~6~
Horror
W skrócie. Dust zaczął wiać przed Blue i już go nie ma. A ja nadal głoduję...
— To... na dzisiaj koniec z wycieczką... Zaprowadzę was do waszych pokoi! — ten mały taki ruszył w stronę schodów.
— Możemy pójść sami... pokazałeś nam już gdzie one są — westchnąłem omijając go.
— A-ale... —
— Chłopaki chodźcie... — Killer i Cross ruszyli za mną.
Nie mam zamiaru bawić się w miłego. Nie mam też pojęcia czemu do cholery Nightmare nas tu zostawił... póki co nie mam żadnych powodów, by być grzecznym, więc nie będę.
— Jest tu nawet przyjemnie... — zerknąłem na przyjaciela.
— Mów za siebie... jest mi zimno... — Cross objął się dłońmi, a już po chwili na jego ramiona została położona ciepła bluza, rzecz jasna nie moja — Dz-dzięki... —
— Nie ma sprawy. Sorka, że tak późno, ale wiesz... nie możemy wyjść na miłych przy tamtym żółtku... — ma racje. Co jeśli szef chce nas sprawdzić czy nadal nadajemy się na jego pracowników?
— Lepiej późno niż wcale... — spojrzeli na siebie.
Westchnąłem cicho i wszedłem do ich wspólnego pokoju. Nie mam zamiaru siedzieć sam. Położyłem się na łóżku i zerknąłem na sufit.
— Któryś z was ma telefon? — wyciągnąłem go z kieszeni — Horror ty geniuszu! — uśmiechnąłem się.
— Chcecie dokończyć tamten ostatni filmik? — Killer zaczął przytakiwać głową, a Cross chyba zamordował mnie wzrokiem.
— Nawet się nie waż... — już się cały zarumienił.
— Ciesz się, że dzieciaka nie zrobiliście — zamyśliłem się — Czy zrobiliście..? — krzyż poruszył się niespokojnie.
— Jak się to sprawdzało? —
— Musisz wyciągnąć duszę i zobaczyć czy nie ma wokół niej.. em... w sumie nie wiem czego, ale jak będzie wyglądać inaczej niż zwykle to oznaka, że wpadłeś —
Spojrzeliśmy na siebie.
— Nie mogę przywołać duszy... — a no tak... nie możemy używać magii...
— No to... może kogoś do tego zmusimy? — skinąłem głową wstając i podchodząc do drzwi. Delikatnie je uchyliłem.
Idealnie ktoś szedł w przeciwnym kierunku co ja stałem. Wymknąłem się z pokoju i po cichu do niego podbiegłem. Złapałem go i zakryłem buzie. Aż dziwne, ale nawet się nie miotał...
— Zrobisz coś dla mnie... — i wróciłem ze zdobyczą do pokoju — Wróciłem —
— Szybki jesteś... — posadziłem szkieleta na łóżku i odkryłem buzie.
— Siemka — uśmiechnął się szeroko.
— Słuchaj... jeśli zrobisz to co ci powiem może ci nic nie zrobimy — złapałem go za szyję — Wyciągnij duszę mojego kolegi — wskazałem na Cross'a — Ale jeśli będziesz czegokolwiek próbował to odgryzę ci głowę... —
— Myślę, że da się zrobić przyjacielu — pokazał mi kciuka w górę. Puściłem go lekko zdezorientowany jego głupim zachowaniem...
Po chwili z żeber naszego kolegi wyszła mieniąca się na biało-czerwono dusza.
— Widzicie coś? — przyjrzałem się mocniej.
— Nope — rzekłem, a dusza wróciła do swojego właściciela.
— Jaka ulga... — ja tam bym nie pogardził dzieciakiem. Zawsze można takie zjeść...
— Mogę już iść? Muszę wam zrobić obiad — .......
— Obiad? — spojrzałem na leżącego na łóżku szkieleta.
— Jestem waszym kuchcikiem — puścił do nas oczko śmiejąc się.
Mój brzuch odezwał się sam z siebie. Nie jadłem od godziny...
Złapałem nowego za nadgarstek i razem wyszliśmy z pokoju.
— Masz mi zrobić jedzenie — rozkazałem schodząc z nim po schodach.
— Obiad dopiero za dwie godziny... — ......
— Ale ja jestem głodny... — rzuciłem go na ziemię i usiadłem na brzuchu — Więc jeśli nie zrobisz mi jedzenia teraz... Zjem pierwszą osobę jaką spotkam... — zbliżyłem się do niego — Czyli ciebie... — uśmiechnął się lekko.
— Czyli dajesz mi wybór... robić ci jedzonko, by twój nieistniejący brzusio nie zginął... albooo dać się zjeść... Ciekawa oferta, wiesz? — ż-że co? — Dream mówił, że jest u was jeden obżartuch... i nie kazał mi dawać ci dodatkowych porcji obiadów... — już wiem kogo pierwszego tu zabije — Ale jeśli się zgodzisz zrobię dla ciebie coś w moim stylu okej? — czy on robi mi łaskę?! — To co? — jestem głodny...
— Jeśli będzie niedobre to cię zabiję... — wstałem z niego co i ten uczynił.
— Nie jestem mistrzem kuchni, ale jeszcze nikt nigdy nie narzekał — uśmiechnął się wystawiając w moją stronę dłoń — Jestem Farm koleżko — odtrąciłem jego rękę.
— Idziemy — warknąłem cicho idąc z nim w stronę kuchni.
Już tęsknie za domem...
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro