Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

~6~

Horror

W skrócie. Dust zaczął wiać przed Blue i już go nie ma. A ja nadal głoduję...

— To... na dzisiaj koniec z wycieczką... Zaprowadzę was do waszych pokoi! — ten mały taki ruszył w stronę schodów. 

— Możemy pójść sami... pokazałeś nam już gdzie one są — westchnąłem omijając go.

— A-ale... —

— Chłopaki chodźcie... — Killer i Cross ruszyli za mną.

Nie mam zamiaru bawić się w miłego. Nie mam też pojęcia czemu do cholery Nightmare nas tu zostawił... póki co nie mam żadnych powodów, by być grzecznym, więc nie będę.

— Jest tu nawet przyjemnie... — zerknąłem na przyjaciela.

— Mów za siebie... jest mi zimno... — Cross objął się dłońmi, a już po chwili na jego ramiona została położona ciepła bluza, rzecz jasna nie moja — Dz-dzięki... — 

— Nie ma sprawy. Sorka, że tak późno, ale wiesz... nie możemy wyjść na miłych przy tamtym żółtku... — ma racje. Co jeśli szef chce nas sprawdzić czy nadal nadajemy się na jego pracowników? 

— Lepiej późno niż wcale... — spojrzeli na siebie. 

Westchnąłem cicho i wszedłem do ich wspólnego pokoju. Nie mam zamiaru siedzieć sam. Położyłem się na łóżku i zerknąłem na sufit.

— Któryś z was ma telefon? — wyciągnąłem go z kieszeni — Horror ty geniuszu! — uśmiechnąłem się.

— Chcecie dokończyć tamten ostatni filmik? — Killer zaczął przytakiwać głową, a Cross chyba zamordował mnie wzrokiem.

— Nawet się nie waż... — już się cały zarumienił.

— Ciesz się, że dzieciaka nie zrobiliście — zamyśliłem się — Czy zrobiliście..? — krzyż poruszył się niespokojnie.

— Jak się to sprawdzało? —

— Musisz wyciągnąć duszę i zobaczyć czy nie ma wokół niej.. em... w sumie nie wiem czego, ale jak będzie wyglądać inaczej niż zwykle to oznaka, że wpadłeś — 

Spojrzeliśmy na siebie.

— Nie mogę przywołać duszy... — a no tak... nie możemy używać magii...

— No to... może kogoś do tego zmusimy? — skinąłem głową wstając i podchodząc do drzwi. Delikatnie je uchyliłem.

Idealnie ktoś szedł w przeciwnym kierunku co ja stałem. Wymknąłem się z pokoju i po cichu do niego podbiegłem. Złapałem go i zakryłem buzie. Aż dziwne, ale nawet się nie miotał...

— Zrobisz coś dla mnie... — i wróciłem ze zdobyczą do pokoju — Wróciłem —

— Szybki jesteś... — posadziłem szkieleta na łóżku i odkryłem buzie.

— Siemka — uśmiechnął się szeroko.

— Słuchaj... jeśli zrobisz to co ci powiem może ci nic nie zrobimy — złapałem go za szyję — Wyciągnij duszę mojego kolegi — wskazałem na Cross'a — Ale jeśli będziesz czegokolwiek próbował to odgryzę ci głowę... —

— Myślę, że da się zrobić przyjacielu — pokazał mi kciuka w górę. Puściłem go lekko zdezorientowany jego głupim zachowaniem...

Po chwili z żeber naszego kolegi wyszła mieniąca się na biało-czerwono dusza. 

— Widzicie coś? — przyjrzałem się mocniej.

— Nope — rzekłem, a dusza wróciła do swojego właściciela.

— Jaka ulga... — ja tam bym nie pogardził dzieciakiem. Zawsze można takie zjeść...

— Mogę już iść? Muszę wam zrobić obiad — .......

— Obiad? — spojrzałem na leżącego na łóżku szkieleta.

— Jestem waszym kuchcikiem — puścił do nas oczko śmiejąc się.

Mój brzuch odezwał się sam z siebie. Nie jadłem od godziny... 

Złapałem nowego za nadgarstek i razem wyszliśmy z pokoju.

— Masz mi zrobić jedzenie — rozkazałem schodząc z nim po schodach.

— Obiad dopiero za dwie godziny... — ......

— Ale ja jestem głodny... — rzuciłem go na ziemię i usiadłem na brzuchu — Więc jeśli nie zrobisz mi jedzenia teraz... Zjem pierwszą osobę jaką spotkam... — zbliżyłem się do niego — Czyli ciebie... — uśmiechnął się lekko.

— Czyli dajesz mi wybór... robić ci jedzonko, by twój nieistniejący brzusio nie zginął... albooo dać się zjeść... Ciekawa oferta, wiesz? — ż-że co? — Dream mówił, że jest u was jeden obżartuch... i nie kazał mi dawać ci dodatkowych porcji obiadów... — już wiem kogo pierwszego tu zabije — Ale jeśli się zgodzisz zrobię dla ciebie coś w moim stylu okej? — czy on robi mi łaskę?! — To co? — jestem głodny...

— Jeśli będzie niedobre to cię zabiję... — wstałem z niego co i ten uczynił. 

— Nie jestem mistrzem kuchni, ale jeszcze nikt nigdy nie narzekał — uśmiechnął się wystawiając w moją stronę dłoń — Jestem Farm koleżko — odtrąciłem jego rękę.

— Idziemy — warknąłem cicho idąc z nim w stronę kuchni.

Już tęsknie za domem...

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro