Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9.1

Pomimo wieczornego balu, Oświeceni nie mieli wiele czasu dla siebie. Intensywność ich treningu najlepiej potwierdzała to, że sytuacja jest poważna, a problemy – naglące.

Pomiędzy zajęciami z dyplomacji a jazdy konnej, mieli właściwie tylko dwadzieścia minut przerwy, by nieco ochłonąć, poukładać sobie myśli i przebrać się, bądź to w stroje, których zawsze używali do ćwiczeń, bądź specjalnie przystosowane do jazdy.

Na placu czekali już na nich ich nauczyciele. Acz jedynie blondynka o dojrzałej urodzie i ciepłym spojrzeniu niebieskich oczu, która przedstawiła się jako Shana, była nowa dla wszystkich. Drugim z nauczycieli był Jessum. Książę stał przy swoim potężnym białym ogierze, ubrany jak dotąd w najbardziej szczelny strój ze wszystkich, jakie zaprezentował. Był rozluźniony jak zawsze i powitał wszystkich szczerym, promiennym uśmiechem. Na snopach siana natomiast zasiadał Liam

Nim zaczęły się właściwe zajęcia, Shana poinformowała zgromadzonych, że jeśli ktoś potrafi jeździć konno, jest zwolniony z obecności na zajęciach, bo póki co będą obejmowały jedynie podstawy, bez zastosowania bojowego.

Raina zgłosiła się pewnie i bez chwili zawahania podeszła do klaczy. Dosiadła jej zgrabnie. Wszystko wskazywało na to, że bez trudu udowodni, iż jest dobrym jeźdźcem. Koń jednak stanął dęba, wyrywając się rąk Shany, a następnie pognał do przodu.

Kiedy Raina niesiona na końskim grzbiecie minęła bramę prowadzącą do miasta, Jessum wskoczył na swojego białego olbrzyma i spinając go krzyknął, że ją przyprowadzi. Nim Shana czy Diana zdążyły zareagować, książę gonił już Oświeconą.

Plan Rainy powiódł się idealnie. Udało jej się skraść całe południe dla siebie, omijając lekcję jeździectwa, a w dodatku miała konia, na którego grzbiecie chciała wyrwać się poza mury Saljan. Co było niemal na wyciągnięcie ręki, bo wypadła z zamku na kamienny plac, gdzie postawiła stopę po raz pierwszy kilka dni temu.

Kiedy przemknęła obok fontanny, usłyszała dźwięk będący sygnałem, że wszystko może się posypać. Dyskretne zerknięcie za siebie wystarczyło, by ujrzeć ogromnego ogiera śnieżnobiałej maści, na którego grzbiecie pędził Jessum. Kopyta obu galopujących zwierząt dudniły o bruk.

Popędzając konia, wyminęła wyjeżdżający z jednej uliczki wóz, którego brązowa, śmierdząca zawartość mogła być wszystkim. Wyminięcie wozu nie udało się księciu, który musiał gwałtownie powstrzymywać konia i uciekać w jedną z bocznych uliczek, by nie zrobić krzywdy sobie, zwierzęciu i przechodniom. Pościg jednak szybko powrócił na ogon klaczy Oświeconej. Strzepując z siebie resztki kurzego pierza, Jessum kontynuował gonitwę z determinacją wymalowaną na twarzy. Jednak poza nią malowało się na niej też zmartwienie.

Książę był znakomitym jeźdźcem. Udowodnił to już wcześniej, ale manewr, który wykonał, by uniknąć niebezpiecznego zderzenia tylko to podkreślił. Kiedy Raina przemknęła jak tornado pomiędzy dwoma mieszkańcami pchającymi wózki, Jessum musiał nad nimi przeskoczyć. Krig napiął potężne mięśnie i oderwał się od ziemi, wyskakując tak wysoko, jakby miał skrzydła. Potężne ciało ogiera wylądowało ze stukotem kopyt o bruk i pomknęło dalej w ślad za Oświeconą.

Kiedy pościg docierał do bram Saljan, dwie strażniczki z wahaniem patrzyły na pędzące zwierzęta. Trzymane w dłoniach halabardy były gotowe do zagrodzenia drogi, ale w ich oczach czaiło się wahanie. Zrobiły krok w przód, próbując stanąć na drodze rozpędzonej klaczy. Donośny krzyk Jessuma, by przepuściły, zmusił je do rozstąpienia się. Najpierw Raina, a chwilę później książę, przemknęli przez bramy Saljanu, kierują się w stronę lasu.

Chociaż koń, którego dosiadała Rainy był młody i szybki, to jeszcze podczas ucieczki przez miasto okazało się, że ogromny biały ogier Jessuma jest znacznie szybszy. I tylko typowe dla ucieczki przez miasto przeszkody spowolniły pościg na tyle, że Oświecona zdołała wyjechać za mury, kierując się do lasu. Usłyszała wyraźniejszy tętent kopyt pędzącego zwierzęcia. Chwilę później dostrzegła zrównującego się z nią księcia, który zbliżył się do niej niebezpiecznie blisko i wyciągnął w siodle. Manewr, jaki wykonał mężczyzna, był jednocześnie niebezpieczny, lekkomyślny, ale i bardzo efektowny. W pędzie wyskoczył z własnego siodła, by zasiąść tuż za Rainą, złapać pewnie lejce jej konia i rozpocząć walkę o zatrzymanie rumaka.

– Nic ci się nie stało? – zapytał, kiedy koń zatrzymał się mniej więcej w połowie drogi pomiędzy Saljan a lasem.

Większości ludzi wydaje się, że koń może daleko ponieść, ale nie biorą pod uwagę, że jedynie wytrawny jeździec jest w stanie utrzymać się w siodle wystarczająco długo, by tak się stało – pozostali dość szybko lądują na ziemi. Wprawdzie koń wyglądał jak spłoszony, co wynikało głównie z niecierpliwości Rainy, która zapomniała, że nie jest to Rael, ale sama ucieczka przez miasto powinna dać Jessumowi do myślenia. Nawet jeśli początkowo jazda Rainy była dość niezgrabna, szybko dostosowała się do ruchów konia, który nie zwalniał, popędzany przez dziewczynę. Ostatecznie jednak biedne zwierzę odnotowało dodatkowy ciężar na swym grzbiecie, a szarpnięcie za uzdę zmusiło je zatrzymania się.

– Wystarczyło powiedzieć, że chcesz się wybrać ze mną na przejażdżkę, książę. Nie musiałeś od razu straszyć tego biednego zwierzęcia. Podobne preteksty do bliskości również nie są potrzebne w moim przypadku – powiedziała rozbawiona, zerkając na niego ponad ramieniem.

Jessum westchnął ciężko. Przerzucając nogę przez siodło, nad zadem konia, zsunął się na ziemię. Zagwizdał na białego olbrzyma, który ruszył wolno w ich stronę.

– Musiałaś robić taką scenę? – zapytał z lekko karcącą nutą w głosie, unosząc brew.

– Od troski do karcenia. Książę, zmieniasz zdanie szybciej niż ja rano – odparła tym samym, co wcześniej, tonem. – To nie była scena, Jessumie. To było pragnienie wolności i niedocenienie mojej partnerki w ucieczce – odparła, klepiąc konia po szyi.

– Wam wszystkim tylko ucieczki w głowie – westchnął raz jeszcze, kręcąc głową. Karcący ton zniknął z jego głosu. – Pragnienie wolności zabrania ci towarzystwa w twojej ucieczce?

– Bynajmniej. A skoro nam wszystkim ucieczki w głowie to może najwyższa pora przestać traktować nas jak więźniów – zasugerowała z nikłym śladem rozbawienia. – I nie musiałeś tak szybko uciekać z tego cudownego zwierzęcia. Kto wie czy koń znowu nie poniesie... – dodała już z trudem maskując rozbawienie.

– Jeśli poniesie, to znowu będę skakał z jednego konia na drugiego – odparł, przywołując delikatny uśmiech. Zerknął na potężnego rumaka, który zatrzymał się przy nim, by zwinnie wspiąć się na jego grzbiet. – Wiesz, taka forma gimnastyki to zawsze jakieś urozmaicenie od ciągłego machania mieczem.

– Znam inne rodzaje gimnastyki, które są znacznie ciekawsze i bardziej przyjemne – ripostowała z uśmiechem.

Książę zaśmiał się, zwracając konia w kierunku lasu. Trącił go delikatnie piętami, ruszając w wolno w tamtą stronę.

– Każdy zna takie rodzaje gimnastyki, jakie lubi, Raino.

– A czasem lubi tylko te, które dotychczas poznał. Albo też dotychczas miał do innych złego partnera. Jak randka, książę? Owocna?

– Randka? – zapytał, zerkając na Rainę.

– Z kapitan straży, mój drogi książę.

Jessum zaśmiał się.

– Kobiety...pewnie już pół Valtharn o niej wie – pokręcił głową ze śmiechem. – Miło spędziliśmy czas, poznaliśmy się lepiej. Więc tak, była owocna.

– Podobnych tajemnic zapewne nie da się utrzymać w sekrecie, gdy jest się obiektem pożądania połowy królestwa. Dodam, że drugą połowę stanowią mężczyźni.

Nie miała pewności co do swoich słów, ale wystarczyło spojrzeć na Jessuma, by wysnuć podobny wniosek.

– Połowy królestwa Saljan, Hashi, Sandi, Nimani, Elfów? – dopytywał nie przestając się uśmiechać. – Nie przesadzajmy, Raino. Może i mogę się podobać płci przeciwnej, ale nie każdej dziewczynie czy kobiecie.

Wyprzedziła Jessuma i dosłownie zajechała mu drogę, zmuszając do zatrzymania się.

– Zastanówmy się... Cudowne włosy w nietypowym kolorze – zaczęła, przyglądając mu się badawczo. – Niezwykłe oczy. Niesamowite ciało... które teraz bezczelnie zasłonięto. Zdecydowanie wolałam twój strój podczas pierwszego spotkania w Saljanie. Cóż, tak czy inaczej, wniosek nasuwa się jeden.

– Mnie nasuwa się inny – odparł z łobuzerskim uśmiechem. – Czyżbyś była zazdrosna?

– Raczej drżę o własne życie. Mężczyźni, którzy są obiektem pożądania wielu kobiet, z definicji uchodzą za niebezpiecznych.

– Sugerujesz, że mógłbym ci coś zrobić? – zapytał zaintrygowany.

– Chciałabym, ale nawet o tym nie marzę. Większym zagrożeniem są natomiast twoje wielbicielki.

Książę zaśmiał się.

– Przesadzasz, Raino. Schlebia mi, co mówisz, ale nie jestem jedynym mężczyzną w okolicy. Jest jeszcze Liam, Isaac, Eryk, Alan. Musiałbym rzucić na siebie jakiś urok, żeby nagle wszystkie kobiety zauważały tylko mnie.

– Możesz spisać dla mnie tą listę? – zapytała rozbawiona. – Pozwól, książę, że oceną mężczyzną zajmę się ja. Zachowaniem kobiet również, bo skoro jestem kobietą, to łatwiej mi je przewidzieć.

– Podobno same nie wiecie czego chcecie, więc jak możesz je przewidzieć? – zapytał rozbawiony, wymijając jej konia i ponownie ruszając wolno przed siebie. – Chcesz listę ograniczającą się do Saljan, czy może do wszystkich w Valtharn, którzy przyjdą mi do głowy?

– To zależy, książę. Na jak długie i... owocne zajmowanie czasu mogę liczyć z twojej strony?

– To zależy co masz na myśli.

– Dokładnie to, co powiedziałam, Jessumie.

– Dzisiaj do balu na pewno. Chyba, że przyjmiesz moje zaproszenie i pozwolisz być twoim partnerem na balu.

– Jeśli mam ryzykować własnym życiem na balu i narazić się wspomnianej połowie królestwa, muszę wiedzieć, jakie obowiązki i korzyści się z tym wiążą.

– Obowiązki? Właściwie to znoszenie mojego towarzystwa jest głównym i jedynym obowiązkiem – odparł z uśmiechem. – Co do korzyści... cóż, przyjdę po ciebie przed balem, będę zabawiał na balu, uwalniając od towarzystwa nudziarzy i odprowadzę po balu do komnaty.

– Nie ukrywam, że ostatnia oferta brzmi nad wyraz kusząco. Co jednak z kapitan straży? Nie będziesz kontynuował owocnego poznawania jej?

– A czy jedno wyklucza drugie?

– Zastanawia mnie dlaczego to nie ją zaprosiłeś na bal – powiedziała wprost.

Wzruszył ramionami.

– Ktoś inny chciał ją zaprosić.

Zerknął kątem oka na Rainę.

– To, że jesteśmy przyjaciółmi nie znaczy, że musiałem to być ja. Mogę zaprosić kogoś innego.

– Przyjaciółmi? Wydawało mi się, że poznanie się było bardziej owocne.

Sama nie wiedziała, dlaczego tak bardzo przyczepiła się jego określenia.

– Dowiedzieliśmy się czegoś o sobie, spędziliśmy miło czas. Więc było owocne dla mnie. To określenie dla każdego oznacza coś innego.

– Czy przyjaźń jest aby na pewno wszystkim, czego od niej oczekujesz? – zapytała z podejrzliwością wymieszaną z rozbawieniem.

– Nie narzucam niczego nikomu. Stwierdziła, że ceni sobie swoją wolność i chce mieć we mnie przyjaciela. Szanuję to i ma moją przyjaźń.

– Aż żal bierze, gdy podobny mężczyzna staje się wyłącznie przyjacielem.

Podobno nie ma lepszej kastracji dla faceta niż stwierdzenie „zostańmy przyjaciółmi", dopowiedziała w myślach. Biedny Jessum.

– A teraz, książę, dołączysz do mnie na siodle, czy też znowu muszę płoszyć to biedne zwierzę?

Jessum uśmiechnął się do Rainy.

– Dlaczego mam obciążać to piękne zwierzę swoim książęcym majestatem, skoro mój koń bez problemu go znosi? Teraz na grzbiecie nie czuje żadnego ciężaru, ale gdybym się dosiadł...cóż, obawiam się, że odmówiłby dalszej jazdy.

– W takim razie możemy się na chwilę zamienić, książę. Jestem przyzwyczajona do bardzo dobrych jeźdźców i nie mniej dobrych koni. Na tym nie będę w stanie pokazać ci jak dobrze... hm... ujeżdżam. O ile oczywiście twój koń zniesie mój już nie książęcy majestat.

– Krig jest... cóż, humorzasty – jakby na potwierdzenie, koń prychnął. – No i udowodniłaś mi, że potrafisz jeździć konno podczas gonitwy przez ulice Saljan. Dwa razy musiałem przeskakiwać nad głowami biednych mieszkańców.

– W takim razie po co ta gonitwa, książę? Czyżbyś aż tak lubił polowania?

– Nie mogłem pozwolić, by stała ci się krzywda, gdyby koń zachował się w sposób nieprzewidywalny. I byłem ciekaw czemu tak pędzisz.

– Nie byłby to mój pierwszy upadek w życiu. A skoro już wyrwałam się na wolność to możesz zaproponować jakieś miejsce warte odwiedzenia?

– Mógłbym, ale to miesiąc drogi stąd – odparł rozbawiony, śmiejąc się dźwięcznie. – Zależy co chcesz zobaczyć – dodał już poważniej.

– Książę, wykaż się w tej kwestii inicjatywą, a ja odwdzięczę się tym samym w innej.

Jessum nie zmieniał kierunku jazdy, prowadząc ich w kierunku lasu.

– Nie będziemy zapuszczać się głęboko, bo tutejsze lasy są niebezpieczne. Ale jest jedno miejsce, które jest warte odwiedzenia.

– Zdaję się w takim razie na ciebie.

– Tak szybko obdarzasz mnie zaufaniem? – zapytał, odwracając głowę w jej strony. Oczy koloru wrzosu przyglądały się jej twarzy z zainteresowaniem.

– W końcu ruszyłeś mi na ratunek, prawda?

– Którego nie potrzebowałaś – odbił piłeczkę.

– Nie takiego, jaki w danej chwili oferowałeś, książę. Ale ratunek innego rodzaju jest nadal mile widziany – odpowiedziała, uśmiechając się kusząco.

– A czyż w tej chwili cię nie ratuję od murów Saljan? Dzięki mnie możesz się przecież wyrwać na jakiś czas.

Zaczynała zastanawiać się, na ile Jessum nie rozumie, a na ile nie chce rozumieć.

– Niezupełnie to miałam na myśli, ale możemy przyjąć i taką wersję.

Książę odpowiedział jej łobuzerskim uśmiechem, z szelmowskim błyskiem w oku. Spiął konia, nieco przyspieszając.

Kilkanaście minut później minęli już linię drzew wjeżdżając do lasu. Książę jechał wolno, trzymając się blisko Rainy. Rozglądał się po okolicy, siedząc wyprostowany w siodle.

Nawet gdyby nie wiedziała, że Jessum jest księciem, jedno spojrzenie na niego wystarczyło, by pozbyć się wszelkich wątpliwości. Nie musiał robić nic niezwykłego, jak w tej chwili. Siedział tylko na końskim grzbiecie, a jednak roztaczał wokół siebie delikatną aurę majestatu i pewności siebie, może też jakiejś tajemnicy. Co jakiś czas zerkał na Rainę, posyłając jej promienny uśmiech, który mógłby wywalić z siodła lub sprawić, że stojąca kobieta przestawała być pewna za swoje nogi.

W końcu Jessum zatrzymał się, zeskoczył z siodła i podszedł do Rainy, by pomóc jej zejść z jej wierzchowca. Następnie podprowadził oba koniec do jednego drzewa, poluzował wiązania, przywiązał je do jednego z drzew i, przykładając palec do ust, wziął Rainę za rękę. Poruszając się ostrożnie, w ciszy pokonali kilka metrów.

Las wokół nich żył. Liście szumiały na wietrze, ptaki śpiewały w listowiu, a także szumiała gdzieś leniwie woda. Kiedy Jessum się zatrzymał, przykucnął, odgarnął ręką kilka gałęzi krzewów, by Raina mogła zobaczyć bajkowy widok. Bajkowy tym bardziej, że w powietrzu unosiły się niewielkie wróżko podobne sworki. Małe, na wpółprzezroczyste i przepiękne niczym motyle humanoidalne istoty.

Znajdująca się w samym środku lasu polana była skąpana w promieniach słońca. Pośrodku niej znajdowało się niewielkie jeziorko, może nawet bardziej sadzawka. Gęsty las natomiast sprawiał, że polanka zdawała się zupełnie odcięta od reszty Saljan.

Raina zaniemówiła, gdy jej oczom ukazało się to niezwykłe zjawisko. Nieświadomie mocniej ścisnęła dłoń Jessuma, uśmiechając się delikatnie. Po raz pierwszy od jej „ucieczki" nie myślała o żadnych aluzjach, a na twarzy dziewczyny odmalowały się jak najbardziej niewinne uczucia szczerego zachwytu.

– Wspaniałe... – wyszeptała cicho.

Jessum przeniósł wzrok z jeziorka i istot zebranych wokół niego na Rainę. Poczuła na sobie spojrzenie jego wrzosowych oczu i dostrzegła ciepły uśmiech na twarzy księcia.

– To leśne duszki – szepnął. – Posiedźmy tu chwilę, a przyzwyczają się do nas i będziemy mogli podejść bliżej.

Leśne duszki... Określenie zabrzmiało niedorzeczne w uszach kogoś przyzwyczajonego do komputerów, telefonów komórkowych i laserów, ale podobne uwagi Raina zatrzymała dla siebie. Również dla siebie zatrzymała stwierdzenie, na ileż sposobów można by wykorzystać niewielkie jeziorko.

– Sądziłam, że las jest niebezpieczny, a to... to jest po prostu piękne.

– Bo jest niebezpieczny – odparł szeptem. – Dlatego byłem taki czujny. Ale to jedno z miejsc, gdzie możesz czuć się zupełnie bezpiecznie. Nikomu nie może stać się tu krzywda.

– W takim razie mam rozumieć, że mnie też już się nie boisz? – zapytała z rozbawieniem.

Posłał jej tajemniczy uśmiech w odpowiedzi.

Pokręciła głową, rozbawiona, zerkając na ich splecione dłonie. Ten niewinny dotyk był dziwny i przyjemny zarazem, dlatego nie puściła jego dłoni, ale oparła się o drzewo, przymykając oczy, i wsłuchując się w odgłosy lasu.

Poczuła ruch kciuka księcia po wierzchu jej dłoni. Chwilę później przyjemny zapach podrażnił jej nozdrza. Zaskoczył ją czyjś oddech muskający skórę na szyi i przy kościach żuchwy. Jedno uderzenie serca później czubek języka przesunął się delikatnie po jej szyi. Wprawdzie gdy na swojej twarzy wyczuła czyjś oddech, miała nadzieję, że oto jej starania zostały uwieńczone sukcesem, ale kiedy wyczuła przesuwający się po jej szyi język, wiedziała, że to nie mógł być Jessum. Otworzyła oczy zaniepokojona, niemal wystraszona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro