[14] Fortepian
*** 12 maja ***
Stali już przed drzwiami do domu Austrii. Francja zapukał, a po chwili otworzył im Roderich. Węgry od razu na jego widok się uśmiechnęła. Dawno go nie widziała, co za tym idzie, bardzo się stęskniła. Rzuciła się na niego i mocno przytuliła. Austria odwzajemnił niepewnie uścisk i przepuścił innych w drzwiach. Wolał nie komentować faktu, że Prusy nie wytarł butów o wycieraczkę. Nie chciał się kłócić na samym starcie.
Polska rozejrzał się po domu. Było urządzone tak bardzo w stylu Austrii. Idealnie dopasowane meble pod względem wyglądu i koloru, mnóstwo ozdóbek dodających klimatu i fortepian, który uzupełniał całość.
Odwrócił się. Po chwili zdał sobie sprawę jak wielki błąd popełnił. Wolał nie widzieć całujących się Rodericha i Erizabety. Chyba myśleli, że wszyscy sobie już poszli. Nie był o nich zazdrosny. No może troszeczkę. Postanowił się ewakuować dla dobra własnych oczu i nerwów.
*** 13 maja ***
Polska sam nie wiedział co ciekawego jest w zwiedzaniu zamków. Odwiedzał je tylko dlatego, bo myślał, że jest to obowiązkowy punkt pobytu w każdym kraju. Przez to wszystko Prusy nazwał go nudziarzem. Rzeczywistość była inna. Od początku dnia chciał iść do bardziej interesujących miejsc, ale ten zamek tak ładnie prosił o odwiedziny, że nie mógł się oprzeć.
Nawet jeśli uważał to miejsce za nudne, to musiał przyznać, że jest piękne. Ciężko było mu nie wzdychać do pałacu, fontann i zbiorowisk kwiatów. To wszystko było takie cudowne. Szedł powoli, przy tym z uwagą przyglądając się otoczeniu.
Zachwycenia się tym miejscem nie można było przypisać do Prus, który najchętniej wróciłby do domu i uwalił na kanapie. Jedyna rozrywka jaka tu była to kopanie kamyczka przed siebie, ale i to stawało się nudne po pewnym czasie.
Gdyby tylko Gilbert wiedział gdzie jest Francja, to by sobie pogadali. Niestety Francis zniknął zaraz po tym jak zobaczył jakąś urodziwą dziewczynę. Dlatego nadal szedł sam, aż nagle jego wzrok utkwił na Feliksie. Kolejny raz tego dnia. Znowu poczuł dziwne uczucie w brzuchu. Nawet nie chciało mu się kłócić z samym sobą, że to nie jest miłość.
Obserwował go przez kilka chwil. Te parę minut jak na niego patrzył, sprawiły, że już wiedział dlaczego każdy tak łatwo się ślepo zakochuje w tej pchle. Sam oczywiście zakochany nie był. Wyszedł by na desperata gdyby zakochał się w Polsce. To nie ta liga.
Nie od dzisiaj wiedział, że cały świat jest przeciwko niemu. Teraz nogi postanowiły się zbuntować zdrowemu rozsądkowi. Serce zrobiło to już dawno, ale mózg nadal przetwarzał tą informację, przez co sam Gilbert nie rozumiał co czuje do tego blond diabła.
Zaczął kierować się w stronę Polski, bez większych powodów. Kiedy był tuż obok niego zaczął czuć panikę wewnątrz siebie. Nie wiedział po co tu przyszedł, i co gorsza, nie wiedział co ma zrobić w tej sytuacji.
W jego mózgu była jedna wielka awaria. Jego źrenice zaczęły się zachowywać jak czerwone światełka ostrzegające przed czymś. Pytanie jest, przed czym? Może przed tym, że Polska zaraz się odwróci i sytuacja będzie jeszcze bardziej niezręczna i trudna? A może ostrzegały, że Gilbert wpadnie na jakiś bardzo głupi pomysł? Druga wersja była o wiele bardziej prawdopodobna, a po chwili nawet realna.
Prusy wpadł na świetny – według niego. – pomysł. W rzeczywistości był bardzo głupi, jak wszystko co wymyślał. Postanowił wrzucić Feliksa do fontanny, przy której właśnie stali.
Polska miał wrażenie, że ktoś za nim stoi. Nie podobało mu się to wrażenie. Czuł się dziwnie i niekomfortowo. Odwrócił się, by zobaczyć kto przyprawia go o tak wielki dyskomfort i zobaczył dwie ręce wyciągnięte w jego stronę. Po chwili wylądował w fontannie, a potem usłyszał bardzo znajomy śmiech. Śmiech pewnego prusaka, którego jednocześnie kochał i nienawidził całym sercem.
Dla Gilberta była to bardzo zabawna sytuacja. Nie czuł już takiego zdenerwowania, a tylko szczerą satysfakcję i rozbawienie. Spojrzał załzawionymi od śmiechu oczami na Feliksa. Był wkurzony. Bardzo wkurzony.
Polska wstał, o mało się nie przewracając na śliskiej posadzce. Spiorunował wzrokiem prusaka i wyskoczył z fontanny. Po raz kolejny się prawie przewracając. Był cały przemoknięty. Na dodatek nie było dzisiaj aż tak ciepło, by robić sobie kąpiel na zewnątrz.
-Wy-wyglądasz jak – Przerwa na zaczerpnięcie powietrza. – zmokła kura. – Prusy śmiał się jak powalony. Ludzie przechodzący obok dziwnie patrzyli. Co się im dziwić? Jakaś dwójka uroczych idiotów zaraz zacznie się bić lub gonić po całym placu.
-Pożałujesz... - Powiedział bardzo poważnym tonem Polska. Nie było mu teraz do śmiechu.
-W jaki niby sposób?
-W taki! – Feliks zerwał się do biegu za Gilbertem. Jedyne o czym teraz marzył to oddanie tej gnidzie w sposób oczywisty. Wrzucenie do fontanny. Może mało oryginalne, ale zemsta to zemsta.
Po długiej gonitwie Prusy został w końcu schwytany, ale nie wrzucony do fontanny. Został tylko kilka razy uderzony i po sprawie.
*** 14 maja ***
Prusy zawsze lubił nabywać niepotrzebne mu umiejętności. Sam nie wiedział dlaczego to robi. W dużym stopniu budowało to jego samoocenę, bo przecież umie tyle rzeczy. W mniejszym stopniu, bardzo mu się w życiu nudziło.
Od momentu kiedy stracił swój kraj, przestał zajmować się polityką, która brała czynny udział w jego życiu, jako personifikacja. Świat również zaczął inaczej działać i najechanie jakiegoś państwa skutkowało od razu wojną na skalę światową, a nie konfliktem między dwoma krajami. Nawet jeśli dostał zadanie pomaganiu bratu z jego własnym krajem, to nie wywiązywał się z tego jakoś bardzo. Wolał mieć coś swojego.
Jedna z niepotrzebnych mu umiejętności to gra na fortepianie. Co prawda nauczył się tego już w dziewiętnastym wieku, ale zaczął to praktykować dopiero po stracie swojego państwa. Po tylu latach gry na tym instrumencie stał się w tym bardzo dobry. Napisał nawet kilka swoich utworów, które niestety nie ujrzały światła dziennego i na co dzień żyły w jego szufladzie.
Zaraz po wybuchnięciu drugiej wojny światowej, przeniósł swoje kompozycje do bezpieczniejszego miejsca. Miał pewność, że tam gdzie teraz będą przebywać, nie ulegną zniszczeniu lub zgubieniu się. Miały dla niego ogromną wartość i nie chciał ich stracić. Były to bowiem pamiątki po latach jego świetności.
Kiedy wojna się skończyła, nie wrócił po nie. Zapomniał o tych wszystkich kompozycjach, które nadal leżały zapakowane w pudełko na strychu Austrii. Lata mijały, a one dalej tam przebywały, nietchnięte ani razu i nie wykorzystane do ponownego odczytania nut i zagrania cudownej muzyki. Nikt nie wiedział, czy zostały zniszczone przez upływ czasu. Do tej pory były tajemnicą, która miała zostać niedługo odkryta.
Dom Rodericha miał wiele lat. Został wybudowany kilka lat po zakończeniu pierwszej wojny światowej. Przechodził wiele remontów, przez co teraz nie przypominał niczym swojego pierwotnego wyglądu. Nawet kształt domu był inny. Wspomnienia jednak pozostawały te same, a jedynym pomieszczeniem, które nie uległo aż tak dużej zmianie, był właśnie strych.
Prusy stanął przed drzwiami do poddasza. Były one jedną z niewielu rzeczy, które nie zostały wymienione od samej budowy. To były dalej te same podrapane, zniszczone, gdzieniegdzie z dziurami, drzwi, które przez swój wiek nie pełniły swojej funkcji. Nie zamykały się, przez co każdy mógł o każdej porze dnia i nocy wejść tutaj i zobaczyć co jest ukrywane.
Gilbert niepewnie złapał za klamkę i otworzył pomieszczenie. Tak jak podejrzewał, ono również nie zmieniło się jakoś bardzo. Wszedł i zaczął rozglądać się po tym miejscu. Czuł jak ogarnia go nostalgia, kiedy patrzył na te rzeczy. Szybko dostrzegł te swoje, które poza nutami, zostawił w czasie wojny. Było ich sporo. W głowie miał rozmaite wspomnienia z różnych okresów czasowych.
Były to miecze owinięte folią bąbelkową, ubrania pochowane do szafy i inne kosztowności. Teraz jednak interesowało go coś kompletnie innego. Zaglądał do szafek i innych zakątków w poszukiwaniu niewielkiego, metalowego pudełka, w którym trzymał swoje nuty.
Nigdy nie lubił się nimi dzielić. Raczej trzymał je dla siebie i pisał dla własnej przyjemności. Tylko nieliczni mogli usłyszeć jego muzykę, która mimo, że była grą amatorską, była bardzo piękna i przekazywała słuchaczowi bardzo wiele. Między innymi to co czuł kompozytor. A ten kompozytor mógł czuć w jednej chwili dwie kłócące się ze sobą emocje, przez co trudno było stwierdzić w jakim nastroju jest grany utwór.
Aż w końcu znalazł to nieszczęsne pudełko. Na jego widok się delikatnie uśmiechnął i wytarł dłonią kurz na nim zalegający. Wstał i wyszedł z strychu, kierując się w stronę salonu. Nie wiedział dlaczego tak nagle mu się o tych nutach przypomniało. Nie potrafił zrozumieć dlaczego, z sekundy na sekundę, poczuł potrzebę zagrania na fortepianie.
***
Otworzył pudełko. Tak jak się spodziewał, ujrzał tam mnóstwo zapisków nut. Z niektórych kartek było ciężko cokolwiek odczytać. Czas zrobił swoje. Wyjął jedną z kartek i przyjrzał jej się dokładniej. Po dłuższym namyśle stwierdził, że będzie trzeba to wszystko przepisać na nowe kartki.
Kiedy skończył, usiadł niepewnie przy instrumencie. Austria nie lubił kiedy korzystano z jego fortepianu, tym bardziej bez pytania. Teraz jednak był sam w domu i mógł robić co chciał, dopóki pozostali nie przyjdą.
Trochę mu zajęło przepisanie tego wszystkiego, ale było warto. Teraz miał wszystko czytelnie zapisane i przy okazji przypomniał sobie o wielu miłych rzeczach. Przeglądał utwory jeszcze raz, starając się znaleźć coś co byłoby warte zagrania po tylu latach.
Daty mieszały mu się przed oczami. Jedne kompozycje były jeszcze z wieku osiemnastego, kiedy to grał na fortepianie dla zabawy, a nie by zabić czas i nudę, z kolei jeszcze inne zapiski były stosunkowo świeże, bo z dwudziestolecia międzywojennego. Aż nagle jego wzrok utkwił na tej jednej kartce. Kiedy przepisywał na nią ten utwór to nie zwrócił na nią zbytniej uwagi. Dopiero teraz przypomniał sobie jej historię.
Kompozycja zatytułowana Mein teufel* została napisana zaraz po upadku powstania listopadowego. Oczywiście nie powiedział komukolwiek o czym ta muzyka jest i dla kogo została napisana. Mogli się tylko domyślać. Miał problemy z przyznaniem samemu sobie, że utwór został napisany dla Polski i wszystkich poległych podczas tej walki. Mein teufel miało nastrój smutny. Prusy chciał oddać najlepiej jak tylko mógł tą walkę, o której informacja obiegła całą Europę. Nawet mu się udało.
To była jedna z niewielu kompozycji, którą słyszał tylko i wyłącznie on i ściany jego domu. Zazwyczaj dzielił się swoją muzyką z Ludwikiem i Roderichem. Teraz jednak wolał nie mówić o swoich skomplikowanych uczuciach do tej pchły. Czasami się zastanawiał dlaczego zamiast słowa teufel** nie użył słowa floh***.
Usiadł przy fortepianie i ustawił przed sobą kartkę z nutami. Zawsze twierdził, że to jeden z jego lepszych utworów. Niestety nie było nikogo kto mógłby to potwierdzić. Nacisnął kilka klawiszy instrumentu żeby się rozgrzać i wziął się za odpowiednią część tej czynności. Dawno nie grał, przez co nie miał wprawy.
Próbował i próbował, ale za żadnym razem nieudało mu się zagrać tego dobrze. Zawsze musiał chociaż raz się pomylić, zrobić przerwę między dźwiękami i popełniał masę błędów typowych dla osób początkujących. Był tym faktem zdenerwowany.
Musiał włożyć w to ogromny wysiłek, by nie wyrzucić tych wszystkich papierów w powietrze i nie zniszczyć fortepianu. Roderich nie byłby zadowolony. Spróbował jeszcze jeden raz, kolejny i kolejny, ale nadal mu nie wychodziło. Był na skraju wytrzymałości.
-Jesteś strasznie spięty. To nie jest odpowiednia postawa do gry na fortepianie. – Gilbert wzdrygnął się na dźwięk głosu. Odwrócił się zdziwiony. Ujrzał Polskę.
-Co ty tu robisz? Przecież szliście... Nawet nie wiem gdzie.
-Źle się poczułem i nie chciało mi się spacerować po Wiedniu. Zdajesz sobie sprawę, że gdyby wszedł Austria to by zrobił ci opieprz za korzystanie z jego fortepianu, prawda? – Feliks zaczął powoli podchodzić do Prus. Obraz siedzącego Gilberta przy fortepianie był bardzo ładny i interesujący. Mógłby taki oglądać częściej.
-Nie interesuje mnie to. – Albinos postanowił wrócić do swojej bardzo nieudolnej gry. Na nic się to zdało. Obecność Feliksa go rozpraszała.
-Jesteś strasznie zdenerwowany. Niech zgadnę... Nie wychodzi ci?
-Idź stąd.
-Czyli zgadłem. Wiesz, jestem bardzo ciekawy jak grasz. Pokażesz mi? Przy okazji powytykam ci wszelkie błędy, o ile takowe wystąpią. – Blondyn się zaśmiał. To była idealna okazja by pośmiać się z tego prusaka. Musiał to wykorzystać.
-Do wytykania mi błędów to jesteś ostatni. Co ty w ogólne wiesz o graniu na fortepianie?
-Bardzo dużo. Uczyłem się grać. – Prusy zrobił zdziwioną minę. Nie wiedział tego.
-Co mam ci zagrać? – Powiedział zrezygnowanym tonem.
-To co teraz grałeś. Mimo wielu błędów brzmiało dobrze.
-Uh, okej. – Gilbert odwrócił się i położył palce na klawiszach. Wziął głęboki wdech i zaczął grać. Był bardzo zdenerwowany. Nie dość, że grał tą kompozycję komuś po raz pierwszy, to jeszcze tym kimś jest Feliks. Osoba, dla której ten utwór powstał. O ile na początku wychodziło mu dobrze, to po chwili zaczął się kompletnie gubić. Zjadły go nerwy.
-Masz strasznie sztywne palce. Nie dziw się, że ci nie wychodzi. Poza tym masz bardzo nieczytelny charakter pisma i mylisz przez to nuty.
-Mój charakter pisma jest bardzo czytelny!
-No właśnie widzę. Pozwól, że ci pomogę. – Polska usiadł między nogami Prus i ujął jego dłonie w swoje. Nie sprawiło to, że Gilbert czuł się lepiej. Wręcz przeciwnie.
-Mein teufel... - Feliks zaśmiał się, tak jakby wiedział kto jest tym diabłem. Następnie zaczął kierować dłonie Gilberta po klawiszach instrumentu. Mimo, że Prusy był bardzo zdenerwowany obecnością Polski, gra wychodziła mu lepiej. Była bardziej naturalna. W pewnym momencie Feliks puścił drugiego chłopaka, sprawiając, że ten zaczął samodzielną grę. Utwór był cudowny i mógł go słuchać godzinami. Ale wszystko co piękne kiedyś się kończy. Białowłosy oderwał się od instrumentu i odetchnął z ulgą. Udało mu się.
-Pięknie. Masz talent. To twoja własna kompozycja?
-Tak... Moja własna. – Prusy się delikatnie zarumienił. Wyglądał przez to uroczo. Polska znowu wziął jego dłonie w swoje i zaczął grać swoją własną melodię, którą grał z pamięci. Nuty do niej miał u siebie w domu. Gilbert z przyjemnością słuchał dzieła blondyna.
Austria, Francja i Węgry przyglądali się co robią Polska i Prusy. Byli zafascynowani. To jak ze sobą współgrali było cudowne.
-Nie jestem w stanie nawet być zły za to, że tknęli mój fortepian. Ich gra jest zbyt piękna by być złym. – Skomentował Roderich, przy tym uważnie się wsłuchując w muzykę.
-Masz rację. Ale dalej nie rozumiem dlaczego tak się denerwujesz gdy ktoś gra na twoim pianinie. – Powiedział Francis.
-To jest fortepian, idioto. A jeśli chodzi oto dlaczego się denerwuję, to to jest długa historia. Nie chcę mi się opowiadać. – Pozostali przytaknęli ze zrozumieniem.
*** 15 maja ***
Kolejny dzień, kolejny pałac. W przeciwieństwie do dnia poprzedniego, udało się im wyciągnąć Gilberta z domu. Nawet jeśli dla Prus to miejsce było nudne, to musiał przyznać, że też było piękne.
W szczególności ogród, który znajdował się za pałacem. Znajdował przyjemność w chodzeniu po wąskich drogach i patrzeniu na kwiaty. Nie była to jego wymarzona czynność, ale na pewno było to lepsze od chodzenia po zamku.
Pozwoliło mu to wyciszyć swój umysł. Do teraz miał w głowie wydarzenia z dnia poprzedniego. Gra na fortepianie z Polską bardzo namieszała mu w głowie. Nie wiedział co ma myśleć o tym wszystkim. Samo myślenie o Feliksie przyprawiało go o szybsze bicie serca i panikę. Kiedy rano powiedział o tym Austrii, ten postanowił zabawić się w Francję.
''Wiem, że ta odpowiedzieć może cię nie satysfakcjonować, ale moim zdaniem jesteś zakochany w Polsce. Twoje zachowanie wobec niego i to co o nim myślisz, na to wskazuje.''
Nawet rodzina była przeciwko niemu. Postanowił, że nie będzie już nikomu mówić o swoich obawach wobec Feliksa. Nie chciało mu się już słuchać o rzekomym zakochaniu.
Z rozmyślań o życiu codziennym, wyrwał go cudowny, wręcz anieli głos.
Miał wrażenie jakby aniołowie właśnie po niego przychodzili. Albo jeden anioł, gdyż głos był tylko jeden. Tak jednak nie było. Nadal żył i nic nie wskazywało na to, że zaraz się to zmieni. Musiał przyznać, że śpiew był piękny, czysty i miał w sobie to coś. Nie wiedział do kogo mógł należeć, ale był dziwnie znajomy. Języka, w którym była śpiewana piosenka też nie znał. Jedno było pewne. Język był niesamowicie okropny, ale sposób śpiewu to przyćmiewał.
Rozejrzał się dookoła. Jedyna osoba, która była w pobliżu to Polska. Prusy nie chciał wierzyć, że ta pchła tak pięknie śpiewała. Postanowił iść za nim i samemu się przekonać co do talentu Feliksa.
Polska szedł przed siebie, przy tym śpiewając jedną z swoich ulubionych piosenek. Był tutaj sam, więc co mu szkodziło? Spacerowanie w tym miejscu sprawiło, że poczuł napływ inspiracji. Chciał to wykorzystać poprzez śpiew i kilka obrotów wokół siebie, co miało przypominać taniec.
Znowu miał to dziwne wrażenie, że ktoś za nim idzie. Wolał jednak zignorować to uczucie i kontynuował śpiew. Zbliżał się już do końca piosenki. W robieniu tego skutecznie mu przeszkadzały czyjeś kroki, z sekundy na sekundę, coraz głośniejsze. Aż w końcu skończył tą czynność i ukłonił się przed wyimaginowaną publicznością, która właśnie wstała i biła brawa.
-Ładnie śpiewasz. – Polska odwrócił się zaskoczony. Za nim stał Prusy. Dlaczego w tym momencie? Zarumienił się mocno i schylił głowę. Był taki zawstydzony.
-Jak długo tu jesteś? – Powiedział niemal niedosłyszalnie.
-Jakieś dwie minuty. – Polska przytaknął i znowu się odwrócił. Zaczął iść w stronę wyjścia z ogrodu. Nie chciał tu dłużej być.
-Gdzie leziesz? Ja cię tu chwalę, a ty uciekasz. Zaczekaj! – Prusy zerwał się za Polską, a po chwili szedł obok niego.
-Idź sobie.
-Nie pójdę, bo chcę z tobą pogadać.
-Mamy o czym?
-Jeśli pytanie oto jak długo śpiewasz można zaliczyć jako temat do rozmowy, to tak. Mamy o czym. – Feliks zarumienił się jeszcze bardziej. Czemu ta menda chciała gadać o tym?
-Więc, jak długo śpiewasz?
-Masz mnie za jakiegoś profesjonalistę?
-Nie, czemu? Po prostu masz piękny głos. Myślałem, że chodziłeś na jakieś lekcje śpiewu, czy coś.
-Śpiewam hobbistycznie. To wszystko? – Gilbert przytaknął. Feliks liczył na to, że to już koniec tej niezręcznej – dla niego – rozmowy. Niestety świat pokazał mu jeszcze raz, że życie nie jest takie łatwe.
-Zaśpiewasz coś jeszcze?
-N-nie mam ochoty.
-Oh, no dobrze. W takim razie powiem ci jeszcze żebyś tego talentu nie marnował. Słodki jesteś kiedy się rumienisz. – Polska jeszcze bardziej się zaczerwienił. Prusy poklepał go po głowie i poszedł w stronę Francji, którego dostrzegł w oddali.
***
Dawno mnie nie było, co? Pewnie się nie stęskniłeś, ale ja stęskniłam się bardzo. Jak tam nowe blizny po cięciu się?
Polska ścisnął mocniej oczy. Dlaczego akurat w takim momencie, kiedy chciał odpocząć po całym dniu zwiedzania i nawet dobrej zabawy? Postanowił zignorować depresję i spróbował zasnąć. Na nic się to zdało.
Mógłbyś chociaż odpowiedzieć. Czemu nie doceniasz mojej troski? Ja przynajmniej pamiętam, że się pociąłeś, a oni już dawno zapomnieli.
-Jest dobrze. Daj mi spokój. – Wyszeptał Feliks, dalej próbując zasnąć.
Po kilku minutach gadaniny depresji nie wytrzymał. Zaczął płakać. Bez zastanowienia wstał, wziął swoją poduszkę i pokierował się w stronę pokoju, gdzie obecnie spał Prusy.
Otworzył cicho drzwi i rozejrzał się. Postanowił zignorować obecność Francji na drugim łóżku i podszedł do Gilberta. Zaczął nim delikatnie szturchać, aż w końcu go obudził. Gilbert spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem. Wyglądał zabawnie. Feliks się cicho zaśmiał. Już teraz czuł się lepiej.
-Czego chcesz?
-Mogę z tobą spać?
-Ugh... Co się znowu stało? – Gilbert zaczął już robić miejsce obok siebie. Feliks skorzystał i położył się na wolnym miejscu.
-Depresja. Nie chcę spać sam. – Prusy szepnął coś pod nosem i odwrócił się plecami do Polski. Obydwoje szybko zasnęli, a Francja dalej próbował ogarnąć to co się właśnie wydarzyło. To było zbyt słodkie.
*** 16 maja ***
Przejechanie się SchafbergBahn nie było jakąś ogromną atrakcją, ale na pewno było jakimś zajęciem. Widoki zza okna było naprawdę piękne. Można było się wyciszyć i w spokoju porozmawiać z rodziną lub przyjaciółmi.
Niestety nasi bohaterowie nie mieli zaznać podczas tej jazdy spokoju i wyciszenia się.
Było to spowodowane tym, że Polska i Prusy od samego poranka mieli ochotę na dokuczanie sobie. Tym oto sposobem ta dwójka ganiała się po wszystkich wagonach, tym samym przyprawiając innych o wkurzenie. Nic nie zapowiadało, że niedługo przestaną.
Po jakiejś godzinie w końcu się zmęczyli. Oczywiście usiedli jak najdalej od siebie, bo podczas zabawy w berka, zdążyli pokłócić się z dziesięć razy.
Prusy usiadł obok Francji. Nie zdziwił się, kiedy ten spojrzał na niego dwuznacznym wzrokiem. Teraz to była codzienność.
-Jak spało się z Feliksem? – Spytał Francis. Gilbert mógł spodziewać się tego pytania.
-Nic nie zaszło.
-Ale ja ci teraz nie sugeruje, że ty i Feliks się ruchaliście. Po prostu spytałem jak ci się z nim spało, zboczeńcu. – Prusy spuścił głowę. Francja widząc to zaśmiał się.
-Więc?
-Było dobrze.
-Przytulaliście się? A może coś więcej? – Francis przybliżył się. Wiele od Gilberta wymagało żeby nie uderzyć tego kretyna.
-Może się przytulaliśmy, może nie. Nie twój interes.
-Właśnie, że mój! Feliks robi w twoją stronę tyle ruchów, a ty nic! Potrzebujesz w tym temacie pomocy, albo zostaniesz singlem do końca swoich dni.
-Nie potrzebuję twojej pomocy. Sam doskonale wiem co czuję do Polski.
-Ta, jasne. Jeszcze niedawno mówiłeś, że tego nie wiesz. Jesteś strasznie niezdecydowany. – Prusy postanowił zignorować tą uwagę.
***
Francja nie mógł wytrzymać. To łózko było tak twarde, że nawet liczenie owiec nie pomagało w zaśnięciu. O ile przez te wszystkie dni jakoś sobie radził, to teraz nie dawał rady. W żadnej pozycji nie było mu wygodnie. Nawet poduszka była twarda! Nie patrząc na konsekwencję wstał i podszedł do Prus. Zaczął nim delikatnie trząść.
-Co chcesz? – Spytał Gilbert zirytowany, że znowu nie dają mu spać.
-Łózko jest twarde. Mogę spać z tobą?
-Już tyle dni wytrzymałeś. Idź do siebie.
-Ale już nie mogę wytrzymać! No proszę cię. – Albinos westchnął i zrobił obok siebie miejsce. Francis położył się uradowany na mięciutkim łóżeczku.
***
Polska nie mógł już wytrzymać. Czemu nikt nie dawał mu w spokoju spać? O ile poprzedniej nocy sen zakłócała mu depresja, to teraz tą cudowną czynność zakłócali mu Austria i Węgry. Feliks się zastanawiał dlaczego jeden z pokoi gościnnych jest obok sypialni Rodericha.
Feliks naprawdę nie mógł dłużej wytrzymać jęków rozkoszy tej dwójki. Mogli być chociaż odrobine ciszej, a nawet przełożyć wspólne igraszki na inną noc, kiedy będą w domu sami.
Nie zważając na konsekwencję, Polska udał się do pokoju gdzie spał Prusy. Bardzo dobrze mógł iść do salonu, gdzie kompletnie nie byłoby słychać tego i owego, ale wolał spać u boku Gilberta.
Otworzył szybko drzwi, a jego wzrok od razu utkwił na łóżku Prus. Zauważył tam jednak pewnego francuskiego szkodnika, który bezlitośnie zakosił mu miejsce obok Prus.
Stanowczym krokiem podszedł do łoża tego bóstwa i obdarzył swoim wzrokiem to blondwłose, francuskie ścierwo. Bez zastanowienia zrzucił Francję z łózka i położył się na jego miejscu. Przytulił się mocno do Gilberta i zasnął zadowolony z życia.
Francisa obudził bliższy kontakt z zimną i twardą podłogą. Wstał, a jego oczom ukazał się Feliks, dumnie śpiący obok Gilberta. Francja poczuł się urażony. Stanął na równych nogach i wrócił do swojego twardego – ale w ciągu dalszym miększego od podłogi – łóżka.
***
*Mein teufel - Mój diabeł
**Teufel - Diabeł
***Floh - Pchła
***
Ten rozdział jest długi jak lista moich jedynek z fizyki i matematyki.
O ile poprzednia część skadała się głównie z dialogów, to ta część składa się głównie z opisów. Mam nadzieję, że się przez nie nie zanudziliście.
Swoją drogą mam zaciesz. Oto dlaczego:
Jestem coraz wyżej w rankingach. *radocha*
Niektórzy mogli zauważyć, że do rozdziału nie została wstawiona muzyka. Już tłumaczę dlaczego. Niestety 26 marca zostało uchwalone acta 2. Teraz nie za bardzo będę mogła wstawiać muzykę do rozdziałów, bo przecież trzeba chronić prawa autorskie. A przynajmniej tak zrozumiałam to co czytałam na temat acta 2.
Nie jest ro raczej jakiś wielki problem. Zawsze będziecie mogli sami sobie coś włączyć.
Teraz pogadajmy o mnie.
Dalej wymiotuję, ale i tak czuję się lepiej. Do końca tygodnia będę siedzieć w domu. Bardzo się z tego powodu cieszę, głównie dlatego, że nie będę jutro musiała oglądać znienawidzonej nauczycielki od techniki.
A teraz pogadajmy o opowiadaniu.
Podoba mi się ten rozdział. Podejrzewam, że następny będzie mi się podobać jeszcze bardziej. Głównie dlatego, że na następny rozdział są zaplanowane ciekawe wydarzenia i bardzo doskwiera mi wena. Cieszę się z tego powodu.
Następna część pojawi się oczywiście w niedzielę. Do zobaczenia!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro