Rozdział 26
-Wakacje czas zacząć!!-krzyczy podekscytowana Maja, kiedy wychodzimy ze szkoły z dyplomami w rękach.
-I standardowo lecimy na imprezę z tej okazji? -pyta rozbawiona Lena.
-No oczywiście, że tak... takie imprezy są najlepsze... poza tym każdy tam będzie.-mówi.
-To mamy już zajęcie na dzisiejszy wieczór.-powiedziałam.
-Bingo... -dobra dziewczyny spadam, bo umówiłam się z Mattem.
Czyżby Matt chcę powiedzieć jej prawdę?
-No okej. -mówimy z Leną i same udajemy się na przystanek.
***
-Powiedział mi, że jest mu glupio i że ma nadzieje, że znajde w życiu swoje szczęście!
Najgłupsze jest to, że ja zawsze mu ufałam, a potem i tak płakałam... bo czułam, że tylko ja go kocham.-powiedziała totalnie załamana Maja.
-Świetnie zaczynają się te wakacje.- wymamrotała Lena.
-Wiem co czujesz. -mówię.-ale to przejdzie, tylko ty sama muszisz zadecydować kiedy. -powiedziałam prawdę.
-Masz rację... ja o tym decyduję, więc dziewczyny.-mówi wstając i pocierając łzy. -idziemy się bawić, bo nie mam zamiaru siedzieć tu i użalać się nad sobą! Jak nie ten, to inny. - mówi i zaczyna się szykować.
-Święta prawda. -mówi Lena.
Nawet dobrze sobie poradziła z tą wiadomością. Maja to silna dziewczyna, nie ma co.
***
Wypiłyśmy już kilka shotów i złapałyśmy wspólny język z jakimiś chłopakami, którzy przyniesli się do nas. Nieznajomi chłopcy szczerze nie interesowali mnie, ponieważ to nie mój gust, a po kilku shotach Maja chyba już zapomniała o Matthew, bo zaczęła z jednym z nich filtrować.
-Idę do łazienki. -mówię i wstaje z miejsca. Dziewczyny tylko przytakują, a ja szybkim krokiem.
Nie chwiejnym... na szczęście.
Ruszyłam w stronę schodków przeciskając się przez wszystkich tańczących ludzi.
-Ej cukiereczku! - Alan zaczął przepychać się w moją stronę, a nie było to łatwe biorąc pod uwagę tłum ludzi.
Nie chciałam z nim gadać, dlatego szybko weszłam na górę po schodach, weszłam do pierwszego pomieszczenia i już chciałam się zamknąć, ale uniemożliwił mi to.
-Czego?- warknęłam i szybko na niego spojrzałam.
-Jaka milusia.- zakpił wchodząc do pokoju, zamykając za sobą drzwi i to na klucz.
Co do kurwy?!
-Masz szczęście, że należę do tej niewielkiej grupy osób, które podnieca takie zachowanie.- wyszczerzył się do mnie jakby właśnie obrzucił mnie najlepszym komplementem. Przewróciłam oczami.
Równie dobrze mógł walnąć tandetnym tekstem w stylu: "Hej mała masz papier toaletowy, bo zesrałem się na twój widok." i wyszłoby na to samo.
- Szczęście to masz ty, że jeszcze oddychasz. Co graniczy z cudem skoro masz takie teksty na podryw.
Zrobiłam krok aby go minąć, ale zatrzymała mnie jego ręka.
- A ty dokąd malu... - no tak zapomniałam, że tu jeszcze jest.
- Dam ci dobrą radę.-warknęłam. -nie kończ tego zdania. I przepuść mnie. -szarpnęłam się.
Na marne.
-Nie puszczę, dopóki mi nie odpowiesz.
-Na co? -pytam marszcząc brwi.
-Jak to jest czuć się porzuconym? -pyta wścibsko się uśmiechając.
Otwieram szerzej oczy, a serce momentalnie mi przyspiesza.
Wiedzał gdzie uderzyć.
-Spadaj. -mówię próbując się przecisnąć do drzwi,
ale tym razem mnie odpycha z większą siłą.
-Jesteś głupia! -powiedział ironicznie się śmiejąc.-chodziłaś z chłopakiem o którym nic nie wiedziałaś, a raczej o jego przeszłości.-powiedział.
-O czym ty do cholery mówisz? -pytam nic nie rozumiejąc. Blondyn podszedł do mnie i nachylił się po to, aby patrzeć mi prosto w oczy.
-To gangster pieprzony morderca! -warknął, a ja zbladłam zaczęłam przecząco kręcić głową.
To nie możliwe!
-Kłamiesz!! -krzyknęłam prosto w jego twarz, patrzył na mnie intensywnie po czym wybuchnął gwarowym śmiechem.
-Zaczął pracować dla jednego z gangów... -zaczął gdy się uspokoił. -z jak mu tam było... -udaję, że się zastanawia. -Kevin'em... w pewnym momencie wszystko zaczęło się walić, a ten jego kolega się wystraszył i chciał iść na policję. Głupek. -zakpił.- Chirs żeby ratować swoją dupe pobił go tak, że ta pizda trafiła do szpitala w krytycznym stanie...
A więc to o to chodziło...
-Oczywiście po tym zdarzeniu mógł na luzie kontynuować swoją pracę... kilka napadów i takie tam, ale to mało ważne... ten skurwysyn zabił mi brata.-wysyczał, a po jego słowach moje serce się zatrzymało.
-J-j-jak t-to zabił? -zapytałam i nie wiem kiedy cała zaczęłam się trząść ze strachu.
-Zabił tak jak na prawdziwego gangstera przyszło. -powiedział sciszając swój głos. -to kłamca... manipulator... morderca.
-Nie możliwe... -powiedziałam czując łzy w oczach.
-Wyjechał, bo mu kazałem.-powiedział nagle, a ja momentalnie na niego spojrzałam.
-J-jak to mu kazałeś? -pytam nic już nie rozumiejąc.
-Chciałem pomścic brata zabijając twojego chłoptasia ...ale kiedy cię zobaczyłem... -powiedział chwytając kosmyk moich włosów. -zmieniłem obiekt.-mówi, a ja odruchowo się od niego odsuwam.
I teraz dopiero do mnie dociera.
-T-to ty! -mówię cicho.- to ty mnie wtedy potrącileś!-powiedziałam już głośniej.
-Bystra jesteś. -powiedzał i zaczął klaskać. -ale powiedz mi co to za chlopak, który zostawia swoją dziewczynę z osobą która chciała... i być może cały czas chcę ją zabić.-mówi podchodząc do mnie. -ale wiesz co? -zapytał z cwaniackim uśmiechem.-Mam chyba lepszy pomysł.-pwowiedzał i popchnął mnie na łóżko zawisając nade mną i zaczął sciagając ze mnie ubranie.
-Zostaw mnie! -krzyczałam i waliłam go po torsie. Złapał mnie za obie ręce umieszczając nad moją głową.
-Ciii kochanie, teraz się zabawimy. -powiedział i zaczął mnie całować po szyi. Zaczęłam się wyrywać, robić cokolwiek żeby się wydostać, ale to było na nic, był zbyt silny.
-Pomocy! -zaczęłam krzyczeć zdzierając gardło. -pomocy!!-chlopak zakrył moje usta i pociągnął mocno za włosy.
-Zamknij się szmato!-warknął.
-Proszę zostaw mnie. -mówię płacząc gdy zabrał rękę z moich ust. Nic nie odpowiedział i zaczął obmacywać moje piersi trzymając jedną ręką moje ręce za nadgarstki.
-Zerżne cię lepiej niż twój chłoptaś -powiedział i zaczął ściągać ze mnie spódniczke.
Zaczełam kopać nogami, wiercić się. Chłopak zdenerwowany moim zachowaniem uderzył mnie z całej siły w twarz. Zamroczylo mnie. Ale tylko na chwilę, po chwili zaczęłam ponownie się wyrywać.
-Posłuchaj kurwa. -powiedzał ściskając moje policzki i w tym momencie kopnęłam go z całej siły w krocze.
Zgiął się na pół chwytając za tamte miejsce.
-Ty dziwko! -wydukał.
Wykorzystując sytuację szybko wstałam poprawiając swoje ubranie i otworzyłam drzwi po czym po prostu wybiegłamam.
Nikt nie zwracał na mnie uwagi, każdy był zajęty sobą. Cała roztrzęsiona i rozpłakana wybiegłam z imprezy.
Zmieniłam zdanie. Chcę się z nim spotkać.
Wybieram dobrze znany numer, mimo trzęsących się rąk udaje mi się.
-P-podaj mi jego adres.-mówię niemalże od razu drżącym głosem.
-Czyj adres?... Wiki, coś się stało? -pyta Dylan.
-Wszystko okej. Podaj mi adres Chrisa, Dylan... podaj mi jego adres.
- Przecież dobrze wiesz, że go nie...- nie daję mu dokończyć.
-Nie jestem głupia wiem, że wrócił więc podaj mi jego Pieprzony adres!! -krzyknęłam.
-Scerfild 24a. -powiedział.
Po usłyszeniu adresu od razu się rozłączam.
***
Stałam przy drzwiami z 15 minut głośno oddychając. Musiałam dojść do siebie.
Zobaczę go.
Serce momentalnie biję mi jak szalone, a motylki w brzuchu znowu odżyły. Tylko po co? Skoro on dla mnie jest już skończony i to właśnie przez niego prawie zostałam zgwałcona.
Biorę głęboki wdech i klikam dzwonek do drzwi.
Zrobiłam to! Zadzwoniłam.
Słyszę kroki zbliżające się do drzwi i nagle po odtworzeniu ich uczucia uderzają we mnie z podwójną mocą. Jego twarz wyrażała milion uczuć. Zaskoczenie, zdumienie, niedowierzanie, strach, a przede wszystkim miłość. Widziałam to w jego oczach.
Niespodziewanie uderzyłam go w twarz z otwartej dłoni.
Nic nie zrobił, a nawet wydawało mi się, że był na to przygotowany.
-Ty podły sukinsynu, jak mogłeś mnie zostawić!? Jak mogłeś to zrobić!! Przez ten pieprzowy czas oszukiwałeś mnie, że mnie kochasz! A w rzeczywistości bawiłeś się mną. Tak bardzo cię nienawidzę! Nienawidzę cię jak nikogo na świecie! I już nigdy nie wracaj rozumiesz? Już nie chcę cię nigdy więcej widzieć! Będę milczeć. Będę tak cholernie milczeć, aż cisza wyżre mi krtań, ale już nigdy nie powiem. Nigdy nie poproszę żebyś został!-wykrzyczałam mu w twarz.
Zapadła cisza.
-Nic nie powiesz? -zapytałam ze łzami w oczach.
-Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie... spieprzyłem wiem o tym.-powiedział nawet na mnie nie patrząc.
-Prawda spieprzyłeś... ale ja znam prawdę Chris, wiem kim byłeś i być może nadal jesteś. - po tych słowach spojrzał na mnie intensywnie swoimi niebieskimi oczami, a ja miałam ochotę wpatrywać się w nie dniami i nocami, lecz to tylko marzenie.
-Co? -pyta zdezorientowany.
-To co słyszałeś... teraz pozwolisz że odejdę... Chyba że, chcesz mnie zastrzelić.
-Nigdy tak nie mów!-warknął.
- Masz to jak w banku... już nigdy się nie spotkamy.-powiedziałam i chciałam odejść, ale chwycił mnie za rękę przez co stanąłam w miejscu, a on zbliżył do mnie przez co dzieliły nas milimetry.
Mimo to, nadal wyglądał tak jak go pamiętałam. Nadal jest przystojny i nadal tak mocno go kocham.
Łzy zaczęły lecieć po moich policzkach.
- Chciałabym Cię przeprosić za wszystko! Żałuję wszystkiego co powiedziałem żałuję, że w żaden sposób nie potrafiłam Cię zatrzymać. Ale chciałabym żebyś wiedziała, że Cię kocham tęsknię i jeszcze raz kocham! Brakuje mi Cię. Zjebałem to i doskonale o tym wiem. Zapewne nigdy sobie tego nie wybaczę, że straciłem tak ważną osobę jak Ty. Uwierz mi tym razem, że to nie są puste słowa. Oddałbym bardzo wiele żeby to jakoś naprawić.
-Mam kogoś... a o tobie już dawno zapomniałam.- kłamię i wyrywam swoją dłoń z jego uscisku.
Tym razem to ja złamałam mu serce. O ile to prawda, że mnie kocha.
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro