Rozdział 27
-Naprawdę chcesz z nim być? -pyta.- przecież oboje wiemy, że nie czujesz do niego tego, co do mnie. -mówi spokojnie, a zarazem poważnie.
Zaskoczył mnie tymi słowami.
Odwróciłam się do niego przodem. Ze szklonymi oczami, a podmuch wiatru sprawił, że moje włosy rozwiewane były na każde możliwe strony. Patrzył się na mnie swoimi niebieskimi oczami, które pogrążone były w powadze, nadziei i smutku.
-Dzięki tobie nauczyłam się wielu rzeczy, które teraz mi są niesamowicie przydatne... posiadam wiele cech, które teraz pozwalają mi na to żeby mieć jakiś cel w życiu i do niego dążyć. - zaczynam poważnie.- To kim teraz jestem zawdzięczam Tobie. Mimo, że nadal jesteś taki sam i masz wiele wad których nie zmienisz... ja dorosłam. Ty pozostaniesz już taki na zawsze. Dziś wiem, że muszę zawsze walczyć o swoje jeśli chce coś osiągnąć w życiu, że miłość nie jest ważna teraz z żalem patrzę na to co było kiedyś, jaka byłam naiwna... głupia... niedojrzała. To co najważniejsze mam blisko siebie i wiem, że tego nigdy mi nie zabraknie. Będę żyć tak żeby móc kiedyś powiedzieć, że zrobiłam dla siebie wszystko, co mogłam, że kiedy dorosnę zrozumiem życie i wiele spraw, które wcześniej dla mnie były nieistotne. W życiu trzeba kierować się rozumem... nie sercem. -wyznałam.- i ty Chris już dla mnie nie istniejesz. -powiedziałam cicho, ale nie na tyle żeby tego nie usłyszał, widzałam jak w jego oczach gasną iskierki nadziei oraz jakichkolwiek emocji.
Nie chcąc być tu ani minuty dłuższej odwróciłam sie powoli na pięcie i po prostu ruszyłam przed siebie.
Pov Chris
Tym razem to ja stoję przed domem z sercem rozbitym na kawałki.
Pov Wiktoria
Tydzień później...
-Rozumiemy cię w stu procentach. -mówi Lena.
-Nie jesteście na mnie złe, że nie idziemy do tej samej szkoły? -pytam.
-Złe? Oczywiście, że niee... ale jest nam przykro, że będziemy musiały się rozdzielić na tak długi czas.-mówi smutna Maja.
-Jakoś damy radę. -mówię.-Ale... jest coś jeszcze.
-Co? -zapytały w tym samym czasie.
-Muszę tam pojechać najszybciej, żeby zająć sobie pokój w akademiku...
-Najszybciej czyli? -pyta cicho Maja.
-Samolot mam jutro.
-Coo!? Nie proszę, powiedz że to żart... -mówi Lena.
-Cholera. -szepnęła Maja.
-Uwierzcie, że dla mnie jest to też naprawdę trudne... kocham was jak siostry i...-nie mogę dokończyć bo zaczyna zbierać mi się na płacz.
-Chodź tu. -mówi Lena i bardzo mocno mnie przytula i to samo robi Maja.
-Nasze trio na zawsze. -mówi cicho Maja.
***
-Może u nas w tej nowej szkole poznam jakiegoś seksownego blondyna.-zaczyna Maja.
-Och ty to pewnie będziesz się uganiać za każdym. -żartuje Lena.
-Ha ha ha zabawne... to oni za mną będą się uganiać.
-Właśnie... jeśli jesteśmy przy temacie chłopaków to...-wzięłam głęboki wdech.-widziałam się z Chrisem.
Dziewczyny wyglądały na nie zaskoczone.
-Właściwie to wiedziałyśmy, że przyjechał i nie chciałyśmy ci tego mówić, bo nie wiedziałyśmy jak zareagujesz i... Chłopcy powiedzieli, że on sam nie kazał ci mówić... -wyznała Lena.
-I tak przyszedł na bal...
-Co? Bal?!... znaczy my dowiedzałyśmy się dopiero po zakończeniu roku. -mówi Maja.
-Umm... dobrze, to nie ma znaczenia... Chris to skończony temat.
-Jesteś pewna? -pyta poważnie Lena.
-Tak.- mówię niemalże od razu.
***
-Siema Wiki. -wita mnie Olivier.
-Hej. -posyłam mu delikatny uśmiech.
-Wchodź, wszyscy są w salonie.
-Hej. -mówię gdy wchodzę do tego pomieszczenia.
-Stało się coś cukiereczku, że chciałaś żebyśmy byli wszyscy w domu.? -pyta Evan podrywając mnie.
-Chciałam... Chciałam się z wami pożegnać. -mówię.
-Co? -pyta Dylan.
-Jak to się pożegnać? -Pyta Matt.
-Wyjeżdżam do... -Evan nie dał mi dokończyć.
-Co wszyscy tak nagle wyjeżdżają?
-Collegium. -mówię cicho. -jak to wszyscy wyjeżdżają?-pytam.
-No ty. Matt jedzie gdzieś załatwić jakieś sprawy i...
-Ii...? -dopytuje.
-Chris wyjeżdża dzisiaj o 20.-powiedział, a przez moje ciało przeszedł lekki prąd.
To wcale nie na skutek jego imienia.
Wszyscy chłopcy siedzą cicho i tylko czekają na to co powiem. A mi brakuje słów.
-Umm... ja będę już spadać.-powiedziałam lekko poddenerwowana.
-Ale wrócisz po tym Collegium? -pyta Dylan.
-Nie wiem...
-Dobra, chodź tu cukiereczku. -mówi Evan i mocno mnie przytula, a jego ręce zjeżdżają coraz niżej.
-Nawet o tym nie myśl.-mówię i odrywam się od niego.
-Nie no, tak tak wiadomo.-mówi i podnosi ręce do góry.
Teraz żegnam się z Mattem.
-Mam nadzieję, że uda ci się z nią... i szczęścia wam życzę. -mówię mu na ucho.
-Dzięki przyjaciółko.
-Chodź tu Wiki. -mówi Olivier i mnie przytula. Gdy już się od siebie oderwaliśmy chciałam pożegnać się z Dylanem, ale nigdzie go nie było.
-Umm pożegnajcie Dylana ode mnie.
-Co? Ej gdzie ten Cholerny Black? -mówi Evan szukając go po całym pomieszczeniu.
-Dobra, to do zobaczenia.-mówię.
-Mamy nadzieję. -mówi Matt.
Ja też
Odwracam się i chwytam klamkę po czym wychodzę z ich domu, a przede mną stoi Dylan z papierosem w ustach. Patrzy na swoje buty i chyba nie wie, że na niego patrzę.
-Lepiej rzuć póki nie jest za późno. -mówię, a on gwałtownie podnosi głowę do góry. -już myślałam, że się z tobą nie pożegnam.
-Specjalnie wyszedłem, bo chciałem z tobą porozmawiać na osobności.
-Okej... w takim razie słucham.
-Tydzień temu kiedy do mnie dzwoniłaś... byłem w tym klubie z Vanessą...i widziałem cię i nie tylko ciebie, ale i Alana również.-mówi i wyrzuca papierosa podchodząc do mnie bliżej.-czy wtedy kiedy do mnie zadzwoniłaś to Alan miał coś z tym wspólnego? -pyta, a jego wyraz twarzy jest bardzo poważny.
Stałam wryta jak kołek... bo naprawdę nie spodziewałam się tego.
-N-nie. -kłamię.
-Napewno?-pyta.
-Tak Dylan, na pewno... Dziękuję ci, że się tak o mnie troszczysz, ale nawet nie rozmawiam z nim i w ogóle go nie widziałam. -znowu kłamię.
-Okej... dobrze. Chciałem się tylko upewnić, ale skoro wszystko jest wyjaśnione to.-mówi niespodziewanie obejmuje mnie mocno przytulając.- Będę tęsknić i mam nadzieję, że wszystko pójdzie tam po twojej myśli.-mówi cicho.
-Ja też będę tęsknić.-powiedzałam.
-Wiktoria.- zaczyna i powoli ode mnie się odsuwa.- wiem, że ciebie to już nie interesuje, ale Chris wyjeżdża i to już na stałe... on tu nie wróci, a my nie wiemy nawet gdzie on wyjeżdża, bo nie chce nam pwiedzieć... i...
-Mam nadzieję, że wyjdzie na prostą... ale nie ze mną u boku...
-Rozumiem.
-A więc, narazie Dylan.-mówię i odchodzę.
-Narazie. -powiedział cicho.
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro