziłeś. – Feliks miał problem z oddychaniem z tego wszystkiego. – Związek z tobą jest niebezpieczny!

           -Sam jesteś niebezpieczny. – Gilbert wziął serwetkę i wytarł się. Wyglądało na to, że Feliksa nie obchodziło, że wszyscy zgromadzeni dziwnie się na niego patrzą.

***

           Polska i Prusy siedzieli na balkonie i obserwowali gwiazdy. Noc była dzisiaj piękna i mogliby spędzić cały zmrok na patrzeniu w niebo. W szczególności, kiedy robili to razem. Wiatr delikatnie zawiał i przyprawił ich ciała o dreszcze. Feliks wtulił się mocniej w Gilberta. Był on lepszym źródłem ciepła niż koc i inne rzeczy tego typu.

           Gilbert przytulił do siebie blondyna. Nawet jeśli noc była ciepła, to wiatr potrafił być chłodny. Uwielbiał przytulać ciało, teraz już, swojego chłopaka, kiedy przechodziło je ciarki. Lubił mieć świadomość, że dzięki niemu, Polsce jest cieplej.

           Przez cały czas milczeli. Poprzez ciszę przekazywali sobie, jak bardzo siebie kochają. Teraz mogli sobie to mówić cały czas, bez krępacji. Prusy spojrzał na Polskę, który powoli zasypiał. Ten widok był uroczy. Zaczął głaskać go delikatnie po głowie. Sprawiło to, że Feliks się rozbudził, ale i tak mu to nie przeszkadzało.

           Jeszcze przez długie chwile, nic do siebie nie mówili. Aż w pewnym momencie, Polska postanowił przerwać tą ciszę, którą od czasu do czasu, wypełniał szum drzew. Zerknął na Prusaka, który trwał w zamyśleniu. Szturchnął go. Ten spojrzał na niego rozproszony,

           -Coś się stało? – Spytał, przy tym poprawiając pozycje, w której siedział.

           -Kochasz mnie? – Prusy westchnął. Polska potrafił zadawać takie idiotyczne pytania z oczywistą odpowiedzią.

           -Gdybym cię nie kochał, to bym teraz nie zrobił tego.

           -Czego? – Feliks zrobił zdziwioną minę. Po chwili, Gilbert całował go delikatnie w usta. Odwzajemnił pocałunek.

           -Czyli mnie kochasz? – Albinos wywrócił oczami. Jest w związku z idiotą.

           -Do ciebie nie można inaczej niż łopatologicznie, co? – Blondyn zachichotał.

           -Może trzeba, może nie. Po prostu chcę, żebyś powiedział wprost, że mnie kochasz.

           -Kocham cię. Zadowolony?

           -Bardzo. A mogę ci też coś powiedzieć? – Prusy przytaknął. Spodziewał się jakie słowa za chwilę usłyszy.

           -Też cię kocham. – Polska usiadł i pocałował Prusaka w policzek, a potem znowu się do niego przytulił. Gilbert czuł tak ogromne szczęście, że aż trudno to opisać. Gdyby mógł, to zatrzymałby czas w tym momencie i byłby tu z Feliksem na zawsze. Dla nich obydwóch ten moment był cudowny. Na chwilę znowu zapanowała cisza, przerywana szumem drzew. Do czasu, aż Polska postanowił znowu sobie pogadać.

           -Gilbert...

           -Co znowu?

           -Powiedz jeszcze raz, że mnie kochasz. – Prusy westchnął. Dużo ostatnio wzdychał.

           -Już ci to mówiłem.

           -Jeśli naprawdę mnie kochasz, to mógłbyś mówić to nieskończenie wiele razy. – Gilbert zamyślił się na chwilę. Feliks miał rację. Poza tym, jeśli chce być idealnym chłopakiem, to musi mu takie rzeczy mówić. A kochał Feliksa.

           -Kocham cię. – Przytulił się mocno do Polski i pocałował go w czoło. Pojedyncza łza szczęścia zleciała po policzku blondyna. Był szczęśliwy, jak nigdy. Nawet depresja, od momentu rozpoczęcia związku z Gilbertem, dała sobie spokój. Czuł, że teraz będzie lepiej.

           -Też cię kocham. – Powiedział niemal niedosłyszalnie, ale to wystarczyło, żeby Prusy zrozumiał to wyznanie.

           A wiecie co w tym wszystkim jest najgorsze?

           To, że Gilbert nie czuł się gotowy na związek z Feliksem. Nadal nie był pewny swoich uczuć. Ale ignorował to, zamiast powiedzieć ukochanemu o tym.

*** 1 czerwca ***

           Słońce już zachodziło. Niebo przybierało cudowne barwy, a delikatny wiatr przyprawiał roślinność o ruch. To miejsce było piękne. Mroczne, ale piękne. Chciał tu być już zawsze. Zamek hrabiego Draculi miał w sobie to coś. Miał swój klimat. Polska spojrzał za siebie by upewnić się, że Prusy dalej za nim idzie.

           Odeszli trochę od budowli, aż w końcu dotarli do ogrodu średniej wielkości. Feliks po drodze zbierał cieńsze i grubsze patyki, a pewnym momencie stanął i usiadł na jednej z ławek. Gilbert dosiadł się i przyglądał się poczynaniom blondyna. Ten zerwał kilka róż – walić, że to nielegalne – i zaczął tworzenie wianka.

           Słońce było coraz niżej. Niebo miało już prawie, że granatowy kolor, ale i tak nie zamierzali wracać do domu. Musieli skorzystać z tego, że są w tak pięknym miejscu razem. Po chwili Feliks spojrzał triumfalnie na gotowy wianek.

           -Podoba ci się? – Spytał, przy tym podkładając pod nos Gilberta wiązankę.

           -Jest piękny. Jesteś w tym dobry.

           -Przecież wiem. – Odpowiedział i położył dzieło obok siebie. Następnie, wziął się za robienie kolejnego wianka, tym razem dla Prus. Oczywiście Gilbert nie wiedział, że będzie dla niego. Gdyby wiedział, to by nie było niespodzianki.

           Kiedy Polska skończył wiązankę, był bardzo podekscytowany. Zajęło mu to wiele czasu, ale było warto, dla takiego efektu. Jego radość spowodowała, że był bardzo nieuważny. Dlatego też, chcąc wręczyć partnerowi wianek, ukłuł się jednym z wystających kolców. Ukłuł się i to dość poważnie. Po chwili z rany zaczęła wypływać strużka krwi. Bolało, ale dało się przeżyć. Prusy to zauważył i od razu ujął dłoń blondyna w swoje ręce, żeby przyjrzeć się dokładniej ranie.

           -Powinieneś bardziej uważać. – Skomentował i wyjął z kieszeni chusteczki. Wziął jedną z opakowania i wytarł płynącą krew. Feliks skrzywił się.

           -To był wypadek.

           -Przecież wiem. Bardzo boli? – Spytał Gilbert. Po chwili zdał sobie sprawę, że pytanie było głupie i zbędne. Po twarzy Feliksa leciały łzy. Prusy był zdziwiony, że zwykłe ukłucie może spowodować u Polski płacz.

           -A jak sądzisz?! – Odpowiedział blondyn z pretensją w głosie.

           -Przepraszam. Nie powinienem pytać.

           -To ja przepraszam. Nie powinienem się unosić. – Na moment znowu powstała między nimi cisza. Prusy co chwilę wycierał kolejne ślady krwi. Już nie bolało, co bardzo Polskę cieszyło. Kiedy ciecz nie wypływała już z rany, na dobre się uspokoił.

           -Dziękuję za pomoc. – Powiedział Feliks i się delikatnie zarumienił.

           -Nie musisz. Moim obowiązkiem jest pomaganie tobie. – Gilbert się zaśmiał. Było widać, że Polska jeszcze jest przygnębiony tym wypadkiem. Bez zastanowienia, wziął wianek i zrobił sobie ranę na palcu, jednym z wystających kolców. Syknął cicho z bólu.

           -Co ty robisz?! Do końca cię pogrzało?

           -Nie chcę byś tkwił w tym sam. – Gilbert uśmiechnął się przekonująco. Feliks westchnął. Po paru chwilach zdał sobie sprawę z tego, że z jego skaleczenia dalej leci krew. Mógł się spodziewać, że krwawienie nie ustąpi tak łatwo. Nagle wpadł na genialny pomysł.

          -Gilbert, daj swoją dłoń.

          -Po co ci?

          -Nie zadawaj zbędnych pytań i ją daj. – Nie czekając na odpowiedź, Feliks wziął dłoń ukochanego, a następnie przyłożył swój zraniony palec do zranionego palca Gilberta.

           -Przyrzeknij, że będziemy ze sobą już na zawsze. – Prusy nie rozumiał po co ma to mówić. W ogóle nie rozumiał tego co Polska odwala.

           -Co ty robisz?

           -Przysięgę krwi. Chcę mieć pewność, że nigdy ze mną nie zerwiesz. – Gilbert zaśmiał się. Chodził z idiotą.

           -Ty głupi jesteś.

           -Może i jestem głupi, ale przynajmniej umiem wykorzystać fakt, że obydwoje zraniliśmy się jakimś głupim kwiatkiem. A teraz przysięgnij, że na zawsze będziesz moim chłopakiem. – Feliks uśmiechnął się promiennie. Nie sądził, że to co robi jest głupie. Chciał tylko być szczęśliwy.

           -Przysięgam, że już do końca świata będę twoim chłopakiem i będę darował cię bezgraniczną miłością. – Obydwoje zachichotali. – Teraz ty przyrzeknij.

           -Przysięgam, że aż do śmierci będę tylko twój i będę cię kochał. – Może wyznania się różniły, ale znaczyły to samo. Kilka sekund jeszcze trwali w bezruchu, a potem oderwali od siebie swoje palce. Polska wziął jeden z wianków i położył go na głowie Prus. Następnie wziął drugą wiązankę i założył ją na swoją głowę. Przybliżył się do Gilberta.

           -Obiecaj, że na zawsze będziemy razem.

           -Już ci to obiecałem.

           -To zrób to jeszcze raz!

           -Obiecuję. – Blondyn pocałował albinosa w czoło i go przytulił.

           -Też obiecuję.

***

           Polska w spokoju czytał książkę leżąc na łóżku. Przed snem chciał się jeszcze trochę rozluźnić. Jego uwagę przykuł Prusy wchodzący do sypialni. Gilbert położył się obok Feliksa i przez chwilę czytał stronę książki, na której Feliks właśnie był. Chociaż mówienie, że czytał jest błędne, ponieważ lektura była po polsku i ciężko mu się ją czytało i gówno z niej rozumiał. Odwrócił się i przez przypadek uderzył Polskę w ramię.

           Feliks od razu oderwał się od lektury i spojrzał morderczym wzrokiem na Prusaka. Nie zastanawiając, uderzył Gilberta w plecy. Białowłosy nie wiedział za co dostał. Zerknął zdziwiony na zdenerwowaną pchłę. Polska nie chciał poprzestawać na jednym uderzeniu. Szybko Prusy dostał kilka dodatkowych uderzeń w plecy czy ramiona.

           -Dlaczego mnie bijesz?!

           -Bo mnie uderzyłeś! – Gilbert nie rozumiał dlaczego za jedno – przypadkowe! – uderzenie, dostawał serie pobić i kopniaków.

           -Przepraszam! To był wypadek. – Feliks uspokoił się i wrócił do czytania. Prusak zarządził natychmiastowej zemsty. Postanowił jednak nie atakować od razu. Chciał uśpić na chwilę czujność pchiełki. Po chwili, wziął poduszkę, zamachnął się i uderzył Polskę prosto w twarz. Feliks próbował zachować spokój, ale mu nie wyszło. Jedno uderzenie szybko zamieniło się w bitwę na poduszki.

***

           Francja nie mógł nacieszyć się tym, że po raz pierwszy od wielu tygodni, dostał miękkie łóżko. Jak zwykle, coś musiało stać na przeszkodzie w spokojnym zaśnięciu. Wstał z łoża i wyszedł z przydzielonego mu pokoju. Doskonale wiedział skąd pochodził hałas. Wiele od niego wymagało by nie rzucić wiązki przekleństw w osoby tam urzędujące.

           Zapominając o dobrym wychowaniu, otworzył szybko drzwi i spiorunował Polskę i Prusy, którzy bili się poduszkami i jeszcze się przy tym dobrze bawili! Bez niego! Bez Francji, który uwielbiał bić się poduszkami!

           Feliks i Gilbert oderwali się od tej rozrywki. Byli niezadowoleni z faktu, że Francis śmiał im przerwać tą cudowną zabawę.

           -Czego chcesz? – Spytał Polska.

           -Możecie z łaski swojej być ciszej? Mam pokój obok i chcę spać. – Para na chwilę się zastanowiła. W sumie, to naprawdę byli głośno.

           -Okej. Będziemy ciszej. Idź już. – Odpowiedział Prusy.

           -Dziękuję. – Powiedział uradowany Francja i wyszedł z pomieszczenia, a następnie wrócił do swojej sypialni. Szczęśliwy położył się na swoim łóżeczku i zamknął oczy. Faktycznie – przez moment Feliks i Gilbert byli cicho, ale tylko po to, żeby znowu zacząć swoją zabawę.

           Jeszcze głośniej.

*** 2 czerwca ***

           Film, który oglądali był naprawdę dobry. Miło im się go oglądało. Wszystko im się podobało, pomijając wątek miłości między dwójką głównych bohaterów. To z chęcią by usunęli, ale nic z tym zrobić nie mogli. Musieli to przeboleć.

           Na samym końcu seansu było bardzo romantycznie. W filmie jak i poza filmem. Główni bohaterowie zostali parą i był romantyczny pocałunek, z kolei Feliksowi i Gilbertowi udzieliło się na romanse i również na namiętne pocałunki. Najbardziej poszkodowany był Rumunia, który siedział obok nich. Bardzo nie lubił, kiedy ktoś całował się i przytulał obok niego. Nie zostało mu niż innego, jak ewakuacja z tego miejsca.

           -Wiecie co, ja też film już oglądałem. Pójdę już. – Powiedział Vlad i wstał z kanapy.

           -Mówiłeś, że nigdy go nie widziałeś. – Skomentowała Węgry.

           -Kłamałem.

           -Już jest końcówka. Wytrzymasz.

           -Uh, nie. Nie będę już wam przeszkadzać. Miłego końca filmu! – Powiedział i czym prędzej wyszedł z salonu. Nareszcie był wolny. Nareszcie jego oczy nie przeżywały katuszy. Najwyżej zakończenie obejrzy kiedy indziej.

***

I mamy kolejny rozdział! Kolejny po krótkiej przerwie. Kolejnej krótkiej przerwie.

Podejrzewam, że przez ten rozdział dostaliście cukrzycy. Ja zresztą też. Było tak słodziutko i uroczo, że aż oczy bolą. A przynajmniej ja tak sądzę.

Tak w ogóle, to czy tylko mi poleciało kilka łez z oczu, kiedy Feliks i Gilbert byli na balkonie i oglądali gwiazdy? Możliwe, że jest to spowodowane tym, że słuchałam smutnej muzyki w trakcie pisania i wiem co wydarzy się w czwartkowym rozdziale za tydzień. Bardzo prawdopodobne, że już się domyślacie co się odwali.

Teraz pogadajmy o tej przysiędze krwi.

Pomysł z wiankami wzięłam od mroczny_nalesnik i bardzo dziękuję za ten pomysł! Trochę z niego zaczerpnęłam. Teraz pogadajmy o tym, jak ta przysięga wyglądała.

Oczywiście chodziło o to, że Feliks i Gilbert przysięgli na swoją krew, że na zawsze będą razem. W tym opowiadaniu ta przysięga nie ma aż tak dużego znaczenia jak w naszym realnym świecie. Z tego co się dowiedziałam z różnych źródeł, ten rytuał ma powiązanie demoniczne (???) i jeśli złamie się tą przysięgę, to krew osoby, która ją złamała jest przeklęta, jak i zresztą krew reszty rodziny tej osoby. Osoba, która nie złamała przysięgi też ma przewalone, bo i ona jest przeklęta. Nie jestem pewna czy rodzina tej osoby też, ale dajmy na to, że nie. Jest to spowodowane tym, że teraz krew osoby, która złamała przysięgę, płynie w żyłach osoby, która jej nie złamała.

Tutaj, w opowiadaniu, ta przysięga nie ma aż tak ogromnego i poważnego znaczenia, ale i tak je ma. Gdyby ten cały rytuał był brany na serio przez Feliksa, jak i Gilberta (Żeby nie było! Brali to na serio, ale nie tak bardzo, żeby wierzyć w przeklętą krew, opętanie itp.) to działyby się bardzo ciekawe rzeczy, ale nie ma tutaj miejsca na aż takie dramaty.

To chyba na tyle w tym rozdziale. Mam nadzieję, że wam się podobał. Do zobaczenia w niedzielę!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro