Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

- Jak długo tu jesteś?- warknął w moją stronę, ale nie wystraszyłam się.

-Czego chcesz od Chrisa?-zapytałam ostro.

Dlaczego w ogóle jeszcze o niego pytam?!?!

-Z tego co mi wiadomo chyba już nie jesteście razem więc to nie powinno cię interesować...- powiedział i bezczelne się uśmiechnął.

Cholera ma rację nie powinno...

-Nie wiem co przeskrobałeś, ale odwal sie od niego!-mówię poważnie.- słyszałam co nieco i w każdej chwili mogę udać się na najbliższy komisariat.- mówię, a z jego twarzy momentalnie znika uśmiech.

-I co oni mi zrobią?- zakpił.

-Zobaczysz...

- Jeśli to zrobisz.- mówi ostro i robi dwa kroki w moją stronę.- to wiedz, że twój kochaś też pójdzie za kratki.-mówi i wiem, że nie żartuje.

-Tak jak powiedziałeś wcześniej, nie jestem już z nim więc i mało mnie obchodzi to co się z nim stanie.- powiedziałam starając się brzmieć bardzo  poważnie i chyba się udało. Odwróciłam się na pięcie i już chciałam odejść, ale szarpnął mnie za ramię.

-Auć...puszczaj.- mówię mierząc go wrogim spojrzeniem.

-Nie zrobisz tego!- warknął.

-Nie znasz mnie!- również wrknęłam.

-Znam i to wystarczająco dobrze.- powiedział tajemniczo się uśmiechając.-poza tym nadal go kochasz.

-Nie kocham... Już nie!-mówię i wyszarpuje się z jego uścisku.

-To dlaczego chcesz żebym zostawił go w spokoju?-zapytał, a mi odjęło mowę.

Właśnie dlaczego...

-A rób co chcesz, nie obchodzi mnie to.- powiedziałam i odeszłam.

Musiałam skłamać...

***

-Hej mogę wejść?- pytam Matta.

-Jasne...- mówi i puszcza mnie w progu.

Wchodzę do salonu gdzie wszyscy siedzą.

Jak zwykle.

-Macie kontrakt z Chrisem?-pytam nagle, a wszyscy patrzą na mnie z wytrzeszczonymi oczami.

-Coś się stało?- zapytał wyraźnie zdziwiony Dylan.

-Macie?- ponawiam pytanie.

A każdy z nich kiwa głową potwierdzająco.

-Nie wiem w co on się wplątał z Alanem... ale niech uważa.-mówię, a wszyscy w jednej sekundzie zrobili się poważni... wystarczyło tylko, że wspomniałam o Alanie.

-Gadałaś z nim?- pyta Matt.-przecież mówiliśmy ci żebyś trzymała się od niego z daleka.

-No i tak jest... ale Sara... ona w ogóle jakby zapadła się pod ziemię... musiałam do niej pojechać  i niedaleko jej domu spotkałam Alana i dwóch groźnych typków... Alan mówił im, że mają załatwić Chrisa.-powiedziałam, a na samo wspomniane przeszedł mnie dreszcz.

-Kurwa.- warknął Evan.

-Więc przekażcie mu żeby na siebie uważał.- mówię.- to narazie...

-Idziesz? Tak po prostu? bez  żadnych pytań?- pyta Dylan marszcząc brwi.

-To nie moja sprawa Dylan... mam swoje życie.-mówię i  po prostu wychodzę.

***
-Hej co ty taka niemrawa jesteś?- pyta Nathan próbując mnie rozweselić.

-Wiesz... Nie wiem, jakoś źle się czuję.- kłamię.

- Potrzeba ci coś nie wiem, czekoladę cokolwiek? -pyta.

-Czekoladę?- pytam marszcząc brwi.

-No bo wy dziewczyny chyba jecie takie rzeczy podczas... ten no ...okresu.-mówi speszony, a ja w jednej chwili wybucham śmiechem.

-Nathan.- mówię śmiejąc się. -nie...nie mam okresu. Po prostu jakoś od rana boli mnie głowa i jestem taka niemrawa..

-Mogę pójść do apteki.

-Nie...chyba mam jakieś proszki, więc nie trzeba. Ale dziękuję za chęci.-powiedziałam i pocałowałam go w policzek.

-Wolałbym tu.-mówi wskazując na swoje usta z łobuziarskim uśmiechem.-Ale tutaj też może być... Dobra to ja będę spadał, a ty może się połóż i odpocznij bo w końcu za 2 dni bal.

-Masz rację powinnam odpocząć. Ech... przepraszam mieliśmy ten dzień spędzić...

-Cii... o to się nie martw, ważne żebyś teraz odpoczeła.- mówi i zakłada kosmyk moich włosów za ucho. Zobaczymy się jutro?

-Jasn... ojj umm jutro nie mogę... Jadę po sukienkę na bal.

-W takim razie zobaczymy się w dniu balu.- mówi.- już nie mogę się doczekać.-powiedział i złożył delikatny pocałunek na moim czole.- do zobaczenia.- powiedział i wyszedł zostawiając mnie samą w domu.

Znowu nie potrafię normalnie funkcjonować... a to wszystko przez Chrisa...

Pov Dylan

-Wchodzimy?- pyta Evan.

-Chyba po to tu przyjechaliśmy!- mówi ostro Matt i kopie w drzwi, które wypadają z nawiasów. Od razu dostrzegam Alana z innymi typami.

-Hohohoho kopę lat... Dawno się nie widzieliśmy, co nie chłopaki?- mówi ucieszony Alan.

-Zaraz ci ten uśmiech zniknie z  twarzy.- mówi ostro Olivier.

- Nie no spokojnie chłopcy, towaru starczy dla każdego. -mówi Alan.

-Słyszeliśmy, że straciłeś towar warty 150 tysięcy...-mówi Matt, a Alan patrzy na nas w milczeniu.

-Sprytni jesteście, ale... Mam wrażenie, że Wiktoria miała coś z tym wspólnego.-powiedział Alan.

-Jej w to nie mieszkaj.- mówię ostro.

-Ależ oczywiście... ona już w tym tkwi. - mówi.- i to jest wina Collinsa.

-Nie pieprz... - powiedziałem.

-Wiesz ja dopiero mogę... ale jeśli mowa o Chrisie... nie trzyma się umowy.

-To ty nie trzymasz się umowy! -mówi Matt.- kazałeś swoim ludziom go zabić na torze wyścigowym. Ale pech sprawił, że ci się nie udało.

- O co wam chodzi? Przestańcie, przecież to była tylko zabawa. -mówi  rozbawiony Alan.

-Na twoim miejscu miałbym się na baczności. -mówię.

-Ja nie odstąpiłem od umowy może w nawet małym stopniu, ale jeśli Chris rzeczywiście wróci, zacznie się wojna... wtedy wszystkie triki które do tej pory były zakazane będą dozwolone...-mówi.

-Wojna to wojna... ale osoby trzecie nie biorą w tym udziału!- powiedziałem.

- Chodzi ci o Wiktorię?- pyta mnie.- w takim razie jesteś głupi jeśli uważasz, że tak po prostu zostawię ją spokoju.

-Tak myślałem... ale wiedz, że jeśli spadnie jej włos z głowy, Chris nie będzie miał żadnych skrupułów żeby dorwać cię i zrobić z tobą co tylko będzie chciał. To samo my.

-Zabawne... jakoś nic mi wtedy nie zrobiliście kiedy ją potrąciłem...

-Ukrywałeś się wtedy Alan ukrywałeś się jak zwykły szczur, a więc nie pierdol...

- Nie ukrywałem się po prostu to wy nie potrafiliście mnie znaleźć, a przez ten cały czas byłem obok... chociaż nie powiem, większość czasu spędzałem z Wiktorią, a ona biedna nawet nie miała o tym pojęcia...

-Ty chory pojebie!-warknąłem.

-Śmiesznie było widzieć jak obydwoje się do niej przystawialiście...- mówi cicho się śmiejąc.- latałeś za nią jak szczeniak, ale ona i tak wolała jego.- powiedział, a ja nie wytrzymując ruszyłem w jego stronę przez co jego ludzie natychmiast wymierzyli we mnie swoimi brońmi.

-Dylan!- krzyknął w moją stronę Evan.- chodź tu on nie jest tego wart...

-Prawda zawsze boli.-powiedział do mnie cicho Alan.

-Z chęcią sam odstrzele ci łeb.- warknąłem.

-Świetnie...a teraz na poważnie i powiem tylko raz, niech Chris nie wraca!

-Za późno. -mówię.

Poprawione przez: @cvtiepie97

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro