Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Za 10 minut kończy się moja zmiana. Na początku myślałam, że 3 godziny to mało, ale teraz zmieniłam zdanie. Praca w barze na plaży pod gołym niebem jest naprawdę wyczerpująca i jeszcze to słońce, które cały czas świeci.

Dramat.

Nie marzę o niczym innym, jak o tym, żeby wyskoczyć do tej wody...

Ciocia miała rację, niby zwykłe zimne napoje, a ludzi tu jest multum... a zwłaszcza młodych.

W sumie nic dziwnego, są wakacje.

Emily i Sam udzielali mi wskazówek, zwłaszcza Emily. Bardzo fajna i miła z niej dziewczyna, od razu złapałyśmy wspólny język.

Kiedy nauczyłam się robić drinki robiłam je bez przerwy i muszę powiedzieć, że spodobała mi się ta praca.
Robie teraz kolejnego drinka z wódką i sokiem, gdy kończę podaje klientowi. Staję na chwilę w miejscu i przecieram ręką spocone czoło, kurde naprawdę jest tu mega gorąco... nagle do baru podchodzi kolejny klient. Spoglądam na niego i dosłownie wbiło mnie w ziemię. Stał tam tamten arogancki dupek z parkingu... Chłopak również na mnie spojrzał i  uśmiechnął się szeroko.

- Wiedzałem, że jeszcze się spotkamy.- rzuca, a Emily  zerka na mnie zaszokowana.

-Daruj sobie.- mówię zirytowana.

- Co ty taka wiecznie zdenerwowana?- zapytał poprawiając swoje okulary, które znajdowały się  na głowie.

Spojrzałam na niego wrogo i w tej chwili podszedł do niego Sam.

- Co podać?- zapytał.

-Wódkę z sokiem.- odpowiedział szatyn nawet do niego nie patrząc, bo cały czas skupiony był na mojej osobie.

Nie zamierzam odpowiedzieć, więc zaczęłam kroić limonkę.

Niezły sposób na uniknięcie rozmowy... brawo ja.

-Powiesz mi chociaż jak masz na imię?- pyta z łobuziarskim uśmiechem.

Przestałam kroić limonkę i odłożyłam nóż. Jaki on jest irytujący!

-Posłuchaj.- podeszłam do niego i nachyliłam się nad blatem.- nie wiem jak tutejsze panienki reagują na twój podryw i seksowny uśmiech, ale uwierz mi, że na mnie to nie działa, więc odpuść sobie!- powiedziałam na jednym wydechu, a na jego twarzy widziałam zaskoczenie, odsunełam się od niego udając się do swojego stanowiska.

-A więc uważasz, że mam seksowny uśmiech?- zapytał szeroko się uśmiechając, a ja w myślach strzeliłam sobie w twarz.

Jak mogłam to powiedzieć?!?!
Chociaż nie powiem jest przystojny... ale na tą chwilę mam dość chłopaków.

Szatyn patrzył na mnie wyczekująco. A ja przegryzłam zdenerwowana wargę, bo kompletnie nie wiem jak mam mu odpowiedzieć.

-Nathan? Długo mamy czekać?- Krzyknęła jakaś dziewczyna.

-Papa blondyneczko.- powiedział i puścił mi oczko po czym zabierając ze stołu drinka, poszedł w stronę swoich znajomych.

-Kretyn.- Powiedziałam bardziej do siebie.

-Słyszałem!

Ups...

- Skąd go znasz?- zapytała nagle Emily.

Spojrzał na nią z podniesioną jedną brwią.

-Nie znam...

-Właśnie widziałam... -mówi.

-Och... proponował mi podwózkę tyle...- mówię.

-O jejku.- pisnęła.

Ja spojrzałem na nią jak na idiotkę.

-Wiesz kim on jest?- zapytała podekscytowana.

-Nie... niby skąd miałabym to wiedzieć.- powiedziałam zażenowana.

-To Nathan Cross, jest najprzystojniejszy w całej okolicy i jemu się nie odmawia.- zakcentowała ostatnie słowo.

Marszczę brwi na jej słowa i spoglądam w miejsce, gdzie udał się szatyn i widzę jak siedzi przy stolików większej grupki.
Lustruje wszystkich po kolei dziewczyny siedzą w samych strojach kąpielowych, a chłopcy tylko w krótkich spodenkach...

Nie mogę się do tego przyzwyczaić, ale tutaj tak jest i wszyscy prawie tak chodzą.

Przyglądam się lepiej szatynowi i właśnie w tym momencie ściąga z siebie czarną bokserkę, a potem jak by wyczuł mój wzrok na sobie odwraca się spoglądając na mnie.

Speszona szybko się odwracam. Emily widząc moje zakłopotanie zaczyna się śmiać, a ja spoglądam na nią z mordem w oczach.

***

-Podobało ci się w pracy?-pyta ciocia, kiedy wróciłam do domu.

-Tak, bardzo.- mówię prawdę.

-Cieszę się - mówi, lekko się uśmiechając.- chodź, zrobiłam obiad.- mówi i kładzie talerze.

-Oo tak, jestem mega głodna.-powiedzałam, a ciocia cicho się zaśmiała.

***

Po skończonym posiłku posprzątałyśmy po sobie. Wszystko byłoby okej...gdyby nie męczyły mnie wczorajsze słowa cioci. "Nie wszystko wydaję się takie jakim jest."

Wczoraj w nocy cały czas o tym myślałam i za cholerę ich nie rozumiem.

-Ciociu...-zaczynam.- wczoraj szepnęłaś mi coś do ucha i nie niezbyt rozumiem...-powiedziałam, nerwowo przegryzając wagę.

-Usiądź.- poprosiła mnie ciocia robiąc to samo. Zrobiłam jak powiedziała.

Nabrała głośno powietrza w płuca i spojrzała na mnie z troską w oczach?

-Mama powiedzała mi dlaczego tu przyjechałaś.-mówi, a moje wszystkie mięśnie się spieły.

Cholera tylko nie to...

-Nie mówiła nic ze szczegółami, bo sama nie wie jak to było... ale kiedy tu przyjechałaś widzałam, że coś jest nie tak... Miłość potrafi dać w kość. Wiem to po sobie.

-O tak i kiedy dowiadujesz się, że tylko ty coś czułaś, a on...ehh.-mówię załamanym głosem.

-Czemu tak uważasz?- pyta.

-Powiedział, że mnie nie kocha patrząc mi prosto w oczy... A potem zostawił.-mówię, a łzy spływają mi po policzkach.

-Może miał jakiś powód.

Spojrzałam na ciocie z niedowierzaniem.

-Bronisz go?- pytam wycierając łzy.

-Nie, po prostu wydaję mi się, że musiał mieć jakiś powód. Rozmawiałam z twoją mamą, kiedy byliście jeszcze razem i z tego co mi mówiła, zależało mu na tobie.

Zaśmiałam się nerwowo.

-Przez cały czas udawał.-powiedzałam prawdę.

Ciocia spojrzała na mnie ze smutkiem wymalowanym na twarzy.

-A co jeśli to nie prawda?

-Ciociu mogę tylko marzyć żeby to nie było prawdą...Ja tak bardzo go kochałam... nadal kocham i nie mogę o nim zapomnieć... nawet po tym słowach, które mi powiedział. Ja...ja nie potrafię.- mówię szlochając.-Może wyglądam na silną.
Może zachowuję się tak jakby nic mi nie było. Ale wewnętrzne mnie to wszystko rozwala. Tam w środku nie daję już rady.-wybucham głośnym płaczem.
Nagle czuję jak ciocia mnie przytula.

-Cii rozumiem cię kochana... ale nic nie zyskasz odwracając się za siebie.-powiedziała, a ja zdałam sobie sprawę, że ma rację.

Poprawione przez: @cvtiepie97

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro