Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Odebrałam swoją walizkę i kieruję się w stronę wyjścia z lotniska, gdzie powinna czekać na mnie mama. Duże szklane drzwi rozsuwają się, a ja od razu zauważam ją stojącą przy aucie.

-Wiktoria!- mówi szczęśliwa podchodząc do mnie.-jak dobrze, że wróciłaś-powiedziała mocno mnie tuląc.

-Hej mamo.- mówię, ale jakoś bez humoru.

-Jejku, jak ty się zmieniałaś przez ten miesiąc.- mówi lustrując mnie.

-Bez przesady.- powiedziałam chywtając za walizkę i kierując się w stronę auta.

-Bez przesady? Wyglądasz jak czekoladka i schudłaś... a do tego masz o wiele jaśniejsze włosy... farbowałaś?-pyta otwierając bagażnik.

-Nieee...pewnie mi się rozjasniły przez słońce.-mówię zlewając temat mojej wagi i opalenizny.

-Pewnie tak.-mówi siadając do wozu, co ja również robię.

-A jak było ogólnie? Odpoczełaś?- pyta odpalając slinik.

-Bardzo fajnie, aż ciężko było mi z stamtąd wylatywać...no, ale cóż, musiałam.- mówię spoglądając za okno. Zauważyłam na plaży bardzo dużo ludzi... niby nic dziwnego, bo zawsze jest ich tam sporo, a do tego dzisiaj ostatni dzień wakacji i każdy korzysta...ale tam wręcz się od nich roiło.

-Mamo... -pytam nie odwracając wzroku od plaży.

-Tak?

-Co jest tak dużo ludzi na plaży?

-No wiesz, jest ciepło jutro już pierwszy...aaa zapomiałam.-mówi poklepując się lekko w czoło.- są organizowane podobno jakieś zawody w surfingu.- mówi, a ja marszczę brwi dopóki nie zapaliła mi się zielona lampka.

-Zatrzymaj się!-powiedziałam nagle.

-Słucham?- mówi zdziwiona.

-Chcę wysiąść.- mówię.

Mama zatrzymała się.

-Do domu wrócę pieszo.-powiedziałam i wyszłam z auta zostawiając ją zaskoczoną całą tą sytuacją.
Szybko przechodzę przez ulicę na drugą stronę udając się w kierunku organizowanych zawodów.

***

Stoję w tłumie klaszcząc.
Wiedziałam, że da radę.  Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem dzisiejszego turnieju i ta nagroda po prostu mu się należała.
Chciałabym do niego podejść i mu pogratulować, ale ostatnie nasze spotkanie nie należało do... właśnie, nawet nie wiem jak to nazwać... ostatni raz zerkam na odbierającego nagrodę Luka. Odwracam się z zamiarem powrotu do domu, ale niestety wpadam na czyjąś klatkę piersiową, podnoszę wzrok aby spojrzeć kto to.

- Wiktoria? Tak dawno cię nie widzieliśmy...- mówi Harry.

-Hej... właściwie to dopiero wróciłam do miasta.

-Luke wie, że tu jesteś?-zapytał.

-Umm nie.- odpowiadam niepewnie.

- W takim razie chodźmy do niego.- powiedział z uśmiechem łapiąc mnie po przyjacielsku za ramię.

-Nie, wiesz...ja tu przyszłam tylko na chwilę... i tak muszę już wracać, mama na mnie czeka.- zaczęłam wymyślać wszelkie wymówki, aby tylko nie spotkać się z Lukiem.

-Daj spokój, 5 minut napewno cię nie zabawi...

-Nie, ja naprawdę ni...- nie dokończyłam bo usłyszałam jego głos.

-Hej Harry!- krzyknął.- Z kim ty tam bajerę kręcisz, że nawet kumplowi nie pogratulujesz.- mówi rozbawionym podchodząc do nas bliżej, a ja przełykam głośno ślinę po czym odwracam się do niego przodem, a jego mina momentalnie się zmienia.

Patrzy na mnie z niedowierzaniem i jednocześnie szokiem...

-Hej.- powiedziałam cicho.- gratuluję.

-D-dzięki.- mówi nadal będąc w lekkim szoku.

- Dobra, to może ja pójdę... o tam.- powiedział i  szybko się ulotnił, ale żadne z nas nawet nie patrzyło gdzie.

- Wybacz mi, ale jestem mega zaskoczony twoją obecnością tutaj.- mówi Luke nerwowo przekazując swoje włosy.

-Obiecałam, że przyjdę to jestem.- mówię wzruszając ramionami.

A tak naprawdę to był czysty przypadek. Nie miałam w planach tutaj być, to stało się tak nagle...- myślę, ale oczywiście mu tego nie powiem.

-Sądziłam, że po ostatniej akcji  którą odwaliłem nie będziesz chciała mnie znać...- powiedział nerwowo się uśmiechając.

-Daj spokój Luke, co było to było, nie warto do tego wracać.- mówię co myślę.- a teraz przepraszam cię, ale muszę już wracać i jeszcze raz gratuluję.- mówię posyłając mu uśmiech który odwzajemnia.

-Hej Wiktoria!- powiedział kiedy odchodziłam. Odwróciłam się w jego stronę.- Bardzo ładnie wyglądasz.- mówi, a ja doskonale zdaję sobie sprawę, że ma na myśli moją opaleniznę i rozjaśnione przez słońce włosy.

Jednak mama miała rację.

***
Wchodzę do domu i nagle wszystkie negatywnie emocje wracają...a w mojej głowie ponownie pojawia się milion pytań na które nie nogę odpowiedzieć.
Szybko po schodach wbiegam na górę do mojego pokoju nie zwracając uwagi na mamę zamykam drzwi i kładę się na łóżku.

Dlaczego osoby które kocham tak po prostu ode mnie odchodzą?!

Mam łzy w oczach, a serce boli tak samo jak wcześniej.
Powinnam zostać na Florydzie...tam dawałam sobie jakoś radę, a tu nie mogę myśleć o niczym innym niż tylko o nim...
Próbuje go znienawidzić w myślach i udaję się, ale tylko na chwilę.

-Wiktoria.- mówi mama wchodząc do mojego pokoju.

-Pukaj!-krzyknęłam wycierając łzy.

-Kochanie, znowu płaczesz?-pyta zmartwiona.

-Wydaje ci się.-mówię wstając z łóżka.

-Nic mi się nie wydaję!-mówi.- to już trwa zbyt długo Wiktoria...

-Co masz na myśli?-pytam spoglądając na nią.

-Obawiam się, że musimy iść do...-zawachała się.

-Iść gdzie?- pytam ostrym tonem podchodząc do niej bliżej.

Jeśli powie to o czym myślę to...

-Iść do psychologa.-powiedziała.

Stanęłam w miejscu patrząc na nią bez słowa.

-Widzę jak się męczysz...

-Chcesz żebym przechodziła przez to kolejny raz?- pytam usiłując opanować emocje.

-Dziecko, widzę jak się zachowujesz przed, jak i po wyjeździe nic się nie zmieniło, nadal zameczasz się tym wszystkim, to cię powoli niszczy! Popatrz na siebie.- mówi wskazując na moje ciało.- schudłaś i to dużo tak samo jak po śmieci ojca... tak samo jak teraz płakałaś dzień i noc... Chcę ci pomóc i to jest jedyne rozwiązanie.- mówi chcąc mnie przytulić, ale robię krok w tył.

-Wszystko ze mną okej...-mówię jak jest.- i nie mam zamiaru kolejny raz łykać tych prochów i dzielić się swoim życiem z obcym człowiekiem!- krzyczę mając łzy w oczach.

-To psycholog Wiktoria! psycholog... a tobie się tylko wydaje, że wszystko jest dobrze! Jestem twoją matką i widzę, że z tobą nie jest dobrze.- mówi, a jej oczy są szkliste.

-Jest okej.- mówię i sama nie wiem czy tak jest, czy może próbuje się oszukać.

-Jest okej?- zakpiła.- to dlaczego nie chciałaś jeść u cioci i nie mogłaś spać budząc się w środku nocy? Wyjaśnij mi to jeśli nadal uważasz, że jest Okej!!-krzyknęła.- to są objawy depresji, którą już wcześniej miałaś... -mówi już trochę spokojniej. -Wiktoria, musisz tam iść.

Patrzę na nią nic nie mówiąc i teraz wiem, że ma rację, ma cholerną rację... będąc na Florydzie było mi trochę lepiej, poniekąd pomagał mi w tym Nathan, dzięki niemu przez chwilę zapominałam o tym jak bardzo zostałam zraniona, ale teraz jestem tu  bez niego i będzie mi o wiele ciężej...

-Okej.- szepnełam.- zrobię to.

Poprawione przez: @cvtiepie97

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro