~2~
Nightmare
Moi pracownicy są chorzy na łeb... A nawet gorzej...
Wszyscy sobie smacznie śpią podczas, gdy dosłownie cały salon został zdemolowany. Nawet Cross się do cholery upił! Nikt ich do cholery nie pilnował i teraz nie mam pojęcia co się stało z moim żyrandolem! Zniknął! Po prostu go nie ma!
— POBUDKA ŚMIECIE! — obudziły się dwie osoby, ale to wystarczy — A teraz gadać do cholery... co żeście zrobili z tymi rzeczami?! — rozejrzeli się.
— Jakimi rzeczami? —
— Killer obrzygał dywan! —
— Co?! To nie prawda! —
— Nie wiem co jest prawdą, a co nie, ale zazwyczaj to ty, ja i Horror rzygamy jak jakieś... em... nie wiem do czego porównać, bo mam kurna kaca... — załamany chciałem usiąść na kanapie, ale była zajęta, przez... dziwną parę.
— Co oni do cholery tu robili? — wskazałem na śpiącą dwójkę.
— Hm... — Dust wstał łapiąc się za łeb i odkrył ich kości z koca — Chyba seksy przez duże S... — natychmiast ich zakryliśmy.
— Alkohol rozkocha w sobie nawet najbardziej skłócone osóbki... Alkohol jest zajebisty — niech ktoś ich kuźwa ogarnie...
— Wczoraj rano próbowali się zabić, a teraz kończą jako kochankowie... Czemu ja tak nie mam z... no nie wiem... Horror'em? — zerknąłem na niego.
— Bo jak jesteś pijany to rzygasz mi na dywan pierdoło... — co ja mam z nimi kuźwa zrobić..?
— Hm... całkiem możliwe... — jak całkiem!? Sam mi to wczoraj ogłosiłeś!
— A myślicie, że który z nich był na górze? Obaj wydają się dominujący... — nie interesuje mnie to...
— Obstawiam Error'a! — ja też... znaczy co?
— Zgadłeś... — Horror się podniósł ziewając — Nagrałem cały ich maraton... — nie wiem czy mam być dumny czy załamany...
— Maraton? Ile on trwał? — co wy tacy dociekliwi?
— Trzy godziny — że co?
— Jak to możliwe, że nic nie zauważyliśmy?! — byliście pijani...
— Zauważyliście. Jesteście nawet na filmiku jak im kibicujecie i oceniacie pozycje — ..........
— Supeeer! —
— Wstawisz to na jakąś stronkę? —
— Kurwa załamałem się... — teleportowałem się do gabinetu.
Mam ich serdecznie dosyć! Zabieranie alkoholu nic nie daje bo oni i tak znajdą własny nawet nie wiem skąd! Co ja mam zrobić w takim wypadku? Wysłać ich do tresury? Papyrus z Underfell jest w tym dobry... ale ja potrzebuję czegoś co ich załamie totalnie! ... i chyba właśnie mam plan.
Wyciągnąłem telefon z jednej z macek i wybrałem numer do mojego arcy wroga.
— Hej braciszku! — przez tego robala chce mi się rzygać...
— Chcesz mieć psa? — usiadłem za biurkiem.
— Pieska? Uh... nie wiem czy dałbym sobie z nim radę... nawet nie wiem co psy jedzą... —
—Kości — zaśmiałem się.
— Bo zacznę myśleć bracie, że mnie nienawidzisz... —
— Nieważne... tak na serio chce ci dać prezent w postaci moich dzieci — chwila ciszy.
— Ty masz dzieci?! Z kim?! Killer'em?! — poczułem jak się rumienię.
— Kurwa nie! Pojebało?! Chodziło o Killer'a! I resztę! Co z ciebie za oblech totalny?! — mogłem się tak nie wściekać.
— Ale po co chcesz mi ich oddawać? Czyżbyś miał problemy? — zaśmiał się, a ja zacząłem przeklinać go w myślach.
— Chce im zorganizować wakacje bo tak zajebiści są, wiesz? — wakacje wymuszone...
— Momencik... skoro chcesz wysłać do mnie WSZYSTKICH swoich podopiecznych to czy- —
— Tak Cross też do ciebie pójdzie zboku — Dream zaczął piszczeć do telefonu jak mała dziewczynka.
— Myślisz, że mam u niego szanse? — takie jak u każdego. Czyli żadne.
— Nie —
— Czyli tak! — warknąłem cicho pod nosem.
— Może masz, ale na bycie jego pierwszym już nie~ — nastała cisza.
— Cross nie jest już prawiczkiem? — hmmm...
— Jakby patrzeć na to z naukowego punktu widzenia to dziewicą... Bo dupy żadnej nie zaliczył — jeśli prawdą jest to o czym gadali tamci.
— ...dzisiaj chce ich u siebie widzieć... — i się rozłączył. Heh. I darmowe wychowanie dzieciaków zamówione! No... jedyne co może się stać to zgwałcenie Cross'a, przez Dream'a, ale myślę, że jakoś to przetrwa. Gorszego partnera niż Error nie ma. Dosłownie... Wiem co mówię...
***
Nie wiem co się tu dzieję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro