Rozdział 12
-Co? Chcesz mnie zostawić samą? -pytam spanikowana.
-Dasz radę...dziś jest i tak mało osób, a poza tym Sam bedzie za pół godziny, a ja naprawdę muszę już wyjść.-mówi Emily.
-Ehh...mam nadzieję, że to coś ważnego...-mówię poddając się.
-Randka.- pisnęła mi do ucha po czym wyszła jeszcze przed tym poprawiając włosy w lustrze.
Pokręciłam rozbawiona głową i obkręciłam się widząc zbierających się klientów.
Super...
***
Rozdwajam się jak tylko mogę, ale to nadal za mało, a przecież dzisiaj miało być tak "mało osób" jak to powiedziała Emily. Spoglądam na zegarek Sam bedzie dopiero za 20 minut. Wypuszczam głośno powietrze z ust i podaję gotowego drinka klientowi.
Nagle usłyszałam kaszlnięcie dlatego odwróciłam się w tamtą stronę.
-Ciężki dzień?- zapytał Nathan lekko się uśmiechając.
-Raczej ciężkie 30 minut.-mówię spoglądając na grupę zbierających się za barem osób.
-Przepraszam cię Nathan, ale muszę iść.- mówię posyłając mu wymuszony uśmiech i podchodzę do pewnej pary aby odebrać od nich zamówienie.
-Co podać?-pytam.
-Poprosimy dwa zimne drinki z sokiem pomarańczowym.-mówi mężczyzna podając mi pieniądze.
-Już się robi.-mówię i zabieram się do roboty.
-Pomogę ci.-usłyszałam za sobą, dlatego się odwróciłam.
-Nie... dam radę.-mówię wracając do robienia drinka.
-To nie było pytanie.-powiedział i zaczął mi pomagać.
-Dobra, a więc musisz teraz wziąść kostki lodu i...-nie dokończyłam bo mi przerwał.
-Wiem.-powiedział i posłał mi jeden z tych swoich seksownych uśmiechów.
Jaki on jest przystojn...eh zajmij się pracą!
***
-Proszę.-mówię podajac drinka i nagle poczułam coś zimnego na plecach. Podskoczyłam, a klienci spojrzeli na mnie pytająco, a ja tylko się sztucznie uśmiechnęłam.
- Wszystko w porządku?-zapytała kobieta.
-Tak tak wszytko gra.- mówię próbując się nie ruszać, bo mam coś bardzo zimnego pod bluzką.
Obydwoje spojrzeli na mnie jak na idiotkę.
Zabrali swoje drinki i poszli. Szybko włożyłam rękę pod bluzkę od strony pleców wyjmując lód.
Odwróciłam się w stronę Nathana, który patrzył na mnie rozbawiony.
-Jesteś Niepoważny!-mówię rozbawiona.
- Powiedz mi coś czego nie wiem.- powiedział opierając się o blat pokazując szereg swoich pięknych ząbków.
-Już jeste...a co on tu robi?- mówi Sam wskazując palcem na Nathana.
-Pomagał mi.- mówię jakby to było oczywiste podając mu swój fartuch.
-To zwykły podrywacz.-powiedział cicho Sam biorąc ode mnie fartuch.
-Wiem.- mówię i go wymijam.
Nathan robi to samo z pewnym siebie uśmiechem na twarzy.
-Nie lubię go.- odzywa się nagle Nathan.
-Sama?- pytam, a on przytakuje.- jak go lepiej poznasz to jest nawet spoko.
-Wątpię...- powiedział.
-Wy chłopcy...-mówię kręcąc głową.- A jak tam twoja siostra?- pytam.
-Jest w drodze do Kalifornii.-mówi.
-Ooo...a wasi rodzice co na to wszystko?
Nathan zacinął szczękę, a ja już żałuję, że o to zapytałam.
-Nie widzieliśmy ich już od miesiąca...-zaczął.-dla nich liczy się tylko praca, a nas mają gdzieś...tacy kochani rodzice.-powiedział sztucznie się uśmiechając.
-P-przepraszam, że o to zapytałam.
-Nie no okej...-mówi lekko się uśmiechając. -a ty kiedy wracasz do domu?-pyta.
-W niedzielę rano.-mówię smutniejąc.
-A ty skąd właściwie przyleciałaś?-pyta ciekawy.
-Z Kalifornii.-powiedziałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony.
-Mam tam dziadków.-mówi.-i właśnie do nich poleciała Vanessa. I jak to w ogóle możliwe, że będąc tam nie spotkałem cię ani razu?-zapytał cicho się śmiejąc.
-Może spotkałeś...
-Gdyby tak było pamiętałbym.-mówi przestając się śmiać.
Nie wiem czemu, ale serce zaczęło mi szybciej bić, a jego spojrzenie sprawiało, że zaczęłam się lekko denerwować.
-No teraz jak będziesz przyjeżdżał do dziadków, pisz do mnie to się spotkamy.- wypaliłam będąc pod wpływem jego spojrzenia.
Kurde co się ze mna dzieję???
-Bądź tego pewna.-powiedział stając w miejscu, a ja zrobiłam to samo. -przyjdę jutro po ciebie o 15:00.-mówi.
-To my gdzieś idziemy?-pytam zdziwiona, a on jedynie się zaśmiał.
-Festiwal.-mówi.
-Aaa no tak.-mówię i w myślach strzelam sobie kopniaka w twarz.
Jak ja mogłam o tym zapomnieć?!?!
-Wiem, że jestem seksowny i działam na dziewczyny, ale że aż tak bardzo?- zapytał z łobuziarskim usmiechem, a ja się lekko zaczerwieniłam.
-Nie bądź taki pewny siebie.-mówię, chociaż ma rację.
-Ale nie zaprzeczysz, że nie mam racji.-mówi chowając ręce w kieszeni nadal się uśmiechając.
-Masz rację, nie zaprzecze.-mówię.
Masz rację, że jesteś kurewsko przystojny i działasz na dziewczyny jak magnes. Masz rację, że w twojej obecności dziewczyny tracą rozum, masz cholerną rację Nathan!
-Tylko szkoda, że nie jestem odpowiedni dla osoby na której mi zależy.-powiedział i spojrzał na mnie w dziwny sposób. Moje całe ciało dostało gęstej skórki i poczułam motylki w brzuchu?
-Do zobaczenia jutro Wiktoria.-powiedział, odwrócił się na pięcie po czym odszedł.
Dlaczego wydaje mi się, że te słowa były skierowane do mnie? A może po prostu mi się wydaję. Spojrzałam w bok i dopiero teraz zauważyłam, że stoję przed domem cioci. Przez to wszystko nawet nie zauważyłam, że jesteśmy na miejscu.
***
Zerknęłam na zegarek, za dwie minuty piętnasta. Wzięłam swoją torebkę i zeszłam na dół.
-Wikt...ślicznie wyglądasz.-mówi ciocia.
-Dziękuję.-odpowiadam.
-Pamiętasz, że jutro o 9:00 masz samolot?-pyta podchodząc do mnie.
-Wiem... jestem już spakowana. Ale z chęcią bym tu została.-mówię prawdę.
-Wiesz, że ja nie mam nic przeciwko, ale...to twoja ostatnia klasa.-mówi, a ja doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
-Wiem wiem...ale trochę się boję...boję się, że jak tam wrócę znowu będę wrakiem człowieka.-powiedziałam wypuszczając głośno powietrze z ust.
-W życiu trzeba mieć odwagę i stawić czoła nieznanemu.-mówi przytulając mnie.-dasz radę, jesteś silna.
Nagle po domu rozległ się dzwonek do drzwi.
-To zapewne Nathan.-mówi ciocia oddalając się ode mnie z uśmiechem.
Poprawiłam włosy i pewnym krokiem ruszyłam do drzwi. Gdy je otworzyłam stał tam Nathan opierając się o futryne drzwi lustrując mnie od góry do dołu.
-Pięknie wygladasz.-powiedział w końcu patrząc mi w oczy.
-Dziękuję.-mówię.-ty również wyglądasz nie najgorzej.-zażartowałam.
-Starałem się.-mówi również się śmiejąc.
-Udało ci się.-powiedzałam.
-To w takim razie ruszamy blondyna?-zapytał, a ja się zaśmiałam.
-Ruszamy dupku.-mówię z uśmiechem na twarzy.
***
-Jejku nie miałam pojęcia, że tu będzie tak dużo osób.- mówię rozglądając się na wszystkie strony.
-To jeszcze nic, zobaczysz późnej jak dużo będzie, będą sztuczne ognie.- powiedział zaplatając rękę na moją szyję.
-Sztuczne ognie?!- zapytałam zdziwiona jednocześnie podekscytowana.
-Yhm.- powiedział z uśmiechem na twarzy.
-To będzie huczne zakończenie wakacji..-mówię do siebie.
-Oj tak.- mówi Nathan słysząc moje słowa.
***
-Panie i Panowie już za 15 minut będziecie mogli podziwiać sztuczne ognie. Mam nadzieję, że się dobrze bawicie i ta zabawa będzie trwała do samego końca.-powiedział jakiś facet przez dyktafon. A ja zupełnie jak małe dziecko nie mogłam doczekać się fajerwerków.
-Chodź.- powiedział Nathan łapiąc mnie za rękę, prowadząc w nieznanym kierunku.
- Ale ja chcę zobaczyć fajerwerki.- mówię jak małe dziecko, a ten jedynie się zaśmiał.
-Znam miejsce gdzie będziesz widziała je doskonale.
Po niespełna 10 minutach znaleźliśmy się po drugiej stronie odbywającego festiwalu. A co najlepsze na molo.
Było tu naprawdę pięknie, weszliśmy na molo idąc na sam koniec, świeże powietrze dźwięk stykających się fal. To miejsce sprawiało, że wszystkie negatywne emocje i obawy zeszły ze mnie w mgnieniu oka.
Spojrzałam na drugą stronę gdzie wszyscy się bawili i mimowolnie się uśmiechnęłam. Stanęłam między barierkami czując obecność szatyna za sobą.
-Zostań tu Wiktoria.- szepcze mi do ucha ogarniając moje włosy. Przychodzi mnie dreszcz przez to zamykam oczy. Biorę głęboki oddech i odwracam się w jego stronę widząc jaki jest poważny, a jego tęczówki wlepione w moje tylko błagają żebym się zgodziła.
Poprawione przez: @cvtiepie97
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro