Rozdział 14
Odebrałam swoją walizkę i kieruję się w stronę wyjścia z lotniska, gdzie powinna czekać na mnie mama. Duże szklane drzwi rozsuwają się, a ja od razu zauważam ją stojącą przy aucie.
-Wiktoria!- mówi szczęśliwa podchodząc do mnie.-jak dobrze, że wróciłaś-powiedziała mocno mnie tuląc.
-Hej mamo.- mówię, ale jakoś bez humoru.
-Jejku, jak ty się zmieniałaś przez ten miesiąc.- mówi lustrując mnie.
-Bez przesady.- powiedziałam chywtając za walizkę i kierując się w stronę auta.
-Bez przesady? Wyglądasz jak czekoladka i schudłaś... a do tego masz o wiele jaśniejsze włosy... farbowałaś?-pyta otwierając bagażnik.
-Nieee...pewnie mi się rozjasniły przez słońce.-mówię zlewając temat mojej wagi i opalenizny.
-Pewnie tak.-mówi siadając do wozu, co ja również robię.
-A jak było ogólnie? Odpoczełaś?- pyta odpalając slinik.
-Bardzo fajnie, aż ciężko było mi z stamtąd wylatywać...no, ale cóż, musiałam.- mówię spoglądając za okno. Zauważyłam na plaży bardzo dużo ludzi... niby nic dziwnego, bo zawsze jest ich tam sporo, a do tego dzisiaj ostatni dzień wakacji i każdy korzysta...ale tam wręcz się od nich roiło.
-Mamo... -pytam nie odwracając wzroku od plaży.
-Tak?
-Co jest tak dużo ludzi na plaży?
-No wiesz, jest ciepło jutro już pierwszy...aaa zapomiałam.-mówi poklepując się lekko w czoło.- są organizowane podobno jakieś zawody w surfingu.- mówi, a ja marszczę brwi dopóki nie zapaliła mi się zielona lampka.
-Zatrzymaj się!-powiedziałam nagle.
-Słucham?- mówi zdziwiona.
-Chcę wysiąść.- mówię.
Mama zatrzymała się.
-Do domu wrócę pieszo.-powiedziałam i wyszłam z auta zostawiając ją zaskoczoną całą tą sytuacją.
Szybko przechodzę przez ulicę na drugą stronę udając się w kierunku organizowanych zawodów.
***
Stoję w tłumie klaszcząc.
Wiedziałam, że da radę. Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem dzisiejszego turnieju i ta nagroda po prostu mu się należała.
Chciałabym do niego podejść i mu pogratulować, ale ostatnie nasze spotkanie nie należało do... właśnie, nawet nie wiem jak to nazwać... ostatni raz zerkam na odbierającego nagrodę Luka. Odwracam się z zamiarem powrotu do domu, ale niestety wpadam na czyjąś klatkę piersiową, podnoszę wzrok aby spojrzeć kto to.
- Wiktoria? Tak dawno cię nie widzieliśmy...- mówi Harry.
-Hej... właściwie to dopiero wróciłam do miasta.
-Luke wie, że tu jesteś?-zapytał.
-Umm nie.- odpowiadam niepewnie.
- W takim razie chodźmy do niego.- powiedział z uśmiechem łapiąc mnie po przyjacielsku za ramię.
-Nie, wiesz...ja tu przyszłam tylko na chwilę... i tak muszę już wracać, mama na mnie czeka.- zaczęłam wymyślać wszelkie wymówki, aby tylko nie spotkać się z Lukiem.
-Daj spokój, 5 minut napewno cię nie zabawi...
-Nie, ja naprawdę ni...- nie dokończyłam bo usłyszałam jego głos.
-Hej Harry!- krzyknął.- Z kim ty tam bajerę kręcisz, że nawet kumplowi nie pogratulujesz.- mówi rozbawionym podchodząc do nas bliżej, a ja przełykam głośno ślinę po czym odwracam się do niego przodem, a jego mina momentalnie się zmienia.
Patrzy na mnie z niedowierzaniem i jednocześnie szokiem...
-Hej.- powiedziałam cicho.- gratuluję.
-D-dzięki.- mówi nadal będąc w lekkim szoku.
- Dobra, to może ja pójdę... o tam.- powiedział i szybko się ulotnił, ale żadne z nas nawet nie patrzyło gdzie.
- Wybacz mi, ale jestem mega zaskoczony twoją obecnością tutaj.- mówi Luke nerwowo przekazując swoje włosy.
-Obiecałam, że przyjdę to jestem.- mówię wzruszając ramionami.
A tak naprawdę to był czysty przypadek. Nie miałam w planach tutaj być, to stało się tak nagle...- myślę, ale oczywiście mu tego nie powiem.
-Sądziłam, że po ostatniej akcji którą odwaliłem nie będziesz chciała mnie znać...- powiedział nerwowo się uśmiechając.
-Daj spokój Luke, co było to było, nie warto do tego wracać.- mówię co myślę.- a teraz przepraszam cię, ale muszę już wracać i jeszcze raz gratuluję.- mówię posyłając mu uśmiech który odwzajemnia.
-Hej Wiktoria!- powiedział kiedy odchodziłam. Odwróciłam się w jego stronę.- Bardzo ładnie wyglądasz.- mówi, a ja doskonale zdaję sobie sprawę, że ma na myśli moją opaleniznę i rozjaśnione przez słońce włosy.
Jednak mama miała rację.
***
Wchodzę do domu i nagle wszystkie negatywnie emocje wracają...a w mojej głowie ponownie pojawia się milion pytań na które nie nogę odpowiedzieć.
Szybko po schodach wbiegam na górę do mojego pokoju nie zwracając uwagi na mamę zamykam drzwi i kładę się na łóżku.
Dlaczego osoby które kocham tak po prostu ode mnie odchodzą?!
Mam łzy w oczach, a serce boli tak samo jak wcześniej.
Powinnam zostać na Florydzie...tam dawałam sobie jakoś radę, a tu nie mogę myśleć o niczym innym niż tylko o nim...
Próbuje go znienawidzić w myślach i udaję się, ale tylko na chwilę.
-Wiktoria.- mówi mama wchodząc do mojego pokoju.
-Pukaj!-krzyknęłam wycierając łzy.
-Kochanie, znowu płaczesz?-pyta zmartwiona.
-Wydaje ci się.-mówię wstając z łóżka.
-Nic mi się nie wydaję!-mówi.- to już trwa zbyt długo Wiktoria...
-Co masz na myśli?-pytam spoglądając na nią.
-Obawiam się, że musimy iść do...-zawachała się.
-Iść gdzie?- pytam ostrym tonem podchodząc do niej bliżej.
Jeśli powie to o czym myślę to...
-Iść do psychologa.-powiedziała.
Stanęłam w miejscu patrząc na nią bez słowa.
-Widzę jak się męczysz...
-Chcesz żebym przechodziła przez to kolejny raz?- pytam usiłując opanować emocje.
-Dziecko, widzę jak się zachowujesz przed, jak i po wyjeździe nic się nie zmieniło, nadal zameczasz się tym wszystkim, to cię powoli niszczy! Popatrz na siebie.- mówi wskazując na moje ciało.- schudłaś i to dużo tak samo jak po śmieci ojca... tak samo jak teraz płakałaś dzień i noc... Chcę ci pomóc i to jest jedyne rozwiązanie.- mówi chcąc mnie przytulić, ale robię krok w tył.
-Wszystko ze mną okej...-mówię jak jest.- i nie mam zamiaru kolejny raz łykać tych prochów i dzielić się swoim życiem z obcym człowiekiem!- krzyczę mając łzy w oczach.
-To psycholog Wiktoria! psycholog... a tobie się tylko wydaje, że wszystko jest dobrze! Jestem twoją matką i widzę, że z tobą nie jest dobrze.- mówi, a jej oczy są szkliste.
-Jest okej.- mówię i sama nie wiem czy tak jest, czy może próbuje się oszukać.
-Jest okej?- zakpiła.- to dlaczego nie chciałaś jeść u cioci i nie mogłaś spać budząc się w środku nocy? Wyjaśnij mi to jeśli nadal uważasz, że jest Okej!!-krzyknęła.- to są objawy depresji, którą już wcześniej miałaś... -mówi już trochę spokojniej. -Wiktoria, musisz tam iść.
Patrzę na nią nic nie mówiąc i teraz wiem, że ma rację, ma cholerną rację... będąc na Florydzie było mi trochę lepiej, poniekąd pomagał mi w tym Nathan, dzięki niemu przez chwilę zapominałam o tym jak bardzo zostałam zraniona, ale teraz jestem tu bez niego i będzie mi o wiele ciężej...
-Okej.- szepnełam.- zrobię to.
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro